Przełom

1
Gdybyś mógł rozwiązać dowolną zagadkę na świecie?
Ciekawe jest to, że każdy z nas może je rozwiązywać, uwielbiamy to robić, bo przecież poznawanie życia innych nie zadając przy tym żadnego pytania jest przyjemne, jednak każdemu udaje się to z różnym skutkiem, nie każdy jest tak samo spostrzegawczy i błyskotliwy. Chcąc nie chcąc rozwiązujemy je, ponieważ dzięki nim możemy ruszyć na przód, dowiedzieć się, do czego jesteśmy stworzeni, gdy poznamy naszą przeszłość, gdy wyjaśnimy nasze tajemnice, przyszłość stanie się łatwiejsza do zniesienia.
A jeśli zagadka z przeszłości przynosiłaby ci ogromne cierpienie, ból, zniechęcała do życia. Czy dalej dążyłbyś do jej rozwiązania, do znalezienia odpowiedzi?
Gdyby chodziło o śmierć bliskiej ci osoby i nie byłaby to śmierć ze starości, czy z powodu choroby, lecz osoba ta została zamordowana w ciemnym hangarze, pozostałym po starej fabryce, która przynosiła ludziom szczęście, prace, pieniądze, a tobie jedyne, co teraz przynosi to smutek, obrzydzenie i cierpienie. Nasze życie byłoby łatwiejsze gdybyśmy nie czuli potrzeby znalezienia odpowiedzi na wszystkie pytania takie, jak „dlaczego akurat ja?”. Dlaczego to się zawsze mi przydarza? Niektórzy poddają się, nie wpływając na to, co się dzieje i nie dążą do poznania odpowiedzi. Ich życie nie jest ani gorsze, ani lepsze, po prostu jedyne, co się liczy to, to, że żyją i reszta ich nie interesuje. Inni, sterują swoim życiem, bo wiedzą, czego od niego mogą oczekiwać, nie zawsze uzyskują pełne odpowiedzi, lecz pojedyncze puzzle prowadzą ich do otrzymania jednego spójnego obrazu.
Choć wtedy wiodłem beztroskie i pełne przygód życie, tak teraz wszystko uległo przewartościowaniu. Rzeczy, które kiedyś były dla mnie znaczące, teraz straciły wartość. Śmiało mogę powiedzieć „Jestem innym człowiekiem”, ale czy aż tak bardzo się zmieniłem? Nie… muszę, chociaż w połowie zostać dużym dzieckiem. Najchętniej wyszedłbym gdzieś w towarzystwie świetnie wyglądającej prezenterce pogody z podrzędnej stacji telewizyjnej, w sumie dobry pomysł, wezmę kurtkę i idę. Wszystko poszłoby zgodnie z planem gdyby w taksówce nie zadzwonił mój telefon, telefon, który odmienił moje życie. Zadzwoniła ciotka, powiedziała jedno zdanie, jedno jedyne zdanie, które wyryło się w moim umyśle tak bardzo, że jestem w stanie wypowiedzieć je w 8 różnych językach. Była to krótka a zarazem okrutna informacja. Wyobraźcie sobie, że siedzicie w taksówce z mega laską, przyznam, że świetnie wyglądała w czerwonej kiecce, jej uśmiech doprowadzał mnie do obłędu, a oczy, ahh… nie zapomnę jej niebieskich oczu, lecz telefon, który odebrałem zniszczył wszystko, trwał on dosłownie 10 sekund. Nie zdawałem sobie sprawy, że tak krótka chwila może postawić mój świat do góry nogami. Ciotka przez telefon powiedziała:
- Jonatan przyjedź, Wiktor nie żyje – jej głos był drżący, przerażony i pełen rozpaczy
Tyle wystarczyło, żeby mój uśmiech zamienił się w smutek. Na szczęście znajdowaliśmy się już pod jej domem, mieliśmy uwieńczyć naszą znajomość u niej, ale w tych okolicznościach byłaby to ostatnia rzecz, która przyszłaby mi do głowy. W ciągu kwadransa znalazłem się pod domem Wiktora, budynek jak każdy inny, nic go nie wyróżniało spośród innych przy tej ulicy, a jednak w tym czasie był wyjątkowy, bo tylko on był tak dobrze strzeżony. Trzech policjantów, pilnowali gapiów. Siedmiu innych przepytywało przypadkowe osoby, które mogły coś widzieć, wiedzieć by pomóc w rozwiązaniu sprawy, pozostałych 20 szukało dowodów, zbierało odciski, zwracało uwagę na każdy detal, który uznali za ważny. Gdzieś wśród tych wszystkich ludzi zauważyłem Laurę, moją ciocię. Dostrzegła mnie wśród tłumu i poprosiła jednego z policjantów, aby wpuścił mnie za żółtą taśmę wyznaczającą granice, którą zwykły śmiertelnik niezwiązany z tą sprawą nie mógł przekroczyć, a jednak mi się udało, choć nie byłem ani trochę dumny z tego powodu, zdecydowanie wolałbym stać i beztrosko obserwować tok wydarzeń. Zobaczyłem jej twarz, najsmutniejszą twarz, którą jak dotąd widziałem, łzy spływające po jej twarzy tworzyły małe strumyki, które znajdowały swoje ujście formując się w krople i upadając na chodnik. Cierpiałem razem z nią, choć ją to zdecydowanie bardziej bolało, przecież to jej jedyny syn, jej oczko w głowie. Gdy tak nieobecnie siedzieliśmy koło siebie pogrążając się w żalu i smutku, spostrzegłem 3 osoby zmierzające w kierunku budynku, nie wyglądali oni jak funkcjonariusze policji, jednak przepuścili ich za taśmę, zauważyłem też, że każde z nich posiada glocka 19 i odznaki praskiej policji. Wymieniając spojrzenia między pozostałymi funkcjonariuszami coraz bardziej zbliżali się do nas. Ciocia nie zwracała na nich uwagi, ja owszem, ale tylko i wyłącznie, dlatego, że przywódczynią tej trójki była zjawisko piękna brunetka z niesamowicie długimi nogami. Zastanawiałem się, od kiedy policjantki wyglądają jak modelki, ale miałem nadzieję, że spotkam takich więcej na swojej drodze. Krótkimi rozkazami skierowała swoich dwóch towarzyszy do środka budynku, a sama pewnym krokiem zmierzała w stronę mnie i mojej ciotki. Z każdą mijającą sekundą zastanawiałem się, czego może chcieć. Może myślała, że któreś z nas wynajęło płatnego zabójcę Eryka, który 5 lat swojego życia spędził w Marines, a po zakończeniu służby został najemnikiem. Kto wie, może w innym wcieleniu? Ostatecznie zatrzymała się dwa metry od nas, nawiązała kontakt wzrokowy i spokojnym głosem przemówiła:
- Nazywam się Sylwia Coplan, jestem detektywem z wydziału zabójstw. Proszę przyjąć najszczersze wyrazy współczucia, ale niestety muszę zadać państwu kilka pytań - dało się zauważyć, że naprawdę nam współczuła. Dało się wyczuć że wiedziała jak to jest stać po naszej stronie, sądzę że mówiła to, co sama chciałaby usłyszeć. Pewnie to skłoniło ją do zostania policjantką, jakaś osobista trauma, bo większość kobiet z jej wyglądem zostałaby modelką, prawnikiem, bądź wybrałaby zawód bardziej akceptowany społecznie - Kiedy ostatni raz mieliście kontakt z Wiktorem?- zapytała.
-Przedwczoraj. Dzwonił do mnie chwile rozmawialiśmy, powiedział, że u niego wszystko w porządku. Mówił też, że niedługo nas odwiedzi, ale teraz już tego nie zrobi…- każde kolejne słowo wychodzące z ust ciotki Laury stawało się coraz bardziej bolesne, dlatego przejąłem inicjatywę:
- Spotkałem go cztery dni temu w barze, do którego często chodziliśmy, nie wydawał się zdenerwowany, nie wykazywał żadnych oznak, które miałby wskazywać na to, czego jesteśmy świadkami – starałem się zachować spokój, lecz sytuacja na to nie pozwalała.
- Może odbierał dziwne telefony, dostawał listy z pogróżkami, spotkał kogoś nietypowego, może ktoś go obserwował?- kontynuowała pani detektyw.
- Nie, nic mi nie mówił.
- Nie mam pojęcia. Chciałbym być bardziej pomocny, ale niestety nie mogę. Przykro mi.
- Dobrze dziękuje za wszystko, jeszcze raz składam kondolencje i obiecuje, że mordercę Pani syna dosięgnie sprawiedliwość.
Po tych słowach udała się do budynku. W głębi duszy czułem, że nie mogę tak zostawić tej sprawy. Moja jedyna styczność z morderstwami była w moich książkach. Czułem, że mogę być jednak pomocny w śledztwie, również, dlatego że znałem Wiktora i wiem, do czego mógł być zdolny, co mogłoby nim kierować i dlaczego doprowadziło to do jego śmierci. Moje osądy mogłyby nie być obiektywne, ale jestem przekonany, że byłyby o wiele bardziej trafne i bardziej spostrzegawcze niż niejednego doświadczonego detektywa. Miało to więcej zalet niż wad, więc sięgnąłem do kieszeni swojej kurtki i wyciągnąłem telefon, wybrałem numer do burmistrza:
- Cześć ważniaku, kiedy ustawiamy się na pokera u mnie?- rozpocząłem rozmowę
- Cześć Jona, gdy tylko powiesz mi skąd wiesz, kiedy blefuje.
- To nie prędko, ale dzwonię, bo mam do ciebie prośbę, chce napisać kryminał i potrzebuję zebrać trochę informacji, takie małe rozpoznanie terenu.
- No dobrze nie ma sprawy.
- Zależałoby mi jednak na dołączeniu do wydziału zabójstw do detektyw Sylwii Coplan, możesz to dla mnie zrobić?
- Oczywiście, że tak, dla ciebie zawsze.
- Dziękuje bardzo, a i sugeruje ograniczyć ruchy palców, gdy blefujesz.
- Nie ma sprawy, to spotkamy się w poniedziałek o 20 u Ciebie, przyszykuj się na odwet.
- Już nie mogę się doczekać – kierując się w stronę budynku kontynuowałem rozmowę z burmistrzem. Chciał on osobiście rozmawiać z detektyw Sylwią, by przekazać jej informacje dotyczące mojej współpracy. Podczas gdy wchodziłem po schodach wszyscy funkcjonariusze dziwnie się na mnie patrzyli i ciężko było tego nie zauważyć. Dotarłem do mieszkania mojego kuzyna, na wejście zostało mi zadane pytanie:
- Co Pan tutaj robi? Nie powinno ty pana być – krótka i stanowcza informacja wydana przez detektyw Sylwię. Przekazałem jej telefon.
- Chciałbym pomóc w rozwiązaniu morderstwa- stwierdziłem z lekkim uśmiechem na twarzy.
Rozmowa pani detektyw i burmistrza nie trwała długo, w jej głosie łatwo dało się wyczuć irytacje i zdenerwowanie, ale niestety wszystko było już postanowione.
- Nie wiem jak Pan to zrobił, ale widzę, że nie mam wyjścia i muszę z panem współpracować, niech pan pozna detektywa Oskara i detektywa Maksa. Wprowadźcie go w nasze działanie i niech niczego nie dotyka dopóki nie założy rękawiczek.
- Mówcie mi Jonatan.
Ta książka była pretekstem by móc przebywać w towarzystwie detektyw Sylwii Coplan. Chciałem dowiedzieć się, jaka ona jest naprawdę, bo roztaczała wokół siebie aurę tajemniczości. Odkąd znalazłem się w mieszkaniu Wiktora wyczuwałem wrogie nastawienie Sylwii, Oskara i Maksa, chyba tylko, dlatego że nie lubią współpracować z nikim z zewnątrz, a w szczególności ze sławny pisarzem, który uważa, że praca w policji jest miła, łatwa i przyjemna, a wszystko wygląda dokładnie jak w serialu „CSI: Kryminalne zagadki Miami”, chociaż nic na to nie wskazywało, bo sprzęt, którego używali wydawał się lekko przestarzały. Ciało Wiktora znaleziono w salonie, koło telewizora. Leżał na brzuchu, głowa skierowana była w lewą stronę. Ubrany był w białą koszulę, spodnie od garnituru. Wyglądał tak, jakby dopiero co wrócił z pracy. W powietrzu unosił się zapach wina, i jego perfum i nie wiadomo było, który zapach był bardziej świeży. Telewizor był włączony na kanale, na którym leciały wiadomości giełdowe, to nie było dziwne, ponieważ Wiktor był doradcą finansowym. Na stole leżała gazeta sprzed dwóch dni, po czym można było wnioskować, że tyle nie było go w domu. Mieszkanie wyglądało na dokładnie wysprzątane. Pod ciałem Wiktora była krew, co znaczy, że to jest nasze miejsce zbrodni. Leżał na brzuchu, więc musiał znać osobę, która go zabiła, nie wyglądał również jakby się przed tym bronił. Napastnik albo go zaskoczył, albo Wiktor się tego spodziewał. Łatwiejsze do odgadnięcia byłoby to drugie, lecz bardziej prawdopodobne jest pierwsza opcja. Nikt o zdrowych zmysłach nie dałby się zabić nawet gdyby był pewien, że to będzie miało miejsce. Jego mieszkanie nie wyglądało na splądrowane, na pierwszy rzut oka nic nie było przestawione. Postanowiłem, więc skupić się na detalach, spostrzegłem, że statuetka stojąca na półce, którą otrzymał za wyniki w nauce jest lekko obrócona w lewą stronę. Wyglądało to tak jakby ktoś zrobił to celowo, statuetka przypominała ucznia trzymającego w lewej ręce księgę, prawa natomiast była wyprostowana na wysokości barku. Podążając tropem wskazywania czegoś przez prawą rękę dotarłem do obrazu. Czułem się jak mało dziecko prowadzone w ciemności przez Wiktora. Czułem, że to wszystko było celowe, jakby wiedział, że będę w jego mieszkaniu, że będę czegoś szukał. Bałem się, że jego zabójca znalazł coś, za co Wiktor przypłacił życiem. Zacząłem się zastanawiać, co takiego mógłby mój kuzyn odkryć, znaleźć, za co warto by było umrzeć. Obraz przedstawiał „Bitwę pod Grunwaldem” Jana Matejki. Wiktor pasjonował się historią i sztuką, czego przejawem był właśnie ten obraz, który kupiłem mu dwa lata temu na urodziny. Centralny punkt tego obrazu stanowił dowódca Władysław Jagiełło, który w prawej ręce trzymał miecz skierowany do góry. Założyłem, że zabójca szukał czegoś w suficie, w którym nie było dalszych wskazówek. Skoro nie chodziło Wiktorowi o miecz to może o kierunek wyznaczany przez prawą rękę. Sytuacja stawała się coraz bardziej nietypowa, większość policjantów patrzyła na mnie jak na wariata zastanawiając się, czemu się przyglądam i czego szukam. Czułem, że to wszystko ma jakiś głębszy przekaz. Więc szukałem dalej, kierunek oznaczał kuchnie. Wszedłem do kuchni, która również nie wyglądała jakby ktoś czegoś szukał. W zlewie znajdowały się nieumyte garnki, a na lodówce było przypięte zdjęcie, na którym był Wiktor, jego żona i ciocia Laura na tle wieży Eiffla. Wydawał się być szczęśliwy, jakby nic poza jego żoną i matką się nie liczyło, byli oni dla niego najważniejsi. Nie było na tym zdjęciu żadnych wskazówek, co stanowiłoby kolejną poszlakę w odnalezieniu tego czegokolwiek szukałem. Jednak pomyślałem, że zdjęcie może być po prostu ostatnią poszlaką. Odsunąłem, więc lodówkę, i ku mojemu zaskoczeniu znalazłem w podłodze lekko wygrubiony panel, wyglądało to zupełnie tak jakby coś się pod nim znajdowało. Uniosłem go i zauważyłem… pustą przestrzeń, która sprawiała wrażenie jakoby wcześniej przechowywała coś cennego, jakieś dokumenty, akta, coś, co nie zajmowałoby wiele miejsca i zmieściłoby się w tej przestrzeni. Ostatni okruszek, który zostawił mi Wiktor nie stał się kluczowym, lecz powinien nakierować nas, dlaczego został on zamordowany. Zawołałem, więc techników by sprawdzili tą lukę, a sam opuszczałem kuchnię pewnym siebie, zadowolonym krokiem. Wyglądałem jakbym rozwiązał już tą sprawę, to było niestety tylko złudzenie. Wróciłem do salonu gdzie czekała na mnie detektyw Sylwia. Minęło kilka sekund i koło nas znalazł się detektyw Maks:
- Sylwia mamy coś - oznajmił spokojnym głosem - znaleźliśmy odcisk buta, który nie pasuje do butów ofiary, przeszukam bazę może z kimś go powiążemy.
Swoją drogą Maks wyglądał na gościa, który ma głowę na karku, elegancki strój dodawał mu pewności siebie, nic z jego zachowania nie wskazywało, że najpierw robi a później myśli. Zakładałem, że zanim wstąpił do wydziału zabójstw pracował w wydziale narkotykowym, albo w przestępczości zorganizowanej. Bądź, co bądź był zupełnym przeciwieństwem Oskara. Ten typ raczej miał do czynienia z wojną na dalekim wschodzie. Świadczyła o tym jego budowa ciała, na której widok można było się przestraszyć. Choć różnili się temperamentem, łączyło ich jedno, lojalność wobec partnera, któremu zawsze byli gotowi pomóc, wspierać, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajduje.
- Przepytałem sąsiadów, ale nikt nic nie słyszał, ani nie widział, dlatego że Wiktora dzisiaj nie powinno być w mieście. Zostawił klucze do mieszkania sąsiadce by opiekowała się jego psem, wyglądało to tak jakby wybierał się gdzieś na dłużej, może do swojej dziewczyny?- oświadczył Oskar
- Wiktor nie miał dziewczyny, miał żonę, która za trzy miesiące miała urodzić mu syna - odparłem stając w obronie kuzyna.
- W takim razie, sprawdźcie, dokąd się wybierał, sprawdźcie też jego bilingi i finanse, i sprowadźcie jego żonę na komisariat chce z nią porozmawiać - kolejna stanowcza informacja detektyw Sylwii.
- Tak jest - odparło dwóch detektywów.
- A ty odpowiesz mi na pytanie, dlaczego chcesz ze mną pracować?
- Zamierzam napisać kryminał i potrzebuję informacji jak wygląda wasza praca, i zdecydowanie potrzebuje jakiejś muzy, która natchnie mnie pomysłami.
- Jak mnie mam to ja zostanę pańską muzą? – Zapytała z domieszką ironii.
- Zawsze jesteś tak przenikliwa?
- Jestem policjantką, więc muszę taka być, wybacz, że przeniknęłam w twój umysł.
- W takim razie nie masz nic przeciwko temu, że wyobraziłem sobie Ciebie w bieliźnie…
Tu urwała się nasza pogawędka, ponieważ przez próg drzwi weszła pani koroner.
- Cześć Sylwia, co to za nowy przystojniak w twojej grupie?- Od razu wiedziałem, że chodzi o mnie, posłałem jej szeroki uśmiech w ramach aprobaty.
- To kuzyn ofiary - oziębły głos sprawił pani detektyw, sprawił, że zrobiło mi się przykro, choć uznałem, że przełknę tą zniewagę w imię czegoś większego- Możesz mi powiedzieć, co było przyczyną śmierci?
- Na razie mogę ci powiedzieć tylko tyle, że nie zauważyłam śladów walki, wygląda na to, że ofiara nie próbowała się bronić, hm… pojedynczy strzał w klatkę piersiową, na oko to kaliber 9mm, i leworęczny napastnik, miał jakieś 180 centymetrów wzrostu, póki, co to tyle, reszty się dowiem, gdy wykonam oględzin w laboratorium.
- Skoro ktoś użył pistoletu, sąsiedzi musieliby go usłyszeć, chyba, że użył tłumika i mamy tu do czynienia z profesjonalistą. Brak odcisków palców, brak DNA, jedyne, co mamy to odcisk buta.
- Prawdopodobne, a teraz pozwól, że zabiorę ofiarę do laboratorium - wychodząc, Diana posłała mi oczko, przez co zrobiło mi się bardzo przyjemnie, i miałem ochotę umówić się z nią na drinka. Na mojej drodze stanęła pani detektyw, a w jej oczach zauważyłem pogardę. Uznałem, że nic więcej się w tym budynku nie wydarzy, że jestem w tym momencie bardziej potrzebny cioci, niż poszukiwaczom dowodów. Wyszedłem na zewnątrz i zauważyłem, że tłum gapiów, który odprowadzał mnie wzrokiem, gdy wchodziłem do budynku teraz zamienił się w najbardziej wytrwałą piątkę. Spojrzałem w lewo, i zauważyłem Laurę w takiej samej pozycji i z taką samą przerażoną miną jak przed dwudziestoma minutami, które spędziłem w mieszkaniu Wiktora. Podszedłem do cioci, sięgnąłem ręką do kieszeni i dałem jej zdjęcie, pamiątkę, na której był on, jego żona i Laura spędzali wakacje w Paryżu, chciałem poprawić jej tym samopoczucie, ale efekt był odwrotny. Przygnębiło ją to jeszcze bardziej. Czułem, że przekazanie jej tego zdjęcia było złym pomysłem. Zrobiły mi się przykro. Wiedziałem, że jakoś muszę ją wesprzeć w tej całej sytuacji i że jedynym rozwiązaniem będzie obietnica. Kierował mną impuls, chęć naprawy świata, który jest brutalny. Jako pisarz wiedziałem, że jeśli złożę tą obietnice będę musiał ją spełnić. Obiecałem jej, że zrobię wszystko, co w mojej mocy by znaleźć sprawcę i postaram się, aby otrzymał możliwie najsurowszą kare. Tylko tyle mogłem wtedy zrobić dla ciotki. Nie chciałem, aby była teraz sama, więc zabrałem ją do swojego domu, zaparzyłem herbatę, lecz odkąd weszliśmy do taksówki, która zawiozła nas do mnie, ciotka nie wypowiedziała ani słowa. Sentymentalnie wpatrywała się w zdjęcie, które udało mi się zabrać z domu Wiktora, wiedziałem, że muszę coś zrobić by Laura dała sobie chwilę spokoju od smutku i zamartwiania się, stało przede mną bardzo trudne zadanie.
- Ciociu masz na coś ochotę? Wyobrażam sobie, jaką pustkę musisz czuć teraz, gdy Wiktora już z nami nie ma…, ale zastanów się czy Wiktor by chciałbyś tak bardzo się zamartwiała, wiem, że nie da się przejść nad tym do porządku dziennego i to będzie bolało, ale nie powinno to nas ograniczać, nie mam wpływu na to, co się stało, lecz na to, co może się stać.
Detektywi pozostali na miejscu zbrodni. Gdy przepytali już wszystkich sąsiadów, ostatnią osobą został portier.
- Prowadzicie rejestr odwiedzających, macie może tutaj jakiś monitoring?- zapytał detektyw Maks
- Nie mamy kamer, to spokojna dzielnica, na której nic się nie dzieje - odparł portier
- Może pamięta pan kogoś podejrzanego, może ktoś ostatni dziwnie się zachowywał, miał dziwnych gości, cokolwiek - kontynuował detektyw
- Nie… nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, ale w zeszłym tygodniu pan Wiktor w ogromny pośpiechu wyprowadzał swoją żonę do taksówki i od tego czasu jej nie widziałem - stwierdził portier.
- Dziękuje panu bardzo, proszę nie opuszczać miasta, możemy mieć więcej pytań - zakończył rozmowę detektyw Maks, kierując się w stronę wyjścia.
Ten wieczór zaliczał się do najsmutniejszych, który przeżyłem. Nie sądziłem, że spotka mnie taka sytuacja, było to dla mnie, co najmniej nieprawdopodobne. Nie spałem tej nocy tworząc najbardziej szalone fabuły, które mogłyby być, choć w kilku kwestiach prawdopodobne. Udało mi się stworzyć jedną, ale raczej mało prawdopodobne jest by Wiktor został zamordowany na statku kosmicznym UFO przy użyciu pistoletu z ziemi, bo przecież każdy statek ma swoją własną śmiercionośną broń. Wykluczyłem teorie tajnego agenta CIA, FBI, i innych trzyliterowych skrótów tajnych służb, ze względu na to, że on się do tego po prostu nie nadawał. Brakowało mu ogromnej wyobraźni, pewności siebie, przebiegłości, a każdy tajny agent zdecydowanie musi mieć takie cechy. Z samego rana chciałem się udać na komisariat, w którym pracuje urocza pani detektyw. Uznałem jednak, że wstąpię po drodze do mojej ulubionej kawiarni gdzie kupię dwie kawy. Z kawiarni udałem się prosto na posterunek. Nie zauważyłem ani detektyw Sylwii, ani Oskara czy Maksa. Zapytałem się jednego z policjantów, które biurko należy do detektyw Coplan. Stało ono w samym środku pierwszego piętra, co sprawiło, że uznałem ją za bardzo dobrą w swoim fachu. Usiadłem przy jej biurku postawiłem kawę koło monitora i oczekiwałem na przybycie, kogoś z drużyny. Przyznam, że szybko zaczęło mi się nudzić, więc usiadłem przy biurku pani detektyw i zacząłem grzebać po jej szafkach. Nie znalazłem nic, co pozwoliłoby mi rozszyfrować, chociaż trochę osobowości Sylwii. Na dnie szuflady znalazłem jednak akta, gdy tylko wyciągnąłem je z szafki, urosła koło mnie sylwetka detektyw i czułem, że coś się zaraz wydarzy. Powoli usunąłem się z jej krzesła, siadając na fotelu koło jej biurka. To mi niestety nie pomogło.
- Dlaczego grzebiesz po moich szafkach?!- wrzasnęła, i w tym momencie zacząłem się jej bać - kto ci pozwolił?
- Myślałem…, że nic nie znajdę – miałem tak przestraszoną minę, że chyba się nade mną zlitowała.
- Dobra, nieważne, ale nigdy więcej nie ruszaj moich rzeczy, chyba, że ci pozwolę. Zrozumiano? – jej stanowczość i dosadność mnie przeraziła. Nie mogłem wypowiedzieć ani słowa, więc twierdząco pokiwałem głową. Siedziałem i wpatrywałem się w nią z przerażeniem i nauczką, że jeśli chodzi o jej rzeczy to nie ma, co, trzeba odpuścić.
- I jak wpadłaś na jakiś ciekawy pomysł, który mógłby nas przybliżyć do rozwiązania tego morderstwa?- spokojnie zapytałem z nadzieją, że nie zauważy zmiany tematu.
- Ładna próba zmiany tematu, ja na nic nowego nie wpadłam – odpowiedziała – czekam na wieści z laboratorium i może uda nam się zidentyfikować ślad tego buta, choć jest to raczej mało prawdopodobne. A Ty wpadłeś na coś? – jej dociekliwość i skrupulatność, można było w tej sytuacji uznać za zalety.
- Oprócz teorii z UFO nie wpadłem na nic ciekawego – odparłem ze smutkiem w głosie.
W tym momencie pojawili się detektyw Oskar i Maks po ich dumny kroku i uśmiechach na twarzy myślałem, że w teczkach, które mieli ze sobą mają coś pomocnego. Nie myliłem się.
- Znalazłem kilka wypłat na dziwną kwotę i dziwne przelewy na 10 tysięcy, których adresata nie da się namierzyć, bo przelew przeszedł przez kilka banków – dumny głosem oznajmił detektyw Oskar.
- Buty sprzedano w Starym Mieście niejakiemu Filipowi McColins „Cold”, ma niezłą kartotekę, napad z bronią, handel narkotykami, a ksywkę dostał po zabiciu i zamrożeniu trzech ciał, ale żadnego z nim nie można było mu udowodnić z powodu braku dowodów – zdecydowanie Maks miał lepszego podejrzanego i od tego momentu Filip stał się naszym głównym podejrzanym.
- Zgarnijcie go do nas na komendę. Jest może już żona Wiktora? – Sylwia czuła, że rozwiązanie sprawy jest coraz bliżej.
- I tutaj pojawia się problem, jego kurator nie widział go od tygodnia, w mieszkaniu nikogo nie ma, nie wiadomo gdzie jest – oznajmił zakłopotany Maks
- Wyślijcie jego zdjęcie do każdego patrolu w mieście, gdy tylko się gdzieś pojawi chcę go tutaj mieć. Zrozumiano? – po raz kolejny władczość pani detektyw wzięła górę, coraz bardziej zaczynało mi się to podobać.
Wszystkie dowody zostały przyczepione do białej tablicy. Dzięki której wybierają historie opartą na największej ilości dowodów zgromadzonych przeciwko osobie podejrzanej. Często może wydać się to skuteczne, lecz czasami złudne tak jak w tym wypadku.
- To wszystko? To jest cała historia? A gdzie motyw, fabuła, cokolwiek z tej dwójki – zapytałem poirytowany. Rozwiązanie przyczyny śmierci mojego kuzyna miałoby trwać 15 min? To nie miało najmniejszego sensu – a co z tą skrytką w jego podłodze, co tam było? Dlaczego jego mieszkanie zostało wyczyszczone z odcisków palców? Nie możemy nawet uznać, że to był rabunek, bo przecież z jego mieszkania nic nie zginęło. Jestem pewien, że musi być drugie dno, ta historia jest za prosta. Żaden czytelnik nie uwierzyłby w taki banał. – coraz bardziej się denerwowałem, nie sądziłem, że to wszystko może być tak proste. Przecież każde siedmioletnie dziecko mogłoby rozwiązać tą sprawę. Byłem zdruzgotany tym, że cała trójka uwierzyła w to wszystko. To oni są tutaj profesjonalnymi detektywami, a zachowują się jak żółtodzioby. – Nie zamierzacie sprawdzić wszystkiego? Przecież w tym schowku mogły być plany zamachu na papieża, wzniecenia III wojny światowej, dowody na istnienie kosmitów – kontynuowałem poirytowany tą całą sytuacją. Zauważyłem jednak, że zaczęli rozważać inne możliwości. Na ich twarzach ukazały się zastanawiające miny, i z każdą sekundą byli coraz bardziej przekonani, co do słuszności mojej teorii. Uwiecznieniem tego były słowa pani detektyw:
- Sprawdźcie jego przyjaciół, rodzinę może oni coś wiedzą na ten temat – stwierdziła – ja i Jonatan sprawdzimy jego prace i porozmawiamy z jego żoną – spokojnie wstała z krzesła, popatrzyła na nas przyjaznym wzrokiem. Zauważyła wtedy wchodzącą do pokoju socjalnego żonę Wiktora, Maria. Ruszyliśmy w jej kierunku. Każdy krok, który zbliżał mnie do tego pokoju stawał się coraz trudniejszy. Gardło coraz bardziej się ściskało, czułem coraz szybsze bicie serca. Nie chciałem znać ich tajemnic małżeńskich, a wszystko zmierzało ku temu, że tak się stanie, bo przecież Sylwia będzie o to pytać Marie. W obecnej sytuacji nie mogłem się wycofać, za bardzo zależało mi na rozwiązaniu sprawy. Uznałem, że podczas tego przesłuchania będę tylko słuchaczem, zadawanie pytań zostawię pani detektyw. Sylwia chwyciła za klamkę, spojrzała na mnie znacząco, ale dało zauważyć się pocieszający uśmiech, a jej wyraz twarzy pomógł mi przełamać barierę, którą stanowiło dla mnie wejście do tego pomieszczenia. Podążałem za panią detektyw. Gdy tylko przekroczyłem próg… Maria zawiesiła się na mojej szyi, jej uścisk był tak silny, że na początku nie mogłem złapać oddechu. Łzy spływały po jej twarzy lądując na moim barku. Sprawiło to, że i ja zacząłem płakać. Staliśmy w milczeniu przez pięć minut. Nie potrafiłem wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa. Chciałem ją pocieszyć, ale nie znalazłem na to sposobu. Gdy pierwsze emocje opadły, spokojnie usiedliśmy na wygodnej skórzanej sofie. Pokój, w którym aktualnie się znajdowaliśmy został stworzony do takich sytuacji. Duża ilość okien sprawiała, że w pokoju było jasno. Tworzyło to złudzenie, że wszystko będzie dobrze i każdy mrok się rozjaśni. Ściany w kolorze zielonym, napawały nadzieją i mogły uspokoić emocje osób przebywających w tym pokoju. Trzymając Marie za rękę patrzyłem jej prosto w oczy. Widziałem w nich ból i cierpienie. Wyobrażałem sobie, co może czuć wiedząc, że jej dziecko nigdy nie pozna ojca, że nigdy tata nie zabierze go na spacer, na mecz, gdziekolwiek. Nie mogłem nic na to poradzić. Musiała to przetrwać sama. Widziałem, że Sylwia nie zamierza przyśpieszać tej rozmowy, że daje jej czas z oswojeniem się z miejscem, w którym się znajduje i z powodem, dla którego tu jest. Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu, ja wpatrujący się w Marie, pani detektyw wpatrująca się we mnie. Zauważyliśmy jednak, że możemy powoli zacząć rozmowę.
- Proszę przyjąć wyrazy współczucia z powodu straty męża – rozpoczęła Sylwia spokojnym, przyjaznym głosem – niestety muszę zadać pani kilka pytań. Kiedy ostatnio miała pani kontakt z mężem?
- Widziałam go… ostatni raz w zeszłym tygodniu w środę, był niespokojny, pytałam, o co chodzi, ale… ale nie chciał mi nic powiedzieć – znowu pojawiły się łzy w oczach Marii, z ciężkim sercem patrzyłem jak cierpi, a ja nic nie mogłem na to poradzić – czułam, że wydarzy się coś złego. Od dłuższego czasu podejrzewałam, że jest coś nie tak. Odbierał dziwne telefony, nie rozmawiał przy mnie, wracał po dziesięciu, piętnastu minutach, podenerwowany. Sądzę, że Wiktor mnie chyba zdradzał… ale… - tutaj przerwałem Marii, nie chciałem wiedzieć co było między nimi. Postanowiłem jednak dowieść, że mój kuzyn był lojalny wobec swojej żony.
- Nie wierzę w to, że Wiktor miał kochankę. Dostawał może jakieś listy, pokłócił się z kimś z pracy? – nie chciałem zadawać pytań, ale moja ciekawość była silniejsza. Musiałem również odwieść Marie od teorii zdrady.
- Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, przecież Wiktor był doradzą finansowym. Nie przychodzili do niego ludzie z wielką fortuną. Najczęściej jego klientami była klasa średnia, i większość z nich chwaliła go… on nie zrobiłby nikomu nic złego. Wiktor był zawsze szczery i twardo stąpał po ziemi. Nie mam pojęcia, kto mógłby mu zrobić krzywdę… - kuzynka znowu zaczęła płakać.
- Ostatnie pytanie. Pamiętasz dokładnie, kiedy odebrał, chociaż jeden taki telefon? – Sylwia patrzyła na nią z politowaniem, na szczęście to było jej ostatnie pytanie, chociaż w pierwszej chwili nie wiedziałem, czemu ono ma służyć. Zorientowałem się później, że skoro mamy bilingi Wiktora, to znajdziemy osobę, która do niego dzwoniła, bo będziemy wiedzieli, jak go znaleźć.
- Yyy… czwartek, dwa tygodnie temu, koło godziny 18: 30 – odpowiedziała Maria, podnosząc się z sofy i kierując się w stronę wyjścia. Byłem przerażony faktem, że Wiktor mógłby ją zdradzać. Musieliśmy to sprawdzić, choć miałem przeczucie, że to nie może być prawda. Wiktor i Maria znali się dziesięć lat, a małżeństwem byli od ośmiu. Ta cała historia robiła się coraz trudniejsza do rozszyfrowania. Powstawało coraz więcej pytań, a otrzymywaliśmy coraz mnie odpowiedzi.
Po zapisaniu nowych poszlak na tablicy, która zaczęła się coraz bardziej zapełniać, postanowiliśmy wybrać się do biura, w którym pracował Wiktor. Odkąd wyszedłem z pokoju socjalnego, czułem wzrok Sylwii na mnie, kiedy tylko spoglądałem na nią ta odwracała wzrok. Nie wytrzymałem. Musiałem zapytać
- Co? – to pytanie może nie było wyczerpujące, ale nie wiedziałem, co do niego dodać. Skorzystałem, więc ze skróconej formy.
- Nic… po prostu – zawiesiła głos. Widać wahała się czy chce mi powiedzieć, o co chodzi czy nie. Walczyła ze sobą. Nie chciała pokazać, że jej na mnie zależy, chyba, że to było coś złego i mógłbym się poczuć urażony, ale po kilku sekundach kontynuowała – w tamtym pokoju wydałeś się być człowiekiem. To było całkiem słodkie – a jednak, od początku wiedziałem, że na mnie leci i tu się wszystko potwierdziło, na mojej twarzy ukazał się dumny uśmiech – przestań sobie wyobrażać mnie na plaży w kostiumie kąpielowym, i nie myśl, że zależy mi na tobie, po prostu to jak się zachowywałeś w tamtym pokoju nie pasowało mi do ciebie. Nie znałam cie z tej strony i nie sądziłam, że jesteś zdolny do ludzkich odruchów – zakończyła z uśmiechem na twarzy, co sprawiło, że czułem się dobrze. Wiedziałem, że jeśli chce coś u niej wskórać powinienem wprowadzić więcej takich zachowań.
- Dziękuje, że nie naciskałaś na Marie podczas rozmowy, i tak ciężko jest jej z tą sytuacją – nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Widać nie wpadłem na nic lepszego, całe szczęście pasowało to do sytuacji – mogę mieć do ciebie pytanie? – nie wiem, co mnie podkusiło, choć dokładnie wiedziałem, o co chce zapytać.
- Jedno pytanie a później dasz mi spokój? – odparła.
- Pójdę na taki układ pod warunkiem, że w ciemno obiecasz, że odpowiesz na to pytanie – musiałem się upewnić, że odpowie.
- Okej, obiecuje – była pewna siebie tylko, dlatego że nie wiedziała, jakie pytanie padnie. Sądziła, że to będzie jakaś błahostka. Z mojej pozycji to tak nie wyglądało.
- Dzisiaj rano znalazłem w twojej szafce teczkę, co się w niej znajdowało? – to było moje nikczemne pytanie.
- W tej teczce były akta sprawy, która została zamknięta z powodu braku dowodów i podejrzanych – odpowiedź była zaskakująca.
- Co to za sprawa? – ciągnąłem temat
- Miało być jedno pytanie… - z uśmiechem na twarzy skwitowała pani detektyw
- Podpuściłaś mnie… to nie było fair, ale dobrze zapamiętam to sobie i się odegram. Zobaczymy czy będzie ci wtedy do śmiechu… - jak ona mogła tak zrobić, przecież wiedziała, że nie o to mi chodzi. Dzięki temu jednak uświadomiłem sobie, że musi to być coś prywatnego, coś, co wydarzyło się komuś, na kim jej zależało. Moje zaciekawienie tą sprawą narastało coraz bardziej. Wiedziałem, że nie dowiem się od niej samej, co tak naprawdę znajduje się w tej teczce. Musiałem podejść jednego z jej towarzyszy. Musiałem jednak to zrobić bardzo umiejętnie tak żeby ona się o tym nie dowiedziała. Zastanawiała mnie jednak jeszcze jedna rzecz. Co sprawiło, że zachowywała postawę obronną wobec mnie? Bała się, chyba, że może być z tego coś więcej niż tylko wzajemne irytowanie i denerwowanie się. Zakładam, iż Sylwia już kiedyś była zakochana, lecz nie w odpowiedniego facecie. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, jakim idiotą trzeba być by zranić taką kobietę, jaką jest detektyw Sylwia Coplan. Rzadko na swojej drodze spotykam wartościowe kobiety, większość z nich interesuje wyłącznie ich prestiż i podnoszenie swojego statusu społecznego poprzez pojawianie się w mediach ze znanymi osobami. Zawsze chciałem poznać taką kobietę, jaką jest detektyw Coplan. Mam świadomość, że ciężko będzie zaistnieć w jej życiu pod inną osłoną niż facet, który się jej uczepił w ramach pisania swojej książki. Cieszył mnie jednak fakt, że spotkałem kogoś takiego jak ona na swojej drodze.
Nadszedł czas by udać się do pracy mojego kuzyna. Czekał nas spory kawałek drogi, bo jego biuro znajdowało się w Nowym Mieście przy ulicy Lipowej, czyli jakaś godzina drogi z naszego posterunku. Po tej przejażdżce uznałem, że nasza policja posiada bardzo niewygodne i stare samochody. Postanowiłem, dlatego przy najbliższej okazji sprezentować jeden detektyw Sylwii by zaznała luksusu podczas zgarnianiu podejrzanych i prowadzić przesłuchania w terenie. Skoro miałem z nią współpracować do momentu napisania całej książki, pragnąłem spędzić ten czas w wygodnym aucie. Wprawdzie jest ogromna szansa, iż detektyw Coplan nie przyjmie tego podarunku, gdyż mogłoby wyglądać jakbym starał się ją kupić. Mogłaby również poczuć się urażona, że traktuje ją jak każdą inna kobietę w swoim życiu, a wolałbym tego uniknąć.
- Wiesz, podróż z tobą jest jak jazda z moją matką, boje się odezwać, bo mogę zostać wyrzucony z samochodu, w tym wypadku ty masz pistolet, tym samym mogę skończyć martwy. No i jeszcze twoja gburowata mina – musiałem jakoś podtrzymać rozmowę podczas podróży. Planowo przywołałem do tego moją matkę, gdyż były podobne temperamentem i swoją stanowczą postawą.
- To dobrze, że się boisz, teraz wiem, że jeśli wydam ci rozkaz to go spełnisz – emanowała zadowoleniem. Nie mogłem sobie na to pozwolić.
- Jest jeszcze jedno, w czym jesteście podobne – musiałem, wymyślić coś na poczekaniu. Niestety nie znalazłem więcej podobieństw między nimi – jak myślisz czy Wiktor naprawdę miał romans? – zapytałem z nadzieją, że nie zauważy modyfikacji tematu naszej rozmowy.
- Nie mam pojęcia, póki, co nic na to nie wskazywało, jednak Maria uważa, iż było coś na rzeczy, może nie romans, a jakieś nielegalne interesy. To twój kuzyn powinieneś go znać lepiej ode mnie – tutaj miała racje. Ja nie byłem już taki pewien czy to jest ten sam Wiktor, którego kiedyś znałem. On nigdy po pierwsze nie skończyłby w ten sposób, po drugie nie zajmowałby się niczym nielegalnym. W owej sytuacji stawałem się coraz bardziej bezradny i pogrążony w tej sprawie, która przypomina bardziej odcinek jakiegoś słabego serialu kryminalnego niż prawdziwe życie. Korki sprawiły, że nasza podróż się przedłużała i do biura kuzyna dotarliśmy później niż planowaliśmy. Dzisiaj pierwsza raz znalazłem się w budynku, w którym pracował Wiktor, nigdy wcześniej nie miałem okazji tutaj być. Miejsce to było przepełnione ludźmi, którzy ciągle byli gdzieś spóźnieni, mnóstwo osób rozmawiało przez telefon, biegało po korytarz, przypominało to prace na Wall Street tylko w skali 1:50000. Nie chciałbym tutaj nigdy pracować. Zbyt wiele czasu traciłbym na ciągłym uganianiu się za czymś nieznaczącym. Kombinowałem, w jaki sposób ktoś, kto jest cichy, spokojny, nieszukający konfliktów, przyjacielski, komunikatywny i pomocny mógł odnaleźć się w takiej pracy. Wiktor zdecydowaniem był takim typem człowiek. Matka często stawiała mi go za ideał i wzór do naśladowania. Porównywała mnie do niego, na początku go za to nienawidziłem, z czasem stało się to bardziej akceptowane przez mnie ze względu na to, że zacząłem odnosić sukcesy, jako pisarz. Bądź, co bądź nie zawsze lubiłem przebywać w jego towarzystwie. Z każdym upływającym rokiem on stawał się coraz bardziej odpowiedzialny, a ja coraz bardziej dziecinny. Zazdrościłem mu tego. Uwieńczeniem tego wszystkiego był jego ślub z Marią, od tego momentu matka nie dawała mi spokoju z pytaniem, kiedy to ja się ożenię i przestane w końcu traktować życie jak plac zabaw. Wszystko ustało, gdy wyjechała z miasta do Ostrawy w ramach odegrania jakiejś roli w tamtejszym teatrze, na szczęście spodobało się tam jej i póki, co, na szczęście, nie ma zamiaru wracać do Pragi. Niniejszym, dlatego ostatnimi czasy prowadziłem bujne życie towarzyskie pełne pięknych kobiet, bankietów i rozrywki. Znajdowaliśmy się wewnątrz budynku. Wraz z detektyw Coplan zmierzaliśmy do recepcji by skierowano nas prosto do przełożonych Wiktora.
- Detektyw Sylwia Coplan praska policja, a to Jonatan Brook, mamy kilka pytań do prezesa firmy – krótka, zwięzła informacja przedstawiona recepcjoniście, który wyglądał na przyjaznego człowieka.
- Proszę się udać na 4 piętro, iść prosto i skręcić w drugi korytarz w prawo – profesjonalna odpowiedź młodego człowiek z uśmiechem od ucha do ucha. Widać było po nim zadowolenie, że na coś w końcu komuś się przydał.
Udaliśmy się w kierunku windy, na którą musieliśmy czekać. W ramach tego, że mieliśmy chwilę, rozpocząłem rozmowę:
- Jak myślisz czy któryś z nich mógłby zabić mojego kuzyna? – spokojnym głosem zapytałem.
- Sądzisz, że mają oni czas na życie prywatne i na osobiste zemsty? – stwierdziła Sylwia – nie chce mi się w to wierzyć, chociaż Wiktor jest przykładem, że można było połączyć tą prace z życiem osobistym – jej teoria wydawała się nawet słuszna. Od tej chwili zacząłem trochę podziwiać Wiktora. Ile on musiał mieć energii i wytrwałości w sobie by znosić to wszystko. Praca nie wyglądała na lekką, łatwą i przyjemną a na dodatek jeszcze żona w ciąży. Skąd on czerpał taką siłę. Mógł mieć po prostu świadomość, że nie jest sam na tym świecie, i czuł, że w tej sytuacji nie może nawalić, bo wszystko legnie w gruzach. Wiedział, że nie może zawieść żony i musi zapewnić odpowiedni próg życiowy dziecka, które jest w drodze. Zdałem sobie sprawę wtedy, iż nie mogę Marii zostawić samej z tym wszystkim i jest jeden sposób, jaki mogę ją wesprzeć w tej sytuacji, lecz zrobię to, gdy wrócę do domu. Teraz czeka mnie przepytywanie współpracowników Wiktora. Weszliśmy do windy. Znajdowaliśmy się w niej we dwójkę. W powietrzu unosił się zapach lawendy, jak dotąd nie miałem do czynienia z tak ładnym zapachem.
- Masz bardzo ładne perfumy – uznałem, że komplement nie zaszkodzi
- Dziękuje, ty też mógłbyś w jakieś zainwestować – Sylwia skorzystała z okazji by po raz kolejny mi dogryźć. Miałem szczerze intencje, a skończyło się przewidywanie.
Winda zatrzymała się na czwartym piętrze. Udaliśmy się w kierunku biura szefa firmy „ Paard Company”, nazwa pochodziła od nazwiska założyciela firmy. Oczywiście nie sprawiło nam problemów znalezienie biura pana Paarda, ponieważ stanowiło ono najwystawniejsze i największe pomieszczenie na tym piętrze. Przed wejściem do gabinetu przywitała nas urocza sekretarka:
- Dzień dobry, byliście państwo umówieni – nieświadoma, z kim ma do czynienia zapytała.
- Nazywam się Sylwia Coplan jestem z praskiej policji, mam kilka pytań do pana Artura – oznajmiła.
- A kim jest pani towarzysz? – sekretarka rzuciła na mnie kuszące spojrzenie, naprawdę ciężko było się oprzeć jej spojrzeniu. Teraz się nie dziwię, dlaczego dostała tą pracę.
- Nazywam się Jonatan Brook i jestem, tylko prażaninem – moja odpowiedź chyba ucieszyła sekretarkę, ponieważ podała mi kartkę ze swoim imieniem i numerem telefonu, oczywiście wziąłem ją. Spostrzegłem jednak, że zostałem z tyłu a detektyw rozpoczyna rozmowę z Arturem, więc czym prędzej udałem się do środka.
- … miał jakieś problemy w pracy, może pokłócił się z pracownikiem, albo klientem? – Sylwia wiedziała jak rozmawiać z podejrzanymi tak by powiedzieli prawdę i trzeba przyznać, że była w tym całkiem dobra. Biuro było urządzone wystawnie a zarazem elegancko. Nie wyposażył tego raczej sam prezes, lecz jakiś profesjonalny dekorator wnętrz. Ociekało złotem, praktycznie wszystko, co mogło być było pozłacane, na ścianach wisiały portrety, w każdym rogu znajdował się jakiś posąg bądź rzeźba. Wszystko pasowało do siebie idealnie. Nawet ten biało-czarny kolor ścian, i połyskujące szare kafelki komponowały się w jedną spójną całość.
- Nie, wszyscy go tutaj uwielbialiśmy, jako jeden z niewielu miał ogromny wpływ na poprawę atmosfery w pracy – odpowiedział Artur. Wydawał się mówić szczerze, widać było żal w jego oczach jednak coś mi nie pasowało.
- Słyszeliśmy, że Wiktor mógł mieć romans, to prawda? – kontynuowała detektyw.
- Aż tak dokładnych szczegółów nie znam, musielibyście porozmawiać z jego przełożonymi, może oni wiedzieliby więcej – wyglądało to na kolejny unik. Facet zaczął być według mnie coraz bardziej podejrzany, zaczęły mu się pocić ręce i lekko się zarumienił, wyglądał zupełnie jakby kłamał. Przemilczałem ten fakt przy nim.
- Wie pan gdzie znajdę teraz jego przełożonych? – jak widać nie miała więcej pytań do Artura, który według mnie pasował na głównego podejrzanego. Poczciwy, starszy człowiek o przyjaznym wyrazie twarzy nie mógłby zostać uznany za mordercę. Bliżej mu było do emerytury niż do skrupulatnego zabójcy.
- Tak, powinni być teraz na posiedzeniu w sali konferencyjne na trzecim piętrze – stwierdził krótko prezes firmy.
- Proszę nie opuszczać miasta bez poinformowania nas o tym, dziękuje za pomoc, do widzenia – zakończyła rozmowę detektyw Coplan. Podczas tej całej rozmowy krążyłem po jego biurze rozglądając się. Moją uwagę zwróciła jedna rzecz, na zdjęciach, które znajdowały się w jego ramce. Wydawał się wtedy lepiej zbudowany niż teraz. Nie widać było po nim by nagle zaczął stosować specjalną dietę bądź aktywnie ćwiczyć. Jednak zrobił się szczuplejszy, a twarz wyglądała jakby miał makijaż. Nie wiem, czym było to spowodowane jednak stanowiło nieodzowny punkt rozwiązania zagadki, co tak naprawdę wie o śmierci mojego kuzyna Artur Paard.
- Dobrze, do widzenia – odparł i rozpoczął pracę na komputerze.
Gdy wychodziliśmy z jego biura uświadomiłem sobie, że jeszcze tutaj wrócę z dowodami na winę Artura. Nie dawała mi jednak spokoju jego zmiana wyglądu.
- Zauważyłaś? – zapytałem
- Co zauważyłam? – odpowiedziała Sylwia
- Widziałaś zdjęcia na jego biurku? Teraz wygląda zdecydowanie bardziej mizernie niż na tych fotografiach, a nie widać po nim żeby zaczął nagle ćwiczyć – widziałem, że nie przemawia to do detektyw – i na dodatek miał makijaż na twarzy. Coś jest nie tak, coś tutaj nie pasuje – czułem jednak, że Sylwia jest innego zdania.
- Wydaje ci się, szukasz czegoś na siłę, nic mu nie jest, może schudł przez stres w pracy, a makijaż nosi, bo cierpi na bezsenność – zaproponowała coś prawdopodobnego pani Coplan
- Nie sądzę, do historii lepiej pasuje jakaś nieuleczalna choroba. Zauważyłaś jak niepewnie poprawiał włosy? Sądzę, że nie ma włosów, a miał założony tupecik. Na tej podstawie śmiało mogę założyć, że jest po chemioterapii, że stracił włosy, co znaczy, że ma raka i nie zostało mu dużo czasu – moja historia stawała się coraz dokładniejsza, co sprawiało, że detektyw Coplan zaczęła rozważać tą opcje – to wszystko tworzy lepszą historię.
- Może masz racje, ale to nie jest jedna z twoich książek, tutaj nie ma czegoś takiego jak tworzyć lepszą historię, tutaj, jeśli nie masz dowodów nic nie osiągniesz – oznajmiła, ostudzając mój zapał – chodź porozmawiamy z jego przełożonymi, może od nich dowiemy się czegoś więcej.
W mojej głowie powstawało wiele możliwych teorii spiskowych, może Wiktor odkrył prowadzenie podwójnej księgowości i koneksje z mafią. Choć raczej to mało prawdopodobne, bo gdyby miałoby to jakiś z tym związek, to nigdy byśmy nie odnaleziono by ciała, kuzyn by wyparował. To wydawało się mało prawdopodobne. Pasował mi do tego również sabotaż. Jakaś konkurencyjna firma chciała zastąpić firmę pana Paarda, i poprzez wpuszczenie szpiega chciała zniszczyć ją od wewnątrz, to już było bardziej prawdopodobne, bo przecież Artur wspominał o tym, że Wiktor poprawiał atmosferę w firmie. Wiele innych teorii ogarniało moją wyobraźnie. Zdawałem sobie jednak sprawę, że te bardziej pasują do dobrego filmy science fiction niż do prawdziwego życia. Rozważając wszystkie możliwości nie zwróciłem uwagi, iż znajduje się już w sali konferencyjnej, w której czekali na nas Feliks i Marcin Cavallo. Na wstępie zauważyłem, że są bardzo poruszeni tą sprawą. Bardzo chcieli nam pomóc.
- Jestem z praskiej policji nazywam się Sylwia Coplan a to jest Jonatan Brook.
- Jonatan Brook? Ten pisarz? – zapytał jeden z nich
- Tak to ja we własnej osobie – odpowiedziałem. Byłem dumny, że w końcu ktoś mnie rozpoznał.
- Jestem pana fanem, zwłaszcza ostatniej książki „ Morderca z przypadku”, najbardziej podobał mi się opis miejsc zbrodni, był pełen szczegółów, poruszało to wyobraźnie – stałem dumnie wpatrując się w Sylwie i zauważyłem błysk w jej oczach zupełnie jakby podzielała zdanie tego faceta – mógłbym prosić o autograf? – zapytał z pełną ekscytacją
- Oczywiście, powiedz tylko, co mam napisać – odparłem
- Wystarczy tego, nie jesteśmy tu żebyś rozdawał autografy, tylko w sprawie morderstwa twojego kuzyna jakbyś zapomniał, wiecie panowie może czy miał romans z którąś z pracownic, albo z kimś spoza firmy? – detektyw Coplan wszystko zrujnowała, mogła, chociaż poczekać aż skończę podpis. Zazdrościła mi, że jestem rozpoznawalny i że ktoś uważa moją lekturę za dobrą.
- Czasami przychodziła tutaj taka jedna – stwierdził Marcin, nie jestem pewien czy to akurat on, bo byli do siebie bardzo podobni
- Jesteście bliźniakami? – zapytałem. Zastanawiało mnie również jak można ich odróżnić, po czym poznać, który z nich to, który – jak ludzie was rozpoznają, skąd wiedzą, który to Feliks, który Marcin, bo na pierwszy rzut oka jesteście niemal identyczni – szacowałem, że to pytanie może okazać się kluczowe w rozwiązaniu tej sprawy. Morderca może być jednym z nich. Ciężko byłyby udowodnić im cokolwiek. Zdałem sobie wtedy sprawę, że dzięki posiadaniu bliźniaka można by dokonać zbrodni idealnej. Wszystko wydawało się tak proste. Załóżmy, idą na imprezę, ubrani i wyglądający identycznie. W pewnym momencie jeden z nich znika, najlepiej by impreza odbywała się niedaleko miejsca, w którym chce dokonać zbrodni. Najtrudniejszym staje się jednak fakt, że trzeba się stamtąd wydostać niezauważonym. Później wszystko staje się łatwiejsze. Jeden zabiera jakąkolwiek laskę do pokoju udając bliźniaka, płaci jej by potwierdziła, że w czasie popełnienia zbrodni była z nim. Zostawia ją samą w pokoju, by zauważono go, i on również miał alibi. Wystarczy dokładnie posprzątać miejsce zbrodni, zatrzeć odciski palców, zrobić wszystko by nie zostać zidentyfikowany, i w ten sposób można nie zostać złapanym. Wystarczy szczegółowy plan akcji i jest się niewidzialnym. W teorii koncepcja może wydawać się prosta, lecz założę się, że w praktyce jest ciężka do zrealizowania.
- Widzę jak każdy masz problem ze znalezieniem różnicy. Fakt, jeśli chodzi o wygląd jesteśmy identyczni, jednak jeden z nas jest nerwowy i ma bardzo obrzydliwy nawyk. Jak myślisz, co to może być? – zapytał Feliks.
- Jeden dziwnie marszczy czoło? Zamienia się w Feniksa? Staje się wilkołakiem? – podałem pierwsze typy, które przyszły mi do głowy, jednak nie zauważyłem na ich twarzy aprobaty, chciałem kontynuować zgadywanie dalej, ale widziałem, że Marcin chce mi ją w skazać – a więc, co to jest?
- To ja jestem ten bardziej nerwowy – powiedział Marcin – i przez to obgryzam paznokcie. Staram się to ukryć, bo wygląda to obrzydliwe, ale niestety nie mogę nic na to poradzić. Próbowałem zastąpić to paleniem papierosów, bezskutecznie. Uznałem, że tego nie pokonam i nie podejmuje już nawet walki – ta wypowiedź wprawiła go w zakłopotanie, poczerwieniał na twarzy, wstydził się tego. Nie dziwię się, gdybym był na jego miejscu, w życiu bym o tym nie wspomniał. Musiał jednak odpowiedzieć na nasze pytanie, w końcu współpracuje z policją.
- Dobrze wiedzieć, teraz przynajmniej wiem, który to, który i nie będę musiał zgadywać, prawda pani detektyw – sądziłem, że powiedziałem sobie to w myślach. Niefortunnie ogłosiłem to wszystkim zebranym w tym pomieszczeniu. Zrobiło mi się trochę głupio. Miałem jednak swoją wybawicielkę w postaci Sylwii.
- Czyli mówicie, że kobieta która go odwiedzała nie była jego żoną? Moglibyście ją opisać? – w tym momencie czułem, że Maria mogła mieć racje, co do romansu Wiktora.
- Ciemnie włosy, 160 cm wzrostu, brązowe oczy i miała chyba na imię Kamila… tak jestem pewien, że Kamila – zdecydowanie stwierdził Feliks.
- Znacie może jej nazwisko, cokolwiek, co pozwoliłoby mi ją odnaleźć? – zabrzmiało to trochę jak prośba, choć wcale to tak nie wyglądało.
- Nie, nigdy przy nas o niej nie wspominał, sprawdźcie w jego biurze, możliwe, że miał zapisany jej numer w notatniku – zadeklarował Marcin. Swoją drogą widać, że strasznie chcieli nam pomóc, nie wiedziałem jednak czy robią to z dobroci serca czy po prostu z poczucia winy.
- Nie wspominał wam o teczce, aktach, które miał schowane w domu, wychodził z jakąś ostatni? – zakłopotanie na ich twarzy świadczyło, że wiedzieli, o co pyta detektyw Coplan, spojrzenie, które wymienili między sobą było czytelne.
- Nie, nic nam nie mówił, i nie widzieliśmy, żeby w dniu śmierci wynosił coś z biura, bo go nie widzieliśmy, byliśmy w delegacji – Feliks wyglądał na przygotowanego, i od razu podał nam swoje alibi, w tym momencie wiedziałem, że nas okłamuje. Kto niewinny ma je od razu przygotowane, odpowiedział nam bez zastanowienia, nie spojrzał w kalendarz, nie zapytał nas o dzień, godzinę, tylko stwierdził, że był w delegacji.
- Dziękuje za pomoc, proszę zostać w kontakcie w razie gdybyśmy mieli więcej pytań – oznajmiła pani Coplan kierując się w stronę drzwi – moglibyście jeszcze nam wskazać biuro Wiktora?
- Trzecie po lewej stronie, jak wyjdziecie z sali – oznajmił podenerwowany Marcin.
- Do widzenia.
- Do widzenia.
Przed rozmową ze współpracownikami moje oczekiwania był zdecydowanie większe. Sądziłem, że dowiemy się więcej i sytuacja się rozjaśni. Z drugiej strony dobrze, że tu przyjechaliśmy, bo przynajmniej dowiedzieliśmy się jak wygląda kobieta z którą Wiktor miał rzekomy romans. Wystarczyło ją teraz odnaleźć i dowiedzieć się prawdy...
Ostatnio zmieniony ndz 30 cze 2013, 20:39 przez thefoxfire, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Wolałabym, żeby Twoje zdania były bardziej przejrzyste. Może krótsze i bardziej treściwe.
thefoxfire pisze:Ciekawe jest to, że każdy z nas może je rozwiązywać, uwielbiamy to robić, bo przecież poznawanie życia innych nie zadając przy tym żadnego pytania jest przyjemne, jednak każdemu udaje się to z różnym skutkiem, nie każdy jest tak samo spostrzegawczy i błyskotliwy.
Ciekawe jest to, że uwielbiamy je rozwiązywać, bo poznawanie życia innych jest przyjemne. Niestety, udaje się nam to z różnym skutkiem, bo nie każdy jest tak samo spostrzegawczy i błyskotliwy.
thefoxfire pisze:Gdyby chodziło o śmierć bliskiej ci osoby i nie byłaby to śmierć ze starości, czy z powodu choroby, lecz osoba ta została zamordowana w ciemnym hangarze, pozostałym po starej fabryce, która przynosiła ludziom szczęście, prace, pieniądze, a tobie jedyne, co teraz przynosi to smutek, obrzydzenie i cierpienie.
Wydaje się, że wśród wtrąceń i dygresji zgubiłeś koniec zdania. Konstrukcja wymagałaby użycia jakiegoś podsumowania, wnioskowania, zakończenia:
Gdyby chodziło o... , to...
Zaczynasz zdanie od śmierci bliskiej osoby, a kończysz na uczuciach człowieka do fabryki. Spróbuj napisać to samo w dwóch zdaniach - jedno o poszukiwaniu przyczyn śmierci, a drugie o fabryce.
thefoxfire pisze: Nasze życie byłoby łatwiejsze gdybyśmy nie czuli potrzeby znalezienia odpowiedzi na wszystkie pytania takie, jak „dlaczego akurat ja?”. Dlaczego to się zawsze mi przydarza? Niektórzy poddają się, nie wpływając na to, co się dzieje i nie dążą do poznania odpowiedzi. Ich życie nie jest ani gorsze, ani lepsze, po prostu jedyne, co się liczy to, to, że żyją i reszta ich nie interesuje. Inni, sterują swoim życiem, bo wiedzą, czego od niego mogą oczekiwać, nie zawsze uzyskują pełne odpowiedzi, lecz pojedyncze puzzle prowadzą ich do otrzymania jednego spójnego obrazu.
Kręcisz się w kółko.

Nie pojmuję idei tego wstępu, wprowadzenia. Kto wygłasza te opinie? Narrator? Bohater? Autor?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
thefoxfire pisze:Choć wtedy wiodłem beztroskie i pełne przygód życie, tak teraz wszystko uległo przewartościowaniu.
I znowu to samo. Początek nie zgrywa z końcem. Choć wtedy..., to teraz...; Jak wtedy...., tak teraz...
thefoxfire pisze:Najchętniej wyszedłbym gdzieś w towarzystwie świetnie wyglądającej prezenterce pogody z podrzędnej stacji telewizyjnej, w sumie dobry pomysł, wezmę kurtkę i idę.
prezenterki
w sumie dobry pomysł, wezmę kurtkę i idę - I kto to mówi? I jak mówi?
thefoxfire pisze: Wszystko poszłoby zgodnie z planem gdyby w taksówce nie zadzwonił mój telefon, telefon, który odmienił moje życie. Zadzwoniła ciotka, powiedziała jedno zdanie, jedno jedyne zdanie, które wyryło się w moim umyśle tak bardzo, że jestem w stanie wypowiedzieć je w 8 różnych językach.

Te powtórzenia są celowe, ale zbyt rzucają się w oczy, są nachalne i nieładne.
8 - zapisz słownie;
thefoxfire pisze:Tyle wystarczyło, żeby mój uśmiech zamienił się w smutek.
Uśmiech to mimiczny wyraz radości, smutek to uczucie. Wymiana grymasu na uczucie - niezbyt udana.
thefoxfire pisze:W ciągu kwadransa znalazłem się pod domem Wiktora, KROPKA budynek jak każdy inny, nic go nie wyróżniało spośród innych przy tej ulicy, a jednak w tym czasie był wyjątkowy, bo tylko on był tak dobrze strzeżony.
To zdanie zbudowane jest z dwóch odrębnych części, a każda mówi o czymś całkiem innym. Do tego część o budynku znowu zaplątana.
thefoxfire pisze:Trzech policjantów, pilnowali gapiów.
Trzech policjantów pilnowało gapiów.
Przecinek niepotrzebny.
thefoxfire pisze:Trzech policjantów, pilnowali gapiów. Siedmiu innych przepytywało przypadkowe osoby, które mogły coś widzieć, wiedzieć by pomóc w rozwiązaniu sprawy, pozostałych 20 szukało , zbierało odciski, zwracało uwagę na każdy detal, który uznali za ważny.
20 - dwudziestu;
W takiej sytuacji liczył policjantów? Wyrzuć liczebniki, zamień na coś bardziej nieokreślonego.
thefoxfire pisze:Zobaczyłem jej twarz, najsmutniejszą twarz, którą jak dotąd widziałem, łzy spływające po jej twarzy tworzyły małe strumyki, które znajdowały swoje ujście formując się w krople i upadając na chodnik.
Znowu powtórzenia, niepotrzebne zaimki i nieco przesady - strumyki formujące się w krople i spadające na chodnik.


Nie wiem, o czym jest Twoja historia, bo przebijam się przez sposób pisania niczym przez zasieki z drutu kolczastego. Zabijasz historię milionem niepotrzebnych słów, wtrąceń, dygresji, szczegółów, które nic nie wnoszą, a tylko gmatwają.

Popracuj nad jasnością wypowiedzi.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron