Dziecię Zmierzchu rozdział 1

1
WWWWWWWWWProlog

WWW-Właź do dziury mały zasrańcu! – wrzeszczał dziadek dźgając mnie po plecach naostrzonym prętem. Ranił mnie, mimo że tak ciężko było zrobić mi krzywdę. –Właź powiedziałem!
Małe wejście do lochu otwierało się przede mną niczym gardziel wygłodniałej bestii. Bałem się, tak okropnie się bałem tego miejsca.
WWW
WWW-Proszę nie... – wyszlochałem do staruszka, który popychał mnie zjadliwie w stronę dziury w podłodze. -Dziadku.

WWW-Nie wypowiadaj tego na głos! Nawet tak o mnie nie myśl! Dość, że przyrzekłem jej, że dam Ci dach! Dość! – krzyczał śliniąc się aż małe błyszczące kropelki spadały na jego siwą brodę. Cały się trząsł, mogłem wyczuć jego strach pomieszany z czystą wściekłością. Nienawidził mnie.
WWWJego krew tak szybko szumiała w żyłach, jakby szeptała do mnie czułe słowa.
Znowu mnie dźgnął, tym razem by zadać mi głęboką ranę a jego twarz wyrażała bezgraniczną panikę.

WWWWiedział, znał ten stan. Tak dobrze mnie znał.

WWWZ okrzykiem, który przypominał bardziej kobiecy pisk, osłabionego głęboką raną brzucha, wrzucił mnie do dziury w podłodze, gdzie znajdował się mój własny mały, dziecięcy loch.












WWWWWWWWWRozdział 1



WWWW powietrzu wokół mnie tańczyły popioły wydobywające się ze zgliszcza popalonych chat a ciała bez dusz ścieliły się gęsto na zalanej krwią ziemi. To były moje laleczki dzisiejszej nocy. Krwawe zabawki bestii co śmierć na imię miała.

WWWCzułem potęgę księżyca, nienasycony zew wzywający mnie z siłą, której nie potrafiłem się oprzeć. Nie chciałem się jej też opierać, nie miało to sensu a poddańcza przyjemność graniczyła prawie z bólem.
Zmysły wirowały wokół mnie, jakby przestały być jednością z moim ciałem a stały się kimś dzikim i wygłodniałym. Istotą, którą znałem i spotykałem już nie raz w swym życiu.
WWWŁykałem łapczywie powietrze szukając, węsząc i polując. Byłem drapieżnikiem i nikim więcej.
WWW Gardło zacisnęło się boleśnie, kiedy moje nozdrza wychwyciły ten słodki, cudowny zapach obiecujący swą wonią kolejną dawkę błogiej przyjemności. Smakowałem go już tej nocy niezliczone razy zachłanny w swej żądzy, niepowstrzymany.

WWW Zapach był intensywny, gdzieś blisko, gdzieś tu. Zwinny niczym kot, wzbiłem się w powietrze by już po sekundzie opaść na swą ofiarę. Człowiek, który próbował uciec z wioski przemykając po cichutku między dwoma nienaruszonymi budynkami gospodarczymi, przewrócił się, kiedy tylko moje ręce dotknęły jego pobrudzonej krwią koszuli. To nie była jego krew a mimo to pachniała podobne do jego własnej. Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia, kiedy dotarło do niego, że nadszedł i na niego czas. Nie miało dla mnie znaczenia, że był to mężczyzna, duży mężczyzna, któremu co najmniej brakowało kilku zębów z przodu i prawdopodobnie nie brał kąpieli od kilku tygodni. Warknąłem ostrzegawczo wąchając jego szyję, po czym zlizałem z niej jego słony smak. Mężczyzna drżał, ale nie śmiał nawet krzyknąć, jego puls krwi był ogłuszający a dla mnie była to najpiękniejsza pieśń. Człowiek odchylił nerwowo głowę w tył, dając mi większe pole do wgryzienia jakby pogodził się już z własnym losem i to zaakceptował. Ponownie spojrzał w moje bezdenne oczy drapieżnika i wiedziałem, co w nich zobaczył. Burgundowe oczy śmierci.. Zaatakowałem szybko, a wydłużone z pragnienia kły rozpruły mu gardło, zalewając go jego własną krwią. Zaczął okropnie charczeć, kiedy próbował zaczerpnąć swe ostatnie oddechy.
WWW Spijałem z rany krew zachłannie prawie mrucząc przy tym z przyjemności, jaka ogarniała całe ciało, ta moc w moich żyłach była oszałamiająca. Gdy ostatnie wybicia serca mężczyzny zabrzmiały jak głuche dzwony a jego ciało wyprężyło się w agonii, było ono już osuszone do cna. Z niechęcią odrzuciłem puste truchło od siebie a te upadło na kamienie z głośnym łoskotem. Puste i niewidzące oczy wpatrywały się w piękne, granatowe niebo. Przekroczyłem przez kolejną laleczkę i ruszyłem chwiejnym krokiem przed siebie. Stąpałem ostrożnie i bezszelestnie nadal węsząc. Jakaś część mnie podziwiała to wszystko z boku dziwując się nad ogromem zniszczenia, jakie siałem. I nie wątpliwie tej części mnie się to podobało, ale istniało również miejsce w mojej podświadomości, które za to mnie karciło. Jednak te wyrzuty sumienia już dawno przestały mieć na mnie jakikolwiek wpływ. Pogrzebałem je już dawno w lochu okutym tą niesamowitą stalą. Dziecięce lata na zawsze miały odbić się na moim dorosłym już stu dwudziestoletnim życiu.

WWW Odwróciłem głowę na wschód czując, że nadchodzi moment wschodu słońca. I miałem racje. Na horyzoncie ciemność zaczynała barwić się już na jaśniejsze smugi granatu zwiastujące rychłe nastanie dnia.
WWWPowoli w mojej głowie również się rozjaśniało jakby wraz ze wschodzącym słońcem największy głód, jaki doświadczałem w te krwawe księżycowe noce się wyciszał. Gardło już nie paliło żywym ogniem jak jeszcze przed kilkoma chwilami, mimo że wśród tego pobojowiska wyczuwałem jeszcze iskry życia pochowane gdzieś między pozostałościami po budynkach. Wracała mi świadomość i moje własne ja. Parsifal, pół demon, pół człowiek, dhampir, wracał do życia.

WWW Rozejrzałem się leniwie po okolicy podziwiając własne bezlitosne dzieło. Wciąż tliły się szczątki niektórych chat a w powietrzu zapach prochu strzelniczego gryzł w oczy. Za każdym razem, kiedy nastawała krwawa pełnia księżyca budziła się we mnie uśpiona bestia. Tak jakby wampir, którym po części byłem, przejmował nade mną kontrolę, szalony i pozbawiony jakichkolwiek za hamowań. A ludzie? Zawsze zachowywali się tak samo. Wiedzieli o istnieniu wampirów i mieli jakieś pojęcie, co trzeba zrobić by je zabić. Jednak cały problem polegał na tym, że nie byłem przecież w pełni wampirem i to, co działało na nie, nie do końca działało na mnie. Nie wiedzieli, czym są istoty zrodzone z rzekomej miłości między gatunkowej(nie mogłem sobie wyobrazić jak głupia musi być każda kobieta, która obcuje z wampirem i daje się zapłodnić by potem umrzeć, kiedy wydaje na świat owoc owej wielkiej miłości i skazuje go na los, którego nie wybrałaby żadna żywa istota) i kim są dhampiry. Zbyt mało nas chodziło po świecie, mimo że to właśnie my potrafiliśmy zdziesiątkować w jedną szczególną noc całe wsie. Czasem podsłuchiwałem ich rozmowy, kiedy opowiadali sobie okropne historię o wymarłych miasteczkach, które wygryzł jeden silny wampir. Zawsze mówili, że musiał być to ich najsilniejszy przywódca. Król wampirów. I dalej drżeli przed czerwonym królestwem nie mając pojęcia, że za tym ono nie stoi.

WWWJeszcze raz omiotłem wzrokiem zgliszcza niegdyś pięknej wsi położonej na małym wzgórzu przy brzozowym lesie. Musiało tu być niezwykle urokliwie za dnia, ale teraz potrwają lata zanim odbudują ją ponownie a może już nigdy się ona nie odrodzi z popiołów i ludzie z obawy przed powrotem bestii wyniosą się stąd na zawsze. Sam nie wiedziałem, dlaczego czułem taką satysfakcję widząc te pobojowisko.
WWWWsadziłem do ust dwa palce i zagwizdałem głośno a echo odbiło się od okolicy zwielokrotnionym dźwiękiem. Nasłuchiwałem. Po bardzo krótkiej chwili czekania z oddali dobiegł do mnie tandet końskich kopyt, potem z końca lasu wyłoniło się piękne białe stworzenie. Mustang galopował w moją stronę a jego grzywa powiewała na wietrze niczym delikatna mgła. Zarżał, kiedy w całym swym majestacie stanął przede mną, niespokojnie ryjąc kopytami o ziemie. Nie podobało mu się to, co widział dookoła, wyczulał śmierć mimo tego, że ta każdego dnia siedziała na jego grzbiecie.

WWW-Spokojnie Biały, tobie przecież krzywdy nie zrobię. Już jestem sobą, już po wszystkim - przemówiłem do niego łagodnie, ale zamiast przyjemnej barwy głosu usłyszałem zachrypnięty i tak niski dźwięk niczym ostrzegawcze warczenie psa. Pogładziłem mimo to go pieszczotliwie po karku. Znał mnie i mimo wszystko akceptował. W odpowiedzi parsknął głośnio a ciepło jego oddechu owiało moją twarz. Pośpiesznie wsiadłem na mojego kompana i skierowałem się na północ ku prastarym lasom bukowym, mimo że podróżowanie przez nie było niezwykle niebezpieczne.

WWW Droga wiodła krętymi, prawie całkiem pozarastanymi ścieżkami, bo rzadko zapuszczali się tu wędrowcy znający okolice. Panowała tu niesamowita atmosfera, tajemnicza, magiczna a w powietrzu unosił się słodki zapach żywicy. Ogromne buki pięły się wysoko w górę, powykręcane i majestatyczne niczym zastygli na wieki mędrcy, rzucając na ziemie roztańczone cienie poruszanego w słońcu przez wiatr jesiennego listowia. Dzień zapowiadał się ciepły, jak na październik.
WWWNie lubiłem słonecznych dni, bo byłem na słońce uczulony, jak wampiry, ale jednak nie tak wrażliwy jak one. Moje ciało schło i zaczerwieniało się w miejscach, na których padł ciepły dotyk słońca. Nie zapalało się jednak jak zapałka, reakcja była znacznie wolniejsza. To zawdzięczałem rodzajowi ludzkiemu i temu, że żyłem. W mojej klatce piersiowej trzepotało niesamowite serce, pojmując własnym rytmem gęstą krew. Nie brzmiało jak ludzkie, miarowe, czasami całkiem potrafiło przycichnąć a czasami waliło jak oszalałe tłukąc mi się w piersi niczym trzepoczący się z przerażenia ptak w zamkniętej klatce. Nie byłem, więc ani martwy ani też całkowicie żywy. Byłem czymś pomiędzy.
WWW Naciągnąłem na głowę mocniej kaptur skórzanego płaszcza, który chronił mnie przez dzień, na szczęście jesienne słońce nie było tak mocne jak latem. W tym samym momencie przyuważyłem coś kontem oka. Coś przemykało na równi ze mną ginąc raz po raz między drzewami, lekko błyszczało niebieskim odbitym światłem i zmierzało w te samą stronę, co ja. Nie jestem lękliwy, ale miałem złe przeczucia, co do tej istoty. Biały również stał się nieco nerwowy, pognałem go by przyśpieszył nie miał mi tego za złe, uwielbiał biegać szybko.
Mknęliśmy do miejsca, które znałem i gdzie zamierzałem odpocząć mając szczerą nadzieję, że całe paskudztwo zamieszkujące te lasy da mi spokój. Widziałem aż nad to tego, co się kryje w gęstwinie powykręcanych konarów. Moje oczy miały wgląd do nadnaturalnego świata zamkniętego prawie dla oczu istot ludzkich i tylko głupcy z nich wędrowali przez te okolice, lub niedowiarki. Ten las był przesiąknięty tym, czego ludzie najbardziej się bali.

WWWKiedy dotarłem na małą polane, na której zamierzałem się dziś zatrzymać było już dobre południe i błękit nieba w tym czasie zdążył zasnuć się chmurami. Biały parskał i dyszał nieco wycieńczony po tak długim galopie. Przetarłem jego mokry grzbiet derką i puściłem wolno by się wypasał. Odszedł spokojnie na drugi koniec polany i tam zaczął skubać wysoką trawę. Pierwsze krople deszczu spadły na moje ramie. Przykucnąłem przy niewielkim strumyku by obmyć twarz i dłonie. Jednak cały byłem ubabrany krwią wiec ściągnąłem z siebie koszule chcąc ją nieco wyczyścić w krystalicznej wodzie, ale w tej samej chwili usłyszałem jakiś szelest po drugiej stronie strumyka. Znowu ujrzałem ten błysk zieleni. Szybko wstałem chwytając za miecz a ten wydał nieprzyjemny dźwięk, kiedy otarł się o kamień.
WWW-Wyjdź stamtąd. Kimkolwiek jesteś. - Warknąłem. Z krzaków dobiegł mnie szyderczy śmiech i po chwili wyłoniła się z nich kobieta. Jej długie do kolan przypominające wodorosty włosy koloru ciemnej zieleni lekko falowały na wietrze, skórę również miała zielonkawą, ale tak jasną, że prawie białą, mieniła się miliardami kropel wody. Najdziwniejsze były jej oczy mętne i pozbawione koloru niczym u topielicy, którą istotnie była.
WWW-Nimfa wodna.
WWW-W swojej osobie, ale wole moje dawne imię, Eleonora. - Odparła, jej głos był niczym strumyk szeleszczący tuż obok mnie. Cichy, spokojny i nieludzki.- Widziałam, co zrobiłeś tej nocy.
WWW-Chcesz mi pogratulować? – spytałem rozdrażniony odkładając na bok miecz. Wiedziałem, że gdyby chciała mnie skrzywdzić nie bawiłaby się w te całe ceregiele. A nimfy są niebezpieczne, kto je kiedyś spotkał ten albo nie żyje albo jest mocno okaleczony. Ja jednak nie byłem zwykłym mężczyzną to tez ona nie robiła żadnych sztuczek. Eleonora przypatrywała mi się za to z zaciekawieniem a ja nie potrafiłem się powstrzymać by nie zerkać na jej nagie piersi. Topielica czy nie ja również byłem mężczyzną. Widząc moje zainteresowanie nimfa uśmiechnęła się do mnie jeszcze bardziej, odsłaniając przy tym ostre jak u szczupaka zęby, którymi wgryzała się w mięśnie żywej istoty.
WWW- Mogę Ci i pogratulować. Nigdy nie widziałam takiej żądzy u żadnego z dhampirów. Uważaj, więc pewne słuchy doszły do mnie z Czerwonego królestwa. Przez was wampiry są teraz na świeczniku. Ludzie urządzają sobie polowania na nie –znów zachichotała- łowca staje się zwierzyną.
WWW- Wątpię by garstka ludzi potrafiła pozabijać silniejsze od nich wampiry. – Odparłem sucho wracając do prania swej niegdyś białek koszuli. Moje długie do pasa lekko falowane kruczoczarne włosy opadły mi na twarz. Teraz całe w strąkach i brudne od krwi. Odrzuciłem je z powrotem na plecy.
WWW-Może i nie zawsze się im to udaje, ale uwierz mi kilka ważnych osobowości uśmiercili. Nie podoba się im również zakłócanie ich spokoju.
Poczułem jak jej zimna dłoń dotyka mojego nagiego ramienia i bierze z niego kosmyk włosów. Chwyciłem ją za dłoń, w której nadal trzymała pasmo czarnych pukli patrząc jej prosto w oczy. Nie bała się, ale ja jej także.
WWW- i dlaczego spotyka mnie ten zaszczyt, że mnie ostrzegasz? – Spytałem
WWW- Sama nie wiem, chyba jestem znudzona – Odparła posyłając mi zalotny uśmiech, który nie wróżył nic dobrego. Odepchnąłem jej rękę i wyprostowałem się. Była ode mnie o wiele niższa, ale przy moim wzroście rzadko, kto mi dorównywał. Zauważyłem błysk podziwu w jej oczach.
WWW- z chęcią też po obcowałabym z kimś nowym. Każdy mój kochanek jest taki nudny. Kiedy ma się tyle lat, co ja wszystko, co utarte się kiedyś nudzi.
WWW- pukasz pod zły adres nie dam Ci tego, czego chcesz. Nawet za ostrzeżenie mnie – Odparłem a mój spokojny ton nieco ją wytrącił z równowagi. Uniosła drwiąco wyżej jedną z brwi.
WWW-Jeszcze się przekonamy. Kiedy ja czegoś chcę zawsze to dostanę.
WWW-Pewne rzeczy są jednak dla ciebie nie osiągalne – odraza, jaką zawarłem w tych słowach rozdrażniła ją nie na żarty. Jej oczy rozszerzyły się z niedowierzania a usta wykrzywiły.
WWW-Ty! – wrzasnęła a jej jak dotąd normalnego rozmiaru paznokcie wydłużyły się do długich poszarzałych szponów. – Nie mam zamiaru cię na razie zabijać, bo lubię zabawę, ale nie mówię tej przyjemności nie! W przyszłości będziesz inaczej się do mnie odnosił i obiecuję ci jeszcze się spotkamy! – po czym lekko ugięła kolana i wzbiła się w powietrze z dzikim okrzykiem na ustach.
WWW-Mam nadzieje, że nie prędko. – Odparłem pod nosem do siebie.

WWWW tym samym czasie rozpadało się na dobre jakby to właśnie była zemsta Eleonory. Zrezygnowałem, więc z rozpalania ogniska i tylko zbudowałem prowizoryczny szałas bym mógł się w nim nieco schronić przed deszczem i odpocząć przed dalszą nieskończoną wędrówką. Czasem to wszystko mnie już męczyło. Wieczna tułaczka, z dala od wszystkich. Czasem zdarzało mi się spotykać inne dhampiry, ale minęły już dziesięciolecia odkąd spotkałem ostatniego. Na imię miał Finbar i był skandynawskim dhampirem-albinosem. Nie miałem pojęcia, co się z nim teraz mogło dziać. Może nawet już nie żył? Czasem nawet i dhampiry zabijali ludzie.
WWWNie wiem, kiedy zdążyłem zasnąć pogrążony w myślach, ale obudziłem się dopiero jak deszcz ustał a dookoła zaczęło się ponownie ściemniać. Cały byłem mokry, bo, mimo że szałas dawał jakąś osłonę przed deszczem to nie taką by w ogóle nie przepuszczać wody. Wyciągnąłem z siodła kilka suchych gałęzi, jakie zawsze woziłem na takie właśnie okazje i rozpaliłem ognisko. Potrzebowałem ciepła żeby się nieco ogrzać i wysuszyć ubranie. Najpierw jednak postanowiłem jeszcze raz się odświeżyć. Wlazłem cały tym razem do strumienia i wymyłem się porządnie następnie wykręciłem me długie włosy i zaplotłem je w warkocz by nie przeszkadzały. Nagi usiadłem przy ognisku, które trzaskało przyjemnie a nad nim porozwieszane ubrania schły powoli. Gdzieś z oddali słyszałem głośne wycie wilków, choć byłem pewny, że nie były one zwykłymi wilkami. W tym lesie ciężko było znaleźć zwykłą leśną zwierzynę.

WWWPo dobrych dwóch godzinach byłem gotowy do dalszej drogi. Spakowałem cały sprzęt na konia, który również był wypoczęty i najedzony, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę. Nic więcej w bukowym lesie się nie wydarzyło czasem tylko coś zauważałem na pograniczu wzroku jak mknie obok lub słyszałem w oddali dziwne chichoty istot i wołania. Im ciemniej się robiło tym mniej przyjemniejsze odgłosy wydawał las jakby ostrzegał mnie przed czymś ważnym.
WWWJednak zdołałem z niego wyjechać zanim cokolwiek się jeszcze mną zainteresowało. Po Eleonorze też nie było już śladu. Miałem nadzieję, że uraziłem ją na tyle mocno, iż będzie trzymała się ode mnie z daleka, choć czułem, że te spotkanie nie miało być tym ostatnim.
W końcu wjechałem do normalnego mieszanego lasu. Tu i ówdzie mijałem czyjąś chatkę, w której na palenisku trzaskał w kominku przyjemny ogień a z komina unosił się dym. Gdzie niczego nie świadome dzieci biegały po izbach robiąc hałas, śmiejąc się i bawiąc. Czasem ludziom zazdrościłem tego wszystkiego, co dla nich było zwykłe. Tym ludziom, których nienawidziłem z całego serca.

WWWNie mam pojęcia jak długo jechałem, wokół mnie zamykał się już tylko las sosnowy, niebo dalej było zachmurzone, więc ciemność była prawie nie przejrzysta. Mogła to być trzecia nad ranem a może czwarta, kiedy usłyszałem z oddali kroki kilku istot ludzkich wozu i dwóch koni. Mężczyźni rozmawiali ze sobą a jakaś kobieta płakała cicho.
WWWNaciągnąłem na głowę kaptur nie chcąc przestraszyć ludzi własnym bladym obliczem. Mimo że wyglądałem dość ludzko, łatwo było mnie jednak rozpoznać zwłaszcza w nocy, kiedy moje oczy odbijały światło jak kocie. Jechałem dalej nie mając zamiaru zbaczać ze ścieżki. Zazwyczaj ludzie widząc tak groźnie wyglądającego osobnika po prostu mijali mnie bez zaczepek.
Kiedy zbliżyli się na tyle do mnie bym mógł, jako człowiek, ich usłyszeć jeden z mężczyzn mnie zobaczył i na chwile przystanął. Reszta spojrzała na niego i również wstrzymała objuczone konie na wozie, za jednym z nich siedziała cicho kobieta z dzieckiem na rękach. Dziwnie pachnieli.

WWW-Wędrowcze nie idź dalej- odezwał się jeden z mężczyzn. Na moje oko miał może z czterdzieści lat. - W wiosce dalej panuje okropna zaraza, właśnie stamtąd uciekamy.
To by tłumaczyło ich dziwny zapach krwi. Jeszcze o tym nie wiedzieli, ale i oni byli zarażeni. Mimo że noc była ciemna ja potrafiłem widzieć przez nią i nie zauważyłem by na ich obliczach widniały już jakieś znaki zarazy. Przystanąłem, lecz nic im nie odpowiedziałem.
WWW- Panie- odezwał się nie pewnie inny, nieco młodszy, widząc, że się nie odzywam i zerknął na rysującą się na moich plecach broń.– Jesteśmy tylko biednymi ludźmi ocalałymi z prawie już wymarłej wsi. Zaraza zabrała nam prawie wszystko. Nic nie mamy.
WWW- Nic od was nie chce. – Odparłem ochrypłym głosem niczym pan z otchłani. Kobieta wlepiła we mnie wzrok, mimo że pewnie prawie mnie nie widziała i wciągnęła głęboko w płuca powietrze. Usłyszałem również jak szepta „diabeł”.
WWW-Jedźcie dalej a nic wam nie zrobię. – Odezwałem się znowu. Jednak ludzie stali dalej nie wiedząc czy mnie posłuchać czy raczej zawrócić konie.

WWWNie chcąc dłużej stać w jednym miejscu pognałem białego wymijając ich w pędzie. Obejrzeli się za mną robiąc każdy z kolei znak krzyża. A ja tylko pomyślałem, że to o siebie powinni się modlić, już nie z mojego powodu a zarazy, która ich toczyła.
Ostatnio zmieniony pn 09 cze 2014, 09:11 przez Avelina, łącznie zmieniany 3 razy.

Dziecię Zmierzchu rozdział 2 [ fantasy, horror,]

4
Tytuł został zmieniony na "Potomek", ale jako, że pierwszy rozdział jest tu zamieszczony ze starą nazwą zostawiam, więc jak jest.


WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWRozdział 2

WWWDo podnóża doliny dotarłem dopiero nad ranem. Jechałem powoli, rozglądając się na boki. Mroźny wiatr smagał moją twarz szczypiąc w policzka, kiedy spoglądałem na pogrążone we śnie, niczym w żałobie, miasteczko. Małe chatki pokryte strzechą kuliły się wokół niewielkiego placu jakby z obawy przed majestatem i surowym klimatem gór - ciasno ze sobą sąsiadujące. Podejrzewałem, że specjalnie zostały tak wybudowane, po to by w zimę nie trzeba było robić zbyt długich tuneli między sąsiedztwem.
WWWWiatr wiał od strony wysokich gór, których szczyty pokryły się już białym płaszczem śniegu. Szadź grubo oblepiała igliwia drzew okalających całą dolinę, lekko skrząc się w delikatnej poświacie nadchodzącego dnia. Wszystko nadawało iście urokliwy acz surowy widok.

WWWW tych okolicach zima miała nadejść dużo szybciej i dużo dłużej w niej pozostać.

WWWW powietrzu unosił się nieprzyjemny gnilny zapach, który buchał praktycznie z każdej chaty - nie musiałem do nich zaglądać by wiedzieć, co tam zastane. Zauważyłem, jednak, że w kilku chatach nadal unosi się dym z kominów, a więc miasteczko nie wymarło do końca. Wiele słyszałem o tej zarazie. Rozprzestrzeniła się już powoli na cały kraj, zbierając coraz większe żniwo.
WWWMnie jak i Białego się jednak nie imała, choć nie raz mieliśmy z nią styczność.
WWWZsiadłem z konia i zaprowadziłem go do najbliższej zagrody. Belki nie były dla niego przeszkodą, kiedy go wzywałem, ale był na tyle posłuszny by pozostać w niej, jeśli tego od niego wymagałem. Biały zarżał głośno jakby z lekką urazą, że zostawiam go samego. Miał dobry węch i najwyraźniej nie spodobał mu się zapach, jaki panował w całej dolinie.

WWWMiałem zamiar przeszukać kilka opuszczonych budynków a przede wszystkim ich spiżarnie. Podejrzewałem, że znajdę tam trochę ziarna dla konia i coś dla siebie. Na co dzień nie żywiłem się krwią, więc potrzebowałem strawy by regenerować siły. Wybierałem chaty, w których nie dymiło się z kominów a zapach z drzwi był najbardziej intensywny. Podejrzewam, że zwykły człowiek wjeżdżając do wioski nie wyczułby od razu smrodu, jaki tu panował. Było zimno, więc i zapach się zmniejszał. Mój jednak węch był bardzo wyczulony.
WWWTo tu, to tam znajdowałem świeże groby i krzyże powciskane w skopaną glebę. Nie rozczulał mnie ten widok, każdy kogoś traci, czasem nawet nigdy nikogo nie zyskując. W kilku domach, w których kopcił się dym, właściciele również nie żyli. Musieli zejść z tego świata niedawno, bo ich ciała były bez życia, ale jeszcze ciepłe. Uraczyłem się ich uprzejmością i wyniosłem z domu, co tylko uznałem za wartościowe.

WWWŚciągnąłem kaptur wchodząc do następnej chaty. Czułem okropny smród z sypialni po prawej, wiec uznając, że dom również jest właścicielem duchów - przestałem być ostrożny. W rogu wisiało średnich rozmiarów lustro, w którym odbijała się moja osoba. Widząc własne odbicie wzdrygnąłem się z lekką odrazą. Czerwone ślepia łypały na mnie z lustra, błyszcząc się w mroku. Skóra blada, pozbawiona prawie całkiem pigmentu, czarne, mocno zarysowane łuki brwi, wydatne kości policzkowe i mocno zarysowana szczęka. Z wyglądu przypominałem mrocznego elfa, jednak czerwone oczy zdradzały mnie, w którą stronę jestem spokrewniony.

WWWNagle usłyszałem ruch w sąsiedniej izbie i jęk. Zastygłem nasłuchując. Dopiero wtedy dotarło do mnie to, co już wcześniej słyszałem – bicie serca. Ludzkie, miarowe bicie serca. Spiąłem się gotowy do działania. Miałem przewagę, byłem silniejszy i zdrowy. Ten ktoś nie miał najmniejszych szans w starciu ze mną. Znowu coś się poruszyło, a do moich uszy dobiegł szloch - kobiecy szloch. Opuściłem rękę, którą skierowałem do miecza przytwierdzonego na paskach do moich pleców, nieco rozluźniając przy tym mięśnie całego ciała.

WWWHa! To była tylko mała, głupia kobieta rodzaju ludzkiego.

WWWZajrzałem z zaciekawieniem do środka, gdzie musiała spać. Odór stąd buchał niemiłosierny i to, co zobaczyłem, nawet mnie przyprawiało o mdłości. W małej izbie stały trzy łóżka przykręcone do ścian. Na jednym leżeli najprawdopodobniej jej rodzice, mocno już napuchnięci i trawieni rozkładem. Musieli nie żyć już, co najmniej od tygodnia. Na całym ciele pokryci byli licznymi, chorobowymi ranami, z których wypływała lepka maź. Na pościeli, która ich okrywała wykwitły wielkie żółte plamy trupiego jadu. Na drugim łóżku leżała ona, tuląc do siebie małe, zsiniałe dziecko, które na oko mogło mieć nie więcej niż trzy lata. Chłopiec również był już martwy, lecz nie od tak dawna jak jego rodzice. Dziewczyna spała niespokojnie z rozrzuconymi włosami na poduszce, koloru dojrzałego orzecha laskowego. Cała twarz błyszczała jej od łez.
WWWPrzyjrzałem jej się uważnie. Była zadziwiająco urodziwa, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia, może dwadzieścia pięć lat. Długie rzęsy rzucały cień na blade policzki, - pełne wargi koloru dojrzałej wiśni, teraz wykrzywione w spazmach płaczu, drgały, kiedy ich właścicielka przeżywała cierpienia w koszmarze sennym. Coś w środku mnie drgnęło delikatnie. Nagle poczułem się rozdrażniony, wściekły. Zakląłem pod nosem siarczyście nie dbając już o sen dziewczyny. Ta w tym samym momencie otwarła swe bursztynowe oczy i spojrzała nieprzytomnie na postać, która zakrywała całkowicie otwór w jej drzwiach sypialni.

WWWZamarłem naprawdę nie wiedząc, co zrobić. Zabicie jej wydało mi się nagle iście wielką stratą. Strata, czego? Nie podejrzewałem siebie o przejawy litości po tylu latach gruboskórności!!
WWWNadal nieco zamroczona snem dziewczyna pochyliła głowę i spojrzała na pośmiertne oblicze dziecka. Zawyła spazmatycznie. Zachowywała się jakby wcale mnie nie widziała. Była bardzo wychudzona, jakby nie jadła od dobrych kilku dni. Sam nie wiedziałem, dlaczego to robię, ale poszedłem do izby kuchennej i nalałem do kubka czystej wody, po czym wróciłem.
WWWPrzyklęknąłem obok łóżka wyciągając w jej stronę kubek wody. Nawet na mnie nie spojrzała, pogrążona w swej rozpaczy. Zmieszany odchrząknąłem i przemówiłem po raz pierwszy od niepamiętnych czasów z łagodnością do istoty ludzkiej.

WWW-Trzymaj, musisz się napić – Głos miałem zachrypnięty, gardłowy, niski, ale dziewczyna nie zdawała się słyszeć moich słów. Była w szoku, cały czas łkała i ściskała tą pustą laleczkę bez życia.

WWWSzturchnąłem ja, nieco mocniej niż zamierzałem, a ta dopiero wtedy na mnie spojrzała.

WWW- Przyszedłeś, żeby mnie zabić? Zrób to, i tak nie mam już nic na tym świecie. – Szepnęła, bo na nic więcej nie miała siły. Kolejna porcja łez słynęła po jej policzkach.
WWWNie mogąc się powstrzymać wyciągnąłem przed siebie dłoń, choć tego nie zamierzałem, i starłem szorstkim palcem jedną z jej łez. Przyglądałem się chwilę z zaciekawieniem kropli, po czym wsadziłem palec do ust. Była słona, ale tym samym miałem pewność, że dziewczyna jest zdrowa.

WWW- Nikt Cię nie zabije – Odparłem na jej zarzut. – Wstawaj, nie możesz tu tkwić. - Co ja wyprawiam, czy naprawdę miałem zamiar zrobić to, co właśnie zamierzałem? –No dalej!
WWWPognałem, ale ona nie zareagowała. Rozdrażniony wyszarpnąłem z jej ramion martwego dzieciaka i podniosłem ją z posłania. Zaczęła krzyczeć, wyciągając do martwego chłopca ręce. Nagle zrobiła się silna i porządnie przywaliła mi z pięści w głowę.

WWW- Przestań! – Warknąłem potrząsając ją jak małym dzieckiem. Była lekka jak piórko. Chyba dopiero wtedy dotarło do niej, z kim ma do czynienia. Spotulniała i zawisła na moim ramieniu prawie bezwładnie. Podejrzewałem, że wyczerpała w szamotaninie swoje ostatnie siły.
WWWWyniosłem ją do kuchni i posadziłem na stołku. Od razu ukryła twarz w dłoniach i na nowo zaniosła się szlochem. Powoli miałem tego dość, naprawdę łatwiej byłoby skręcić jej kark. Mimo tego ponownie nalałem świeżej wody do czystego kubka i postawiłem na stół w jej małej kuchni.

WWW- Pij. – Rzuciłem oschle do dziewczyny, na co tylko potrząsnęła głową – Pij powiedziałem!
WWWZłapałem kubek i głowę dziewczyny, po czym przyłożyłem jej go do ust. Siłą wlałem jej odrobinę płynu do gardła a ta zachłysnęła się i zaczęła kaszleć. Kiedy przestała łypnęła na mnie z wyrzutem.

WWW- Zostaw mnie! Jeśli… Jeśli nie chcesz mnie zabić… – Powiedziała lekko łkając z jakimś uporem w oczach. – Jeśli nie chcesz mnie zabić to może zaraza również mnie zabierze.

WWW- Mógłbym cię zabić, ale nie zamierzam. – Rzuciłem niedbale - ale za to zamierzam cię zabrać ze sobą.

WWW-Nie! – Wykrztusiła – nie będę nałożnica wampira!
WWWWstałem gniewnie, a ona podążyła wzrokiem za moją twarzą. Oczy dziewczyny się rozszerzyły ze strachu, kiedy moje zapłonęły czerwonym gniewem.
WWW- Do czorta, nie jestem wampirem! –Warknąłem, zły jak sto piorunów – gówno wiecie, wy ludzie, o świecie nadnaturalnych! I powiem ci jedno, nie zostaniesz tutaj i nie dam ci umrzeć! Lubię bawić się ludźmi, chodź!

WWWChwyciłem ją za ramię i pociągnąłem za sobą. Ta upadła na kolana, więc ją postawiłem na nogi i siłą wyciągnąłem z chaty. Była za lekko ubrana do podróży, więc po drodze wziąłem sznur i przywiązałem ja do poręczy, by mi nie uciekła, kiedy będę wszystko pakował. Widziałem jak się szamota w moich pętlach, ale nie była w stanie się z nich oswobodzić. Z rozpaczą spoglądała na izbę, gdzie leżała jej rodzina. Wchodząc z powrotem do chaty zauważyłem na ich podwórku jeszcze jeden krzyż. Nie było jednak czasu na to by interesować się dalszymi jej krewnymi.
WWWWpadłem do sypialni z trupami i obszukałem ją szybko. Znalazłem kilka ciepłych spódnic i wszystko to, co wydawało mi się odpowiednie dla młodej kobiety. W jednym z kufrów znalazłem też torbę podróżną na konia, więc wpakowawszy wszystko do niej wyszedłem ponownie na zewnątrz. Umocowałem dodatkowe obciążenie na Białego, który parkał niezadowolony. Rozwiązałem dziewczynę i ubrałem ją w futro, które znalazłem w środku. Protestowała, woda musiała dodać jej dość sporo sił. Próbowała mnie ugryźć, ale uderzyłem dziewczynę lekko (jak dla mnie), w twarz a ta się uspokoiła.

WWWPosadziłem niezwłocznie na konia i usiadłem z tyłu za nią. sięgała mi tylko do brody, była taka drobna w mych ramionach. Naciągnąłem kaptur płaszcza na głowę dziewczyny by utrzymała ciepło. Ruszyliśmy przed siebie. Dokąd? Sam nie wiedziałem, nie wiedziałem też, dlaczego to robię. Wiedziałem jedno, gdybym tu ją zostawił w końcu też by zachorowała i umarła - jak cała jej rodzina. Osłabienie organizmu jest wręcz zaproszeniem dla chorób. Nie chciałem by piękne stworzenie umarło, w tak odrażający sposób. Tak przynajmniej sobie to tłumaczyłem.
Ostatnio zmieniony śr 26 mar 2014, 10:54 przez Avelina, łącznie zmieniany 1 raz.

5
Wszystko nadawało iście urokliwy acz surowy widok.
Nie jestem pewna, co jest źle z tym zdaniem, ale coś w nim niepokoi.
W tych okolicach zima miała nadejść dużo szybciej i dużo dłużej w niej pozostać.
Można się zagubić w tym zdaniu. Wychodzi na to, że zima ma pozostać dłużej sama w sobie. Gdyby zamiast w niej wstawić w nich, było by jaśniej.
Zauważyłem, jednak, że w kilku chatach nadal unosi się dym z kominów,
Kominy to zewnętrzna część domu, więc nie W chatach, a po prostu z kominów leciał dym.
Wiele słyszałem o tej zarazie.
Jakiej zarazie? Ja wiem, że jest do dyspozycji jeszcze pierwszy rozdział, ale w drugim warto przypomnieć.
przeszukać kilka opuszczonych budynków a przede wszystkim ich spiżarnie
nie dymiło się z kominów a zapach z drzwi był najbardziej intensywny
Przed a stawiamy przecinek. Poza tym, zapach z drzwi to kolejna dziwnostka, ale rozumiem, że chodziło o zapach napływający OD drzwi.
Mój jednak węch był bardzo wyczulony.
Jednak wstawione w złym miejscu.
w których kopcił się dym
Z tego co mi wiadomo dym się nie kopci. Kopcić może to, co się pali, a dym jest tego efektem.
Nagle usłyszałem ruch w sąsiedniej izbie i jęk.
Lepsza opcja: nagle usłyszałem ruch i jęk w sąsiedniej izbie.
Ha! To była tylko mała, głupia kobieta rodzaju ludzkiego.
Skąd wiedział, że była mała? Ze słuchu?
Długie rzęsy rzucały cień na blade policzki
Warto by napomknąć, skąd to światło, skoro wcześniej w tekście jest wzmianka o mroku.
Ta w tym samym momencie otwarła swe bursztynowe oczy i spojrzała nieprzytomnie na postać, która zakrywała całkowicie otwór w jej drzwiach sypialni.
Otwarła brzmi tutaj nieładnie. Rozumiem, że stojąc w drzwiach mógł zobaczyć wyraźnie nawet cień rzucany przez jej rzęsy na policzki, to się pewnie zdarza. Ale zakrywać całkowicie otwór w drzwiach? Dość osobliwe zjawisko. I ponownie zła kolejność na końcu zdania.
Była bardzo wychudzona, jakby nie jadła od dobrych kilku dni.
Ludzie bardzo wychudzeni są tacy, gdyż nie jedzą od tygodni, miesięcy. W kilka dni nie da się wychudnąć, można jedynie schudnąć.
przemówiłem po raz pierwszy od niepamiętnych czasów z łagodnością do istoty ludzkiej.
Lepsza opcja: przemówiłem z łagodnością do istoty ludzkiej pierwszy raz od niepamiętnych czasów.
Pognałem, ale ona nie zareagowała.
Mniemam, iż chodziło o ponaglałem.
- Przestań! – Warknąłem potrząsając ją jak małym dzieckiem.
Potrząsając nią.
Złapałem kubek i głowę dziewczyny, po czym przyłożyłem jej go do ust.
Zgrabniej chyba byłoby zamienić go na naczynie.
Wstałem gniewnie,
Może to przez moje zmęczenie, ale nie wyłapałam wcześniej wzmianki o tym, że w ogóle usiadł, kucnął, położył się, cokolwiek, co daje możliwość powstania.
Wchodząc z powrotem do chaty zauważyłem na ich podwórku jeszcze jeden krzyż.
Czytając wchodząc mam na myśli człowieka, który jest zwrócony twarzą do wnętrza, a tyłkiem do zewnętrza, czyli ma podwórko za plecami. Chyba, że wchodził bokiem, wtedy uwierzę, że mógł coś jeszcze zauważyć na podwórku.
Umocowałem dodatkowe obciążenie na Białego, który parkał niezadowolony.
Do Białego i nie parkał, ino parskał.
Protestowała, woda musiała dodać jej dość sporo sił. Próbowała mnie ugryźć, ale uderzyłem dziewczynę lekko (jak dla mnie), w twarz a ta się uspokoiła.
Cudowna ta woda była :P Końcówka zdania jest napisana dość nie zgrabnie i można z niej wywnioskować, że to twarz się uspokoiła, a nie jej właścicielka.
Posadziłem niezwłocznie na konia i usiadłem z tyłu za nią.
Kogo posadził? Niby jest w domyśle, ale lepiej to napisać.
Naciągnąłem kaptur płaszcza na głowę dziewczyny by utrzymała ciepło.
To miała płaszcz czy futro? Bo w pierwszej chwili pomyślałam, że na ciągnął na jej głowę swój kaptur, a to byłoby dziwne.


Sporo literówek i pogubionych przecinków. Ogólnie momentami pachniał mi ten tekst "Wywiadem z wampirem", a ściślej tym etapem opowieści Anne Rice, kiedy Louise znalazł Klaudię.
Co do stylu się nie wypowiem, bo leszczem jestem, więc mi nie wypada. Wyłapałam jedynie błędy, które mocno raziły i utrudniały czytanie.

zatwierdzam jako weryfikację - /Gorgiasz/
Ostatnio zmieniony śr 26 mar 2014, 10:53 przez Wiczaga, łącznie zmieniany 1 raz.
"Na nocnym niebie chmury się kłębią.
Noc mnie ogarnia, pieści swą głębią.
Podmuchy wiatru liśćmi targają,
Szeleszczą, huczą, zawodzą, grają...
Chłód mnie przenika do szpiku kości...
Ciemność rozgrzewa - kocham Ciemności..."

William Blake

6
Naciągnąłem kaptur płaszcza na głowę dziewczyny by utrzymała ciepło.

To miała płaszcz czy futro? Bo w pierwszej chwili pomyślałam, że na ciągnął na jej głowę swój kaptur, a to byłoby dziwne.
To był płaszcz, ale futrzany (z kapturem) nie chodziło mi o futro jako o samą skórę. Może powinnam to jednak uwzględnić wcześniej w tekście.
Wchodząc z powrotem do chaty zauważyłem na ich podwórku jeszcze jeden krzyż.

Czytając wchodząc mam na myśli człowieka, który jest zwrócony twarzą do wnętrza, a tyłkiem do zewnętrza, czyli ma podwórko za plecami. Chyba, że wchodził bokiem, wtedy uwierzę, że mógł coś jeszcze zauważyć na podwórku.
Masz rację, powinien go widzieć kontem oka.

Dzięki za wskazówki postaram się je uwzględnić i wszystko popoprawiać. Wciąż staram się szkolić mój warsztat, lubię pisać.
Co do rzekomego podobieństwa do Wywiadu z wampirem, to zapewniam, że jeśli takowe wystąpiło(choć naprawdę nie kierowałam się twórczością pani Rice- zabijacie mnie, ale nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam, czy oglądałam Wywiad) to na scenie z zarazą się skończy. Z resztą jakbyśmy każdą książkę, czy opowieść przewertowali, to zapewne w nie jednej znajdą się podobieństwa do innej historii...

ahm! Jeszcze jedno, Parsifal jest bardzo dużym mężczyzną i mało kto mu dorównuje wysokością jako człowiek (mam to napisane w pierwszym rozdziale). Dlatego też myślał sobie o Risie (tej dziewczynie) jako "mała, głupia kobieta rodzaju ludzkiego".

Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki!! :)

7
Podoba mi się sposób narracji, spokojny taki, nieprzesadzony, bez zbędnej egzaltacji. I opowiada tak jakoś realistycznie, jakbyś była tam niezależnym, niezaangażowanym obserwatorem zza grubej tafli szkła. To duża zaleta. Dobrze się czyta, a błędy będą się chować z upływem czasu.

8
Wiczaga pisze:
Wszystko nadawało iście urokliwy acz surowy widok.
Nie jestem pewna, co jest źle z tym zdaniem, ale coś w nim niepokoi.
jest przekombinowane.
a dużo ozdobników, barok ok, ale tu się sypie tombak.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

9
Spokojnie :) wszystko poprawiłam, ale pewnie nadal są błędy:/ Szkoda, że nie można tutaj zmieniać własnych tekstów.....

10
ech, udało mi się zerknac na cz1, moze machnę komentarz w wknd.
w sumie ujdzie, technika do korekty.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

12
I teraz nie jestem pewna, czy opinię o poprawionej wersji napisać pod opowiadaniem, czy tutaj... A pal sześć, napiszę tutaj.

Wyjdę na okrutną, ale już pierwszy akapit pokazuje, że niewiele zostało poprawione. Początek bije po oczach podnóżem doliny. Mogę się mylić, ale dolina nie ma podnóża, gdyż sama jest spadkiem terenu, czyli jakby podnóżem wzniesienia - bo jak wiadomo, nie góry bez doliny.
Nie pędź jak szalona, jeżeli chodzi o szyk przestawny - to pułapka :P Metateza kieruje się pewnymi zasadami, nie wystarczy przemieszać słowa, żeby wyszło nam tak, "jak to dawniej natchnieni pisali".
Pilnuj czasów, przecinków i odmiany przez osoby.
Ludzie padali jak muchy, w potwornych mękach umierając.
Masło maślane. Staraj się pisać prosto, nie rozciągaj zdań na siłę, aby nadać im jeszcze więcej dramatyzmu, bo to się nie sprawdza.
Dla Białego, płoty nie były – oczywiście - żadną, prawdziwą przeszkodą.
To po co w ogóle go tam prowadził? Równie dobrze mógł konia po prostu zostawić przed chatą.
że dom również jest właścicielem duchów
Dziwne zdanie. Bardziej pasowałoby, że to duchy są właścicielami domu.
błyszcząc się w mroku
Bez -się. Zauważyłam, że to się często lata po zdaniach, jak psu jajca.
W małej izbie stały trzy łóżka, przykręcone do ścian.
Dalej nie kumam. Jak przykręcone, czym i po co?
Dziewczyna spała niespokojnie, z rozrzuconymi włosami na poduszce, koloru dojrzałego orzecha laskowego.
Uważaj, gdzie jest wyraz opisujący, a gdzie opisywany. Koloru dojrzałego orzecha laskowego odnosi się tutaj do barwy włosów, ale nie potrzebnie pomiędzy jest jeszcze poduszka i przecinek. Dziewczyna spała niespokojnie, z włosami koloru dojrzałego orzecha laskowego, rozrzuconymi na poduszce - skromna propozycja.
Była bardzo wychudzona, jakby nie dojadała od dobrych kilku tygodni.
Tym razem to słowo niedojadała nie bardzo pasuje. Niedojadła np.: obiadu do końca. Dziewczyna była niedożywiona, czyli jadła bardzo mało, albo wcale.
ale dziewczyna nie zdawała się słyszeć moich słów
Ludzie, co wy macie z tym "zdawać się"? :P Nie jest tutaj zbędne.
ściskała tą pustą laleczkę bez życia
TĘ pustą laleczkĘ. TĘ piękną kobnietĘ. TĄ wysoką tyczkĄ.
- Przestań! – Warknąłem rozgniewany, potrząsając ją jak małym dzieckiem.
Znów ten sam błąd: powinno być nią zamiast ją.
Dawno temu na pewnym forum fantastyki ktoś mądrzejszy ode mnie zdradził sekret, iż wszelkie odgłosy wydawane przez postać paszczą, piszemy po myślniku z małej litery. Zaglądając do książek można zauważyć, że coś w tym jest.
przez co zachłysnęła się i zaczęła kaszleć.
Kolejne masło maślane.
Jeśli nie chcesz mnie zabić to może zaraza również mnie zabierze.
Wiem, o co chodzi, ale... Zdanie wydaje się dziwnie ścięte. Automatycznie mi się ono uzupełnia, kiedy je czytam: Jeśli nie chcesz mnie zabić, to odejdź, a może wtedy zaraza i mnie zabierze.
- Mógłbym cię zabić, ale nie zamierzam. – Rzuciłem niedbale – chcę za to zabrać cię ze sobą.
- Mógłbym cię zabić, ale nie zamierzam – rzuciłem niedbale. – Mam za to zamiar zabrać cię ze sobą.
Była za lekko ubrana do podróży, więc po drodze wziąłem sznur i przywiązałem ja do poręczy, by mi nie uciekła - kiedy będę wszystko pakował.
Po drodze do czego i skąd wziął sznur? Jakiej poręczy? Przed kiedy wystarczyłby zwykły przecinek.
usiadłem za nią z tyłu
A można usiąść za kimś z przodu? ;)
Naciągnąłem kaptur płaszcza mocniej na jej głowę, by nie uciekało przez nią ciepło jej ciała.
Dopiero za trzecim razem czytając połapałam się, że nią tyczy się głowy dziewczyny... Ale to może tylko ja tak mam.
"Na nocnym niebie chmury się kłębią.
Noc mnie ogarnia, pieści swą głębią.
Podmuchy wiatru liśćmi targają,
Szeleszczą, huczą, zawodzą, grają...
Chłód mnie przenika do szpiku kości...
Ciemność rozgrzewa - kocham Ciemności..."

William Blake

13
Znowu mnie dźgnął, tym razem by zadać mi głęboką ranę a jego twarz wyrażała bezgraniczną panikę.

Wiedział, znał ten stan. Tak dobrze mnie znał.
Pierwsze zdanie opisuje dziadka, a drugie narratora. Nie pasuje.
Z okrzykiem, który przypominał bardziej kobiecy pisk, osłabionego głęboką raną brzucha, wrzucił mnie do dziury w podłodze, gdzie znajdował się mój własny mały, dziecięcy loch.

Wychodzi, że tym osłabionym głęboką raną w brzuchu jest kobiecy pisk, choć gramatycznie też się nie zgadza. W drugiej części zdania mamy „mnie” i domyślam się, że ten stan dotyczy właśnie „mnie”, ale tego dopiero mogę się domyślić, kiedy do tego dojdę. Trzeba to przeredagować.
Smakowałem go już tej nocy niezliczone razy zachłanny w swej żądzy, niepowstrzymany.
…niezliczoną ilość razy...
Zwinny niczym kot, wzbiłem się w powietrze by już po sekundzie opaść na swą ofiarę.
Przecinek przed „by”.
Oczy rozszerzyły mu się z przerażenia, kiedy dotarło do niego, że nadszedł i na niego czas.
Powtórzone „niego” Trzeba zmienić.
kilku zębów z przodu i prawdopodobnie nie brał kąpieli od kilku tygodni
Powtórzone „kilku”. W drugim wypadku można zmienić na „wielu”.
Wystrzegaj się używania tych samych słów w bliskiej odległości, jeśli nie ma ku temu bardzo istotnego powodu.
Warknąłem ostrzegawczo wąchając jego szyję, po czym zlizałem z niej jego słony smak.
„jego” – jw.
Gdy ostatnie wybicia serca mężczyzny zabrzmiały jak głuche dzwony a jego ciało wyprężyło się w agonii, było ono już osuszone do cna.
Zarówno tutaj jak i w innych miejscach – przed „a” najczęściej potrzebny jest przecinek.
I nie wątpliwie tej części mnie się to podobało
niewątpliwie
Dziecięce lata na zawsze miały odbić się na moim dorosłym już stu dwudziestoletnim życiu.
Przed „już” przecinek.
Na horyzoncie ciemność zaczynała barwić się już na jaśniejsze smugi granatu zwiastujące rychłe nastanie dnia.

„barwić się już na jaśniejsze smugi granatu” - niezręcznie sformułowane
Powoli w mojej głowie również się rozjaśniało jakby wraz ze wschodzącym słońcem największy głód,
Przecinek przed „jakby”.
szalony i pozbawiony jakichkolwiek za hamowań.
zahamowań
tandet
A nie tętent?
Pogładziłem mimo to go pieszczotliwie po karku.
Mimo to, pogładziłem go pieszczotliwie po karku.
rzucając na ziemie
ziemię
pojmując własnym rytmem gęstą krew.
pompując? ujmując?
który chronił mnie przez dzień
...w ciągu dnia.
coś kontem oka
kątem
pognałem go by przyśpieszył nie miał mi tego za złe, uwielbiał biegać szybko.
Przecinek po przyspieszył. (na wszystkie braki przecinków nie zwracam uwagi, jest ich zbyt dużo)
Widziałem aż nad to tego,
nadto
na moje ramie
ramię
Czerwonego królestwa
Królestwa lepiej by wyglądało z dużym „K”.
Nie bała się, ale ja jej także.
Nie bała się, ale ja jej też (także) nie.
nie przejrzysta
nieprzejrzysta
odezwał się nie pewnie
niepewnie
- Nic od was nie chce
chcę

Zerknąłem na Twoją poprawioną wersję, do której dałeś link. Rzeczywiście, tam jest lepiej, ale ja mogę odnieść się tylko do tego, co mamy tutaj. Jest sporo błędów, nad którymi jak widać pracujesz (niektóre z nich już tam wyrugowałeś). I bardzo dobrze – zwłaszcza, że warto, gdyż pomijając je, jest to niezłe opowiadanie ze spokojnie, rozważnie skonstruowaną fabułą, nieźle zarysowanymi postaciami, dobrze napisanymi fragmentami i potrafiące zainteresować czytelnika. Czekam na ciąg dalszy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron