Architekci[Sc-Fiction/Thriller] Fragment

1
Lato tego roku na całym świecie było wyjątkowo upalne, żar lał się z nieba. Wysokie temperatury utrzymywały się przez kilka dni, powodując rekordową liczbę omdleń nie tylko u ludzi, ale również u zwierząt. Najgorzej upały znosiły psy i koty, które zamieszkiwały w dużych metropoliach i miastach. Właściciele starali się im pomóc, ale nawet polewanie zimną wodą, praktycznie nic nie dawało. Zwierzęta konały z przegrzania na ulicy, zwiększając ryzyko wybuchu epidemii.
Niestety również ludzie nie radzili sobie, z lejącym się z nieba żarem. Na nic zdały się nakrycia głowy i rozciągnięte w centrach miast kurtyny wodne, z których korzystały głównie nastolatki, wracające ze szkoły. W nocy temperatura spadała o kilka stopni, lecz sytuacja pozostawała taka sama. Nadal powietrze stało, a o wietrze można było tylko pomarzyć, jedynie nad samym morzem, lekkie powiewy wiatru pozwalały chociaż na chwilę, odetchnąć od upałów.
Ze wszystkich państw na świecie najgorsza sytuacja panowała we Francji. Na południu kraju temperatury wskazywały blisko pięćdziesiąt stopni w pełnym słońcu, w cieniu nie było o wiele mniej. Panowała straszna duchota, którą najgorzej znosiły osoby starsze. Z goła odmienna sytuacja panowała na północy kraju. Po kilkudniowych upałach na terenach pomiędzy Brestem a Calais, spadł pierwszy deszcz. Ludzie odczuli na moment ulgę, zrobiło się chłodniej i przyjemnie. Temperatura spadła poniżej trzydziestu stopni, mimo to ziemia nadal w wielu miejscach była popękana. Większość upraw, które nie posiadały systemów nawadniających, uschnęła. Rolnicy ponieśli spore straty, był to jednak wstęp do prawdziwego apogeum, niedługo po tym wydarzeniu nad kraj nadciągnęła fala huraganów. Nawałnice przyniosły ze sobą porywisty wiatr i silne opady gradu. W niektórych rejonach pojawiły się trąby powietrzne, powstały osuwiska, a w górskich miasteczkach i wioskach, zeszły lawiny błotne, w których zginęły setki ludzi. Największe straty matka natura, poczyniła w regionie Le Gard na południu Francji. Do wielu miejscowości dojazd był niemożliwy, ulewne deszcze podmyły drogi dojazdowe, tworząc kilometrowe zapadliska. Jedynym możliwym sposobem dostarczania pomocy, stały się helikoptery i samoloty, które z trudem docierały na miejsce.
Jedynie Paryż nadal pozostawał nietknięty. Życie w stolicy kultury i największej aglomeracji Francji, toczyło się normalnie, jedynie od czasu do czasu pod siedzibą rządu, dochodziło do demonstracji. Niezadowoleni ludzie zarzucali Parlamentowi bezczynność, uważali, że w ich w sprawie nic się nie dzieje. Prawda leżała jednak po stronie władz, które nie miały środków na pokrycie zniszczeń, spowodowanych nawałnicami. Wypłacona pierwsza transza odszkodowań, była zaledwie kroplą w morzu potrzeb. Północ kraju jak i południe, wyglądało jak po bombardowaniu. Większość miejscowości była kompletnie odcięta od świata, brakowało wszystkiego włącznie ze środkami czystości, wodą pitną i jedzeniem. Służby starały się dotrzeć do poszkodowanych jak najszybciej, lecz w niektórych miejscach było to niemożliwe. Zniszczone drogi i zerwane mosty skutecznie utrudniały pracę służb ratowniczych. Do wielu miast i miejscowości pomoc dotarła dopiero po miesiącu. Cała ta sytuacja i protesty, doprowadziły kraj na skraj rewolucji. Pogłębiające się nastroje antyrządowe próbował, wykorzystać Front Narodowy, który nawoływał do przewrotu. Na szczęście do tego nie doszło, mimo wielu starć ze służbami porządkowymi.
W innych częściach świata również nasilały się gwałtowne zjawiska. Miesiąc po przejściu pierwszego huraganu nad Francją, w południowe wybrzeże USA, napłynęła bardzo zimna masa powietrza. Floryda, Luizjana oraz Teksas zostały całkowicie odcięte od świata. Burze śnieżne i obfite opady śniegu spowodowały paraliż komunikacyjny, nie kursowało metro, pociągi ani autobusy. Szkoły zostały zamknięte, z niektórych miast ludzie nie byli, w stanie się wydostać. W Orlando i Tampie zaspy sięgały kilku metrów, zalegające pokrywy białego puchu, zagrażały większości domów. Z trudem do poszkodowanych docierały konwoje z pomocą i jedzeniem. Zwykłe pługi nie dawały sobie rady, a transport wodny był niemożliwy, część Zatoki Meksykańskiej rozciągająca się od wybrzeża aż po półwysep Jukatan, zamarzła. Nikt z najstarszych mieszkańców nie pamięta tak zimnego lipca. Zdarzały się w ostatnich latach niewielkie opady śniegu, lecz nigdy temperatura nie spadła poniżej zera, tym bardziej w lato.
Pogoda zaskoczyła nie tylko mieszkańców, ale również władze Meksyku, które po kilku dniach ogłosiły stan klęski żywiołowej. Podobnie uczynił Prezydent USA. Paraliż komunikacyjny spowodowany potężnymi zamieciami i bardzo niską temperaturą, wywołał plagę głodu i śmierć kilkuset osób z wychłodzenia. Na miejsce wysłano oddział gwardii narodowej, który mimo wojskowego sprzętu, miał problem z dotarciem do zasypanych miejscowości. Nawet dla nich było to nie lada wyzwanie. Czołgi początkowo radziły sobie dobrze, ale po dłuższym czasie gąsienice zaczęły grzęznąć w zaspach. Przez to wiele konwojów nie docierało do celu. Próbowano również drogą powietrzną dostarczać pomoc, jednak wiejący z dużą prędkością wiatr, skutecznie utrudniał życie pilotom. Silne podmuchy zmuszały większość helikopterów i samolotów do lądowania daleko od miejsca przeznaczenia.
Odmienna sytuacja panowała na północy kraju i wschodnim wybrzeżu, Waszyngton i Nowy York zmagały się z powodziami. Manhattan i Central Park znalazły się pod wodą, nie kursowało metro. Pobliskie lotniska i kolej naziemna były wyłączone z ruchu. W oddalonym o prawie trzysta kilometrów Bostonie sytuacja przedstawiała się jeszcze gorzej, kilku metrowe fale zalewały, położone nad brzegiem oceanu dzielnice. Wielu mieszkańców musiało porzucić dorobek swojego życia i uciekać na wyżej położone tereny. Nie było to jednak prostym zadaniem. Więjący z prędkością ponad sty kilometrów na godzinę silny wiatr, skutecznie uniemożliwiał ewakuację. Jedynym sposobem wydostania się z zalanych dzielnic stały się samochody z wysokim podwoziem oraz pontony i łodzie, które zostały skierowanie bezpośrednio na miejsce katastrofy.
Z dnia na dzień sytuacja była coraz gorsza, woda wdzierała się do kolejnych dzielnic również w Nowym Jorku, któremu groził paraliż i milionowe straty. Walczący z powodzią strażacy, nie nadążali z wypompowywaniem wody z zalanych pomieszczeń i piwnic. Prognozy na kolejne dni również nie nastrajały optymizmem. Opady miały jeszcze bardziej przybrać na sile, a wiejący wiatr, tylko potęgował uczucie chłodu. Podróżujący codziennie do centrum mieszkańcy, przeżywali prawdziwe męczarnie. W pierwszym dniu wyłączenia kluczowych stacji metra, na ulicach utworzyły się kilku kilometrowe korki. Wszyscy korzystający wcześniej z podziemnej kolejki, przesiedli się do transportu naziemnego, głownie do samochodów, które były o wiele wygodniejsze niż zatłoczone linie autobusowe. Ledwie garstka ludzi korzystała z miejskiej komunikacji.
Po kilku dniach pogoda niespodziewanie poprawiła się. Z nieba zniknęły ciemne, deszczowe chmury, a ich miejsce zastąpiły białe obłoki, powoli sunące po nieboskłonie. Na niebie pojawiło się słońce. Jasny blask wypełnił przestrzeń szarych budynków, rozlewając kolorową paletę barw wokół. Zalegająca woda zaczęła powoli opadać, odkrywając zalany teren. Z zielonej niegdyś trawy, pozostało zaledwie wspomnienie. Pięknie niegdyś wyglądający trawnik, zamienił się w rozlewisko, które utrzymywało się przez kilka dni. Gdy woda wsiąkła, ludzie wrócili do parków. Życie w wielkiej metropolii powoli zaczęło wracać do normy. Opustoszałe stacje metra znów, zapełniły się tłumem ludzi, a w parkach znów pojawiły się zakochane pary, biegające psy oraz rodziny z dziećmi.
Loty krajowe i zagraniczne zostały wznowione. W czasie huraganów przewoźnicy ponieśli bardzo duże straty. Przez dwa tygodnie w Nowym Jorku wszystkie samoloty były uziemione, nie licząc jednej próby, która na szczęście skończyła się szczęśliwie. Samolot lecący z Rzymu do Nowego Jorku przy lądowaniu, dostał się pomiędzy dwa wiry powietrza. Silne turbulencje urwały wysunięte podwozie, lądującego samolotu. Pilotom ledwo udało się ustabilizować lot. Jeden z podmuchów wiatru zniósł maszynę wprost na wieżę kontrolną. Tylko szybka reakcja załogi uratowała ludzi przed katastrofą. Niestety to wydarzenie odbiło się szerokim echem w całej Ameryce. Od tego wydarzenia większość klientów podchodziła niechętnie, do korzystania z linii lotniczych, w obawie o swoje życie. Tylko szybka reakcja zarządu linii lotniczych po części uratowała wizerunek firmy. Promocja, którą wprowadziła firma, okazała się strzałem w dziesiątkę. W ciągu zaledwie dwóch dni od jej ogłoszenia, rejsy do Rzymu, Paryża i Londynu zostały wykupione na najbliższy tydzień do przodu. Wielu mieszkańców postanowiło skorzystać z przeceny i zrobić sobie nieplanowane wakacje.
Jedną z takich osób była Agnes, z pochodzenia Francuzka mieszkająca od kilku lat w Nowym Jorku. Metropolia bardzo szybko stała się jej nowym domem. Kultura amerykańska i architektura miasta zafascynowały ją na tyle, że postanowiła zamieszkać na stałe. Od razu po ukończeniu studiów, zamieniła wynajmowaną kawalerkę, na własne mieszkanie. Nie zapomniała jednak o swoich korzeniach i co jakiś czas odwiedzała rodzinne strony. Głównie w okresie świąt i wakacji, kiedy mogła wyrwać się na kilka dni, z tętniącego życiem miasta. Jej mama przeżywała bardzo emocjonalnie rozłąkę z córką. Prawie codziennie ze sobą rozmawiały telefonicznie, były ze sobą bardzo blisko. Gdy jednak Agnes oznajmiła, że w te wakacje nie przyjedzie do Francji, a dopiero na Boże Narodzenie, pojawiły się pierwsze zgrzyty. Początkowo dziewczyna nie chciała się na to zgodzić, głównie ze względu na ukrywaną prawdę. Agnes nigdy nie wspominała o swoim chłopaku. Bała się, reakcji mamy. Nie wiedziała czy zaakceptuje jej związek. Odkąd poznała swojego obecnego chłopaka, starała się o nim nie wspominać rodzinie. O jej związku wiedziała tylko siostra i znajomi.
Christopher był również z pochodzenia Francuzem. Wychował się w Tuluzie, mieście położonym na południu kraju kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Hiszpanią. Podobnie jak Agnes od razu po ukończeniu szkoły średniej, wyjechał na studia do Nowego Jorku. Początkowo miał wątpliwości czy podjął dobrą decyzję, lecz kolega z którym leciał do Ameryki, nie musiał długo go przekonywać. Tym bardziej, że Christopher nie musiał szukać lokum do wynajęcia. Mieszkająca w Nowym Jorku ciotka, miała wolny apartament niedaleko uczelni. Wraz z kumplem wynajmowali go przez ponad rok, dopóki nie poznał Agnes.
Na czwartym semestrze pojawił się przedmiot Filozofia, którego większość studentów nie lubiła, prawie na każdym wykładzie była wejściówka. Ten fakt i tematyka zagadnień nie była zbytnio lubiana przez studentów, którzy musieli chodzić na wszystkie zajęcia. Mimo, że wykłady nie były obowiązkowe, profesor wymagał pełnej listy obecności. Bez tego nikogo nie dopuszczał do zaliczenia. Mimo tych wad wykłady miały jedną zasadniczą zaletę, prowadzone były w grupach złożonych z różnych kierunków i tak np. Informatyka miała zajęcia z Finansami i Rachunkowością.
Przez większą część semestru Agnes z Christopherem nie zwracali na siebie uwagi. Znali się tylko z widzenia i czasami widywali się na korytarzu. Nigdy jednak nie zamienili ze sobą słowa. Dopiero na zaliczeniu, wydarzyło się coś co odmieniło ten stan. Agnes przyszła na sprawdzian całkowicie nie przygotowana. Dzień przed kolokwium wybrała się z koleżankami na imprezę, potem żałowała. Jak się okazało był to poważny błąd, nie znała odpowiedzi na większość pytań. Miała jednak szczęście, profesor przesadził Christophera obok niej. Widząc, że po prawie pięciu minutach nic nie napisała, podał jej ściągę. Na początku była nie ufna w stosunku do niego, ale w końcu skusiła się i postanowiła skorzystać z pomocy. Ściągawka była przygotowana bardzo starannie, posiadała nawet spis treści. Niewielki rozmiar pozwolił, szybko ją ukryć w zaciśniętej dłoni.
Dodatkowa pomoc okazała się nieoceniona, dzięki Christopherowi dziewczyna nie tylko zaliczyła przedmiot, ale udało się jej również, uzyskać wysoką ocenę z testu. W ramach podziękowania zaprosiła go na kawę. To był początek wspaniałej miłości, jak każda historia miała ona swoje wzloty i upadki, ale koniec końców udało im się, stworzyć szczęśliwą, kochającą parę. Niestety po dwóch latach związek, zaczął przeżywać poważny kryzys. Dochodziło do coraz częstszych napięć i kłótni. Wszystko zmieniło się diametralnie. Od momentu zamieszkania razem oprócz pierwszego miesiąca, który był w miarę spokojny, sytuacja znacznie nabrała rozpędu. Na początku para sprzeczała się głównie o błahostki min. sprzątanie, wynoszenie śmieci, wybór filmu itp. Później jednak kłótnie przybierały nowego kształtu. Wkradała się w nie zazdrość, obojętność, zarzucanie braku czasu, na szczęście po każdej awanturze udawało im się pogodzić. Nie było to jednak łatwe, jedna i druga strona nie ustępowała i broniła swoich racji.
Pół roku od zamieszkania razem, Christopher dostał się do wymarzonej pracy. Z małej agencji interaktywnej wykonującej aplikacje dla klientów, przeniósł się do wielkiej korporacji, wytwarzającej oprogramowanie dla dronów, bezzałogowych czołgów oraz nowych typów uzbrojeń. Początkowo wszystko układało się po myśli Christophera, również Agnes cieszyła się z nowej pracy swojego chłopaka. Od dłuższego czasu pragnęli, kupić dom na przedmieściach Nowego Jorku, lecz nie mieli na to funduszów. Z pensji księgowej i początkującego informatyka ledwo starczało na zapłacenie rachunków i w miarę normalne egzystowanie. Mimo wszystkich zgrzytów pomiędzy nimi, para trwała razem ze sobą i konsekwentnie odkładała równą kwotę co miesiąc.
Po pół roku pracy w nowym miejscu, Christopherowi udało się odłożyć sporą sumę, opłaconą potem,krwią i łzami. Niestety po okresie próbnym przestało być tak różowo. Prawie codziennie zaczął wracać po dwudziestej, a czasami nawet później. Do tego dochodziły co tygodniowe wyjścia na piwo, które nie podobały się jego dziewczynie. Agnes miała dosyć siedzenia w domu, miała ochotę wyjść na miasto, zabawić się. Niestety z każdym miesiącem było coraz gorzej. Weekendy niestety również odpadały. Christopher odsypiał cały tydzień. Odkąd zaczął pracować w nowej firmie, praktycznie nigdzie nie wychodzili. Agnes czuła barierę, która pomiędzy nimi wytworzyła się, właściwie nie okazywali sobie ani czułości ani uczuć.
Pewnego dnia Christopher wyszedł na co tygodniowe piwo z kolegami. Niestety wrócił o wiele później niż zawsze, czym zaniepokoił Agnes, która przez cały czas martwiła się o niego. Gdy wybiła dwudziesta trzecia, spróbowała do niego zadzwonić, lecz nikt nie odebrał. Zgłaszała się tylko poczta głosowa, a na wysłanego sms’a, próżno było czekać na odpowiedź. Przez kolejne godziny Agnes ponawiała próby kontaktu, lecz telefon nadal milczał. Nie wiedziała, co jeszcze może zrobić. Myśli niczym małe szpileczki, wbijały się w głowę, powodując napinanie mięśni karku. Agnes była wykończona, pragnęła tylko odpocząć. Gdy położyła się na chwilę na kanapie, udało jej się zasnąć. Krótka drzemka na niewiele się zdała. Po przebudzeniu była jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej.

[ Dodano: Pią 09 Sty, 2015 ]
Świat wokół niej był lekko rozmazany i niewyraźny. Gdy tylko wstała, pojawił się silny ból głowy i zawroty. Dopiero po kilku minutach dolegliwości minęły. Na zegarku wybiła północ. Agnes spojrzała na telefon, nie było jednak żadnej wiadomości, ani nieodebranego połączenia. Jej umysł powoli zaczynał wariować i tworzyć coraz to bardziej niesamowite historie.
Nagle chwilę po pierwszej rozległo się rytmiczne dzwonienie. Agnes szybko zerwała się z kanapy i spojrzała przez wizjer. Pod drzwiami stał jej chłopak, nie wyglądał za dobrze. Miał rozpiętą koszulę do połowy, ubłocone buty i podartą marynarkę. Agnes nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie. Wyglądał jak jakiś menel. Gdy zadała mu pytanie “Co się stało?”- nie potrafił na nie odpowiedzieć. Wymamrotał coś pod nosem niezrozumiałego. Z daleka było czuć alkohol. Wiedziała, że robienie awantury w tym momencie nie ma sensu. Odprowadziła go do pokoju, a sama położyła się na kanapie. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego.
Nazajutrz Christopher wstał rano, wziął szybki prysznic i wyszedł do pracy bez słowa. Chwilę po nim zwlekła się leniwie z kanapy Agnes i ruszyła do sypialni. W pokoju panował bałagan, a na łóżku leżały porozrzucane ubrania z wczorajszego dnia - spodnie wraz ze skarpetkami, marynarka i koszula zawieszona na krześle. Dziewczyna niechętnie pozbierała rzeczy i włożyła je do pralki. Nagle na kołnierzyku zauważyła dziwny, czerwony ślad, prawie niewidoczny. Dopiero, gdy podniosła koszulę do góry, mogła przyjrzeć się dokładnie plamie.
Po chwili w jej głowie pojawiła się tylko jedna myśl: To szminka!. Owszem zabrudzenie przypominało kształtem usta, lecz nie była do końca pewna. Ślad zachowywał się dziwnie, przy dotknięciu nie rozmazywał się jak zwykła szminka, lecz pozostawał w tym samym miejscu. Przez moment miała poważne wątpliwości, których sama nie potrafiła rozwiać. Postanowiła więc zabrać koszulę do pracy i pokazać swoim koleżankom. Chociaż nie były przyjaciółkami, to w biurze panowała dosyć luźna atmosfera. Wiele razy ich pomoc okazała się nieoceniona, nie zawsze były jednak trafne. Przez Édith, Lisa zerwała ze swoim obecnym chłopakiem, podejrzewająć go o zdradę. Jak się potem okazało nie słusznie.
Agnes dotarła do pracy chwilę po ósmej, na mieście tworzyły się korki, przez które jechała dłużej niż zwykle. Dojazd do centrum korkował się już na wysokości mostu Verrazano-Narrows Bridge, na szczęście poruszał się powoli. Mimo tego Agnes weszła do biura chwilę po dziewiątej. Z aneksu kuchennego dobiegały głosy dziewczyn. Édith i Lisa gotowały wodę na kawę. Z ich rozmowy można było wywnioskować, że dyskutują na temat nowego Chłopaka Lisy. Dziewczyna nie miała szczęścia w miłości, odkąd rozstała się z długoletnim partnerem, nie potrafiła się odnaleźć. Początkowo samotność jej nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie znalazła wreszcie czas na swoją pasję, którą był taniec. Od najmłodszych lat uwielbiała chodzić na zajęcia. Niestety rodzice widzieli ją gdzie indziej, chcieli by została lekarzem. Nie widzieli przyszłości w tańcu. Mimo tego Lisie udało się osiągnąć wysoki poziom i od kilku lat regularnie brała udział w zawodach tanecznych.
Wszystko zmieniło się, gdy zmarła jej mama. Oprócz brata, który wyprowadził się do Hiszpanii, nie miała nikogo. Musiała porzucić pasję. Było jej ciężko na początku, ale na szczęście z pomocą Agnes i Édith, Lisa wróciła do siebie. Niestety nie udało się zapobiec depresji, w którą wpadła. Długa terapia u psychologa i wsparcie koleżanek, pozwoliło Lisie wrócić do poprzedniego stanu.
Agnes weszła do kuchni, dziewczyny nadal rozmawiały. Gdy skończyły, wyciągnęła z torby koszulę i zaczęła opowiadać o wczorajszym zajściu. Koleżanki z uwagą wysłuchały relacji i gdy tylko skończyła, Édith wyrwała koszulę z rąk i zaczęła się jej przyglądać z uwagą. Z daleka nie było widać zabrudzenia, dopiero gdy podniosła ubranie do góry, lekko zaczerwieniony kontur pojawił się na materiale. Kształt był dosyć nie wyraźny, mimo tego Édith miała stuprocentową pewność, że jest to kobieca szminka. Lisa natomiast miała spore wątpliwości. Ślad bardziej przypominał oko niż usta, postanowiła jednak nie mówić o tym głośno. Nie chciała by popełniła ten sam błąd. Były chłopak Lisy, pewnego dnia wrócił z imprezy integracyjnej organizowanej przez firmę. Oczywiście bardzo późno, mimo tego dziewczyna czekała na niego. Gdy w końcu zjawił się w mieszkaniu, jego widok wcale nie ucieszył Lisy. Jej chłopak ledwo trzymał się na nogach, czuć było również dziwny zapach. Przypominał kobiece perfumy. Lisa była pewna, że ją zdradził, nie chciała go wysłuchać. Po zerwaniu starał się jeszcze przez miesiąc odzyskać jej uczucie. Codziennie przez tydzień kupował kwiaty, czekoladki i inne prezenty. Niestety ona na to nie reagowała.
Po dwóch miesiącach od rozstania, spotkała kolegę byłego chłopaka - Damiána. Udało jej się zamienić z nim kilka słów. Chłopak zdziwił się na wieść o zerwaniu. Gdy jednak dowiedział co było powodem rozstania, zaczął opowiadać jej historię, w którą ciężko było uwierzyć. Na imprezę integracyjną zabrał ze sobą próbki perfum dla żony i pokazał swojemu kumplowi. W pewnym momencie Damián przycisnął dozownik, pryskając wprost na stojącego na przeciwko kolegę. Lisa nie uwierzyła mu, dopiero po pół roku przejrzała na oczy. Spotkała swoją przyjaciółkę, która znała Damiána. Pracowała z nim wcześniej, była również na tej feralnej imprezie. Ona również potwierdziła wersję eks chłopaka i jego kolegi. Zrobiło jej się bardzo głupio, było niestety już za późno. Partner, z którym spędziła ponad rok, znalazł sobie nową dziewczynę. Lisa została na lodzie, nie próbowała walczyć, wiedziała, że nic to nie zmieni. Po tym wydarzeniu postanowiła być bardziej ostrożna i ufać ludziom.

- A to drań! - rzuciła Édith
- Jestem taka głupia! Jak mogłam tego nie zauważyć.
- Nie obwiniaj się, faceci to idioci, którzy myślą tylko o sobie! Ciesz się, że wyszło to teraz, a nie po ślubie! Na twoim miejscu nie przejmowała bym się nim. Rzuć go w cholerę i bądź szczęśliwa!
- Zamknij się Édith! - wtrąciła Lisa - Zajmij się lepiej swoimi sprawami! Twój mąż nie jest lepszy. Gdy tylko widzi spódniczkę, rozporek sam mu się rozsuwa.
- Co ty możesz o tym wiedzieć. Twoje związki to pasmo porażek.
- Na pewno więcej niż Ty. Ja już raz popełniłam błąd i ciągle płacę jego cenę.
- Nie kłóćcie się dziewczyny, nie pomagacie...
- Powiedź to Édith, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy. - rzuciła widząc coraz większy grymas na twarzy koleżanki - Myślę, że powinnaś z nim porozmawiać, najlepiej na spokojnie bez emocji, wrzaski i kłótnie niczego nie załatwią.
- Nie słuchaj Lisy! Faceta trzeba trzymać krótko!
- Tak jak twojego Thomasa, którego i tak nie potrafisz upilnować.
- Sugerujesz coś!?...
- Nie muszę... - nagle rozmowę przerwał, dobiegający z biurka Édith dźwięk piosenki. Leżący na nim telefon zaczął rytmicznie podskakiwać, jakby w rytm muzyki.
- Przepraszam was, muszę odebrać to mój mąż. Cześć Kochanie, nie nie przeszkadzasz…

- Wreszcie poszła, ten jej mąż tępy osiłek, ale kto co woli. Kiedyś tylko narzekała na niego, a teraz na kilometr czuć wazeliną. Wracając jednak do sprawy, moja droga zadzwoń do niego, za nim skończy rozmawiać Édith, im mniej usłyszy tym lepiej. Zaproponuj mu spotkanie na mieście najlepiej w jakiejś restauracji. W domu nic nie zdziałaś, wiem po sobie, o trudnych sprawach ciężko rozmawiać w zaciszu czterech ścian. Przy obcych ludziach łatwiej jest zachować spokój i racjonalnie myśleć.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Zaufaj mi. Trzymanie tego w tajemnicy, nie prowadzi do niczego dobrego. Najlepszym wyjściem z całej tej sytuacji będzie, zaaranżowanie spotkania. Kiedy ostatnio byliście gdzieś razem?
- Nigdzie - westchnęła Agnes, spuszczając wzrok w dół - Pamiętam jedynie, że w połowie roku byłam z Christopherem w kinie. Mam wrażenie, że całkowicie mnie olał. Nawet w weekendy stara mi się wmówić, że jest zmęczony, ale już siłę na wyjście z kolegami ma. Mam tego dosyć, tylko iść się zabić.
- Przestań gadać bzdury! Dla jednego głupiego faceta nie warto marnować sobie życia. Doskonale rozumiem twoje rozgoryczenie i smutek, ale za nim podejmiesz jakikolwiek krok, najpierw porozmawiaj z nim. Nic nie tracisz oprócz czasu, jeżeli zacznie coś kręcić to przeproszę Édith i przyznam się do błędu.
- Nie musisz tego robić. - Nagle telefon w torbie Agnes zaczął wibrować - Przepraszam muszę odebrać, to Christopher, tylko nie wiem co mu powiedzieć…
- Spytaj się czy ma ochotę się spotkać, a o resztę się nie martw.
- A jeżeli wyczuje, że jestem zdenerwowana?
- Nie gadaj bzdur odbierz!

- Cześć Misiu.
- Cześć Kochanie, przepraszam Cię za wczoraj, jest mi strasznie przykro. Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. W ramach przeprosin mam dla Ciebie propozycje, co byś powiedziała na wspólny wypad na miasto dzisiaj? - Christopher zamilkł na chwilę, oczekując na odpowiedź. Agnes przez dłuższą chwilę nic nie mówiła, czuła presję, która z każdą chwilą narastała. Natłok myśli zalewał jej głowę, przez moment nie mogła złapać tchu. Nie mogła pogodzić się z faktem, że to Christopher pierwszy wyciągnął do niej rękę. Podejrzewała, że jego intencje nie do końca są uczciwe. Miała wrażenie, że większość wypowiedzianych słów, była zwykłym kłamstwem.
- Jesteś tam Kochanie?
- Odpowiedz coś - szepnęła Lisa.
- Przepraszam zamyśliłam się na chwilę, oczywiście nie mam nic przeciwko.
- Uff… - odetchnął z ulgą Christopher, gładząc dłonią włosy - już się bałem, że nadal się na mnie gniewasz. Mam kolejną propozycję, czy masz coś przeciwko abyśmy umówili się na stacji Spring około siedemnastej trzydzieści?
- Czemu akurat tam?
- Nie mogę Ci zdradzić wszystkich szczegół, ale masz tam niedaleko. Z twojej pracy to zaledwie trzy stacje metrem.
- Nie zapominaj, że najpierw muszę do niego dojechać - rzuciła Agnes studząc jego zapał. - A wiesz, że po południu tworzą się w centrum potężne korki.
- Tak pamiętam, czyli Ci pasuje?
- Tak Misiu. Bierz jednak pod uwagę, że mogę się nie wyrobić na czas.
- Nie przejmuj się, znajdę sobie zajęcie.
- Zastanawia mnie i intryguje zarazem, a twój szef nie miał nic przeciwko abyś wyszedł wcześniej?
- Lepiej dał mi dzisiaj premię, mimo tego, że dzisiaj mieliśmy jeszcze coś dokończyć.
- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć.
- Ale w premię czy we wcześniejsze wyjście? - wybuchnął gromkim śmiechem.
- W obie rzeczy, ale niech Ci będzie, nie mam ochoty na drążenie tematu.
- Kocham Cię dziękuję, że się zgodziłaś.
- Ja Ciebie też… - Agnes rozłączyła się i spojrzała w stronę koleżanki, miała wrażenie, że Lisa jest bardziej podekscytowana tym spotkaniem niż ona sama.
- Super, że się zgodziłaś, będziesz miała to wreszcie z głowy - Agnes nie chętnie słuchała tego co mówiła Lisa. Nawet opowieść o błędach, które popełniła ze swoim chłopakiem, nie wyzwoliła jakichkolwiek uczuć. Jednym uchem słuchała a drugim wypuszczała to o czym mówiła. Gdy skończyła podeszła do nich Édith, która skończyła rozmawiać z mężem.
- Mam nadzieję, że nie nagadałaś jej głupot Lisa. - rzuciła patrząc na koleżankę jak na wroga - Niestety moja droga nie będę mogła Ci dzisiaj pomóc, muszę zaraz wyjść z pracy. Córeczka rozchorowała się, a niestety mąż nie potrafi, samodzielnie zaprowadzić ją do lekarza. Po prostu ręce opadają…

Po tych słowach Édith opuściła budynek, nie informując koleżanek o której wróci. Zresztą nie musiała, szefowa zawsze ją faworyzowała i szła jej na ustępstwa. Tylko Lisie i Agnes robiła problem, gdy musiały wcześniej urwać się z pracy. Nie rozumiały argumentu, który za tym stał. Samo przyprowadzenie klientów z poprzedniej firmy, nie było żadnym uzasadniem dla lepszego jej traktowania. Szefowa nigdy nie traktowała ludzi na równi, nawet swojego męża, z którym miała syna.
Atmosfera w biurze zgęstniała, gdy Agnes i Lisa usłyszały pisk opon. Oboje zbladły na widok czarnego suv’a parkującego tuż pod budynkiem. Czuły, że nie będzie to łatwy dzień. Rzadko kiedy szefowa przyjeżdżała do biura tak wcześnie. Dziewczyny podejrzewały, że coś się stało, lecz nie próbowały jej pytać.
Po wejściu do pomieszczenia, stanęła na chwilę, spojrzała w ich stronę, a następnie zatrzasnęła się w swoim gabinecie. Nie wypowiedziała żadnego słowa. Widać, że ewidentnie była czymś wkurzona. W ostatnich dniach kilku kluczowych klientów, zrezygnowało z usług jej biura rachunkowego. Nigdy przedtem ani Agnes, ani Lisa pracująca najdłużej z dziewczyn, nie widziała jej w takim stanie. Co prawda zdarzały się dni takie jak ten, ale nigdy nie była aż tak w złym humorze. Dziewczyny postanowiły nie wchodzić jej w drogę. Szybko dokończyły parzyć kawę i wróciły do pokoju.
Po chwili, gdy tylko zajęły swoje miejsca, usłyszały głos, dobiegający zza drzwi gabinetu. Szefowa rozmawiała przez telefon z klientem, który zwlekał już trzeci miesiąc z płatnością. Po krótkiej wymianie zdań, rozmowa przerodziła się w kłótnię. Obie strony broniły swoich racji, mimo tego, że wina leżała po stronie szefowej. Szefowa nie przypilnowała Édith, która źle obliczyła podatek. Oczywiście nie przyznała się do tego i obarczyła winą klienta, który próbował udowodnić, że błąd leży po stronie biura.
W tym samym czasie Lisa z Agnes starały się skupić na pracy. Nerwowe oczekiwanie udzielało się obu. Nerwowa atmosfera z każdą minutą coraz bardziej gęstniała. Pulsujący ból głowy i skurcz karku, skutecznie utrudniał normalne funkcjonowanie. Nie pomagała, puszczana z radia muzyka i melisa, którą miała zawsze przy sobie Agnes. Gdy szefowa wychodziła na chwilę ze swojego gabinetu, dziewczyny starały się, unikać z nią kontaktu. Do minimum sprowadziły rozmowy między sobą. Nie chciały prowokować kolejnych nerwowych sytuacji. Kilka miesięcy przed Szefowa nakrzyczała na Lisę. Dziewczyna popłakała się i wyszła. Nie wróciła kolejnego dnia do pracy, dopiero po długiej rozmowie z przełożoną, udało jej się dojść do porozumienia.
Ostatnio zmieniony sob 25 kwie 2015, 20:27 przez drake1004, łącznie zmieniany 5 razy.

2
drake1004 pisze:Lato tego roku na całym świecie było wyjątkowo upalne, żar lał się z nieba. Wysokie temperatury utrzymywały się przez kilka dni, powodując rekordową liczbę omdleń nie tylko u ludzi, ale również u zwierząt. Najgorzej upały znosiły psy i koty, które zamieszkiwały w dużych metropoliach i miastach. Właściciele starali się im pomóc, ale nawet polewanie zimną wodą, praktycznie nic nie dawało. Zwierzęta konały z przegrzania na ulicy, zwiększając ryzyko wybuchu epidemii.
Niestety również ludzie nie radzili sobie, z lejącym się z nieba żarem. Na nic zdały się nakrycia głowy i rozciągnięte w centrach miast kurtyny wodne, z których korzystały głównie nastolatki, wracające ze szkoły. W nocy temperatura spadała o kilka stopni, lecz sytuacja pozostawała taka sama. Nadal powietrze stało, a o wietrze można było tylko pomarzyć, jedynie nad samym morzem, lekkie powiewy wiatru pozwalały chociaż na chwilę, odetchnąć od upałów.
Ze wszystkich państw na świecie najgorsza sytuacja panowała we Francji. Na południu kraju temperatury wskazywały blisko pięćdziesiąt stopni w pełnym słońcu, w cieniu nie było o wiele mniej. Panowała straszna duchota, którą najgorzej znosiły osoby starsze.
złota zasada marketingu mówi, że w reklamie sprzedawana nazwa musi pojawić się trzykrotnie (przynajmniej), bo umysł ludzki nie przyswaja wiadomości, które pojawiają się tylko dwa razy. Posłuchaj reklam radiowych i policz dane frazy w reklamach tv. Prawie każda będzie miała trzy razy coś powtórzone, albowiem jeśli jest tylko dwa razy, to konsument nie zapamięta- dopiero trzykrotne wymienienie czegoś powoduje, że zwraca mniej lub bardziej świadomie uwagę na sprzedawaną rzecz. Dwukrotne powtórzenie czegoś jest radykalnie mniej skuteczne od trzykrotnego (a nawet więcej).

Prawa marketnigu nie mają zastosowania w beletrystyce.

Unaocznijmy to na wybranym fragmencie, tak łopatologicznie, po myślniku:

opis termiczny:
- wyjątkowo upalne
- żar lał się z nieba
- Wysokie temperatury utrzymywały się
- z lejącym się z nieba żarem
- Na południu kraju temperatury
- blisko pięćdziesiąt stopni w pełnym słońcu
- W nocy temperatura spadała
- Panowała straszna duchota
- odetchnąć od upałów


opis wpływu na istoty żywe:
- rekordową liczbę omdleń nie tylko u ludzi, ale również u zwierząt.
- Najgorzej upały znosiły psy i koty
- nawet polewanie zimną wodą
- Zwierzęta konały z przegrzania
- Niestety również ludzie nie radzili sobie
- najgorzej znosiły osoby starsze


drewno pospolite:
Najgorzej upały znosiły psy i koty, które zamieszkiwały w dużych metropoliach i miastach.
nie wiem czy zwierzęta mogą zamieszkiwać (jeśli mają właścicieli i same o sobie nie decydują), bo dalej piszesz o właścicielach właśnie:
Właściciele starali się im pomóc, ale nawet polewanie zimną wodą, praktycznie nic nie dawało. Zwierzęta konały z przegrzania na ulicy, zwiększając ryzyko wybuchu epidemii.
że bezpańskie zwierzęta konały na ulicach to rozumiem, ale po co ludzie mieliby chodzić z własnymi czworonogami na topiącym się asfalcie i polewać je wodą?

Na południu kraju temperatury wskazywały blisko pięćdziesiąt stopni w pełnym słońcu, w cieniu nie było o wiele mniej.
analizowałeś jakieś wykresy temperatur, czy tak sobie strzelasz? Myślę, że w słońcu było o wiele więcej, powinieneś opisać to, gdyż taki upał daje niezliczone możliwości plastycznego, ciekawego przedstawienia zjawiska na konkretnych przykładach.

no i cały fragment jest drewniany jeśli chodzi o styl (mówię o tym fragmencie tylko, bo reszty rzecz jasna nie czytałem)
jeśli chodzi o merytorykę tego fragmentu: szesnaście razy piszesz o tym samym, ani razu nie zająknąłeś się o braku wody, ba! Ty piszesz, że sobie wodą polewali gadzinę, a jak byś nie wiedział, to wody brakuje w wielu miejscach świata i każda susza w części z nich powoduje braki dostaw wody.
Każda poważna susza czy upał powoduje przerwy w dostawach energii elektryczej wywoływane nadmiernym obciążeniem sieci przesyłowych lub niewystarczającą produkcją tejże energii; ani słowa o tym.

Znalazłoby się jeszcze kilka ciekawych aspektów takiej klęski, ale po co się wysilać, jak można szesnaście razy napisać o tym samym.

Niestety to nie nadaje się do niczego. Zachęcam do lektury Wielkich Mistrzów oraz forumowych wskazówek, albowiem to już było omawiane szesnaście tysięcy razy.

przypomina mi to relację na żywo jakiejś regionalnej dziennikareczki, którą wysłali na miejsce jakiegoś zdarzenia i kazali jej relacjonować na żywo jakieś zdarzenie, a że wcześniej prezenterzy w studiu powiedzieli wszystko, a ona nie ma nic nowego do powiedzenia, więc nieskładnie klepie w kółko te same bełkoty: na miejscu są już ekipy ratownicze (cały czas jest podgląd z kamery), najprawdopodobniej są ranni i zabici (stoi przed doszczętnie zniszczonym budynkiem użytkowanym na codzień), służby nie udzielają żadnych informacji (choć mizdrzyła się przed wejściem do strażaka z OSP, żeby coś powiedział przed kamerą), na miejsce jedzie premier, zniszczenia są ogromne, świadkowie mówią o potężnej eksplozji, z pobliskich budynków wyleciały szyby, na miejsce ściągany jest ciężki sprzęt, za wcześnie jeszcze żeby mówić o przyczynach... i takie tam.

Dziennikareczka musi nawijać, aż jej przerwą (ale nawet ona powiedziała więcej niż Ty), Ty nie musisz, masz czas by przedstawić daną sytuację ciekawie i dobrze. Jeśli masz problem z ilością opisów w tekście, podpatrz Wielkich Mistrzów.

3
Witam!

Jak na razie doczytałem do końca pierwszego fragmentu (tego z 12 grudnia). Jak na razie opowiadanie nie porwało mnie. Pierwsze zdanie postawiło wręcz przede mną wizję opisu pogody rodem z XIX wieku. Na szczęście ta pogoda była jednak ciekawsza ;D .

"Paraliż komunikacyjny spowodowany potężnymi zamieciami i bardzo niską temperaturą, wywołał plagę głodu i śmierć kilkuset osób z wychłodzenia. Na miejsce wysłano oddział gwardii narodowej, który mimo wojskowego sprzętu, miał problem z dotarciem do zasypanych miejscowości. Nawet dla nich było to nie lada wyzwanie. Czołgi początkowo radziły sobie dobrze, ale po dłuższym czasie gąsienice zaczęły grzęznąć w zaspach." - Na Alasce też? :shock:

4
Właściciele starali się im pomóc, ale nawet polewanie zimną wodą, praktycznie nic nie dawało.
Przecinek po "wodą" zbędny.
Nadal powietrze stało, a o wietrze można było tylko pomarzyć, jedynie nad samym morzem, lekkie powiewy wiatru pozwalały chociaż na chwilę, odetchnąć od upałów.
Przecinki po "morzem" i przed "odetchnąć" niepotrzebne. I w ogóle to zdanie rozbiłabym na dwa z kropką po "pomarzyć".
Z goła odmienna sytuacja panowała na północy kraju.
A nie zgoła?
Po kilkudniowych upałach na terenach pomiędzy Brestem a Calais, spadł pierwszy deszcz.
Przecinek przed "spadł" zbędny.
Po kilkudniowych upałach na terenach pomiędzy Brestem a Calais, spadł pierwszy deszcz. Ludzie odczuli na moment ulgę, zrobiło się chłodniej i przyjemnie. Temperatura spadła poniżej trzydziestu stopni, mimo to ziemia nadal w wielu miejscach była popękana.
Powtórzenie zbyt blisko siebie.
Rolnicy ponieśli spore straty, był to jednak wstęp do prawdziwego apogeum, niedługo po tym wydarzeniu nad kraj nadciągnęła fala huraganów.
To zdanie rozbilabym na dwa, z kropką po "apogeum".
W niektórych rejonach pojawiły się trąby powietrzne, powstały osuwiska, a w górskich miasteczkach i wioskach, zeszły lawiny błotne, w których zginęły setki ludzi.
Przecinek przed "zeszły" zbędny.
Największe straty matka natura, poczyniła w regionie Le Gard na południu Francji.
Przecinek przed "poczyniła" zbędny. Nie stawia się przecinka pomiędzy podmiotem a orzeczeniem!
Jedynym możliwym sposobem dostarczania pomocy, stały się helikoptery i samoloty, które z trudem docierały na miejsce.
Przecinek przed "stały" zbędny.
Życie w stolicy kultury i największej aglomeracji Francji, toczyło się normalnie, jedynie od czasu do czasu pod siedzibą rządu, dochodziło do demonstracji.
Przecinek przed "toczyło" zbędny.
Wypłacona pierwsza transza odszkodowań, była zaledwie kroplą w morzu potrzeb.
Przecinek przed "była" zbędny.
Północ kraju jak i południe, wyglądało jak po bombardowaniu.
Przecinek przed "wyglądało" zbędny.
Wypłacona pierwsza transza odszkodowań, była zaledwie kroplą w morzu potrzeb. Północ kraju jak i południe, wyglądało jak po bombardowaniu. Większość miejscowości była kompletnie odcięta od świata, brakowało wszystkiego włącznie ze środkami czystości, wodą pitną i jedzeniem. Służby starały się dotrzeć do poszkodowanych jak najszybciej, lecz w niektórych miejscach było to niemożliwe.
Powtórzenie!
Cała ta sytuacja i protesty, doprowadziły kraj na skraj rewolucji.
Przecinek przed "doprowadziły" zbędny.
Pogłębiające się nastroje antyrządowe próbował, wykorzystać Front Narodowy, który nawoływał do przewrotu.
Przecinek po "próbował" zbędny. A tak, nawiasem mówiąc, skąd pomysł, by go tam postawić?
Miesiąc po przejściu pierwszego huraganu nad Francją, w południowe wybrzeże USA, napłynęła bardzo zimna masa powietrza.
Chyba nad południowe?
Szkoły zostały zamknięte, z niektórych miast ludzie nie byli, w stanie się wydostać.
Przecinek po "byli" zbędny.
W Orlando i Tampie zaspy sięgały kilku metrów, zalegające pokrywy białego puchu, zagrażały większości domów.
Przecinek przed "zagrażały" zbędny.
Zwykłe pługi nie dawały sobie rady, a transport wodny był niemożliwy, część Zatoki Meksykańskiej rozciągająca się od wybrzeża aż po półwysep Jukatan, zamarzła.
Jeśli przecinek po "Jukatan" uznamy za zamknięcie wtrącenia, to potrzebny drugi, na jego otwarcie przed "rozciągająca" . No i to długaśne bez żadnej przyczyny zdanie podzieliłabym na dwa z kropką po "niemożliwy".
Paraliż komunikacyjny spowodowany potężnymi zamieciami i bardzo niską temperaturą, wywołał plagę głodu i śmierć kilkuset osób z wychłodzenia.
Przecinek przed "wywołał" zbędny.
Na miejsce wysłano oddział gwardii narodowej, który mimo wojskowego sprzętu, miał problem z dotarciem do zasypanych miejscowości.
W takiej postaci jak jest przecinek przed "miał" zbędny. Jeśli zaś miałby on być zamknięciem wtrącenia, to konieczny jest jeszcze jeden, na jego otwarcie przed "mimo".
Próbowano również drogą powietrzną dostarczać pomoc, jednak wiejący z dużą prędkością wiatr, skutecznie utrudniał życie pilotom.
Przecinek przed "skutecznie" zbędny. Jeśli wstawisz jeszcze jeden na otwarcie wtrącenia przed "wiejący", a ten po "wiatr" przeniesiesz przed to słowo, to otrzymasz prawidłowe wtrącenie.
Odmienna sytuacja panowała na północy kraju i wschodnim wybrzeżu, Waszyngton i Nowy York zmagały się z powodziami.
Nie rozumiem, czemu to wszystko jest w jednym zdaniu. Po "wybrzeżu dałabym kropkę i potem dalej od nowego zdania.
W oddalonym o prawie trzysta kilometrów Bostonie sytuacja przedstawiała się jeszcze gorzej, kilku metrowe fale zalewały, położone nad brzegiem oceanu dzielnice.
"Kilkumetrowe" razem. I brak przecinka po "oceanu". Dostaw go lub wyrzuć ten przed "położone".
Walczący z powodzią strażacy, nie nadążali z wypompowywaniem wody z zalanych pomieszczeń i piwnic.
Przecinek po "strażacy" zbędny.
Opady miały jeszcze bardziej przybrać na sile, a wiejący wiatr, tylko potęgował uczucie chłodu.
Przed "tylko" przecinek zbędny.
Podróżujący codziennie do centrum mieszkańcy, przeżywali prawdziwe męczarnie.
Przed "przeżywali" przecinek zbędny.
W pierwszym dniu wyłączenia kluczowych stacji metra, na ulicach utworzyły się kilku kilometrowe korki.
Przecinek po "metra" zbędny. I kilkumetrowe razem.
Wszyscy korzystający wcześniej z podziemnej kolejki, przesiedli się do transportu naziemnego, głownie do samochodów, które były o wiele wygodniejsze niż zatłoczone linie autobusowe.
Przecinek przed "przesiedli" zbędny, albo trzeba dostawić drugi - przed "korzystający".
Samolot lecący z Rzymu do Nowego Jorku przy lądowaniu, dostał się pomiędzy dwa wiry powietrza
Przecinek przed "dostał" zbędny.
Silne turbulencje urwały wysunięte podwozie, lądującego samolotu.
Przecinek przed "lądującego zbędny".
Pilotom ledwo udało się ustabilizować lot.
Ledwie.
Niestety to wydarzenie odbiło się szerokim echem w całej Ameryce.
O! A tu brak przecinka po "niestety".
Od tego wydarzenia większość klientów podchodziła niechętnie, do korzystania z linii lotniczych, w obawie o swoje życie.
Przecinek po "niechętnie" zbędny.
Od razu po ukończeniu studiów, zamieniła wynajmowaną kawalerkę, na własne mieszkanie.
Oba przecinki w tym zdaniu zbędne.
Głównie w okresie świąt i wakacji, kiedy mogła wyrwać się na kilka dni, z tętniącego życiem miasta.
Przecinek po "dni" niepotrzebny.
Jej mama przeżywała bardzo emocjonalnie rozłąkę z córką.
Jakieś niezręczne jest to zdanie. Nie jestem pewna, czy rozłąkę można przeżywać bardzo emocjonalnie albo mało emocjonalnie. Myślę, że to kwestia szyku wyrazów w zdaniu. Przemyśl, co masz tu na myśli i zmień, bo jest niedobrze.
Bała się, reakcji mamy.
W tym zdaniu przecinek zbędny.
Nie wiedziała czy zaakceptuje jej związek.
W tym zdaniu brak przecinka przed "czy".
Podobnie jak Agnes od razu po ukończeniu szkoły średniej, wyjechał na studia do Nowego Jorku.
Przecinek przed "wyjechał" zbędny.
Początkowo miał wątpliwości czy podjął dobrą decyzję, lecz kolega z którym leciał do Ameryki, nie musiał długo go przekonywać.
Brakuje przecinka przed "czy".
Mieszkająca w Nowym Jorku ciotka, miała wolny apartament niedaleko uczelni.
Przecinek przed "miała" zbędny.
Na czwartym semestrze pojawił się przedmiot Filozofia, którego większość studentów nie lubiła, prawie na każdym wykładzie była wejściówka.
"Filozofia" niepotrzebnie dużą literą. To nie nazwa własna.
Mimo, że wykłady nie były obowiązkowe, profesor wymagał pełnej listy obecności.
Przecinek pomiędzy "mimo" i "że" postawiony nieprawidłowo.
Informatyka miała zajęcia z Finansami i Rachunkowością.
Nazwy przedmiotów niepotrzebnie z dużej litery.
Dopiero na zaliczeniu, wydarzyło się coś co odmieniło ten stan.
Przecinek przed "wydarzyło" zbędny, a potrzebny przed "co".
Na początku była nie ufna w stosunku do niego, ale w końcu skusiła się i postanowiła skorzystać z pomocy.
Nieufna razem.
Niewielki rozmiar pozwolił, szybko ją ukryć w zaciśniętej dłoni.
Przecinek w tym zdaniu zbędny.
To był początek wspaniałej miłości, jak każda historia miała ona swoje wzloty i upadki, ale koniec końców udało im się, stworzyć szczęśliwą, kochającą parę.
Przecinek przed "stworzyć" zbędny.
Niestety po dwóch latach związek, zaczął przeżywać poważny kryzys.
Brak przecinka po "niestety".
Na początku para sprzeczała się głównie o błahostki min. sprzątanie, wynoszenie śmieci, wybór filmu itp.
W tekście literackim nie stosuje się skrótów jak: m.in., itp.
Od dłuższego czasu pragnęli, kupić dom na przedmieściach Nowego Jorku,
Przecinek przed "kupić" zbędny.
Po pół roku pracy w nowym miejscu, Christopherowi udało się odłożyć sporą sumę, opłaconą potem,krwią i łzami.
Przecinek po "miejscu" zbędny. I czemu opłaconą krwią? To naiwnie melodramatyczne. Zamiast "opłaconą" lepiej byłoby "okupioną".
Do tego dochodziły co tygodniowe wyjścia na piwo,
Cotygodniowe razem.
Niestety z każdym miesiącem było coraz gorzej. Weekendy niestety również odpadały.
Bliskie powtórzenie. I po "niestety" przecinek.
właściwie nie okazywali sobie ani czułości ani uczuć.
Brak przecinka przed drugim "ani".

Tyle dałam radę sprawdzić. Brak akapitów w tekście bardzo utrudnia czytanie. Podobnie skutkuje masa błędow interpunkcyjnych. Odnoszę wrażenie, że cierpisz na "przecinkozę". Wstawiasz przecinki bez ładu i składu, nie uznając podstawowych zasad tym rządzących. Sytuacji braku przecinków jest mniej, ale nadmiar przecinków to taki sam błąd jak ich brak. Proponuję dokształcić się w tym zakresie, by Twoja proza była bardziej strawna. Kolejnym problemem jest budowa zdań jakby zespolonych z kilku krótszych. Tworzysz niepotrzebnie tasiemce, w których trudno dopatrzyć się uzasadnienia dla takich zlepków. W tym nawale błędów technicznych trudno ocenić fabułę. We fragmencie, który przejrzałam, właściwie nic ciekawego się nie dzieje. Opisy i opowiadanie narratora przeplatają się dość nużąco.
Gdybym w księgarni natrafiła na coś o podobnym do Twojego początku, na pewno nie zachęciłoby mnie to do czytania. Brak tu akcji, brak jakiegokolwiek haka na czytelnika. No i ta masa błędów!
Proponuję doskonalić warsztat, mając na uwadze to, co sam chciałbyś przeczytać.
Pozdrawiam.

Zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony sob 25 kwie 2015, 20:25 przez Majqa, łącznie zmieniany 1 raz.
..."Właściwe słowa na właściwym miejscu to prawdziwa definicja stylu"... /Jonathan Swift/

5
drake1004 pisze:@Majqa @Światowid postanowiłem dodać resztę aby można było poznać całą fabułę wiem, że to opowiadanie jest do poprawy, dlatego tutaj jestem, zmagam się od dłuższego czasu, czytanie książek artykułów jak widać nie pomogło, a z przecinkami mam problemy mimo przyswojenia zasad nie wszędzie wiem gdzie się stawia.
"Resztę" można dodać po 14 dniach w nowym temacie.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron