Chłodny poranek, promienie światła delikatnie odbijały się od licznych powierzchni pokoju, rozświetlając go tak cudownie. Firanka powiewała leciutko poprzez pieszczący ją wiaterek, nadchodzący z świata, który ponownie budził się do życia. Wtem ciszę przerwał głośniejszy trzask - odgłos uderzenia butelki o podłogę. Przeturlała się ona powoli po drewnianych panelach, następnie obijając się nóżkę pobliskiej szafki.
- Ja pieprzę... - tylko cichy odgłos wydobył się spod pierzyny, która momentalnie uniosła się do góry. Chłopak wyjrzał za nią, rozglądając się dookoła jakby szukał czegoś co wywołało ten hałas. Po chwili odrzucił kołdrę na bok i usiadł na łóżku, chwytając za butelkę wody stojącą na podłodze. Wziął kilka głębszych łyków, po czym ponownie powrócił wzrokiem do szklanej butelki, która uprzednio przykuła jego uwagę.
- Ale się schlałem. - wydukał pod nosem i chwycił się za głowę jakby chciał ukoić ból, który aktualnie w niej odczuwał. Wstał z łóżka i poczłapał leniwie w stronę drzwi, które otworzyły się z charakterystycznym dla nich głośnym zgrzytem. Jedyne co teraz malowało się na twarzy młodzieńca to pewnego typu irytacja tym wszystkim co miało miejsca. Udał się do kuchni, po czym otworzył lodówkę dokładnie analizując całą jej zawartość. Ziewnął i usiadł przy stole chwytając za leżący na nim telefon. Dokładnie prześledził treść ostatnich wiadomości, gdy nagle mocno cisnął nim o ścianę, przymykając oczy, następnie uderzając z całej siły dłońmi w stół. Telefon przy uderzeniu rozsypał się na mnóstwo części, zaś każda z nich obrała inną drogę - lecąc gdzieś w nieznaną dal w swoim cudownym tańcu.
- Kurwa mać... dlaczego ona... - wydusił z siebie chłopak, nagle wstał odpychając krzesło w tył i wywracając stół, przy którym siedział. Nie mógł zrozumieć dlaczego wszystko potoczyło się tak a nie inaczej - dlaczego świat zawsze starał się wszystko utrudnić i zepsuć. Tym razem chłopak udał się do łazienki i wziął szybszy prysznic, następnie przebrał się i wyszedł z domu, które było dla niego jak więzienie - sprawiało iż czuł ogromny ból, nie mogąc się z nim pogodzić. Słońce świeciło, pogoda była piękna - jednak to jeszcze bardziej przyprawiało o zaostrzenie depresji, która chwyciła jego głowę. Szedł spokojnym krokiem, wzrok wbijając w chodnik tak jakby nic innego poza nim nie miało najmniejszego znaczenia. Wcisnął słuchawki do uszu i włączył muzykę, która zawsze działała kojąco na jego zmysły, na to co działo się wewnątrz jego głowy. Począł kiwać głową w rytm muzyki, w między czasie wyciągając papierosa, wtykając go w usta i odpalając - to także było swego typu sposobem na uspokojenie. Mijał ludzi, kolejne ulice, które zdawały się być tylko częścią jego podróży. Po dłuższym czasie dotarł do miejsca przeznaczenia, miejsca w, którym miało rozstrzygnąć się wszystko co było dla niego warte w całym tym cholernym życiu. Powoli otworzył furtkę, wszedł na podwórko unosząc swój wzrok, rozglądając się uważnie dookoła, analizując całą tą sytuacje. Teraz nie istniało nic, poza drzwiami, które znajdowały się przed nim - tak codzienna rzecz jednak tak niezwykła na swój własny sposób - coś co dzieliło wszystko od niczego. Podszedł do nich w końcu i zapukał kilkakrotnie, ponownie opuszczając wzrok. Nie minęło dwadzieścia sekund a drzwi otworzyły się, zaś w nich pojawiła się młoda dziewczyna, wyraźnie poddenerwowana obecną sytuacją.
- Marek? Czego ty tu chcesz? - warknęła w jego kierunku tak jakby chciała go wypłoszyć samymi słowami z tego właśnie miejsca. Chłopak uniósł jedynie swe przekrwione i zmęczone oczy tak by móc spojrzeć na nią, zobaczyć ją ponownie.
- Ja... ja... Weronika, naprawdę... dlaczego? - wybełkotał wyraźnie nie potrafiąc dobrać żadnych sensownych słów, oczekując tylko jednej wyjaśniającej odpowiedzi, która mogłaby załagodzić wszystkie jego problemy, które szargały nim w tej chwili. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła, po czym oparła się o próg, zaplatając dłonie na wysokości swojego brzucha.
- Po prostu to nie miałoby żadnych perspektyw, nie masz ani pracy, ani wykształcenia, poza tym widziałam jak patrzysz na inne, nie jestem ślepa, wiesz? - rzuciła do niego dość rozbawionym głosem, tak jakby to co ich do tej pory łączyło nie miało najmniejszego znaczenia, było jedynie kroplą w morzu, która przeminie w swej zwykłości.
- To znaczy, że te... kilka lat nic nie znaczyło? Przecież wiesz, że Cię kocham! - wykrzyczał młodzieniec zrozpaczony, nie mogąc nadal uwierzyć w cały ten obrót spraw.
- Przestań, wracaj do domu, pieprzy od Ciebie alkoholem. Po prostu zapomnij o mnie i nie przychodź tu więcej - odpowiedziała mu równie podniesionym tonem, po czym trzasnęła drzwiami tuż przed jego nosem. To był cios silniejszy nawet od ugodzenia nożem, niczym wymyślne tortury, które nie miały zabić a wprowadzić człowieka w niekontrolowaną agonię. Nie mógł płakać - był facetem, musiał być twardym w każdej sytuacji nie ważne jak bardzo by go bolała. Marek obrócił się jedynie na pięcie, po czym splunął na bok ruszając w drogę powrotną do swojego domu z, którego jeszcze kilka chwil temu uciekł. Droga się dłużyła, zaś wszystko wydawało się takie okropne - słońce zaszło, zakrywały je chmury wróżące deszcz, który miał skąpać ten cały świat całą masą wylanych łez. Młodzieniec spojrzał się przed siebie - w jego kierunku szła dwójka jakiś chłopaków z kapturami na głowach, gibających się niczym pingwiny, które dopiero wyszły z wody na lód. Gadali coś między sobą, co z tej odległości brzmiało dość idiotycznie - jednak on się tym nie przejmował, nie obchodzili go oni w tej chwili. Wtem jeden z nich wyraźnie zszedł w jego kierunku - po to by moment później zderzyć się z nim barkiem - to wszystko było typową prowokacją.
- Nie umiesz kurwa chodzić, frajerze?! - krzyknął zakapturzony chłopak chcąc popisać się przed swoim kolegą stojącym tuż obok niego. Marek spojrzał jedynie z politowaniem, po czym wyrzucił papierosa na chodnik i przydeptał go.
- Tak, nie umiem, a teraz wypierdalaj. - wyszeptał w kierunku dwójki chłopaków, po czym splunął na bok wyraźnie poddenerwowany całą tą sytuacją, która tylko sprawiła iż popuszczały mu nerwy dostatecznie zszargane dzisiejszego poranka.
- Ja mam wypierdalać? Ahh, tak?! - wykrzyczał ten, który postanowił zetrzeć się z nim barkiem, po czym zamachnął się i uderzył go mocno w okolice łuku brwiowego. Marek zrobił dwa kroki do tyłu wyraźnie odczuwając siłę uderzenia, chociaż ten ból był najłagodniejszym jaki mógł dziś odczuć. Czuł krew, która spływała z rozciętego łuku po jego twarzy, jednak to przyprawiało go teraz o śmiech godny psychola z najstraszniejszego horroru.
- Tylko na tyle Cię stać? Myślałem, że takiego kozaka stać na więcej, bijesz jak baba. - te słowa, jednak sprowokowały ową dwójkę, która momentalnie rzuciła się na chłopaka, bijąc go po całym ciele z całych sił. Nie minęło kilka chwil, gdy Marek upadł na ziemię, starając się jakkolwiek bronić - aczkolwiek było to bezskuteczne, dwójka zakapturzonych chłopaków po prostu zaczęła go okopywać po ciele tak by dokończyć swe dzieło zniszczenia. Słońce... słońce, które wyszło zza chmur ponownie znikało - tym razem za ciemną poświatą spowijającą cały ten świat, po prostu wszystko zniknęło, pozostała tylko jedna wielka pustka.
Wszechogarniająca ciemność, cisza, która była wprost nieprzerwana, tak dobijająca lecz za razem kojąca na swój własny niewyjaśniony sposób. W pewnej chwili gdzieś w oddali rozległo się dziwne pykanie, na końcu czerni pojawiło się światełko - małe, drobne, które jednak tak mocno raziło w oczy. Wszystko powoli nabierało kształtu i wracało do normy, także powrócił ból, który był nieodłączną częścią życia chłopaka. Był w szpitalu, na jednej z sal, której biel ścian wprost przybijała. Rozejrzał się dookoła nadal nie do końca świadomy tego co się stało - obok niego siedział mężczyzna oraz kobieta w podeszłym wieku.
- Obudził się! Żyje! - krzyknęła kobieta widocznie uradowana tym widokiem, jednak po chwili jej przypływ emocji został przerwany przez mężczyznę, który dał jej znać iż musi się uspokoić. Marek przymknął oczy i odchylił obolałą głowę w tył tak jakby chciał uciec.
- Synu, powiedz mi coś ty ze sobą zrobił? - odezwał się mężczyzna tym oziębłym i jakże spokojnym tonem głosu, który zawsze przyprawiał o te ciarki na plecach, powiew strachu, który przypominał dziecięce lata, gdy przychodził pijany do domu i dawał upust swojej złości.
- To już nie twoja sprawa... idźcie stąd. - burknął chłopak wyraźnie poddenerwowany, zaciskając palce na kołdrze tak mocno aż pobielały - właśnie w tej chwili otworzył oczy, spoglądając na dwójkę ludzi tak jakby chciał ich w ten sposób stąd wyrzucić.
- Ale synku, dlaczego starasz się od nas odciąć? Dlaczego? - odezwała się kobieta, która wyciągnęła swą rękę tak by uchwycić dłoń swojego syna - ten jednak szybko wyrwał się z tego ucisku, po czym powiedział drżącym głosem.
- To wy odcięliście się ode mnie kilka lat temu, nie zapomnę wam tego wszystkiego, nie jesteście dobrą rodzinką, to jest pieprzony cyrk. - na te słowa chłopaka, mężczyzna od razu wstał, po czym położył dłoń na ramieniu kobiety, zareagował tak jakby te słowa dały mu dostatecznie dużo do zrozumienia, widocznie nie miał ochoty pozostawać tu dłużej.
- Słyszałaś, zbieramy się stąd, nie mam zamiaru siedzieć przy tym gnojku, gdy nadal ma do nas o wszystko problemy. - rzucił do kobiety, po czym wyszedł z sali, zaś kobieta widocznie zrozpaczona podążyła zaraz za nim. Samotność powróciła, chociaż w tej chwili może i była lepszym rozwiązaniem.
Ciąg dalszy nastąpi
