
Znajdzie się parę wulgaryzmów.
____Docieram do wschodniego skrzydła, które przypada pod restaurację i kuchnię, i przystaję na progu dwuskrzydłowych drzwi. Trzy lata temu, wzdłuż korytarza prowadzącego pomiędzy stolikami, ustawiano dwa podłużne stoły, a na nich… Śniadanie przekraczało najśmielsze oczekiwania; dwóch tygodni człowiekowi nie starczyło, by spróbować wszystkiego. Na tym po lewej stronie wystawiano konkretne jedzenie: cztery rodzaje chlebów i z pięć rodzajów bułek, od kajzerek po pełnoziarniste, z których każda miała inne ziarno. Wybór wśród wędlin i serów nie zamykał się w kilku, a w kilkunastu gatunkach, jednak to jeszcze nie koniec, bo tutejsza restauracja oferowała dania na ciepło: kiełbaski i parówki, jajecznicę czy gotowane jajka. Na stole po prawej stronie rządziły słodkości: od dżemów czy jogurtów w przeróżnych smakach, kilka rodzajów płatków do mleka, po bułeczki i rogaliki na słodko. Całości uczty dla oczu i podniebienia dopełniały naleśniki słodkie i wytrawne, których przyjemny aromat zawsze roznosił się po pomieszczeniu.
____Liczyłem na powtórkę z rozrywki, tymczasem czeka mnie rozczarowanie – na jednym stole wystawiono połowę tego wszystkiego. Biorę głęboki oddech, chcę poczuć słodki zapach wspomnień sprzed trzech lat, ale nie węszę naleśników, popisowego dania mojej Ann. Mrugam kilkakrotnie. Co jest grane?! Gdy przyjechałem tutaj trzy lata temu, restauracja w godzinach śniadaniowych pękała w szwach – drogę do stołów z jedzeniem musiałem torować sobie łokciami, niezależnie od godziny. Uważnie przesuwam spojrzeniem po pomieszczeniu. Straszy pustkami, aż się wzdrygam. Co się stało, że nagle wszyscy zrezygnowali i wybrali inne miejscówki?
____W momencie gdy dojeżdżam spojrzeniem do końca stołu, jedzenie schodzi na dalszy plan, a inne pragnienie ucisza głos pustego żołądka. Przy barze stoi dziewczyna, której ponętne kształty rozpoznałbym niemal wszędzie. Podobnie jak korzenno-kwiatową kompozycję jej perfum. Niedawno szukałem dla ojca książki w Hugendubel, gdy obok mnie stanęła kobieta, która pachniała dokładnie jak Ann. Mimo iż znalazłem książkę od razu, z dziesięć minut udawałem, że nadal szukam, byle jak najdłużej wdychać przywodzącą wspomnienia mieszaninę zapachów. Zakrawa na obsesję, lecz przy dziewczynie takiej jak Ann nie potrafię ani myśleć, ani zachowywać się racjonalnie. Nie dziwota, przecież uosabia mój ideał. Panna z klasą i obejściem, za dnia najlepszy kumpel, który dzieli moje zainteresowania i poglądy, w nocy kochanka gotowa zrobić co dusza zapragnie; a przy niej drobna iskierka wystarczy, żeby wzniecić niezły pożar. Potrząsam głową. Wiedziałem, czułem wręcz, że gdy znów ją spotkam, wspomnienia wrócą ze zdwojoną siłą, a widok podsyci pożądanie, bo nie przeczę, chciałbym ją z powrotem w łóżku. Trzy lata szukałem partnerki doskonałej, jednak żadna nie mogła konkurować z Ann. Miała w sobie… nie wiem jak to nazwać, tak czy inaczej, nigdy się nie nudziłem i za każdym razem pragnąłem więcej.
____Przejeżdżam palcami po włosach. Ani na chwilę nie spuszczam jej z oczu. Stoi tyłem, więc bez skrępowania mogę ją otaksować. Przylegająca sukienka eksponuje okrągłe pośladki, wcięcie w talii i prostą linię pleców. Smukłą szyję zasłania nisko upięty koczek. Niestety, jej robota wymaga poskromienia gęstych fal barwą przypominających kasztany wyjęte prosto z łupinki. Niezliczone razy wsuwałem w nie palce, rozkoszowałem ich miękkością, zgarniałem z roześmianej twarzy… Do reszty mnie popieprzyło.
____Dobra, koniec oglądania, czas zadziałać. Ruszam w kierunku baru. Nie błysnę oryginalnością, ale zawsze chciałem to zrobić. Staję tuż za dziewczyną i zakrywam jej oczy. Na sto procent rozpozna mnie po głosie, dlatego milczę.
____- Chris, wiesz, że tego nienawidzę.
____Szturcha mnie łokciem w żebra i odwraca się gwałtownie. Otwieram usta i nie mogę znaleźć słów. Grunt mi gdzieś uciekł. Nie widziałem jej aż trzy lata i obraz wywietrzał z głowy; zapomniałem, jaka jest ładna, choć określenie nie oddaje w pełni jej urody.
____- Matt… – Przyciąga dłoń do serca. – Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie.
____- Wyjechałem po piątej.
____- Mogłeś uprzedzić – mówi z wyrzutem.
____- Chciałem ci zrobić niespodziankę.
____- Powiedzmy, że ci się udało. – Patrzy spod oka z lekkim uśmiechem.
____Próbuję nie zwracać uwagi na pełne usta. Pomalowane na czerwono wyglądają dużo bardziej pociągająco niż normalnie, a na samą myśl do czego są zdolne, zalewa mnie fala gorąca, dlatego wolę skupić się na oczach. Kiedy poznałem Ann, odkryłem, że nawet szarość ma ciepły, radosny odcień.
____- Wiesz, gdybym wiedziała, że wpadniesz dopiero po trzech latach, zastanowiłabym się, czy cię do niczego nie zobowiązywać. – Brzmi prawie jak wyrzut, bo z jej twarzy ani na chwilę nie znika.
____- Wszystko twoje kretyńskie aluzje. Na mnie nie działają. Uświadom to sobie.
____- A ty – celuje oskarżycielsko palcem – doskonale wiesz, że je uwielbiam.
____Chwytam palec i pociągam w dół, wzdychając z rezygnacją.
____- No tak… Przyjmijmy, że te trzy lata były demonstracją przeciwko twoim aluzjom.
____- Strasznie długa ta demonstracja… – Wydyma dolną wargę.
____- Bo strasznie długo nie rzucałaś hasła: „przyjeżdżaj”.
____Nie wytrzymujemy – Ann zmniejsza odległość i zarzuca mi ręce na szyję. Obejmuję ją w talii, mocno przyciskając do piersi. W trakcie tej krótkiej chwili próbuję się nasycić znajomą wonią perfum, ciepłem i dotykiem miękkiego ciała.
____- Możesz sobie pozwolić na spoufalanie w miejscu pracy? – Szepczę jej do ucha.
____- Teoretycznie nie – odpowiada i wtula się bardziej. – Zresztą, widzisz tu kogoś?
____Ostrożnie ją odsuwam i biorę za ręce. Korzystam z okazji i jeszcze raz badam jej fizjonomię. Niewysoka, szczupła, o bliskich ideału proporcjach. Piersi ma – jak dla mnie – trochę za małe, ale ujdą obok wąskiej talii, płaskiego brzucha, zgrabnych nóg i okrągłego, jędrnego tyłeczka. Podnoszę wzrok na twarz w kształcie serca. Na czole, kościach policzkowych i zadartym nosie widać drobniutkie piegi. Klimat jej sprzyja, wygląda świeżo i młodo, w tej chwili nie dałbym jej dwudziestu czterech lat.
____- Jak zawsze prezentujesz się świetnie – stwierdzam.
____Przyjmuje komplement z uśmiechem zadowolenia.
____- Gdzie wywiało gości i obsługę?
____- Obsługa przychodzi dopiero w porze obiadowej, od ponad miesiąca z rana jestem tylko ja, czasem Chris dotrzymuje mi towarzystwa. A goście... cóż… – Wzdycha przeciągle. – Konkurencja ich wchłonęła. Pozostali najlojalniejsi i osoby, których nie zmieścili. Spadliśmy do rangi „miejscówki zastępczej” – mówi z sarkazmem.
____Marszczę brwi.
____- Przecież, turystów tu nie brakuje ani zimą, ani latem. Na wiosnę czy jesień, też przyjeżdża masa ludzi. Myślałem, że wśród tutejszych hoteli konkurencja ma raczej łagodny charakter.
____- Miała – prostuje. – Prawie dwa lata temu powstał nowy hotel. Pojedziesz parę kilometrów dalej i trafisz bez problemu. Albo lepiej się stąd nie ruszaj, nie chcemy tracić kolejnego gościa.
____- Myślisz, że mógłbym was zdradzić? – Unoszę brew.
____- Gdybyś zobaczył tamtejsze kelnerki, pokojówki i dziewczyny na recepcji…
____- Brzmi ciekawie, kontynuuj…
____Zabiera ręce i uderza mnie pięścią w bark.
____- Jesteś okropny.
____- I cholernie głodny… – Przechodzę do stołu. – O! – Uśmiecham się na widok koszyczka z croissantami. – Wyglądają przyzwoicie. – Biorę jeden i ściskam między palcami. Cały chrupie, więc nakładam dwa. – Tak szczerze, przyjechałem dla pierwszorzędnego serwisu śniadaniowego. – Unoszę dłoń z talerzem. – Chociaż – rozglądam się po stole – brakuje mi twoich naleśników.
____- Jutro ci usmażę, jeśli ładnie poprosisz.
____- Świetnie, a ja przemyślę kupno pierścionka.
____- Przez żołądek do serca? – Patrzy spod oka.
____Mrugam porozumiewawczo i ruszam dalej, biorąc po drodze dwie bułki, kilka rodzajów serów i wędlin, a do tego jeszcze kiełbaski.
____- Nalać ci kawy, herbaty czy soku? – Pyta Ann.
____- Kawy.
____- Bez dodatków, ma się rozumieć.
____- Miło, że pamiętasz.
____Po zajęciu miejsca oglądam restaurację urządzoną w starodawnym stylu, jak hol. Choć ściany pokrywa ciemna boazeria, pomieszczenie rozświetlają promienie słoneczne, wpadające przez tarasowe okna na całej długości prawej ściany. Stoliki ustawiono rotacyjnie w czterech rzędach – dwa z każdej strony. Usiadłem przy tarasowym oknie w pobliżu baru.
____Biorę się za przygotowanie śniadania, tymczasem Ann stawia przede mną parującą filiżankę z kawą i siada naprzeciwko.
____- Dziwnie tak… – rozglądam się – bez gości…
____- W porze obiadowej przychodzi ich więcej. Restauracja nadal trzyma poziom, więc zjawia się sporo osób z zewnątrz. Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby nie ona.
____- No a reszta? Nie trzyma? – Unoszę brwi.
____Spuszcza wzrok.
____- Co nie gra?
____- Serwis pokojowy. Wszystkie zatrudniane dotychczas pokojówki nie traktowały poważnie obowiązków. Ręczniki wymieniały z łaski, nie wspomnę o pościeli. Pokoje sprzątały powierzchownie, goście często narzekali na brud i drobne śmieci w zakamarkach. Kierowniczka pięter nie radziła sobie z okiełznaniem większości tych dziewczyn. Dodam, że zatrudnialiśmy głównie młode, po szkole albo w trakcie studiów, bo wychodziło znacznie taniej. Niestety, takim tylko głupoty w głowach…
____- Mnie to nie przeszkadzało. – Wzruszam ramionami. – A Elizabeth brakuje pazura i ciętego języka – stwierdzam.
____- Fakt. Ale tata jej nie odprawi, w końcu pół hotelu to jej własność.
____Bezradnie rozkładam dłonie.
____- Coś jeszcze szwankuje?
____- Czasami siadają prąd i połączenia: telewizory nie chcą odbierać kanałów, Internet chodzi okropnie wolno, a zdarza się, że goście pilnie go potrzebują, żeby na przykład, sprawdzić ceny biletów na wyspę Mainau, bo usłyszeli, jak tam cudownie i nagle zapragnęli pojechać. Spójrzmy prawdzie w oczy: mamy beznadziejną lokalizację, zwłaszcza jeżeli chodzi o zasięg, tylko na to niewiele można zaradzić. Przynajmniej tak mi się zdaje. Nasz techniczny podobno coś kombinuje…
____- Pewnie obsmarowali was w sieci, co?
____- Dziwne, gdyby tego nie zrobili. Ale ludzie znajdują pozytywy: restauracja, wygodne, choć nieposprzątane – mówi z porozumiewawczym uśmiechem – pokoje, miła obsługa na recepcji. Lukas i Peter są nie do zastąpienia, chodzące encyklopedie wiedzy o okolicy, lepsi niż niejeden przewodnik.
____Zanim rzucam nowy pomysł, pochłaniam kiełbaski.
____- Nie myśleliście o organizowaniu konferencji? Imprez okolicznościowych? Ślubów?
____- Myśleliśmy, tylko… tata podchodzi do tego dość sceptycznie, zresztą nie mamy pieniędzy na inwestycje, a salę na górze – spogląda na sufit – przydałoby się wyremontować. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio z niej korzystaliśmy. Ogród – przenosi spojrzenie za okna tarasowe – również wymaga gruntownych porządków, nowych roślin, trawnika, mebli. Łatwo planować, jednak kiedy przychodzą kwestie finansowe, nie jest tak kolorowo.
____Zatapiam zęby w bułce z serem. Żuję przez chwilę, zastanawiając się jak pomóc.
____- Czym przebija was konkurencja?
____- Lepszymi standardami i zbliżonymi cenami. Ludzie wolą dopłacić pięć do dziesięciu euro, kiedy mają możliwość skorzystania z profesjonalnego SPA, siłowni z instruktorami, wielkiego basenu na górnym tarasie i wazeliniarskiej obsługi. W dupę ci wejdą, byle żebyś był zadowolony. Założę się, że te pindy co sprzątają pokoje mogłyby nawet…
____- Ann… – Zaciskam jej palce na nadgarstku. – Daj spokój. Szpiegowałaś ich?
____- Podesłałam Chrisa. – Uśmiecha się niewinnie. – A w ogóle ich menadżer złożył mi… jak on to ujął? „Propozycję nie do odrzucenia”? Nie… – Marszczy nos. – Ach, „propozycję życia”! Skusił go mój tyłek. Tak stwierdził, kiedy powiedziałam, żeby się wypchał. Przenigdy nie zostawię taty ani tego miejsca.
____- I słusznie. A temu sukinkotowi przydałoby się wymodelować facjatę. – Oglądam zwiniętą w pięść dłoń. – Zajmę się tym.
____- Matt, szkoda zachodu na tego bufona, serio.
____- Nikt nie będzie cię obrażał.
____- On tylko stwierdził, że mam fajny tyłek.
____- I przez jego pryzmat oceniał twoje kwalifikacje.
____- Dobra, obraził mnie, ale się nie przejęłam, bo naprawdę nie ma czym. Koniec tematu.
____Upijam łyk kawy. W porównaniu do tej ze stacji, smakuje doskonale, ma mocny aromat, ale wyczuwam w niej coś subtelnego. Uśmiecham się kącikiem ust. Nawet w trudnych czasach utrzymują serwis gastronomiczny na najwyższym poziomie.
____- Co słychać u Hansa? – Odstawiam filiżankę i chwytam za croissanta.
____Milknie. Błądzi spojrzeniem po restauracji, jakby próbowała znaleźć gdzieś odpowiedź.
____- Dwa i pół roku temu miał zawał – odpowiada ze wzrokiem utkwionym w blacie stolika. – Dlatego gdyby w twoim towarzystwie sięgnął po papierosy lub coś o zawartości alkoholu większej niż dwadzieścia procent, nie bronię mu lampki wina, ale tylko jednej – akcentuje, podnosząc głowę – albo przywołasz go do porządku, albo przyjdziesz do mnie. Fakt, jest dorosły i powinien odpowiadać sam za siebie, ale uparcie twierdzi, że czuje się świetnie, najgorsze minęło, a lekarze niepotrzebnie robią szum. Chyba u wszystkich facetów to normalne. – Wywraca oczami. – Tak czy inaczej, ostatnio żyje w stresie, co źle wpływa na jego stan, a picie i palenie tylko bardziej go pogrążają… Nie darowałabym sobie, gdyby coś mu się stało. – Dodaje po chwili.
____- W porządku, możesz na mnie liczyć. Ten zawał… to przez hotel?
____- Nie wydaje mi się. Sprawy rodzinne – uprzedza nowe pytanie – więc nie zmuszaj mnie do zgłębiania tematu. Możesz odnieść wrażenie, że tata kipi energią, ale to pozory. Gdybyś zobaczył go po pracy w domu... – Potrząsa głową. – Raz czy dwa widziałam, jak leżał na kanapie, ciężko dyszał i trzymał się za serce.
____- Nie dziwota. Człowiek żyjący ze świadomością, że coś, w co włożył duszę i kapitał lada dzień upadnie, ot tak – strzelam palcami – sam powoli dąży ku ruinie, nerwy go wyniszczają. Grunt to uodpornić się i walczyć albo pogodzić z porażką i zacząć od nowa.
____- Tata ma silny charakter, za to słabe serce. Porażki w życiu nie przełknie, nie jestem jednak pewna czy fizycznie stać go na podjęcie walki.
____Obejmuję palcami jej dłoń i delikatnie ściskam.
____- W takim razie mu pomóżmy.
____- Zniszczymy konkurencję? – Na jej usta wpływa jadowity uśmieszek.
____- Myślałem raczej…
____- Wiem. – Wzdycha. – Tylko skąd wziąć pieniądze?
____- Hm… zastanówmy się – mówię z sarkazmem. – Może z banku?
____- Kredyt nie wchodzi w grę, ledwie spłaciliśmy ostatni.
____- Do kitu. Gdybyście się dopiero rozwijali albo wprowadzali innowację, zaproponowałbym jakiegoś „anioła biznesu”. Chyba że trzymasz w zanadrzu dobry pomysł na hotelową nowinkę. – Kręci głową. Wzdycham. – Chociaż… – Przesuwam dłonią po twarzy. – Albo faktycznie, zamieście w sieci ogłoszenie, że poszukujecie inwestora.
____Ann wbija głowę w ramiona.
____- Jest pewien kłopot…
____- Jaki znowu? – Nie potrafię ukryć irytacji.
____- Przyjechało tu dwóch takich… ale tata ich odprawił, więc złożyli ofertę konkurencji.
____Wypuszczam powietrze nosem, wznosząc oczy ku sufitowi. Czy temu człowiekowi do reszty wyżarło mózg?!
____- Niech zgadnę, przyjęcie jakiejkolwiek pomocy uważa za przejaw słabości.
____- Silny charakter – mówimy równocześnie, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia.
____- Dotąd radziliśmy sobie bez wsparcia zewnętrznego. Tata boi się, że inwestorzy, angażując kapitał, zechcą przejąć kontrolę nad hotelem.
____Powoli kiwam głową.
____- A może spróbujemy coś zdziałać za jego plecami? – Sugeruję ostrożnie.
____Po minie Ann wnioskuję, że palnąłem głupotę.
____- Jeśli czegoś nie zrobicie, dwa, trzy lata i po hotelu. Smutne, ale prawdziwe.
____- Może ty go przekonaj? Albo niech twój tata przemówi mojemu do rozsądku.
____Mój tata będzie najpierw próbował przemówić mnie i nie spocznie, dopóki czegoś nie zdziała. Jednak wolę jej teraz nie uświadamiać, jak bardzo mam przekichane.
____- W porządku… Uznajmy, że jeśli moje próby zakończą się fiaskiem, używamy tajnej broni, czyli mojego niezawodnego staruszka. Ale kiedy ja odpalam, ty musisz podlewać benzyną.