Łzy Niebios - prolog [fantasy]

1
Krótkie słowo wstępu - nie czuję w sobie duszy pisarza i jestem świadomy, że oczami poety ten tekst może sobą reprezentować zabawnie niski poziom. Apeluję jednak do spojrzenia na to przez inny pryzmat - ze świadomością, że chętniej zostałbym scenopisarzem niż poetą :wink:

Opowiadanie złożone z krótkich scenek sukcesywnie kontynuuję (na swoim blogu) i będę wrzucał raz na jakiś czas jego fragmenty.

____________________________________________________________________________________________________________________

Prolog


WWW"I nastał dzień wyczekiwany przez lud ziemski, którego przeklęte brzemię ciążyło nad bluźniercami. Dzień, w którym egzystencji tego świata wypełnionego zepsuciem miał nastać kres."

WWWNiedowierzanie? Czy to właśnie czuły te kreatury? Ich szeroko wytrzeszczone oczy martwo wbite w jedno miejsce mówiły za nich. Panika, bo któż zachowałby spokój w chwili takiej jak ta? Ci, którzy nieprzytomnie stali patrząc na obraz horroru dziejącego się przed nimi, z trudem mogliby sobie wyobrazić obraz piekła, które ujrzą na tych parę ostatnich godzin przed śmiercią.

WWWWstrząsy wywabiły ludzi z ich domów. Miejsc, które zwali azylem i w których czuli się bezpieczniej. Co za ironia, że tym razem, żeby czuć się bezpieczniej, musieli je opuścić… co za ironia, że to co widzieli, wcale ich nie uspokoiło.

WWWNa środku ulicy, przebijając się przez asfalt, wyrosły jak z pod ziemi mieniące się złowrogimi, czarno-czerwonymi barwami dziwaczne kolce emanujące nienaturalnym gorącem, jedne wielkości latarni ulicznych, inne rozmiarem przypominające auta. Z pomiędzy tych piekielnych stalagmitów, które nieustająco zdawały się rosnąć, wypływała powoli zastygająca lawa, tworząc niewielkie jezioro. Wokół niego ludzie zbierali się w dużych odległościach… i ze strachem wytrzeszczali te swoje durnawe, zakłamane ślepia. Czy to ich tak przeraziło?

WWWNie. To, co wprawiło ich w osłupienie, była ogromna, gadzia łapa, która wyłoniła się z jeziora i wbiła czarne, długawe pazury głęboko w asfalt. A co wywołało w nich tak przeraźliwy obłęd? Co sprawiło, że rozbiegli się wbiegając na siebie nawzajem?

WWWZapewne widok demoniej czaszki, leniwie wyłaniającej się z sadzawki. Gdy odciekła z niej lawa, ci, którzy mieli odwagę się przyjrzeć, zauważyli kości pyska i pomiędzy nimi coś, co wyglądem przypominało zwęglone mięśnie i kawałki kruczoczarnych łusek. Ale najbardziej przeraźliwym elementem tego widoku były niewątpliwie czerwone światła w oczodołach wypełnione gniewem i chęcią mordu.

WWWW ułamek sekundy do uszu tych żałośnie bezbronnych chucher dotarł piekielny ryk, równie zawistny co oczy demona, wraz z którym wybrzmiewały odgłosy cierpiących dusz.
– „Uhm thar Beleth!” – wychrypiał demon, wyciągając się do pasa z piekielnej sadzawki. Wraz z jego przekleństwem, klatki piersiowe tych, którzy w naiwności lub niemocy pozostali zbyt blisko, eksplodowały szkarłatem, rozdzierając ubrania i zostawiając jedynie zakrwawione żebra, przez które wiatr swobodnie przelatywał. W jednym momencie okolica zamieniła się w czerwony od rozrzuconej krwi horror, a na ziemię padło nie mniej niż setka zwłok.

WWWW chwile później, czując wyraźniej zapach ludzkiej krwi, demon wyszedł całkowicie, odsłaniając całe swe koszmarne wcielenie. Stał na dwóch przeogromnych kopytach, równie czarnych co jego pazury, a całe ciało wyglądało, jakby kości swobodnie wychodziły z masy mięśni i łusek. Posturą sięgał czterech metrów, mimo że był zgarbiony i pochylony. Masywny i odrażający demon, ze skrzydłami z samych kości wyrastających z pleców zostawiał czarny, dymiący ślad w miejscu, gdzie stąpnął kopytem.
Ruszył leniwie w stronę zwłok, które chwytał w paszcze i rozszarpywał zakrzywionymi kłami. Pochłaniał ciała jedno za drugim, przerażająco wygłodniały. A gdy wyczuł strach i panikę człowieczej kreatury chowającej się za rogiem lub uciekającej w panice, ciskał w nią żywym ogniem, zamieniając całą okolice w pogorzelisko, a każde życie w pobliżu w zwęglone pozostałości.

WWWPrzemierzał ulice, nieustannie czując w powietrzu zapach tysiąca słabych istnień. Stąpał powoli, zwiastując zagładę każdemu człowiekowi, który jeszcze niespełna godzinę temu wiódł spokojne, względnie szczęśliwe życie. Niszczył pobliski teren z zastraszającą szybkością, mocą, której widok zmuszał do jednej, dudniącej myśli – ten demon jest wcieleniem zagłady. W kilka minut połowa miasta przestała istnieć. Eksplozje ognia, jego słupy i wiry niszczyły budynki, pojazdy i ludzi. Obracały w popiół ich mieszkania, marzenia, wartości, plany, nadzieje i poczucie bezpieczeństwa, jednak przede wszystkim w popiół obracały się ich ciała.

WWWWidzieli ci, jak beznadziejna jest walka i jak bardzo bezsilni są w obliczu demona, którzy próbowali się mu przeciwstawić. Wszelkie kule z broni, które w niego trafiały, nawet jak nie odbijały się od jego ciała, zwyczajnie nie były przez niego zauważane. Trafienie bazooką pozostawiało niewielki ubytek w jego ciele, który już po chwili zasklepiał się i zrastał w płomieniach. Czołg, który ruszył w jego stronę, zdołał go co najwyżej odrzucić siłą ciosu, jednak w sekundę później, wystawiając demonią łapę w jego stronę, ryknął raz jeszcze: „Uhm… thar… BELETH!”. Jedyne, co po tych słowach wydostało się z lufy opancerzonej maszyny, to powoli skapująca krew załogi.

WWWDemon podniósł swe łapy, zacisnął pazury, wypiął dumnie pierś i zwrócił swój łeb w stronę nieba, które niedawno spowiły chmury siarki, czarne i czerwone, równie złowieszcze, co jego przeraźliwy krzyk, donośniejszy i bardziej gniewny z każdą chwilą, a z jego ciała unosić zaczęły się szalejące płomienie.

WWW„JAM JEST BELETH, BIES PIEKIELNYCH CZELUŚCI! ZAPAMIĘTACIE ME IMIĘ W OBLICZU ŚMIERCI, WY BEZSILNE, MIZERNE ŚCIERWA!” – następne słowa, złowieszczo bluźniercze, wezwały z jego pyska setki niespokojnych, niemal bezkształtnych, czerwonych duchów. Złapały się one pazurami ziemi, by nie odlecieć i jeden po drugim wyruszały w pogoń szukając człowieka, w którego wnikały i wypalały od środka w jasnym blasku.

WWWA ci, którzy ucieczką chcieli zapewnić sobie przetrwanie, odkryli, że runiczne znaki wyryte ciasno w okręgu wokół miasta są źródłem absurdalnie wysokiej ściany żywego ognia, sięgającego do samych niebios. Nie było zatem ratunku dla nikogo. Kobiety i mężowie, dorośli i dzieci, poczciwi ludzie i złoczyńcy, wszyscy doznali śmierci w bolesnych, piekielnych płomieniach w przeciągu dnia od pojawienia się demonicznego bytu i jego duchów.

WWWA to miasto nie było jedyne, które spotkał taki los…
Ostatnio zmieniony śr 30 kwie 2014, 14:07 przez brunonbane, łącznie zmieniany 2 razy.

2
brunonbane pisze:Ci, którzy nieprzytomnie stali patrząc na obraz horroru dziejącego się przed nimi, z trudem mogliby sobie wyobrazić obraz piekła, które ujrzą na tych parę ostatnich godzin przed śmiercią.
Coś gmatwasz.
nieprzytomnie stali patrząc - stali nieprzytomnie? Czyli niby jak? Czy miało być: stali, patrząc nieprzytomnie?
stali, patrząc na obraz horroru i mogliby sobie wyobrazić obraz piekła - Dwukrotnie używasz słowa obraz i dwukrotnie niepotrzebnie, bo patrzyli na horror i mogli wyobrazić sobie piekło, a nie ich obrazy.
parę ostatnich godzin przed śmiercią - albo parę, albo ostatnich
brunonbane pisze: Ich szeroko wytrzeszczone oczy martwo wbite w jedno miejsce mówiły za nich.
Ich /.../ oczy /.../ mówiły za nich - nie za pięknie.
brunonbane pisze: Miejsc, które]/b] zwali azylem i w których]/b] czuli się bezpieczniej. Co za ironia, że tym razem, żeby czuć się bezpieczniej, musieli je opuścić… co za ironia, że to co widzieli, wcale ich nie uspokoiło.

Zadbaj o różnorodność składniową. Nie powtarzaj tych samych konstrukcji.

brunonbane pisze:Na środku ulicy, przebijając się przez asfalt, wyrosły jak z pod ziemi mieniące się złowrogimi, czarno-czerwonymi barwami dziwaczne kolce emanujące nienaturalnym gorącem, jedne wielkości latarni ulicznych, inne rozmiarem przypominające auta.

To jest zdanie-potwór. Nie wypełza spod ziemi, ale i tak straszy. Czym? Najpierw bykiem ortograficznym. Potem nagromadzeniem określeń. Kolce:
1. przebiły się przez asfalt na środku ulicy,
2. wyrosły jak spod ziemi - całkiem niepotrzebne, bo skoro przebiły się przez asfalt, to wiadomo, że spod ziemi,
3. złowrogie, czarno-czerwone i dziwaczne,
4. emanujące nienaturalnym gorącem
5. jak latarnie uliczne albo auta.
Kolce przypominały auta? A jakie?
Matko i córko! Mniej, mniej, mniej! Tu jest informacji na trzy zdania! Posegreguj wiadomości i spróbuj napisać to samo inaczej, w trzech zdaniach.

brunonbane pisze:Z pomiędzy tych piekielnych stalagmitów, które nieustająco zdawały się rosnąć, wypływała powoli zastygająca lawa, tworząc niewielkie jezioro.

kolejny byk ortograficzny - spomiędzy
tych - niepotrzebne
nieustająco zdawały się rosnąć - To rosły czy nie?
wypływała powoli zastygająca lawa - wypływała powoli czy powoli zastygała?
lawa zastygała w jezioro? Zastygła lawa kojarzy mi się z czymś stałym, nie płynnym, a właśnie stałym, więc nie "jeziorowatym". :)

brunonbane pisze:Wokół niego ludzie zbierali się w dużych odległościach… i ze strachem wytrzeszczali te swoje durnawe, zakłamane ślepia.

Kolejne zgrzytające zdanie. Pogrubione miejsca są do poprawy.

brunonbane pisze:Z pomiędzy tych piekielnych stalagmitów, które nieustająco zdawały się rosnąć, wypływała powoli zastygająca lawa, tworząc niewielkie jezioro. Wokół niego ludzie zbierali się w dużych odległościach… i ze strachem wytrzeszczali te swoje durnawe, zakłamane ślepia. Czy to ich tak przeraziło?

zaimki - nie używamy w takim natężeniu.
Co przeraziło ludzi? Z tego co napisałeś wynika, że te swoje durnawe, zakłamane ślepia.

brunonbane pisze:To, co wprawiło ich w osłupienie, była ogromna, gadzia łapa, która wyłoniła się z jeziora i wbiła czarne, długawe pazury głęboko w asfalt

I znowu błąd w podkreślonym fragmencie.
W osłupienie wprawiła ich ogromna, gadzia łapa, która wyłoniła się...

Podsumowując - wiele pracy przed Tobą, by te zdania były jasne i eleganckie. Na razie są jak piekielne stalagmity wynurzające się z lawy - oczyść je.

Apokaliptyczna wizja zagłady miasta nawet do mnie przemawia, bestia rodem z piekieł - też. Jednak pomysł ugrzązł na poziomie zdań, ich przeładowania, nieporadności składniowej i stylistycznej.

Życzę powodzenia w przyszłości.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

3
Hoho, poczułem się jak w Wielkanoc kilka lat temu - wiadro zimnej wody w twarz ;D

Ale dziękuję za rzetelną i bezkompromisową analizę - nie byłem świadomy takiej ilości niedociągnięć. Jeżeli będę to kontynuował, to zadbam o wyeliminowanie wspomnianych błędów i niejasności.

Zatem... zabieram się do roboty!

4
Bruno :)
Tak się zastanawiam czy barwy mogą być czarno-czerwone. W zasadzie czarny to nie kolor, to raczej brak koloru.

I dlaczego oczy ludzi były zakłamane?
Skąd wziął się czołg i bazooka?
Dlaczego "kreatury" ? W sumie cóż ci biedni ludzie zrobili złego?

5
Augusta pisze: Tak się zastanawiam czy barwy mogą być czarno-czerwone. W zasadzie czarny to nie kolor, to raczej brak koloru.
Śmiało założyłem, że czarny to również barwa :).
I dlaczego oczy ludzi były zakłamane?
Dlaczego "kreatury"? W sumie cóż ci biedni ludzie zrobili złego?
Jest to związane ze stosunkiem do ludzi jaki przestawia to opowiadanie. W dalszych jego częściach jest to wytłumaczone :)
Skąd wziął się czołg i bazooka?
Zwyczajnie - ludzie starali stawiać się opór.

6
Oj ja się nie znam, ale to musiało być chyba amerykańskie miasteczko - w polskim bazooki nie uświadczysz. Mogłoby teoretycznie być w Rosji - czołgi i owszem ale bazooka nadal mi nie pasuje. Co do zakłamanych oczu i kreatur - przyjmuję wytłumaczenie :)

7
Bazooke proponuje zastąpić określeniem, granatnik, wyrzutnia, czy konkretnym typem, rgppanc-7 (rpg-7), carl gustav M3, AT4 czy jakimś innym obecnie używanym. Potocznie używa się określenia bazooka do wszystkiego czym można popsuć czołg, ale w opowiadaniu to kiepsko wygląda.
Czołg nie bardzo może odrzucić siłą ciosu, najwyżej najechać, próbować miażdżyć potwora gąsienicami. A najlepiej strzelić, a sam wybuch pocisku może odrzucić.
Krew wyciekająca przez lufę, to bardzo widowiskowe, ale nawet rozerwana załoga, co się często zdarza, nie wycieknie przez lufę.
"...wystawiając demonią łapę w jego stronę..." nie za specjalnie brzmi, wywal demonią.
Nikt od razu nie staje się noblistą, nabieraj wprawy i z dystansem do tego co tworzysz, wszyscy zaczynają fatalnie. A dzisiaj, niektórym można gratulować wydanych książek :mrgreen:
Nieposłuszeństwo jest podstawą wolności, posłuszni muszą być niewolnicy.
Nam patriotom szabla i być może mogiła. Wam niewolnicy kajdany i zasłużone knuty.

8
którego przeklęte brzemię ciążyło nad bluźniercami
Trochę nielogiczne. Jeśli coś jest przeklęte, to nie powinno ciążyć nad bluźniercami, ale sprawiać im uciechę. Zarówno „przeklęte brzemię” jak i „bluźnierca” są z jednej, wspólnej bajki – co z tego, że (w naszym pojęciu) pejoratywnej czy złej.
Czy to właśnie czuły te kreatury?
Rozumiem, że kreatury to ludzie. Wszyscy ludzie; jeśli nie na całym świecie, to przynajmniej w tym mieście. Już na wstępie oskarżasz w czambuł wszystkich, bez dania racji, bez żadnego uzasadnienia. Bo są „be” i już. Nieprzekonujące i ociera się o infantylizm.
Wstrząsy wywabiły ludzi z ich domów. Miejsc, które (...)
Przed „Miejsc” wstawiłbym przecinek zamiast kropki; to jest bezpośrednia kontynuacja myśli z pierwszego tutaj zdania.
długawe pazury głęboko w asfalt.
Napisałbym „długie”.
Zapewne widok demoniej czaszki, leniwie wyłaniającej się z sadzawki.
To „demoniej” - niby formalnie w porządku, ale nie brzmi najlepiej. Wolałbym „czaszki demona”.Przed „czaszki" można by wstawić jeszcze jakiś paskudny przymiotnik.
Ale najbardziej przeraźliwym elementem tego widoku były niewątpliwie czerwone światła w oczodołach wypełnione gniewem i chęcią mordu.
A te czerwone światła to skąd? Wewnętrzne zasilanie elektryczne posiadał? Paliły się żarówki, diody itp? Logiczniej by było wyposażyć go w płonące czerwienią oczy; bardziej naturalnie żeby to się przedstawiało.
dotarł piekielny ryk, równie zawistny co oczy demona,
Ryk był zawistny? I oczy też? A o co były zawistne? I kto by punktem odniesienia? Ginący ludzie?
a na ziemię padło nie mniej niż setka zwłok.
Zwłoki – to ciała pozbawione życia. A przecież pozostały tylko zakrwawione żebra, więc nie zwłoki, co najwyżej szkielety.
a każde życie w pobliżu w zwęglone pozostałości.
Durny ten demon. Był głodny, a jak z człowieka pozostało tylko zwęglone pogorzelisko, to czym biedaczek miał się posilić?
Widzieli ci, jak beznadziejna jest walka (...)
Jacy „ci”? Początek do przeredagowania. Może być np. „Ludzie/Wszyscy widzieli...
Wszelkie kule z broni,
Kule zawsze pochodzą a jakiejś broni; ręcznie się ich nie rzuca. Wystarczy tu jedno słowo; np. „Pociski”.
nawet jak nie odbijały się od jego ciała
nawet jeśli nie odbijały się od jego ciała
od jego ciała, zwyczajnie nie były przez niego zauważane. Trafienie bazooką pozostawiało niewielki ubytek w jego ciele,
Powtórzone „ciało”. Trzeba przeredagować.
chmury siarki, czarne i czerwone,
Chmury siarki są raczej żółte.
„JAM JEST BELETH, BIES PIEKIELNYCH CZELUŚCI! ZAPAMIĘTACIE ME IMIĘ W OBLICZU ŚMIERCI, WY BEZSILNE, MIZERNE ŚCIERWA!” – następne słowa, złowieszczo bluźniercze,
A na czym polega bluźnierstwo w przedstawionych słowach demona? Generalnie bluźnierstwo odnosi się do jakiegoś sacrum, a tu o niczym takim nie ma mowy.
że runiczne znaki wyryte ciasno w okręgu wokół miasta są źródłem absurdalnie wysokiej ściany żywego ognia, sięgającego do samych niebios.
Imię tego demona (podobnie jak i innych) oraz ogólnie genealogia tego, co rozumiemy pod tym pojęciem, wywodzi się z kultury, teologii czy mistyki judaizmu i jego imię jest osadzone w języku starohebrajskim i można mu przypisać konkretne znaczenia. Natomiast runy pochodzą z innego kręgu kulturowego (głównie nordycko – germańskiego) i nie wiążą się z imieniem demona i z judaizmem. To jest sztuczne i rażące. Każda fikcja winna być jednak osadzona w jakimś spójnym systemie pojęć, a takie pomieszanie, świadczy przede wszystkim o pewnym niezrozumieniu tych tematów i przypadkowym poszukiwaniu efektów.
To nieco podobne potknięcie, jak to, które – bardzo trafnie – wskazał Guno Albus: iż z lufy czołgu może wypływać krew. Konstrukcja wieżyczki i działa to uniemożliwia. A tutaj uniemożliwiają to pewne aspekty z ogólnego kulturoznawstwa czy nawet językoznawstwa, bądź mitologii. Brzmi efektownie, ale jest nie do przyjęcia, chyba, że wprowadzamy całkowity absurd.

9
Hm, dziękuję za kolejne rady i wskazówki - tekst aktualnie przeszedł... gruntowną przemianę.
którego przeklęte brzemię ciążyło nad bluźniercami
Bluźnią - zatem są przeklęci. W moich oczach to jest logiczne.
Rozumiem, że kreatury to ludzie. Wszyscy ludzie; jeśli nie na całym świecie, to przynajmniej w tym mieście. Już na wstępie oskarżasz w czambuł wszystkich, bez dania racji, bez żadnego uzasadnienia. Bo są „be” i już. Nieprzekonujące i ociera się o infantylizm.
Infantylność to BARDZO poważny zarzut. Stosunek do ludzi pokazany w prologu nawiązuje do myśli przedstawionej w dalszych rozdziałach.
A te czerwone światła to skąd? Wewnętrzne zasilanie elektryczne posiadał? Paliły się żarówki, diody itp? Logiczniej by było wyposażyć go w płonące czerwienią oczy; bardziej naturalnie żeby to się przedstawiało.
Przede wszystkim - to jest fantastyka. Jego oczy nie płonęły czerwienią. To ewidentnie były światła w pustych oczodołach. Myślę, że to nie jest wizja autora, z którą nie można się pogodzić bez ironicznych docinków.
Ryk był zawistny? I oczy też? A o co były zawistne? I kto by punktem odniesienia? Ginący ludzie?


Niektóre rzeczy trzeba sobie dopowiedzieć, na wyjaśnienie innych poczekać do kolejnego oddziału. Ten demon był ZŁY, tak bardzo ZŁY, że aż wypełniony bezpodstawną zawiścią.
Zwłoki – to ciała pozbawione życia. A przecież pozostały tylko zakrwawione żebra, więc nie zwłoki, co najwyżej szkielety.
W moim zamyśle były to ciała, które miały odsłonięte żebra. Głowa - kompletna, ręce - kompletne, nogi także. Tylko klatka piersiowa odsłaniała pusty w środku szkielet, którego wnętrzności... eee... eksplodowały?
Widzieli ci, jak beznadziejna jest walka (...)
Jacy „ci”? Początek do przeredagowania. Może być np. „Ludzie/Wszyscy widzieli...
Widzieli ci, jak beznadziejna jest walka i jak bardzo bezsilni są w obliczu demona, którzy próbowali się mu przeciwstawić.
Chmury siarki są raczej żółte.
W tej fantastyce mistyczne zło panujące na świecie sprawiło, że są czarne i czerwone.
A na czym polega bluźnierstwo w przedstawionych słowach demona? Generalnie bluźnierstwo odnosi się do jakiegoś sacrum, a tu o niczym takim nie ma mowy.
"Kiedy demon bluźni? Kiedy otwiera pysk."
Imię tego demona (podobnie jak i innych) oraz ogólnie genealogia tego, co rozumiemy pod tym pojęciem, wywodzi się z kultury, teologii czy mistyki judaizmu i jego imię jest osadzone w języku starohebrajskim i można mu przypisać konkretne znaczenia. Natomiast runy pochodzą z innego kręgu kulturowego (głównie nordycko – germańskiego) i nie wiążą się z imieniem demona i z judaizmem. To jest sztuczne i rażące. Każda fikcja winna być jednak osadzona w jakimś spójnym systemie pojęć, a takie pomieszanie, świadczy przede wszystkim o pewnym niezrozumieniu tych tematów i przypadkowym poszukiwaniu efektów.
Istnieje zylion fantastyk, w których pojawiają się jednocześnie runy i demony. I ludzie czytają je bez kręcenia nosem i tak niepotrzebnie głębokich refleksji.
To nieco podobne potknięcie, jak to, które - bardzo trafnie - wskazał Guno Albus: iż z lufy czołgu może wypływać krew. Konstrukcja wieżyczki i działa to uniemożliwia. A tutaj uniemożliwiają to pewne aspekty z ogólnego kulturoznawstwa czy nawet językoznawstwa, bądź mitologii. Brzmi efektownie, ale jest nie do przyjęcia, chyba, że wprowadzamy całkowity absurd.
Załóżmy, że siła eksplozji ciał uszkodziła część wewnętrznych mechanizmów czołgu. O tak, to była bardzo silna eksplozja.

Z całą resztą się zgadzam, szczególnie z niedociągnięciami wskazanymi przez Gulo_Albus i ponownie dziękuję za wasz poświęcony czas.
Prolog przeszedł parę gruntownych przemian (głównie odnośnie okropnych błędów stylistycznych, które słusznie zauważyła dorapa) i jeżeli uważacie, że jest to dobry pomysł, to zamieszczę tutaj poprawioną wersję. Co wy na to?

10
Umieszczaj, tylko jako nowy temat i z dwutygodniową karencją.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”