
............................................................................................................................
"Projekcja na Ścianie Wschodniej"
Najpierw do przodu, szerokim łukiem po wydeptanej ścieżce, pod daszek małego kiosku. Tam na pewno ktoś jest! – pomyślał X.
Czasem się zdarza, że stoją tam już inni, równie dobrze pokręceni, popijając „nektar zawiłości i rozprostowań”. Pomioty pewnego ułomnego systemu, którym brak piątej klepki, zasadniczego elementu, ale mówiąc ściślej, brak jest tej części całemu systemowi. Potem, po krótkim zawrocie głowy, kilku, co bardziej ciekawszych i wyklarowanych przez nektar osobników wychyla głowy za winkiel kiosku, a resztka odwagi i chęć odgadnięcia, czego brak, popycha ich wewnętrznie do dalszej marszruty.
Dalej jest już stosunkowo prosto, jeśli tak można powiedzieć. Wzdłuż łukowatego żywopłotu, potem całkiem spiralnie przy jednej z niewielu prostych ścian aż do zakręconego mostu wspierającego się na jednym pylonie, mijając „pomnik koślawej doskonałości”. Nie ma co marzyć, a raczej nie ma czym marzyć o powrocie do miejsca z którego się ruszyło. System pracował beznamiętną strukturą, a jego pomioty żyły w ciągłym ruchu, tak się przynajmniej wydawało. Może przyczyną była wadliwa konstrukcja mózgów lub programu zawiadującego wszystkim. Rzadki obłęd wpisany był w konstytucję, nie istniał osobnik bez defektu.
Wnętrza gdzie zatrzymywali się na sen spragnieni prawdy też nie cechowała żadna symetria czy ład. Chodzono wzdłuż, w poprzek, przez, nad, a spano po prostu na czymś. Labirynt bez wejścia i wyjścia. Dzieci kulawego systemu prześcigały się w wymyślaniu zabaw wykorzystując zastane środowisko. Ławeczki, gzymsy, szczeble i ścianki służyły im do gimnastyki i popisów. Krótkie i dłuższe ścieżki, rozbiegi i zeskoki podtrzymywały ich rosnące ciała w kondycji. Nie było drzwi, przestrzeń nie dzieliła się na zewnątrz i wewnątrz. Był to świat wytworzony przez kogoś, kto sam nie zdając sobie sprawy z własnej ułomności skazał tysiące istot na życie w błędzie.
Orientacja nie była znanym pojęciem. Wszyscy czuli się tak, jakby nie potrzebowali modyfikacji. Z tego względu ten ich świat nie trwałby długo, osobnicy wyginęłyby z racji nieumiejętności i totalnego bezsensu, gdyby nie przełomowe zrządzenie losu.
Raz na jakiś czas zdarzały się przypadki, gdy pewne osobniki poznawały się wzajemnie spotykając się w otoczeniu, które w ich ułomnych umysłach wydawały się skądś znajome. Jakaś idea świtała w głowach, lecz szybko pierzchła. Dwóch takich, sobie przeznaczonych, mijało się nieopodal krzywej, ślimaczej wieży.
- Ja już ciebie gdzieś widziałem – powiedział X.
- Nie sądzę – odparł Y.
- Ależ tak, na pewno, pod daszkiem małego kiosku – powiedział X. Był to osobnik mówiąc relatywnie ponadprzeciętnie bystry. Nosił czapkę na bakier, okulary i torbę przerzuconą przez prawe ramię. Jego spostrzegawczość nadawała jego życiu sens większy niż mieli inni.
- No, być może i co z tego? – zdziwił się Y na sytuację która w jego oczach, a miał zeza i równie zezowate szczęście, nie budziła nic nadzwyczajnego.
- Przedstawię się – powiedział odważnie X – nazywam się Eustachy Lewoskrętny i jestem poszukiwaczem prawdy.
- Mnie na imię Zenobiusz Ciutnaprawo, miło mi – odpowiedział Zenobiusz równie uprzejmie i odważnie – i wobec tego jestem poszukiwaczem poszukiwacza.
Obaj poszukiwacze kontynuowali rozmowę a czas uciekał. Eustachy wyjął z torby książkę, poprawił okulary i pokazał Zenobiuszowi. Opowiadał, że znalazł ją w pewnej piwnicy, ale nie pamiętał, kiedy to było. Wiedział jedynie, że ta książka ma wielkie znaczenie. Zenobiusz słuchał z zainteresowaniem o tym, że według zapisanego w książce proroctwa wkrótce wszyscy błąkający się po ulicach osobnicy z oczami wgapionymi w chodniki zostaną skierowani przez system, aby ujrzeć prawdę. Miało to być wielkie odnalezienie. Uzdrowienie świata w wyniku zrozumienia i upowszechnienia prawdy. Tym czymś według słów w księdze będzie odnalezienie i stawienie się wszystkich w jednym czasie przed Ścianą Wschodnią, na której odbędzie się Projekcja.
Zenobiusz obrócił się trzy razy przez lewe ramie, chwycił za nos i powiedział do Eustachego, żeby złapali się za ręce i chodzili wszędzie razem to się nie zgubią. Więc trzymali się, choć głowy mieli wykręcone w przeciwne strony. Obojgu brakowało do pełni elementu, który posiadał towarzysz, Eustachemu - prawości a Zenobiuszowi – lewej strony, niemniej razem posiedli namiastkę centrum.
W przewidzianym przez przepowiednię czasie, wszechmocna, niewidzialna wola systemu skierowała drogi wszystkich osobników na właściwe ścieżki, dzięki którym dotarli pod Ścianę Wschodnią. Szli jak mrówki wracające do mrowiska. Obezwładnieni siłą wyższą stali nieruchomo patrząc na Projekcję. A ich oczy zajaśniały, a blask z ekranu oświetlił twarze. Zaciśnięte usta rozchylały się szeroko. Ściągali czapki i kapelusze, poluzowali krawaty i oniemiali zdejmowali chusty. Podnieśli czoła i popłynęły łzy olśnienia, a ręce składały się w amen. I nagle wszystko zmieściło się w głowach. Rozglądali się wokoło widząc siebie nawzajem po raz pierwszy i zrozumieli, że ziemia ma tylko jeden księżyc. A pęd poszukiwania ustał i zobaczyli, że ich świat podobny jest do stojącej, bezbrzeżnej wody.
Eustachy Lewoskrętny podszedł do ekranu na ścianie, uniósł książkę ponad swoją głowę i zwrócił się do tłumu głośno wołając. Krzyczał, że ta Projekcja opisana jest w księdze i jemu jedynemu ze wszystkich przypadł zaszczyt nie być zdziwionym ani zaskoczonym. Z zimnym sercem oglądał widowisko i czuł, że jest przeznaczony do wyższych celów. Na znak swojej gotowości do przyjęcia tak szczytnego statusu położył księgę na ziemi i stanął na niej. Stał się wywyższony przez jej mądrość i wzniósł się ponad głowy wszystkich zebranych. A z tłumu dochodziły pytania, a on miał swoje głośne zdanie na każdy temat. I gromy rzucał i wskazywał palcem na wszystko prócz swojego serca.
Wszyscy zapragnęli utożsamiać się z kimś chodzącym ponad ziemią, tylko Zenobiusz nie mógł przełknąć tej maskarady, znał Eustachego. Odwrócił się za siebie i widział tylko horyzont. Pokazał plecy Nowej Prawdzie i poczuł, że jednak nie wierzy. Wiedział, że nie może dołączyć do powszechnego entuzjazmu i zarazem bał się go opuścić. Stał pod Ścianą Wschodnią i łzy zaczęły napływać mu do oczu. Zdał sobie sprawę, że świat sprzed rewolucyjnej Projekcji był nicością, a po niej jest duchową obfitością, z którą jednak nie ma związku. Rozdarty wewnętrznie zaczął powoli, a następnie coraz szybciej oddalać się od całego zgromadzenia. Wkrótce zniknął w zaułkach domów i ulic. Przepadł, podczas gdy gawiedź wołała do Eustachego: Jeszcze! Jeszcze! Więcej! Chcemy wiedzieć więcej...