Los bohatera

1
Opowiadanie <fanfick> potterowe ale bardzo proszę się nie zrażać :)



Zapraszam do tekstu i komentowania :lol:







-----

Pokój wspólny Gryffindoru prawdopodobnie jeszcze nigdy nie zaznał takiego szału radości. Koszmar ostatnich lat w końcu się skończył. Ostatni potomek Slytherina odszedł do przeszłości i to za sprawą nikogo innego jak tylko Gryfona. Ale ich bohatera nie było z nimi. Zniknął gdzieś już kilka godzin temu, ale mało kto się trudził by go poszukać. Bohaterem tej nocy miało być kremowe piwo.



Przez okna na szczycie wieży wpadały szare promienie blasku księżyca blado oświetlając siedzącego na parapecie z podkurczonymi nogami, Harry’ego Pottera. W dormitorium chłopców nie paliła się żadna lampa, a piec jako że nikt się nie zajął tym by wciąż ogrzewał zimne mury wieży, wygasł.



Rozległymi błoniami niknącymi w zachodzącym słońcu przechadzał się woźny szkoły. Z wysokości mogło się wydawać, że to Filch wędruje ze swoją kotką nie mogąc wytrzymać tego całego rabanu, a przeklinając to że nie może zrobić z uczniami porządku. Jednak to nie mógł być Filch i choć taka wiadomość Harry’ego by nie zasmuciła, to jednak złego licho nie bierze, a co najwyżej zmienia kubraczki. Tak więc w szkole jak nie Filch, to pojawiła się jego nader godna następczyni. Duch starszej kobiety powoli przemierzał ciemne już błonia, a krok za nią, na małym trójkołowym rowerku, ciągnąc wózek z zabawkami jechał jej synek. Dziecko jednak nie było roześmiane, a nienaturalnie ponure ze wzrokiem jakby pogrążonym w pustce. Woźna zmierzała ku opuszczonemu domkowi stojącemu tuż pod lasem.



Harry potrząsnął głową chcąc wyrzucić ten widok z głowy. Zaczął błądzić wzrokiem po ścieżkach wijących się gdzieś w dole. To skierował się nad jezioro, teraz tak spokojne iż niemal lustrzanie gładkie. To zaraz potem, mijając oświetlone złocistymi kwadratami światła wypadającego z zamkowych okien rabatki kwiatowe profesor Sprout, zawędrował wzrokiem ku domku Hagrida. Teraz tak ponurego z zabitymi oknami, czy wymarłymi grządkami dyń. Harry’ego coś ścisnęło w gardle. Pomyślał o Hagridzie i nagle poczuł się tak jakby jakaś niewidzialna ręka wdarła mu się do piersi i ścisnęła serce, a z każdą chwilą zaciskała się coraz bardziej. Po policzku Harry’ego spłynęła ciepła łza. Oczy zaszły mgłą tak, że już nie był w stanie rozróżnić czy patrzy na dom Hagrida, czy może gdzie indziej.



A między niewzruszonymi wieżami Hogwartu, w mroźnej nocy przedzierał się bolesny skowyt bezpańskiego psa. Bezpańskiego, a od chwili także bezdomnego. Przezroczysta sylwetka ducha kobiety przemknęła nad grządkami dyń.



Coś skrzypnęło i Harry’ego niemalże uderzył hałas hucznej imprezy dochodzący z pokoju wspólnego. Gryfoni najwidoczniej tej nocy nie mieli zamiaru zasnąć, to była ich pierwsza od dawna noc, niezmącona żadnym niepokojem.

Po chwili drzwi się cicho zamknęły i odgłosy zabawy ustały. Ktoś wszedł.

Harry szybko przetarł oczy rękawem i usilnie dławiąc w sobie łzy zaczął się uparcie wpatrywać w swoje kolana.

Neville nie odzywając się ani słowem, bezszelestnie usiadł na swoim łóżku i milczał.



W dole, pod Zakazanym Lasem powietrze swymi połamanymi gałęziami smagała rozwścieczona Wierzba Bijąca. Profesor Sprout, która próbowała ją ratować mówiła, że to prawdopodobnie jej ostatnia noc.



Odwrócił wzrok od okna i spojrzał na ciemny zarys Nevilla. Nie poruszał się, skamieniały siedział z głową pochyloną do przodu tak jakby usilnie chciał dojrzeć każdą nitkę ze swojej pościeli. Harry jeszcze chwilę temu nie chciał z nikim rozmawiać, ale teraz widząc tak posępnego Nevilla czuł, że powinien się odezwać, może tylko coś mruknąć a może porozmawiać. Przez chwilę ważył w myślach co powiedzieć, aż w końcu wykrztusił:

- Jak się czujesz? – aż drgnął słysząc z własnych ust taki banał.

Neville przez moment nawet się nie poruszył, tak jakby tego nie usłyszał. Po chwili jednak podniósł głowę i powoli podszedł do okna, przy którym siedział Harry. Nie odezwał się ani słowem, a tylko martwym wzrokiem zaczął się przyglądać błoniom. Harry również spojrzał za okno.

Daleko poza wieżą, gdzieś w dole przez zimną toń jeziora przebiły się końce wielkich macek kałamarnicy, zaraz jednak zniknęły w ciemnościach jakby spłoszone obcymi im powiewami chłodnego, nocnego wiatru.

- Harry – cicho zaczął Neville – Hermiona i Ron... Moja mama...Oni, oni przecież wszyscy odeszli... Ja jeszcze nigdy tak... Ale teraz nienawidzę życia – stwierdził, a w jego twarzy widać było i współczucie, i zrozumienie, ale i własny ból...

Harry ponownie poczuł jak coś go ściska za serce, jak wiąże mu gardło tak by nie mógł wykrztusić ani słowa. Kiwnął więc tylko ze zrozumieniem głową. Neville powoli osunął się po ścianie i usiadł na podłodze.

- Miałem rok gdy... gdy moi rodzice trafili do św. Munga , i ja tak naprawdę nigdy nie miałem rodziców, ale... Ale przynajmniej ich mogłem widzieć, miałem taką namiastkę – nagle urwał.

- Twoja mama jest gdzieś tam w górze i... i jest jej lepiej niż tu – powiedział z bladym uśmiechem Harry – Przynajmniej ja tak zawsze myślę o moich rodzicach. To dużo lepsze niż myśleć, że zostało nam coś odebrane.

- Babcia mówi, że w końcu skończyły się jej tortury, ze w końcu jest jej lżej... Ale...

- Tak wiem, przecież to boli... Bardzo boli... Wręcz piecze, ale musisz... musimy to znieść. To... To próba... – Harry nagle poczuł, że to, co mówi nie jest żadnym błahym pocieszeniem, a jest prawdą.

- Babcia mówi, że „śmierć to próba życia” ... Ale ja nie potrafię... – zawahał się – Harry... Ron i Hermiona, ja... Ja nie wiem, co powiedzieć, jest mi tak przykro... Ja też ich... Nie tak jak ty, ale czasami myślałem, że oni, że wy jesteście moimi przyjaciółmi... i... i teraz....

Harry spojrzał na niego z tak głębokim zrozumieniem, że nigdzie bliżej nie ma nikogo, kto czułby się aż tak podobnie jak on sam.

- Ale teraz... –urwał i spojrzał Harry’emu prosto w twarz.

- Tak... Teraz będzie zupełnie inaczej. Inaczej i pewnie zawsze gorzej. Ale to chyba nie o to chodzi by się poddać? - nie mówił już tego do Neville’a, a jakby do samego siebie. Patrząc na jasno błyszczące gwiazdy „coś” jakby nieznacznie i raczej nieporadnie, ale jednak próbowało podnieść go na duchu.

- Poddać... Harry, ty masz rację. Moi rodzice nigdy się nie poddali. Ale... Ale ja nie jestem taki jak oni... Jestem... – ciężko nabrał powietrza – Gorszy – mruknął najciszej jak tylko potrafił. Niedbale i aby tylko niezauważalnie, przetarł oczy krańcem szaty.

Harry odwrócił głowę od okna, a w jego oczach za cienkimi oprawkami okularów, stało współczucie. Nagle zapomniał o sobie i Neville wydał mu się o wiele bardziej pokrzywdzonym przez los.

- Nie... Nie. Wcale to nie jest tak, że jesteś gorszy. Możesz być tylko po prostu inny, ale to chyba... To raczej nie jest bycie gorszym, Neville.

- Jestem... – stwierdził z żalem.

- Nie jesteś! – Harry krzyknął – Przecież samo to czego dokonałeś mówi, że jesteś lepszy niż inni! Przede wszystkim gdyby nie ty, nie bylibyśmy tutaj. Poświęciłeś się Neville, dokonałeś wyboru... – westchnął ciężko i obrócił się ku oknu.

- Ale to przecież nic nie dało! Harry to wszystko było na darmo!

- Ale dokonałeś wyboru... To się liczy... I pamiętaj, twoja mama to nie jest twoja wina... Winny jest cały świat, ale nigdy ty... Winny jest ten cały nieład Neville... – wykrztusił to z siebie i przeszło mu przez myśl, że sam chciałby to od kogoś usłyszeć.



Teraz wszystko co jeszcze zamierzał wyrzucić z siebie wydało mu się zbędne, więc zamilkł. Para z jego ust malowała na szybie obłoczki, które po chwili spływały kroplami wijąc się jak łzy po twarzy.



Po drugiej stronie zamku, nad stadionem Qudittcha, którego nie sposób było dojrzeć z wieży Gryfonów, w bladym świetle księżyca spokojnie unosił się złoty znicz, jakby zdziwiony tym, że nikt nie chce go złapać.



W niezliczonych małych szybkach wielkiego okna pojawiały się co raz to nowe odcienie wschodzącego słońca. Szare, nocne błonia powoli zaczynały połyskiwać szronem w blasku słonecznych promieni. Harry powoli otworzył oczy. Na lewym policzku miał odciśnięty fragment framugi okna, a całe ciało sztywne i wymęczone jakby po całonocnym zmaganiu się z rozszalałą wichurą. Cicho ześliznął się z parapetu, prostując się poczuł wyraźną ulgę. Neville wciąż spał. Rozciągnięty na zimnej posadzce, lekko drgał z zimna. Harry okrył go jedynie kocem i ostrożnie by nie hałasować, zszedł do pokoju wspólnego. Jeszcze kilka godzin temu pełnego gwaru i radości, teraz pustego, ale jakby przesyconego gryfońską nadzieją na przyszłość...



Wierzbowe witki ostatkami sił chłosnęły powietrze zbijając ku ziemi natrętne, skrzydlate złotko. Po czym bezsilnie powoli opadły, a nad nimi wzeszło słońce, ale już nie dla nich.

-----

2
Słuchaj, nie zrażam się faktem iż jest to fanfick Harrego Pottera, wręcz przeciwnie - czytałam wiele, bardzo ciekawych przeróbek (szczerze, niektóre były nawet lepsze od tego co zaprezentowała pani R. w swoich książkach.



Twój tekst jest wyrwany z kontekstu, co razi, przynajmniej mnie.

Nie wiadomo, jak pokonany został Sam - WIesz - Kto :D, jak zginęli ROn i Hermiona. Po prostu taki tekst, bez większego sensu, zainspirowany twórczośćią Rowling.

Mimo to, nie jest to beznadziejne. Niektóre zdania są trochę niestylistyczne, ale nad tym zawsze można popracować - a warto, bo piszesz ciekawie. No, i nie zapominaj o przecinkach - ich brak zmienia wypowiedź. \

pozdrawiam 8)
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

3
Lan pisze:Słuchaj, nie zrażam się faktem iż jest to fanfick Harrego Pottera, wręcz przeciwnie - czytałam wiele, bardzo ciekawych przeróbek (szczerze, niektóre były nawet lepsze od tego co zaprezentowała pani R. w swoich książkach.



Twój tekst jest wyrwany z kontekstu, co razi, przynajmniej mnie.

Nie wiadomo, jak pokonany został Sam - WIesz - Kto :D, jak zginęli ROn i Hermiona. Po prostu taki tekst, bez większego sensu, zainspirowany twórczośćią Rowling.

Mimo to, nie jest to beznadziejne. Niektóre zdania są trochę niestylistyczne, ale nad tym zawsze można popracować - a warto, bo piszesz ciekawie. No, i nie zapominaj o przecinkach - ich brak zmienia wypowiedź. \

pozdrawiam 8)


Wszystko zależy od tego czego w tekście szukamy... Czy wybujałych wyobrażeń autora czy może jakiejś głębszej analizy "po fakcie".



Pozdrawiam,

Krips

4
ok, ale w takim razie ja nie wiem co chciałeś przekazać tym tekstem.



Wiele fanficków które czytałam były głębsze i pokazywały jak naprawdę należy żyć, z czego czerpać siłę i nie trzymały się dziecinnej reguły czarne jest czarne, a białe jest białe.



Według mnie, twój tekst nie przekazuje żadnych ważnych myśli. Mówi o tym, że Voldemort został pokonany, a wiele osób z otoczenia Harrego umarło i trzeba to jakoś przeżyć. - No, ale to moje zdanie.

pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron