Leżą w jeżynach. W skroniach tętni im sok. Nad nimi liście, wyżej powoli rozlewa się czerwień. Duszność ciemnieje, muchy brzęczą natrętnie. Będzie burza. Oni jedzą jeżyny, potem ciemną śliną znaczą nawzajem swoje ciała, gryzą skórę, piją pot. Jej ręka czule gładzi jego brzuch, aż nagle błądzi, opada. Trafia na omszały kamień, nie zaprzestając pieszczoty. Spod mchu wyłaniają się dziwne kształty. Linie. Litery.
- Kawałek macewy. Tu był kiedyś kirkut - mówi on.
Krople jeżyn podchodzą jej do gardła. Wstaje. Krzyczy. Siada. Chciałaby zwymiotować, ale nie może. Niebo grzmi. Nie ma czym oddychać.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
On wzrusza ramionami i milczy. To przecież było tak dawno. Nikt nie wrócił z ognia, żeby dbać o groby, to zarosły. Przyciąga ją na powrót do siebie. Ona kładzie się bezwolnie. Chciałaby płakać, ale nie może.
Leżą w jeżynach. Tętni w nich krew. Pod nimi leżą Żydzi, wokół kłębi się gąszcz. Duszność ciemnieje. Będzie burza.
Leżą w jeżynach (pocztówka z wakacji)
1 Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka