Napisanie zajęło mi dwa dni, skończyłem wczoraj, dzisiaj poprawiłem i pytam: czy zaciekawia?
Sześć lat później
___– Oskarze, słyszysz mnie?___Niewysoki, lekko siwiejący mężczyzna nachylał się nad nim. Wyglądał na bardzo zainteresowanego losem leżącej osoby. Może jest lekarzem?
___– K… – szepnął Oskar, z trudem próbując wypowiedzieć chociaż słowo. – Kto…
___– Dzięki Bogu – przerwał mu facet, jednocześnie promiennie się uśmiechając. Pokazał swoje zadbane, białe zęby. – Staraj się nie mówić zbyt dużo, gdyż początkowo możesz odczuwać suchość w gardle i zawroty głowy. Niedługo miną, obiecuję.
___Znajdowali się w kremowej sali, przypominającej pokój w mieszkaniu Oskara. Zauważalne jednak było kilka różnić, jak chociażby brak okna i sztuczne oświetlenie. O resztę zadbano: drewniane biurko, wisząca lampa, stary telewizor plazmowy, małe lusterko oraz parę detali, które ktoś pieczołowicie rozłożył, by wyglądały znajomo. No i łóżko. Leżał na swoim szarym, ukochanym łóżku. Na pewno nie wnieśliby go do szpitala.
___– Jesteś wśród przyjaciół, nie obawiaj się. – Mężczyzna widział niepokój w oczach Oskara, więc kontynuował swoją wypowiedź ze spokojem. – Czy pamiętasz mnie?
___Ich wzrok się spotkał. Niski facet był ubrany w ciemnozielone spodnie i jasnoniebieską, grubą koszulę. Okropny dobór kolorów uzupełniały siwiejące, brązowe włosy. Oskar skinął głową. Znał tę osobę.
___– Profesor Ignacy Tomasz Olejny – wypowiedział imię w sposób cichy, chociaż z należną powagą. Natychmiast pożałował, że w ogóle się odezwał. Gardło zaczęło strasznie piec.
___– Cudownie, wspaniale! – krzyknął profesor. – Czujesz się na siłach, żeby wstać?
___Ponownie skinął głową, unikając mówienia. Odgarnął kołdrę i podniósł ciało do pozycji siedzącej. Intensywne zawroty głowy minęły po kilku sekundach. Położył obie stopy na podłodze i spróbował stanąć. Utrzymanie równowagi było trudne, ponieważ kończynom brakowało energii. Zapewne leżał zbyt długo, pozbawiony ćwiczeń, a jedynie konserwowany przez pozostałych uczestników Projektu.
___Oskar nie należał do bardzo wysokich ludzi, ale i tak wzrostem przewyższał profesora co najmniej o głowę.
___– Brawo! – pogratulował Olejny. – Nie przejmuj się niczym, co w tej chwili możesz odczuwać. Ból i pozostałe niedogodności wkrótce miną, zaufaj mi.
___Nie pamiętał dokładnie skąd to przekonanie wynikało, ale czuł, że profesorowi może zaufać. Uśmiechnął się porozumiewawczo i podszedł do lustra, by sprawdzić jak wygląda po tak długim śnie.
___– Pięć lat, tak? – spytał Oskar, zbliżając się do swojego odbicia. Z każdym słowem, rozmawianie przychodziło mu łatwiej.
___– Sześć – poprawił go Olejny. – Dokładniej sześć lat, dwa miesiące, trzy dni i jakieś… Cztery godziny. Minut jeszcze nie policzyliśmy.
___Oskar spojrzał w lustro. Z zadowoleniem przyjął fakt, że jego ciało nie uległo większym zmianom. Nadal miał te same, gęste, ciemne włosy i piwne oczy. Nie zauważył żadnej zmarszczki, chociaż jego twarz przybrała bardziej kwadratowy kształt, nabrała męskości. Sprawdził jeszcze brzuch, podnosząc się na palcach, by widzieć dokładnie. Chyba nie przytył.
___– Może lepiej… – odezwał się profesor, nie kończąc tego zdania. Odkaszlnął i złapał Oskara za ramię, dłonią wskazując na lustro. – Fenickie. Obserwują nas po drugiej stronie.
___Ktokolwiek ich obserwował, miał zapewne niezły ubaw. Dobrze, że Oskar pokazał im tylko brzuch.
___– Profesorze – zwrócił się do Olejnego, chowając koszulę z powrotem w spodnie – straciłem dla projektu być może najważniejszy okres mojego życia. – Złapał się za bolące gardło. Musiał jednak powiedzieć zbyt ważne rzeczy, aby mogły poczekać na później. – Usnąłem w wieku dwudziestu pięciu lat, a obudziłem się mając trzydzieści jeden, według tego, co profesor mówi. Udało się?
___Olejny nie kipiał radością, jak jeszcze przed chwilą.
___– Nie jesteśmy pewni – wyznał ze smutkiem w głosie. – Koordynaty być może pojawiły się w twojej głowie, ale skoro sam ich nie pamiętasz to znaczy, że będziemy musieli poczekać.
___Obaj lekko spuścili głowy. Oskar rzeczywiście miał luki w pamięci, ale przecież wiedział na co się pisze. Podpisał deklarację i dobrowolnie wziął udział w Projekcie. Nikt go nie zmuszał, by spędził ponad pięć lat przykuty do łóżka, ze złudną nadzieją na… No właśnie, na co?
___– Nie pamiętam – stwierdził. – Nie pamiętam dlaczego spałem przez ostatnie lata. Wiem tylko, po prostu czuję, że moje zadanie było bardzo ważne. Jak to możliwe, profesorze?
___Ponownie spojrzał swoim wystraszonym, zaniepokojonym wzrokiem na Olejnego.
___– Skutki uboczne – odparł profesor, drapiąc się po głowie. – Niestety takie, jakich się spodziewaliśmy. – Widząc zrezygnowaną minę Oskara, szybko uzupełnił: – Ale spokojnie! Spodziewaliśmy się ich, więc jesteśmy przygotowani. Proszę, usiądź sobie. – Dłonią wskazał jedyne krzesło, znajdujące się w pokoju. – Obejrzyj film, jaki dla ciebie wczoraj nagraliśmy.
___Posłusznie usiadł. Oskar należał do ludzi cierpliwych, więc w ciszy obserwował jak profesor męczy się z czterdziestocalowym telewizorem plazmowym, by odtworzyć jakieś nagranie.
___– Trochę przestarzały sprzęt – komentował pod nosem, wciskając jakieś guziki na pilocie. – O, już! Cudownie!
___Odszedł na bok, odsłaniając ekran. Pojawiły się tam dwie postacie, które Oskar skądś kojarzył. Ciemnowłosa kobieta po trzydziestce oraz około czterdziestoletni mężczyzna, nerwowo poprawiający swój krawat. Stali w jakimś przestrzennym budynku, prawdopodobnie laboratorium.
___– Już nagrywam – stwierdził znajomy głos.
___Profesor Olejny dołączył do dwojga i radośnie pomachał w stronę kamery.
___– Nie mamy pewności, ile pamiętasz – przyznał – więc najpierw się przedstawimy. Moje nazwisko to Ignacy Tomasz Olejny i jestem profesorem zwyczajnym fizyki w dziedzinie skoków, czy może lepiej powiedzieć: teleportacji.
___Oskar przypomniał sobie zagadnienie, o którym mówiono. Wspomnienia powoli wracały do jego głowy.
___– Przepraszam, Moniko, powinnaś mówić pierwsza – dodał profesor i cofnął się o krok.
___– Nie przesadzajmy, profesorze – skomentowała kobieta. – Słuchaj, Oskar, nie będę owijała w bawełnę. Kilkanaście lat temu, chociaż dla ciebie to wydaje się kilkoma latami, wymyślono sposób na natychmiastowe przemieszczanie ludzi, zwierząt, towarów, no dosłownie czegokolwiek, bez zachowywania ciągłości w przestrzeni.
___Encyklopedyczny ton wypowiedzi Moniki kłócił się z jej wyglądem typowej „dziewczyny z sąsiedztwa”, ubranej w jeansy i zieloną koszulkę. Sympatyczna, bez przerwy uśmiechnięta kobieta stawała niemal na baczność, gdy mówiła o poważnych sprawach.
___– Jak już wspominał profesor – ciągnęła – nie wiemy, ile pamiętasz. Dla pewności postanowiliśmy zaprezentować ci działanie tejże teleportacji, gdybyś… No gdybyś…
___– Uważał nas za idiotów – dokończył mężczyzna, który dotychczas nie zabierał głosu. – Adrian Wiśniewski, wysłannik Ministerstwa do spraw teleportacji. Nadzoruję prace nad tak zwanym „Projektem Spes”, w którym bierzesz udział. Wracając do meritum, trzeba wspomnieć, że ten sposób podróży rozprzestrzenił się bardzo szybko i wyparł niemal wszystkie, pozostałe środki transportu. Tak zwane skoki w przestrzeni są powszechniejsze, niż jeszcze całkiem niedawno były samochody.
___Wiśniewski należał do ludzi traktujących swoje zajęcie śmiertelnie poważnie. Idealnie skrojony garnitur, odpowiednio dobrany krawat i ten wzrok. Wystarczyło jedno spojrzenie, a człowiek już wiedział, że ma do czynienia z profesjonalistą. Gdyby pracownik Ministerstwa chciał, mógłby z powodzeniem sprzedawać lód Eskimosom.
___– Dobrze, ale przejdźmy od słów do czynów – zarządził profesor. Odsunął lewy rękaw, by pokazać coś, co wyglądem przypominało zegarek. Kadr zbliżył się w stronę urządzenia. Okrągły, przeźroczysty mechanizm, wypełniony był zieloną cieczą. – To jest Porter. Nazwa może kojarzy się z piwem, ale faktycznie te dwie rzeczy mają niewiele wspólnego. – Olejny lekko się zaśmiał. – W każdym bądź razie nie radzę pić tej zielonej cieczy, którą nazywamy po prostu paliwem. Biegunka gwarantowana.
___Na niewielkim wyświetlaczu Portera wybrał jakieś cyfry i kliknął pierwszy przycisk.
___– Niech się dzieje nauka – powiedział, wciskając drugi.
___Profesor Olejny zniknął. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał, pojawiło się coś w rodzaju silnego wiatru, albo raczej wiru. Wessało okoliczne powietrze, nieco psując fryzurę stojącej zbyt blisko Moniki.
___– Dwanaście metrów, jak teraz – odezwał się niewidoczny profesor, nadchodzący gdzieś z prawej strony kadru – albo dwieście kilometrów, nie ma ograniczeń dla skoku. Wszystko odbywa się błyskawicznie.
___Olejny podszedł tam, gdzie stał wcześniej i schylił się, by podnieść dwie bardzo cienkie, czarne kartki w kształcie buta. Pokazał je w stronę kamery.
___– Przenosi się powierzchnia w kształcie walca. Ciało, powietrze, wszystko, co było w tymże walcu. Jednak dlatego, że stałem na podłodze, nie przeniosła się część moich butów, więc, no cóż… Jak widzisz, zostały same, bidulki. Początkowo ludzie dosłownie skakali, żeby uniknąć takiej sytuacji i stąd wzięła się nazwa „skok”. Później wymyślono odpowiednie podkładki, których zazwyczaj używamy. – Wyjął z kieszeni mały, okrągły kawałek papieru, który rozwijał się do wielkości około metra kwadratowego. – Równie dobrze mógłbym przez przypadek zostawić swoją rękę, albo nogę, dlatego wspaniale nam panujący ministrowie – spojrzał z przekąsem na prychającego Wiśniewskiego – i reszta elit rządzących nakazali stosować środki bezpieczeństwa. Od ponad czternastu lat do każdego Portera jest załączony protokół, który automatycznie wypełnia się przed skokiem. Swoją drogą fajna sprawa, bo trwa jedynie kilka sekund. OK, ale idźmy dalej.
___Profesor odszedł na kilka metrów do tyłu. Monika i Adrian nie odrywali wzroku od kamery, chociaż ta pierwsza wyglądała na znacznie bardziej wyluzowaną od Wiśniewskiego, który stał wyprostowany, rzadko kiedy mrugając. Olejny zwrócił się twarzą do kadru i oznajmił:
___– Obserwuj moje poprzednie stanowisko.
___Zgodnie z poleceniem, Oskar wlepił wzrok w pole obok Moniki. Nagle, ni stąd ni zowąd, pojawił się Olejny. Towarzyszył mu podmuch wiatru, jak gdyby to sam profesor był jego centrum. Kobieta musiała ponownie układać swoją fryzurę, ku uciesze Wiśniewskiego, który się podśmiewał.
___– Ale to już pamiętasz, prawda? – spytał ten sam głos profesora, chociaż osoby stojącej obok, w pokoju.
___Oskar pokiwał głową. Pamiętał mechanizm działania teleportacji, wiedział skąd wzięło się określenie o „skoku”, a także znał powody uczestnictwa Moniki i Adriana w Projekcie.
___– Nie wiem tylko dlaczego mój sześcioletni sen był konieczny – wyznał, spoglądając na Olejnego.
___Profesor wskazał palcem na ekran, sugerując dalsze oglądanie. Ufał profesorowi i jego poleceniom, co trochę kłóciło się z samym wyglądem ekscentrycznego naukowca. Nietuzinkowy dobór ubrań czy choćby dziwne nawyki jak chowanie lewej dłoni za biodrami, by ukryć już i tak ukryty pod koszulą Porter. W sumie każdy naukowiec, który coś osiągnął, był ekscentrykiem. A Olejny przecież wymyślił teleportację, więc posiadał ogromny dorobek.
___– Dobrze – stwierdził profesor z nagrania, po czym odkaszlnął. – Przechodzimy do meritum. Postaram się w jak najprostszy sposób wyłożyć ci, mój drogi Oskarze, z jakim problemem borykamy się niemal od czasu powstania mojego wynalazku. Bo wspominałem, że teleportacja jest moim dziełem? – zmrużył oczy i spojrzał na Monikę, która przecząco kiwała głową. – No, to już wiesz. Otóż do odkrycia doszło szesnaście lat temu, a teraz dosłownie cały świat skacze. Wykonanie Portera jest tańsze niż złożenie przeciętnego samochodu, paliwo to prosty związek chemiczny, a każdy taki zegarek posiada zdolność do przenoszenia człowieka dokądkolwiek. Tak jak widziałeś, powstaje portal w kształcie walca i nie mija nawet nanosekunda, a możemy znaleźć się w dowolnym miejscu. Powstały również większe wersje Porterów, dopracowywane przez naukowców na całym świecie, zdolne przenosić obiekty o wysokości przeciętnego domu i z każdym rokiem jest coraz lepiej. Wkrótce będziemy w stanie przesuwać wieżowce, ale pal licho moje wyliczanie.
___Olejny zauważył ponaglające spojrzenie Wiśniewskiego, który wyraźnie się niecierpliwił.
___– Wraz z rozwojem przychodzi rewolucja – kontynuował profesor. – Szczególnie, jeżeli wynalazek jest tak innowacyjny. Długie lata przeróżni ludzie walczyli z teleportacją, sugerując szkodliwość dla zdrowia czy wręcz „nieludzkość” tego odkrycia. W końcu przedstawiciele koncernów samochodowych, czy firm zajmujących się transportem musieli ulec prądowi, towarzyszącemu zmianom. Przez pierwszy rok było wspaniale. Nie budowano już nowych dróg, ludzie podróżowali niemal wyłącznie przy pomocy Porterów, zniknęły granice między większością państw. Oczywiście niektórzy nadal obawiali się teleportacji i pozostawali, że tak powiem, wierni tradycjom. Stanowią oni mały ułamek społeczeństwa, ledwo półtora procent ludności, która ma dostęp do Porterów. Ich strach jest zrozumiały, ale nie w takim znaczeniu, jak oni sami uważają. Otóż teleportacja jest niekwestionowanie największym wynalazkiem dwudziestego pierwszego wieku, który zrewolucjonizował nasze społeczeństwo. Skoki są całkowicie bezpieczne, a nawet zbyt restrykcyjnie ograniczane, dla stu jeden procentowej pewności. – Z krzywym uśmiechem zwrócił się do Wiśniewskiego, który tylko głośno westchnął. – Kradzieże, oszustwa, czy morderstwa przy użyciu Porterów zostały zredukowane do minimum. Jednak już po niespełna roku od wykorzystywania teleportacji na masową skalę, zauważyliśmy pewne niepokojące zmiany wśród społeczeństwa. Początkowo nie przypisywaliśmy im wielkiego znaczenia, ale po dwóch następnych latach już cały naukowy świat był zaalarmowany. Jak to w takich przypadkach bywa, część ignorowała moje postulaty, uważając, że nie mam żadnego prawa do krytykowania czegoś, co tak hucznie wprowadziłem do użycia i wręcz czciłem jako rewolucję na miarę wynalezienia słowa pisanego… Do rzeczy, właśnie, do rzeczy. – Ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, jak gdyby chciał poganiać samego siebie. – Problem polegał nie na fizycznych, ekonomicznych czy gospodarczych aspektach używania Porterów, bowiem w tych dziedzinach jakoś sobie poradziliśmy. Otóż kłopotem okazała się ludzka psychika. Teleportacja miała sprawić, że już nigdzie nie będziemy musieli się spieszyć. Znikną korki, wzrośnie wydajność w pracy i tak dalej. Jeżeli nie pamiętasz tego, o czym mówię, to już pewnie jesteś w stanie wyobrazić sobie co się mniej więcej stało. Ludzie po prostu oszaleli. Nadużywają tego dobra, by zmaksymalizować swoje zarobki, lub wręcz przeciwnie, wykorzystują teleportację dla celów czysto rozrywkowych, nie licząc się z konsekwencjami takiego życia. Przeważająca większość nie potrafi używać Porterów w sposób zróżnicowany, ale kim my jesteśmy, by im taki sposób nakazywać? Zagrożenie spowodowali sami użytkownicy, chociaż w takim miejscu, którego nikt nie przewidział, w każdym bądź razie nie na tak globalną skalę. Cały kryzys polega na tym, że ludzie stracili swoje człowieczeństwo.
___– Oj, bez przesady, profesorze – wtrąciła Monika i zwróciła się z powrotem do kamery: – Słuchaj, Oskar. Dzięki teleportacji udało się wręcz wyeliminować tak zwany czynnik losowy. Nic nie dzieje się przez przypadek. Mamy do czynienia z niezawodnym transportem, perfekcyjnie ułożonymi kalendarzami wydarzeń, jedynie od czasu do czasu pojawi się znienacka jakaś choroba, ale nic więcej. Profesor ma trochę racji, ponieważ większość ludzi pracuje teraz niczym roboty, chociaż ja bym tego tak mocno nie nazywała. Po prostu ogarnęło ich szaleństwo, które sprowadzili na siebie z własnej woli, więc nie mamy prawa im tego zabraniać.
___Przerwała i uśmiechem w stronę Olejnego zasugerowała, żeby ten kontynuował.
___– Dziękuję moja droga, cenne uzupełnienie. Ludzie dokonali swego wyboru, a o jego skutkach przekonasz się na własne oczy, gdy wyjdziesz z laboratorium i postawisz stopę w tym o sześć lat starszym świecie. I właśnie tutaj wracamy do początku, czyli przyczyn twojego długiego snu. Nasza Ziemia przestała być przyjazna dla ludzi, którzy nadal chcą kultywować tradycje człowieczeństwa, jakie znamy sprzed czasów teleportacji. Chcemy znaleźć dla siebie miejsce, które pozwoli nam oderwać się od tych, którzy wybrali życie w wiecznym pośpiechu. Potrzebujemy przestrzeni pozbawionej zagrożeń ze strony niespodziewanych skoków, do których już coraz częściej dochodzi. Tak, teleportacja zwraca się przeciwko ludziom, dotykając jedynie tych nie wpisanych do, że tak powiem, głównego kalendarza zadań. My szukamy bezpiecznej przystani.
___Oskar wlepił wzrok w ekran, skupiając się jedynie na postaci profesora. Nie zwracał uwagi na dochodzące z prawej strony komentarze prawdziwego Olejnego, który co i rusz twierdził, że na nagraniu powinien użyć innego zwrotu lub określenia. Liczył się tylko ruchomy obraz. Odpowiedzi, jakie może przynieść, powinny wreszcie zaspokoić ciekawość Oskara. Dla czego zmarnował ostatnie sześć lat życia? Czy w ogóle można powiedzieć, że je zmarnował?
___– Pamiętasz o czym śniłeś? – Niespodziewanie spytał profesor. – Teraz twoje sny będą najważniejsze, jeżeli chcemy uciec przed dalszym rozwojem teleportacji oraz degradacją znaczenia człowieka. Otóż stało się tak, że wykorzystując wiedzę zdobytą przy tworzeniu Porterów opracowałem system, który stymulował twoje marzenia senne. Poszukiwałeś koordynatów, ciągu cyfr do wykorzystania przy naszej ostatniej teleportacji. Mój drogi, miałeś wyśnić nam drugą Ziemię.
___Nastąpiła chwila przerwy po tej wypowiedzi, co oznaczało, że Olejny spodziewał się intensywnej reakcji. I miał rację. Oskar lekko rozchylił usta i spoglądał raz na postać profesora, a raz na tego prawdziwego, stojącego obok. Żaden z nich nic nie mówił. Najwidoczniej chcieli, by Oskar przetrawił tę informację i trochę się uspokoił.
___Po minucie znowu usłyszał z ekranu głos profesora:
___– Oskarze Nowakowski, w twojej głowie być może spoczywa położenie planety, łudząco podobnej do naszej Ziemi. Te cyfry gdzieś tam są, potrzebujemy tylko odpowiedniej stymulacji, by je wydobyć. Tymczasem do zobaczenia na żywo! – Energicznie zaczął machać dłonią. – Pewnie już się spotkaliśmy w tym pokoju, bo jak znam samego siebie to nie mogłem wytrzymać i wszedłem, łamiąc zasady.
___– Otóż tak – skomentował prawdziwy profesor i pilotem wyłączył telewizor. – Pewnie masz jeszcze mnóstwo pytań, prawda?
___– Napiłbym się – odparł Oskar.
___– Jeszcze kilkanaście minut, mój drogi. Musimy poczekać z jedzeniem i piciem, żebyś nie doznał szoku.
___Rozmowę przerwało im pukanie do drzwi. Ktoś się wręcz dobijał, uderzając w nie pięściami.
___– Możecie wejść! – krzyknął profesor.
___Do pokoju weszła kobieta, którą Oskar poznał natychmiast. Monika była ubrana dokładnie tak samo, jak na nagraniu. Bez słowa skoczyła do krzesła i uścisnęła świeżo obudzonego mężczyznę.
___– Udusisz mnie – stwierdził Oskar. – Dobrze cię widzieć.
___– Ja cię oglądałam prawie codziennie – wyznała. – Jak się czujesz?
___– Dziwnie, ale nic mi nie będzie.
___W progu stanęła kolejna osoba. Wiśniewski prezentował się dostojnie, jak na wysokiej rangi urzędnika przystało. Brakowało mu jedynie teczki, która dobrze uzupełniłaby czarny garnitur i granatowy krawat.
___– Jesteś cały, to niesamowite – skomentował, lekko kiwając głową.
___Oskar miał całą masę pytań, ale w tej chwili jedno wydawało się najistotniejsze:
___– Ministerstwo popiera nasze działania?
___Wysłannik tegoż wzruszył ramionami.
___– Dostałem od nich zadanie kontrolowania waszych poczynań – odpowiedział Wiśniewski. – Od prawie dziesięciu lat zbytnio nie interesują się moim losem, więc tak jakoś pływam sobie w tym dosyć oryginalnym towarzystwie.
___Nie chcąc go urazić, Oskar chciał zachować tę uwagę tylko dla siebie. Stwierdził, że najoryginalniejszą postacią spośród ich czworo jest właśnie Adrian Wiśniewski.
___– No, moi drodzy, porozmawiać i zjeść możemy już w innym pokoju – zaproponował Olejny. – Chociaż ty będziesz musiał jeszcze chwilę zaczekać – dodał, rozwiewając nadzieję Oskara.
___Podążyli za profesorem, opuszczając pokój. Oskar miał jedno skojarzenie, od którego nie mógł uciec i w końcu musiał je wyznać:
___– Mam wrażenie, że nadal śnię.
___Odwrócili się w jego stronę. Profesor podszedł bliżej i złapał go za ramię.
___– To uczucie niedługo zniknie – zapewnił. – Oby szybciej, niż nasz świat.
___Wszyscy czworo spojrzeli za okno. Znajdowali się na co najmniej szóstym piętrze w jakimś wieżowcu, którego Oskar nie pamiętał. Na wcześniej niemal pustej ulicy właśnie pojawił się jednopiętrowy dom. Zupełnie nie pasował do okolicy, buńczucznie zajmując dwa pasy jezdni. Ktoś musiał go przeteleportować w to miejsce, zapewne dla czystej rozrywki. W okolicy i tak nie poruszały się żadne pojazdy, więc takie postawienie budynku mogło co najwyżej przeszkadzać uczestnikom Projektu.
___Wiatr zadudnił w szybę laboratorium, oznajmiając, że w okolicy pojawił się nowy obiekt, przynosząc ze sobą sporą ilość powietrza.