
POJAWIAJĄ SIĘ WULGARYZMY
---------------------
Prolog
WWW Dzień był szary, bez słońca, mżył deszcz. Dłużył się czas już od rana. Nigdzie iść ani niczego robić obecnie nie musiał; wreszcie dla zabicia czasu zajął się karabinem.
WWWW otwartych drzwiach balkonowych rozłożył znalezione w budynku gazety, usiadł na nich i rozebrał automat. To nic, że na ulicy wiało – lubił wiatr, nawet ten przesycony mżawką był przyjemny. W zasięgu ręki leżała na podłodze paczka papierosów, zapałki obok popielniczki i kilka sucharów.
Był wyspany nawet jak na te warunki, syty... przy dobrze znanej czynności czas mijał szybko.
WWWBył w doskonałym nastroju.
WWWNie musiał nigdzie się śpieszyć. Nastawił zakurzony patefon. Pogwizdując w rytm melodii, przetarł lufę roztworem ługu, oczyścił zakopcony zamek i komorę zamkową, po czym wydłubał brud ze wszystkich zakamarków. Zapach prochu, ługu i oliwy karabinowej – zapach broni – ożywił dawny obraz. Myślami przeniósł się tam, skąd przywędrował aż tutaj.
WWWBudynek, w którym siedział, zachował się niezwykle dobrze w porównaniu do reszty miasteczka. Tylko sufit i ściany były nieco osmolone od ognia i dymu. Ciekawe, do którego nieszczęśnika należał ten dom, pomyślał. Chybotliwy płomyk kaganka kopcił mocno tranem. Mżawka przerodziła się w końcu w niezłą ulewę. I dobrze. Ptactwo nie cierpiało wody. Mężczyzna schował erkaem do środka, by ten nie przemókł – wolał broń palną, ale tu niestety bardziej sprawdzała się biała, bo nie robiła tyle hałasu. Karabin był jednak wciąż potrzebny.
WWWWyprostował posiniaczone plecy i zlustrował całą ulicę. Przyglądał się gmachom, pustym witrynom piekarń i straganom; dziury okien czerniały intensywniej w potokach deszczu. Wszystko było niesamowicie ponure, nie tak jak kilka lat temu. Wzrok mężczyzny opadł pod same mury budynku. Wzdrygnął się nagle. Czarne, wypalone oczodoły wgapione były w jego okno.
WWW– Szlag... – Skrzywił się pogardliwie.
WWWNie lubił na nich natrafiać. Na Pogorzelców. W prawdzie byli niegroźni, ale wciąż żyła w nich dawna osoba – prawdziwa osoba. Kiedy Ptactwo postawi ogniste piętno na ich domach, zamieniają się w coś takiego. Szkoda nawet patrzeć.
Odwróciwszy się machinalnie, jął świdrować wzrokiem lodowatą podłogę. Patefon zaciął się. Teraz słyszał już tylko jak deszcz siecze kałuże. Coś nie dawało mu spokoju i nie było to stworzenie stojące przed domem. Dziwne przeczucie.
WWWW tym nowym, dziwnym świecie działy się niewytłumaczalne rzeczy. Mężczyzna widywał halucynacje. Profesor Urte dał mu cierpką, ohydną substancję, która rzekomo ma pomóc mu nie zwariować. Zapomniał jednak powiedzieć, że powoduje straszną biegunkę, a odstawienie jej nie kończy się dobrze... Przynajmniej pomaga.
Tymczasem jego niepokój narastał, postukał nerwowo palcami o kolano. Varukk wiedział, że przeczucia go nie zawodzą. Czyżby?
--------------------------
Rozdział I „Uzurpator” część 1
WWWWłóczykij dobrze wiedział, co robić na takie przeczucia. Wypuścił ze świstem powietrze i zaczął grzebać w brudnym, szturmowym plecaku. Obmacał wszystko dokładnie i rozpoznał w końcu kształt obszytej skórą piersiówki, którą zaraz otworzył. Zapach kusił odorem gnijących bebechów, a smak był jeszcze gorszy; mężczyzna spojrzał na wywar ze zniesmaczoną miną i wziął nieduży łyk. Profesor Urte nazwał to KHXW – zastrzyk animuszu. Gorzko-kwaśne paskudztwo smakowało jak woskowina uszna z chrzanem i cytryną – tak, tak to ujął Varukk.
WWW Hebanowłosy schował piersiówkę z powrotem i odrzucił plecak w kąt pomieszczenia. Zmarszczył po chwili brwi, kiedy usłyszał żałosne zawodzenie Pogorzelca spod budynku. Musiał być świeży, bo ich usta z czasem zarastają na dobre.
Mężczyzna wychylił głowę z balkonu. Stworzenie było chude i zgarbione, żyły rysowały się pod skórą niczym sznury. Palce urosły chyba z pięć centymetrów, a na plecach wyraźnie odznaczały się kręgi kręgosłupa. Oprócz tego jego przyrodzenie zdążyło mocno uschnąć, że teraz przypominało już tylko igłę sosny. Szkoda patrzeć.
WWWWtem stwór odwrócił się leniwie w drugą stronę i podniósłszy kościstą rękę, zaczął wskazywać palcem coś w dali. W sumie Pogorzelcy robili to często. Miało to znaczyć coś w stylu „Tam był mój dom, patrz”. Varukk tylko przewrócił piwnymi oczyma.
WWW– Współczuję ci, nieszczęśniku... – zaczął tę samą formułkę, co zawsze – ale nie mogę ci pomóc. Idź w pokoju – pozdrowił beznamiętnie.
Usta Pogorzelca były już złączone licznymi żyłkami, ale on wciąż jęczał i wskazywał w to samo miejsce. Zawodzenie stało się już niemal paniczne, intensywnie czarne oczodoły niemal błagały o pomoc. Mężczyzna podniósł pytająco brew.
WWW– O co ci cho... – W jednej chwili ciało Pogorzelca przebił ogromny, żelazny kolec.
Varukk wytrzeszczył oczy z niedowierzania. Uzurpator.
WWWNatychmiast schował się do środka, próbując nie robić żadnego hałasu. Wiedział, że nie miał z nim szans.
WWWUzurpator był jakąś zwierzęcą hybrydą. Jedynym, co dostrzegał Varukk, był świński łeb i pajęczopodobne, żelazne odnóża, wyrastające z jego ciała. Co jakiś czas chodził tu na łowy – polował właściwie na wszystko, co się rusza. WWWŚwietnie.
WWW starał się oddychać jak najciszej, ale nie tylko hałas mógł przesądzić o jego śmierci, bo świniak zagląda niemal wszędzie. Włóczykij wypuścił powoli powietrze. Wszystkie mięśnie mu drżały, skurcz zacisnął się na łydce jak stalowe cęgi. Pieprzony kaganek, pomyślał po chwili, patrząc na zdradzające pozycję źródło światła. Wyjrzał delikatnie, by sprawdzić, co dzieje się za rogiem, ale gwałtownie odwrócił głowę. Żelazne odnóża zbliżały się w stronę jego budynku. Natychmiast skamieniał – miał wrażenie, że rozchoruje się z napięcia.
WWWPotem usłyszał osypujący się tynk z sąsiedniego okna; odnóża były już w środku. Varukk najpierw zacisnął mocno powieki, wtem jak postrzelony rzucił się na kaganek i wyrzucił go silnym zamachem przez dziurę okna. Świniak ryknął zaskoczony.
Jakże on nienawidził Uzurpatora. Ostatnim razem, a było to rok temu, omal nie stracił przez niego życia. Tym razem chciałby również przeżyć.
WWWDzięki Bogu trzask ciśniętego w ulicę kaganka zwrócił uwagę Uzurpatora i Varukk miał moment, by zwinąć manatki. Zszedł pospiesznie po betonowych schodach i położył się przy uchylonych drzwiach; przycisnął bark do futryny, stabilizując lufę erkaemu. Świniak był nieco zdezorientowany tym gestem, więc wrócił tylko do wykonywania grabieży innego budynku. Włóczykij odetchnął z ulgą, oddech uspokoił się. Teraz zaczął myśleć o likwidacji Uzurpatora, ale cóż mógł zrobić, nie miał czystego strzału do kogoś tak szybkiego, a z kataną szaleć nie będzie. Zreflektował się i schował za tapetowaną w kwiaty ścianę.
WWWDeszcz grzmocił mocno o dachówkę, a do tego doszedł dźwięk rozpruwanego ciała Pogorzelca spod balkonu. Varukk zrozumiał teraz, że stworzenie chciało go ostrzec. I zginęło. Mężczyzna wiedział, że Pogorzelcy nie mają wspaniałego życia – podobno wciąż towarzyszy im uczucie palenia od środka, jakby płynne żelazo rozpalało ich przełyk. Dobrze, że zginął. A może trafił do gorszego piekła?
Świniak zajadał się właśnie jego truchłem. Tłusty ryj ciekł od ciemnej krwi, a z miejsc, z których wychodziły odnóża, ropa – jeszcze dwa lata temu Varukk nie zniósłby tego widoku.
WWWMężczyzna wiedział, że teraz jest to wręcz idealna szansa, by uciec. Mógłby to zrobić, ale ambicja przeważyła szalę – znów skierował lufę prosto w jego tłusty łeb. Uzurpator stał wciąż w miejscu. Ustawił karabin. Idealnie... Źrenice piwnych oczu rozszerzyły się, a z suchych warg wyślizgnął język. Mam cię.
Raptem do uszu Varukka dobiegła znana mu melodia. Przyjemniutka, wpadała w ucho. Tylko skąd on ją znał? A tak, patefon. Ramię, które wcześniej się zacięło, postanowiło zrobić mu teraz kawał.
WWWUzurpator podniósł gwałtownie ryj, przeżuwając jednocześnie ścięgna Pogorzelca. Dzikie, przekrwione ślepia zaczęły świdrować jego budynek.
Tępy odgłos żelaza uderzającego o kamień dobiegł do Varukka.
WWWKurwa.