Jezu! Czemu pustka tak boli?
Zacznę od początku.
Poznałem ją w górach podczas wypadu z wspólnymi znajomymi. Niby migała gdzieś tam wcześniej, ale nie zwracałem uwagi. Kolejna dziewczyna, w żaden sposób nie wpadająca w oko. A tu nagle zaiskrzyło, wspólne wędrówki, wieczory przy piwie i zdałem sobie sprawę, że chyba warto. Ona też coś do mnie czuła. No i stało się. Po powrocie z gór zaczęliśmy się spotykać. Po tygodniu byliśmy już parą.
Sielanka nie trwała długo. P. miała bogatą przeszłość. Wielu byłych i tego jednego Wielkiego Byłego. Zaczynała o nich przebąkiwać, z jednym nadal się przyjaźniła, inni byli moimi kumplami z gór. Pojebana sytuacja. Na całego. Ale ja nie miałem dotąd dziewczyny… I czułem wielką potrzebę pokochania kogoś. Chciałem walczyć, pokonać demony przeszłości. Ale demony nie zamierzały łatwo odpuścić. Niby czaiły się w mroku i wyłaziły od czasu do czasu postraszyć tylko. Tak na prawdę to czekały na odpowiedni moment. ON czekał.
Przetrwaliśmy ponad trzy miesiące - magiczną barierę, przy której wszyscy byli wymiękli. Bywało ciężko. Momentami wszystko wisiało na włosku. Ale nie poddawałem się. Walczyłem każdego dnia, starałem się. Jak głupiec. Zakochany głupiec.
Godzina zero wybiła wczoraj. P. miała wrócić z pracy po dwudziestej trzeciej i mieliśmy pogadać chwilę przed snem. Ot, codzienny rytuał wynikający z tego, że mieszkamy w różnych miastach. Parę minut przed jedenastą napisała, że idzie na miasto i wróci później. Lampka ostrzegawcza zaczęła nieśmiało świecić, ale zignorowałem ją. Byłem już zbyt zmęczony. Napisałem tylko, żeby dała znać kiedy wróci do domu i że ją kocham. Pełne zaufanie. Zasnąłem.
Przebudziłem się w pół do trzeciej w nocy. Zobaczyłem wiadomość na telefonie.
„Śpisz?”
Odpisałem, że właśnie się przebudziłem. Spytała czemu z nią jestem. Głupie pytanie. Bo cię kocham kobieto? Odruchowo pytam co się stało, że zadaje takie pytania w środku nocy. Ona, że powie mi rano. Znowu zasnąłem.
Obudziła mnie dziś po szóstej. I zaczęło się. Seria cholernych smsów raniąca niczym pociski z karabinu maszynowego. Że na mnie nie zasługuje, że mam jej podać adres to wszystko mi odeśle, że przeprasza, że tak się to skończyło. Każda kolejna wiadomość uderza cię z siłą rozpędzonego pociągu. Boli. Bardzo. Opór stawiałem chyba bardziej instynktownie niż świadomie. Wkurzony sposobem w jaki to rozegrała napisałem, że tak się nie rozstaniemy i musi mi to powiedzieć prosto w oczy. Adresu też nie dałem. Napisałem, że kiedyś jej go dałem i niech sobie sama znajdzie. Odpisała krótko: „Dzięki”
Poszedłem pod prysznic. Ochłonąć, zebrać myśli, ogarnąć się. Pojawił się plan. Najpierw do niej do mieszkania, a później do pracy. Tak co by zdążyć przed czternastą i złapać ją jeszcze przed samym wejściem, gdyby nie było jej w domu. Była siódma, miałem zamiar pojechać na dwunastą busem. jeszcze co najmniej cztery godziny snu. Takiego wała! Już nie zasnąłem. Kręciłem się po pokoju niczym nerwowy pies z pełnym pęcherzem. W efekcie pojechałem o jedenastej.
Była w domu. Otworzyła jak gdyby nigdy nic. Wchodzę do środka, spodziewam się zastać Jego. Ale nie. Jest tylko jej rodzeństwo. Idziemy do kuchni. Robi herbatę. Rozmawiamy. Dowiaduję się, że sama do niego napisała. Tak po prostu, bez powodu. Nie wytrzymała. Prawie całą noc spędzili razem, driftowali samochodem po mieście i pewnie coś jeszcze. Nie dopytywałem co.
Musicie jeszcze wiedzieć, że Wielki Były dostarczał P. naprawdę solidną dawkę emocji. Mógł. Miał kasę od starych. Kochał ją mocno. Prawie ideał. Prawie, bo ją zdradził z dziewczyną jej brata. Wesoło? Czekajcie. To jeszcze nie koniec. Wracam do kuchni.
Pytam co z nami. Ona nie wie. Mówię, że jeśli mi powie prosto w twarz, że mnie nie kocha, odpuszczę. Nie mówi. W ogóle niewiele mówi, właściwie odpowiada półsłówkami. Jest jej wstyd. I dobrze.
Musi się szykować do pracy, przenosimy się do jej pokoju. Rozmowa staje się jeszcze bardziej ciężka. Niby nie mówi, że z nami koniec, ale próbuje mi oddać złote serduszko i sto złotych. Czuję się jakby mi rzucała tym w twarz. Odmawiam przyjęcia. W pewnym momencie, niby w żartach stwierdza, że mnie nie kocha. Wstaję i zaczynam się ubierać. Zgodnie z obietnicą. Mówi, że jednak kocha, ale nawet nie wstaje z łóżka. Ma dużo czasu. Zawiązanie glanów trwa dłużej niż w przypadku normalnych butów.
Żegnam się z jej siostrą i wychodzę na przystanek. Przychodzi po chwili. Nieudolnie próbuje zagadać. Teraz ja nie ułatwiam dialogu. Zbywam ją półsłówkami. Przyjeżdża autobus. Nadal nie idzie nam rozmowa. Nadal jestem zjadliwy. Już jestem prawie zdecydowany na ostateczną decyzję.
Rozstajemy się bez pożegnania.
Ale to nie koniec.
Idę do pobliskiego marketu. Kupuję mazak i blok ze sztywnymi kartkami. Siadam na wolnej ławce i zaczynam pisać, że z pełną premedytacją zachowywałem się tak, aby łatwiej jej było podjąć decyzję. Że nadal ją kocham, ale puszczam ją wolno, aby znalazła to czego szuka. Że nadal pozostanie w mym sercu. I na końcu, że jeśli jej się nie uda to może zadzwonić - pieprzona furtka. Ckliwie. tak cholernie żałośnie. Romantycznie. Wiem, że znowu to ja wykonuję ruch, ale nie mogę się powstrzymać. Idę do niej do pracy. Staję na środku i zaczynam przerzucać kartki patrząc jej w oczy. Przy drugiej mówi, żebym przestał i chowa się na zapleczu. Przestaję. Przez moment myślę, że wyjdzie do mnie. Nie wychodzi, delikatnie wygląda zza futryny. Odpuszczam. Podaję jej blok. Mówię, że to ważne. Odwracam się i wychodzę. W drzwiach jeszcze raz na nią patrzę. Ostatni.
Wróciłem do domu. I nadal nie mam pomysłu na zagospodarowanie czasu. Zasnąć nie mogę, biję się z myślami. Żadna gra nie sprawia mi frajdy, wyłączam po chwili. Myślę o niej. Nagle pisze. Pyta z kim ją obgaduję, bo ją uszy pieką? Zaprzeczam zgodnie z prawdą, że z nikim o niej nie rozmawiałem. Chyba nie wierzy. Trudno.
Przed chwilą napisała znowu. Zaczyna się usprawiedliwiać. Przypomina jak mówiła, że nie jest gotowa na związek i nie potrafi dotrzymać złożonych obietnic. Nawet sobie. Jeszcze nie odpisuję, nie mam pomysłu. Nie zacznę jej pocieszać. Nie mogę…
Przepraszam za formę. Za wszystko. Za to, że jest to bardziej użalanie się nad sobą niż normalny tekst. Oszczędzę wam podsumowania, bo stanie się to tylko bardziej subiektywne. Zróbcie z tym co chcecie. Doradźcie albo skrytykujcie.
Wasz wybór.
2
Pytanie, w czym my Ci tu mamy pomóc - z dziewczyną, czy z tekstem? o.Oszmeto pisze:Przepraszam za formę. Za wszystko. Za to, że jest to bardziej użalanie się nad sobą niż normalny tekst. Oszczędzę wam podsumowania, bo stanie się to tylko bardziej subiektywne. Zróbcie z tym co chcecie. Doradźcie albo skrytykujcie.
Wasz wybór.
(który nota bene technicznie nie jest zły)
3
Moim zdaniem to bardzo dobry tekst. Szczery i prawdziwy, a w zalewie wojowniczych elfów bezustannie walczących bogowie wiedzą (albo i nie) z kim, po co i dlaczego, to czyta się jednym tchem. Co czułeś, to napisałeś, bez krępacji i intelektualnej nadbudowy. I można się czepać do poszczególnych fraz czy interpunkcji, ale on będzie i tak ponad tym (choć interpunkcję to jednak popraw), bo jest w nim autentyczny człowiek jego rozterki, uczucia, autentyczna relacja, sprawozdawczość taka, z pewnej historii banalnej zapewne dla wielu, ale nie dla Ciebie. A jego chropowatość i pewne niedociągnięcia literackie przemawiają często na jego korzyść.
Po pewnym czasie, na zimno, będziesz mógł troszkę doszlifować, ale pamiętaj - nie za dużo i z wyczuciem.
I nie życzę, aby życie podsunęło Ci kolejny taki, pomimo jego niewątpliwych zalet.
Po pewnym czasie, na zimno, będziesz mógł troszkę doszlifować, ale pamiętaj - nie za dużo i z wyczuciem.
I nie życzę, aby życie podsunęło Ci kolejny taki, pomimo jego niewątpliwych zalet.
Ostatnio zmieniony pt 04 kwie 2014, 15:47 przez Gorgiasz, łącznie zmieniany 2 razy.
5
A ja, jeśli chodzi o stronę literacką, stanę w dokładnej opozycji do Gorgiasza.
Takie pisanie nie ma sensu. Historia owszem, życiowa, ale przez brak dystansu do świata przedstawionego i zbyt silny ładunek emocjonalny leżący u jej podłoża wychodzi koniec końców drętwo, banalnie i tandetnie. Mało to tego było w historii literatury...?
Nie próbuję tutaj deprecjonować przeżyć autora; ba, mało tego, w ogóle nie biorę tutaj przeżyć autora pod uwagę, bo mnie nic nie obchodzą. Literatura jako byt autonomiczny i samodzielny jest postrzegana niezależnie od osób ją tworzących. Kontekst biograficzny może być co najwyżej pomocnym w interpretacji (patrz Bargielska i jej nieszczęsne poronienie). A jako autonomiczna i samodzielna historia powyższy kawałek jest... słaby.
Natomiast, jak już pisałem, wcale niezły technicznie, w każdym razie da się czytać.
Zalewu elfów w ogóle nie uwzględniam, bo zalew elfów po prostu omijam szerokim łukiem
Takie pisanie nie ma sensu. Historia owszem, życiowa, ale przez brak dystansu do świata przedstawionego i zbyt silny ładunek emocjonalny leżący u jej podłoża wychodzi koniec końców drętwo, banalnie i tandetnie. Mało to tego było w historii literatury...?
Nie próbuję tutaj deprecjonować przeżyć autora; ba, mało tego, w ogóle nie biorę tutaj przeżyć autora pod uwagę, bo mnie nic nie obchodzą. Literatura jako byt autonomiczny i samodzielny jest postrzegana niezależnie od osób ją tworzących. Kontekst biograficzny może być co najwyżej pomocnym w interpretacji (patrz Bargielska i jej nieszczęsne poronienie). A jako autonomiczna i samodzielna historia powyższy kawałek jest... słaby.
Natomiast, jak już pisałem, wcale niezły technicznie, w każdym razie da się czytać.
Zalewu elfów w ogóle nie uwzględniam, bo zalew elfów po prostu omijam szerokim łukiem

6
To ja podejdę od swojej strony.
1. Zbyt późno nadajesz swojej bohaterce jednoliterową nazwę. Nie rozumiem tego zabiegu. Nie piszesz przecież tekstu w tonacji Kafki. Opowiadasz o kimś ważnym dla bohatera, o kimś, kto przestał być jakąś "P" i stał się Patrycją albo Pauliną, albo Pelagią, albo...
2. Niniejszym zdaniu pobłądziłeś stylistycznie. Czynność wyskakuje z statycznego katalogu rzeczy (umieszczonych poza czasem?
):
3. Wybrałeś narrację w pierwszej osobie. Używasz dość bogatego słownictwa i jednocześnie rzucasz mięsem. Powstaje kolaps. Wulgarność kojarzy się z ubóstwem mentalnym, brakiem refleksyjności, niewyrobionym językiem.
4. Bohater zachowuje się emocjonalnie, więcej, wybuchowo. Ale czytelnik się z nim nie utożsamia, bo brakuje przejścia od opisu do uzasadnienia reakcji. Dlaczego taką a taką sytuację uznaje za "pojebaną", czemu wykrzykuje "o Jezu!", a nie na przykład "k..wa!"?
5. Momentami myśli biegną nieskładnie.
6. Pomysł jest dość oklepany, wykonanie raczej słabe.
Na wszelki wypadek przepraszam autora za to, że potraktowałem tekst jako wypowiedź czysto literacką. To forum ma inne miejsca na wyżalanie się. Brakuje autonomizacji autora i narratora. Może warto napisać, że wypowiadający się przelewa swoje myśli na papier i więcej miejsca poświęcić uzasadnieniu (to znaczy pokazaniu kontekstu) takiej, a nie innej charakteryzacji językowej?
1. Zbyt późno nadajesz swojej bohaterce jednoliterową nazwę. Nie rozumiem tego zabiegu. Nie piszesz przecież tekstu w tonacji Kafki. Opowiadasz o kimś ważnym dla bohatera, o kimś, kto przestał być jakąś "P" i stał się Patrycją albo Pauliną, albo Pelagią, albo...
2. Niniejszym zdaniu pobłądziłeś stylistycznie. Czynność wyskakuje z statycznego katalogu rzeczy (umieszczonych poza czasem?

A tu nagle zaiskrzyło, wspólne wędrówki, wieczory przy piwie i zdałem sobie sprawę, że chyba warto.
3. Wybrałeś narrację w pierwszej osobie. Używasz dość bogatego słownictwa i jednocześnie rzucasz mięsem. Powstaje kolaps. Wulgarność kojarzy się z ubóstwem mentalnym, brakiem refleksyjności, niewyrobionym językiem.
4. Bohater zachowuje się emocjonalnie, więcej, wybuchowo. Ale czytelnik się z nim nie utożsamia, bo brakuje przejścia od opisu do uzasadnienia reakcji. Dlaczego taką a taką sytuację uznaje za "pojebaną", czemu wykrzykuje "o Jezu!", a nie na przykład "k..wa!"?
5. Momentami myśli biegną nieskładnie.
Powtórzenie.pokonać demony przeszłości. Ale demony
Czegoś między tymi zdaniami brakuje. Wstawiłbym 'Ale" na początek drugiego. Wcześniejsze "ale" zmieniłbym na "lecz" łączące dwa zdanie.postraszyć tylko. Tak na
Powtórzenie "że". W kolejnych zdaniach roi się od tych dwóch liter. Nie omija Cię też bylica (nadużywanie czasownika "być").że mieszkamy w różnych miastach. Parę minut przed jedenastą napisała, że
6. Pomysł jest dość oklepany, wykonanie raczej słabe.
Na wszelki wypadek przepraszam autora za to, że potraktowałem tekst jako wypowiedź czysto literacką. To forum ma inne miejsca na wyżalanie się. Brakuje autonomizacji autora i narratora. Może warto napisać, że wypowiadający się przelewa swoje myśli na papier i więcej miejsca poświęcić uzasadnieniu (to znaczy pokazaniu kontekstu) takiej, a nie innej charakteryzacji językowej?

7
Narracja się wykrzaczyła, czy ja czegoś nie zrozumiałem.Każda kolejna wiadomość uderza cię z siłą rozpędzonego pociągu.
Znam to uczucie – sam pisałem pod wpływem podobnych doznać, ba! Największe swoje dzieło tak napisałem. Ale wiesz, czego brakuje? Tego, żeby zmienić wybebeszanie w coś konkretnego. Zawsze można włożyć w to jakąś filozofię, coś uniwersalnego. Takie teksty najlepiej wychodzą po czasie – paru dniach zazwyczaj.
Stylistycznie trochę bym popracował, ale spokojnie – znam ten ból, wiem, że literatura z czasem zaczyna pomagać, a jako nośnik emocji jest niezastąpiona.
Wszystkim wierszoklejom polecam przed pisaniem:
B. Chrząstoska, S. Wysłouch: Poetyka stosowana
A. Kulawik: Poetyka
[img]http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/839/uzpc.jpg[/img]
B. Chrząstoska, S. Wysłouch: Poetyka stosowana
A. Kulawik: Poetyka
[img]http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/839/uzpc.jpg[/img]
8
Mnie się podoba, czuję się prawie jakbyś mi to opowiadał na żywo. Gdybyś w ten sposób przedstawił scenę rozmowy dwóch ludzi, z których jeden się żali - wtedy można by mówić o literaturze, tak jest raczej żalenie się, a my jesteśmy tym drugim człowiekiem. To nie jest kwestia żadnych zasad, granica jest płynna, ale na moją wrażliwość ją przekroczyłeś. Poza tym jest to oczywiście historia jakich wiele, przez co sama w sobie, bez żadnego kontekstu, ociera się o banał.
Tu powtórzenie.prawie zdecydowany na ostateczną decyzję
9
Dziękuję wszystkim za odpowiedzi, bez względu na podejście. Pomogły. Jeszcze raz przepraszam, że użyłem tego wątku dla prywaty.
Chciałbym teraz prosić adminów/moderatorów o usunięcie tego tekstu. Teraz na spokojnie, na trzeźwo, uważam że jest on zbyt intymny i istnieje ewentualność, że nie pozostanie anonimowy i może zranić bliskie mi w jakiś sposób osoby. Jeszcze raz przepraszam.
Chciałbym teraz prosić adminów/moderatorów o usunięcie tego tekstu. Teraz na spokojnie, na trzeźwo, uważam że jest on zbyt intymny i istnieje ewentualność, że nie pozostanie anonimowy i może zranić bliskie mi w jakiś sposób osoby. Jeszcze raz przepraszam.
10
W tekście jest on, który opowiada i ona, o której jest opowieść. I chociaż ona w tej opowieści (i w jego sercu) się rozpycha - robi różne rzeczy, mówi różne rzeczy, decyduje o tym, co będzie się działo - to tak naprawdę interesujący jest on, nie ona.
Bohater chce "kochać kogoś". Ale kogo? Kogokolwiek? Dlaczego ją wybrał? Bo się napatoczyła? Bo się zbliżyła (tak, to znak czasów - bardzo trudno o bliskość)? I to wystarczyło, żeby on zaczął dawać z siebie, walczyć, służyć? A co on chciałby otrzymać? Czego pragnie?
Mężczyźni tak są programowani: na wypełnianie zadań, na walkę, na służbę. I coś chcieliby wywalczyć, na coś zasłużyć. Ale sami nie wiedzą, na co i jak to ma wyglądać. Ilekroć pytam mężczyzn, jak chcieliby być kochani, to okazuje się, że oni sami tego nie wiedzą.
Jeśli to miałoby być rzeczywiście "wybebeszenie", to tego oczekiwałabym w rozwinięciu tekstu od bohatera - że przestanie patrzeć na zewnątrz, na nią, przestanie czekać po psiemu na rozkaz pani, a spojrzy do wewnątrz, w siebie i powie nie tylko, co ma do zaoferowania (bo tylko o tym mówi tekst), ale także, co chciałby dostać. Powinien to wiedzieć. I wszystkie "one" świata też powinny to wiedzieć.
[ Dodano: Pon 27 Sty, 2014 ]
A, i jeszcze jedno. Tak naprawdę tego się nie da wywalczyć ani na to zasłużyć. To można wyłącznie otrzymać, ot tak. Bo tak. Ale żeby otrzymać i móc przyjąć, trzeba wiedzieć, po czym to poznać. Wiedzieć, czego się pragnie.
Bohater chce "kochać kogoś". Ale kogo? Kogokolwiek? Dlaczego ją wybrał? Bo się napatoczyła? Bo się zbliżyła (tak, to znak czasów - bardzo trudno o bliskość)? I to wystarczyło, żeby on zaczął dawać z siebie, walczyć, służyć? A co on chciałby otrzymać? Czego pragnie?
Mężczyźni tak są programowani: na wypełnianie zadań, na walkę, na służbę. I coś chcieliby wywalczyć, na coś zasłużyć. Ale sami nie wiedzą, na co i jak to ma wyglądać. Ilekroć pytam mężczyzn, jak chcieliby być kochani, to okazuje się, że oni sami tego nie wiedzą.
Jeśli to miałoby być rzeczywiście "wybebeszenie", to tego oczekiwałabym w rozwinięciu tekstu od bohatera - że przestanie patrzeć na zewnątrz, na nią, przestanie czekać po psiemu na rozkaz pani, a spojrzy do wewnątrz, w siebie i powie nie tylko, co ma do zaoferowania (bo tylko o tym mówi tekst), ale także, co chciałby dostać. Powinien to wiedzieć. I wszystkie "one" świata też powinny to wiedzieć.
[ Dodano: Pon 27 Sty, 2014 ]
A, i jeszcze jedno. Tak naprawdę tego się nie da wywalczyć ani na to zasłużyć. To można wyłącznie otrzymać, ot tak. Bo tak. Ale żeby otrzymać i móc przyjąć, trzeba wiedzieć, po czym to poznać. Wiedzieć, czego się pragnie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
11
Jakoś nie lubię tej tematyki - ani w jedną ani w drugą stronę. Nie lubię czytać o sukach, wracających do ex, nie lubię czytać o facetach draniach robiących analogiczne rzeczy. Może dlatego, że to zbyt życiowe, banalne i nie nadające się na fikcję. No może gdyby kobieta po upojnej nocy ukradła ci brylanty i sprzedała sycylijskiemu mafiozie, którego kochanką była niegdyś - byłoby to w miarę ciekawe. Albo gdybyś ty (czy raczej główny bohater), żeby zapomnieć o swojej nieszczęśliwej miłości - wyjechał (w opowieści, na niby) na pięć lat w głąb amazońskiej puszczy. A później by się okazało, że główny bohater poznaje kobietę, która jest bliźniaczo podobno do tej dziewczyny, która go rzuciła...
Więcej wyobraźni
Więcej wyobraźni

12
Odsyłam do "Granicy". ;]Loony pisze:Jakoś nie lubię tej tematyki - ani w jedną ani w drugą stronę. Nie lubię czytać o sukach, wracających do ex, nie lubię czytać o facetach draniach robiących analogiczne rzeczy. Może dlatego, że to zbyt życiowe, banalne i nie nadające się na fikcję.
Albo do Colette. Albo Manna. Albo Libery. Albo Simenona. Albo Stendhala. Dalej mi się nie chce.

//Bron: "§ 4. Oceniamy tekst, a nie czyjś komentarz. Można wskazać błąd w czyimś komentarzu, lecz w sposób merytoryczny i konkretny – bez komentowania dalszej części opinii zawartej w poście."
Dla tego typu komentarzy istnieje "PW".
Ostatnio zmieniony pn 27 sty 2014, 10:29 przez Sepryot, łącznie zmieniany 1 raz.
13
Uzupełnię swoją wcześniejszą wypowiedź:
Kilka potknięć.
Przy kolejnej lekturze trochę raziły mnie zbyt krótkie zdania i równoważniki zdań. Teraz, jak rozumiem na spokojnie, mógłbyś jeszcze raz przyjrzeć się tekstowi i trochę go doszlifować, jednak nie na tyle, by stracił swoja autentyczność i chropowatość. Oczywiście do wszystkiego podchodzę z literackiego punktu widzenia.
Kilka potknięć.
„ze wspólnymi znajomymi”Poznałem ją w górach podczas wypadu z wspólnymi znajomymi.
„naprawdę”Tak na prawdę to czekały na odpowiedni moment.
Albo „jeszcze” dużą literą, albo przecinek.Była siódma, miałem zamiar pojechać na dwunastą busem. jeszcze co najmniej cztery godziny snu.
Tak...Ckliwie. tak cholernie żałośnie.
Przy kolejnej lekturze trochę raziły mnie zbyt krótkie zdania i równoważniki zdań. Teraz, jak rozumiem na spokojnie, mógłbyś jeszcze raz przyjrzeć się tekstowi i trochę go doszlifować, jednak nie na tyle, by stracił swoja autentyczność i chropowatość. Oczywiście do wszystkiego podchodzę z literackiego punktu widzenia.