1
Rozdział II

Nadal myślała o sobie jako o Małgorzacie Lindberg. Obudziła się w szpitalu następnego dnia, otoczona przez lekarzy i pielęgniarki. Będzie musiała nauczyć się reagować na swoje nowe imię, pogodzić się z tym, że jej organizm zapragnął nagle jeść mięso i mnóstwo niezdrowych i tuczących rzeczy oraz przyzwyczaić się, że ma dwadzieścia lat mniej. Ten punkt podobał jej się najbardziej.
Ciało Sary Hansson miało połamane żebra i było bardzo posiniaczone, jednak Małgorzata wiedziała, że to wszystko minie, a skóra pozostanie jędrna i gładka. Przydałoby się tej Sarze zrzucić parę kilogramów, zacząć dbać o kondycję i wybielić zęby, ale poza tym była wprost idealna.
- Czy czegoś ci potrzeba, kochanie? – zapytała kobieta w średnim wieku, ledwo Małgorzata otworzyła oczy. Spoglądała na nią z taką czułością i miłością, z jaką tylko matka może patrzeć na swoje chore dziecko, więc Małgorzata przyjęła, że właśnie miała przyjemność poznać panią Hansson.
W takich chwilach pacjenci proszą zazwyczaj o wodę albo pytają, gdzie się znajdują. Małgorzata jednak zamrugała i ignorując suchość w ustach, wyszeptała:
- Lusterko. Daj mi lusterko.
Matka Sary zmarszczyła tylko brwi, ale spełniła prośbę. Małgorzata cieszyła się, że Sara odziedziczyła urodę widocznie po ojcu, bowiem ta na oko czterdziestopięcioletnia kobieta siedząca na brzegu jej szpitalnego łóżka, wcale nie grzeszyła urodą. Miała nieregularne rysy, za długi, lekko zadarty nos i wystające kości policzkowe. Spiczasta broda nadawała twarzy nieco trójkątny kształt, a krótkie włosy o mysim odcieniu jedynie podkreślały ten efekt.
Co by nie mówić – matka Sary Hansson była po prostu brzydka.
Małgorzatę ucieszyła w duchu myśl, że jedna rzecz się nie zmieniła – nadal miała tajemnicze, obco brzmiące nazwisko. Oczywiście tak naprawdę wcale nie nazywała się Lindberg, lecz Lindowska, a końcówka „–wska” była w jej mniemaniu żałośnie pospolita, więc natychmiast postanowiła ją zmienić. Wielokrotnie spuszczała oczy, gdy padały pytania o jej rzekome zagraniczne pochodzenie. Fakt, że jej rodzice od dawna spoczywali na cmentarzu znacznie ułatwiał jej ukrywanie swoich prawdziwych korzeni.
Spojrzała w lustro z zadowoleniem. Powieka lewego oka była lekko opuchnięta, a zadrapanie na podbródku na tyle głębokie, że może nawet pozostanie po nim mała blizna… Ale to nic, jeśli będzie trzeba, zrobi z tej małej blizny swój wielki atut. Była w końcu dziewczyną, która wyszła cało z wypadku, w którym zginęła słynna Małgorzata Lindberg!
Lekko przetłuszczone włosy Sary okalały owalną twarz o regularnych rysach. Duże, głęboko osadzone oczy były otoczone długimi rzęsami, jednak tak jasnymi, że prawie wcale nie było ich widać.
Małgorzata położyła sobie lusterko na piersi, nie wypuszczając go z rąk. Uśmiechnęła się blado, bardziej do siebie i własnych myśli niż do siedzącej obok kobiety, jednak matka Sary błyskawicznie odwzajemniła uśmiech.
- Wszystko będzie w porządku – wyszeptała. – Dojdziesz do siebie i spokojnie wrócisz do pracy. Laura mi obiecała, że miejsce w Klementynce będzie na ciebie czekać. Bartek pytał o ciebie, wiesz? I oczywiście tata bardzo się o ciebie martwi.
Małgorzata zmarszczyła z wysiłkiem brwi, uświadamiając sobie nagle, że to co dla niej jest takie oczywiste, niekoniecznie musi być jasne dla całej reszty świata. Doskonale wiedziała, że nie „powróci” nigdy do pracy w Klementynce, nie obchodziło ją także, co o tym wszystkim pomyślą sobie rodzice Sary czy Bartek (kim w ogóle jest Bartek?!). Zdawała sobie doskonale sprawę z faktu, że nikt nigdy nie powinien poznać prawdy. Dla świata Małgorzata Lindberg musi pozostać martwa. Wraz z ciałem młodej, uroczej Sary odziedziczyła także jej tożsamość, a co za tym idzie – nadopiekuńczą matkę, nudną pracę i jakiegoś cichego wielbiciela.
Jeśli tajemnica ma pozostać tajemnicą, musiała się bardzo postarać, by wszyscy uwierzyli, że mają przed sobą nie tylko ciało, lecz także duszę panny Hansson. Małgorzata przełknęła ślinę z obawą, że być może zapomniała jak się gra… A jeśli nowe ciało nie będzie jej posłuszne? Lub też jeśli wraz z tamtą powłoką odeszły te niesamowite zdolności aktorskie, tak często wychwalane przez media?
Jednak te obawy opuściły ją natychmiast, gdy tylko brwi Sary ściągnęły się zgodnie z jej życzeniem, po mistrzowsku wyrażając szok i przerażenie.
- Ale o czym pani właściwie mówi? I kim pani jest?!

Następny dzień upłynął Małgorzacie na serii badań mających ustalić przyczyny amnezji. Jednak żadne z nich nie wykazało absolutnie niczego, więc z braku lepszych możliwości, lekarze zrzucili zanik pamięci na karb szoku pourazowego.
- Wkrótce powinien minąć – oświadczyli Magdalenie Hansson, gdy ta na giętkich z przerażenia nogach chodziła po szpitalnym korytarzu.
Tylko jedna osoba na ziemi wiedziała, że pamięć Sary już nigdy nie wróci, bowiem w jej mózgu zagościły już całkiem nowe wspomnienia. Małgorzata umościła się wygodnie na poduszce i słodkim głosem poprosiła pielęgniarkę o dzisiejszy numer gazety. Pielęgniarka uśmiechnęła się dobrodusznie, bowiem słyszała już co nieco o tej biednej dziewczynie, która straciła pamięć. Po południu na stoliku Małgorzaty pojawiły się aż dwa dzienniki, których pierwsze strony wyglądały niemalże identycznie.
„Śmierć Małgorzaty Lindberg – NOWE FAKTY” oraz „Tragedia dla polskiej kinematografii!!!” krzyczały nagłówki. O wiele drobniejszym drukiem wspomniano obok o „dymisji ministra sportu – więcej na str. 3” czy „szokujących podwyżkach cen paliwa – czytaj na str. 8”.
- Pięknie, po prostu pięknie – mruknęła pod nosem Małgorzata, przeglądając na stronie drugiej kalendarium ze swojego życia. – Szkoda, że Andrzej nie może cieszyć się razem ze mną!
Zachichotała na myśl, co by było, gdyby powiedziała o wszystkim Tkaczowi albo lepiej – Markowi Ziębie? Na pewno zamknęliby ją w domu wariatów, a Małgorzata miała zupełnie inne, jasno sprecyzowane plany na przyszłość. Nuciła melodię z czołówki głośnego serialu, w którym grała główną rolę kilka lat temu. O ironio, grana przez nią postać zginęła nagle w wypadku samochodowym, tuż po skandalu z Idą Połaniecką. Małgorzata zawodziła właśnie refren, gdy w sali zjawił się przystojny, niebieskooki szatyn zogromnym bukietem kwiatów. Kiwnął głową, po czym uśmiechnął się nieśmiało, kładąc kwiaty na stoliku.
- Frezje, twoje ulubione – powiedział cicho i usiadł na metalowym krzesełku obok łóżka.
Przez chwilę obserwowali się w całkowitym milczeniu. Małgorzata daremnie czekała, aż chłopak się przedstawi i poda cel wizyty, jednak on sam wyglądał, jakby nie wiedział, dlaczego się tu właściwie znajduje. Może tak naprawdę się pomylił? Może to jedna z tych idiotycznych, internetowych randek? – przemknęło jej przez głowę, gdy tajemniczy gość wreszcie przemówił:
- To strasznie dziwne, wiesz? Totalnie nie wiem, co ci powiedzieć. Oczywiście mi przykro, że tak się stało… Ale cieszę się, że nic ci nie jest. Ty… Ty naprawdę niczego nie pamiętasz?
Małgorzata pokręciła powoli głową. Chłopak zaśmiał się nerwowo, a po jego twarzy przemknął cień ulgi… Takie przynajmniej odniosła wrażenie.
- Tego, jak się poznaliśmy?
- Nie.
- Naszego weekendu w górach?
- Nie.
- Tej nocy, kiedy ostatnio się…
- Nie! – krzyknęła wreszcie, po czym skrzywiła się z bólu. Lekarze powiedzieli, że żebra jeszcze przez długi czas będą dawały się we znaki. – Niczego nie pamiętam, jasne? Mam ci to przeliterować czy może narysować?
- Boże, jak to dobrze! To znaczy – poprawił się natychmiast chłopak – to straszna szkoda. W końcu mamy ze sobą tyle cudownych wspomnień. Ale wiesz, z drugiej strony możemy zacząć zupełnie od początku – w przypływie emocji chwycił ją za prawą dłoń i złożył na niej obrzydliwy, mokry pocałunek.
- Opamiętaj się! Ja cię w ogóle nie znam! – warknęła Małgorzata. Zaraz, zaraz… O kim to wcześniej wspomniała matka Sary? – Ty jesteś Bartek…?
- Bartek? Jaki Bartek? Nie, jestem Tomek! Byliśmy razem od maturalnej! Boże, ty naprawdę niczego nie pamiętasz! Myślałem, że mnie wkręcają, wiesz, twoja matka jakoś nigdy za mną nie przepadała i…
Słowotok Tomka trwał i trwał, jednak Małgorzata nie zwracała uwagi na ani jedno słowo. To wszystko przestało jej się podobać. Wygląda na to, że ta mała Hansson miała o wiele ciekawsze życie niż można było wynioskować z jej uroczej twarzyczki ostatniej naiwniary. Każda bliska jej osoba tworzy ogniwo łańcucha wiążące ją z tą zapyziałą dziurą oraz dawnym życiem.
Co, jeśli zerwanie tego łańcucha okaże się trudniejsze niż sądzi?
- Przykro mi, Tomek. Moja… matka mówiła prawdę – zaczęła Małgorzata, gdy liczba osób w dość ciasnym szpitalnym pomieszczeniu zwiększyła się jeszcze o trzy.
Dwie nieznajome kobiety oraz młody mężczyzna wlepili w nią zatroskane spojrzenia, jakby miała zaraz umrzeć. Przytłoczyła ją myśl, że nie wie, kogo ma przed sobą. Może to dwie ciotki i kuzyn, najlepsi przyjaciele albo najwięksi wrogowie, którzy przyszli tu, by udusić ją poduszką?
- Kim wy wszyscy jesteście?! – zapytała z przerażeniem, które wcale nie było udawane.
Opadła bez sił na poduszki, oddychając na tyle głęboko, na ile pozwalały jej połamane żebra. Nadal miała problemy z przyzwyczajeniem się do nowej sytuacji, a stado nieznajomych koło jej łóżka wcale nie pomagało. Do licha, czy oni nie mogliby przychodzić pojedynczo?!
- Ja jestem Laura – zaczęła najstarsza kobieta z silnym, niemieckim akcentem. – Byłam twoją szefową w Klementynce. To nasza sprzątaczka, Sabina i nasz kelner, Bartek.
- Ach, więc to ty! – Małgorzata uśmiechnęła się łaskawie do piegowatego rudzielca, po czym powróciła wzrokiem do Tomka. Na niego patrzyło się o wiele przyjemniej, jednak sądząc ze wściekłej miny Bartka, kelner z Klementynki nie zgodziłby się z tą opinią.
- Co ty tu robisz?! – warknął.
- Dobra, to my może na momencik zostawimy was samych – zaproponowała Sabina z krzywym uśmiechem, po czym razem ze swoją szefową czmychnęła z sali.
- Powiedz mi, dlaczego pamiętałaś jego a mnie nie?! – krzyknął Tomek, ignorując pytanie rywala.
- Pamiętałaś mnie…? – rozpromienił się Bartek, siadając po drugiej stronie łóżka.
- Nie, po prostu moja mama wspomniała o jakimś Bartku – wyjaśniła Małgorzata.
- AHA! Ale może wcale nie o niego chodzi?! Może zjawi się tu jakiś trzeci facet? No bo nie uwierzę, że chcesz zamienić mnie na kogoś takiego!
Małgorzata przykryła się kołdrą prawie po uszy. Sama też nie mogła w to uwierzyć, ale tę myśl zachowała dla siebie.
- Zamknij się! – rozkazał Bartek, którego twarz przybrała kolor głębokiej czerwieni.
- Bo co mi zrobisz, frajerze? Nie wierzę, że nie minęło jeszcze pół roku od naszego rozstania, a ty już zaczęłaś…
Jednak nikomu nie było dane dowiedzieć się, co zaczęła robić Sara Hansson, bo twarz jej byłego chłopaka przeżyła bliskie spotkanie z zimną, szpitalną podłogą. Tomek zacisnął zęby, po czym wstał, otrzepał ubranie i przyłożył Bartkowi prosto w jego triumfujący uśmiech.
Małgorzata pisnęła odruchowo, gdy Bartek uderzył o poręcz jej łóżka. Nie stracił jednak rezonu, jego pięść wystrzeliła w powietrze i Tomek po raz drugi znalazł się na ziemi. Wstając sapnął niczym rozjuszony byk, a jego oczy ciskały wściekłe iskry, gdy rzucił się na swojego rywala. Zanim spanikowana Sabina zdołała sprowadzić pomoc, chłopcy zdemolowali stolik, sprawiając, że po całej sali walały się szczątki frezji.
- Czy wy do reszty zwariowaliście?! – huknęła Sabina.
- To on zaczął – warknął Tomek, chociaż nikt go o to nie pytał. Skonsternowany Bartek otarł krew z dolnej wargi.
- Stanąłem w jej obronie.
- Świetnie, ale moim zdaniem tej młodej damie potrzeba bardziej odpoczynku niż takiego przesadnego rycerstwa – zauważył trzeźwo doktor, którzy dziś przeprowadzał Małgorzacie tomografię. – Jeśli oboje nie chcecie mieć kłopotów, to zmywajcie się stąd, byle szybko.
Tomek próbował bezskutecznie wygładzić pogniecioną marynarkę, najwyraźniej czekając, aż jego rywal jako pierwszy opuści salę. Czując na sobie ponaglające spojrzenie lekarza, nachylił się nad Małgorzatą, po czym wyszeptał jej prosto do ucha:
- Oni wcale nie życzą ci dobrze. Będą mówili o mnie złe rzeczy, byle tylko nas rozdzielić. Nie wierz w ani jedno ich słowo, pamiętaj!
Posłał jej znaczące spojrzenie, po czym ścisnął jej dłoń na pożegnanie i wyszedł, zanim zdążyła zapytać go o cokolwiek. Chwilę potem zniknął Bartek.
- Niech panie się streszczają, Sara miała dość wrażeń na dziś.
Laura i Sabina pokiwały zgodnie głowami. Laura siadła na brzegu łóżka Sary, podczas gdy Sabina zajęła się tym, co umiała najlepiej – sprzątaniem. Fukała gniewnie, zbierając z podłogi szczątki kwiatów i odstawiając sprzęty na swoje miejsca.
Małgorzata tymczasem starała się odwzajemnić zimne spojrzenie Laury. Miała wrażenie, że ta kobieta przejrzała ją na wylot i wie wszystko o zbrodni, jakiej dopuściła się Lindberg. Patrzyła prosto w oczy Sary i podejrzliwie przekrzywiła głowę, jakby na dnie źrenic swojej podwładnej ujrzała właśnie odbicie zupełnie obcej duszy.
- Musi być ci bardzo trudno – wycedziła wreszcie. – Kręci się tu mnóstwo ludzi, których tak naprawdę nie znasz.
Małgorzata odsunęła kołdrę, pod którą schowała się na czas bijatyki. Przerażała ją ta cała Laura. Miała wrażenie, że pod pooranym zmarszczami czołem kryje się umysł, który nadzwyczaj trudno będzie oszukać.
- Lekarze mówią, że twoja pamięć wkrótce wróci. Wierzysz w to? – zapytała ostro Laura, zupełnie jakby jej pracownica umyślnie blokowała wspomnienia z dawnego życia.
- Nie wiem. Mam nadzieję – wyszeptały zdrętwiałe usta Sary.
Sabina uśmiechnęła się do niej pocieszająco, wrzucając do kosza ostatnią garść kwiatów.
- Nie martw się, kochaniutka, już wkrótce zobaczymy się w pracy!
- Tak, miejsce będzie na ciebie czekać – dodała sucho Laura.
- Ale ja nie chcę tam wracać.
Laura zacisnęła usta, a zaszokowana Sabina zaczęła roxglądać się po sali, jakby spodziewała się, że spod któregoś z dwóch pustych łóżek wyłoni się nagle uśmiechnięty żartowniś i krzyknie: „Witaj w ukrytej kamerze!”.
- Potrzebujemy cię – powiedziała Laura, jakby naprawdę sądziła, że tym marnym argumentem jest w stanie przekonać Małgorzatę Lindberg, by resztę nowego życia spędziła na nudnej recepcji.
Małgorzata uśmiechnęła się pobłażliwie, czując powracającą pewność siebie. Bezlitośnie powiedziała Laurze to, co mówiła każdej osobie stojącej jej na drodze do wielkiej kariery.
- Ale ja was nie potrzebuję.

Małgorzata kolejnego dnia poprosiła „matkę” o kilka złotych, by móc uruchomić szpitalny telewizor. Kobieta ociągała się przez kilka chwil, bowiem w mediach histeria po utracie jednej z największych polskich aktorek dopiero się rozkręcała.
- Nie powinnaś na to wszystko patrzeć, skarbie.
- Ale chcę. Chcę, naprawdę – upierała się Małgorzata niczym dziecko, któremu ktoś odmawia zabawy piłą mechaniczną. Wreszcie wpadła na szatański pomysł. – Proszę cię, mamo.
Matka Sary rozpromieniła się nagle, gdyż jej córka pierwszy raz od wypadku zwróciła się do niej w ten sposób. Pogrzebała przez moment w portfelu, po czym wrzuciła do automatu kilka drobnych monet, które miały starczyć na kilka godzin seansu.
- Dziękuję ci bardzo – uśmiechnęła się Małgorzata, wyciągając ręce po pilota. Ułożyła się wygodnie na poduszkach i włączyła mały odbiornik. Zauważyła, że pani Hansson ukradkiem ocierała łzy z oczu, jakby nie chciała zrobić córce przykrości swoją słabością. Małgorzacie zrobiło się trochę głupio na myśl, że tak naprawdę ma gdzieś, ile łez wylała przez nią ta kobieta.
- Kochanie, nie obrazisz się, jeśli dziś pójdę już do pracy? Oczywiście mogę zostać, jeśli chcesz…
- Nie, nie ma takiej potrzeby – odparła szybko Małgorzata, poprawiła się jednak, widząc smutek na twarzy kobiety. – To znaczy, bardzo bym chciała, żebyś dotrzymała mi towarzystwa, ale dziś naprawdę czuję się lepiej. Możesz spokojnie iść do pracy.
- Na pewno…?
Tym razem Małgorzata uśmiechnęła się delikatnie i nie odpowiedziała od razu. Musiała rozsądnie grać rolę uległej córki, tak aby zdołać uśpić czujność całej rodziny. Może nawet lepiej będzie, by przez pewien czas wszyscy myśleli, że ma zamiar wrócić do tej zapyziałej dziury i znów spotykać się z Bartkiem, Tomkiem czy jeszcze kimś innym? Może to uspokoi ich na tyle, by nie zamykać jej na klucz w pokoju, a ona pewnego dnia po prostu wyfrunie z gniazda, zostawiając na lodówce wiadomość o treści: „Nie martwcie się i nie szukajcie mnie. Już wkrótce zobaczycie mnie na wielkim ekranie, buziaczki!”.
Bardzo kusząca wizja.
- Na pewno, idź.
Skacząc po kanałach, Małgorzata cieszyła się, że została sam na sam z telewizorem. Obsesyjne poszukiwanie jakichkolwiek informacji o wypadku, w którym zginęła Lindberg wyglądałoby co najmniej podejrzanie. Omijała wszystkie kanały muzyczne, kulinarne i te dla dzieci – dosłownie wszystkie, gdzie nie było szans, że natknie się na program dotyczący samej siebie.
Zatrzymała się wreszcie na odcinku specjalnym programu „Wokół nas”, który specjalizował się w subjektywnym ukazywaniu ludzkich problemów i rozdmuchiwaniu ich do rangi narodowej tragedii. Tym razem na tapetę wzięto jej śmierć.
Na tle białych ścian nowoczesnego studia wyróżniały się dwie krwistoczerwone kanapy i stolik w tym samym jaskrawym kolorze. Na jednej z kanap siedziała wygodnie dwójka prowadzących – odpicowany goguś Aleksander Nowogrodzki i jego koleżanka po fachu Agnieszka Tuloń.
„Aga znowu zainwestowała w chirurga” pomyślała złośliwie Małgorzata. „Jej usta są tak wielkie, że powinny siedzieć na osobnej kanapie!”
Wśród gości znaleźli się jej dawny serialowy partner Jerzy Burgas („Ależ on się zestarzał!”), początkująca aktoreczka Tamara Brześć („Z takim nazwiskiem nie ma szans na karierę za granicą…”), niezastapiony Andrzej Tkacz oraz… Marek Zięba.
Małgorzata zacisnęła pięści na pościeli, zastanawiając się, czy jest bardziej przybita widokiem smutnego Andrzeja, czy bardziej wkurzona faktem, że jej śmierć stała się dla Zięby okazją do lansu w telewizji. Reżyser rozsiadł się wygodnie na czerwonej kanapie, próbując wyglądać na pogrążonego w żałobie. Małgorzata miała jednak dziwne wrażenie, że on i ta marna aktoreczka co chwilę wymieniają się porozumiewawczymi spojrzeniami, powstrzymując się od wybuchnięcia głośnym śmiechem.
- Panie Andrzeju, jak wspomina pan pracę z Małgorzatą Lindberg? – zapytał Nowogrodzki.
Andrzej westchnął ciężko, a Małgorzata w tej chwili pożałowała, że nie była dla niego milsza. Wcale nie dlatego, że miał właśnie doskonałą okazję, by opowiedzieć o jej humorach, o tym jak go wykorzystywała i przymilała się do niego tylko wtedy, gdy traciła wiarę, że ktokolwiek na ziemi jeszcze o niej pamięta. Wiedziała, że on zachowa to dla siebie i zadrżały jej usta na myśl, że on prawdopodobnie jest jedyną osobą, która szczerze rozpacza po jej „śmierci”.
- Małgosia jest… była bardzo wymagająca i ambitna, co czyniło tę pracę sporym wyzwaniem.
Tuloń pochyliła się do przodu z nadzieją, że Tkacz chlapnie coś, co potwierdzi plotki o jego rzekomym romansie ze swoją podopieczną. To podniosłoby pewnie oglądalność i stało się nie lada sensacją, ale doskonale wiedziała, że nie może o to po prostu zapytać – jeszcze nie teraz, nie w przeddzień pogrzebu.
– Mimo całego wysiłku, który włożyłem w tę pracę, mimo rzeczy, które musiałem zaniedbać, bądź całkowicie z nich zrezygnować, nie żałuję ani jednego dnia, który spędziłem w pobliżu Małgosi. Oddałbym naprawdę wiele, by jeszcze raz móc z nią porozmawiać.
Tuloń udała, że ociera łzy, po czym zwróciła swoje błyszczące oczy w stronę Marka Zięby.
- Pan rozmawiał z nią po raz ostatni, prawda?
- Tak, miałem ten zaszczyt – odparł. – To ja wyciągnąłem do niej rękę, by pomóc jej zaistnieć na nowo na ekranach kin. Wiedziałem, że jeszcze nie jest na to za późno i choć ludzie nie zapomnieli pewnie o tych koszmarnych pomówieniach, to zaryzukuję i dam jej szansę.
Małgorzata zmarszczyła brwi. Nie umknęła jej uwadze istotna różnica między wypowiedziami Tkacza oraz Zięby – Andrzej cały czas mówił o niej, podczas gdy ten parszywy reżyser każde zdanie zaczynał od „ja”.
- Zaoferowałem jej główną rolę w moim najnowszym filmie „Głos z mego serca”, który pojawi się w kinach na początku przyszłego roku – Nowogrodzki odchrząknął w tym miejscu znacząco, gdyż nawet jego raziła podła próba reklamy w takiej chwili. – Małgorzata aż płakała ze szczęścia, bo myślała, że już nikt nigdy w nią nie uwierzy. Uczciliśmy to dwiema lampkami wina, a potem się pożegnaliśmy, by już za kilka dni spotkać się na planie filmu, który wejdzie na ekrany…
Małgorzata drżącymi palcami podkręciła głośność, mrucząc pod nosem wszystkie przekleństwa, jakie przychodziły jej na myśl.
- Świat nigdy nie dowie się, jaki Zięba był podły! – syknęła, płacząc z wściekłości. – Andrzej patrzy na niego, jakby ten podlec osłodził mi ostatnie chwile życia! Czy on naprawdę w to wierzy?! Czy nie pamięta, w jakim byłam w stanie, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni? Dlaczego go nie poprawia, dlaczego nie mówi, że to z nim rozmawiałam…?
Lindberg zadrżała na wspomnienie ich ostatniej rozmowy. Pocieszyła ją tylko myśl, że Marek prawdopodobnie oszczędził Andrzejowi pikantnych szczegółów. Przestało ją nagle obchodzić, co myśli o niej świat, liczyło się tylko, by to Andrzej wspominał ją ciepło.
Cicho pochlipując, powróciła wzrokiem do małego ekraniku na ścianie. Usłyszała, jak Burgas chwali ją za profesjonalizm i kreatywność. Na koniec zapewnił, że nigdy nie wierzył w jej winę i zwrócił uwagę, że kino nie straciło Małgorzaty kilka dni temu – kino odrzuciło ją samo o wiele wcześniej.
Lindberg uśmiechnęła się przez łzy. Miała wrażenie, że Burgas nie mówi tego, bo tak wypada, lecz naprawdę tak uważał. Andrzej skomentował krótko tę wypowiedź, po czym uwaga wszystkich zwróciła się na jedyną osobę, która do tej pory nie zabrała jeszcze głosu. „Cholera wie, co ona tam właściwie robi?” zapytała w myślach Małgorzata.
- Z wielkim bólem przyjęłam tę tragiczną wiadomość – stwierdziła Tamara Brześć delikatnym głosem. – Nie miałam niestety okazji poznać Małgorzaty osobiście. Jej postać bardzo mnie zainspirowała. Pamiętam, że będąc w liceum oglądałam jej filmy z wypiekami na twarzy i zapragnęłam być taka jak ona! („Jeszcze śmie robić jakieś aluzje do mojego wieku, suka!”) To dzięki niej poszłam do szkoły aktorskiej i jestem teraz tu, gdzie jestem. – Kamera zrobiła zbliżenie, by pokazać łzę spływającą po jej policzku. – Wiem, że dopiero zaczynam, dlatego tym bardziej jestem dumna, że Marek powierzył mi rolę przeznaczoną dla wielkiej diwy polskiego ekranu!
- To ona?! To ona dostała moją rolę?! – zawołała Lindberg, zupełnie nie dbając o to, co ktoś mógłby sobie pomysleć, słysząc w jej ustach taką wypowiedź. Nie mogła w to uwierzyć. Pożałowała, że z jej stolika zniknął bukiet frezji, bo w takim razie miałaby przynajmniej czym rzucić w telewizor.
Nowogrodzki i Tuloń spoglądali po sobie z lekkim zażenowaniem. Kolejna próba reklamy nowego filmu Zięby była tak rażąca, że nie pozostało im nic innego, jak tylko zakończyć tę wymianę zdań. Pożegnali się z widzami, po czym zaprosili ich serdecznie do obejrzenia dramatu „Modlitwa przed snem” – filmu, który uczynił z Małgorzaty wielką gwiazdę.
Lindberg przepłakała całą przerwę reklamową. Nic nie poprawiało jej humoru. Co rusz spoglądała na swoje nowe, gładkie dłonie z krótkimi owalnymi paznokciami, jednak myśl, że jej stara, doświadczona dusza tkwi w młodym ciele wcale nie sprawiała, że czuła się lepiej. Poczuła obrzydzenie do samej siebie i po raz pierwszy zastanowiła się, co się stało z prawdziwą Sarą Hansson. Czy po prostu rozpłynęła się w powietrzu? Znalazła się w innym świecie? A może nadal błąka się po ziemi, usiłując dociec, co się właściwie stało…?
Gdy po kilkunastu minutach odważyła się wreszcie spojrzeć na telewizor, przed krótką chwilę miała wrażenie, że patrzy w lustro. Z małego ekranu uśmiechała się do niej owalna twarz o delikatnych rysach porcelanowo gładkiej skórze. Długie, jasne włosy opadały miękko na ramiona. Tylko oczy były jakieś inne – nie błękitne, lecz ciemnobrązowe, ufne, ale bardzo przenikliwe i bystre.
Małgorzata pamiętała ten film. Już prawie zapomniała, że kiedyś była młodą, uroczą blondynką, którą obsadzano w rolach biednych, zagubionych dziewczynek, a nie tragicznych femme fatale. Grała w nim młodą dziewczynę, która przez nieuwagę doprowadza do śmierci młodszego brata – dziecka tak długo oczekiwanego przez rodziców. Wtedy wydawało jej się, że gra główną rolę w wiekopomnym dziele, po latach natomiast doszła do wniosku, że szumnie reklamowana „historia o dorastaniu, przebaczeniu i życiu w cieniu własnych niedoskonałości” to tak naprawdę szmira, do której dopisano wielką ideologię.
- Nie zrobisz tego – zaśmiała się dziewczyna na ekranie. W jej głosie słychać już było cień aksamitnego głosu dojrzałej aktorki, zupełnie innego niż ten, którym Małgorzata posługiwała się na co dzień. Traktowała ten głos niczym jakiś skarb, którego używała tylko na specjalne okazje.
- Zobaczysz, jeszcze ci pokażę! – naburmuszył się chłopiec. Jak na dzieciaka radził sobie bardzo dobrze przed kamerą, jednak „Modlitwa przed snem” okazała się dla niego jednorazową przygodą z filmem.
Myśli Małgorzaty zaczęły błądzić, powracając co rusz do Sary Hansson. „Trochę dziwnie patrzy się na siebie ze świadomością, że cała reszta świata myśli, iż nie żyję” pomyślała, obojętnie obserwując na ekranie chłopca, który staje na balkonowych barierkach i zaczyna wspinać się na rozgrzany letnim słońcem dach. „Jutro odbędzie się mój pogrzeb, więc może ja naprawdę umarłam? Dlaczego zrobiłam to tej biednej dziewczynie? Czy zrobiłam to specjalnie? Nie, przecież nie mogłam tego przewidzieć… Czy grzech spowodowany nieumyślnie jest tak samo ciężki, co zabójstwo z premedytacją?” zastanawiała się, gdy dzieciak krzyknął i spadł z dachu.
Przestraszona siostra wybiegła z domu i przykłękła przy bracie w samą porę, by usłyszeć jego ostatnie słowa.
- Widzisz? Mówiłem ci – wyszeptał drżącymi wargami.
- Na filmach zawsze każdy ma prawo do ostatniego słowa – mruknęła Małgorzata, czując, że jej zmęczone płaczem powieki robią się coraz cięższe. – Ja nie miałam. Moje ostatnie słowo nigdy nie padło.
Z tą myślą zasnęła, czując się odrobinę usprawiedliwiona, że ukradła ciało i tożsamość komuś innemu, byle tylko zyskać szansę na drugie życie.

Gdy ocknęła się późnym popołudniem, zauważyła, że na łóżku obok leżała staruszka z nogą w gipsie. Kobieta wyglądała na zrzędliwą; wokół jej ust ciągnęła się gęsta sieć zmarszczek, które powstają, gdy ktoś ze złości zaciska mocno wargi. Brwi zmarszczyła tak mocno, że złączyły się w jedną długą linię tuż nad jej ciemnymi oczami za okularami w grubych oprawkach.
Staruszka wpatrywała się w telewizor. Akurat transmitowano mszę świętą, gdzie przed ołtarzem tłoczyła się setka równie naburmuszonych i pomarszczonych babć.
Małgorzata nadaremno szukała w pościeli pilota i dopiero po chwili zobaczyła go w dłoni kobiety.
- Przepraszam, czy mogłaby pani zmienić kanał? – zapytała surowo.
- Nie.
- Ale ja chciałam…
- Nie!
Małgorzata zrezygnowana opadła na poduszki. Zapowiadał się naprawdę długi wieczór… Miała wrażenie, że telewizor huczy niemiłosiernie głośno, a pieśni kościelne omijają drogę przez uszy, zaczynając huczeć od razu w jej mózgu. Nakryła głowę poduszką, ostentacyjnie wzdychała i przewracała się w pościeli, jednak babcia była głucha i ślepa na wszelkie sygnały.
- Ej! – warknęła staruszka, wskazując na Małgorzatę pomarszczoną dłonią ściskającą pilota. Małgorzata ucieszyła się na ten widok, wyciągając rękę, jednak kobieta szybko się cofnęła. – Podaj mi stucną scękę!
- Co?!
- Słysałaś! Jest w mojej safce, tutaj!
Małgorzata prychnęła kpiąco, po czym obróciła się do ściany. W odwecie staruszka podkręciła głośność w telewizorze, a gdy nastała wreszcie cisza nocna, co kilka minut dzwoniła po pielęgniarkę pod byle pretekstem, nie dając Małgorzacie spać.
Lindberg miała już serdecznie dosyć szpitala. Obudziła się przed ósmą, gdy staruszka na łóżku obok chrapała w najlepsze. Po raz pierwszy spuściła nogi na podłogę i ze zdziwieniem zauważyła, że ból w boku już jej tak nie doskwiera. Spojrzała na połprzymknięte usta swojej sąsiadki i pomyślała z radością: „Już niedługo się stąd uwolnię! Najwyższa pora wracać do domu!”.
W szafce znalazła garść drobniaków pozostawionych przez panią Hansson, więc podreptała powoli do telewizora, po drodze odbierając staruszce upragnionego pilota. Dwie minuty później leżała już w łóżku, delektując się widokiem własnej twarzy na malutkim ekranie.
- Dziś odbędzie się pogrzeb znanej aktorki Małgorzaty Lindberg, która zginęła tragicznie dwudziestego października – poinformował suchy, kobiecy głos, podczas gdy na ekranie pojawiały się jej najlepsze zdjęcia w czerni i bieli.
- Wyłącz to – zażądała kobieta z sąsiedniego łóżka.
Małgorzata tylko przewróciła oczami. Kto ma pilot, ten ma władzę!
- Wyłącz to, ty mała bezbożnico! Tylko telewizja wam w głowie! Tfu, tfu! Wyłącz to cholerstwo, nie chcę na nie patrzeć! Morderczyni, dobrze, że tak skończyła!
Małgorzata poczuła łzy piekące ją pod powiekami i cisnęła pilota w stronę staruszki, trafiając ją dokładnie w zagipsowane kolano. Na widok pielęgniarek roznoszących śniadanie zupełnie się rozkleiła i zaczęła wrzeszczeć:
- Chcę do domu! Niech ktoś zadzwoni po moich rodziców! Wychodzę do domu!
Myślała, że nowe ciało uwolni ją od tych bezsensownych zarzutów raz na zawsze, oto tymczasem znalazł się ktoś, kto dalej wierzył w te bzdury! I kalał jej pamięć, zanim na dobre ostygło jej prawdziwe ciało!
Staruszka zachowywała się tak, jakby to wcale nie ona była sprawczynią tej histerii. Leżała niewinnie na łóżku, śledząc przebieg kolejnej mszy świętej, co jakiś czas tylko fukając ze złością na pielęgniarkę, która stanęła pomiedzy nią a ekranem.
Żaden z lekarzy z pielęgniarek nie zdołał przekonać Małgorzaty, że przez kolejne kilka dni powinna jeszcze poleżeć na obserwacji. Rodzice Sary widząc, że nie zdołają niczego wskórać, zaczęli pospiesznie pakować jej rzeczy.
- Wypisuję się na własne życzenie. Jestem pełnoletnia – syknęła. Och, jak odległe były czasy, gdy musiała przypominać o tym komukolwiek!
- Dobrze, w takim razie proszę tu podpisać – mruknął ordynator, podsuwając jej pod nos kartkę i długopis.
Lindberg po raz ostatni spojrzała na kobietę, która śmiała obrzucać ją fałszywymi oskarżeniami, mimo że nigdy nie spotkały się osobiście. Na twarzy staruszki błąkał się zadowolony uśmiech. Wydawała się być uradowana, że będzie miała pilota wyłącznie dla siebie.
- Proszę – mruknęła, zwracając dokumenty i długopis. Jeśli się pospieszą, zdąży obejrzeć w wiadomościach skrót z własnego pogrzebu.
Lekarz zabrał kartkę. Skierował się w stronę wyjścia z sali, jednak sekundę później zawrócił i spojrzał zdziwiony na swoją młodą pacjentkę.
- Przepraszam panienko, ale dlaczego podpisałaś się tutaj jako Małgorzata Lindberg?
Kocham pisać, bo wtedy choć raz mam okazję poczuć, że posiadam kontrolę nad czyimś życiem, gdy nad własnym już dawno straciłam...

2
Jeżeli reszta jest taka jak rozdział II praca spokojnie może lądować na biurkach redaktorów w wydawnictwach.
Czyta się gładko, treść rozwija się planowo i ciekawie i choć nie ma gwałtownych zwrotów akcji z machaniem pistoletem w tle, to powieść jest warta zachodu - czyli kupienia jej w ksiegarni - tylko proszę utrzymać poziom dotychczasowy! :)
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

3
Ja wypowiem się jako zwykła czytelniczka, która zwala błedy orto i inter na wydawcę - fabuła naprawde bardzo ciekawa. Miejscami zapomniałam, że jestesmy na weryfikatorium. Po przeczytaniu fragmentu pozostała ciekawość i chęć czytania dalej, a to chyba najwazniejsza rzecz, żeby zaciekawiśc czytelnika i sprawić, żeby chciał czytać dalej.
Podoba mi się, jak wykorzystałś motyw zamiany ciał i tylko trzymam kciuki, żeby fabularnie się nie rozjechało. W powietrzu jest tajemnica. Nagle intryga sławnej aktorki schodzi na drugi plan wobec tajemnicy życia zwykłej, skromnej dziewczyny Sary. POdoba mi się i zdecydowanie czytałabym dalej.

Jednak czasami dialogi i wypowiedzi bohaterów wydaja mi się zbyt sztywne. Podobnie jak niezbyt wiarygodna wydała mi się scena ze staruszką. Nie wiem, czy to staruszka była zbyt przejaskrawiona, czy to zachwoanie pani Lindberg wydało mi się nie pasujące do niej. Według mnie powinna potraktować tego "mohera" troche ostrzej.

Pozdrawiam :-)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron