___Bursztynowy błysk zapalniczki na krótką chwilę wynurzył zmęczoną twarz ze smolistej ciemności. Bruzdy zmarszczek rozrastały się w migotliwym, umierającym już świetle. Gaz się kończył. Płomień robił się słaby, gasł zbyt szybko. Mężczyzna ponownie zniknął w otaczającym go mroku. Ciemny żar zapalonego papierosa rozjaśniał się z każdym powolnym zaciągnięciem. Oparty o ścianę wąskiego przejścia, patrzył na oblane żółtym światłem podwórze. Wokół tylko ciężkie, przytłaczające bryły socrealistycznej zabudowy. Dzielnica robotnicza, tak samo monumentalna, jak wtedy, gdy autentycznie mieszkali w niej robotnicy. Dotarł do filtra. Kiep upadł na ziemię, dogorywając pod czarnym skórzanym butem. Wymacał wymiętoszoną paczkę w kieszeni płaszcza. Stołeczne, najtańsze. Palce po omacku ugniatały puste opakowanie, jakby w nadziei odnalezienia kolejnego papierosa.
___Weteran oparł się o zimną ścianę i spojrzał przed siebie. W przeciwległej, zanurzonej w czerni ścianie stały stare metalowe drzwi. Kilka minut temu walnął w nie trzy razy. Trzy uderzenia: dwa krótkie, jedno długie.
___„Jak zwykle bez pośpiechu”, pomyślał mężczyzna. Szklanooki nigdy nie spieszył się do klientów. Gdy jest się jedynym specjalistą w okolicy, można sobie pozwolić na takie drobne przyjemności.
___W końcu usłyszał chrobot skorodowanego metalu, chrzęst opornie ustępujących zatrzasków i zamków. Ciężkie żeliwne drzwi powoli się otworzyły. Za nimi czekała czarna, wychudzona postać zanurzona w szarobłękitnej, elektronicznej poświacie. Mrok ustąpił niezdrowej mieszance bladej łuny i gęstej czerni cieni.
___Para płonących czerwienią tęczówek dokładnie mierzyła opartego o ścianę mężczyznę.
___— Masz wyczucie Szklanooki — powiedział beztrosko do stojącej w drzwiach postaci — właśnie skończyły mi się fajki.
___Szklanooki nie podzielał jego pogody ducha. Czerwone mechaniczne błyski oczu stawały się intensywne. Wyglądały jak dwa krwiste zera, skierowane na zbliżającego się faceta w zapuszczonym płaszczu.
___— Spierdalaj! Znowu chcesz żebrzszczsz… — syntetyczny głos rozregulował się, zmieniając w kakofonię elektronicznych tonów. Para kościstych, suchych palców natychmiast sięgnęła do przełączników małej metalowej skrzyneczki wszczepionej tuż pod jabłkiem Adama. Piski i szmery wciąż dochodziły z ust Szklanookiego, gdy niezręcznie próbował przywrócić swój ludzki głos.
___Złośliwy uśmiech zawitał przez krótką chwilę na twarzy Weterana. Nie powinien się śmiać, ale to było silniejsze od niego. Czerwone zera zmierzyły go karcąco.
___— Znowu przyszedłeś żebrać łajzo? — Dokończył zdartym, chropowatym głosem. Wojskowe zamienniki zawsze były prostackie, w Strefie, tak samo jak na polu walki, i tak nie liczy się estetyka. Mężczyzna w płaszczu nie próbował nawet podjąć tematu.
___— Już Ci mówiłem. — Szklanooki nie ustępował. — Jak chcesz łaski, to idź do kościoła, jak nie masz czym płacić, to wypierdalaj!
___Weteran był nad wyraz opanowany.
___— Szklany — powiedział w końcu z ta samą beztroską i spokojem — dzisiaj przychodzę do Ciebie jako klient.
___Wymownie trącił stopą płócienny worek, który leżał tuż obok niego. Czerwone oczy obserwowały mężczyznę z zaciekawieniem. Weteran nigdy nie miał niczego na handel.
___— Stary — podjął stojący w bramie mężczyzna — jak długo się znamy? Będzie już z pięć lat. Może sześć. Tak się składa, że wiem z grubsza czego potrzebujesz.
___Schylił się i chwycił worek, który po chwili wylądował w kościstych dłoniach handlarza.
___— No dobra. Przyznam, że mnie zaskoczyłeś. — Stwierdził drwiąco Szklanooki. Metaliczne podzespoły obracały się pomiędzy długimi palcami, ocierając o wystające knykcie, by potem wrócić do płóciennego worka. Starczyło tego na kilka miesięcy przyzwoitego życia. Zaschnięte plamy da się zetrzeć, będą prawie jak nowe.
___— Nie wiedziałem, że masz to w sobie. — Szklanooki nie mógł się powstrzymać przed szyderczą uwagą. Złośliwy uśmieszek wykrzywił jego wąskie usta. Zmarszczki pokryły twarz siecią grubych bruzd.
___— To czego chcesz, moja hienko?
Weteran wojen psionicznych
1
Ostatnio zmieniony pt 23 maja 2014, 09:28 przez Baribal, łącznie zmieniany 2 razy.