Hrabia [suspens] (fragment cz.1)

1
Witam,
zaintrygowany Lovecraftem napisałem ten wstęp. Tekst przepiszę prawie na pewno na nowo bo uważam, że ma poważne braki. Jednak prosił bym o jakieś wskazówki żebym wiedział na czym się skupić przy ponownej próbie.
Pozdrawiam.

Rozdział pierwszy
Przebudzenie

I
Ciemność. Nieśmiałe promienie padały na powieki skulonego na pryczy człowieka. Poza wiadrem z ekskrementami które stało obok stalowego łóżka pokój był całkowicie pusty. Jednolity beton na podłodze bez cienia pęknięć a ściany wyłożone gąbczastym materiałem który miał chronić głowy nieszczęśników zamkniętych w tym pokoju przed urazami. W pokoju panował półmrok, światło dochodziło tylko z zakurzonej żarówki zawieszonej wysoko na suficie która notorycznie gasła i zapalała się na nowo. Za pryczą stały masywne stalowe drzwi z małym okienkiem do podawanie pokarmów otwieranym z zewnątrz. Gdyby mieszkaniec pokoju próbował sforsować owe drzwi zapewne dałoby to taki sam efekt gdyby próbował rozbić ścianę po przeciwnej stronie pomieszczenia. Jednak ślady po paznokciach na gładkiej powierzchni metalu dowodziły, że nie jedna taka próba została podjęta. Człowiek powoli otworzył powieki. Był ubrany jedynie w brudno szary fartuch który sięgał mu trochę za kolana. Z wielką ostrożnością zaczął prostować wszystkie swoje członki zaczynając od nóg. Kiedy upewnił się, że jest w pełni sił ruchowych, nie śpiesząc się podniósł się do pozycji siedzącej. Miał ciemno niebieskie oczy koloru wzburzonego morza które w zagadkowy sposób komponowały się z jego kruczo czarnymi włosami. Przeczesał się ręką zastanawiając się w myślach kiedy ostatnio chociażby kropla wody dotknęła jego czupryny. Ciągle był otępiały po długim wyczerpującym śnie którego nie pamiętał i nie chciał pamiętać. Kidy w końcu potarł oczy rękoma jego umysł powoli się budził. I wtedy jak piorun dopadło go przerażenie. Zaczął panicznie rozglądać się dokoła szukając jakiegoś znajomego punktu odniesienia. Jego oczy bez przerwy poruszały się z prawej strony do lewej. Wstał, jednak zrobił to tak gwałtownie, że jego błędnik nie nadążył za resztą ciała przez co z łoskotem zwalił się na zimną podłogę.
- Spokojnie, tylko spokojnie - pouczył sam siebie i powoli z pomocą ramy od łóżka podniósł się do pionu.
Nie poznawał tego strasznego pokoju był nawet pewny, że widzi go po raz pierwszy. Jednak w takim razie dlaczego on się tu znalazł, i gdzie tak naprawdę się znajduje? Jednak nie to przerażało go najbardziej.
Jeszcze raz omiótł spojrzeniem pokój a następnie przyjrzał się własnym dłoniom. Zdawało mu się, że widzi je również po raz pierwszy. Próbował przypomnieć sobie jak ma na imię jednak z jego umysłu nie dochodziła żadna odpowiedz. Wyciągając wnioski z poprzednich doświadczeń uspokoił się zawczasu i nie dał się ponieść emocjom które mogły by doprowadzić do kolejnego upadku. Konkluzja była jedna, nie pamiętał kim jest ani jak się tu znalazł miał tylko niejasne wrażenie, że jak najszybciej musi się wydostać z tego plugawego miejsca zanim stanie się coś naprawdę złego. Swojego ciała również nie poznawał, powoli tym razem uważniej zaczął badać swoje kończyny w poszukiwaniu kluczy do jego przeszłości. Miał wyraźną niedowagę i sylwetkę raczej wiotką aniżeli postawną. Wzrostem nie wyróżniał by się z tłumu innych mężczyzn jednak gdyby w pokoju było lustro mógłby odnieść wrażenie, że posturą przypomina tyczkarza lub innego lekkoatletę który uważnie musi pilnować swojej wagi. Atoli wbrew poprzednim obserwacją nie tusza napawała go największym przerażeniem. Co najbardziej go zdziwiło to jego skóra która była jak pergamin nie mająca prawie żadnego koloru oprócz bieli. Wyraźnie widział wszystkie naczynia krwionośne które bez ustanku pompowały krew do jego palców. Mogło by się zdawać, iż człowiek ten nigdy nie zakosztował promieni słonecznych. Kiedy kończył oglądać prawą rękę która ewidentnie nosiła ślady po oparzeniach usłyszał odległy dźwięk za stalowych drzwi.
- Śniadanie, wstawać! – zawołał ktoś donośnym głosem.
Jednak mieszkaniec pokoju wiedział, iż nie należy się go obawiać, głos był mu znajomy jednak w tym przypadku również nie był w stanie przypomnieć skąd jest mu znany.
Po upływie krótkiego czasu w którym mężczyzna zdążył pięciokrotnie obejść cały pokój klapka w drzwiach się otworzyła. Jego oczom ukazała się ręka trzymająca tacką na której nałożona była grudka dziwnej brązowej mazi i czerstwy kawałek chleba. Owa ręka należała do ubranego w ciemno niebieski mundur postawnego mężczyzny. Jego twarz nie wyrażała niczego innego poza znudzeniem i rutyną. U pasa luźno zwisała mu biała pałka, która w dłoniach doświadczonego strażnika mogła być bardzo bolesną nauczką dla ludzi którzy odważyli by się ignorować jego rozkazy.
- Hrabio jedzenie wstawaj, dzisiaj twoje ulubione. Papka ze szczura – zaśmiał się w głos strażnik. „Hrabio” dlaczego taki tytuł skąd on mnie zna i dlaczego zdawało mu się, iż strażnik nie użył tego zwrotu po raz pierwszy, począł zastanawiać się człowiek w białym fartuchu.
- Dzi…dziękuje – zająkną się Hrabia i odebrał pokarm z rąk strażnika. To słowo wyraźnie zbiło z tropu wartownika który wybałuszył oczy na pacjenta a następnie szybko zamkną klapkę w drzwiach. Hrabia nie zdążył nawet pomyśleć aby spróbować zatrzymać strażnika kiedy usłyszał jak mężczyzna po drugiej stronie izolatki pospiesznie się oddala.
A więc „hrabia”, ale co to mogło znaczyć czy był on wysoko urodzony i dlaczego strażnik spłoszył się tylko na dźwięk jego głosu? Spojrzał na jedzenie które trzymał w ręku i dopiero wtedy uświadomił sobie jak bardzo był głodny. Czas na głowienie się co znaczył tytuł hrabi odłożył na później. W chwili obecnej liczyła się tylko ciepła strawa, rozsiadł się wygodnie na pryczy i zajął się konsumowaniem posiłku. Brązowa maź okazała się być zmielonym ryżem polanym sosem i w połączeniu z chlebem o dziwo smakowała całkiem znośnie. Jadł zachłannie brudząc sobie fartuch plamami od sosu. Kidy skończył odłożył tackę na podłogę i znów zaczął krążyć po pokoju. Jego myśli bez przerwy wirowały w koło tych samych tematów dlaczego „hrabia” i z jakiego powodu znalazł się w tym miejscu. Gdyby tylko mógł porozmawiać ze strażnikiem!
Najbardziej doskwierał mu fakt utraty pamięci. Wielokrotnie próbował łączyć słowo „Hrabia” w jakiś większą całość. Układał przeróżne zdania próbując dopasować nieliczne elementy układanki jednak nie przynosiło to żadnych efektów. Jego umysł pozostawał szczelnie zamknięty i nie dawał mu nawet najmniejszych wskazówek kim tak naprawdę jest. Mijały kolejne godziny, monotonny dźwięk jego bosych stóp wygrywał hipnotyzującą melodię. Jednak Hrabia nie odczuwał upływu czasu. Nie było tu słońca które rozdziela dzień od nocy, nie pojawiały się żadne gwiazdy ani księżyc który zwiastuje początek i koniec godziny czarów. Panował tu wieczny półmrok, straszliwy a zarazem kryjący w sobie jakąś tajemnicę.
Hrabia powoli zaczynał odczuwać skutki swojego szaleńczego żołnierskiego marszu wokół wyimaginowanego okręgu. Jego umysł również zwolnił i w końcu począł dopuszczać myśl, iż możliwe że nie będzie już nigdy wstanie przypomnieć sobie czegokolwiek o swojej przeszłości, jakby część jego pamięci została utracona bezpowrotnie. Na domiar złego zaczęła boleć go głowa. Migrena która osiedliła się w jego umyśle pojawiła się znienacka i kurczowo zacisnęła się na jego skroniach. Ból był tępy i z minuty na minutę rósł w siłę. Oczy Hrabi zaszły mgłą tak, że nawet nie był w stanie rozróżnić przedmiotów w pokoju.
I wtedy po raz pierwszy usłyszał szmer. Tak dobrze znany mu w innych czasach kiedy jeszcze był innym człowiekiem, człowiekiem z zasadami. Migreny i ów wewnętrzny głos jako nierozłączna całość. Tak, teraz pamiętał to dobrze to nie był pierwszy raz kiedy doświadczył tego uczucia. Głos zdawał się szeptać coś do niego lecz był on zbyt osłabiony aby rozróżnić choć jedno słowo. Migrena nasilił się do niewyobrażalnych rozmiarów i Hrabia zdążył jedynie syknąć z bólu i z łoskotem zwalił się na łóżko. Kiedy zamkną oczy cierpienie ustąpiło tak samo szybko jak się pojawiło jednak w jego miejsce nadszedł błyskawiczny sen. Sen którego nie chciał pamiętać.

II
W śnie ubrany był w elegancki garnitur z dobrego zagranicznego materiału. Ubiór składał się z gustownej rubinowej kamizelki, skrojonej na miarę marynarki oraz spodni których kanty były perfekcyjnie wyprasowane. Wiele się wykosztował na taki luksus ale nie żałował tych wydatków. Wyglądał przystojnie i poważnie a gdyby się uśmiechną trochę zawadiacko. Jednak śmiech był ostatnim uczuciem jakiego teraz doznawał. Wykonał kilka powolnych kroków do przodu po kamiennej posadzce. Obcasy w jego butach stanowiły jedyne dźwięki w tym pomieszczeniu. Były one prezentem od jego przyjaciela który był skrybą ambasadora urzędującego w Togo. Zawsze sobie wypominał, iż nie znalazł czasu aby mu należycie podziękować jednak w obecnej sytuacji nie miało to najmniejszego znaczenia.
Pomieszczenie w którym się znajdował było pięciokątne. Ściany podobnie jak posadzka były wykonane z gładkiego czarnego materiału który mógł być jakąś odmianą grafitu. Nie było tu drzwi ani okien. Jedynym źródłem światła były przymocowane do uchwytów pochodnie które tworzyły ponure cienie tańczące na podłodze. Do pomieszczenia dało się dostać tylko przez jedną wąską szczelinę położona na jednej ze ścian. Na środku pokoju stała niewielka kolumna wykonana z tego samego materiału co podłoże. A na niej znajdował się ów przedmiot. Kwintesencja brzydoty i zła. Promieniował tajemniczą siła która zdawała się mówić o czymś nieznanym i niepojętym. Nie ważne ile razy Hrabia gościł w tym sekretnym pomieszczeniu nadal nie mógł przyzwyczaić się do samej obecności dziwnego przedmiotu. Napawał go lękiem a zarazem fascynacją. Często zastanawiał się co by zrobił i co by odczuwał jego profesor gdyby doznał zaszczytu ujrzenia owego przerażającego amuletu. Jednak możliwość przebywania w tym oderwanym od rzeczywistości pokoju obejmowała tylko jego. Wiedział, że jeśli by przyprowadził kogokolwiek czekała by go niechybna zguba.
Powoli odmierzając każdy krok zbliżał się do źródła niepokoju jego duszy. Jego ręce zaczęły się obficie pocić a oddech wyraźnie przyspieszył. Każdy przebyty metr był dla niego wielkim wysiłkiem i udręką. Kiedy był już wystarczająco blisko wyciągną dłoń i ujął to plugastwo które samym istnieniem zaprzeczało zdrowemu rozsądkowi. Hrabia ciągle się wahał. Jakaś skryta część w jego umyśle usilnie starała się przekonać go, iż ciągle ma wybór. Przecież może odwrócić się i opuścić to bezbożne miejsce. Wystarczyło odrzucić straszliwy przedmiot w jakiś sposób zabarykadować szczelinę i na zawsze zapomnieć o tym koszmarze. Jednak to nie było takie łatwe a nawet prawie, że niemożliwe. Hrabia doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie mając wyboru zebrał w sobie ostatnie siły i wypowiedział słowa.

III
Obudził się nagle z potem na czole i z lekko drżącymi rękoma. Zdał sobie sprawę, iż ciągle zaciska prawą dłoń na wyimaginowanym przedmiocie ze snu. Snu który w zadziwiający sposób wydawał się tak realny. Nawet teraz nie był do końca przekonany, że ten nocny koszmar dział się tylko w jego umyśle. Powoli przetarł oczy chcąc jak najszybciej otrząsnąć się z tego traumatycznego przeżycia. Jednak mimo pewności, iż był to tylko sen Hrabia z obawą rozglądną się po pokoju szukając jakiejś zmiany. Pomieszczenie wyglądało jak wcześniej. Brudna żarówka która leniwie oświetlała pryczę i wiadro jedyne ruchome elementy pomieszczenia pozostawała bez zmian. Jednak coś było nie w porządku. Wyczuwał pewną zmianę jednak nie mógł dojść źródła tego uczucia. I wtedy spojrzał na drzwi. Wyglądały jak zawsze, duże masywne ze śladami po zadrapaniach. Jednak po uważniejszym spojrzeniu dało się zauważyć, iż są lekko uchylone. Hrabia natychmiast zerwał się na nogi i po cichu podszedł do drzwi. Panika zagościła w jego umyśle. Ktoś albo coś było w jego pokoju. Czego szukał a może jedynie przyszedł po niego, zabrać mu jedyną rzecz którą jeszcze posiadał. Jego życie.
Stojąc przy drzwiach postanowił lekko je uchylić łudząc się, iż ujrzy sprawcę włamania. Na korytarzu panowała ciemność. Minęła chwila zanim jego wzrok przystosował się do braku oświetlenia. Hrabia mógł obserwować zaledwie mały fragment korytarza, jednak nie starczyło mu odwagi aby szerzej pchnąć drzwi. Jego serce biło z częstotliwością tłoka parowego a ręce drżały jak u człowieka chorego na drżączkę. Próbował uchwycić jakikolwiek dźwięk jednak na korytarzu panowała absolutna cisza. Miał zamiar pchnąć trochę szerzej drzwi kiedy go zobaczył. Czarny kształt na tle czarnej ściany. Zdawał się być człowiekiem średniego wzrostu ubranym w kruczo czarny płaszcz z kapturem. Szedł bezgłośnie nie śpiesząc się po czym znikną w głębi korytarza. Kaptur nie pozwalał dojrzeć jego twarzy a długa szata która spływała do samej ziemi tworzyła efekt lewitowania przez co postać zdawała się raczej unosić w powietrzu aniżeli kroczyć. Kidy znikną Hrabia odetchną z ulgą. To jeszcze nie pora mojej śmierci – pomyślał.
Nie wiedział skąd wzięło się u niego przekonanie, iż ta czarna mara przyszła po jego życie. Jednak gdzieś w głębi jego świadomości wiedział, że ma rację. Z dalszych rozważań wyrwał go dźwięk syreny. Rozległ się jak grom na korytarzu a wszystkie światła na nowo się zapaliły. Hrabia zdał sobie sprawę, iż ciągle stoi w otwartych drzwiach. Zdawał sobie sprawę, że nie mogą go zastać w takiej pozycji. W oddali usłyszał biegnących strażników. Byli już blisko. Musiał podjąć decyzję, albo rzuci się do ucieczki w głąb korytarza albo zamknie drzwi i przepuści okazję opuszczenia tego klaustrofobicznego miejsca. Słyszał już odgłosy poszczególnych ludzi biegnących gdzieś w sąsiednim korytarzu. Jego serca uderzało z taką mocą, iż zupełnie zagłuszyło jego myśli. I wtedy doznał kolejnego ataku migreny. Resztę pamiętał jak przez sen. Powoli zatrzasną drzwi po czym położył się do łóżka. Wszystkie te czynności Hrabia wykonał w hipnotycznym transie. Jego oczy zaszły mgłą jednak jego dłonie i stopy same odnalazły kierunek. Wszystkie dźwięki ucichły nie słyszał już ani wyjącej syreny ani strażników sprawdzających każdy kąt budynku. Towarzyszył mu tylko lekki szelest który zdawał się do niego mówić „To jeszcze nie twoja pora, bądź cierpliwy”. Dźwięk ten powtórzył się wielokrotnie i ukołysał go do snu. Snu mówiącego mu o rzeczach o których Hrabia już dawno zapomniał.

III
Obudził się zmęczony i niewyspany. Po rozerwanej poszewce materaca można było stwierdzić, iż Hrabia zmagał się z nocnymi marami. Ostatnie wydarzenia mocno odbiły się na jego stanie psychicznym. Z niepokojem spoglądał na drzwi jakby miały za chwilę się otworzyć i wpuścić coś do środka. Zabrakło mu nawet odwagi aby wstać i sprawdzić czy przypadkiem znów nie są lekko uchylone. Paranoja która powoli go owładała kazała mu śledzić i nerwowo się poruszać na każdy nawet najmniejszy szmer. Nawet światło z żarówki budziło w nim niewyjaśnioną grozę. W jego oczach zamieniało się w straszliwą ognistą kulę by zaraz znowu powrócić do normalnych kształtów.
Leżał jeszcze tak owładnięty strachem w porannym letargu jakiś czas kiedy za drzwi usłyszał kroki. Skurczył się w sobie, na jego czole znów pojawiły się kropelki potu a oddech przyspieszył. Stukot butów narastał. Słychać było, że jest już bardzo blisko jego izolatki. Kiedy zatrzymał się przed drzwiami Hrabia usłyszał głos.
– Pacjent o numerze 143 proszony jest o wstanie i odsunięcie się od drzwi. - Zaraz po tym rozkazie ktoś włożył klucz do zamka w drzwiach.
- Dziwne…, spójrz William drzwi są otwarte. Czy Greg był już w tym sektorze przed śniadaniem? – Powiedział jeden z mężczyzn stojący z drzwiami.
- Nie wiem powinien być ale wiesz jak to z nim bywa – odparł drugi – Pewnie jeden z chłopaków w nocy po inspekcji zapomniał zamknąć – dodał William.
- Nie ma co gadać bierzmy piromana i w drogę – Powiedział jeden ze strażników i otworzył drzwi.
Hrabia stał w kącie celi. Jego alabastrowa skóra w połączeniu z czerwonymi od niewyspania oczyma tworzyła przygnębiające wrażenie.
- Spójrz jak on wygląda Willi –Powiedział do drugiego strażnika pierwszy mężczyzna – Można by nim straszyć dzieci – Zaśmiał się w głos.
- Nie gadaj tylko ubieraj go i idziemy, szef już się pewnie niecierpliwi –powiedział William po czym wręczył drugiemu strażnikowi białe zawiniątko. „Kaftan” pomyślał Hrabia, chcą mnie ubrać w kaftan. Czuł się jak ranne zwierzę zagonione przez psy myśliwskie prosto w łapy myśliwego. Drugi strażnik podszedł do niego powoli i stanowczo naciągną pacjentowi na głowę biały fartuch. Hrabia próbował się wyrwać ale było to bezcelowe. Jego mięśnie były wiotkie a na dodatek był osłabiony po ostatniej nocy. Kiedy kaftan przeszedł przez głowę strażnik obrócił pacjenta i zawiązał mu długie rękawy na plecach. Zrobił to rutynowo, sposobem którego używał już wiele razy podczas swojej pracy. Jednak w tym wypadku docisną trochę mocniej węzeł. Hrabia natychmiast poczuł skutki skrępowania i już po chwili zaczął mu doskwierać znaczny dyskomfort. Strażnik imieniem William złapał go za kołnierz i wyprowadził z celi. Hrabia poczuł narastającą grozę.
- Dokąd mnie prowadzicie – powiedział łamiącym się głosem.
- Ha, Jorge się nie mylił! – Podniósł głos William - Nasz paniczek wreszcie od kablował usta – dodał.
- Szef się ucieszy – powiedział drugi strażnik – Odezwałeś się w ostatniej chwili piromanie, jeszcze kilka dni i byś poszedł pod prąd – zaśmiał się i otworzył drzwi celi.
Wyprowadzili go na korytarz który przy świetle żarówek wyglądał znacznie mniej demonicznie niż zeszłej nocy. Korytarz był długi na 200 metrów a jego cela znajdowała się w połowie. Z jednej strony zakończony był wielkimi dwu skrzydłowymi drzwiami które były zamknięte na łańcuch a z drugiej starymi dębowymi schodami. Skierowali się w stronę schodów. Całą drogę pokonali w ponurym milczeniu. Schody były kręcone z rodzaju tych obszernych z których bez przepychania mogło korzystać kilkoro mężczyzn jednocześnie. Prowadziły na bardzo jasny korytarz. Po jednej stronie korytarza znajdowały się pomieszczenia natomiast po drugiej okna. Jasność która wydobywała się z nich natychmiast oślepiła Hrabiego. Zdążył tylko zauważyć, iż padał śnieg po czym jego świadomość zaczęła się buntować. Jak by tylko mógł chociaż przez krótki moment wyjrzeć przez okno i zorientować się gdzie się znajduje! Jednak jego nowo nabyty światłowstręt mu na to nie pozwalał. Błędnik Hrabiego zaczął wirować i gdyby nie mocny uścisk strażnika z pewnością by się przewrócił. Po chwili weszli na kolejne piętro schodami w górę. Powoli jego oczy przyzwyczajały się do jasności, a uczucie osłabienia zanikło. Próbował mrużyć powieki aby zorientować się w sytuacji jednak otoczenie wciąż było niewyraźne. Czuł się zdezorientowany i zagubiony a ponure milczenie strażników tylko pogłębiało ten stan. Krok za krokiem zbliżali się do drzwi na końcu korytarza. Nad drzwiami wisiała tabliczka „Doc. Mathiu Grandy Dyrektor”. Jeden ze strażników zapukał a w odpowiedzi usłyszał krótkie słowo - wejść Strażnik Mike otworzył drzwi i wprowadził pacjenta do środka.

IV
Pierwszą rzeczą na którą zwrócił uwagę Hrabia było ogromne biurko stojące na środku pokoju. Wykonane było z wiekowego dębu i lśniło w świetle które padało z okna. Za biurkiem siedział wysoki mężczyzna o surowych rysach twarzy. Ubrany był w śnieżnobiały lekarski fartuch z plakietką wiszącą na piersi „Doc. Mathiu Grandy”. Strażnicy na skinienie głowy Doktora rozpięli kaftan Hrabiego i pospiesznie opuścili pokój.
- Witam Pana panie Wilczynsky, proszę usiąść - Głos miał stanowczy, nieuznający sprzeciwu i profesjonalny. Przypominał on spikera radiowego który monotonnie lecz wciąż z pasją wykonuje swój zawód.
Tak, nazwisko Wilczynsky i ten gabinet zdecydowanie Hrabiemu nie było obce. Miał uczucie, iż często gościł w tym pokoju i zdecydowanie nie były to wizyty uprzejmościowe. Czuł mroczną siłę bijącą od tego człowieka siedzącego za masywnym biurkiem. Jego ciemne oczy bez przerwy badały każdy najmniejszy ruch swojego pacjenta. Oddech Hrabiego stawał się coraz płytszy. Miał wrażenie, iż doktor potrafi zajrzeć w jego najbardziej skrywane miejsca w duszy. Minęła kolejna minuta ciszy a doktor siedział jak posąg wpatrując się w swojego podopiecznego. W końcu przerwał milczenie.
- Słyszałem, że wreszcie zaczął się pan odzywać i zadawać pytania – zaczął.
- Mamy tu znaczący progres jeśli chodzi o komunikację werbalną jednak jak się zdaje również pewną recesję pamięci nieprawdaż? – Kontynuował. Mówił bardzo rzeczowym tonem człowieka znającego się na swojej robocie. Stanowczy głos Doktora spowodował niespokojnie przebieranie palcami u Hrabiego.
- Czy może mi pan powiedzieć jak się pan nazywa? - zadał pytanie Doktor.
- Ja .. - zaczą pacjent. Nie wiedział co odpowiedzieć. Przyszedł mu do głowy pomysł aby próbować zgadnąć jednak doktor mógłby odnieść wrażenie, iż naprawdę Hrabia jest niepoczytalny. Na razie postanowił grać według zasad i odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Ja nie pamiętam, wypadło mi to z głowy.
- Zdaje się, że to nie jedyna rzecz która wypadła panu z głowy - uśmiechną się ironicznie Doktor - Czy wie pan dlaczego się pan tu znajduje?
- Nie - odpowiedział stanowczo - ale mogę zapewnić Pana, że jestem całkowicie zdrowy na umyśle i żądam natychmiastowego zwolnienia! - Hrabia po każdym słowie podnosił głos aż pod koniec zdania zaczął krzyczeć. Był zdenerwowany, tym razem strach ustąpił miejsca wściekłości. Spodziewał się że jego wybuch agresji wywoła jakąś reakcję na doktorze. Jednak ten tylko się uśmiechną. W jego uśmiechu było coś co pozbawiało Hrabiego wszelkich nadziei na rychłe opuszczenie tego miejsca. Lekarz wstał i podszedł do komody stojącej za biurkiem wyciągając z niej papierosy.
- To śmieszne - powiedział zapalając papierosa - kiedyś za młodu pracowałem jako terapeuta w klinice walki z uzależnieniami. - Zaciągną się po czym wypuścił leniwy kłębek dymu. - jednak w takim miejscu takie niuanse przestają mieć znaczenie a ludzie jak bardzo by nie chcieli zmieniają się.
- A Pan pali? - zapytał.
Ręka Hrabiego automatycznie powędrowała do leżących na stole papierosów wyciągając z paczki jednego. Uczucie papierosa w ręku uspokoiło go. Czuł, że w innych czasach w innym świecie papierosy zawsze dodawały mu otuchy.
- Najwidoczniej palę - uśmiechną się słabo. Doktor podszedł do pacjenta i z widocznym wahaniem podał mu zapałki. Na pudełeczku widniał napis "Hotel Alabama" a pod nim mała ilustracja ceglanego hotelu. Hrabia odruchowo wyciągną jedną zapałkę i potarł ją o draskę. Mały płomień zaczął oświetlać postać pacjenta. Wszystkie te czynności z zainteresowaniem obserwował Doktor.
- A jednak... nic nie pamięta. - powiedział do siebie lekarz. Hrabia spojrzał na zegar stojący w rogu pokoju. Leniwe wskazówki zegara odliczały kolejne sekundy ciszy. Dym z ust obu Panów wydobywał się nieustannie tworząc gęstą białą mgłę. Czuł rosnący niepokój, jakby dym papierosowy odzwierciedlał atmosferę panującą w pokoju. Wiedział, że od Doktora zależy czy dowie się dlaczego się tu znalazł i kim właściwie jest. Jakby za sprawą tych myśli Lekarz odezwał się.
- A więc panie Felixie, leczenie nie idzie normalną ścieżką ale jednak przynosi rezultaty. Zaczął się pan odzywać już nie tylko do współpacjentów ale również do personelu w tym do mnie, co mnie niezmiernie cieszy. - Doktor ponownie usiadł za masywnym biurkiem. - Tą zmianę może powodować recesja pamięci obawiam się, iż powrót wspomnień może pana cofnąć do poprzedniego stanu schizofrenii.
- A więc jestem schizofrenikiem - zapytał z niedowierzaniem Hrabia. Nic mu tu nie pasowało. Nie wierzył, że jest psychicznie chory. Miał przeczucie, iż ktoś bawi się jego kosztem patrząc na jego rozterki i zagubienie jak na bohatera opery mydlanej. Miał ochotę zacząć demolować ten pokój i siłą wyciągnąć informacje o tym miejscu od tego rzekomego doktora. Rosną w nim coraz większy gniew który wydawał mu się znajomy. W głowie kłębiło mu się tysiące myśli. Czuł się zdezorientowany jak dziecko idące pierwszy raz do szkoły. Doktor (o ile rzeczywiście nim był) zamiast poprawić jego stan mentalny rzucił jego umysł w czarną dziurę pytań bez odpowiedzi. Gabinet zaczynał go dusić. Ciężkie dębowe meble powoli zaczynały przybliżać się do jego krzesła. Ciemność ogarnęła jego oczy. Kiedy ponownie odzyskał wzrok pokój się zmienił. Nie było mebli a podłoga stała się granitowa Przy oknie odwrócony plecami do Hrabiego stał doktor. Wydawał się niewyraźny jakby coś nie pozwalało go dokładnie dostrzec. Felix wiedział że musi stamtąd uciekać jednak był zbyt sparaliżowany ze strachu aby się poruszyć. Jego członki ważyły tonę i były niezdolne do nawet najmniejszego ruchu. Obraz przed oczyma Hrabiego co chwile się rozmazywał to znów nabierał ostrości. Jednak postać Doktora stała niezachwianie, swoją posturą wywoływała niepojętą grozę w jego umyśle. Powoli biała mara zaczęła się obracać.
- Bądź gotów, a kiedy przyjdzie czas pamiętaj kim jesteś. - słowa które wydobyły się z tego przedziwnego strasznego kształtu nie przypominały niczego co Hrabia znał do tej pory. Nie był nawet pewny czy rzeczywiście były to słowa czy tylko myśli w jego głowie. Poczuł nagły atak bólu w skroniach i tylko kątem oka zauważył, iż biała mara zaczęła się przybliżać do niego. Była coraz bliżej ukryta przed oczyma Felixa. Hrabia krzykną z bólu i wtedy cała sceneria rozpadła się na miliony małych kryształków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
Ostatnio zmieniony śr 11 cze 2014, 15:41 przez asako, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Nieśmiałe promienie
Może jednak nie nieśmiałe...
Poza wiadrem z ekskrementami które stało obok stalowego łóżka pokój był całkowicie pusty.
A przecinki kto Ci zabrał?
światło dochodziło tylko z zakurzonej żarówki zawieszonej wysoko na suficie która notorycznie gasła i zapalała się na nowo
Znowu zabrakło przecinka... Okropny bandzior z tej żarówki ; )
małym okienkiem
Okienka chyba zwykle są nieduże.
Za pryczą stały masywne stalowe drzwi z małym okienkiem do podawanie pokarmów otwieranym z zewnątrz

Szyk i brak znaków interpunkcyjnych odebrał zdaniu logikę.
Kiedy upewnił się, że jest w pełni sił ruchowych, nie śpiesząc się podniósł się do pozycji siedzącej.
Ubawiło mnie to zdanie :)

Miał ciemno niebieskie oczy koloru wzburzonego morza
Ciemnoniebieski to nie kolor?
Nie poznawał tego strasznego pokoju był nawet pewny, że widzi go po raz pierwszy. Jednak w takim razie dlaczego on się tu znalazł, i gdzie tak naprawdę się znajduje?
Kto, pokój?
Miał wyraźną niedowagę i sylwetkę raczej wiotką aniżeli postawną. Wzrostem nie wyróżniał by się z tłumu innych mężczyzn jednak gdyby w pokoju było lustro mógłby odnieść wrażenie, że posturą przypomina tyczkarza lub innego lekkoatletę który uważnie musi pilnować swojej wagi.
1.Tak, wiemy już, że jest szczupły.
2.Jak piszemy czasowniki?
obserwacją
om
Jednak mieszkaniec pokoju wiedział, iż nie należy się go obawiać, głos był mu znajomy jednak w tym przypadku również nie był w stanie przypomnieć skąd jest mu znany
Dobra, dalej nie czytam. Nie szanujesz mnie, jako czytelnika. Niemal w każdym zdaniu jest jakiś błąd, interpunkcja leży (co zaburza odbiór tekstu), literówki (których ty sam mógłbyś się pozbyć, bo wynikają one z niechlujstwa, a nie z nieuwagi, jest ich po prostu za dużo).
Co może cię uratować? Ciekawy pomysł, bo coś w nim dostrzegłam, nawet trochę mnie zaciekawił. Dobrze zbudowałeś napięcie, ale niesprawny warsztat sprawia, że odechciewa się czytać. Przeczytaj swój tekst po napisaniu, naucz się interpunkcji i rozważnie dobieraj słowa do kontekstu. Będę trzymać kciuki, pozdrawiam ; )

Zatwierdzam weryfikację - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 11 cze 2014, 15:41 przez KaiCyz, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Hrabia [suspens] (fragment cz.1)

3
Odniose sie tylko czesci I, bo pozna pora


.... na pryczy człowieka.... / A moze lepiej zamiast czlowieka, uzyc slowa - mezczyzny, zwlaszcza, ze pozniej zaczynasz zdanie / Czlowiek otworzyl oczy. Wczesniej natomiast jest opis pomieszczenia i ten przeskok powoduje, ze w piewrszej sekundzie wydaje sie, ze mowisz ogolnie o ludziach, a nie o swoim bohaterze. Ponadto przy okazji informacji, ze czlowiek/mezczyzna jest na pryczy, warto by bylo troche go scharakteryzowac, a potem dopiero przejsc do opisu pomieszczenia.

Brakuje znakow interpunkcyjnych w prawie kazdym zdaniu

Za pryczą stały masywne stalowe drzwi z małym okienkiem do podawanie pokarmów otwieranym z zewnątrz. / Niezgrabne zdanie. Zrozumiale oczywiscie, ale stylistycznie nie za bardzo.

Kiedy upewnił się, że jest w pełni sił ruchowych, nie śpiesząc się podniósł się do pozycji siedzącej. / powtorzenie. a moze po prostu / powoli podniosl sie?

Przeczesał się ręką zastanawiając się w myślach kiedy ostatnio chociażby kropla wody dotknęła jego czupryny. / i znowu to samo, czyli powtorzenie i brak znakow interpunkcyjnych

Atoli wbrew poprzednim obserwacją nie tusza napawała go największym przerażeniem. / Błędy! /obserwacjom

Słownik interpunkcyjny do ręki. To jest moja rada. Na początek :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”