WWW
Czasami, gdy roztrzęsiona patrzę w lustro, przemywając swą twarz po raz kolejny lodowatą wodą, zastanawiam się...
Ile czasu mi jeszcze zostało?
Ile czasu mi jeszcze zostało?
WWWPrzekrwione oczy, drżący podbródek, wargi wykrzywione w dziwnym grymasie i kolejna porcja przestarzałych łez. Czy to nie zabawne, że one już nikogo nie ranią? Niezależnie od otoczenia, czy naszego wnętrza - łza - stała się zbędna. Najgorsze jednak, że w moim świecie jest symbolem bezradności. Kpiącej, jakże dobitnej i niemiłosiernie wkurwiającej bezradności. To niczym tortura podczas kolejnego orgazmu, gdy jesteś przywiązana do krzesła, z szeroko rozstawionymi nogami i błagasz o chwilę wytchnienia. Życie jednak lubi się znęcać. Lubi pierdolić nas jak żaden inny facet.
- Kochanie, jesteś stuknięta - szepczę cichutko do odbicia w lustrze, a te śmieje się do mnie drwiąco - jesteś pierdolnięta - powtarzam grzecznie a ono nadal ze mnie drwi. Tracę siły a przecież trzeba kiedyś wyjść z łazienki i przestać płakać tylko dlatego że ciocia stwierdziła, iż mogę chlać wodę z kranu a nie znów szukać czegoś u niej.
Burdel, przejaskrawiony burdel w jakim żyje stał się już tak monotonny, że często myślę o cyrografie z Bogiem. Diabeł ma część mego jestestwa, dlaczego więc nie poświęcić drugiej części mężczyźnie na wysokości? Ten tam, jest trochę jak roszpunka, tylko z długim chujem jakiego nie warto postawić, bo ostatnia deska ratunku zniknie. Może właśnie dlatego tak rzadko się na niego powołuję? Boję się, że spodobam się mu za bardzo i kiedy raz do mnie zajrzy już długo nie wróci, bowiem nie będzie miał możliwości...
WWWSchizofrenia - może to odpowiednie słowo na moją przypadłość? Dotyka 0,4-0,6% populacji, więc równie dobrze mogę się załapać do pochodu wybranek. By to sprawdzić potrzeba wywiadu z pacjentem, obserwacji zachowania i laboratoryjnych badań - powinnam więc zapytać mamę, w końcu ona codziennie nas obserwuje, często z nami gada a i krew zbiera jakoś raz w miesiącu na badania. Dalszy bełkot jakoś ciężko mi zrozumieć... Chociaż wzmianka o tym, że szczyt zachorowań przypada dla mężczyzn na 20–28 rok życia, a u kobiety 26–32 w cale mnie nie wyklucza.
Początki choroby... Zaburzenia procesów myślenia, niewłaściwie interpretacja faktów, halucynacje, silne podniecenie z dominującym poczuciem lęku, odmienne od codziennych zachowanie - Kurwa. - Przecinek jakich często się używa, wyrwał się z moich lekko rozchylonych ust. Za dużo informacji się pokrywało...
Jasne myślenie już dawno zatraciłam, właściwie nawet nie wiem jaki mamy dziś dzień. Jedyne co mogę rozpoznać to jakieś pięćdziesiąt odmian tytoniu i równie dużo rodzajów perfum czy leków. Halucynacje też często występują. W końcu niejednokrotnie patrząc na twarz jakiegoś mężczyzny widzę w nim Alexa - mego narzeczonego.
Podniecenie spowodowane lękiem - to jest TO! Chyba jedyna przypadłość występująca niemal codziennie. Co do zachowania... Przecież tylko dlatego, że nie dostałam butelki wody, stoję w łazience zanosząc się płaczem i rozmawiam z własnym odbiciem.
- Ja pierdole - jęknęłam i odwróciłam się w stronę drzwi, by w jakiś sposób uciec od własnych myśli... i wtedy znów go zobaczyłam. Ciemne włosy sięgające do ramion, oczy, które mieszały w sobie trzy odcienie - szarość, zieleń i błękit - pełne usta, drobny nos, kilka piegów i mała blizna przy lewym łuku brwiowym... - Aleks? - zapytałam nie dowierzając i wpatrując się wprost w postać przede mną.
- Asil? - Mężczyzna odpowiedział mi pytaniem na pytanie i ruszył ku mnie. Chwilę potem szarpiąc za nadgarstek tym samym rzucając sobie w ramiona.
- Tak się cieszę... - Wyszeptałam, ledwie powstrzymując swe łzy i wtulając się w niego.
- Szukałem Cię wszędzie - wyszeptał, przeczesując dłonią moje kasztanowe włosy. W pewnym momencie jednak zacisnął na nich palce i szarpnął moją głowę do tyłu - Maleńka... - Mruknął mi wprost do ucha, ogrzewając je swym ciepłym oddechem.
- Zaprowadzisz mnie do pokoju? - Zapytał tym samym silnym totem, puszczając moje włosy w momencie, gdy posłyszał cichy jęk, jaki wyrwał się z mego gardła.
- Oczywiście - wyszeptałam, uśmiechając się do niego i lekko wysuwając na przód, by otworzyć drzwi. Uprzedził mnie jednak i puścił przodem - zawsze był dżentelmenem.
Ruszyłam ciemnym korytarzem w prawo, wspięłam się po schodach i znajdując na piętrze weszłam do pokoju nr 316. On cały czas był za mną. Byłam taka szczęśliwa... Nie uciekł jak niegdyś, nie zostawił mnie na długie miesiące, nie odszedł... On po prostu musiał na chwilę wyjechać i pogodzić się z moim losem.
Kiedy drzwi się za nami zamknęły, odwróciłam się w jego kierunku. Uśmiechał się do mnie, swym zwyczajem przyprawiając mnie o ciarki na plecach.
- Tak się cieszę - powtórzyłam, nie zdając sobie z tego sprawy. Wtedy on zbliżył się do mnie, wziął na ręce i niczym w bajce przeniósł do sypialni. Chwilę potem opuścił moje drobne ciało na łóżko, przesłonił oczy jedwabną chustą i przywiązał do łóżka. Słyszałam jak przy tym cicho mruczy, bowiem sukienka, jaką na sobie miałam musiała przykleić się do mego ciała, odsłaniając wszelkie krągłości, jakie uwielbiał. Ciągle się uśmiechałam, w końcu bawiliśmy się tak już tysiące razy. Szelest oznajmił mi, że zrzucił z siebie ubranie a skrzypienie łóżka, że znalazł się przy mnie. Jego dłonie wędrowały śmiało po mym ciele, sprawiając, że dostałam lekkich wypieków na policzkach. Nie przejmował się tym, wiedział, że to lubię. Podwinął moją sukienkę do góry i wszedł we mnie bestialsko. Tego się nie spodziewałam. Moje oczy po raz kolejny zapełniły się łzami. Zagryzłam wargi, by nie krzyknąć. Ruszał się szybko, płynnie, raz po raz pojękując. W końcu doszedł, przystawiając mi chuja do ust, gdzie się zresztą spuścił. Uwolnił mnie dopiero, kiedy usłyszał jak przełknęłam gorzkawy smak spermy i swoje słone łzy, udając, że nic się nie stało. Podniosłam się, zsunęłam z oczu chustkę i chciałam coś powiedzieć, ale go już nie było. Wyszedł bezszelestnie. Poprawiłam suknie i wyjrzałam z pokoju. Akurat korytarzem przechodziła mama, uśmiechnęła się do mnie i rzuciła:
- Dobra robota. - Po czym znikła, schodząc z piętra. Gdy wyszłam z pokoju, słyszałam przeróżne głosy - mieszankę bólu, ekstazy i radości przeplatającą się z wonią stosunku, chemikaliów i leków.
- Ile to już dni? - Rzuciłam do siebie stając przy kratach, jakie przyozdabiały okno.
- 316 - Szepnęła jakaś dziewczyna, która znalazła się za mną. Wtuliła się w moje wątłe ciało i odetchnęła głęboko. Nie miałam nic przeciwko jej bliskości.
- Trzysta szesnaście dni minęło od momentu, kiedy powiedziano, że jestem schizofreniczką i potrzebuję leczenia w specjalistycznym szpitalu. - Musiałam się komuś wyspowiadać.
- W końcu to dla naszego dobra. - Odezwała się tamta, choć jej głos był dziwnie znajomy i równie otępiały, co mój.
- Tak... - Odrzekłam, śmiejąc się cicho - Wszystko w tym świecie dzieje się dla naszego dobra...