Tekst jako nauka narracji 3 os.
WWWBył późny wieczór. Więcej, wielu porządnych ludzi już spało u boku swych ukochanych. Jednak w parku wciąż znajdowało się kilka osób. Jedną z nich był wiercący się woźnica. Nie chciał tu przyjeżdżać, nie o takiej porze, ale jak pan karze, to sługa słucha. Więc teraz stał obok drzewa, starając się ignorować rozmowę dobiegającą z karety.
WWWW niej zaś siedział lord Signori, jeden z najważniejszych ludzi na florenckim dworze oraz młoda leady, która przedstawiała się jako Madonna. Nie miała więcej niż dwadzieścia lat, a jej piękno, które dopiero kwitło, z łatwością opętało starszego towarzysza. Ten nie wiedział o niej zbyt wiele, ale nawet nie pytał. Nic dziwnego, w końcu znów czuł te radosne uniesienie zakochania.
WWWAle za to wnikliwie ją obserwował podczas ich spotkań, dostrzegał każdy cień w jej postaci i zdążył zauważyć, że jego wybranka nie jest dystyngowaną damą, choć daje takie pozory. Była jednak bardziej otwarta i... spontaniczna.
WWW - Jesteś niesamowita - szepnął jej do ucha, sam nie wiedział, który już raz.
WWW - Dziękuję panie, choć obawiam się, że to przesada – odparła, udając zawstydzenie.
WWWLord już znał ten ton i spojrzenie. Zastanawiała się nad czymś, chcąc go o coś prosić. Tak jak wtedy, gdy chciała iść z nim do teatru.
WWW - Powiedz, coś cię martwi moja droga?
WWWZnów pokraśniała. Widząc to, zaśmiał się w duchu. Choć ta tak kocha spektakle, to sama mogłaby w nie jednym wystąpić.
WWW - Widzisz panie. Mam bliskiego znajomego, którego wiele dla mnie zrobił. Jestem pewna, że o nim słyszałeś. Jednak mimo swej sławy, potrzebuje pracy. Czegoś, przy czym artysta odpocznie i zarobi na dach nad głową – mówiła to z tak szczerym uniżeniem i błaganiem, jakiego Signori nigdy nie spodziewał się u niej zobaczyć.
WWW - Hmm. Myślę, że coś dla niego znajdę. Dla ciebie pomógłbym mu, nawet gdyby był przygłupim staruchem. Oddałbym ci nawet swoje ciało i duszę.
WWWOstatnie słowa były żartem, ale widział w jej oczach, iż potraktowała je całkiem serio I chyba uznała za niezwykły komplement. Przytuliła się do lorda, a on zanurzył usta w jej włosach.
WWW - Dziękuję. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy. Będę z utęsknieniem wyczekiwać kolejnego spotkania i z ochota przyjmę wtedy te podarki.
WWWUśmiechnęła się i zeszła z wozu. Zaproponował, że ją odwiezie, ale ta, jak zawsze, odmówiła i po chwili znikła na ścieżce.
WWWWoźnica, widząc koniec spotkania, otrzepał ubranie i podszedł do wozu. Pan kazał mu zawieść się do domu, co ten z ochota miał zamiar uczynić. Chciał wreszcie odpocząć, na co takie wyjazdy mu nie pozwalały. Z drugiej strony, wiedział, że to iż tu jest, w pewnej mierze świadczyło o zaufaniu jakie miał pan do swojego sługi. A sądząc po zadowoleniu, jakie ten dostrzegł, jeszcze nie raz będzie miał taką nocną przejażdżkę.
WWWNa pukanie do pracowni, odpowiedziały szybkie kroki jednego z uczniów. Mistrz zaciekawił się gościem dopiero wtedy, gdy usłyszał uniżenie w głosie swego czeladnika. Odłożył rysik i spostrzegł starego przyjaciela - Mecydeusza. Choć jego rodzina należała do kupieckiej gildii, to on sam interesował się polityką. Miał ambicje zostania szlachcicem i wielu uważało, że jest na dobrej drodze do tego. Choć miał ledwie dwadzieścia kilka lat, to już posiadał wielu dłużników na dworze.
WWW - Cóż cię tu sprowadza? - zapytał go malarz, widząc zmęczenie przybysza.
WWW - Poszukiwanie inspiracji, jakbyś pewnie powiedział. Zawsze gdy się spotykamy, podrzucasz mi coś genialnego, a teraz mam sprawę, której nie potrafię rozwikłać.
WWW - Sprawę? - zapytał Piero. A widząc dwóch podsłuchujących uczniów, kazał im wyjść. Wiedział, że jeśli zostanie powiedziane coś więcej, powinno to pozostać w murach tego warsztatu.
WWW - Pewnie wiesz, w niedziele znaleziono ciało jednego z lordów. Rada chce znać okoliczności tej śmierci. Obawia się, że to sprawka naszych wrogów. No i trafiło na mnie. Ech, czasem lepiej się nie wychylać.
WWWOstatnie zdanie zaskoczyło mistrza. Choć znali się od czterech lat, to pierwszy raz słyszał z jego ust coś takiego. Zwykle cieszyłby go to, bo znów miał okazję wejść wyżej w hierarchii dworu. Tak więc sprawa musiała być niezwykle trudna.
WWW - Może powiesz o tym coś więcej? - zapytał Piero z nieskrywanym zaciekawieniem.
WWWKupiec się zawahał, choć chyba i tak zamierzał to zrobić, skoro tu przyszedł.
WWW - Mam szczęście, że mogę liczyć na kogoś takiego jak ty, ale i to na nic się nie zda. Sprawa jest po prostu dziwna. Ciało lorda znaleziono w jego własnej karocy. Według woźnicy nigdzie tego dnia nie wyjeżdżali. Co więc tam robił? No i czy to na pewno morderstwo? Powiedziałbym, że po prostu nadszedł jego czas, gdyby nie podwiązka jaką trzymał w ręce i ślad kobiecy ust na policzku. Muszę znaleźć tę tajemniczą damę i wyjaśnić co tam robiła.
WWWAlbo utracisz to, co z takim trudem zyskiwałeś i będziesz musiał zacząć od początku - jak sobie dopowiedział Piero. Musiał przyznać,niełatwe zadanie miał przed sobą jego przyjaciel. Wytropić jedną kobietę, w wielkim mieście, nie wiedząc o niej niemal nic. A nawet jak już ją dopadnie, to może się okazać, że była zwykłą kochanką, na której kolanach zmarł staruszek.
WWWJednak Mecydeusz porzucił ten temat i zaciekawił się, nad czym też pracuje jego gospodarz. Nieraz zobaczył tu wspaniały obraz, rzadziej rzeźbę. Niezwykły talent mistrza, budził powszechny podziw. Dziś jednak były tu tylko szkice.
WWW - Żołnierze? - zdziwił się.
WWW - Tak, spore zamówienie. Mam namalować ważne wydarzenie z historii Florencji – odparł, jakby to było coś nieistotnego.
WWW - Więc wybrałeś bitwę. No tak, teraz kojarzę. To pewnie był powód twojej ostatniej sprzeczki z tym, jak mu tam? Simonem? - Wraz z wypowiedzeniem ostatniego słowa, dostrzegł na twarzy malarza pogardliwy uśmiech.
WWW - Nie całkiem. Ten głupiec próbował mi wmówić, iż rzeźba jest najwspanialszą ze sztuk. A przecież to oczywiste, że jest nią obraz! W nim jest życie, moc. Magia przyciągająca widzów! Nie to co w zimnym kamieniu – w głosie aż wrzała pasja i przekonanie. W takich chwilach jego głos potrafił ogłuszyć słuchaczy, by ci mogli już tylko bezradnie chłonąc każde kolejne słowo.
WWWCo nie powstrzymuje cię, by czasem w nim dłubać - jak pomyślał kupiec, jednak nie wypowiedział głośno swojej uwagi. Musiał za to przyznać, iż to co ten zwykł malować, było po prostu piękne.
WWWGość zatrzymał się na końcu pomieszczenia, gdzie dostrzegł przysłonięte płótno.
WWW- Mogę?
WWW - Oczywiście, lecz nie ma tam czego oglądać – odparł Piero, ale to tylko podsyciło ciekawość Mecydeusza. Jednak, ku jego rozczarowaniu, rzeczywiście nic tam nie było. Choć to dziwne. Tło już gotowe, namalowane, jednak w centrum były tylko kontury jakiejś postaci. Czy to na pewno właściwa kolejność?
WWW - Czekasz na odpowiednią modelkę? - zaśmiał się, kryjąc zawód.
WWW - Można i tak rzecz – odparł tamten z irytacją.
WWWKupiec obawiał się, że w praktyce oznaczało to, iż obraz nigdy nie zostanie ukończony. Widząc rosnące rozdrażnienie przyjaciela, postanowił go opuścić. Musiał jeszcze sporo zrobić, aby mieć szanse na sukces w tej dziwnej sprawie.
WWW - Wybacz, obarczam cie moimi problemami, a przecież masz własne.
WWWPo tych słowach pożegnał się i wyszedł. Jednak mistrz nie wrócił do szkiców, co zdziwiło jego uczniów, którzy znów byli w pracowni.
WWWPomiędzy drzewami skryła się tajemnicza postać. Przykucnęła obok dębu, obserwując parę zakochanych. Ich widok nie budziłby niczyjego zgorszenia. Dwoje młodych, bliskich sobie ludzi. Jednak dziwna była pora ich schadzek. Można by uznać, że tak jak w sztuce, pochodzą ze zwaśnionych rodów, a ta miłość jest na przekór ich woli.
WWWPomimo skromnego światła dało się dostrzec pocałunek kochanków. Sara westchnęła. To było dla niej zbyt wiele. Bolesny był już sam widok spotkania tej dwójki. Nie rozumiała. Przecież byli z Pedrem szczęśliwi. Miała pewność, że oboje czują do siebie to samo. Az nagle, przed kilkoma dniami, stał się jakby nieobecny. I taki oziębły!
WWWOd razu miała złe przeczucia. Dlatego postanowiła go dziś śledzić. Z początku ją to bawiło. Zupełnie jakby znów była małym dzieckiem. Śmiechem chciała zbyć swoje obawy. Ale te właśnie się potwierdziły.
WWWTeraz próbowała zignorować umierające serce. Teraz to widziała, jej szczęście to była tylko iluzją, w którą wierzyła, choć nie powinna. Dlaczego – pytała siebie, ale nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. Chciała już tylko poznać tę, którą Pedro miłował bardziej.
WWWKażda kolejna minuta czekania była coraz gorsza. Zastanawiała się, czy czasem nie wyjść z ukrycia i powiedzieć im, co o tym myśli. Ale wiedziała, że nie da rady. Brakowało jej stanowczości matki.
WWWWreszcie schadzka dobiegła końca. Choć postać pod dębem nie mogła tego dostrzec, czuła, iż ci znów się pocałowali. Odetchnęła. Tamta dwójka znikła. Już Sara chciał wstać, gdy zobaczyła, jak pochyla się nad nią jakaś kobieta. Była pewna, że to właśnie jest ona kochanką Pedra.
WWWPiękna – choć zdradzona, musiała to przyznać. Proste, czarne włosy opadające na ramiona. Gładka, blada cera, kształtne usta okładające się w niewinny uśmiech. Oraz inne walory. Jednak obserwatorka nie czuła zazdrości. Nie uważała, aby miała ku temu powody.
WWW - Mogę spytać co robisz? Nie ładnie tak podglądać - odezwała się uwodzicielka, grożąc palcem, jakby kobieta pod drzewem była dzieckiem.
WWW - Ukradłaś mi go – odparła, starając się zawrzeć w swoim głosie całą pewność, jaka jej została.
WWW - Och, naprawdę? Rzeczywiście, wspominał coś. Ale ja wiem, jak uciszać takie głosiki w głowach mężczyzn. Tak jak wiem, co robić z głupiutkimi podglądaczkami. - Pomimo słów, wciąż wyglądała jak uosobienie niewinności. Chwyciła Sarę za ramiona.
WWWPiero usiadł przed swoim warsztatem. Był zmęczony, dopiero wrócił znad Arizy, gdzie pomagał przy państwowym projekcie. Niezbyt mu się to podobało, bo ten był skierowany przeciwko księstwu Pizy, a on sam miał już dość bestialstwa zwanego wojną. Choć w młodości była ona mu tak bliska.
WWWW domu też nie czekały dobre wieści. Ponaglenia do skończenia zaległych dzieł, braki niezbędnych materiałów, kolejne zignorowanie jego wynalazku. No i czeladnicy, ci są niemal synonimem problemów.
WWWA przecież stary mistrz chciał tylko trochę odetchnąć, kilka dni przerwy, czas na własne projekty, to wszystko. Niestety, nie usiedział nawet kilku minut, a już na horyzoncie zobaczył zbliżającego się zakonnika. Malarz go znał, ale marsowe spojrzenie tamtego nie wróżyło nic dobrego.
WWW - Niech będzie pochwalony, ojcze – przywitał go, na co ten mu tylko skinął i usiadł na ławce.
WWW - Musisz zatrzymać tego demona. Wiesz o tym, dlaczego więc jeszcze tego nie zrobiłeś? - przeszedł od razu do sedna, zaskakując Piera.
WWW - Ojcze. Nie wiem o czym mówisz – odparł ze zmęczeniem. Zastanawiał się w duchu, czy ten dzień może być jeszcze gorszy.
WWW - Nie będę tracił czasu na gierki, chłopcze. Ludzie giną, a to twoją dusze obciążają te grzechy. Albo natychmiast coś z tym zrobisz, albo my się tym zajmiemy. Tak czy owak, pożałujesz swojego czynu.
WWWW ostatnich słowach wyraźnie było słychać pasję, z jaką przekazywał to ostrzeżenie. Aż ciarki przechodziły po plecach.
WWWPożegnawszy się z odchodzącym benedyktynem, Piero wszedł do warsztatu. Pomyślał, że lepiej nie przyciągać kolejnych takich gości, siedząc na świeżym powietrzu. Postanowił wykorzystać wolny czas na dokończenie budowy urządzenia, które wymyślił jeszcze w latach swojej młodości.
WWWPracując, zastanawiał się, czy można zatrzymać czas. Doskonale zdawał sobie sprawę z przytłaczających go już wieku, ale wciąż miał tyle pomysłów, tyle rzeczy do zrobienia, a ileż do wymyślenia! Życie jest zdecydowanie za krótkie, by móc zrealizować choć połowę planów.
WWWPochłonięty swoim zajęciem, dopiero po kilku minutach zdał sobie sprawę, że ktoś go woła. Odłożył linkę na stół i poszedł sprawdzić o co chodzi. Widok Mecydeusza ucieszył go. A gdy się z nim witał, za warsztatu czeladników wyszła kobieta.
WWW - Piero, chciałem was sobie przedstawić. Oto Madonna. Choć poznaliśmy się niedawno, jest mi niezwykle bliska – zawołał jego przyjaciel, cały w skowronkach. Zaś sama młoda dama ukłoniła się przy tym przedstawieniu.
WWW - Wiele dobrego o panu słyszałam – powiedziała bez jakichkolwiek emocji. Zapewne znudzona, tylko czekała, aż pójdzie ze swym towarzyszem do ciekawszego miejsca.
WWWPo krótkiej, uprzejmiej rozmowie, Mecydeusz poprosił lady, aby ta zaczekała na niego w dorożce. A gdy się oddaliła, zajrzał do pracowni, z której wyszedł jego przyjaciel. Mistrza pewnie by to zdenerwowało, gdyby już dawno się nie przyzwyczaił do nieposkromionej ciekawości swojego gościa.
WWW - A cóż to u licha jest? - zawołał ten, widząc dziwną konstrukcje, a nie rzeźbę, jak się spodziewał. Co prawda wiedział, że mistrz tworzy i inne rzeczy, ale niemal nigdy ich nie widział.
WWW - Właściwie to jeszcze tego nie nazwałem. Jak skończę, to dzięki temu będzie można unieść się w powietrze – odparł z zamyśleniem.
WWW - Znaczy latać? To głupie, Jakby człowiek miał latać, to Bóg dałby mu skrzydła - wykpił to przyjaciel Piera, sądząc, że ten z niego żartuje.
WWW - A więc czemu dał nam marzenia?
WWWMężczyzna milczał. Znał to pytanie, właściwie sam je kiedyś zadał, a odpowiedź wtedy brzmiała: By sięgać po niemożliwe i czynić to prawdziwym. Przytaknął i przeszedł do drugiej rzeczy, jaka go tu przywiodła.
WWW - Pamiętasz sprawę lorda? Gadałem z tobą o tym przed kilkoma miesiącami, zanim wyjechałeś. To jednak było morderstwo. Nie wiemy jeszcze jak, ale ktoś w ten sposób zabił już pięć osób. Pomyślałem, że może ty...
WWW - Będę wiedział jak to robi? Nie, nic mi nie przychodzi do głowy – odparł zirytowany mistrz. Denerwowało go to, że ostatni czasy wszyscy czegoś od niego chcą. Nawet przyjaciel nie przyjdzie po prostu pogadać, tylko z jakąś sprawą. Mecydeusz zauważył, że Piero ma dość jego towarzystwa na dziś, więc przeprosił i wyszedł.
WWW - Uważaj na nią! - Tymi słowami pożegnał go malarz.
WWWNoc była piękna. Można było obserwować wszystkie gwiazdy na bezchmurnym niebie. I wielu wykorzystywało tę okazję, więc miasto wyglądało na nieco bardziej pobudzone niż zwykle. Także Piero siedział na swym balkonie. W pewnym momencie obok niego pojawiła się młoda dama, która jakby spadła z nieba. Uśmiechnęła się, gdy tylko stary mężczyzna na nią spojrzał.
WWW - Wybacz mi to popołudnie, nie chciałam, aby wiedział, że cię znam - odezwała się przepraszającym tonem.
WWW - Czy to twoja sprawka? - zapytał zmęczonym głosem, ignorując jej poprzednie słowa.
WWW - Tak – przyznała, bez owijania w bawełnę.
WWW - Dlaczego?
WWW - Bo chcę żyć wiecznie! Bo mogę! I już niedługo zdołam i tobie dać drugą młodość, ojcze - odpowiedziała, opierając się o balustradę.
WWW - Czy to nie jest warte tej drobnej ceny? Pomyśl, ile zdołasz zrobić, żyjąc pięćset lat albo i więcej! - zaraz dopowiedziała, nieświadomie trafiając w to, o czym Piero myślał już wcześniej. Tylko ta cena. Dla niego nie była ona wcale taka drobna.
WWW - Przestań moja Liso. Nie jesteś zła, nie taką cię stworzyłem. Nie możesz tego robić – mówił niemal błagalnym tonem.
WWW - Ojcze, ja cię szanuję i kocham, ale to moje życie, choć to ty mi je dałeś. Zrobię z nim co zechcę, a ty nie możesz mnie zatrzymać – odparła zażenowana tym, że musi mu to mówić. Nie potrafiła też pojąć, jak można chcieć coś takiego odrzucić?
WWWMistrz stanął obok niej, a po chwili milczenia, chwycił ją za ramie i gwałtownie obrócił w swoją stronę.
WWW - Mogę i zrobię to, jeśli nie przestaniesz – starał się przekonać zarówno ją jak i siebie. Jednak ona, po chwilowym zdziwieniu, tylko się roześmiała.
WWW - Och, przestań tatku. Nie skrzywdziłbyś swej córeczki, swego najdoskonalszego dzieła. Dajmy temu spokój, lepiej porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym – zawołała niczym wesołe dziecko. Piero przytaknął. Nigdy nie potrafił jej odmówić, ale w głębi duszy, tam gdzie kłębiło się poczucie winny, postanowił, że zrobi tak, jak powiedział.
WWWDwa dni później, doszły go słuchy o kolejnej ofierze.
WWWMistrz jechał dyliżansem. Dziś była potworna ulewa, ale to tylko pomagało mu myśleć. A miał nie lada problem do rozwiązania. Musiał dotrzymać swojej obietnicy. Jednak nie potrafił zranić Madonny. Przed kilkoma dniami jeszcze się łudził, że zdoła, ale to było niemożliwe. Teraz, przez jego błąd, uciekała na południe.
WWWMiał nadzieję ją dogonić, dzięki pomocy jaką ofiarowała mu Sara. To ona teraz powoziła, choć chyba tylko dzięki żądzy zemsty potrafiła zapanować nad końmi. Gdy na nią patrzył, to potrafiłby zrozumieć nawet i chęć mordu w jej spojrzeniu, ale te oczy były zawsze puste. Zupełnie jakby była marionetką, a nie żywym człowiekiem. Jej twarz, to było po prostu przerażające.
WWWTak jak i pogoda. W takiej Piero nie mógł pracować. Obraz nie znosi wody, dlatego właśnie nie zabrał ze sobą oryginału. Nie mógł ryzykować jego zniszczenia. To była ostatnia deska ratunku. Skończy to tak, jak zaczął. Nic innego mu nie zostało, nic innego nie potrafił wymyślić.
WWW - Dojeżdżamy! - usłyszał krzyk Sary.
WWWWestchnął. Na prawdę nie chciał tego robić, ale widział, że musi. Mimo to, czuł się jak potwór. Miał tylko nadzieje na boskie przebaczenie.
WWWMecydeusz zapukał do drzwi, a po chwili otwarł mu jeden z czeladników i zaprowadził do swojego mistrza. Ten wciąż siedział nad szkicami. Ale gdy tylko zauważył kulawego przyjaciela, przerwał pracę i przywitał się z nim.
WWW - Słyszałem, że rada była wściekła, gdy dowiedziała się o jej uciecze – zagaił do ostatnich wydarzeń.
WWW - Tak. Znikła i nic na to nie poradzę. Teraz muszę znów zaczynać od zera, ale nie podam się – Malarz ucieszył się, że ten nic nie stracił ze swej pasji w głosie. Dotąd martwił się o niego, o to czy przez Madonnę nie utracił poza zdrowiem i pragnienia życia.
WWWJego przyjaciel spojrzał na dwa obrazy, które stały w rogu pomieszczenia. Przedstawiały to samo. Ten sam pejzaż, tą samą kobietę. Były niemal identyczne.
WWW - Przynajmniej tobie się przysłużyła. Wreszcie twój obraz ma swoją bohaterkę. Ale dlaczego namalowałeś dwa razy to samo? - zaciekawił się Mecydeusz.
WWW - Bo mogłem. Bo chciałem – i bo musiałem – dodał Piero w myślach.
WWW - To dziwne. Wyglądają jak dwie krople wody, ale gdy na nie patrzę, to ten po lewej nieustanie przyciąga me spojrzenia. W czym tkwi sztuczka?
WWW - Nie mam pojęcia. To przypadek – odparł obojętnie.
WWW - Jestem przekonany, że jest to jedno z najwspanialszych dzieł na świecie! Za jego pomocą, możesz przekonać Simona, że to w obrazie tkwi prawdziwe piękno i życie – zawołał radośnie kulejący mężczyzna. Zdziwił się - jego przyjaciela wcale to nie cieszyło. Wręcz jakby był nieco wystraszony.
WWW - Nie, nie tym. Ale skoro ci się podoba, to możesz jeden wziąć. Niech ci przypomina o tej nieszczęsnej przygodzie – odparł Piero, mając nadzieje, że na pozbycie się dowodu własnej klęski.
Serdecznie dziękuje za przeczytanie. Zdaje sobie sprawę, że potrzebuję solidnego kopa i niestety, o niego proszę.
Obraz na topoli malowany
1
Ostatnio zmieniony wt 10 cze 2014, 15:12 przez Thug, łącznie zmieniany 1 raz.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.
-Albo żebyś się przesunął.