Złączeni bólem

1
Topiłem się we fali łez ,
Wzbierał się we mnie smutek.
Na podole niezrozumienia
Szepczące, szemrające głosy
Cisnęły we mnie
Wyniszczającą myśl.
I gdy na skraju wyczerpania
Stałem tuż nad przepaścią,
Niemal gotów rzucić się
W otchłań zapomnienia…
Pojawiłaś się Ty
Jakbyś wyrosła wprost z ziemi
Lub też sfrunęła z niebios
Odepchnęła z całą siłą
Z nadchodzącego fatum.
Poczułem nagle, że wszystko zniknęło
Wokół mnie była tylko czysta biel
I nasza wspólna wymiana wzroku,
Zamarłego jak kamień
Tliła się w nich nadzieja
Nadzieja na odparcie mroku
Nasze serca skute razem
Biły w jednej piersi
Czy była to noc czy dzień
Nasze myśli wypełnione jutrem
Wschodem słońca,
Porannym pocałunkiem,
Wspólnym dniem,
I tym dotykiem
Aksamitnym, pożądającym, rozpalającym
Nasze ciała do czerwoności….
Lecz w tej miłości,
Właśnie w tej miłości
Tkwił kujący szczegół
Bo mimo uczuć
Wzniosłych, radosnych
Dających spełnienie nie jednych marzeń
Jest toksyczny jad
Który truł nas od początku,
Lecz w zapomnieniu i uniesieniu
Trudno dostrzec tego.
I z siłą impetu poczuliśmy
Jak trzaskające fale o skały
Rozwalały nasza miłość
Ulega ona zatruciu w cieniu
W mroku dobra
Nic nie da się zrobić
Żyć z dala od Ciebie
Cierpieć na odległość
Czy cierpieć blisko Ciebie,
Co byśmy nie wybrali,
Jak bardzo się kochali.
Nie ma jutra bez Ciebie,
Ale też nie ma jutra z Tobą
Boże, Boże gdzie byłeś
Gdy mogły się nasze losy spleć wcześniej
Pozostawiłeś nas na wygnaniu
Na cierpieniu w sercu i duszy
Już nigdy nie zaznamy spokoju
Proszę Cię więc o jedno
By śmierć nas połączyła…
ODPOWIEDZ

Wróć do „Poezja biała”