Żelazna pożoga

1
Oddaję pod weryfikację tekst bitewny i dziękuję Thugowi za skrzyżowanie piór :)



- Mistrzu, czy mógłbym prosić o wróżbę?
Cudzoziemiec, młody, starannie wykształcony, podpowiedziało czujne ucho Nostradamusa. Raczej nie skrytobójca, choć z tym nigdy nie wiadomo. Wróżbita dyskretnie położył dłoń na rękojeści sztyletu i odwrócił się. Zaiste, dobry słuch i tym razem go nie omylił.
- A kto pyta?
Ciemnowłosy młodzieniec zmieszał się, odchrząknął. Widać było, że pragnie pozostać incognito, jednak Nostradamus nie lubił nieznajomych, którzy znajdowali go w małej mieścinie, w dodatku tuż przed drzwiami gospody, gdzie wynajmował pokój. Dwóch towarzyszy młodziana wymieniło porozumiewawcze uśmiechy, jednak żaden nie odezwał się ani słowem.
- Czy jesteście mistrzem Nostradamusem? – zapytał ciemnowłosy.
Wróżbita westchnął i uważnie zlustrował wzrokiem pytającego. Już po jakości stroju szytego na italską modłę można było wywnioskować, że to ktoś z wysokiego rodu. Palce ozdobione bogatymi pierścieniami, zapinka na płaszczu… aha!
- To zależy, wasza wysokość.
Młodzieniec spojrzał na niego niemal z przestrachem.
- Nie jestem nikim takim…
- A ja nie jestem tym, na kogo czekacie.
- Więc nie jesteście Nostradamusem?
- Podobnie jak wy, panie, nie jesteście polskim królem.
Nostradamus miał ochotę się roześmiać na widok osłupiałych min trzech młokosów, ale w tym momencie z dachu zaczęło mu kapać za kołnierz. Wróżbita wzdrygnął się i postanowił przejść do rzeczy.
- Zapinka płaszcza z jagiellońskim herbem. Znam się na heraldyce rodów królewskich i wiem, kto z miłościwie panujących ma męskiego dziedzica. Jeśli potrzeba wam wróżby, to zapraszam, uprzedzam jeno, że kwatera jest dość skromna.
- Nie dbam o kwaterę – odpowiedział Zygmunt. Rzucił do swych towarzyszy kilka słów po polsku, w których Nostradamus domyślił się odprawy. Rzeczywiście, obaj młodzieńcy skłonili się i odeszli w dół wąskiej uliczki. Wróżbita otworzył drzwi i z ukłonem zaprosił gościa do środka.
Na progu przywitał ich mocny aromat dobrze przyprawionej zupy cebulowej. Coś przyjemnie załaskotało Nostradamusa w żołądku, ale najpierw wróżba, potem obiad. Poprowadził gościa na piętro, gdzie mieścił się jego pokój – nieduży, skromnie urządzony, za to z widokiem na rozciągające się wokół miasteczka pola.
- Ładnie tu. Spokojnie – stwierdził gość, zerkając przez okno. Nostradamus spojrzał na niego z sympatią, gdyż wielbił piękno przyrody i tych, którzy je również doceniali. Najwyraźniej młodzian nie jest aż tak zepsuty i rozpieszczony, jak można by oczekiwać po królewskim synu.
- Usiądźcie, panie. Najpierw chciałbym wyjaśnić, w jaki sposób wygląda przygotowywanie przepowiedni.
Usiedli. Młody król wyjął z kieszeni pękaty mieszek i podał go wróżbicie.
- Jeśli to zbyt mało, dopłacę – uprzedził tonem człowieka, dla którego pieniądze nie stanowią problemu.
- Każdą przepowiednię zaczynam od horoskopu. – Nostradamus nie wątpił w sowite wynagrodzenie, więc od razu przeszedł do rzeczy. – Doceniam również moc chiromancji, która wbrew obiegowej opinii, nie powie mi wszystkiego, stanowi jednak dobry początek. – Wyciągnął rękę. Zygmunt odłożył mieszek i, najwyraźniej obeznany z podobnymi praktykami, podał lewą dłoń wróżbicie. Palce Nostradamusa objęły nadgarstek młodzieńca.
- To jest…
Nagle urwał. Zygmunt podniósł wzrok i zerwał się na równe nogi, ale Nostradamus trzymał go mocno; jego palce miały siłę imadła. Młodzieniec ze zgrozą patrzył wróżbicie w oczy, z których zniknęły źrenice oraz tęczówki. Nigdy wcześniej nie widział czegoś tak nieludzkiego, nawet u ślepców z oczami pokrytymi bielmem. Ogarnęły go mdłości. Szarpnął się, ale na próżno. Dłoń Nostradamusa skutecznie unieruchomiła mu rękę.
- W piersiach umarłych nie biją serca – wycharczał. – Śmierć pędzi na koniu. Jeźdźcy, czterech, wielu! Zagłada, gdy szalony geniusz sięga po moc boską. Nieżywi winni spoczywać w głębokich studniach. Kobieca dłoń wskazuje drogę. Kowale kują dniem i nocą, głupcy, w ich oczach odbija się ogień i strach. Za armią stąpa pożoga. Kto patrzy w gwiazdy, patrzeć w nie jeno powinien. Płonie Europa, płonie świat. Czas pędzi zbyt szybko, człowiek wzlatuje ku niebu, szklane domy pękają na tysiące kawałków. Za szybko, za szybko, nie wol..
Głowa Nostradamusa opadła na piersi, dłoń zwiotczała. Zygmunt ostrożnie cofnął rękę.
- Mistrzu? – wyrzekł niepewnie. – Mistrzu?
Wróżbita uniósł głowę. Zamrugał; w białkach oczu nagle pojawiły się tęczówki i źrenice, wąskie niczym główki szpilek. Przez moment jego usta poruszały się, choć nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Niespodziewanie wzdrygnął się, potrząsnął głową. Błękitne oczy patrzyły na osłupiałego Zygmunta bystrze i zupełnie przytomnie.
- … jeden ze sposobów, by poznać początkowy los człowieka, jaki gwiazdy wyznaczają mu w momencie narodzin – kontynuował. Jego głos brzmiał zupełnie normalnie, jak gdyby to, co zdarzyło się przed chwilą, w ogóle nie miało miejsca. Nagle urwał i zmarszczył brwi. Ze zdziwieniem przyglądał się trupioblademu, siedzącemu przed nim młodzieńcowi.
- Czy coś się stało? – spytał.
Zygmunt poruszył ustami, ale nie wydobył z nich nawet najmniejszego dźwięku. Nagle poczuł, że paraliżujące odrętwienie, które trzymało go przy stole, zniknęło. Zerwał się na równe nogi; krzesło upadło z hukiem.
- Wyście… - wybełkotał.
Nostradamus spojrzał na niego srogo.
- O co chodzi?
Do Zygmunta nagle dotarło, że wróżbita pyta zupełnie poważnie.
- Przepowiedzieliście zagładę – wyszeptał. – Mówiliście o horoskopie i chiromancji, a potem zaczęliście mówić o śmierci, trupach, latających ludziach… Mistrzu, czy to się naprawdę stanie?
- Zagładę? Przepowiedziałem? Ja?! – Nostradamus uniósł się z krzesła, rozsierdzony. – Jaśnie panie, nie jestem kuglarzem, który stoi na rynku i za lichą opłatą powie, co się stanie w przyszłości! Słowa nie rzekłem o żadnej zagładzie! Mówiłem jeno, w jaki sposób zacznę układać wam przepowiednię. Horoskop z dokładną datą i godziną urodzenia, okoliczności narodzin, to wszystko dopiero początek… Zaraz! Stójcie! Dokąd tak pędzicie?
Po młodym człowieku nie pozostał nawet ślad. Osłupiały, niczego nie rozumiejący wróżbita usłyszał tylko odgłos zbiegającego po schodach Zygmunta i trzask drzwi wejściowych. Zamarł. Drobinki kurzu leniwie unosiły się w rozsłonecznionej, nagle zbyt cichej komnacie. Z dołu dochodził szmer rozmów, a zapach zawiesistej zupy cebulowej przyjemnie drażnił nozdrza. Skąd więc to uczucie, że gdzieś, z tyłu głowy, zagnieździło się coś obcego, co jeszcze chwilę temu szeptało, a teraz ucichło?
- Nie. To niemożliwe – powiedział Nostradamus. – Krotochwila znudzonego życiem bogatego panicza.
Drobinki kurzu zastygły w powietrzu, znieruchomiały.
- Ja tak nie przepowiadam!
Odpowiedziała mu cisza, ciężka i obojętna.



Zygmunt wszedł do karczmy, gdzie zgodnie z poleceniem, czekali na niego towarzysze. Obaj natychmiast wstali na jego widok, jednak młodemu królowi nie były w głowie wspólne szaleństwa.
- Odejdźcie.
Wymienili zdziwione spojrzenia, ale usłuchali bez słowa. Zygmunt usiadł ciężko przy pustym stole; nie miał ochoty na towarzystwo kompanów. Teraz był już nieco bardziej opanowany. Gdy wypadł z domu Nostradamusa, szedł przed siebie jak nieprzytomny, nie wiedząc nawet, dokąd zmierza. Ocknął się dopiero na rogatkach miasta. Potem błąkał się ulicami, próbując zebrać myśli. Panika już go opuściła; zamiast niej w sercu zagnieździła się groza.
O tak, zrozumiał Nostradamusa. Jego pozornie bezsensowne zdania połączyły się z historią o śpiących rycerzach, o której kiedyś opowiedziała mu matka. Oraz z tym, co czasami mówiła. Dla małego Zygmusia była to baśń. Dla dorosłego Zygmunta – koszmar, który miał się urzeczywistnić.
Nigdy nie poznał mistrza Da Vinci – szaleńca, jak go zwali niektórzy i geniusza, jak mawiała jego matka. Pamiętał natomiast ciemnowłosego, zadumanego myśliciela z Torunia, który tak często rezydował na Wawelu. Wieczorami zaszywał się w komnacie na wieży, gdzie zapewne patrzył w gwiazdy, pisał czy rysował – ale nocami krążył po zamkowych korytarzach, porzucając lunety i mapy nieba. Leżący w łożu mały Zygmunt słyszał jego ciche kroki. Nie interesowało go wówczas, dlaczego astronom schodzi nocami do podziemi. I nie zastanawiało to, że po korytarzach uśpionego Wawelu krąży matka. Gdy ojciec zasypiał, znużony po całym dniu ciężkiej pracy, Bona opuszczała komnaty. Widział ją nie raz, gdy chłopięca ciekawość kazała uchylić drzwi sypialni i wyjrzeć.
Teraz wszystko pojmował. Wiedział już, że dziwne, metaliczne dźwięki, które zdarzało mu się słyszeć, gdy znajdował się na pograniczu jawy i snu, to nie była ułuda. Podczas, gdy mieszkańcy zamku spali błogo, w podziemiach tworzono armię nieludzi. Mistrz Da Vinci stworzył potworny projekt, a prace nad nim kontynuował toruński astronom.
Och, oddałby wiele, by móc wciąż pozostawać w nieświadomości. Teraz nie będzie spał tak, jak dotychczas. Każdego wieczoru położy do łoża ze świadomością, że gdzieś tam pod nim leżą zastępy śpiących rycerzy i ich żelazne konie, czekające na sygnał do boju. A gdy raz wyruszą i pójdzie za nimi pożoga, spłonie w niej cały świat. Albowiem tego, co raz puści się w ruch, nie da się już zatrzymać.
Ostatnio zmieniony śr 24 gru 2014, 11:51 przez Zoee, łącznie zmieniany 2 razy.
Mali powstańcy: http://magazynhisteria.pl/wp-content/up ... ERIA-4.pdf
Zapach kamienia: http://magazynhisteria.pl/wp-content/up ... ERIA-V.pdf
Zegar śmierci: http://magazynhisteria.pl/wp-content/up ... a%20VI.pdf
FB: https://www.facebook.com/AgnieszkaZoeKwiatkowska

3
1. Chciał pozostać incognito, ale miał zapinkę z Jagiellońskim herbem? To tak jakby rosyjscy szpiedzy nosili przy sobie legitkę GRU.

2. "Rozsłonecznionej" - nie do końca mi pasuje to słowo, lecz może to być jedynie fanaberia.

3. "Wypadł z domu Nostradamusa" - do tego też się doczepię. Nostradamus jedynie wynajmował pokój w gospodzie, nie miał domu na własność. Stosowniej byłoby napisać: "Wypadł od Nostradamusa" lub coś w podobie.

Pewnie zaraz zostanę objechany za krytykowanie tak dobrego tekstu... podkreślam, dobrego.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

4
Wróżbita dyskretnie położył dłoń na rękojeści sztyletu i odwrócił się.
da się dyskretnie położyć dłoń na rękojeści sztyletu? ;>
Zaiste, dobry słuch i tym razem go nie omylił.
nie zawiódł.
Ciemnowłosy młodzieniec zmieszał się
oczami wyobraźni widze wielka betoniarkę :-?
Wróżbita westchnął i uważnie zlustrował wzrokiem pytającego.
a mógł go zlustrować czymś innym?
Rzucił do swych towarzyszy kilka słów po polsku, w których Nostradamus domyślił się odprawy.
po polsku kilka słów, w których...
na odwyrtkę jakby brzmi lepiej.
składniej nieco.
Rzeczywiście, obaj młodzieńcy skłonili się i odeszli w dół wąskiej uliczki.
jak to król, albo następca, nic by ich od drzwi nie odpędziło. nawet królewski rozkaz.
Młodzieniec ze zgrozą patrzył wróżbicie w oczy, z których zniknęły źrenice oraz tęczówki. Nigdy wcześniej nie widział czegoś tak nieludzkiego, nawet u ślepców z oczami pokrytymi bielmem. Ogarnęły go mdłości. Szarpnął się, ale na próżno. Dłoń Nostradamusa skutecznie unieruchomiła mu rękę.
- W piersiach umarłych nie biją serca – wycharczał.
prowadzisz narrację z puntu widzenia królewicza, wiec zanim cokolwiek ktokolwiek wycharczy, warto byloby wyjasnić, ze to jednak nie on, tylko nostra-khan.

to ja tu wróce, bo czas spać.
poza tym w sb romek wrzuca jakieś zbereźeństwa :szatan:

[ Dodano: Pon 08 Gru, 2014 ]
uff, dobra, w sumie text na luzie obroni się, a łapanki dot poszcz wyrazów głebszego sensu nie mają, bo czytelnik i tak tego nie zauważy.
to jest dobry text i przyjemnie sie go czyta.

ostatnie zdanie mi nie odpowiada, jest za ogólnikowe, brakuje w nim mocnego uderzenia, doprecyzowania czym jest owo "(...) tego, co raz puści się w ruch, nie da się już zatrzymać."

ale całość płynna i interesująca, ładnie wpleciona w epokę i ozdobiona sławnymi nazwiskami.
ot i wsio.

Zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 24 gru 2014, 11:49 przez ravva, łącznie zmieniany 1 raz.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

5
Zoee pisze:Widać było, że pragnie pozostać incognito, jednak Nostradamus nie lubił nieznajomych, którzy znajdowali go w małej mieścinie, w dodatku tuż przed drzwiami gospody, gdzie wynajmował pokój.
bezsens- nie panujesz nad tym, co piszesz; pragnie pozostać incognito i Nostradamus nie lubił nieznajomych, którzy znajdowali go w małej mieścinie - to, że młody nie chciał się przedstawić nie ma nic wspólnego z tym, że Nostradamus nie lubił nieznajomych albowiem gdyby nawet młody okazał dowód osobisty, dalej pozostałby nieznajomym, gdyż Nostradamusowi chodziło o to, że nie lubi jak mu się zawraca dupę pod gospodą, a nie chodziło o to, że nie lubi tych których nie zna z imienia i nazwiska - tak przynajmniej wynika ze zdania, które ułożyłaś (bo podkreśliłaś chęć pozostania icognito), a jeśli chodziło Ci o coś innego, to trzeba było inaczej napisać.
Zoee pisze:Dwóch towarzyszy młodziana wymieniło porozumiewawcze uśmiechy, jednak żaden nie odezwał się ani słowem.
a dlaczegóż to mieliby się odezwać, fakt, obstawa zapewne nieraz wtrącała się w interakcje króla z hołotą i mówili np.: "Z drogi kmiocie! Nie wiesz kogo masz przed sobą!" Jednak jeżeli ich vip rozmawiał z kimś z kim chciał rozmawiać, to nie ich rzeczą było prostować dialog.
Zoee pisze:Już po jakości stroju szytego na italską modłę można było wywnioskować, że to ktoś z wysokiego rodu. Palce ozdobione bogatymi pierścieniami, zapinka na płaszczu… aha
jakość nie pasuje tu, a te dwa zdania to kwintesencja szkolnego stylu
Zoee pisze:Nostradamus miał ochotę się roześmiać na widok osłupiałych min trzech młokosów, ale w tym momencie z dachu zaczęło mu kapać za kołnierz.
trochę za tani jest ten manewr - dalszą akcję napędza nagle padająca z dachu woda, za tanie to.
Zoee pisze: Rzucił do swych towarzyszy kilka słów po polsku, w których Nostradamus domyślił się odprawy. Rzeczywiście, obaj młodzieńcy skłonili się i odeszli w dół wąskiej uliczki.
spokojnie można by (a nawet trzeba) skompresować to drewno o jakieś 72%
Zoee pisze:- Ładnie tu. Spokojnie – stwierdził gość, zerkając przez okno. Nostradamus spojrzał na niego z sympatią, gdyż wielbił piękno przyrody i tych, którzy je również doceniali. Najwyraźniej młodzian nie jest aż tak zepsuty i rozpieszczony, jak można by oczekiwać po królewskim synu.
litości. to że mistrz wielbił przyrodę jest ok, ale że wielbił i wielbiących? takie skróty lub niedoróbki nie mogą przytrafiać się komuś, kto myśli poważnie o pisaniu. No chyba że chcesz powiedzieć, że on rzeczywiście wielbił wielbiących...

btw kim właściwie jest Zygmunt według Ciebie - raz nazwany jest dziedzicem, potem królem? skróty dopuszczalne są w skróconej instrukcji obsługi pralki, nie w beletrystyce. może chodziło Ci o królewicza
Zoee pisze:Nagle urwał. Zygmunt podniósł wzrok i zerwał się na równe nogi, ale Nostradamus trzymał go mocno; jego palce miały siłę imadła. Młodzieniec ze zgrozą patrzył wróżbicie w oczy, z których zniknęły źrenice oraz tęczówki. Nigdy wcześniej nie widział czegoś tak nieludzkiego, nawet u ślepców z oczami pokrytymi bielmem. Ogarnęły go mdłości. Szarpnął się, ale na próżno. Dłoń Nostradamusa skutecznie unieruchomiła mu rękę.
drewno, trzy razy piszesz o mocy uścisku dłoni, a wystarczyłoby raz a dobrze
Zoee pisze:Nagle urwał. Zygmunt podniósł wzrok i zerwał się na równe nogi,
a po chwili
Zoee pisze:Nagle urwał i zmarszczył brwi. Ze zdziwieniem przyglądał się trupioblademu, siedzącemu przed nim młodzieńcowi.
nie panujesz nad akcją nawet na najprostszym aspekcie jakim jest postawa bohatera (nie kontrolujesz nawet jego wstawania, siadania), poza tym to nagle (za chwilę jest jeszcze trzecie) - nędza na całej linii; brak kontroli, ubogi język - powtórzenia, nędza
Zoee pisze:Panika już go opuściła; zamiast niej w sercu zagnieździła się groza.
ciężko o lepszą egzemplifikację wypracowaniowego stylu, pomijam nieostrość semantyczną; panika zamiast grozy - to nic nie mówiący bełkot, w stylu: niższe podatki zamiast wysokich opłat
Zoee pisze:Wymienili zdziwione spojrzenia, ale usłuchali bez słowa.
jakże wymieniali oni te spojrzenia w tekście (raz mogłoby by być za dużo, a dwa razy to już kpina) poza tym cały czas próbujesz w żałosny sposób zbudować napięcie - ich reakcjami chcesz podkreślić stan lub zachowanie Zygmunta. To manewr nieodzowny w literaturze, lecz to wyższa szkoła jazdy i tak prostymi narzędziami tego nie zrobisz, przykro mi.
Zoee pisze:Obaj natychmiast wstali na jego widok, jednak młodemu królowi nie były w głowie wspólne szaleństwa.
proszę Cię, naprawdę proszę; Ty kpisz sobie z czytelnika czy drwisz? Powstanie na widok przełożonego jest obowiązkiem podwładnego, a nie świadczy o zaproszeniu do biby. Pokazałaś, że nie masz pojęcia o czym piszesz (nie pierwszy zresztą raz, ale teraz przegięłaś już bezlitośnie).
Zoee pisze:Każdego wieczoru położy do łoża ze świadomością, że gdzieś tam pod nim leżą zastępy śpiących rycerzy i ich żelazne konie, czekające na sygnał do boju. A gdy raz wyruszą i pójdzie za nimi pożoga, spłonie w niej cały świat. Albowiem tego, co raz puści się w ruch, nie da się już zatrzymać.
położy SIĘ do łoża
położy, łożą, leżą - po suszy szosa sucha,

przykro mi, ten tekst jest wybitnie niedorobiony, a usterki, jakie wskazałem dyskwalifikują go totalnie, lecz nawet gdyby je usunąć, styl dalej byłby daleki od oczekiwanego. A oczekiwałem o wiele więcej- recepcja zachęciła mnie do lektury, ale to był stracony czas. To nie jest dobry tekst.
Gdyby ten tekst był prototypem samochodu, to fabryczny kierowca testowy zabiłby się w nim jeszcze przed pierwszym łukiem. I nie obchodzi mnie, że być może pisałaś pod presją czasu i musiałaś dostosować się do bitewnego tematu - ja chcę wsiąść i jechać, a nie ciągle dociskać kierownicę łokciem, by nie spadła na podłogę.

Zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 24 gru 2014, 11:51 przez Smoke, łącznie zmieniany 1 raz.

6
Do tych, wniesionych przed moich przedmówców, uwag pozwolę sobie wtrącić swoje "trzy grosze".
Dość znaczący w swojej wymowie wydaje mi się brak uświadomienia własnych umiejętności, wykazany przez Nostradamusa w końcu pierwszej części. Takie ujęcie, według mnie, chroni Twoj tekst przed zarzutem sztampowości.
Natomiast w końcowej, krótkiej części brakuje mi zwieńczenia zbudowanego w tym urywku napięcia. Czuje się, że lada moment pojawi się wyjaśnienie tego czegoś tajemniczego, niesamowitego, co stanowi clou tej opowieści. Tymczasem zakończenie jest jakby bez wyrazu, bez oczekiwanej kropki nad "i", końcowego, wyrazistego podsumowania.
To budzi we mnie, jako czytelniku, niedosyt, choć cały tekst wydaje mi się niezły.

8
Marcin Dolecki pisze:Tekst Zoee przeczytałem z dużą przyjemnością. Podoba mi się klimat tej oryginalnej historii :)
Marcin :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

(To nie jest post jednowyrazowy*)


*copyright by sep.
Ostatnio zmieniony pn 22 gru 2014, 00:32 przez ravva, łącznie zmieniany 1 raz.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”