WWWA więc liczę na to, że wytkniecie wszystko, co da się wytknąć

WWWOpowieść o Ozorogu
WWWBył mroźny, słoneczny, zimowy dzień, gdy Gurugar wrócił do swojego zamożnie urządzonego domostwa. Jego rodzina miała jednego konia, rasowego, pięknego i dość drogiego, ale czas pełni sił dla zwierzęcia dawno się skończył, toteż mężczyzna unikał wykorzystywania go do dalekich podróży. Szedł więc pieszo i zarówno buty, jak i spód skórzanego płaszcza oblepione miał śniegiem i lodem. Gdy znalazł się u bram swej posesji, zwolnił miarowy krok i pokonawszy ostatni odcinek drogi przez obszerne podwórze wkroczył do domu, gdzie ściągnął z siebie ubrania i w samej lnianej bieliźnie zasiadł na stołku przed kominkiem. Dał tym samym zasłużone wytchnienie zmordowanym nogom, które wyciągnął w stronę płomieni. Gurugar skończył niedawno czterdziesty trzeci rok życia i jak na moruvara nie był już w wieku na długie marsze. Futro na czubku głowy nieco mu się przerzedziło, wzrok przytępił, ale mężczyzna nie uważał, by nadszedł czas porzucenia zawodowej funkcji. Zamierzał pełnić ją jeszcze długo, może do końca życia, tym bardziej, że kandydata na jego następcę na razie brakło. Zresztą, jego praca nie kosztowała wiele wysiłku, nawet z tymi sporadycznymi wyprawami do Regionu Stołecznego, bo w istocie pieszo szedł tylko do fortu, a większą część drogi jechał na wozie w towarzystwie wojowników.
WWWDo szerokiej izby wszedł chłopak ze służby w zielonej koszuli i z elegancko zwiniętym batem uczepionym pasa tak dla użytku, jak i dla ozdoby.
WWW- Panie Gurugar, mam wiadomość dla pana.
WWW- Najpierw drzwi na dwór zamknij!
WWWGdy młody wrócił z sieni, rzekł dość uroczyście:
WWW- Pod pańską nieobecność urodziło się dziecko. Żona Foramraga je powiła.
WWW- O!- Gurugar odwrócił się z zainteresowaniem- Kiedy?
WWW- Wczoraj wieczorem.
WWW- To dobrze, to dobrze. Na wiosnę będzie mogła pracować. Szkoda tylko, że nie przyszło to wcześniej, wtedy z Ruhhi wracałbym już z kilkoma monetami wsparcia.
WWW- Może ktoś z nas pójdzie tam jeszcze raz.
WWW- Nie, nie. Zaraz pomyślą, że dotarło do mnie, że stary jestem i chodzić mi się odechciało. I każą mi znaleźć kogoś na moje miejsce. Nie ma o tym mowy. Pieniądze należy załatwiać osobiście.
WWW- Czyli nie będzie złota, dopóki pan znowu nie pójdzie. Szkoda, prawda?
WWW- Ach tam, nie ma czego żałować. Te pieniądze nie starczyłyby nawet na jednego buta, na drugiego ojciec musiałby zarobić samodzielnie. Ale w końcu, zanim chłopaczysko podrośnie, minie trochę czasu, zdąży zarobić na dwa. Zaraz! Mówię „chłopaczysko”, a może to dziewczynka?
WWW- Nie, nie, to chłopak.
WWW- Tak też myślałem. Wybrali mu jakieś imię?
WWW- Ozorog.
WWW- Dobrze, chyba nie ma nikogo z tym imieniem w osiedlu. Powiedz Foramragowi, że dzisiaj po pracy odwiedzę ich i podrzucę jakąś szmatkę do owinięcia dzieciaka.
WWWRodzina Ozoroga mieszkała w czterokątnej chałupie z nieociosanego kamienia, bez okien, ale z solidnymi drzwiami i zasłoną z grubego materiału dla utrzymania ciepła. Sufit był nisko, dach ze strzechy, a podłoga, choć nierówna, miała nawet wysłużony dywan ciemnej barwy i bez wzorów. Czasami domownicy natykali się na myszy, ale życie w tym budynku było niezwykle komfortowe, przynajmniej w porównaniu z sąsiadami, których dom był dużo większy, ale mieściły się w nim dwie rodziny. Wewnątrz pomieszczenia większość przestrzeni zajmowały dwa legowiska oddzielone skromnym parawanem dla choć odrobiny prywatności, oraz stół, dość zadbany, ale pamiętający pradziadków. Teraz musiało znaleźć się miejsce na podłodze także dla maleńkiego posłania, w którym leżeć miał najmłodszy członek rodu. Poza nim, w izbie spali też jego rodzice na jednym legowisku i sześcioletni brat Burdag w drugim. Każde z posłań dzieliła równa odległość od paleniska, dla sprawiedliwości.
WWWW tym oto dusznym, ciemnym, lekko zadymionym ale za to ciepłym miejscu pierwsze dni na świecie spędzał Ozorog, syn Foramraga. Dzieckiem był płaczliwym, o głosie mocnym i donośnym, ale za to nie chorował, wagę miał przyzwoitą i rósł prędko. Rodzice dbali o niego jak mogli, ale gdy zima ustępowała miejsca wiośnie, chłopak trafiał pod opiekę starszej już kobiety z osady, która czuwała nad kilkoma z jego rówieśników. Młody moruvar niebawem obrósł zdrową, mocną sierścią szlachetnie brunatną jak u rodzicieli, doczekał się też solidnych zębisk, którymi gryzł dużo i nie zawsze tylko to, co powinien. Ponadto wkrótce potem stanął na własnych nogach i zaczął się przemieszczać- najpierw pokracznie i z przerwami na zbieranie się z ziemi, a potem szybko i z upadkami znacznie bardziej widowiskowymi. Z bratem w konflikty wchodził często i głównie z własnej przyczyny, jednak Burdag był na swój wiek rozsądny i wolał łagodzić sytuacje, niż siłować się z Ozorogiem chętnym do bójek. Tym bardziej, że w późniejszych latach na codzień był zmęczony, bo w pracy nie miał okazji, żeby się obijać. Braci dzieliła spora różnica charakteru- od starszego biła powaga, pewna dostojność, mówił niewiele, młodszy natomiast był raczej głośny i skory do żartów, a do tego potrafił wypytywać ojca o każdy szczegół interesującej go kwestii dotyczącej otoczenia. Ozorog zdecydowanie był ciekawy świata. Kiedy tylko nauczył się biegać, zwiedził całą okolicę, jaką tylko można mu było zwiedzić bez oddalania się od domu. Wchodził na pagórki, przyglądał się lasom, obserwował ptaki i jakby w podziwie zawieszał wzrok na górskich szczytach na wschodzie. Oczy miał duże i niebieskie.
WWWJeszcze zanim nadszedł czas pójścia do pracy, Ozorog zapoznał się z lokalną geografią: osada, w której mieszkał nosiła nazwę Bav-Norag i leżała na granicy ziemi należącej do moruvarów, w krainie Kuhrum zwanej też Moruvarią. Na osiedle składało się duże skupisko domów dla pracujących położone na zachód od pól uprawnych oraz mniejsze, na północy, z domkami bielonymi, pośród których największa była posiadłość zarządcy i sześciokątna, przestronna świątynia dla mieszkańców. Obie części osady dzieliła szeroka droga na pewnych odcinkach utwardzona kamieniami; poruszać się po niej mogły wozy. Jak dowiedział się Ozorog, prowadziła ona do Ruhhi, regionu dla wysokiej klasy społecznej położonego na nizinie w centralnym Kuhrum, trzeba by jednak wielu dni, żeby tam dojść. Gdyby iść nią natomiast w stronę zachodnią, doszłoby się tylko do miejsca wyrębu drzew, niedaleko, i tam droga kończyła się, bo nie było już innych miejsc na zachodzie, do których mogliby chodzić moruvarowie. Teren, na którym leżała Bav-Norag ukształtowany był z umiarkowaną pochyłością wznoszącą się ku południu, ku ścianom góry Norag, ale wzgórza i skały były też i na północy. Wszystko otaczały lasy w głównej mierze sosnowe, choć pełne też innych drzew iglastych i liściastych. Nieopodal płynął strumień dostarczający wody, ale osada miała też swoją studnię.
WWWCo do tego, jak wyglądał świat wokół Hagadangru, to jest rejonu, w którym mieszkał Ozorog, nic nie było do końca jasne. Ojciec nie miał dokładnej wiedzy i raz mówił, że wielkie góry Ruk oddzielające Kuhrum od szkaradnych pustkowi północy wznoszą się wiele mil stąd, a raz, że widać je z czubków drzew. Ponoć na dalekim wschodzie znajdować się miał ocean- Ozorog myślał o nim, jak o jeziorze podobnym do tego, nad jakie chodzili latem podczas Wielkich Świąt, tyle, że większym niż całe Kuhrum. Im był jednak starszy, tym częściej rozmyślał, że nie ma takich dużych jezior, że to wszystko bajka. Ojciec opowiadał też o jakichś wielkich lasach, o grodach w Ruhhi i wielkiej rzece Dorova, niedaleko miał być też fort zbudowany na starych ruinach, nie wiadomo tylko gdzie. Najwięcej mówił jednak o stepie.
WWWPewnego dnia, jesienią, Foramrag wziął syna ze sobą do pracy przy zbieraniu kamieni na budowę. Odbywało się to dość wysoko na Norag, wielkich głazów tam nie brakło, a dobrym sposobem na ich transport było zrzucanie ich po zboczu- trochę się poodbijały, trochę poturlały i z rozpędem docierały prawie pod pola, a stamtąd było już blisko. Oczywiście, nieraz co większy kamień potrafił się o coś zatrzymać lub gdzieś ugrzęznąć, wtedy praca musiała stanąć i kilku moruvarów szło go odblokować, co nieraz trwało bardzo długo. W każdym razie robota przeciągała się, nadzorcy poganiali i na wolną chwilę nie było szans. Mały Ozorog nudził się cały dzień, szwędał po lesie na zboczach albo szukał zajęcy, do domu jednak nie wracał, bo ojciec obiecał, że dzisiaj pokaże mu step. Dopiero pod wieczór, gdy zaczęło się ściemniać i praca dobiegła końca, Foramrag wybłagał dla siebie chwilę swobody. Wziął chłopaka na barana i mozolnie wspiął na wyższy punkt na górze, gdzie było skaliście i nie rosły drzewa.
WWW- Widzisz pod samą granicą nieba ziemię płaską jak stół?- zapytał z powagą.
WWW- Widzę! Ma kolor ropuchy!
WWW- Tam jest Vagr.
WWWW rzeczywistości nie był to jeszcze prawdziwy Vagr, ale ten fragment trawiastej równiny można by uznać za znak, że do stepu już niedaleko. Dzień był pogodny, niebo czyste i w zachodzącym słońcu pas pożółkłej zieleni na horyzoncie widoczny był znakomicie. Ozorogowi to miejsce wydawało się jednak brzydkie i nieprzyjazne: jak można mieszkać gdzieś, gdzie nie ma drzew ani gór, a wokoło jest tylko płaska ziemia, wszędzie taka sama?
WWW- Vagr leży na południu świata i jest nieskończony- rzekł ojciec w zadumie- Nie ma tam moruvarów.
WWWOzorog później dowiedział się, że na stepie żyją gurbadurowie. O nich dorośli mówili zawsze z powagą, bo gurbadurowie byli źli, byli wrogami. Jeden z mężczyzn w Bav-Norag mieszkał kiedyś w innej osadzie, która została przez nich zaatakowana. Widział wtedy, jak gurbadurowie biegną z wielkimi kijami, ciskają oszczepami i krzyczą głośno w swoim języku. Mieszkańcy uciekli, a dwóch nadzorców zginęło. Gdy wrócili, szli z nimi wojownicy, którzy mieli odpędzić napastników, ale nie znaleźli żadnego z nich. Wioska została ogołocona, znikły wszystkie ubrania, materiały, niektóre meble, wszystkie metalowe przedmioty począwszy od garnków( podobno gurbadurowie bardzo je sobie cenią), sztućców, aż po narzędzia do pracy w polu. Zniknęło każde zwierzę, jakie tylko mieli moruvarowie, kury wyłapano co do ostatniej. Grabieżcy splądrowali dom zarządcy tamtej osady, powyjmowali żelazne zawiasy z drzwi, pobrali pościele, nawet kartki z zapiskami dotyczącymi funkcjonowania posiadłości. Zarządca był zamożny i miał w piwnicy skrzynkę z pieniędzmi- opróżnili ją i wzięli ze sobą. Monety rozsypane na podłodze uchowały się, bo gurbadurowie nie widzą wartości w złocie, które jest miękkie i do niczego im się nie przydaje. Tamta osada nie była odtąd w stanie się wyżywić i większość jej mieszkańców została przeniesiona w inne miejsca, przez co niektórzy stracili na zawsze kontakt ze swoimi rodzinami. Bav-Norag leżała na skraju dziczy, przez co jej mieszkańcy bardzo bali się gurbadurów.
WWWCo ciekawe, Ozorog wiedział, jak gurbadurowie wyglądają i był w tej kwestii dość wyjątkowy. Gdy był dzieckiem, na początku którejś wiosny bawił się samotnie na skraju lasu, blisko budynków, ale trwał wtedy dzień pracy i nikogo nie było w pobliżu. Robił coś w skupieniu na ziemi, kiedy usłyszał odgłosy kroków za jego plecami. Gdy podniósł głowę i odwrócił się, zobaczył osobliwy widok: wąską ścieżką jeden za drugim podążała długa karawana dziwacznych postaci niewiele wyższych od niego, choć dość szerokich. Osobnicy mieli skórę podobną do gadziej, barwy takiej jak u jaszczurek, czy ropuch. Na ich dużych głowach, o szczękach szerokich i wystających do przodu, moruvar dostrzegł kępki rzadkich, czarnych włosów. Oczy mieli małe i ciemne, bardziej podobne do zwierzęcych, niż takich, w których miałby widnieć rozum; patrzyli nimi jakby ze smutkiem, jakąś żałością, ale w tym spojrzeniu zdawał się być spokój, ani śladu gwałtowności. Ubrani byli skąpo: prymitywne buty, prymitywne spodnie lub przepaski z materiału, niektórzy mieli ciemne koszule zrobione być może z jakichś suchych roślin, inni nie; wszyscy za to okryci byli płaszczami z grubej skóry, bez rękawów niczym peleryny, ale z głębokim szpiczastym kapturem. Ich brzuchy były zapadnięte, ramiona wiotkie- ostatnia zima musiała być dla nich niełaskawa. Szli mozolnie, bo na plecach dźwigali całe sterty dobytku: potężne toboły ze zwierzęcych skór i drewniane paliki, z których z pewnością składali swoje namioty. Niektórzy swój majdan ciągli na konstrukcjach przypominających sanie, tyle, że o spodzie płaskim i nadającym się do przemieszczania po ziemi. Poza tym, Ozorog dostrzegł w ich rękach oszczepy, za pasami mieli krzemienne noże, kilku z nich na plecach taszczyło łuki. Cała gromada liczyła co najmniej kilkadziesiąt osób; dostrzegli moruvarskie dziecko i patrzyli na nie w milczeniu.
WWWOzorog długą chwilę patrzył na wędrowców niczym zahipnotyzowany, ale potem otrząsnął się.
WWW- Potwory!- ryknął w panice i pomknął w kierunku osady. Myśl, że dostanie w skórę, kiedy rodzice dowiedzą się, że znowu oddalił się od domu i naraził na niebezpieczeństwo jeszcze dodała jego nogom pośpiechu. Nie miał zatem odwagi później wyjawić komuś, że natknął się na owych stepowych włóczęgów, nie wiedząc wtedy z resztą, kim właściwie byli. Gdy myślał o tym wszystkim w przyszłości, doszedł do wniosku, że rzeczywiście był wtedy w niebezpieczeństwie. Gdyby któryś z gurbadurów nabrał odrobiny odwagi, zdążyłby odrzucić swoje ciężary i chwycić go za kark, a wtedy marny byłby los moruvara.
WWWW następnych latach kilka razy zdarzyło się, że gurbadurowie przechodzili w pobliżu osady, nigdy jej jednak nie napadli.
WWWGurbadurowie nie byli jedynymi, przed którymi Ozoroga przestrzegał ojciec. Kiedyś bowiem powiedział synowi, że może zobaczyć moruvarów, mężczyzn lub kobiety, którzy szwędają się gdzieś bez celu, ale nie idą po ścieżce dla podróżnych, tylko przez las lub pole, w jakimś pustym miejscu i zawsze samotnie. Gdyby któryś z nich zbliżał się do niego albo do osiedla, Ozorog miał zawołać: „Ktoś ty?”. Jeśli ów nie odpowie, znaczyć będzie, że jest demonem.
WWW- Nie bój się ich nigdy, bo oni nie są rzeczywiści- mówił Foramrag- mówić zazwyczaj nie umieją, czasem w ogóle nie reagują, choćby ich kijem zdzielić, a z pewnością nie mogą zrobić krzywdy żyjącemu.
WWWMimo wszystko nie należało się do nich zbliżać, bo może się zdażyć, że demon, którego spokój się zakłóci, obudzi się ze swojego snu i zacznie mówić. Nie wolno go wówczas słuchać, bo jego intencje są złe, a słowa wypełnione fałszem. Komuś żywemu zamąci on w głowie i wciągnie go w obłęd- odtąd osoba ta będzie miała wizje lub zacznie lunatykować, a demon może pokazywać się w przywidzeniach nawet innym moruvarom w jej towarzystwie.
WWWDemony widywanie były jednak rzadko, Ozorog nie widział żadnego.
WWWJeśli mówić o okresie dzieciństwa moruvara z Bav-Norag, nie można nie wspomnieć o pewnej złej przygodzie, która przytrafiła mu się pewnego wieczoru- tym bardziej że związana była z jeszcze jednym zagrożeniem, jakie czyhało na mieszkańców Kuhrum. Trwało wtedy lato, lasy w okolicy były gęste od liści, ale tamten dzień był chmurny i raczej chłodny. Ozorog siedział przy stole w domu wraz z rodzicami, którzy skończyli pracę, bo słońce już zaszło. Rozmawiali o czymś błahym przy otwartych drzwiach, w izbie panował bowiem zaduch, gdy przyszedł pan Kugan mieszkający dwa domy dalej. Szukał Vorovhoga, najmłodszego syna Daraka, chłopak bowiem nie przyszedł na wieczorny posiłek i nie można go było nigdzie znaleźć. Darak wyszedł go szukać już dwie godziny temu i jak dotąd nie wrócił. Kugan rozmówił się z Foramragiem i jego żoną, ale żadne z nich nie mogło mu pomóc, Ozorog natomiast siedział cicho. Wydawało mu się, że wie, gdzie jest Vorovhog, ale nie chciał się zdradzić. Poprzedniego popołudnia obydwaj, wraz z dwiema dziewczynami z osady bawili się wspólnie w lesie od strony góry. Było ciepło, sucho, w sam raz na zabawę, w której jeden z nich szuka reszty, a ci kryją się przed nim w swoich sekretnych miejscach. Vorovhog znalazł sobie wspaniałą kryjówkę: pod pewnym powalonym pniem była nora, w którą się wcisnął, a wejście zakrył rozłożystą gałęzią odłamaną z iglastego drzewa. Ozorogowi udało się go znaleźć, ale obaj umówili się, że zachowają ten schowek w tajemnicy- planowali urządzić w nim swoją kryjówkę przed wszystkimi, by móc w niej później siedzieć i jeść orzechy. Zabawa miała być kontynuowana następnego wieczoru, i teraz Ozorog pomyślał, że Vorovhog urządził sobie żart i ukrył się pod konarem, by słuchać jak moruvarowie z osiedla będą go szukać. Postanowił więc, że to właśnie on go znajdzie, a inni będą się dziwić, jaki z niego tropiciel. Szybko zjadł kolację i oznajmił, że idzie odnaleźć zaginionego, potem popędził w stronę lasu. Robiło się ciemno, ale Ozorog nie miał czasu myśleć o strachu, zresztą spodziewał się, że zaraz spotka się z przyjacielem i natychmiast wrócą do osady uspokoić rodziców. Gdy dotarł do kryjówki, w lesie panował mrok i musiał uważać, gdzie stawia nogi.
WWWGdy jednak odsłonił wejście do nory, okazało się, że nikogo w niej nie ma. Nie zmartwił się- uznał że Vorovhog znalazł jakąś inną, jeszcze lepszą kryjówkę i przeniósł się. Ozorog wciąż zamierzał znaleźć go pierwszy, ruszył więc na dalsze poszukiwania. Przez dość długi czas krążył po okolicy, brnąc na coraz wyższe partie ścian góry, gdzie sosny rosły rzadziej, a przez to było jaśniej. Nie mógł jednak znaleźć towarzysza zabaw i zaczynał się niecierpliwić, potem trochę bać, bo nie słyszał już żadnych nawoływań, w pobliżu zdawało się nikogo nie być. Rozsądzał już niechlubną rezygnację i konieczność uznania Vorovhoga za zwycięzcę w zabawie, kiedy dostrzegł jakieś migoczące światło odbijające się od kamieni na zboczu. Gdy podszedł bliżej, odkrył jaskinię widniejącą w skalistej ścianie Norag, miała wąskie wejście, z daleka musiała być słabo widoczna. Z jej wnętrza dobiegało czerwonawe światło ogniska. Teraz pomyślał, że to Vorovhog jest w środku, a ogień rozpalić musiał jego ojciec, zapewne obydwaj postanowili schować się przed resztą moruvarów. Ta kryjówka wydawała się naprawdę wspaniała, toteż Ozorog bez zastanowienia wślizgnął się w wejście i wszedł do jaskini. Zobaczył wtedy widok, który w jego pamięci pozostał na zawsze.
WWWPod przeciwległą ścianą przy sporym palenisku siedziało dwóch Pramunów, wielkich jak drzewa, przeraźliwie chudych, o pociągłych, wąskich i kościstych jak u trupa twarzach z owalnymi oczami. Siedzieli w kucki naprzeciw siebie, oddzieleni ogniskiem i jedli, trzymając w podłużnych palcach potężne kawały mięcha i kości. Ten, którego twarz Ozorog widział najwyraźniej obgryzał coś, co wyglądało jak noga, oczy miał przymknięte, a na jego obliczu widniała błogość, pełne rozkoszy skupienie na spożywanym posiłku. Tym, co chłopakowi udało się jeszcze zapamiętać to to, że jeden z nich był nagi, a drugi w pasie owinięty był kawałem futra. Potem zobaczył bardzo długą dzidę opartą o ścianę, całą we krwi, dwa krzemienne noże, również zakrwawione, a obok nich jakby świeżo zdartą skórę z brązowym futrem. Spostrzegł też obciętą głowę i jego wzrok padł na wciąż jeszcze kompletne ciało rozciągnięte pionowo na palu. Było to ciało dorosłego moruvara- z licznych nacięć ciekła z niego krew.
WWWOzorog zastygł na długą chwilę w całkowitym bezruchu, przerażenie oczyściło jego umysł z jakichkolwiek myśli. A potem, gwałtownie, jakby go ktoś oblał wrzątkiem, zerwał się i wybiegł z jaskini. Dopiero na zewnątrz z ust dziecka wyrwał się przeraźliwy ryk. Nawet gdyby przyszło mu do głowy, że hałasując teraz ryzykuje życiem, nie miałby mocy go powstrzymać . Miał jednak szczęście, żaden z Pramunów nie zdecydował się go gonić, choć nie ma wątpliwości, że go usłyszeli. To, co działo się później, w pamięci ogarniętego paniką moruvara nie pozostało. Nie wiadomo zatem, ile razy przewrócił się w ciemnościach w swej rozpaczliwej drodze do domu. Następnym wspomnieniem był dopiero moment, gdy padł w ramiona matce, która słysząc wrzask wybiegła mu na spotkanie, rozumnie nie pytając nawet, co się stało- i z biegiem czasu stało się to najsilniejszym wspomnieniem Ozoroga z nią związanym.