Cień rzucany przez słońce padł na ulice, otulił budynki i niczym anioł śmierci zabijał wszystko, co stanęło mu na drodze. Teraz jednak słońce nie świeciło, była ciepła czerwcowa noc. Noc, w czasie której z mroku wysuną się długie ostrza sztyletów.
Schodząc po skrzypiących drewnianych schodach w głąb piwnicy, dwójka młodzieńców oświetlała sobie drogę lampą naftową. Gdzieś nad sufitem słychać było regularne uderzenia młotkiem. Zatrzymali się przed kamienną ściana i spojrzeli na duże skrzynie ułożone jedna na drugiej. Za nimi pojawiło się kilku chłopaków. Najmłodszy z nich mógł mieć około szesnastu lat, reszta wyglądała na skończone osiemnaście. Niosący lampę, położył źródło światła na zimnej podłodze i razem ze swoim kolegą ułożył skrzynie przed sobą. Były to skrzynie z solidnego drewna, przez szpary między deskami wylatywał z nich zapach suchej trawy. Z tyłu ktoś podał łom. Po chwili mocowania się z gwoździami kilka sztuk pistoletów maszynowych Bergmana ujrzało światło dzienne. Starannie oczyszczono je z siana, którym były obłożone i rozdano zgromadzonym. W drugim pojemniku były trzy mausery.
- Karabiny dajcie najlepszym strzelcom. Będą nas osłaniać z góry.
Skrzynia trzecia była wypełniona amunicją do obu typów broni. Ją również rozdano w miarę po równo.
- żywcem nas Himmler nie weźmie – powiedział najmłodszy, wsadzając magazynek do gniazda.
Cała grupa zostawiła puste skrzynie i wyszła spowrotem na górę, dzierżąc broń w ręku. Przed drzwiami frontowymi stał jeszcze jeden ich towarzysz, właśnie kończył zabijać je deskami.
Wszyscy bez słowa weszli do podłużnego pomieszczenia z dwoma rzędami łóżek. Panował tam niezwykły porządek. łóżka były starannie zaścielone, pościel była tak napięta i gładka, jakby przed chwilą wyszła spod prasy parowej. Na niektórych szafkach obok łóżek stały zdjęcia najbliższej rodziny właściciela. Ojciec, matka rodzeństwo. Z jednej szuflady wystawały koraliki różańca. Na łóżku przy samych drzwiach leżał blady blondyn. Kaszlał co chwila, ktoś podał mu tabletki do popicia.
- Nic się nie bój – starano się go pocieszyć. Chory z zazdrością patrzył na uzbrojonych towarzyszy.
- Przebierzmy się – rzucił ktoś.
Po niespełna minucie wszyscy stali już w wyprasowanych mundurach kadetów SA.
Na drugim końcu pokoju stał stolik nakryty obrusem. Na nim ukrzyżowany Chrystus i zdjęcie Ernesta Rohma, ich przywódcy. Wyżej, na ścianie wisiał portret niedoszłego malarza, kawalera Krzyża żelaznego, Adolfa Hitlera. Najstarszy z chłopców, odłożył broni, podszedł do stolika, najpierw spojrzał na krzyż, potem na swojego komendanta i wreszcie na Fuhrera. Na nim wzrok zatrzymał dłużej, jakby się do niego modlił. Ty, który uwolniłeś zniewolonych, zdeptałeś depczących nas, ocal nas. Głupiec, nie wiedział, że Hitler właśnie teraz jest obecny przy aresztowaniu Ernesta Rohma.
- Jadą tu. – Uzbrojony w karabin obserwował ulicę zza zasłon.
Wszyscy spojrzeli na pokój, w którym spędzali noce, potem na siebie nawzajem.
- Wychodzimy na ulicę, ukrytym wyjściem z piwnicy, tylko szybko.
Tej nocy nie paliły się uliczne latarnie. Jedynie reflektory dwóch ciężarówek rozpraszały mrok. Pojazdy wolno sunęły po brukowanej drodze wśród ponurych kamienic, sterczących nad ziemią jak mury gotyckiego zamku, wyglądających niczym trupie czaszki szczerzące zęby. Ciężarówki zatrzymały się, blokując wszerz całą ulicę. Wyskoczyły z nich szeregi żołnierzy SS. Porucznik Adolf Gutman, z wiarą w swoich ludzi i z błogosławieństwem Henricha Himmlera przystąpił do wykonania zadania. Stanął przed nim jeden z jego podwładnych.
- Herr, to jeszcze dzieci.
Gutman zwężył źrenice, jakby chciał zgnieść w nich żołnierza. Ten przestraszył się i natychmiast dodał:
- Przepraszam.
- Brać się do roboty, wejść do tego budynku! – Gutman wskazał ręką drzwi frontowe do kamienicy, gdzie mieściły się kwatery przyszłych SA-manów. Gdy członkowie sztafety ochronnej zbliżyli się do schodów, z górnych pięter padły trzy strzały. Dwóch żołnierzy upadło twarzą na ziemię, a Gutman cudem uniknął kuli. Cała reszta błyskawicznie odstąpiła od szturmu i schowała się za samochodami. Z trzeciego piętra spadł granat, niebezpiecznie blisko pojazdów. Huk wstrząsnął powietrzem, feerie świateł zajaśniały w ciemności, a odłamki zostały rozrzucone po okolicy. Gutman słyszał powietrze uciekające z rozszarpanej opony. Dokładnie w tym momencie grupka chłopców, korzystając z zamieszania jakie wywołał wybuch, przebiegła od rogu budynku do sklepu z rozbitą witryną. Sklep ten stał opustoszały odkąd jego właściciel, żyd, opuścił Niemcy po wydarzeniach w Norymbergii. Teraz ten przybytek posłuży jako punkt dramatycznej obrony, miejsce, w którym ci chłopcy będą odwlekać nieuniknione- śmierć. Nastała chwila milczenia. Przerwała ja seria z pistoletu maszynowego. Kule uderzyły w karoserie ciężarówki.
- Drzwi do budynku są zaminowane! – ktoś krzyknął w kierunku SS-manów.
To nie była prawda, chłopcy chcieli jak najdłużej chronić swoich snajperów na górnych piętrach. Adolf Gutman wolał nie ryzykować. Jeden z jego żołnierzy nieopatrznie wychylił się zza osłony. Rozległ się silny wystrzał karabinowego naboju, zaraz po nim dźwięk broni upuszczanej na brukowany chodnik.
- Skończcie to! – wywołał ich Gutman.
Nie chcieli słyszeć jego słów. Co jakiś czas wychylali się i strzelali w stronę wroga. Bezskutecznie. Przyjechały następne dwie ciężarówki. Trójce strzelców w oknach skończyła się amunicja. Zabarykadowanym w sklepie również zabrakło magazynków. Ogień ustał i przez długi czas panowała cisza. Gutman domyślił się, że już nie mają czym strzelać. Nakazał swoim ludziom wziąć ich szturmem.
W tym samym czasie, gdzieś daleko stał przed plutonem egzekucyjnym Ernest Rohm. Ernest Rohm, przez lata wierny Hitlerowi, teraz płacił cenę za chęć stania się bardziej niezależnym. A jego ludzie w stolicy, bezbronni, podjęli walkę. Wróg miał ołów, oni gołe pięści. ściany dawnego żydowskiego sklepu stały się świadkiem masakry i najwyższego aktu odwagi. SS-mani wpadli do pomieszczenia i zaczęli strzelać, nierzadko ładując po kilka kul w głowy, tak, że tylko przemielona miazga z nich zostawała. Najmłodszy kadet SA widząc przed sobą lufę, schwycił ją i odciągnął na bok. Kopnął napastnika w krocze. Potem począł ból na skroni i obraz zszedł mu z oczu.
Rozmazane kontury nabierały kształtów, a pulsujący ból głowy stawał się coraz mocniejszy. Chwiał się przez chwile na nogach, jak świerk miotany wichurami, aż w końcu złapał równowagę. Przeżył. W skroń wbiła mu się drzazga z kolby, która oberwał. Po jego lewej stronie stało trzech strzelców, którzy jeszcze przed kilkoma minutami osłaniali ich z góry. Po prawej, z trudem utrzymując się na nogach, tkwił jego chory towarzysz, ten, którego obiecali sobie bronić. Blady i wychudły, wyczerpany tak, że zaraz straci przytomność. Wszyscy stali w jednym szeregu. Przed nimi, jak mur między niebem z ziemią sterczał szereg SS-manów. Z boku Gutman. Naboje tkwiły w lufach, czekając na odpalenie. Gutman otworzył usta. Promienie słońca odbite przez księżyc padły na podwórko między kamienicami. Czerwcowe kwiaty rosnące w dawnej piaskownicy zniżyły kielichy ku dołowi, jakby chciały się odwrócić od widoku. Wszyscy pozostali zginęli, bronili się do końca. Przechodniu idź do Reichstagu i powiedz, że tu leżymy wierni prawom SA.
- Heil Hitler! – ryknęło pięć gardeł w chwili, w której drgnęły spusty. Nawet chory zdobył się na krzyk. Do końca wierni temu, który skazał ich na śmierć. Strużki krwi rozpłynęły się po podwórku i wsiąkły w ziemię.
Ulicą jechał wolno czarny samochód. Na tylnim siedzeniu obitym luksusowym czerwonym materiałem siedział on, arcykat Henrich Himmler. Nie patrzył w kierunku, w którym dokonywano egzekucji. Wiedział, że jego żołądek może widoku nie wytrzymać i zmusi go do zwrócenia kolacji. Gdy przez otwartą szybę do wnętrza wpadło hitlerowskie pozdrowienie, ostatnie słowa zabijanych chłopców, Himmler rozszerzył usta w niemiłym uśmiechu. Po tej nocy wszystko będzie należeć do niego.
2
Straszny patos i w ogóle ;o
OK, czuć klimat w powietrzu, czyta się i lekko i zwiewnie. Uderza mnie tylko za nadto wyeksponowany melodramatyzm, który, moim zdaniem, psuje deczko efekt. Ale w porządku, to po prostu taki styl i tak miało być. W tym opowiadaniu. I tak dalej.
Ogólnie podobało się. Za
OK, czuć klimat w powietrzu, czyta się i lekko i zwiewnie. Uderza mnie tylko za nadto wyeksponowany melodramatyzm, który, moim zdaniem, psuje deczko efekt. Ale w porządku, to po prostu taki styl i tak miało być. W tym opowiadaniu. I tak dalej.
Ogólnie podobało się. Za

HADRET'S.BLOG || UNIVERSUM || LAST.FM || deviantART
3
Przy pisaniu tego tekstu popełniłem straszny błąd i chciałbym go teraz zweryfikować:
To wydarzenie, czyli krzyształowa noc miało miejsce kilka lat po rozprawieniu się z SA. Przepraszam wszystkich tych, którym to przeszkadza, wszak błąd to okrutny dla kogoś kto choć trochę zna historię. Po prostu dałem się ponieść natchnieniu i nie zwracałem uwagi na prawdę historyczną.
Dzięki Hadret za ocenę.
Sklep ten stał opustoszały odkąd jego właściciel, żyd, opuścił Niemcy po wydarzeniach w Norymbergii.
To wydarzenie, czyli krzyształowa noc miało miejsce kilka lat po rozprawieniu się z SA. Przepraszam wszystkich tych, którym to przeszkadza, wszak błąd to okrutny dla kogoś kto choć trochę zna historię. Po prostu dałem się ponieść natchnieniu i nie zwracałem uwagi na prawdę historyczną.
Dzięki Hadret za ocenę.
4
- Niepotrzebne powtórzenieułożył skrzynie przed sobą. Były to skrzynie z solidnego drewna
- Po co to " z nich"? Jakoś nie pasuje mi ten zwrot "wylatywał.Były to skrzynie z solidnego drewna, przez szpary między deskami wylatywał z nich zapach suchej trawy
- kocham te karabinymausery
- To pokazuje jaką czcią otaczano swych dowódzców w III rzeszybłogosławieństwem Henricha Himmlera
- Hm, dziwnie mi to brzmi. Chyba dlatego, że ja nie potrafię zwężyć żrenic, co najwyżej zmarszczyć brwii.Gutman zwężył źrenice
- Feeria jest to jak wiesz bogactwo i różnorodność mieniących się barw, pulsujących świateł lub wibrujących dźwięków, więc nie jestem pewien czy koniecznym było użycie słowa "świateł"feerie świateł zajaśniały w ciemności,
- Zbyt kolokwialnie brzmi mi ta miazgaładując po kilka kul w głowy, tak, że tylko przemielona miazga z nich zostawała
- To mi się spodobałoCzerwcowe kwiaty rosnące w dawnej piaskownicy zniżyły kielichy ku dołowi, jakby chciały się odwrócić od widoku...
Lubię historie traktujące o prawdziwych wydarzeniach, a przynajmniej mające je w tle. Tak więc Twoje op, musiało mi się podobać.
Pomysł:4
Styl:4-
Przeczytałem jednym tchem, lecz zdarzały się zgrzyty.
Schematyczność:3+
Błędy: -
Ocena ogólna: 4
Jestem na tak, nawet biorąc pod uwagę błąd, który sprostowałeś w poście. :wink:
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
5
Nie wiem, może to tylko ja, ale czasami, dla dobra tworu, skłonny jestem przymrużyć oko na prawdę historyczną, byleby trzymało się to wszystko kupy. W tym wypadku noc kryształowa dodaje tylko autentyzmu, pomimo, że miała miejsce w innym czasie. Ale to tylko taka dygresja 

HADRET'S.BLOG || UNIVERSUM || LAST.FM || deviantART
6
Pomysł: 3
Dla mnie to kompletnie nic specjalnego, wydaje mi się, że takich opowiadań jest mnóstwo. Kolejne ofiary wojny, kolejni żołnierze ślepo oddani swoim dowódcom, kolejne śmierci, kolejne niesprawiedliwości i kolejne skurwysyństwo.
Styl: 4=
Tak ogólnie to poprawnie. No właśnie. Poprawnie. I tylko tyle, bo jakoś nie potrafiłem się wczuć, zbyt to wszystko machinalnie opowiadane, a myślę, że w opowiadaniu takim jak to przydałoby się jakieś głębsze opisy, czy np. poznanie bohaterów, by ich śmierć choć trochę poruszała. Zbyt sucho jak dla mnie, ale poprawnie, jak już mówiłem.
Schematyczność: 2+
Już mówiłem, kolejne opowiadanie wojenne o jednym z najbardziej wytartych schematów - scena umierających żołnierzy, którzy do ostatniej kropli krwi, do ostatniego okrzyku... bla, bla, bla.
Błędy: 4
Skoro sprostowałeś ten błąd, to go nie liczę, chociaż od siebie dodam, że opowiadanie historyczne to opowiadanie historyczne i lepiej, żeby wszystko trzymało się kupy.
Część błędów wskazał Weber, a ja od siebie dodam, że było parę literówek, np.

Ocena ogólna: 3+
Ogólnie to nie wciągnęło mnie, zbyt 'suche' jak na opowiadanie tego typu i zbyt wyświechatana akcja. Styl w porządku. Błędów niewiele. Jestem na tak, ale takie bez przekonania.
Pozdrawiam.
Dla mnie to kompletnie nic specjalnego, wydaje mi się, że takich opowiadań jest mnóstwo. Kolejne ofiary wojny, kolejni żołnierze ślepo oddani swoim dowódcom, kolejne śmierci, kolejne niesprawiedliwości i kolejne skurwysyństwo.
Styl: 4=
Tak ogólnie to poprawnie. No właśnie. Poprawnie. I tylko tyle, bo jakoś nie potrafiłem się wczuć, zbyt to wszystko machinalnie opowiadane, a myślę, że w opowiadaniu takim jak to przydałoby się jakieś głębsze opisy, czy np. poznanie bohaterów, by ich śmierć choć trochę poruszała. Zbyt sucho jak dla mnie, ale poprawnie, jak już mówiłem.
Schematyczność: 2+
Już mówiłem, kolejne opowiadanie wojenne o jednym z najbardziej wytartych schematów - scena umierających żołnierzy, którzy do ostatniej kropli krwi, do ostatniego okrzyku... bla, bla, bla.
Błędy: 4
Skoro sprostowałeś ten błąd, to go nie liczę, chociaż od siebie dodam, że opowiadanie historyczne to opowiadanie historyczne i lepiej, żeby wszystko trzymało się kupy.
Część błędów wskazał Weber, a ja od siebie dodam, że było parę literówek, np.
brońodłożył broni
jąchwila milczenia. Przerwała ja
chwilęprzez chwile
To nie jest błąd, ale jakoś w oczy mnie kole. Kiedy to przeczytałem, skojarzyło mi się z jakimś średniowieczem, czy coś. Wiem, że to tylko porównanie, ale celniejsze by było coś z bronią palną, kulami, nie wiem. Dobra, niepotrzebne skreślić, czepiam się bez powodu.Noc, w czasie której z mroku wysuną się długie ostrza sztyletów.
bez przecinkaNiosący lampę, położył źródło światła na zimnej podłodze i razem ze swoim kolegą ułożył skrzynie przed sobą.
Pierwsza zasada pisarza: Największe badassy ZAWSZE cudem unikają kuli.a Gutman cudem uniknął kuli.

Ocena ogólna: 3+
Ogólnie to nie wciągnęło mnie, zbyt 'suche' jak na opowiadanie tego typu i zbyt wyświechatana akcja. Styl w porządku. Błędów niewiele. Jestem na tak, ale takie bez przekonania.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"