Przeczytajcie i oceńcie.
(…) ·Niektórzy mówią, że nie ma nienormalnych ludzi, wariatów. Ponoć całe zło, jakie spotyka ludzi na świecie pochodzi od nich samych i jest wynikiem złego „systemu”, chęci posiadania władzy i rządzy pieniądza, ale… co z tymi, którzy krzywdzą innych dla zaspokojenia swoich rządz, które często nie mają nic wspólnego z dobrami materialnymi? Nie czują respektu przed państwem, władzą czy kościołem. Nie liczy się dla nich stan psychiczny czy fizyczny ofiary.
Bardzo ciężko zidentyfikować taką osobę, czasem jest to 30 letni dewiant, wychowywany przez matkę lub babkę, która całe życie nad nim dominowała. Niejednokrotnie taka osoba posiada lekkie upośledzenie psychiczne, co dodatkowo skutkuje większą siłą fizyczną. Innym obrazem mordercy jest często wykształcony mężczyzna, wzorowy ojciec i maż, zazwyczaj biznesmen. Ktoś, kto w życiu osiągną już wszystko. Sukcesy na polu zawodowym i rodzinnym tworzą pustkę, którą wypełniają spełnianiem swoich rządz. Tacy ludzie uwielbiają mieć władzę nad innymi, świadomość posiadania czyjegoś życia w swoich rękach, sprawia, że czują się wyjątkowo, doznają uczuć, na które nigdy nie mogli liczyć ze strony rodziny czy pracy. Dodatkowo możliwość pogrywania z policją pozwala im się wykazać inteligencją, co przenosi się na wzrost ego napastnika. To tylko niektóre z powodów działań morderców. Do tego dochodzą tak prozaiczne powody popełnienia przestępstwa jak na przykład chęć wzbogacenia się. Prawda jest także naprawdę nigdy do końca nie wiadomo, co kieruje mordercą, a często oni sami nie potrafią zdefiniować swoich uczuć i określić, dlaczego postępują tak a nie inaczej(...)
Santa Muerte, Piotr Pawlikowski
23 maja 1996, Lublin
Jedno z Lubelskich osiedli, typowe dla miast wschodniej części polski u schyłku XX wieku. Bloki z szarej płyty, pozostałości po czasach komunistycznych, blokowiska, każde inne a wszystkie takie same. Tysiące ludzi udających się nad ranem do pracy niczym roboty. Większość z nich pogodziła się ze swoim losem bycia nikim, jedyne, co ich definiuje to wypłata w okolicach 10 dnia każdego miesiąca. Do tego dzieci. Jeśli mają szczęście być w rodzinie która jest bogatsza to udało się im dostać do jednej z renomowanych liceów w centrum miasta. Reszta z nich uczy się życia w pośrednich szkołach, gdzie od wczesnych lat młodości mają styczność podążaniem za pieniądzem oraz przemocą. Tysiące sposobów żeby zarobić. Rzadko kiedy legalnie lub w zgodzie ze swoim sumienie. Większość zarobionych pieniędzy przeznaczają na imprezy lub po prostu alkohol i używki. Znaczna część z nich korzysta z alko terapii na murkach, w bramach i piwnicach. Rodzice nie mają czasu i sił by pilnować swoją latorośl lub po prostu nie chcą widzieć tego co się dzieje na osiedlach.
Właśnie w takich realiach rodzą cudowni ludzie, muzycy, artyści, wybitni informatycy. Diamenty oszlifowane przez życie. Części z nich uda się coś osiągnąć, resztę pochłonie osiedle, odwyki i przedwczesne rodzicielstwo. Nie mniej w tym wszystkim jest druga strona medalu. W przyrodzie musi być równowaga. Więc co jakiś czas rodzą się ludzie, którzy od małego mają swój sposób na postrzeganie świata. Przejawiają nieuzasadnioną brutalność, którą okraszają sporą dawką inteligencji. Nieciekawi świata zwykłych ludzi, nieczuli na krzywdę innych. Bardzo zmotywowani, sukces zawodowy, zapewnienie niezależności, to nie cel to droga do wyższych celów. Taki właśnie jest nasz bohater.
Tomek , syn Zbigniewa pracownika w fabryce URSUS oraz bezrobotnej Ireny, gospodyni domowej. Student filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, właśnie zaczynał 3 rok i przymierzał się do pisania pracy licencjackiej. Powszechnie znane było jego krytyczne podejście do personelu uczelni. Nie lubił kościoła, wiara nie miała dla niego żadnego znaczenia. Kościół to instytucja, a księża to pracownicy, nie święci. Pedofile i dewianci. Tak czy inaczej musiał kogoś wybrać na swojego promotora. Nieoczekiwanie jeden z księży poważnie zachorował i zajęcia z filozofii miały zostać poprowadzone przez niejakiego Piotra Pawlikowskiego. Autor kilku książek, absolwent Kulu z zawodu specjalista od medycyny sądowej, doceniany tanatolog, współpracujący z wieloma oddziałami policji w Polsce i Europie, współtwórca grupy Archiwum X. Bardzo prędko panowie przypadli sobie do gustu. Wykładowca zgodził się prowadzić młodego studenta. Szybki wybór tematu pracy. Wielogodzinne dyskusje nt morderstw oraz sposobów uchwycenia zabójcy, dyskusje o znaczeniu śmierci i jej wpływie na ludzką psychikę.
Nikt nie mógł się spodziewać że znajomość tych dwóch panów będzie zapalnikiem dla późniejszych wydarzeń. Wiedza zdobyta od starszego nauczyciela pozwoliła młodemu studentowi zrobić to, czego nikt się nie spodziewał. Nawet On sam.
1 Stycznia 1997
Dzień Nowego roku. Dla Tomka dzień jak każdy innych, nie świętował, nie imprezował. Sylwestra spędził na lekturze „Modus operand sprawców zabójstw” oraz przeglądaniu profili seryjnych zabójców ze stanów w latach 40 i 50 XX wieku. Ku jego niezadowoleniu musiał w nowy rok opuścić mieszkanie. Ojciec, jako że był wciąż pijany, wysłał go do kolegi po narzędzia, które były mu potrzebne następnego dnia w pracy. · ·Podły humor, siarczysty mróz i wszechobecny syf, pozostałość po sylwestrze dawały się we znaki. Pół dnia zmarnowane na jazdę komunikacją miejską. To wszystko sprawiało, że Tomek, choć, na co dzień spokojny dziś wyraźnie był wyprowadzony z równowagi. Po ponad godzinnej jeździe i odebraniu potrzebnych narzędzi udał się w drogę powrotną. Niestety jeden autobus właśnie uciekł, na szczęście był następny, ale musiał się przesiąść w okolicach lubartowskiej w inny numer. Pierwsza część trasy minęła szybko i bez problemu. Tomek w oczekiwaniu na następny autobus postanowił się schronić w holu jednej z kamienic. Wiedział, że nie jest to najbezpieczniejsza dzielnica lublina, lecz chęć ogrzania się była dużo większa niż strach przed niebezpieczeństwem. Stojąc przy drzwiach wyjściowych usłyszał chrapanie, na początku zignorował ten dźwięk, ale powtarzające się pochrapywanie i steki w końcu przykuły jego uwagę. Najdziwniejsze, co mu się wydało to to, że dźwięki nie dochodzą z żadnego mieszkań a z dołu, z piwnicy. Zszedł powoli po skrzypiących drewnianych schodach, w jednej chwili uderzył go powiew chłodu i odór uryny. Śpiącym okazał się zwinięty w kulkę zwykły pijak, owinięty w stare łachmany i leżący na kawałku tektury. W tej samej chwili spoglądając na niego, zdał sobie sprawę, że są całkiem sami, stał na nim bacznie go obserwując. Burza myśli. Tomek był zdania że nie można usprawiedliwiać pijaków, niebyło mu go żal, sądził, że sam zgotował sobie taki los. Jego ojciec też pił i często się awanturował w domu, więc darzył pijaków pogardą. Nie mógł teraz odejść, myśleć o autobusie i powrocie do domu. Teraz jego zła natura dała o sobie znać, od razu postanowił, że zrobi śpiącemu krzywdę. Moment szybszy niż myśl i już wiedział co zrobi. A może od zawsze ten plan był w jego głowie? Nie było w nim podniecenia, tylko chłodna kalkulacja. Ocenił wielkość ofiary, wiedział, że nie może tu stać w nieskończoność. Śpiący niespokojnie się poruszył. To było szybkie i pewne, przydusił klatkę piersiową kolanem i zanim pijak się zorientował palce tomka oplotły jego szyje. Oczywiście wyniszczony alkoholem organizm starał się bronić, wierzgał, kopał i starał się zrzucić napastnika z siebie.Miał wzrok jak krowa, która próbowała wyjść z bagna. Chęć uwolnienia i walka o każdy łyk powietrza spowodowały nieoczekiwany obrót sprawy. Zamachowiec się zawahał, ofiara nie chciała umierać, pozwolił się zrzucić na ziemię. Wiedział, że jest źle i musi to zakończyć jak najszybciej. Pijak krztusił się zimnym powietrzem, przypominał trochę wyciągniętą z wody rybę. Powoli odzyskiwał normalny kolor twarzy, który wcześniej przeszedł niemal w purpurę. Na swoje nieszczęście Tomek przypomniał sobie o narzędziach, które miał w plecaku a o których pijak nie mógł wiedzieć. W jednej chwili napastnik doskoczył do torby i chwycił a ciężki klucz hydrauliczny. Zamierzył się tylko raz, trafiając prosto w skroń, pijak zemdlał w tym samym momencie. Słychać było tylko ciche rzężenie a oczy uciekły w tył głowy, tak że teraz było widać białka gałek ocznych spod niedomkniętych powiek. Wszystko trwało mniej niż 3 minuty. Tomek nie mógł się opanować, Trząs się cały a w głowie była tylko jedna myśl. Teraz nie ma odwrotu, wstał i choć stał niepewnie na drżących nogach wymierzył jeszcze dwa ciosy, jeden w głowę drugi w klatkę piersiową. W momencie dobijania przeciwnika, nie czuł już strachu tylko ekscytację, swoistą euforię, czuł się spełniony i zadowolony z siebie. To była dobra śmierć, uderzenia tępą strona klucza nie pozostawiały śladów krwi. To był jego dziewiczy taniec, taniec ze śmiercią, w mroźny dzień w śmierdzącej ludzkimi i szczurzymi odchodami piwnicy.
Zwłoki przykrył kartonami, uważając żeby nie zostawić na nich odcisków, w końcu, po co ta cała wiedza, wiele nieprzespanych nocy nad kryminalistyką. Spakował w plecak klucz, jeszcze chwilę przyglądał się swojemu dziełu. Odwrócił się ku wyjściu i spojrzał w górę, napotkał małe świecące się oczka, był to szczur. Przez chwile patrzyli na siebie, po czym Tomek opuścił kamienicę, wychodzą w śnieżna zawieruchę. Wsiadł w pierwszy lepszy autobus i jeszcze pół dnia jeździł bez celu po mieście rozmyślając o tym, co się stało. Cieszył się, był dumny z siebie, ale wiedział, że następny raz będzie lepiej dopracowany, wyselekcjonowane ofiary, dobry plan i przygotowanie bez miejsca na pomyłki.
Szczury weszły pod karton, lgnęły do ciepła. Czuły zapach śmierci i krwi, która już nie krążyła. Największy, przywódca stada podszedł do ust denata, zlizując zaschniętą krew z kącika ust ofiary. To była uczta dla poddanych, król szczurów zostawił swoje dziedzictwo na pożarcie a był to dopiero początek jego historii.
2
(…) •Niektórzy mówią, że nie ma nienormalnych ludzi, wariatów. Ponoć całe zło, jakie spotyka ludzi na świecie pochodzi od nich samych i jest wynikiem złego „systemu”, chęci posiadania władzy i rządzy (żądzy) pieniądza, ale… co z tymi, którzy krzywdzą innych dla zaspokojenia swoich rządz, (jak wyżej, do tego powtórzenie) które często nie mają nic wspólnego z dobrami materialnymi? Nie czują respektu przed państwem, władzą czy kościołem. Nie liczy się dla nich stan psychiczny czy fizyczny ofiary.
Bardzo ciężko zidentyfikować taką osobę, czasem jest to 30 (trzydziestoletni)letni dewiant, wychowywany przez matkę lub babkę, która całe życie nad nim dominowała. Niejednokrotnie taka osoba posiada lekkie upośledzenie psychiczne, co dodatkowo skutkuje większą siłą fizyczną. Innym obrazem mordercy jest często wykształcony mężczyzna, wzorowy ojciec i maż, zazwyczaj biznesmen. Ktoś, kto w życiu osiągną już wszystko. Sukcesy na polu zawodowym i rodzinnym tworzą pustkę, którą wypełniają spełnianiem swoich rządz (żądz). Tacy ludzie uwielbiają mieć władzę nad innymi, świadomość posiadania czyjegoś życia w swoich rękach, sprawia, że czują się wyjątkowo, doznają uczuć, na które nigdy nie mogli liczyć ze strony rodziny czy pracy. Dodatkowo możliwość pogrywania z policją pozwala im się wykazać inteligencją, co przenosi się na wzrost ego napastnika. To tylko niektóre z powodów działań morderców. Do tego dochodzą tak prozaiczne powody popełnienia przestępstwa jak na przykład chęć wzbogacenia się. Prawda jest także naprawdę nigdy do końca nie wiadomo, co kieruje mordercą, a często oni sami nie potrafią zdefiniować swoich uczuć i określić, dlaczego postępują tak a nie inaczej(...)
Santa Muerte, Piotr Pawlikowski
23 maja 1996, Lublin
Jedno z Lubelskich osiedli, typowe dla miast wschodniej części polski u schyłku XX (dwudziestego) wieku. Bloki z szarej płyty, pozostałości po czasach komunistycznych, blokowiska, każde inne a wszystkie takie same. Tysiące ludzi udających się nad ranem do pracy niczym roboty. Większość z nich pogodziła się ze swoim losem bycia nikim, jedyne, co ich definiuje to wypłata w okolicach 10 dnia każdego miesiąca. Do tego dzieci. Jeśli mają szczęście być w rodzinie która jest bogatsza to udało (raczej "udaje") się im dostać do jednej z renomowanych liceów w centrum miasta. Reszta z nich uczy się życia w pośrednich szkołach, gdzie od wczesnych lat młodości mają styczność podążaniem za pieniądzem oraz przemocą. Tysiące sposobów żeby zarobić. Rzadko kiedy legalnie lub w zgodzie ze swoim sumienie. Większość zarobionych pieniędzy przeznaczają na imprezy lub po prostu alkohol i używki. Znaczna część z nich korzysta z alko terapii na murkach, w bramach i piwnicach. Rodzice nie mają czasu i sił by pilnować swoją latorośl lub po prostu nie chcą widzieć tego co się dzieje na osiedlach.
Właśnie w takich realiach rodzą (brakuje "się") cudowni ludzie, muzycy, artyści, wybitni informatycy. Diamenty oszlifowane przez życie. Części z nich uda się coś osiągnąć, resztę pochłonie osiedle, odwyki i przedwczesne rodzicielstwo. Nie mniej w tym wszystkim jest druga strona medalu. W przyrodzie musi być równowaga. Więc co jakiś czas rodzą się ludzie, którzy od małego mają swój sposób na postrzeganie świata. Przejawiają (przejawiają - bardziej by mi pasowało) nieuzasadnioną brutalność, którą okraszają sporą dawką inteligencji. Nieciekawi świata zwykłych ludzi, nieczuli na krzywdę innych. Bardzo zmotywowani, sukces zawodowy, zapewnienie niezależności, to nie cel to droga do wyższych celów. Taki właśnie jest nasz bohater.
Tomek , syn Zbigniewa (brak przecinka) pracownika w fabryce URSUS oraz bezrobotnej Ireny, gospodyni domowej. Student filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, właśnie zaczynał 3 (trzeci) rok i przymierzał się do pisania pracy licencjackiej. Powszechnie znane było jego krytyczne podejście do personelu uczelni. Nie lubił kościoła, wiara nie miała dla niego żadnego znaczenia. Kościół to instytucja, a księża to pracownicy, nie święci. Pedofile i dewianci. Tak czy inaczej musiał kogoś wybrać na swojego promotora. Nieoczekiwanie jeden z księży poważnie zachorował i zajęcia z filozofii miały zostać poprowadzone przez niejakiego Piotra Pawlikowskiego. Autor kilku książek, absolwent Kulu (chyba KUL-u ale niech się wypowiedzą fachowcy) z zawodu specjalista od medycyny sądowej, doceniany tanatolog, współpracujący z wieloma oddziałami policji w Polsce i Europie, współtwórca grupy Archiwum X. Bardzo prędko panowie przypadli sobie do gustu. Wykładowca zgodził się prowadzić młodego studenta. Szybki wybór tematu pracy. Wielogodzinne dyskusje nt morderstw oraz sposobów uchwycenia zabójcy, dyskusje o znaczeniu śmierci i jej wpływie na ludzką psychikę.
Nikt nie mógł się spodziewać że znajomość tych dwóch panów będzie zapalnikiem dla późniejszych wydarzeń. Wiedza zdobyta od starszego nauczyciela pozwoliła młodemu studentowi zrobić to, czego nikt się nie spodziewał. Nawet On sam.
1 Stycznia 1997
Dzień Nowego roku. Dla Tomka dzień jak każdy innych, nie świętował, nie imprezował. Sylwestra spędził na lekturze „Modus operand sprawców zabójstw” oraz przeglądaniu profili seryjnych zabójców ze stanów (Stanów) w latach 40 i 50 XX wieku. Ku jego niezadowoleniu musiał w nowy rok (raz piszesz Nowy Rok a później nowy rok, nie wiem jak jest poprawnie
chętnie poznam opinię znawców tematu) opuścić mieszkanie. Ojciec, jako że był wciąż pijany, wysłał go do kolegi po narzędzia, które były mu potrzebne następnego dnia w pracy.
• •Podły humor, siarczysty mróz i wszechobecny syf, pozostałość po sylwestrze dawały się we znaki.
Przeredagowałabym: Siarczysty mróz i syf pozostały po Sylwestrze dawały się we znaki i były powodem podłego humoru Tomka.
Pół dnia zmarnowane na jazdę komunikacją miejską. To wszystko sprawiało, że Tomek, choć, na co dzień spokojny dziś wyraźnie był wyprowadzony z równowagi. Po ponad godzinnej jeździe i odebraniu potrzebnych narzędzi udał się w drogę powrotną. Niestety jeden autobus właśnie uciekł, na szczęście był następny, ale musiał się przesiąść (autobus się przesiadł?)w okolicach lubartowskiej w inny numer. Pierwsza część trasy minęła szybko i bez problemu. Tomek w oczekiwaniu na następny autobus postanowił się schronić w holu jednej z kamienic. Wiedział, że nie jest to najbezpieczniejsza dzielnica lublina (Lublina), lecz chęć ogrzania się była dużo większa niż strach przed niebezpieczeństwem. Stojąc przy drzwiach wyjściowych usłyszał chrapanie, na początku zignorował ten dźwięk, ale powtarzające się pochrapywanie i steki (stęki) w końcu przykuły jego uwagę. Najdziwniejsze, co mu się wydało to to, że dźwięki nie dochodzą z żadnego mieszkań a z dołu, z piwnicy. Zszedł powoli po skrzypiących drewnianych schodach, w jednej chwili uderzył go powiew chłodu i odór uryny. Śpiącym okazał się zwinięty w kulkę zwykły pijak, owinięty w stare łachmany i leżący na kawałku tektury. W tej samej chwili spoglądając na niego (pijak?), zdał sobie sprawę, że są całkiem sami, stał na nim bacznie go obserwując. Burza myśli. Tomek był zdania że nie można usprawiedliwiać pijaków, niebyło mu go żal, sądził, że sam zgotował sobie taki los. Jego ojciec też pił i często się awanturował w domu, więc darzył pijaków pogardą. Nie mógł teraz odejść, myśleć o autobusie i powrocie do domu. Teraz jego zła natura dała o sobie znać, od razu postanowił, że zrobi śpiącemu krzywdę. Moment szybszy niż myśl i już wiedział co zrobi. A może od zawsze ten plan był w jego głowie? Nie było w nim podniecenia, tylko chłodna kalkulacja. Ocenił wielkość ofiary, wiedział, że nie może tu stać w nieskończoność. Śpiący niespokojnie się poruszył.
To było szybkie i pewne, przydusił klatkę piersiową kolanem i zanim pijak się zorientował palce tomka oplotły jego szyje.
Całe to zdanie jest jakieś dziwne - nie podoba mi się.
Oczywiście wyniszczony alkoholem organizm starał się bronić, wierzgał, kopał i starał się zrzucić napastnika z siebie. Miał wzrok jak krowa, która próbowała wyjść z bagna.
To też. Wychodzi na to, że organizm miał wzrok jak krowa.
Chęć uwolnienia i walka o każdy łyk powietrza spowodowały nieoczekiwany obrót sprawy. Zamachowiec się zawahał, ofiara nie chciała umierać, pozwolił się zrzucić na ziemię. Wiedział, że jest źle i musi to zakończyć jak najszybciej. Pijak krztusił się zimnym powietrzem, przypominał trochę wyciągniętą z wody rybę. Powoli odzyskiwał normalny kolor twarzy, który wcześniej przeszedł niemal w purpurę. Na swoje nieszczęście Tomek przypomniał sobie o narzędziach, które miał w plecaku a o których pijak nie mógł wiedzieć.
Jakie nieszczęście, skoro na koniec był bardzo zadowolony i dumny z siebie.
W jednej chwili napastnik doskoczył do torby i chwycił a ciężki klucz hydrauliczny. Zamierzył się tylko raz, trafiając prosto w skroń, pijak zemdlał w tym samym momencie. Słychać było tylko ciche rzężenie a oczy uciekły w tył głowy, tak że teraz było widać białka gałek ocznych spod niedomkniętych powiek. Wszystko trwało mniej niż 3 minuty. Tomek nie mógł się opanować, Trząs się cały a w głowie była tylko jedna myśl. Teraz nie ma odwrotu, wstał i choć stał niepewnie na drżących nogach wymierzył jeszcze dwa ciosy, jeden w głowę drugi w klatkę piersiową. W momencie dobijania przeciwnika, nie czuł już strachu tylko ekscytację, swoistą euforię, czuł się spełniony i zadowolony z siebie. To była dobra śmierć, uderzenia tępą strona klucza nie pozostawiały śladów krwi. To był jego dziewiczy taniec, taniec ze śmiercią, w mroźny dzień w śmierdzącej ludzkimi i szczurzymi odchodami piwnicy.
Zwłoki przykrył kartonami, uważając żeby nie zostawić na nich odcisków, w końcu, po co ta cała wiedza, wiele nieprzespanych nocy nad kryminalistyką. Spakował w plecak klucz, jeszcze chwilę przyglądał się swojemu dziełu. Odwrócił się ku wyjściu i spojrzał w górę, napotkał (nie wiem czy to dobre słowo w tym kontekście: napotkał?) małe świecące się oczka, był to szczur. Przez chwile patrzyli na siebie, po czym Tomek opuścił kamienicę, wychodzą (i wyszedł)w śnieżna zawieruchę. Wsiadł w pierwszy lepszy autobus i jeszcze pół dnia jeździł bez celu po mieście rozmyślając o tym, co się stało. Cieszył się, był dumny z siebie, ale wiedział, że następny raz będzie lepiej dopracowany, wyselekcjonowane ofiary, dobry plan i przygotowanie bez miejsca na pomyłki.
Szczury weszły pod karton, lgnęły do ciepła. Czuły zapach śmierci i krwi, która już nie krążyła. Największy, przywódca stada podszedł do ust denata, zlizując zaschniętą krew z kącika ust ofiary (podchodzi zlizując krew?). To była uczta dla poddanych, król szczurów zostawił swoje dziedzictwo na pożarcie a był to dopiero początek jego historii (kogo? Tomka czy Króla?).[/quote]
Kiepskim redaktorem jestem
ale sporo bym poprawiła.
Historia ciekawa, choć nieco makabryczna
Bardzo ciężko zidentyfikować taką osobę, czasem jest to 30 (trzydziestoletni)letni dewiant, wychowywany przez matkę lub babkę, która całe życie nad nim dominowała. Niejednokrotnie taka osoba posiada lekkie upośledzenie psychiczne, co dodatkowo skutkuje większą siłą fizyczną. Innym obrazem mordercy jest często wykształcony mężczyzna, wzorowy ojciec i maż, zazwyczaj biznesmen. Ktoś, kto w życiu osiągną już wszystko. Sukcesy na polu zawodowym i rodzinnym tworzą pustkę, którą wypełniają spełnianiem swoich rządz (żądz). Tacy ludzie uwielbiają mieć władzę nad innymi, świadomość posiadania czyjegoś życia w swoich rękach, sprawia, że czują się wyjątkowo, doznają uczuć, na które nigdy nie mogli liczyć ze strony rodziny czy pracy. Dodatkowo możliwość pogrywania z policją pozwala im się wykazać inteligencją, co przenosi się na wzrost ego napastnika. To tylko niektóre z powodów działań morderców. Do tego dochodzą tak prozaiczne powody popełnienia przestępstwa jak na przykład chęć wzbogacenia się. Prawda jest także naprawdę nigdy do końca nie wiadomo, co kieruje mordercą, a często oni sami nie potrafią zdefiniować swoich uczuć i określić, dlaczego postępują tak a nie inaczej(...)
Santa Muerte, Piotr Pawlikowski
23 maja 1996, Lublin
Jedno z Lubelskich osiedli, typowe dla miast wschodniej części polski u schyłku XX (dwudziestego) wieku. Bloki z szarej płyty, pozostałości po czasach komunistycznych, blokowiska, każde inne a wszystkie takie same. Tysiące ludzi udających się nad ranem do pracy niczym roboty. Większość z nich pogodziła się ze swoim losem bycia nikim, jedyne, co ich definiuje to wypłata w okolicach 10 dnia każdego miesiąca. Do tego dzieci. Jeśli mają szczęście być w rodzinie która jest bogatsza to udało (raczej "udaje") się im dostać do jednej z renomowanych liceów w centrum miasta. Reszta z nich uczy się życia w pośrednich szkołach, gdzie od wczesnych lat młodości mają styczność podążaniem za pieniądzem oraz przemocą. Tysiące sposobów żeby zarobić. Rzadko kiedy legalnie lub w zgodzie ze swoim sumienie. Większość zarobionych pieniędzy przeznaczają na imprezy lub po prostu alkohol i używki. Znaczna część z nich korzysta z alko terapii na murkach, w bramach i piwnicach. Rodzice nie mają czasu i sił by pilnować swoją latorośl lub po prostu nie chcą widzieć tego co się dzieje na osiedlach.
Właśnie w takich realiach rodzą (brakuje "się") cudowni ludzie, muzycy, artyści, wybitni informatycy. Diamenty oszlifowane przez życie. Części z nich uda się coś osiągnąć, resztę pochłonie osiedle, odwyki i przedwczesne rodzicielstwo. Nie mniej w tym wszystkim jest druga strona medalu. W przyrodzie musi być równowaga. Więc co jakiś czas rodzą się ludzie, którzy od małego mają swój sposób na postrzeganie świata. Przejawiają (przejawiają - bardziej by mi pasowało) nieuzasadnioną brutalność, którą okraszają sporą dawką inteligencji. Nieciekawi świata zwykłych ludzi, nieczuli na krzywdę innych. Bardzo zmotywowani, sukces zawodowy, zapewnienie niezależności, to nie cel to droga do wyższych celów. Taki właśnie jest nasz bohater.
Tomek , syn Zbigniewa (brak przecinka) pracownika w fabryce URSUS oraz bezrobotnej Ireny, gospodyni domowej. Student filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, właśnie zaczynał 3 (trzeci) rok i przymierzał się do pisania pracy licencjackiej. Powszechnie znane było jego krytyczne podejście do personelu uczelni. Nie lubił kościoła, wiara nie miała dla niego żadnego znaczenia. Kościół to instytucja, a księża to pracownicy, nie święci. Pedofile i dewianci. Tak czy inaczej musiał kogoś wybrać na swojego promotora. Nieoczekiwanie jeden z księży poważnie zachorował i zajęcia z filozofii miały zostać poprowadzone przez niejakiego Piotra Pawlikowskiego. Autor kilku książek, absolwent Kulu (chyba KUL-u ale niech się wypowiedzą fachowcy) z zawodu specjalista od medycyny sądowej, doceniany tanatolog, współpracujący z wieloma oddziałami policji w Polsce i Europie, współtwórca grupy Archiwum X. Bardzo prędko panowie przypadli sobie do gustu. Wykładowca zgodził się prowadzić młodego studenta. Szybki wybór tematu pracy. Wielogodzinne dyskusje nt morderstw oraz sposobów uchwycenia zabójcy, dyskusje o znaczeniu śmierci i jej wpływie na ludzką psychikę.
Nikt nie mógł się spodziewać że znajomość tych dwóch panów będzie zapalnikiem dla późniejszych wydarzeń. Wiedza zdobyta od starszego nauczyciela pozwoliła młodemu studentowi zrobić to, czego nikt się nie spodziewał. Nawet On sam.
1 Stycznia 1997
Dzień Nowego roku. Dla Tomka dzień jak każdy innych, nie świętował, nie imprezował. Sylwestra spędził na lekturze „Modus operand sprawców zabójstw” oraz przeglądaniu profili seryjnych zabójców ze stanów (Stanów) w latach 40 i 50 XX wieku. Ku jego niezadowoleniu musiał w nowy rok (raz piszesz Nowy Rok a później nowy rok, nie wiem jak jest poprawnie

• •Podły humor, siarczysty mróz i wszechobecny syf, pozostałość po sylwestrze dawały się we znaki.
Przeredagowałabym: Siarczysty mróz i syf pozostały po Sylwestrze dawały się we znaki i były powodem podłego humoru Tomka.
Pół dnia zmarnowane na jazdę komunikacją miejską. To wszystko sprawiało, że Tomek, choć, na co dzień spokojny dziś wyraźnie był wyprowadzony z równowagi. Po ponad godzinnej jeździe i odebraniu potrzebnych narzędzi udał się w drogę powrotną. Niestety jeden autobus właśnie uciekł, na szczęście był następny, ale musiał się przesiąść (autobus się przesiadł?)w okolicach lubartowskiej w inny numer. Pierwsza część trasy minęła szybko i bez problemu. Tomek w oczekiwaniu na następny autobus postanowił się schronić w holu jednej z kamienic. Wiedział, że nie jest to najbezpieczniejsza dzielnica lublina (Lublina), lecz chęć ogrzania się była dużo większa niż strach przed niebezpieczeństwem. Stojąc przy drzwiach wyjściowych usłyszał chrapanie, na początku zignorował ten dźwięk, ale powtarzające się pochrapywanie i steki (stęki) w końcu przykuły jego uwagę. Najdziwniejsze, co mu się wydało to to, że dźwięki nie dochodzą z żadnego mieszkań a z dołu, z piwnicy. Zszedł powoli po skrzypiących drewnianych schodach, w jednej chwili uderzył go powiew chłodu i odór uryny. Śpiącym okazał się zwinięty w kulkę zwykły pijak, owinięty w stare łachmany i leżący na kawałku tektury. W tej samej chwili spoglądając na niego (pijak?), zdał sobie sprawę, że są całkiem sami, stał na nim bacznie go obserwując. Burza myśli. Tomek był zdania że nie można usprawiedliwiać pijaków, niebyło mu go żal, sądził, że sam zgotował sobie taki los. Jego ojciec też pił i często się awanturował w domu, więc darzył pijaków pogardą. Nie mógł teraz odejść, myśleć o autobusie i powrocie do domu. Teraz jego zła natura dała o sobie znać, od razu postanowił, że zrobi śpiącemu krzywdę. Moment szybszy niż myśl i już wiedział co zrobi. A może od zawsze ten plan był w jego głowie? Nie było w nim podniecenia, tylko chłodna kalkulacja. Ocenił wielkość ofiary, wiedział, że nie może tu stać w nieskończoność. Śpiący niespokojnie się poruszył.
To było szybkie i pewne, przydusił klatkę piersiową kolanem i zanim pijak się zorientował palce tomka oplotły jego szyje.
Całe to zdanie jest jakieś dziwne - nie podoba mi się.
Oczywiście wyniszczony alkoholem organizm starał się bronić, wierzgał, kopał i starał się zrzucić napastnika z siebie. Miał wzrok jak krowa, która próbowała wyjść z bagna.
To też. Wychodzi na to, że organizm miał wzrok jak krowa.
Chęć uwolnienia i walka o każdy łyk powietrza spowodowały nieoczekiwany obrót sprawy. Zamachowiec się zawahał, ofiara nie chciała umierać, pozwolił się zrzucić na ziemię. Wiedział, że jest źle i musi to zakończyć jak najszybciej. Pijak krztusił się zimnym powietrzem, przypominał trochę wyciągniętą z wody rybę. Powoli odzyskiwał normalny kolor twarzy, który wcześniej przeszedł niemal w purpurę. Na swoje nieszczęście Tomek przypomniał sobie o narzędziach, które miał w plecaku a o których pijak nie mógł wiedzieć.
Jakie nieszczęście, skoro na koniec był bardzo zadowolony i dumny z siebie.
W jednej chwili napastnik doskoczył do torby i chwycił a ciężki klucz hydrauliczny. Zamierzył się tylko raz, trafiając prosto w skroń, pijak zemdlał w tym samym momencie. Słychać było tylko ciche rzężenie a oczy uciekły w tył głowy, tak że teraz było widać białka gałek ocznych spod niedomkniętych powiek. Wszystko trwało mniej niż 3 minuty. Tomek nie mógł się opanować, Trząs się cały a w głowie była tylko jedna myśl. Teraz nie ma odwrotu, wstał i choć stał niepewnie na drżących nogach wymierzył jeszcze dwa ciosy, jeden w głowę drugi w klatkę piersiową. W momencie dobijania przeciwnika, nie czuł już strachu tylko ekscytację, swoistą euforię, czuł się spełniony i zadowolony z siebie. To była dobra śmierć, uderzenia tępą strona klucza nie pozostawiały śladów krwi. To był jego dziewiczy taniec, taniec ze śmiercią, w mroźny dzień w śmierdzącej ludzkimi i szczurzymi odchodami piwnicy.
Zwłoki przykrył kartonami, uważając żeby nie zostawić na nich odcisków, w końcu, po co ta cała wiedza, wiele nieprzespanych nocy nad kryminalistyką. Spakował w plecak klucz, jeszcze chwilę przyglądał się swojemu dziełu. Odwrócił się ku wyjściu i spojrzał w górę, napotkał (nie wiem czy to dobre słowo w tym kontekście: napotkał?) małe świecące się oczka, był to szczur. Przez chwile patrzyli na siebie, po czym Tomek opuścił kamienicę, wychodzą (i wyszedł)w śnieżna zawieruchę. Wsiadł w pierwszy lepszy autobus i jeszcze pół dnia jeździł bez celu po mieście rozmyślając o tym, co się stało. Cieszył się, był dumny z siebie, ale wiedział, że następny raz będzie lepiej dopracowany, wyselekcjonowane ofiary, dobry plan i przygotowanie bez miejsca na pomyłki.
Szczury weszły pod karton, lgnęły do ciepła. Czuły zapach śmierci i krwi, która już nie krążyła. Największy, przywódca stada podszedł do ust denata, zlizując zaschniętą krew z kącika ust ofiary (podchodzi zlizując krew?). To była uczta dla poddanych, król szczurów zostawił swoje dziedzictwo na pożarcie a był to dopiero początek jego historii (kogo? Tomka czy Króla?).[/quote]
Kiepskim redaktorem jestem

Historia ciekawa, choć nieco makabryczna

3
Cześć. Widzę, że Augusta mnie ubiegła, więc niektóre uwagi mogą się powtarzać. 
rządzić – rządy
Mogłabym poprawiać dalej, ale... brakuje mi sił.
W opowiadaniu jest dużo błędów, które można by wychwycić, siadając i uważnie czytając.
Masz problemy z interpunkcją. Nie wiem, czy wynikają z braku znajomości zasad, czy też ze zwykłej niedbałości. Skłaniałabym się raczej ku tej drugiej opcji, patrząc na tak elementarne błędy, jak braki odpowiednich znaków przed "a". Sama też mam kłopoty z przecinkami, ale tutaj kłaniają się podstawy.
Ogółem - historia ma potencjał, a z tekstu mogłoby coś wyjść, ale w aktualnej formie nadaje się wyłącznie do solidnej poprawy lub napisania od nowa. Mnie nie przypadł do gustu, głównie ze względu na podejmowaną tematykę i błędy pojawiające się w praktycznie każdym zdaniu.
Życzę powodzenia w dalszym tworzeniu.

Wedle rozkazu.Przeczytajcie i oceńcie.
Po „na świecie” przecinek. Poza tym wydaje mi się, że można by napisać po prostu: „Ponoć całe zło, jakie spotyka ludzi, pochodzi od nich samych...”Ponoć całe zło, jakie spotyka ludzi na świecie pochodzi od nich samych
żądać – żądzajest wynikiem złego „systemu”, chęci posiadania władzy i rządzy pieniądza
rządzić – rządy
Powtórzenie. Proponuję zamienić drugie „żądz” na „pragnień”. "Swoich" zbędne.jest wynikiem złego „systemu”, chęci posiadania władzy i rządzy pieniądza, ale… co z tymi, którzy krzywdzą innych dla zaspokojenia swoich rządz, które często nie mają nic wspólnego z dobrami materialnymi?
Powtórzenie. Drugie „czy” można zamienić na „ani”.Nie czują respektu przed państwem, władzą czy kościołem. Nie liczy się dla nich stan psychiczny czy fizyczny ofiary.
Trzydziestoletni. Liczby zapisujemy słownie.czasem jest to 30 letni dewiant
Niejednokrotny = powtarzający się kilka lub wiele razy. Może nierzadko? Poza tym nie wydaje mi się, by upośledzenie psychiczne rzeczywiście skutkowało większą siłą fizyczną... ale ja mało wiem.Niejednokrotnie taka osoba posiada lekkie upośledzenie psychiczne, co dodatkowo skutkuje większą siłą fizyczną.
mąż – literówkamężczyzna, wzorowy ojciec i maż, zazwyczaj biznesmen
osiągnąłKtoś, kto w życiu osiągną już wszystko.
Budowa zdania sugeruje, że to sukcesy wypełniają pustkę spełnianiem tych nieszczęsnych żądz.Sukcesy na polu zawodowym i rodzinnym tworzą pustkę, którą wypełniają spełnianiem swoich rządz.
Powtórzone „które”.tworzą pustkę, którą wypełniają spełnianiem swoich rządz. Tacy ludzie uwielbiają mieć władzę nad innymi, świadomość posiadania czyjegoś życia w swoich rękach, sprawia, że czują się wyjątkowo, doznają uczuć, na które nigdy nie mogli liczyć ze strony rodziny czy pracy.
Przecinek po „rękach” zbędny. Proponowałabym rozdzielić to zdanie na dwa: "Tacy ludzie uwielbiają mieć władzę nad innymi. Świadomość posiadania czyjegoś życia w swoich rękach sprawia, że czują się wyjątkowo, doznają uczuć, na które nigdy nie mogli liczyć ze strony rodziny czy pracy."Tacy ludzie uwielbiają mieć władzę nad innymi, świadomość posiadania czyjegoś życia w swoich rękach, sprawia, że czują się wyjątkowo, doznają uczuć, na które nigdy nie mogli liczyć ze strony rodziny czy pracy.
Przecinek przed „jak”.Do tego dochodzą tak prozaiczne powody popełnienia przestępstwa jak na przykład chęć wzbogacenia się.
Pogubiłam się. Zdanie do napisania od nowa.Prawda jest także naprawdę nigdy do końca nie wiadomo, co kieruje mordercą, a często oni sami nie potrafią zdefiniować swoich uczuć i określić, dlaczego postępują tak a nie inaczej
Polskitypowe dla miast wschodniej części polski u schyłku XX wieku
przecinek przed "a"każde inne a wszystkie takie same
przecinek przed „to”; dziesiątego; „definiuje” to raczej nie jest dobry wyraz.jedyne, co ich definiuje to wypłata w okolicach 10 dnia każdego miesiąca.
przecinek przed „która” i „to”Jeśli mają szczęście być w rodzinie która jest bogatsza to udało się im
jednegodo jednej z renomowanych liceów w centrum miasta
„młodości” do wyrzucenia;szkołach, gdzie od wczesnych lat młodości
przecinek przed „żeby”Tysiące sposobów żeby zarobić
sumieniemw zgodzie ze swoim sumienie
przecinek przed „by”Rodzice nie mają czasu i sił by pilnować swoją latorośl
przecinek przed „co”lub po prostu nie chcą widzieć tego co się dzieje na osiedlach
niemniejNie mniej w tym wszystkim jest
Po „cel” przecinek. Poza tym powtórzenie.to nie cel to droga do wyższych celów.
„Tomek, syn Zbigniewa, pracownika w fabryce URSUS, oraz bezrobotnej Ireny, gospodyni domowej”Tomek , syn Zbigniewa pracownika w fabryce URSUS oraz bezrobotnej Ireny, gospodyni domowej.
na temat. Skróty surowo zakazaneWielogodzinne dyskusje nt morderstw oraz sposobów uchwycenia zabójcy
Po tym fragmencie można od razu wywnioskować, co będzie miało miejsce. Najlepszym wyjściem byłoby pozbycie się go.Nikt nie mógł się spodziewać że znajomość tych dwóch panów będzie zapalnikiem dla późniejszych wydarzeń. Wiedza zdobyta od starszego nauczyciela pozwoliła młodemu studentowi zrobić to, czego nikt się nie spodziewał. Nawet On sam.
Za dużo "się" i inne błędy. Proponuję napisać tak: "Tomek w oczekiwaniu na następny autobus postanowił poszukać schronienia w holu jednej z kamienic. Wiedział, że dzielnica, w której się znalazł, nie należy do najbezpieczniejszych, ale nade wszystko pragnął ogrzać zmarznięte ciało. Kiedy stanął przy drzwiach wejściowych, jego uszu dobiegły stęki oraz ciche chrapanie."Tomek w oczekiwaniu na następny autobus postanowił się schronić w holu jednej z kamienic. Wiedział, że nie jest to najbezpieczniejsza dzielnica lublina, lecz chęć ogrzania się była dużo większa niż strach przed niebezpieczeństwem. Stojąc przy drzwiach wyjściowych usłyszał chrapanie, na początku zignorował ten dźwięk, ale powtarzające się pochrapywanie i steki w końcu przykuły jego uwagę. Najdziwniejsze, co mu się wydało to to, że dźwięki nie dochodzą z żadnego mieszkań a z dołu, z piwnicy
nie byłoniebyło mu go żal
Zdań nie rozpoczynamy od spójników; kropkę radzę zastąpić przecinkiem.W przyrodzie musi być równowaga. Więc co jakiś czas rodzą się ludzie, którzy od małego mają swój sposób na postrzeganie świata.
Mogłabym poprawiać dalej, ale... brakuje mi sił.
W opowiadaniu jest dużo błędów, które można by wychwycić, siadając i uważnie czytając.
Masz problemy z interpunkcją. Nie wiem, czy wynikają z braku znajomości zasad, czy też ze zwykłej niedbałości. Skłaniałabym się raczej ku tej drugiej opcji, patrząc na tak elementarne błędy, jak braki odpowiednich znaków przed "a". Sama też mam kłopoty z przecinkami, ale tutaj kłaniają się podstawy.
Ogółem - historia ma potencjał, a z tekstu mogłoby coś wyjść, ale w aktualnej formie nadaje się wyłącznie do solidnej poprawy lub napisania od nowa. Mnie nie przypadł do gustu, głównie ze względu na podejmowaną tematykę i błędy pojawiające się w praktycznie każdym zdaniu.
Życzę powodzenia w dalszym tworzeniu.
6
Tekst strasznie "suchy", przypomina bardziej relację lub streszczenie - kojarzy mi się z artykułami drukowanymi w Detektywie lub starą prasą PRL (nie wiem, dlaczego; może przez uporczywe stosowanie czasu teraźniejszego?). Bryła tekstu nie zachęca do czytania, narracja nuży, ogólnie: do zaorania.
Coś tam było? Człowiek! Może dostał? Może!
7
Yeah! W końcu!
Tak, robię błędy, to pierwsze cokolwiek co wymyśliłem i napisałem. Jestem świadom tego że to jest słabe ale dziękuję z całego serca za krytykę
Tu poruszę ciekawy problem. Nie raz i dwa (zanim znajdziemy takie forum jak weryfikatorium) pokazujemy swoje "prace" znajomym, kolegom i drugim połówkom. I nagle wszyscy się tym cieszą bo napisać cokolwiek jest i tak lepsze jak nie pisać nic. I wiecie co, ja się z tym nie zgodzę. Nikt nie napisze Bestseller'a ot tak. Ćwiczmy, piszmy, czytajmy, dajmy się krytykować.
Jaram się wieloma tytułami, mam swoją biblioteczkę i piszę dla frajdy, wyrażenia siebie, dodatkowo mam stwierdzoną dysleksję, choć wg. mnie to żadna wymówka. Polecam. Bawmy się językiem, tak mało ludzi dziś rozmawia między sobą a przecież z codziennych sytuacji, z byle sklepowego dialogu można zrobić cuda. Wyobraźnia i warsztat owocują. Dziękuję za wytykanie błędów. Idę próbować dalej
p.s poprawcie mnie tu i teraz, moja ch***a pisownia czeka na solidnego kopa w dupę
Tak, robię błędy, to pierwsze cokolwiek co wymyśliłem i napisałem. Jestem świadom tego że to jest słabe ale dziękuję z całego serca za krytykę

Jaram się wieloma tytułami, mam swoją biblioteczkę i piszę dla frajdy, wyrażenia siebie, dodatkowo mam stwierdzoną dysleksję, choć wg. mnie to żadna wymówka. Polecam. Bawmy się językiem, tak mało ludzi dziś rozmawia między sobą a przecież z codziennych sytuacji, z byle sklepowego dialogu można zrobić cuda. Wyobraźnia i warsztat owocują. Dziękuję za wytykanie błędów. Idę próbować dalej

p.s poprawcie mnie tu i teraz, moja ch***a pisownia czeka na solidnego kopa w dupę

8
Ależ proszę bardzo! Niech łaskawy Pan unika wulgaryzmów. Pisownia nie musi być ch****, może być: beznadziejna, licha, niepoprawna, mierna, podła, marna, niedobra, kiepska, niedoskonała... :cool:Lestat pisze:p.s poprawcie mnie tu i teraz, moja ch***a pisownia czeka na solidnego kopa w dupę
w d**ę - też można pominąć; wiadomo, w co trzeba kopnąć.

"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
9
Niestety, nie mam dobrych wiadomości.
Tekst roi się od wszelkiego rodzaju błędów: interpunkcyjnych, ortograficznych, fleksyjnych, składniowych. Nie pomoże tu rozbrajająca szczerość - tak, wiem, to taki mój słaby punkt, zróbcie coś z tym. Język jest podstawowym narzędziem pracy każdego autora i to właśnie autor odpowiada za umiejętność posługiwania się tym narzędziem - nie redaktor.
To do Ciebie należy - na przykład - opanowanie pisowni słów, które brzmią identycznie,lecz piszą się odmiennie i znaczą co innego, jak choćby to nieszczęsne rządzą (od rządzić) i żądzą (od żądza=pożądanie). Tego nie wyłapie edytor tekstu. Samemu też trzeba wiedzieć, kiedy pisać Kościół i Nowy Rok, a kiedy zacząć od małych liter. Ale Word wyłapuje i podkreśla na czerwono źle zapisany skrótowiec: absolwent Kulu zamiast KUL-u, a tego nie poprawiłeś. W ogóle, mam wrażenie, że nie przeczytałeś tekstu przed wrzuceniem. Gdybyś to zrobił, nie byłoby w nim lublina, ulicy lubartowskiej (nazwa samochodu i przymiotnik od Lubartowa - znowu Word nie zadziała!) ani też takich kwiatków:
Że nie wspomnę już o takich kiksach, jak pośrednie szkoły. Chyba raczej poślednie (= gorsze, mniej cenione)?
A teraz treść.
Na początku umieściłeś w formie cytatu spory fragment, podpisany czyimś imieniem i nazwiskiem. Sugerujesz w ten sposób, że to cytat z książki albo artykułu. W takim przypadku podaje się jednak, oprócz autora, również tytuł, nie zaś tajemnicze Santa Muerte, które mogłoby oznaczać miejsce, gdzie ów tekst został napisany. Owszem, autorzy podają czasem na końcu tekstu, gdzie i kiedy go ukończyli, lecz to zupełnie nie ma znaczenia w przypadku cytowania treści. A jeśli jest to tytuł, to cytuj zgodnie z regułami sztuki: imię i nazwisko autora, tytuł,miejsce i rok wydania. Takie drobiazgi wpływają na wiarygodność odbioru.
Prawdy podawane w tym wstępie są dość wątpliwe.
Mógłbyś darować sobie ten wstęp. To jest zlepek najbardziej stereotypowych wyobrażeń na temat potencjalnych przestępców, trudno mi sobie wyobrazić jakiś w miarę sensowny artykuł, choćby z prasy popularnej, w którym takie poglądy stanowiłyby jego zasadniczą treść. To już lepiej przejść od razu do właściwej akcji.
c.d.n.
[ Dodano: Nie 11 Maj, 2014 ]
Nie przekonuje mnie Twój bohater. Owszem, sam łańcuch: wściekłość na ojca - odraza wobec pijaka - przeniesienie złości - nagły wybuch mógłby mieć uzasadnienie. Ale do tego wystarczyłoby opisać wydarzenia jednego dnia, solidnie, porządnie, zaczynając od kłotni z ojcem, bez całej tej socjologizująco - psychologizującej otoczki, pełnej uogólnień albo banalnych, albo nieprawdziwych.
W ogóle, sporo w Twoim opowiadaniu szwankuje właśnie na poziomie uogólnień - ci ludzie z blokowisk, tysiącami idący rano do pracy jak roboty (kto widział tysiące robotów podążających do pracy?), te dzieci, które wyrastają takie paskudne - każde z tych stwierdzeń można z łatwością zanegować. Byłoby lepiej, gdyby takie refleksje czy obserwacje miał właśnie Twój bohater, gdyby to był jego prywatny punkt widzenia. Od wszystkowiedzącego narratora wymaga się jednak trochę więcej analitycznej biegłości.
Tekst roi się od wszelkiego rodzaju błędów: interpunkcyjnych, ortograficznych, fleksyjnych, składniowych. Nie pomoże tu rozbrajająca szczerość - tak, wiem, to taki mój słaby punkt, zróbcie coś z tym. Język jest podstawowym narzędziem pracy każdego autora i to właśnie autor odpowiada za umiejętność posługiwania się tym narzędziem - nie redaktor.
To do Ciebie należy - na przykład - opanowanie pisowni słów, które brzmią identycznie,lecz piszą się odmiennie i znaczą co innego, jak choćby to nieszczęsne rządzą (od rządzić) i żądzą (od żądza=pożądanie). Tego nie wyłapie edytor tekstu. Samemu też trzeba wiedzieć, kiedy pisać Kościół i Nowy Rok, a kiedy zacząć od małych liter. Ale Word wyłapuje i podkreśla na czerwono źle zapisany skrótowiec: absolwent Kulu zamiast KUL-u, a tego nie poprawiłeś. W ogóle, mam wrażenie, że nie przeczytałeś tekstu przed wrzuceniem. Gdybyś to zrobił, nie byłoby w nim lublina, ulicy lubartowskiej (nazwa samochodu i przymiotnik od Lubartowa - znowu Word nie zadziała!) ani też takich kwiatków:
KTO ma dbać o to, żeby w Twoim tekście rodzaj gramatyczny przymiotnika zgadzał się z rodzajem rzeczownika, nie brakowało przyimków oraz końcówek w odmianie?Lestat pisze:Jeśli mają szczęście być w rodzinie która jest bogatsza to udało się im dostać do jednej z renomowanych liceów w centrum miasta. Reszta z nich uczy się życia w pośrednich szkołach, gdzie od wczesnych lat młodości mają styczność podążaniem za pieniądzem oraz przemocą. Tysiące sposobów żeby zarobić. Rzadko kiedy legalnie lub w zgodzie ze swoim sumienie.
Że nie wspomnę już o takich kiksach, jak pośrednie szkoły. Chyba raczej poślednie (= gorsze, mniej cenione)?
A teraz treść.
Na początku umieściłeś w formie cytatu spory fragment, podpisany czyimś imieniem i nazwiskiem. Sugerujesz w ten sposób, że to cytat z książki albo artykułu. W takim przypadku podaje się jednak, oprócz autora, również tytuł, nie zaś tajemnicze Santa Muerte, które mogłoby oznaczać miejsce, gdzie ów tekst został napisany. Owszem, autorzy podają czasem na końcu tekstu, gdzie i kiedy go ukończyli, lecz to zupełnie nie ma znaczenia w przypadku cytowania treści. A jeśli jest to tytuł, to cytuj zgodnie z regułami sztuki: imię i nazwisko autora, tytuł,miejsce i rok wydania. Takie drobiazgi wpływają na wiarygodność odbioru.
Prawdy podawane w tym wstępie są dość wątpliwe.
Bzdura. Obniżenie sprawności intelektualnej nie ma związku ze wzrostem siły fizycznej.Lestat pisze: Niejednokrotnie taka osoba posiada lekkie upośledzenie psychiczne, co dodatkowo skutkuje większą siłą fizyczną.
Wykształcony mężczyzna nigdy nie jest obrazem mordercy, może się natomiast zdarzyć, że jest mordercą.Lestat pisze: Innym obrazem mordercy jest często wykształcony mężczyzna,
Trzydziestoletni. I koszmarny stereotyp - jak dewiant, to wychowany przez dominującą kobietę.Lestat pisze: czasem jest to 30 letni dewiant, wychowywany przez matkę lub babkę, która całe życie nad nim dominowała.
Mógłbyś darować sobie ten wstęp. To jest zlepek najbardziej stereotypowych wyobrażeń na temat potencjalnych przestępców, trudno mi sobie wyobrazić jakiś w miarę sensowny artykuł, choćby z prasy popularnej, w którym takie poglądy stanowiłyby jego zasadniczą treść. To już lepiej przejść od razu do właściwej akcji.
c.d.n.
[ Dodano: Nie 11 Maj, 2014 ]
Zmuszał go ktoś, żeby tam szedł? Akurat w Lublinie jest jeszcze UMCS, na nim Wydział Filozofii i Socjologii, można sobie studiować filozofię nie bez kontaktu z sukienkowymi, nie myśląc o pedofilach i dewiantach. A refleksja, że księża to pracownicy, nie święci, bardziej pasowałaby do gimnazjalisty, niż faceta na trzecim roku studiów.Lestat pisze:Student filozofii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, właśnie zaczynał 3 rok i przymierzał się do pisania pracy licencjackiej. Powszechnie znane było jego krytyczne podejście do personelu uczelni. Nie lubił kościoła, wiara nie miała dla niego żadnego znaczenia. Kościół to instytucja, a księża to pracownicy, nie święci. Pedofile i dewianci. Tak czy inaczej musiał kogoś wybrać na swojego promotora.
Lestat pisze:Nikt nie mógł się spodziewać że znajomość tych dwóch panów będzie zapalnikiem dla późniejszych wydarzeń. Wiedza zdobyta od starszego nauczyciela pozwoliła młodemu studentowi zrobić to, czego nikt się nie spodziewał.
Żeby zabić człowieka, wcale nie potrzeba rozmów z ekspertem od zabójstw, studiowania podręczników kryminologii czy pisania pracy licencjackiej na temat morderstw. Jeśli już, to mógłbyś raczej zasugerować czytelnikowi, że zainteresowania Twojego bohatera były wynikiem jakiejś skazy charakteru, nagromadzonej frustracji czy wręcz obsesji. Jeszcze rozumiałbym, gdyby on tak drążył temat, rozważając jakąś wyrafinowaną metodę pozbawienia kogoś życia, zastanawiał się nad zbrodnią doskonałą... Ale nie, działał pod wpływem impulsu. Zabił, bo był wściekły na ojca, bo nie lubi pijaków - to jest motywacja kibola z maczetą, kompletnie bez związku ze studiami, licencjatem i promotorem.Lestat pisze:Tomek nie mógł się opanować, Trząs się cały a w głowie była tylko jedna myśl. Teraz nie ma odwrotu, wstał i choć stał niepewnie na drżących nogach wymierzył jeszcze dwa ciosy, jeden w głowę drugi w klatkę piersiową.
Nie przekonuje mnie Twój bohater. Owszem, sam łańcuch: wściekłość na ojca - odraza wobec pijaka - przeniesienie złości - nagły wybuch mógłby mieć uzasadnienie. Ale do tego wystarczyłoby opisać wydarzenia jednego dnia, solidnie, porządnie, zaczynając od kłotni z ojcem, bez całej tej socjologizująco - psychologizującej otoczki, pełnej uogólnień albo banalnych, albo nieprawdziwych.
W ogóle, sporo w Twoim opowiadaniu szwankuje właśnie na poziomie uogólnień - ci ludzie z blokowisk, tysiącami idący rano do pracy jak roboty (kto widział tysiące robotów podążających do pracy?), te dzieci, które wyrastają takie paskudne - każde z tych stwierdzeń można z łatwością zanegować. Byłoby lepiej, gdyby takie refleksje czy obserwacje miał właśnie Twój bohater, gdyby to był jego prywatny punkt widzenia. Od wszystkowiedzącego narratora wymaga się jednak trochę więcej analitycznej biegłości.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.