Ucieczka - fragment mojej powieści psychologicznej. Uwaga tekst amatora! (to dopiero cząstka mojego drugiego "dzieła'' które nadal płodzę) Wstawiam je nie dlatego cby upewnić się że jest okej, tylko po to aby poprawić błędy któych nie dostrzegłem a tych zapewne jest masa.
-Już cię nie kocham - z pełnym opanowaniem powiedziałem żonie podczas śniadania, powoli jedząc jajecznice. Myjąc naczynia rzuciła na mnie dziwne spojrzenie mówiąc:
-[Imię bohatera. Jeszcze myślę nad odpowiednim] opowiadasz coraz to gorsze dowcipy.
-Naprawdę, nie kocham cię. Nie wiem czy kiedykolwiek cię kochałem.
-Lepiej skończ wygadywać te farmazony, bo talerz, który mam w ręku może nie fortunie spaść ci na łysiejącą głowę - powiedziała z coraz to większa złością wypisaną na twarzy.
- Ile znasz języków? Choć to nie jest aż tak istotne. Zapewne znasz Polski.
- Dobrze sie czujesz?
-Doskonale. Dziękuje, ale chyba u ciebie dostrzegam problem ze słuchem. A może to porostu zła interpretacja mojego wyznania z twojej strony. Nie żartuje, jestem śmiertelnie poważny. Nie kocham cię. Jedyne, co nasz łączy to nasz syn, którego wręcz przeciwnie. Kocham nad życie.
Żona, a w niedalekiej przyszłości rozwódka, posłała mi śmiertelne spojrzenie, które zarazem mnie przerażało a jednocześnie bawiło. Cóż za ambiwalencja! Czy jej pasowało takie małżeństwo? Co ja mowie, jakie małżeństwo, sterta łajna, która rosła z następnymi porwanymi kartkami z kalendarza. Smród wyłaniał się z tego niesamowity, a oprócz nas dwojga cierpiał nas syn, bliska rodzina i pies. Nawet pies! Nikt nie chciał biedaka wyprowadzać a karmiono go rzadko. Uciekł i dobrze. Zrozumiał powagę dramatu, w którym tkwił i nie chciał sie dłużej męczyć. A może go porwano? Był rasy cocker spanier, a jak wiadomo to piękne psy a my mieszkaliśmy nie na tyle niebezpiecznej dzielnicy, co dziwnej. Nasi sąsiedzi to typowi przedstawicieli klasy społecznej zwanej leń. Nie pracują, żyją z zasiłków, nie mają żadnego hobby oprócz picia wieczorami. Nie są niebezpieczni nawet w ułamku procenta, lecz za to uciążliwi. Ile razy wracałem późno z pracy to spotykając ich zapraszali mnie na swoje biesiady. Wybaczcie, ale ja rezygnuje. Jeśli chciałbym sie zabawić to zrobiłbym to ze swoimi znajomymi a nie z sąsiadami, których znam tylko z widzenia, wypiłbym dobrą, wishky a nie tanie piwo, które wywietrzało oraz wybrałbym porę, kiedy mam wolne od pracy. Czy oni tego nie rozumieją?! Mowie im to, co ich każdą wieśniacką posiadówkę a oni nadal robią swoje. Żyje w zwariowanym, świecie gdzie idiota mija się z obłudnikiem, hipokrytą bądź chamem. Co mamy dalej? No tak moja żona. Niby trudno dostrzec w niej wady. Miła, bardzo atrakcyjna, równie dziś jak w dniu naszego ślubu. Zaradna i pracowita. Zawsze panowała nad domowym chaosem. Nie chciałem żeby męczyła sie jakąkolwiek pracą, lecz ona inaczej nie potrafi. Ma wiele zainteresowań. Rzeźbi maluje, czasem pisze felietony i artykuły do jakiś małych gazet. To ten jej humanizm był twórcą mojego zauroczenia do Małgorzaty, lecz nad naszym małżeństwem od dawna podążał rozwód. Nasz związek opierał się na rozsądku, nie na sercu. Na obopólnej wygodzie. Jestem zadziwiony, że dostrzegłem to dopiero dziś. Że w ogóle to dostrzegłem.
Też musze zwiać jak nasz pupil, bo niestety nikt mnie nie porwie a zarazem uratuje od tego padołu nicości, monotonii oraz fałszu, który jest wszędzie zakrywając prawdę swoim tłustym cielskiem.
Małgorzata patrzyła na mnie z wypisaną trwogą w oczach a te nigdy nie kłamią. Po chwili zemdlała, z hukiem padając na podłogę. Momentalnie w kuchni znalazł się nasz syn, zaniepokojony hałasem. Mój kochany Michał.
- Co tu się dzieje?! Dlaczego matka leży na ziemi?!
- Zdjąłem jej opaskę z oczu mój synu.
-Co ty wygadujesz?! Ona jest nie przytomna! Co tu się dzieje?!
- Już ci mówiłem...
- Co? Pomóż mi.. albo lepiej już nic nie rób. Ty już dokonałeś swego.
Michał miał prawo zdenerwować się. Nieprzytomna matka w kuchni a obok ojciec, który ze stoickim spokojem spożywa posiłek udając, że nic się nie stało nie jest codziennym widokiem. Przeklinał na wszystko. Na mnie, na to, że z trudem podniósł matkę, na krzesło, o które o mało się nie wywrócił. Pozwalam mu przeklinać przy mnie. Oczywiście w granicach rozsądku. Przynajmniej nie tłamsi w sobie złych emocji, jasno mówi, co mu się nie podobna. Dzięki temu jest sobą. Podnosząc Małgorzatę, ta powoli przebudzała się z amoku, choć nadal majaczyła powtarzając:
- Twój ojciec zwariował. Twój ojciec zwariował.
Odprowadziwszy matkę do pokoju obok, nadal zdenerwowany i odrobinę zagubiony Michał zjawił się znów w kuchni
- Nie wiem, co tu się działo, ale potem musimy poważnie pogadać! Muszę już uciekać, bo jestem już spóźniony. Dziękuje ci wielce za naładowanie mnie pozytywną energią!
Wychodząc z domów mruczał tylko pod nosem - ‘’dom wariatów, dom wariatów’’.
Czyż moje wyznanie było aż tak szokujące? Byłem świadomy, że żona nie odbierze tego w spokoju, ale żeby od razu mdleć? Czy ona tego nie dostrzegała? Tego oszukanego związku, małżeństwa ciągniętego na siłę? I to ja tu podobno zwariowałem. Nie potrzebowaliśmy się w żadnym aspekcie życia. Ostatnio nawet z nią nie rozmawiam. Nasze relacje spadły praktycznie do zera, a te pozostałe opisałbym, jako koleżeńskie. Poranek małymi znakami podawał mi aluzje, że ten dzień będzie inny od pozostałych. Fundamentem tego stwierdzenia było obudzenie się obok żony w jednym łóżku. Może się to wydawać się śmieszne, ale nie dziele sypialni z Małgorzatą już od dawna. Wracając późno z pracy zazwyczaj zastawałem ją śpiącą przed włączonym telewizorem bądź książką u boku w salonie. O współżyciu nie będę wspominał, bo dosłownie nie ma, o czym. Jednak dziś było inaczej, zupełnie inaczej. Codzienne rytuały także umknęły. Zawsze, nawet, gdy mam wolne, po dźwięku budzika, który rozbrzmiewa równo o godzinie siódmej od razu wstaję pełen energii i ubieram się. Dzisiaj jednak uciąłem sobie drobną drzemkę. Mało tego, wstawałem mozolnie zakładając na siebie jedynie szlafrok. Co dzień kieruje się do łazienki, aby ogolić się, umyć twarz i włosy oraz załatwić potrzeby fizjologiczne. Zęby szczotkuje zaraz po śniadaniu, aby nieprzyjemny smak pasty nie mieszał się ze smacznym jedzeniem. W małym pooranym zamroczeniu spowodowany zapewne krótką drzemką pierwsze, co zrobiłem to umyłem właśnie zęby. W trakcie czyszczenia jamy ustnej zdałem sobie sprawę, że to nienajlepszy pomysł przed śniadaniem, dziwiąc się, dlaczego włożyłem szczoteczkę do ust. Patrząc w lustro dostrzegłem na mojej twarzy szorstki codzienny zarost, który wiecznie mnie drażnił. Goliłem się czasem dwukrotnie jednego dnia, jednak dziś mi nie przeszkadzał. Nawet przekonałem się do niego. Potem napełniłem wannę wodą, przygotowując się do kąpieli. Odkąd pamiętam brałem tylko prysznic i to wieczorem po pracy. Jestem ciągle zajęty i brakowało mi czasu na wylegiwanie się w wannie. Nie pozwalało mi na to także czyste lenistwo. Czekając, kiedy woda wypełni wannę zacząłem odczuwać inność tego dnia. Zachodziło mi za głowę, dlaczego zapomniałem o swoich pooranych czynnościach i zastępowałem je nowymi wykonując je wręcz automatycznie jakby były one codziennością i dlaczego w ogóle rozmyślam o tych błahostkach? Nie dawało mi to spokoju do czasu, kiedy kąpiel byłą gotowa, a wanna wypełniona pianą tylko prosiła, aby zanurzyć w niej ciało i odprężyć się nie rozmyślając o niczym. Powoli odczuwałem, że ten poranek nie będzie taki sam jak inne, jednak wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że zmiany, jakie nastąpią w moim życiu będą aż tak diametralne. A na początku chciałem tylko poprosić o sól.
Po tym wyzwaniu poczułem wielką ulgę. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Opisałbym go, jako uśmiech pewnego zwycięstwa. Poczułem jakbym zrzucił z barków ciężar. Jednak nie mogłem tego tak zostawić a męczenie śniadania dla odwleczenia rozmowy na nic się nie zda. Wstałem z powagą na twarzy i wyruszyłem w stronę salonu. Tam stan Małgorzaty uległ poprawie. Wróciły jej kolory, przestała majaczyć. Paliła papierosa i oglądała nasze stare zdjęcia ze ślubu, roniąc drobne łzy. Zrobiło mi się jej żal, przynajmniej normalną rozmową spróbuje zrekompensować jej moje chamstwo. Byłem szczęśliwy, że wydaliłem tą myśl. Zatruwała mnie od dłuższego czasu. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Dziś moja ślepota została uleczona a oczy ujrzały światło, jednak źle się czułem z myślą, że oczyściłem się kosztem uczuć mojej żony. Chwile się jej przyglądałem, kiedy spostrzegła się, że jestem w pokoju, usiadłem obok niej.
Po chwili milczenia wydusiła z siebie pierwsze słowa ocierając wilgotne policzki.
- Spójrz na tą fotografie. Patrz, jacy byliśmy wtedy szczęśliwi. Wtedy jeszcze miałeś bujne włosy, a ja byłam młoda. Każdy mówił ze pasujemy do siebie, tworzymy wspaniałą parę. To już minęło. Tworzyliśmy ładnie wyglądający związek, jednak piękny był tylko na zewnątrz. Obydwoje pomyliliśmy miłość z zauroczeniem, na dodatek tak było nam najłatwiej. Najwidoczniej nie byliśmy dla siebie stworzeni. Może faktycznie miałeś racje. Nasze małżeństwo od dawna jest puste niczym próżnia, pozbawione chemii bez cząstki namiętności. Męczyliśmy się nawzajem, nawet o tym nie wiedząc. Teraz czuje to, co ty. Chyba rozwód na ludzkich warunkach będzie najlepszym wariantem. Tylko jak powiemy to Michałowi?
Byłem w ogromnym zdziwieniu, że Małgorzata podzielała moje zdanie. Zamiast mentalnej kary dostawałem duchową rozkosz w postaci ulgi. Spływała we mnie jak wodospad. Ale niestety ulga jest chwilowa. Co powiemy Michałowi? Dlaczego się rozwodzimy? Droga jest bardzo kręta.
Wykazałem się prostolinijnie a jednocześnie w agresywny sposób. Nie wiem, co skłoniło mnie do tej decyzji. Jakby szatan opętał moją dusze i kierował moimi poczynaniami. A może to mój osobisty doradca duchowy na wzór Wolanda pokazujący prawidłową ścieżkę?
- Ja z nim pomówię. Już dość przeszłaś. Ja rozpętałem tą anarchie, i ja ją wytłumaczę. Jestem to winny tobie, jemu i sobie. Zapewne chcesz zostać sama, nie będę ci przeszkadzał.
Wychodząc, żona zatrzymała mnie tuż w progu mówiąc:
- Też jestem ci coś winna, nawet więcej niż sobie myślisz. Musze ci to powiedzieć. Pewnie dziwisz się, dlaczego płakałam? Nie ubolewam nad naszym związkiem. Ubolewam nad sobą, bo raniliśmy się wzajemnie. Zdradzałam cię. Zapewne to nie jest szokiem dla ciebie, ale chciałam ci to wyznać osobiście.
Skinąwszy głową odpowiedziałem krótko - ‘’wiem’’. Faktycznie nie było to dla mnie zaskoczeniem. Zaskoczeniem okazało by się, jeśli by o tym nie wspomniała. Nawet nie pytałem, z kim, kiedy i od jak dawna. To nie miało w tej chwili znaczenia. Czy podczas egzekucji ważne, kto jest katem? Musiałem wyrzucić tą nawałnice emocji, która przeszła przez nas wszystkich. Jest to trudne zadanie, jednak potrzebuje czystego umysłu przed spotkaniem z Jackiem.
[/i]
2
Hirek,
dobrze czujesz, że to jest tekst amatorski. Bardzo.
1. Trzeba uporządkować poprawność, ortografię i interpunkcję. Jest tego sporo - zwłaszcza pisownia "nie" (np. nie najlepszy) czasowników (np. rezygnuję - ę na końcu), TĘ nie tą itp, niepoprawne "Zachodziło mi za głowę" to zachodziłem w głowę
2. Dużo ważniejszy problem to nadanie temu, co piszesz, kształtu literatury - teraz niewiele jest z tego, co stanowi tworzywo opowiadania czy powieści.
Fabuła: praktycznie nie opanowałeś zdarzeń, rozpierzchły Ci się jak spłoszone myszy i piszcząc latają po wątkach. Niczego nie kontrolujesz - postaci, ich relacji i świata, który przestawiasz.
Poradziłabym tak: daleka droga przed Tobą. Ale do pokonania. Miętoszenie tego tekstu niewiele da - ot, pokażę Ci milion błędów rożnego rodzaju, jakie popełniasz.
Nie wiem, co i ile czytasz, ale radziłabym zacząć o aktywnego, uważnego czytania: zanalizuj sobie sceny z książki, zobacz jak są zbudowane.
Napisz od nowa krótką scenkę A na początku chciałem tylko poprosić o sól.
Napisz tak, żebym zobaczyła dwoje ludzi, którzy nagle zrozumieli, ze sie nie kochają.
POKAŻ TO! Ale nie opowiadaj ich biografii - pokaż ich zachowanie w TYM momencie.
dobrze czujesz, że to jest tekst amatorski. Bardzo.
1. Trzeba uporządkować poprawność, ortografię i interpunkcję. Jest tego sporo - zwłaszcza pisownia "nie" (np. nie najlepszy) czasowników (np. rezygnuję - ę na końcu), TĘ nie tą itp, niepoprawne "Zachodziło mi za głowę" to zachodziłem w głowę
2. Dużo ważniejszy problem to nadanie temu, co piszesz, kształtu literatury - teraz niewiele jest z tego, co stanowi tworzywo opowiadania czy powieści.
Fabuła: praktycznie nie opanowałeś zdarzeń, rozpierzchły Ci się jak spłoszone myszy i piszcząc latają po wątkach. Niczego nie kontrolujesz - postaci, ich relacji i świata, który przestawiasz.
Poradziłabym tak: daleka droga przed Tobą. Ale do pokonania. Miętoszenie tego tekstu niewiele da - ot, pokażę Ci milion błędów rożnego rodzaju, jakie popełniasz.
Nie wiem, co i ile czytasz, ale radziłabym zacząć o aktywnego, uważnego czytania: zanalizuj sobie sceny z książki, zobacz jak są zbudowane.
Napisz od nowa krótką scenkę A na początku chciałem tylko poprosić o sól.
Napisz tak, żebym zobaczyła dwoje ludzi, którzy nagle zrozumieli, ze sie nie kochają.
POKAŻ TO! Ale nie opowiadaj ich biografii - pokaż ich zachowanie w TYM momencie.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
3
Zgadzam się z Nataszą w całej rozciągłości.
Tekst wrzuciłeś za szybko na forum, należało go zostawić na kilka dni a potem jeszcze raz przeczytać najlepiej na głos.
Chciałbym bardziej zwrócić uwagę na błędy logiczne. Reakcje bohaterki nie przystają do tego co mówi. Na szokujące wyznanie, że mąż ją nie kocha rzuca tylko dziwne spojrzenie, a potem mdleje. Szybko dochodzi do siebie i zgadza się z mężem co do ich związku. Jeżeli ktoś mdleje po takim wyznaniu nie doszedłby raczej tak szybko do takich wniosków. Po drugie na końcu przyznała, że zdradzała. To znaczy, że wiedziała lub przeczuwała jak może potoczyć się ich małżeństwo. Dlaczego więc mdlała na początku ?
Widzę też nieścisłości w myśleniu bohatera albo raczej w opisie jego wewnętrznych rozterek. Wszystko opisujesz jako "myśl", w kilku przypadkach zastąpiłbym to "przeczuciem". Najpierw miał przeczucie, że coś się nie zgadza, że jest kiepsko, że rutyna go dobija itp. Potem go olśniło i wtedy już myśli o rozwodzie.
Zaciekawił mnie opis sąsiadów. Napisałeś, że "nie są niebezpieczni nawet w ułamku procenta". Spróbuj im zabrać zasiłek, z którego żyją to się przekonasz
Sprawa omdlenia. To raczej poważna rzecz. Kobieta mdleje, upada i uderza głową w posadzkę/dywan. Pół biedy jeżeli to jest puchaty dywan, bo jeżeli to jest twarda posadzka to może się stać bardzo niespieczenie. A tu nic się nie dzieje - nawet opatrunku nie dostała.
Na końcu piszesz o jakimś Jacku? Kim on jest? W tekście nic o nim nie ma. Czy to oznacza, że bohater jest gejem? Swoją drogą to by było ciekawe zakończenie
Tekst wrzuciłeś za szybko na forum, należało go zostawić na kilka dni a potem jeszcze raz przeczytać najlepiej na głos.
Chciałbym bardziej zwrócić uwagę na błędy logiczne. Reakcje bohaterki nie przystają do tego co mówi. Na szokujące wyznanie, że mąż ją nie kocha rzuca tylko dziwne spojrzenie, a potem mdleje. Szybko dochodzi do siebie i zgadza się z mężem co do ich związku. Jeżeli ktoś mdleje po takim wyznaniu nie doszedłby raczej tak szybko do takich wniosków. Po drugie na końcu przyznała, że zdradzała. To znaczy, że wiedziała lub przeczuwała jak może potoczyć się ich małżeństwo. Dlaczego więc mdlała na początku ?
Widzę też nieścisłości w myśleniu bohatera albo raczej w opisie jego wewnętrznych rozterek. Wszystko opisujesz jako "myśl", w kilku przypadkach zastąpiłbym to "przeczuciem". Najpierw miał przeczucie, że coś się nie zgadza, że jest kiepsko, że rutyna go dobija itp. Potem go olśniło i wtedy już myśli o rozwodzie.
Zaciekawił mnie opis sąsiadów. Napisałeś, że "nie są niebezpieczni nawet w ułamku procenta". Spróbuj im zabrać zasiłek, z którego żyją to się przekonasz

Sprawa omdlenia. To raczej poważna rzecz. Kobieta mdleje, upada i uderza głową w posadzkę/dywan. Pół biedy jeżeli to jest puchaty dywan, bo jeżeli to jest twarda posadzka to może się stać bardzo niespieczenie. A tu nic się nie dzieje - nawet opatrunku nie dostała.
Na końcu piszesz o jakimś Jacku? Kim on jest? W tekście nic o nim nie ma. Czy to oznacza, że bohater jest gejem? Swoją drogą to by było ciekawe zakończenie

4
Nie chciałbym być niedelikatny (choć pewnie będę), ale nie zauważyłem żadnego związku z psychologią. I nie musisz pisać „mojej” - to oczywiste.fragment mojej powieści psychologicznej.
To jasne, nie ma przed czym ostrzegać. Zawodowcy raczej nie wstawiają tu tekstów do weryfikacji. Zresztą już trzy pierwsze zdania świadczą o tym najdobitniej.Uwaga tekst amatora!
A dlaczego? Czyżby to było oczywiste?Wstawiam je nie dlatego cby upewnić się że jest okej,
Z tym zgadzam się całkowicie. Na przykład: „nie fortunie” - „niefortunnie”. Jedno słowo, dwa błędy.błędy któych nie dostrzegłem a tych zapewne jest masa.
Ten dialog nie jest zły. Jest tragiczny. Ludzie ze sobą tak nie rozmawiają, zwłaszcza w takiej sytuacji. Tu nie ma co poprawiać. Po prostu postaraj się wniknąć w „ich skórę”, poczytawszy przedtem kilkadziesiąt (co najmniej) podobnych sytuacji u różnych autorów, posłuchaj jak różni ludzie w takich i podobnych sytuacjach ze sobą rozmawiają (parę lat Ci na tym zejdzie) i może Ci się uda. Zakładając hipotetycznie, że zechcesz trzymać się tego gatunku literackiego.-Już cię nie kocham - z pełnym opanowaniem powiedziałem żonie podczas śniadania, powoli jedząc jajecznice. Myjąc naczynia rzuciła na mnie dziwne spojrzenie mówiąc:
-[Imię bohatera. Jeszcze myślę nad odpowiednim] opowiadasz coraz to gorsze dowcipy.
-Naprawdę, nie kocham cię. Nie wiem czy kiedykolwiek cię kochałem.
-Lepiej skończ wygadywać te farmazony, bo talerz, który mam w ręku może nie fortunie spaść ci na łysiejącą głowę - powiedziała z coraz to większa złością wypisaną na twarzy.
- Ile znasz języków? Choć to nie jest aż tak istotne. Zapewne znasz Polski.
- Dobrze sie czujesz?
-Doskonale. Dziękuje, ale chyba u ciebie dostrzegam problem ze słuchem. A może to porostu zła interpretacja mojego wyznania z twojej strony. Nie żartuje, jestem śmiertelnie poważny. Nie kocham cię. Jedyne, co nasz łączy to nasz syn, którego wręcz przeciwnie. Kocham nad życie.
„mowie” – znów jedno słowo i dwa błędy, tylko tutaj jeden to zwykłe niechlujstwo.
„pooranym” - podejrzewam, że miało być porannym
Ja rozumiem, że w wieku osiemnastu lat, nie możesz mieć pojęcia, jak kobiety reagują w takich sytuacjach. TYLKO DLACZEGO USIŁUJESZ O TYM PISAĆ ???Po chwili milczenia wydusiła z siebie pierwsze słowa ocierając wilgotne policzki.
- Spójrz na tą fotografie. Patrz, jacy byliśmy wtedy szczęśliwi. Wtedy jeszcze miałeś bujne włosy, a ja byłam młoda. Każdy mówił ze pasujemy do siebie, tworzymy wspaniałą parę. To już minęło. Tworzyliśmy ładnie wyglądający związek, jednak piękny był tylko na zewnątrz. Obydwoje pomyliliśmy miłość z zauroczeniem, na dodatek tak było nam najłatwiej. Najwidoczniej nie byliśmy dla siebie stworzeni. Może faktycznie miałeś racje. Nasze małżeństwo od dawna jest puste niczym próżnia, pozbawione chemii bez cząstki namiętności. Męczyliśmy się nawzajem, nawet o tym nie wiedząc. Teraz czuje to, co ty. Chyba rozwód na ludzkich warunkach będzie najlepszym wariantem. Tylko jak powiemy to Michałowi?
Nie będę poprawiał błędów, których jest zbyt wiele, w tym elementarnych. Ortografia, literówki. To możesz i powinieneś zrobić samemu. Podpisując się pod uwagami Nataszy dodam taka radę: nie pisz „powieści psychologicznej”, naprawdę w twoim wieku niewiele wie się o życiu, relacjach między dorosłymi ludźmi, ich reakcjach i uczuciach w trudnych sytuacjach etc. Oczywiście, może się zdarzyć wyjątek, wrażliwy nastolatek, którego rodzina przeżyła taki dramat, a on obdarowany nieprzeciętnymi zdolnościami potrafił o tym opowiedzieć. Ty nim nie jesteś. Sam również tego nie przeżywałeś jako strona. I to widać, piszesz o czymś, o czym nie masz pojęcia i to nie może być dobre. Zmysłu obserwacji codziennego życia również nie posiadasz w dostatecznym stopniu, ale z fantazją może już być lepiej, ponieważ stwarzasz iluzoryczne wymiany zdań i opisy sytuacji i w innym gatunku możesz się sprawdzić. Zmień tematykę, nie wiem na jaką, to Ty musisz wybrać, ale na pewno taką, która nie wymaga znajomości choćby podstaw psychologii. I na początek poleciłbym krótsze formy, nie od razu powieść, opowiadanie byłoby właściwsze.