Jest to mój drugi tekst, który wrzucam na forum. Bohaterem opowiadania jest chłopak, który chce coś stworzyć, lecz brakuje mu pomysł co i jak. Wiem, że jest to dość tani chwyt- nie wiesz o czym pisać, napisz o tym- jednak mam nadzieję, że nie zanudzę was bardzo. Z góry dziękuję za wasze opinie, wszelką krytykę i poświęcony mi czas.
Sen o pająkach
Znajdowałem się w jakimś pomieszczeniu wypełnionym przytłumionym światłem jarzeniówek, którego źródła nie mogłem dojrzeć przez mgłę otaczającą mnie ze wszystkich stron. Z tego samego powodu nie mogłem ocenić wielkości pomieszczenia. Mgła sama w sobie nie była niczym zadziwiającym, ponieważ było to bardzo wilgotne i gorące miejsce, przez co czułem się jakbym został zamknięty w szklarni lub w inkubatorze, by opiekować się jakimś organizmem. Niepokojąca była jednak szarawa barwa oparów, które gęstniały przy podłodze i bezszelestnie przesuwały się pod moimi nogami. Nie wiedziałem czemu, ale miałem wrażenie, że coś mi zagraża z ich strony. Czułem ich żądzę i ostrożność drapieżnika na łowach. Para pełzła do mnie powoli i podnosiła się z każdą minutą. Stałem w tej mgle niczym krzyż na rozdrożu w jesienny wilgotny poranek, ręce miałem wyciągnięte jak najdalej do ciała, sztywne i nieruchome niczym drewniana belka. Dopiero teraz zrozumiałem, że cały czas dotykałem czegoś ciepłego. Krtań wydała z siebie niemy krzyk i spróbowałem wyrwać się niemocy, lecz całe ciało było niczym martwe.
To szarpanie z własnymi nerwami trwało tak długo, że gdy wreszcie udało mi się poruszyć głową przestraszyłem się. Z niepokojem spojrzałem na swoją lewą rękę i odetchnąłem z ulgą widząc, że nic jej nie jest, jednocześnie zauważyłem, że trzymała ją druga ludzka dłoń. Podniosłem wzrok najwolniej jak się dało rozciągając czas do granic możliwości przerażony tym co zaraz ujrzę. Wreszcie ujrzałem go całego, razem z twarzą, po czym dla pewności obejrzałem się także w prawą stronę, tam też był! To znaczy byłem! Ja! Trzymałem swoje dłonie, a oni trzymali moje, a za nimi znów ja trzymałem ich ręce, a oni moje i tak w kółko. Tworzyliśmy wielki ludzi łańcuch, którego końce nikły we mgle lecz czułem razem z nimi, że to nie ma końca. Byliśmy okręgiem otaczającym środek czegoś. Czego?!
Ruszało się. Nie byłem w stanie powiedzieć czym to było, ale widziałem przez mgłę niewyraźnie nagłe ruchy czegoś poruszającego się po jakimś wzniesieniu. Zresztą całe wzniesienie też delikatnie falowało jakby oddychało. Para znudzona moim brakiem uwagi zaczęła płynąć w tamtym kierunku, by dodać jeszcze więcej sił tym ruchom. Jakiś kształt przemieszczał się niezwykle zwinnie po górce zatrzymując się co chwilę nad czymś i badając to. Wszystkie drgania i ruchy nabierały powoli coraz większego tempa i czuliśmy, że zbliża się kulminacja. Bałem się, ale jednocześnie chciałem wiedzieć co się stanie, chciałem tego tak bardzo, że prawie się zdenerwowałem gdy nagle wszystko ustało. Pozostał jedynie dźwięk... Słyszałem ciche odgłosy pękania czegoś, jakieś wilgotnej i kleistej substancji, a po nich co raz więcej, i więcej pęknięć. Wreszcie, gdy myślałem, że te odgłosy robienia popcornu będą trwały tak w nieskończoność zastąpił je łatwy do wyobrażania sobie dźwięk poruszania się miliarda pająków. Rozlały się one we wszystkie strony razem z ciemną mgłą z centrum naszego ludzkiego kręgu.
Parły w moim kierunku wydając z siebie przeraźliwe odgłosy mlaskania, szybkiego poruszania się odnóży i dziwnego syku. Widziałem jak się zbliżają i wyłem przerażony tą lawiną, starając się wyszarpnąć z własnych rąk. Moje kopie robiły to samo kierując się zwierzęcym lękiem przed nieznanym. Gdy stworzenia były już pod naszymi nogami zatrzymały się jakby trafiły na jakąś niewidzialną ścianę, jednak następne rzędy pełzły dalej naprzód stąpając po swych towarzyszach i tworząc coraz wyższy mur utworzony z pająków wszystkich możliwych rodzajów. Ta żywa góra rosła momentalnie, tak że dosłownie po kilu sekundach patrzyłem w setki oczu stworzeń znajdujących się na wysokości mojej głowy i wyciągających swe ciała ze wszystkich sił, by mnie dotknąć. Przestałem krzyczeć, zamknąłem usta, oczy i naprężyłem się ze wszystkich sił tak jakby mogło mnie to ochronić przed czymkolwiek. Zacząłem czuć coraz silniejsze łaskotanie na całym ciele i zrozumiałem, że pająkom udało się przebić do mnie. Najwyraźniej byłem jeszcze kolejną ścianą przez, którą nie mogły się przedostać, ponieważ ich fala otoczyła mnie ze wszystkich stron i czułem się jakbym znalazł się w centrum tornada z żywych istot biegających po mnie i kąsających boleśnie każdy skrawek mojego ciała, starających się zmusić mnie do odejścia i pozwolenia im na ucieczkę. Ja także tego pragnąłem i nie rozumiałem czemu zatrzymuje je w tym ogromnym kręgu, pomimo panicznego lęku, bólu i chęci zrzucenie z siebie tego plugastwa. Dlaczego nie chciałem puści sam siebie, czemu nie pozwalałem sobie ruszyć się z miejsca? Przecież nie chciałem ich tutaj, tych obrzydliwych kosmatych stworzeń, których bałem się nawet w prawdziwym życiu. Może się z nimi stać cokolwiek, byle znalazły się jak najdalej ode mnie. Wiedziałem, że dłużej nie zniosę tego lęku, moje napięte mięśnie paliły mnie bez przerwy, a kopie obok wyrywały mi ręce ze stawów starając się uciec tak samo jak ja. Delikatnie otworzyłem usta czując jak stworzenia dotykają moich warg i starają się wedrzeć do mojego ciała i wyszeptałem "Idźcie sobie", po czym puściłem ręce tych po boku i upadłem pod lawiną wybiegających ze środka pająków.
Obudziło go nagłe szarpnięcie całego ciała próbującego przed czymś uciec, z trudem złapał się biurka i utrzymał na fotelu. Spojrzał zdyszany na blat, gdzie obok jego prawej dłoni leżał długopis i biała kartka papieru, ciągle była pusta.
Sen o pająkach [obyczaj] fragment opowiadania
1
Ostatnio zmieniony wt 17 lut 2015, 13:07 przez kristoferus, łącznie zmieniany 1 raz.
"Z życiem, jak ze sztuką w teatrze: ważne, nie jak długo trwa, ale jak jest zagrana."
Seneka Młodszy
Seneka Młodszy