Niespodziewani goście

1
WWWFotograf internetowego serwisu informacyjnego „E–Świat” jak zwykle nie zawiódł. Na jednym tylko zdjęciu, które widniało obok artykułu o znamiennym tutule „Śmierć o świcie”, uchwycił wszystko, co było potrzebne do zrozumienia zagadki. Parterowy dom z zasłoniętymi oknami, zadbany ogródek – w tym doskonale przystrzyżony żywopłot – oraz czarny dzwoneczek z kolorowym kogutem na czubku, prawdopodobnie zastępujący domofon. Wiktor wiedział już o ofierze wystarczająco dużo. Czwarty taki trup w przeciągu dwóch tygodni. W Polsce grasował seryjny morderca.
WWWCiekawe, czy policja wpadła już na jego trop? Nie, raczej nie. O ile nie znaleźli jakiegoś solidnego dowodu, wciąż nie potrafili połączyć tych śmierci. Jeżeli zajrzą na Wiktorowego bloga dzisiaj wieczorem to będą wiedzieli. A miał pewność, że zaglądają. Bo to raz próbowali się z nim skontaktować? Zdawał sobie sprawę, że z takiego spotkania nigdy nic dobrego by nie wynikło. Na szczęście internet zapewnia anonimowość. Przynajmniej wtedy, gdy człowiek wie, co i jak robić. Dług wdzięczności u dostawcy połączenia internetowego również pomaga.
WWWDochodziła dziewiętnasta. Najwyższa pora, by zacząć pisać notkę. Codzienne wpisy z interesującymi teoriami na temat aktualnych zagadek kryminalnych przyciągały rosnące grono czytelników. Dodatkowym motywatorem był fakt, że teorie te często się sprawdzały. Dzięki temu reklamodawcy nie dawali Wiktorowi spokoju. Rozwiązywanie zagadek, samemu będąc jedną z nich, przy okazji zarabiając ekwiwalent solidnej pensji – czego więcej mógł dwudziestoparolatek chcieć?
WWWWstał, przeciągnął się i ponownie zasiadł przed klawiaturą. Jeszcze raz obejrzał zdjęcie z artykułu, by upewnić się, co do słuszności swoich podejrzeń. Tak, miał rację.

Morderstwa sfrustrowanych

WWWDwudziesty ósmy marca. Młoda kobieta zostaje znaleziona martwa w swoim mieszkaniu. Żadnych śladów włamania, bójki, kłótni, czegokolwiek. Kobieta mieszkała sama i zmagała się z problemami finansowymi. Przy ciele leżą porozrzucane tabletki nasenne, z tych na receptę. A tuż obok butelka alkoholu. Policja podejrzewa samobójstwo.
WWWTrzeci kwietnia. Mężczyzna po trzydziestce wychodzi wieczorem na balkon, gdzie zostaje trzykrotnie dźgnięty nożem. W międzyczasie jego rodzina robi zakupy kilkaset metrów dalej. Sąsiedzi niczego nie widzieli, niczego nie słyszeli.
WWWSzósty kwietnia. Znany i szanowany prawnik zostaje zamordowany w swoim biurze. Spośród wielu jego wrogów nie ustalono jeszcze tego, który życzyłby mu śmierci.
WWWWczoraj, ósmy kwietnia. Trzydziestopięcioletni kawaler zabity nad rankiem we własnym domu. Ciało znalazł kolega, z którym codziennie wspólnie jeździli do biura. Wyraźnie zmasakrowane, należy dodać. Oczywiście tego faktu policja nie chciała ujawnić do wiadomości publicznej.
WWWWielokrotnie udowadniałem już, że pozory mylą, ale bywają pierwszym stopniem do odnalezienia dowodów. Pozornie, cztery powyższe morderstwa nie są ze sobą powiązane. Wydarzyły się w czterech różnych województwach, dotyczą czterech różnych osób, a jedno z nich "pozornie" w ogóle morderstwem nie jest. Trzeba najpierw wątpić, by w końcu dostrzec prawdę.
WWWCo łączy nasze ofiary? Frustracja. Rozdrażnienie wywoływane poprzez niemożność osiągnięcia upragnionego celu, zaspokojenia swoich ambicji lub połechtania ego. Ofiara pierwsza – samotna kobieta, próbująca zbudować karierę, napotykająca zbyt wiele barier moralnych, których przekroczenie było dla niej zbyt trudne. Do tego problemy finansowe i zdrowotne. Ofiara druga – młody ojciec skłócony z żoną, czujący ciężar tych wszystkich obowiązków, jakie wciąż jeszcze przed nim. Zdawał sobie sprawę, że inni mają wobec niego absurdalnie wysokie wymagania. Ofiara trzecia – ustatkowany, ceniony prawnik. Kryzys wieku średniego przybył razem z pytaniami: dokąd idę? Po co mi to wszystko? Dlaczego nie zmienię zawodu, skoro aktualny kosztuje mnie tak wiele wyrzeczeń? I wreszcie ofiara czwarta – mężczyzna w sile wieku, a jednak nie potrafiący zbudować żadnej trwałej więzi. Przeciętna praca, parterowy dom, nuda. Dba o ogród, by przynajmniej zachować pozory udanego życia. Frustracja. Każdy z nich miał czegoś dość, każdy chciał się choć na chwilę wyrwać, coś zmienić. Śmierć zabrała im tę szansę? Wręcz przeciwnie – śmierć była konsekwencją zrealizowania tego pragnienia.
WWWNasze ofiary, chcąc zmienić coś w swoich życiach, wpakowały się w niezłe tarapaty. Jakie dokładnie, wciąż pozostaje tajemnicą. Handel narkotykami, przemyt, kradzieże? Z całą pewnością poszukiwali adrenaliny, może jakiejś przygody. I trafili pod najgorszy możliwy adres.
WWWMamy do czynienia z seryjnym mordercą. Takim, który dopiero się rozkręca. Dalsze jego ruchy wciąż pozostają jedną wielką tajemnicą.
WWWKryminolog

WWWTuż obok umieścił zdjęcie z odpowiednim podpisem i gotowe. Nowa, ciekawa historia. Wiktorowi w takim przypadku zawsze towarzyszyła gęsia skórka. Wcisnął enter i wysłał tekst. Ciekawe, czy i tym razem wywoła jakąś reakcję ze strony władz?
*
WWWObudziło go głośne pukanie do drzwi. Dopiero po chwili zorientował się, że pukanie było tak naprawdę uderzaniem pięścią. I to dwoma naraz. Z klatki schodowej dochodziły jakieś słowa, których sensu Wiktor nie pojmował. Zazwyczaj o tak wczesnej porze był nie do życia, więc ktokolwiek chciał go teraz odwiedzić, nie mógł być jego znajomym. No, chyba że wydarzyło się coś bardzo, bardzo ważnego.
WWWZaspanym krokiem podążył ku drzwiom wejściowym. Do przejścia miał ledwo parę metrów niewielkiego mieszkania, co i tak okazało się wyzwaniem. Po drodze złapał szlafrok, by choć trochę przykryć swoją niewybudzoną osobę. Dobrze, że parę dni wcześniej odwiedził fryzjera. Krótkie włosy z rana wyglądały o niebo lepiej od kręconych i nieuczesanych. Podszedł do wizjera.
WWWZa drzwiami stał jakiś mężczyzna w średnim wieku. Skórzana kurtka, delikatny zarost, zniecierpliwione spojrzenie, obrączka na palcu – żonaty. Handlowiec, sprzedawca kurtek, a może nowy sąsiad? Nie, zaraz, przecież to oczywiste! Policjant.
WWW– Głupi ja niewyspany – mruknął Wiktor. Nie miał wyjścia, musiał otworzyć.
WWWNiespodziewany gość wyglądał na zaskoczonego. Właśnie miał po raz kolejny uderzyć pięściami, więc trzymał obie zaciśnięte na wysokości twarzy. Z lekko otwartymi ustami i zaciśniętymi zębami prezentował się komicznie oraz groźnie zarazem.
WWW– Starszy aspirant Tomasz Obrocki – przedstawił się, jednocześnie wyjmując z kieszeni legitymację, czy jakąś inną odznakę. Zaczął nią wymachiwać tuż przed nosem Wiktora. – Kryminolog, jeśli się nie mylę? Możemy wejść?
WWWGospodarz był zbyt zaspany, by protestować. Przesunął się na bok i dłonią wskazał salon. Jedyne miejsce utrzymane w całkiem znośnym porządku. Zresztą i aspirant nie wyglądał na pedanta, więc raczej nie powinien zwrócić na to uwagi. Wszedł do środka, a zaraz za nim, niespodziewanie, pojawił się facet o głowę od niego niższy, krępy, o wyglądzie całkowitego przeciwieństwa Obrockiego. Spojrzał w górę i uśmiechnął się do gospodarza. Spod jego grubych okularów widać było charakterystyczne zmarszczki obok oczu. Uśmiechał się szczerze. Może był zadowolony, że nie dał się zauważyć w wizjerze?
WWWWiktor z Obrockim usiedli na dwóch krzesłach naprzeciwko siebie. Pomiędzy nimi na stole leżało kilka wydrukowanych zdjęć z wczorajszych przygotowań blogera do nowego wpisu. Zebrał je w kupę i odsunął na bok. Dopiero teraz skojarzył obecność dwóch mężczyzn z teorią o mordercy. Wizyta nagle wydała się bardziej interesująca. Pozostało tylko jedno pytanie: jak oni go znaleźli? Po nazwisku nie mogli, z wpisów na pewno się nie domyślili. Ach tak, Marek. To musiał być Marek. Całkiem sprytny spec od zabezpieczeń, dostawca internetu, no i człowiek, którego Wiktor uchronił przed więzieniem. Udało mu się przekonać policję, że narkotyki znalezione w mieszkaniu Marka znalazły się tam przypadkowo. Wystarczyło znaleźć słabość jednego z policjantów do alkoholu i wykazać, że tamtego dnia mógł przebywać pod wpływem. Komenda nie chciała upubliczniać tej wiadomości, więc wszystko rozeszło się po kościach. Wiktor wykorzystał wdzięczność Marka w celu zapewnienia sobie anonimowości. Dzięki temu mógł pisać odważniej oraz poruszać popularniejsze tematy. I nikt mu w tym nie przeszkadzał. Do teraz.
WWWJakiś policjant, zdecydowanie z tych ważniejszych, siedział w jego salonie. Towarzysz tegoż policjanta, nie dość, że nie odezwał się ani słowem, to jeszcze chodził po całym korytarzu i lustrował wszystko, co było na wierzchu. Dość interesująca, choć również irytująca sytuacja. Nie dość, że obudzili go z samego rana, to jeszcze zapewne będą chcieli wprowadzić w świat, który Wiktor wolał oglądać od zewnątrz.
WWW– Przyszliśmy w sprawie wczorajszego wpisu – oznajmił aspirant.
WWWW zasadzie nie musiał nic mówić. Miał wszystko wypisane na twarzy, a czego nie miał, Wiktor mógł się domyślić.
WWW– Chcecie, żebym nie straszył społeczeństwa? – zapytał. – Czyli potwierdza pan, panie aspirancie, że moja teoria jest prawdziwa? Morderca zostawił jakiś sład, którego nie ujawniliście do prasy? Hmm?
WWWNachylił się nad stół, ale Obrocki pozostał niewzruszony. Ewidentnie widać było, że usiłuje się kontrolować. Nie chce zbyt dużo zdradzać, albo za bardzo się spoufalać.
WWW– Kawa na ławę, panie Ignasiak. Skąd wziął pan wczorajsze informacje umieszczone na blogu? – Aspirant przybrał znacznie poważniejszą minę. – Sprawa jest bardzo poważna, potrzebuję szczerej odpowiedzi. Inaczej będę zmuszony odprowadzić pana na komendę.
WWWOho, zaczęło się. Taka delikatna groźba na początek, żeby zmotywować podejrzanego. Jeden z wielu powodów, dla których Wiktor wolał nie zbliżać się do policji.
WWW– Jak będzie? – naciskał zniecierpliwiony aspirant.
WWWPołożył prawą dłoń na stole i zaczął stukać palcem wskazującym. Musiał być leworęczny. Drugą dłoń wciąż trzymał na wysokości pasa. Zawsze gotowy do wyciągnięcia broni. Nawet jeżeli rozmawia z zupełnie niegroźnym blogerem, który może sprawiać wrażenie szybkiego i niebezpiecznego jedynie za sprawą szczupłej sylwetki.
WWWChwilę ciszy przerwał odgłos gryzienia jabłka. Wiktor spojrzał w stronę kuchni, Obrocki również natychmiast się odwrócił. Krępy mężczyzna właśnie zjadał ostatni owoc w mieszkaniu.
WWW– Ach, gdzie moje maniery – zorientował się, kierując swoje siermiężne kroki w stronę gospodarza. Przełożył jabłko do lewej dłoni, a prawą wyciągnął przed siebie. – Grzegorz.
WWW– Wiktor... – Spojrzał raz na jednego, raz na drugiego. Kawa na ławę? Sami tego chcieli. – Sprawa musi być dla was bardzo ważna, skoro przyszliście z samego rana. Właściwie to jest już po dziewiątej, więc pewnie od dwóch godzin świeżbiło was, żeby do mnie wpaść, ale dowiedzieliście się od Marka, że nie należę do rannych ptaszków. Chcecie, żebym czuł się komfortowo. No i jeszcze nie zabraliście mnie na komendę. – Oparł się wygodniej. – No, no. Jestem zaintrygowany.
WWWObrocki lekko zmrużył oczy i spojrzał na swojego towarzysza.
WWW– Mówiłem, że Kryminolog jest niezły – stwierdził Grzegorz.
WWW– A pan... Znaczy ty, kim jesteś? – spytał Wiktor. – Bo raczej nie z policji.
WWWAdresat ponownie szczerze się uśmiechnął i odpowiedział:
WWW– W przeciwieństwie do pana aspiranta, ja nie lubię ułatwiać innym zadania. Może się domyślisz? No dalej! Ale ostrzegam: nie jestem łatwy do rozgryzienia.
WWWWiktor lubił wyzwania, ale nie wtedy, kiedy był niewyspany. Ponieważ jednak Grzegorz nie zamierzał się zwierzać, a tak wyczekiwane, nowe informacje odnośnie mordercy siedziały na krześle obok, postanowił zagrać w tę grę.
WWWObejrzał go od góry do dołu. Niski, niewiele ponad metr sześćdziesiąt. Lekka łysina, chociaż miał niewiele ponad trzydzieści lat, trochę mniej od Obrockiego. Dosyć krępy, pewnie ważył około siedemdziesięciu kilogramów. Koszula w kratę, jeansy, okulary. Chciał sprawiać wrażenie kogoś, kim nie jest. Kreował się na informatyka, ewentualnie jakiegoś innego pracownika biurowego, ale jego sposób kreacji był zbyt oczywisty, by zadziałał na Wiktora. Pozostawił śnieżnobiałe, proste zęby, zadbaną twarz i dyplomatyczny, obyty ton głosu. Ten człowiek dużo w swoim życiu widział, wiele miejsc odwiedził...
WWW– Kimkolwiek jesteś, nie należysz do biednych – stwierdził Wiktor. – Raczej też nie sądzę, żebyś miał bogatych rodziców. Do wszystkiego doszedłeś sam. Jakaś firma... Nie, czekaj. Inwestycje. Coś, co się bardzo opłacało parę lat temu. Portale internetowe? Nie, nie, coś bardziej namacalnego... Mam! – Klasnął w dłonie. Aspirant drgnął w gotowości, ale broni nie wyciągnął. – Transport krajowy i zagraniczny. Przewóz ludzi i towarów. Tanie linie lotnicze, tanie busy, pociągi, chociaż te to nie w Polsce. – Zmarszczył brwi. – Grzegorz, mówisz? Grzegorz Karcewicz?
WWWAdresat pokiwał głową i zaczął powoli bić brawo. Co było nie lada sztuką zważywszy, że wciąż trzymał nadgryzione jabłko.
WWW– Milioner w wieku dwudziestu czterech lat multimilioner trzy lata później, ale od tamtego czasu nie pokazuje się publicznie. I teraz nagle ląduje w moim mieszkaniu, razem z policjantem, by wyjaśnić sprawę jakiegoś wczorajszego wpisu na blogu. No, no... Czy już wspominałem wcześniej, że jestem zaciekawiony?
WWWTrzydziestotrzyletni multimilioner podszedł do okna, zagryzając jabłko. Widok z drugiego piętra na kilka drzew i chodnik chyba mu się spodobał, ponieważ nie potrafił oderwać od niego wzroku. Albo dawał znać aspirantowi, że powinien coś powiedzieć. Obrocki westchnął i zwrócił się do Wiktora:
WWW– Dobra, koniec tej zabawy. Według pana Karcewicza... – Grzegorz rzucił mu groźne spojrzenie. – Znaczy Grzegorza, do wszystkich wniosków z tego wpisu doszedł pan samemu. Jakoś niełatwo mi w to uwierzyć. Kto był źródłem przecieku? Ktoś z policji? Bo połowy z tych informacji nie wyjawialiśmy prasie.
WWW– Wystarczyło przejrzeć zdjęcia. – Gospodarz wzruszył ramionami. – Nic nadzwyczajnego.
Aspirant sięgnął do stosu fotografii, które Wiktor wcześniej przesunął na bok, i zaczął je przeglądać. Po chwili wyciągnął jedno, z ósmego kwietnia. Pokazany był tam parterowy dom z charakterystycznym dzwonkiem do drzwi. Na schodach siedział załamany kolega ofiary, który odnalazł ciało. Gdzieś w tle dwóch policjantów oglądało jedno z okien.
WWW– Tu na przykład – powiedział Obrocki, stukając palcem w zdjęcie. – To jest bodaj jedyne zdjęcie, jakie wypuściliśmy do prasy. Komentarz był bardzo krótki, że ofiarą jest trzydziestopięcioletni kawaler, odnalazł go kolega z pracy, a przyczyny śmierci są wciąż niewyjaśnione. Skąd więc teoria o morderstwie i zmasakrowanym ciele?
WWW– A trafiłem? – zapytał Wiktor.
WWW– Tak. Albo mi pan teraz wyjaśni w jaki sposób, albo udamy się na komendę.
WWWGospodarz westchnął i zabrał od niego zdjęcie. Położył je na stole, po czym wskazał na postać kolegi ofiary.
WWW– Dobrze dobrany garnitur, lekko poluzowany krawat, błyszczące buty – wyliczył. – Po powiększeniu też widać, że nosi obrączkę. Zadowolony z życia facet, najpewniej jakiś pracownik biurowy wyższego szczebla, może ubezpieczyciel. W swoim wieku i pracy widział już niejedno załamanie nerwowe. Samobójstwo ofiary na pewno nie wywołałoby u niego tej bladej twarzy, zmęczonych oczu i pustego spojrzenia. Poza tym policja, jak pan aspirant już wspomniał, ujawniła, że mężczyzna zmarł z niewyjaśnionych przyczyn. Widać, że coś ukrywają, czyli samobójstwo odpada. Co więc spowodowało taką minę na jego twarzy?
WWW– Wybebeszone ciało kolegi! – dokończył Grzegorz, podchodząc do stołu. – Dobry jesteś!
WWW– W porządku, jestem skłonny uwierzyć takim wyjaśnieniom – przyznał aspirant – ale pozostaje jedno zasadnicze pytanie. Jakim cudem połączył pan te wszystkie ofiary? Frustracją? – Prychnął. – Bądźmy poważni.
WWWSpojrzał na Wiktora przeszywającym wzrokiem. Niepokojące było, że ten człowiek właściwie nie spoglądał nigdzie indziej. Cały czas na rozmówcę, bez najmniejszej nawet przerwy. Gdy dodać do tego niecierpliwe stukanie palcem, wychodzi całkiem przyzwoity sposób przeprowadzania przesłuchań. Obrocki musiał być doświadczonym detektywem.
WWW– Taka jest moja wersja – odparł bloger. – Uwierzy pan, albo nie, ale to prawda. Natomiast ciekawi mnie, jaka jest wasza wersja. Co tak naprawdę połączyło te cztery morderstwa? Czego nie ujawniliście do wiadomości publicznej? No dalej, przecież chyba po to przyszliście?
WWWWidać było, że aspirant się waha. W przeciwieństwie do swojego kompana, który właśnie zajął trzecie krzesło przy stole, pomiędzy pozostałą dwójką. Znacznie spoważniał, kiedy spoglądało się na niego z bliska.
WWW– Frustracja jest bardzo ciekawą teorią – przyznał Grzegorz Karcewicz. – My natomiast mamy coś solidniejszego, namacalnego. Coś, co naprawdę łączyło wszystkie ofiary. Lubisz zgadywać, więc proszę, zgaduj.
WWWChoć aspirant chciał zaprotestować, Grzegorz skinięciem głowy poprosił go o zaniechanie. Między nimi dwoma istniał jakiś związek, wymuszający pewne ustępstwa ze strony Obrockiego. Warto byłoby się zastanowić nad tym później.
WWWTeraz Wiktor musiał odkryć klucz, według którego postępował seryjny morderca. Cztery śmierci, różne zakątki kraju. Ogólna frustracja ofiar pasuje, ale co tak naprawdę mogło je połączyć? Zapisali się do jakiegoś gangu, może sekty? O ile do młodszych by jeszcze pasowało, to stateczny prawnik na pewno tutaj odpada. Inna działalność przestępcza? Może przemyt? Tak! To mogłoby się zgadzać. Żądni przygód frustraci poszukują czegoś, co zapewni im adrenalinę. Im bardziej wbrew prawu, tym lepiej. Nawet prawnik dobrze tu się wpisuje – całe życie w zgodzie z zasadami, więc raz chciał się wyłamać. Kiepsko na tym wyszedł.
WWWNiespodziewani goście czekali na odpowiedź. To musiało być czymś w rodzaju testu, być może ostatecznego. A Wiktor lubił udowadniać innym, że co nieco potrafi.
WWW– Przemyt – powiedział dumnie, opierając się na krześle i splatając ręce na wysokości klatki piersiowej.
WWWIch reakcja nie była tak intensywna, jak się spodziewał. Delikatnie pokiwali głowami, spojrzeli po sobie, aspirant wzruszył jednym ramieniem. Chyba oczekiwali czegoś więcej. Gospodarz uniósł brwi, by ponaglić ich reakcję.
WWW– Blisko, całkiem blisko – przyznał Grzegorz, kręcąc otwartą dłonią w powietrzu.
WWW– Problem polega na tym, że oni sami nie wiedzieli, jaki zawód wykonują – uzupełnił aspirant. Dopiero teraz ton jego głosu przybrał charakterystyczne dla mundurowych brzmienie. Stonowane, pouczające. – Każda z tych osób wybrała się kilka tygodni przed śmiercią na Ukrainę. Cel wycieczki był prosty: zrobić sobie operację plastyczną za niewygórowaną cenę.
WWWOperacja plastyczna! Wiktor z wrażenia aż pacnął się w czoło. Jak mógł to przegapić? Sfrustrowani ludzie, szukający zmian, pragnący czegoś nowego. To takie oczywiste.
WWW– Przebywali we Lwowie, chociaż nigdy się nie spotkali – ciągnął aspirant, nie zważając na pacnięcie. – Wiemy, że trafili do tej samej przychodni, prowadzonej nawiasem mówiąc przez Polaków.
WWWGospodarz machnął ręką.
WWW– Czyli macie winnych – stwierdził. – Wystarczy pojechać na Ukrainę i zgarnąć ekipę. Któryś z nich na pewno jest mordercą.
WWW– Nie tak łatwo – wtrącił Grzegorz. – Byliśmy na Ukrainie dwa dni temu, jeszcze przed ostatnim morderstwem. Nasi winni uciekli w popłochu.
WWW– Dowiedzieli się, że wpadliście na ich trop, więc uciekli. – Bloger spojrzał po ich twarzach. Po raz kolejny spoważniały. – Mylę się?
WWW– Tak – tryumfalnie przyznał aspirant. – Mówiąc uciekli w popłochu, pan Karce... Grzegorz, miał na myśli, że morderca zagraża również im. Zostawili za sobą porozrzucane pieniądze, łącznie z sześćdziesiąt tysięcy euro. Sprawca wpadł na trop żyły złota.
WWW– Zaraz, zaraz, chwila, czegoś tu nie rozumiem – wyznał Wiktor. – Jakiej żyły złota? Prędzej powiedziałbym, że klienci widzieli na Ukrainie coś, czego nie powinni, więc musieli zostać uciszeni. Nie widzę żadnej możliwości zarobkowej.
WWW– OK, postaram się jak najprościej. – Obrocki wyraźnie cieszył się chwilą. – Grupa lekarzy z Polski zakłada biznes na Ukrainie. Omijają podatki, restrykcyjne prawo. Kontaktują się z lokalnymi politykami, żeby nikt im nie przeszkadzał w działalności. A na czym polega działalność? Nie samym robieniu operacji, o nie. Przemyt.
WWW– Chce pan powiedzieć, że... Zrobiło mi się trochę niedobrze.
WWWAspirant wyszczerzył zęby.
WWW– Niczego nieświadomi klienci decydują się na poprawę swoich ciał, podczas gdy nasza grupa wykorzystuje ten fakt do wszczepienia kilku dodatkowych elementów. Najpewniej kamieni szlachetnych. Towar ląduje na terytorium Unii Europejskiej bez żadnych przeszkód. Wystarczy tylko przyjść, uśpić byłych klientów i zabrać co nieco. Przecież nie zadzwonią na policję, żeby się poskarżyć, skoro właśnie skorzystali z usług takich typów spod ciemnej gwiazdy.
WWW– Tylko po drodze coś poszło nie tak – dodał Grzegorz. – Jeden ze współpracowników postanowił zachować wszystko dla siebie. Wykiwał swoich kumpli, zmuszając ich do ucieczki. Pam, pam! – Zaczął udawać, że strzela do szklanek. – Bestia została uwolniona. I poluje na zamieszanych w sprawę.
WWW– A na dodatek jego potencjalnymi ofiarami mogą być jedne z najbardziej znanych nazwisk w środowisku lekarskim – uzupełnił aspirant. – W końcu niegłupi ludzie robili sobie u nich operacje.
WWWGospodarz zagryzł dolną wargę. Miał pewną uwagę, którą pozostali być może przeoczyli:
WWW– Czytałem trochę o podobnych mordercach. Potrafią wpaść w szał i po jakimś czasie przestać. Ale kiedy mają dobrą motywację: pieniądze, zemsta, wtedy robi się naprawdę niebezpiecznie. Dla każdego, kto wejdzie im w drogę.
WWWAspirant pokiwał głową. Zupełnie tak, jakby chciał powiedzieć, że rozumie obawy Wiktora. Choć tak naprawdę bardzo się cieszył z jego strachu.
WWW– Zrozumiemy, jeżeli odmówisz współpracy – zapewnił.
WWW– O nie, ten temat jest zbyt ciekawy, żebym go puścił. Poza tym... – Rzucił krótkie spojrzenie Grzegorzowi. – Skoro sprawił, że najmłodszy emeryt w Polsce postanowił rzucić swoje spokojne życie, jak ja mógłbym odmówić?
WWWKarcewicz skinął. On również nie mógłby zrozumieć ewentualnej odmowy.

_____________________________________________________________

To pierwszy rozdział dłuższej historii o trzech współpracownikach oraz pokręconej zagadce kryminalnej. No i właśnie powyższy fragment wydaje mi się... trochę sztampowy i trochę nijaki. Na dodatek momentami sztywny. Teraz szukam czegoś, czego tutaj brakuje. Liczę na wasze rady :)
Ostatnio zmieniony śr 11 cze 2014, 15:45 przez Zoraj, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Niespodziewani goście

2
Codzienne wpisy z interesującymi teoriami na temat aktualnych zagadek kryminalnych przyciągały rosnące grono czytelników.
Nagromadzenie przymiotników tworzy wyliczankę rodem z reklamy.
Rozwiązywanie zagadek, samemu będąc jedną z nich, przy okazji zarabiając ekwiwalent solidnej pensji – czego więcej mógł dwudziestoparolatek chcieć?
Niefortunnie zbudowane jest to zdanie. ;)
Dwudziesty ósmy marca. Młoda kobieta zostaje znaleziona martwa w swoim mieszkaniu. Żadnych śladów włamania, bójki, kłótni, czegokolwiek.
Żadnych śladów czegokolwiek? :P W dialogu możesz tak rzucić, ale tutaj nie pasuje.
Szósty kwietnia. Znany i szanowany prawnik zostaje zamordowany w swoim biurze. Spośród wielu jego wrogów nie ustalono jeszcze tego, który życzyłby mu śmierci.
Dość niefortunny szyk.
Wczoraj, ósmy kwietnia. Trzydziestopięcioletni kawaler zabity nad rankiem we własnym domu.
Rankiem lub nad ranem.
Ciało znalazł kolega, z którym codziennie wspólnie jeździli do biura. Wyraźnie zmasakrowane, należy dodać.
"Codziennie, wspólnie" zgrzyta koło siebie. I czy to w ogóle istotna informacja, że jeździli razem do biura? Lepiej ją wyrzuć, bo zaburza płynność tekstu. Chyba, że w zestawieniu z "kawalerem" ma coś sugerować ;)
Oczywiście tego faktu policja nie chciała ujawnić do wiadomości publicznej.
Ujawnić lub podać do wiadomości publicznej.

W całej tej wyliczance: mieszanka stylu reporterskiego z potocznym ("z tych na receptę", "należy dodać" itd.). Moim zdaniem to nie gra. Albo, albo. A jak chcesz mieszać, to mieszaj porządnie, najlepiej z humorem.
Pozornie, cztery powyższe morderstwa nie są ze sobą powiązane. Wydarzyły się w czterech różnych województwach, dotyczą czterech różnych osób...
Ciężko byłoby cztery razy zamordować tę samą osobę :)) A jeżeli "dotyczyły" w szerszym sensie, to na pewno większej ilości osób. Chciałeś napisać, że ofiar nic nie łączy (pozornie), ale lepiej znaleźć inny sposób.
Do tego problemy finansowe i zdrowotne.
Skrót myślowy, ok w dialogu, jako notatka, zapisek, nie na "blogu".

Ofiara druga – młody ojciec skłócony z żoną, czujący ciężar tych wszystkich obowiązków, jakie wciąż jeszcze przed nim.
Zbyt potocznie.
Nasze ofiary, chcąc zmienić coś w swoich życiach, wpakowały się w niezłe tarapaty.
mhmhmh....
Ciekawe, czy i tym razem wywoła jakąś reakcję ze strony władz?
Wcześniej też było: "jakiegoś dowodu", "jakąś przygodę", dalej "jakieś słowa", "jakiś mężczyzna". Wszystkie te "jakiś, jakaś, jakieś" do wywalenia.

Po drodze złapał szlafrok, by choć trochę przykryć swoją niewybudzoną osobę.


Przykryć swoją osobę - zęby mnie bolą od takich zwrotów.
Za drzwiami stał jakiś mężczyzna w średnim wieku. Skórzana kurtka, delikatny zarost, zniecierpliwione spojrzenie, obrączka na palcu - żonaty.
Oho! Nawet wyrwany ze snu, umysł pracuje na pełnych obrotach. Ale "żonaty" wywal.
– Głupi ja niewyspany – mruknął Wiktor. Nie miał wyjścia, musiał otworzyć.
Musiał, nie musiał, ten kawałek akurat fajny :) Tylko brak przecinka po "ja".

Zebrał je w kupę i odsunął na bok. Dopiero teraz skojarzył obecność dwóch mężczyzn z teorią o mordercy.


Rozumiem, że dopiero się obudził, ale no.... poważnie?
Sprawa musi być dla was bardzo ważna, skoro przyszliście z samego rana. Właściwie to jest już po dziewiątej, więc pewnie od dwóch godzin świeżbiło was, żeby do mnie wpaść, ale dowiedzieliście się od Marka, że nie należę do rannych ptaszków. Chcecie, żebym czuł się komfortowo.
hahaha...
Znacznie spoważniał, kiedy spoglądało się na niego z bliska.
??

No dobrze, dalej robi się naprawdę zabawnie. Im dalej w las, tym weselej :) Akcja się rozkręca. Tylko nad stylem popracuj.

Zatwierdzam weryfikację - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 11 cze 2014, 15:44 przez Sud_Pralad, łącznie zmieniany 1 raz.
„Nie rozumiem, wie pan, jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha!”

„I co to znaczy śmieszny? Cóż z tego, ileż to razy człowiek bywa albo wydaje się śmieszny? A teraz prawie wszyscy zdolni ludzie strasznie się boją śmieszności i w skutek tego są nieszczęśliwi.”

F.D.

3
Wstał, przeciągnął się i ponownie zasiadł przed klawiaturą.
jakie "wstał"?
predzej by się siedząc przeciągnąl.
Trzydziestopięcioletni kawaler zabity nad rankiem we własnym domu
styl - rankiem albo nad ranem.
Ciało znalazł kolega, z którym codziennie wspólnie jeździli do biura.
jeździł.
Ciało znalazł kolega, z którym codziennie wspólnie jeździli do biura. Wyraźnie zmasakrowane, należy dodać. Oczywiście tego faktu policja nie chciała ujawnić do wiadomości publicznej.
1) czy ciało moze być "niewyraźnie zmasakrowane"?
2)zdanie 1 i 2 sa kulawo połączone.
3)"policja nie chciała podac do wiadomosci" albo tylko "ujawnic". <-sud pokazała to samo.
Nasze ofiary, chcąc zmienić coś w swoich życiach,
:-P dobrze, że nie przez rz ;-)
w swoim zyciu.
sud pisze:
Po drodze złapał szlafrok, by choć trochę przykryć swoją niewybudzoną osobę.
Przykryć swoją osobę - zęby mnie bolą od takich zwrotów.
mnie też.
wystarczy "przykryć sie" - swoja niewybudzona osoba jest zupełnie zbędna personifikacją kawałka skóry.
Policjant.
– Głupi ja niewyspany – mruknął Wiktor. Nie miał wyjścia, musiał otworzyć.
nie, nie musiał. procedury policyjne mówia, ze policja musi miec nakaz, jak nie ma, mozesz spokojnie gliniarza zostawić pod drzwiami, włożyc stopery w uszy i iśc spac.
Niespodziewany gość wyglądał na zaskoczonego. (...) Z lekko otwartymi ustami i zaciśniętymi zębami prezentował się komicznie oraz groźnie zarazem.
jakies brednie wypisujesz - jak był zaskoczony, to mial otwarta buzię, więc cieżko w takim wypadku zeby zaciskac. nie mówię, ze jest to niemozliwe, ale zasadniczo zaskoczenie nie sprzyja zaciskaniu zebów.
o wyglądzie całkowitego przeciwieństwa Obrockiego.
o jaaa, ale cudo :-) jak to bedzie na polski, bo też jestem zaspana, dopiero druga kawa, zuepłnie nie jarzę alegorii :-D
Towarzysz tegoż policjanta
jego towarzysz.
pisz prościej, mniej kombinuj.
Drugą dłoń wciąż trzymał na wysokości pasa. Zawsze gotowy do wyciągnięcia broni. Nawet jeżeli rozmawia z zupełnie niegroźnym blogerem, który może sprawiać wrażenie szybkiego i niebezpiecznego jedynie za sprawą szczupłej sylwetki.
pitu pitu :-D
ocena zagrożenia w tym przypadku nie daje podstaw do trzymania łapy w pobliżu broni, szczególnie, ze facet w waskich korytarzach nie miałby gdzie zwiac, a zanim by zdołał otworzyć drzwi, żeby się ewakuowac, policjant zdązyłby na luzie ostrzec, ze bedzie strezlał, oddać strzał ostrzegawczy i wpakowac mu kilka kul w plecy.

uff, dobrze, że masz dialogi, bo ratują text, opisy wychodza ci jak krew z nosa, cieżko się to czyta.
pomysł niezły, kryminaly to nie moja bajka, ale udzie - przydałoby sie nieco wiecej inf dot wiktora, poza tym, ze jest nocnym markiem i mial pierdzielnik na glowie, który ściał.

no i jakos mi sie tłucze nawiazanie do bonda z hale berry, z kliniką na wyspie, diamentami, takie tam.

planujesz wrzucić resztę, w sumie lubie wiedziec, kto zabil ;-D

Zatwierdzam weryfikację - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 11 cze 2014, 15:45 przez ravva, łącznie zmieniany 1 raz.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

4
Dziękuję za uwagi. Bardzo mi się przydadzą, bo wrzuciłem fragment, którego nie potrafiłem poukładać :). Ciągle coś zmieniałem, dodawałem, usuwałem, takie tam. Nie lubię początków.
Tak samo jak nie lubię mojego Wiktora. Obrocki z Karcewiczem wyszli mi znacznie ciekawsi. Muszę nad tym chłopem trochę popracować.
planujesz wrzucić resztę, w sumie lubie wiedziec, kto zabil ;-D
W następnym rozdziale tak skomplikowałem motywy mordercy, że całością poniżej 500k znaków raczej nie zejdę. Wiem, kto zabił i dlaczego - po prostu muszę wyjaśnić wszystko małymi kroczkami. Maraton trwa... ;)

5
A ja przyznam, że nawet myślałam o tym tekście jeszcze dziś i właśnie o tym myślałam, że mimo wszystko bohater wzbudził moją sympatię :)

Podobało mi się, że włosy sciął i o tym myślał idąc drzwi otworzyć :) No i to "głupi ja", jak już wspominałam. Ma pewien cielęcy urok.

Ale ravva ma rację, przydałoby się więcej informacji już na wstępie.

Ten Twój Wiktor nie jest wyraźnie jakiś (do opisania w dwóch słowach) i moim zdaniem to dobrze, dodaje mu realizmu.

Często tak jest w literaturze gatunkowej, że główny bohater, narrator czy postać prowadząca utwór jest takim "człowiekiem bez właściwości", inne postacie to jakieś typy dookreślone (jak Twój Karcewicz z Obrockim), nieco przerysowane, a główny bohater jest bardziej złożony, bardziej realistyczny, czyli trochę taki, trochę siaki, dzięki temu można się z nim utożsamić (w końcu czytelnik - człowiek to nie szablon z powieści).
„Nie rozumiem, wie pan, jak można przechodzić koło drzewa i nie być szczęśliwym, że się je widzi? Rozmawiać z człowiekiem i nie być szczęśliwym, że się go kocha!”

„I co to znaczy śmieszny? Cóż z tego, ileż to razy człowiek bywa albo wydaje się śmieszny? A teraz prawie wszyscy zdolni ludzie strasznie się boją śmieszności i w skutek tego są nieszczęśliwi.”

F.D.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron