Hansu vs Patren - "Pogarda dla śmierci"

1
Temat ten jest miejscem, w którym na słowa zmierzą się Hansu i Patren. Tematyka widnieje w tytule. Każdy zarejestrowany użytkownik może przyznać punkty jednemu z nich, według podanego schematu:



Pomysł – max 20 punktów. (ogólny pomysł na rozwinięcie tematu, opisanie świata itd.)



Styl - max 20 punktów. (nie trzeba tłumaczyć)



Realizacja tematu - max 10 punktów. (też nie trzeba)



Schematyczność - max 10 punktów. (im więcej punktów, tym mniejsze chodzenie utartymi ścieżkami)



Błędy – max 20 punktów. (ort, gram, styl oraz językowe – im więcej punktów, tym mniej błędów)



Ogólnie - max 20 punktów. (wrażenia ogólne, przesłanie, wartości itd. Itp.)



Ocena końcowa (punkty razem): 100 (podliczone punkty)




Termin składania prac do 12 Maja
[img]http://i56.tinypic.com/fbhkl4.png[/img]

2
Tekst 1



"Pogarda dla śmierci"





Klinga jeszcze nigdy nie wysuwała się z równą łatwością.

( z zapałem?)

Ostrze jeszcze nigdy nie rozcinało powietrza z tak satysfakcjonującym sykiem.

Rękojeść jeszcze nigdy tak idealnie nie pasowała do dłoni Reganiego. Klinga była jego częścią.

(śmiercią)

- Macie dwa wyjścia! – Regani niesamowicie szybkim ruchem wyrył nierówną linię na piaszczystej ziemi. – Pierwsze. Przekroczycie tą linię, dając popis nieziemskiej głupoty i myśli samobójczych, a ja – w ramach miłosierdzia – zabiję was bardzo szybko – jego głos ostry i metaliczny, wzrok morderczy, ciało napięte. Koniuszek klingi wycelowany w zgraję stojącą kilkanaście metrów dalej.

- Drugie – kontynuował Regani, przyjmując pozycję iście bojową. Delikatny rozkrok, oburącz trzymana rękojeść na poziomie oczu. – Drugie jest mniej ciekawe. Zostaniecie tam, gdzie stoicie, ukazując ciężką dolegliwość, przez niektórych nazywaną skretynieniem czaszki. Ja – w ramach okrucieństwa – będę powoli was rozstrzeliwał – odjął jedną dłoń od rękojeści i położył na skórzanej kaburze przypiętej do pasa. – Ręka po ręce, noga po nodze, głowa po głowie.



Nieopodal, jeden za drugim, rozlegały się wybuchy i huki. Drobinki rozżarzonego popiołu unosiły się na wietrze. Przestraszone wilki wyły rozpaczliwie. W kraterze było gorąco jak…

(w wulkanie pogardy)

Jak w kraterze. Bardzo.

- Które wyjście wybieracie?!





***********



- Dogonią nas niechybnie, panie generał – rzekł głosem iście kraczącym zbój łazęga, w Skalistych Ostrzach znany jako Urwifiut. Powodu nadania tego pseudonimu wyjaśniać nie lubił, właściwie wstydził się swojej morderczej obsesji. Mimo to kolekcja obiektu tejże choroby napawała go dumą.

- Ile? – mruknął zmęczony Regani, odruchowo zasłaniając krocze.

- Co ‘ile’?

- Ile mam palców u prawej stopy.

- Hę?

- Panie łazęga, czy pan ma mózg? – westchnął. – Ile mamy czasu, nim nas dogonią i ilu ich przypuszczalnie jest.

łazęga nie zauważył kpiny.

- Cały specjalny oddział Brenervod pewnie za nami wysłano, biorąc pod uwagę wartość ucieczkowiczów, he, he – zbój zarechotał niczym troglodyta. – To będzie z czterdziestu chłopa, może tuzin więcej.

- Pięćdziesięciu zbrojnych na jedenastu mężczyzn i siedem bezbronnych niewiast? Zaprawdę, dziwne obyczaje panują we wschodnich baroniach.

łazęga zrobił krzywą minę wyrażającą głęboką niewiedzę i skoncentrował się na tajemniczych skarbach ukrytych w lewym nozdrzu.



- Duże uproszczenie, Regani – mruknął drugi zbój jadący zaraz za nimi. Jego płowe wąsy zatrzęsły się nerwowo, gdy zrównał się z koniem generała. – Starosta Brenervod, stary Tenakle, doskonale wie, jakie grube ryby zwiały mu z lochów. Wyższy Generał Regani i Dwie Krwawe Piątki, najsławniejsza zbójecka kompanija baronii to nie byle jakie jedenastu mężczyzn. A i kobitki, mimo że kruche, to przecie także jeńce wojenne z twoich koloni. Nie ma co upraszczać, Regani, specjalny oddział to wcale nie przesada. Jednak fakt faktem, że szans nie mamy, ni krztyny nadziei – zbój przetarł czoło kawałkiem tkaniny.

Regani milczał. I rozmyślał.



- Dobrze wiesz, że jest tylko jedno wyjście na uniknięcie stryczka Brenervod – wąsaty bandyta kontynuował monolog. – Mamy dziewięć wytrzymałych wierzchowców, które niełatwo zamęczyć podróżą. Sznurek i Gryzipiór jadą na jednym, Belka z Grubasem też. Reszta z nas wozi się pojedynczo, jeden koń na łebka, tylko te kobitki wloką się za nami. Spowalniają nas, Regani, i ty dobrze o tym wiesz – Regani milczał, patrząc na skalne ściany otaczające gościniec z obu stron, niczym gładkie płyty. – Gdy uciekaliśmy z Brenervod, a tyś się uparł na te niewiasty z twoich koloni – nie licytowałem się. Ja, Król Zbój, dowódca Dwóch Krwawych Piątek nie sprzeciwiłem się kretyńskiemu życzeniu wielkiego generała, który chcąc, nie chcąc – jadł nam z ręki. I wciąż je.



Regani, Król Zbój i łazęga jechali na przedzie. Za nimi, gęsiego po dwa konie, podążali pozostali rozbójnicy. Nietypowy pochód zamykało siedem kobiet,

(piąte koło u wozu)

które w jednej zwartej grupie wlokły się za wierzchowcami. Z ich ciał biło zmęczenie, z ich twarzy – niepokój (wyrok?).

Wiatr dudnił pomiędzy skalistymi urwiskami, wąwóz którym uciekali miał tylko jedną drogę usłaną paroma kraterami. Gościniec wił się prosto przed siebie, ogrodzony skalnymi ścianami.

(Wulkanem pogardy)

Nie było ucieczki. Dwa kierunki, do przodu i do tyłu. życie i śmierć? śmierć i życie? Pogarda. Wulkan pogardy.

Wiatr dudnił pomiędzy ścianami.



- Wiesz do czego zmierzam, Regani. To one, te kobitki, nas opóźniają. Bez nich powinniśmy uciec przed pogonią, hen, poza wąwóz, na teren koloni. A tam bogactwo, hulanki. Przemyśl to, Regani. Byle szybko – Król Zbój wycofał konia do tyłu.

Regani milczał. I rozmyślał.





*************





Wybrali pierwsze wyjście. Przekroczyli linię w biegu, a ich ciężkie buciory starły po niej wszelki ślad.



śmierć był gotowy. Wraz ze swoim stalowym kompanem błyskawicznie uskoczył w bok, sprawiając, że jego wrogowie mieli go teraz po swojej prawej. Dwóch zorientowało się za późno. śmierć ciął głęboko przez całą pierś, drugiemu rozorał szyję. Nim obaj upadli, bulgocząc w kałuży krwi,

(pogardy!)

ich kompani, a konkretniej trzech, natarło na śmierć, który z upiornym grymasem na twarzy sparował wszystkie ciosy.



Zdawało się, że robi to lekko, jakby od niechcenia, a sama katana jest lżejsza niźli piórko.

Zdawało się, że uśmiecha się do nich pogardliwie, a jego zimne oczy miażdżą wszelką odwagę.

Zdawało się, że będzie się tak bawił, że wiecznie będzie odbijał wrogie klingi, czekając aż mężczyźni padną wyczerpani.

Zdawało się, że ta osoba jest człowiekiem. Była śmiercią.



Nagle, niczym drapieżny zwierz wyskakujący z ukrycia na nieświadomą ofiarę, spiął się, sparował następne ciosy i rzucił na jednego z napastników. Mężczyzna nie miał do siebie pretensji, gdy umierał, plując krwią. Wiedział, że dał z siebie wszystko, że nie było sposobu by sparować atak śmierci, że zrobił, co było w jego mocy. Skonał z czystym sumieniem.



śmierć wykonał półobrót, chcąc pozbawić głowy kolejnego napastnika, lecz klinga spotkała się z drugim mieczem, ogłaszając to metalicznym brzękiem. Mężczyzna skorzystał z chwili nieuwagi, wbił mu w udo prosty, górski toporek.

I wtedy śmierć, klęcząc w kałuży pogardy, stał się Reganim.



Nieopodal, jeden za drugim, rozlegały się wybuchy i huki. Drobinki rozżarzonego popiołu unosiły się na wietrze. Przestraszone wilki wyły rozpaczliwie. W kraterze było gorąco jak…

(w wulkanie pogardy)

Jak w kraterze. Bardzo.









*****************





Był środek dnia, a ich nietypowa grupa biwakowała w jednym z kraterów. Dwie Krwawe Piątki oddali się grze w karty i odpoczynkowi. Regani jak zwykle nie biwakował z nimi, wyciągnął jedną z kobiet na rozmowę. Pozostała szóstka, która korzystała z postoju przy gościńcu, mierzyła wybraną kompankę zimnym wzrokiem. Pełnym nienawiści.



- Wiesz, dlaczego wybrałem ciebie? – powiedział ostro Regani, gdy tylko wystarczająco oddalili się od obu grup. W oczach kobiety krył się z trudem chowany lęk. Mimo spiczastego nosa i podłużnej twarzy była całkiem urodziwa, lecz swą kobiecość kryła pod długą, szarą szatą. – Wiesz? – powtórzył mężczyzna.

Kobieta niepewnie kiwnęła głową. Regani wypuścił powietrze. Wydawało się, że z ulgą.

- W takim razie wyjaw mi jeszcze swe imię.

- Selena. Selena Arin.



- Dobrze. W takim razie przystąpię do rzeczy. Mam na imię Regani. Moje imię w koloniach zna każdy, szanuje je żołnierz, a gardzi cywil. Jestem Generałem. Wyższym Generałem, jeśli to ma jakieś znaczenie. Tak, to ja zniszczyłem Bliźniacze Księstwa i to ja dowodziłem wojskiem podczas najazdu na miasteczko, w którym żyłaś. Możliwe nawet, że wpakowałem twojemu mężowi kulkę. Nie masz męża? Mniejsza o to. Zniszczeniem twojego miasteczka rozpocząłem kolejny rozdział terroru, tym razem na terenie wschodnich baronii. Twoja wiocha okazała się zażarcie bronić, przez co straciłem większość wojska. Osłabiony wycofywałem się do koloni, lecz jak pewnie się domyślasz, pomocne oddziały Brenervod pochwyciły mnie. Resztki armii zabito na miejscu, mnie też by zabili gdyby nie to, że zdradziłem im kim jestem, jaką mam rangę i jakich informacji mogę im dostarczyć.



Zamknęli mnie w lochu, a tam wspaniałym trafem poznałem Króla Zbója i jego szajkę. Trzeba ci wiedzieć, że ja gardzę bandytyzmem, najczęściej pluję takim panom prosto w ich parszywy ryj. Ale cel uświęca środki, droga Seleno, kobieto odstająca mocno od pozostałych niewiast z naszej grupy. Ty bowiem jesteś z baronii, one są z mojej koloni, odpowiadam za nie i nie interesuje mnie za co zamknięto je w brenervodzkim lochu. Ciebie najchętniej bym zabił i przybił do jednej z tych skalnych ścian, dając przykład grozy tym, którzy nas ścigają. Którzy dorwą nas za najdalej dzień, jeśli nie pozbędziemy się niepotrzebnego bagażu. Ale ja już zdecydowałem. Pozbędziemy się spowalniaczy.



Wracając jednak do mojej opowieści. Zawarłem umowę z Królem Zbójem. Będziemy współpracować i uciekniemy poza granice baronii, gdzie wszelkie wyroki staną się nieważne. Ja ich sowicie wynagrodzę za pomoc, gdyż mam źródła, jestem w końcu Generałem. Wyższym. Nie będę wgłębiał się w szczegóły ucieczki z więzienia, wspomnę tylko, że gdy brałem was i licytowałem się o to z Królem Zbójem – od razu wiedziałem, że jesteś z baronii. Bo ja doskonale rozpoznaję ludzi, za których jestem odpowiedzialny. Których kocham. Dwie Piątki nie mają pojęcia kim jesteś, ja im nie powiedziałem, a zabrałem ciebie w konkretnym celu. Celu, który teraz musisz wypełnić.



Tam w tej kotlince są osiodłane konie, które odpoczywają przy źródle. Weźmiesz jednego, najlepiej tego drobnego siwka i wrócisz do swoich baronii. I opowiesz o mnie. O Reganim. Bo podczas krótkiej wycieczki na wasze tereny zauważyłem, że jesteście strasznie zacofani, a to dla mnie duża ujma. Rozgłoś nowinę o Generale Reganim, który już wkrótce zaleje każde drzewko i krzew baronii falą terroru. Falą pogardy. Opowiedz im, aby mogli uciec lub przygotować się do walki, w cieniu śmiejącej się do rozpuku nadziei. Nie żegnaj się z kobietami, chyba i tak nie przypadłaś im do gustu, Seleno Arin. Dwie Piątki nie zwrócą na ciebie uwagi, odpoczywają. Bierz konia.

I jedź.







*************************



Regani klęcząc na jednym kolanie, sparował grad ciosów. Ramiona przeszywał nieznośny ból, udo obficie krwawiło z wbitym trzonkiem toporka. Generał skorzystał z chwili, w której ostrza mieczy wznoszone były do góry i przeturlał się w bok. Zdecydowanym ruchem wyrwał prymitywną broń z uda i cisnął nią w jednego z napastników. Trafił. Prosto w twarz.



Z trudem wstał i odskoczył parę metrów od grupy, wyjmując z kabury broń. Nim ta cichym cyknięciem oznajmiła brak amunicji, zdążył oddać trzy strzały, którymi powalił dwóch mężczyzn.



Pozostawało trzech.

Rzucili się na niego z różnych stron, sądząc, że nie zdoła sparować wszystkich ciosów. Nie mylili się. O ile dwie klingi spotkały się z ostrzem katany, to trzecia rozorała mu lewe ramię. Regani krzyknął w duchu.

I rozpoczął taniec.







*****************************





- Zostawiamy te kobity, Regani – powiedział stanowczo Król Zbój. – Lub zabijamy, jeśli takie będziesz miał życzenie, bo dobrze wiesz, że gdy wpadną w łapy brenervodzkich żołdaków, może być znacznie gorzej.

Regani milczał.

- Straciliśmy jednego konia przez tą kurwę. Tylko czekać jak pozostałe sześć ucieknie w cieplutkie ramiona tych, co nas ścigają. Ale ja milczałem, wyrozumialczo postąpić zamierzyłem. Ruszyliśmy w dalszą drogę, jest północ, następny postój. Za dwadzieścia cztery godziny wkroczymy na granice koloni.

- Skąd te dokładne wyliczenia?

- A słyszysz te wybuchy? Widzisz ten popiół unoszony przez wiater? To są małe wulkaniki plujące lawą, całkowita anomalija Skalistych Ostrzy. Dobrze wiem, że od tego miejsca do granicy jest równy dzień szybkiej jazdy. Musimy pozbyć się tych kobiet, Regani. Teraz, zaraz.



Nieopodal, jeden za drugim, rozlegały się wybuchy i huki. Drobinki rozżarzonego popiołu unosiły się na wietrze. Przestraszone wilki wyły rozpaczliwie. W kraterze było gorąco jak…

(w wulkanie pogardy)

Jak w kraterze. Bardzo.

- Zgadzam się z tobą, Królu Zbóju. Musimy pozbyć się spowalniaczy – rzekł wreszcie Regani.

Generał siedział na jednym z głazów, bandyta

(piąte koło u wozu)

stał jakieś pięć metrów dalej, przy zejściu do głębokiego krateru, które ciągnęło się w dół. Kobiety obozowały na gościńcu, nieopodal obu mężczyzn.



Niczym cichy powiew wiatru, do Reganiego dochodziły ich ciche szepty. Pełne niepokoju. Domyślały się losu jaki jest im pisany.

Z dołu, z krateru niczym dudniąca wichura dochodziły do niego rubaszne śmiechy i bluzgi dziewiątki obozujących bandytów. Domyślali się szczęścia, jakie jest im pisane.



- Zgadzam się z tobą, Królu Zbóju – powtórzył Regani i wyjął z kabury broń, korzystając z tego, że bandyta był do niego zwrócony plecami. – Kiedy pozbędę się tych spowalniaczy, pozostanie nawet jeden wolny koń, będzie można z niego pyszne mięsko usmażyć, a prowiant się już kończy – zauważył jak Król Zbój drgnął, po czym odwrócił się powoli w stronę Reganiego, nerwowo trzęsąc wąsami. Jego nieprzeniknione oczy teraz płonęły zrozumieniem. Zrozumieniem, które zapaliło się o wiele za późno.

- Nie zdążę do ciebie dobiec – bardziej stwierdził, niż zapytał.

- Nie zdążysz – westchnął generał. – Swoją drogą, zadziwiająco szybka kalkulacja jak na bandytę.

Król Zbój świdrował go spojrzeniem.

- Czemu, Regani?

- To samo pytanie mogę zadać tobie. Czemu, Królu? Czemu zostałeś bandytą?

- Bo gardzę życiem.

- Rozumiem – mruknął Regani, a jego oczy stały się jeszcze zimniejsze niż zwykle. – Ja robię, to co robię, bo nim nie gardzę. Wręcz przeciwnie, ja je szanuję. A życie tych kobiet jest dla mnie znacznie cenniejsze niż wasze. Wasze żałosne, puste i bezcelowe życie.

- Nie, to nie jest powód – rzekł cichym głosem bandyta, coraz bardziej trzęsąc nerwowo wąsami. – Ty po prostu gardzisz śmiercią, Regani.

Wyższy Generał milczał jakiś czas.

- To też prawda – powiedział wreszcie i wycelował w zbója.

- Nie poradzisz sobie z dziewięcioma.

- Nie mam nic do stracenia.

Strzał. Król Zbój upadł na ziemię. Krzyk kobiet. Wybuchy wulkaników. Popiół, popiół na wietrze. I ciche kroki. Kroki kierowane w dół krateru. Odgłos wysuwanych mieczy.

Szum wiatru.









*********************



Regani wraz ze swoją partnerką

(śmiercią)

zrobił zgrabny piruet w rytm bojowej pieśni, w rytm szczęku mieczy i krzyku bólu. Kątem oka zauważył, że jednym z pozostałych przy życiu napastników jest łazęga, w Skalistych Ostrzach znany jako Urwifiut. Regani pamiętał o tym bardzo dobrze, dlatego gdy dostrzegł lukę w jego obronie, bez wahania ciął. Od kroku po szyję. Z naciskiem na to pierwsze.



Bojowa pieśń dudniła mu w uszach, napędzała go niczym narkotyk. Nie pamiętał już o bólu w udzie i ramieniu, nie pamiętał o potłuczeniach. Wykonywał piękny taniec, w rytm robiąc uniki, parując ciosy, gardząc publiką.



Liczył się tylko taniec, liczyła się tylko karmazynowa litera A wycięta na piersi kolejnego bandyty (Reganiemu wydawało się, że to ten nazywany Belką). Upojna muzyka grająca w jego sercu szeptała mu krzyki, wykrzykiwała szepty, wprawiała w upojną ekstazę.

(Erupcja wulkanu pogardy)



Dotrzymując kroku swej stalowej partnerce, sparował dwa rozpaczliwe ataki ostatniego napastnika. Bojowa pieśń raptownie przyspieszyła, zagłuszając wszelką myśl i Regani w akcie ostatnich wspaniałych dźwięków odciął bandycie głowę.



Pieśń cichła.

Zmęczenie powoli dawało o sobie znać, nieznośny ból przeszył całe jego ciało. Regani wbił katanę w ziemię i wsparł się na niej, dysząc ciężko. Znudzonym spojrzeniem przyjrzał się zmasakrowanym ciałom bandytów. I jego twarz wykrzywił brzydki uśmiech.



Taki sam uśmiech gościł na twarzy siostry Króla Zbója, gdy dowiedziała się, że generał bezpiecznie uciekł na tereny swoich koloni, przy tym zabijając jej brata.

Taki sam uśmiech wpełzł na usta Selen Arin, gdy trzy lata później Regani zmarł.

Taki sam uśmiech gościł na twarzy starosty Brenervod, gdy jego największy rywal na stanowisko przywódcy baronii wyzionął ducha we własnym łóżku.

Taki sam uśmiech pojawiał się na twarzach wszystkich ludzi, którzy gardzili i byli pogardzani.

Uśmiech człowieka.



---------------------------------------------------------------------------------------------



Tekst 2



Nigdy nie zapomnę tego momentu, widoku, który ściskał me serce, nasuwał tyle myśli i kazał wszystko odtwarzać w umyśle jeszcze raz. Stałem w milczeniu, jak praktycznie każdy w takim miejscu, pośród wieczornej ciszy dały się słyszeć modlitwy oraz szepty ludzi mówiących do siebie, sądząc, że bliscy ich usłyszą. Tak też było ze mną, sądziłem, że mi pomożesz, dasz dobrą radę lub chociaż pocieszysz, ale nie tym razem, nie tym razem...

Jak wielu wokół mnie, ściskało me serce, kiedy patrzyłem na kawał kamienia z nazwiskiem i datami oraz słowami otuchy dla zmarłego – Nasz kochany syn. – Ileż to dla ciebie znaczy? Płyta była czarna, przeplatana miejscami złotymi pasami, litery miały kolor srebra, ale ja widziałem w nich czerwień krwi mężczyzny pochowanego kilka metrów niżej. Raz po raz czytałem imię i cyferki określające kiedy umarł. Kiedy umarł, jak to pięknie brzmi, pasuje tu bardziej określenie, – kiedy siłą wydarto mu życie z ciała, kiedy kazano jego duszy wędrować w nieznane. Zaczęło się robić zimno, ciemne chmury zwiastowały ulewę, wiatr delikatnie muskał moją twarz i już po chwili pierwsze kropelki deszczu opadły mi na nos. Pozwoliłem sobie na westchnięcie i sięgnąłem do kieszeni kurtki po papierosy. Szarpałem się przez chwilę z zapalniczką. Po chwili moje usta ułożyły się w uśmiech triumfu, w końcu udało mi się ją wyciągnąć. Odpaliłem i już po chwili w moich płucach zniknęły pierwsze kłęby dymu nikotynowego, tylko po to, by za kilka sekund, część jego mogła opuścić mój organizm i zmieszać się z zimnym powietrzem. Zacząłem się zastanawiać nad twoim życiem, nad twoją odwagą i brakiem strachu przed śmiercią. Zawsze, gdy cię pytałem, czy nie boisz się śmierci? Odpowiadałeś – to śmierć boi się mnie. Jak widać, jednak się nie bała. Zabrała cię tak szybko, odszedłeś tak po prostu, bez słowa pożegnania. Pamiętam jeszcze, jak mama prosiła, żebyś zmienił zawód. Ratownik to odpowiedzialna praca, ale i bardzo trudna, wiążąca się z narażaniem życia. Ale ty nie chciałeś, plułeś śmierci w twarz, jej się to nie podobało, a dla ciebie to była świetna zabawa. Podziwiałem cię, nigdy tak nie potrafiłem, nasza matula zawsze kochała cię bardziej, zawsze poświęcała ci więcej czasu, a gdy zdecydowałeś się na taką robotę, to, mimo, że była przeciwna, to jednak chełpiła się tym, że ma tak dzielną pociechę. Nigdy nic nie mówiła o mnie. Zawsze było, Jacob to, Jacob tamto. Wiesz jak to mnie bolało? życzyłem ci śmierci, chciałem być lepszy, a mogłem tylko wtedy jakbyś znikł. Wtedy cię nie było, a ja żałowałem, że chciałem twojej śmierci. I stojąc tak nad twoim grobem, myślałem, co zrobić, żeby teraz być powodem dumy dla innych, skoro nie wchodzisz mi już w drogę, skoro już nie możesz być lepszy.



Nigdy nie zapomnę? Dziwne, ten moment się zaciera i coraz słabiej go widzę, przypominają o nim tylko słowa ostatniej notatki. Serce mnie pali, ludzie dalej nie widzą we mnie nic wartościowego, tylko brata dzielnego mężczyzny. Twoja śmierć nie przyniosła żądanych efektów. Więc, po co umierałeś? Niech cię szlag, gdziekolwiek jesteś. Dlaczego sprawiłeś, że dla nikogo nic nie znaczę. Matka dalej rozpacza po twojej śmierci, mimo, że staram się być taki jak ty. Przestałem się bać śmierci, zacząłem uczęszczać na treningi pływania. Jestem coraz lepszy, a nadal słyszę, „może kiedyś będziesz jak twój brat”. Dlaczego zostawiłeś po sobie tyle wspomnień? Dlaczego nie możesz opuścić umysłów ludzi raz na zawsze?



Oblałem, nie zdałem testu na starszego ratownika. Niech szlag wszystko trafi, na nic moje starania. Matka wciąż mówi o tobie. Właściwie mówiła, właśnie ją... właśnie ją zabiłem. Nie czuję żalu. Czuję przyjemność, tak niemal, że ekstazę. Nawet nie wiesz, jaka to ulga. Prawie taka sama, jak wtedy, kiedy wbijałem nóż tobie. Jej słowa, kiedy błagała mnie o litość, kiedy pytała, co się ze mną dzieje, łzy w jej oczach. Czułem silne podniecenie. Działałem pod wpływem impulsu, nie wytrzymałem twojej wyższości w jej sercu, więc je przebiłem. To twoja wina, rozumiesz? Twoja! Tym razem nie będę miał szczęścia, nie uda mi się zaaranżować napaści, ani wypadku, jak było w twoim przypadku. Coś się ze mną dzieje, to, co zawsze wyróżniało mnie od ciebie. Jestem inteligentniejszy, dzięki memu umysłowi zdziałam wiele. Me głosy mi powiedzą co zrobić. Teraz będę lepszy od ciebie braciszku. Teraz zejdziesz na drugi plan.



Była u mnie policja, zadawali dużo pytań, na szczęście ukryłem ciało. Powiedziałem, że mama wyjechała do sanatorium, nie uwierzyli. Sprawdzą to i mogę się spodziewać kolejnej wizyty. Boję się, nie, nie boję się. Nawet śmierć mi nie straszna. Pokaże wszystkim, że jestem taki jak ty, że jestem lepszy od ciebie. Bo jestem lepszy od ciebie, zawsze byłem i zawsze będę.





Z pamiętnika Toma Evan’a.







Wycinek z gazety.



Dwudziestopięcioletni mężczyzna zamordował swoją matkę i następnie kilka dni później popełnił samobójstwo. Prawdopodobnie rozwijała się u niego schizofrenia i inne zaburzenia umysłu. Trwa także śledztwo dotyczące śmierci brata wyżej wymienionego mężczyzny. W swoim pamiętniku zapisał, że sam go zamordował, co rzuciło nowe światło na sprawę śmierci Jacob’a Evan’a. Domniemany zabójca Jacob’a zostanie ponownie przesłuchany i jeśli słowa zapisane przez prawdopodobnie upośledzonego mężczyznę zostaną potwierdzone, zostanie zwolniony.
[img]http://i56.tinypic.com/fbhkl4.png[/img]

3
Opo 1



Pomysł - 14

Styl - 15

Realizacja tematu - 7

Schematyczność - 8

Błędy - 18

Ogólnie - 10



Razem - 72





Opo 2



Pomysł - 10

Styl - 14

Realizacja tematu - 5

Schematyczność - 5

Błędy - 18

Ogólnie - 10



Razem - 62
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

4
Opowiadanie 1.:



Pomysł - 7

Styl - 10

Realizacja tematu - 5

Schematyczność - 7

Błędy - 15

Ogólnie - 7



Razem - 51



Coś nowego, ale tak zamotane - chyba że ja jestem przygłupawy - że ciężko mi było się połapać. Postacie dość płaskie, świat nieszczególnie wyrazisty. Nie podobało mi się, stąd ocena.





Opowiadanie 2.:



Pomysł - 5

Styl - 10

Realizacja tematu - 4

Schematyczność - 2

Błędy - 13

Ogólnie - 4



Razem - 38



Jednym słowem: skończyło się, nim się zaczęło. Ponadto ten pomysł z wycinkiem gazety to zabieg tak wyświechtany, że... szkoda słów. A zakończenie to jakiś bełkot. To kim był ten zabójca? Była 3. osoba jakaś? Jaki "domniemany zabójca", skoro jeden ubity, a drugi sam popełnił samobójstwo. Ponadto w zakończeniu jest taki byk, że wszystko traci sens:


Trwa także śledztwo dotyczące śmierci brata wyżej wymienionego mężczyzny. W swoim pamiętniku zapisał, że sam go zamordował, co rzuciło nowe światło na sprawę śmierci Jacob’a Evan’a.


Tzn. czyj ten pamiętnik i kto pisał? Ten, co kogoś zabił, sam napisał, że zabił? Siebie?



Jednym słowem, zgłupiałem przy obydwu opowiadaniach...

5
Text 1



Pomysł: - 13

Styl - 14

Realizacja tematu - 6

Schematyczność - 8

Błędy - 16

Ogólnie - 10



Razem - 67



Text 2



Pomysł - 10

Styl - 12

Realizacja tematu - 5

Schematyczność - 5

Błędy - 16

Ogólnie - 10



Razem - 58
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

6
Tekst 1:



pomysł: 12

styl: 13

realizacja tematu: 6

schematyczność: 4

błędy: 18

ogólnie: 12



Razem: 65



tekst przypominał mi "Ostatniego samuraja"- z góry już wiedziałam cop autor chce przekazać (nic nowego)



tekst 2:



pomysł: 15

styl: 15

realizacja tematu: 5

schematyczność: 6

błędy: 18

ogólnie: 15



Razem: 74



ten tekst bardziej mi się podobał ze względu na formę ;)



Obywatelka: Zlepiłam dwa posty, żeby nie było zamieszania.

7
I

pomysł: 12

styl: 13

realizacja tematu: 4

schematyczność: 6

błędy: 18

ogólnie: 13

razem: 66



II

pomysł: 14

styl: 15

realizacja tematu: 7

schematyczność: 4

błędy: 18

ogólnie: 17

razem: 75



Pierwszy za bardzo mi się kojarzył z ,,Wiedźminem". Czas Pogardy itede.
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

8
Tekst I





Pomysł – 5 punktów.



Styl - 5 punktów.



Realizacja tematu - 5 punktów.



Schematyczność - 2 punktów.



Błędy – 15 punktów.



Ogólnie - 5 punktów.



Ocena końcowa : 37



Tekst II





Pomysł – 12 punktów.



Styl - 10 punktów.



Realizacja tematu - 7 punktów.



Schematyczność - 6 punktów.



Błędy – max 12 punktów.



Ogólnie - max 7 punktów.



Ocena końcowa: 54



W drugim odmiana imienia i nazwiska jest zła. Ogólne wrażenia nie są zbyt miłe. Oba teksty niczym mnie nie zaskoczyły. Drugi jest stanowczo za krótki. Pozdrawiam.

9
Tekst I:



Pomysł - 11

Styl - 14

Realizacja tematu - 9

Schematyczność - 5

Błędy - 18

Ogólnie - 15



Suma - 72





Tekst II:



Pomysł - 8

Styl - 10

Realizacja tematu - 6

Schematyczność - 5

Błędy - 16

Ogólnie - 10



Suma - 55






Drugie było stanowczo za krótkie. Nim się rozkręciłam i wczułam, ono już się skończyło. I zła odmiana imion i nazwisk.



Co do pierwszego, niektórzy zarzucają, że zbyt zamotane... Dla mnie to w tym właśnie był cały jego urok. Po prostu, co tu dużo mówić, mnie się podobało :).

10
OFICJALNE WYNIKI BITWY

Hansu vs Patren







ZWYCIęZCą ZOSTAJE PATREN



Tekst pierwszy - Patren - suma: 430 pkt; średnia: 61,4 pkt



Tekst drugi - Hansu - suma: 416 pkt; średnia: 59,4 pkt





GRATULUJEMY ZWYCIęZCY!

Ranking wygranych dostępny w osobnym temacie.
Zablokowany

Wróć do „Bitwy z przeszłości”