WWWTekst zawiera wulgaryzmy i opisy brutalnych scen (tak trochę).
Świat Pielgrzyma.
Rozdział pierwszy (fragment).
WWWSmukłe palce ze zniecierpliwieniem stukały o poręcz fotela. Reszta ciała pilotki nie zdradzała najmniejszego zdenerwowania. Iris patrzyła przez przednią szybę na okolicę czekając, aż do transportera zostanie załadowany towar. Ignorowała rynsztokowe odzywki swoich wspólników, nie reagowała na zbyt mocne trzaskanie drzwiami. Nie był to nawet jej statek, choć musiała czekać trzy miesiące w tym mieście, aż zleceniodawcy przyślą jej obecne narzędzie pracy i adresy. Ot, zwykła fucha, wmawiała sobie. Od dawna pragnęła uzbierać fundusze na własną podróż, brała więc zlecenia i oferty niemal po kolei. Zawsze przecież znajdzie się osoba potrzebująca przewieźć towar "po staremu", a nie za pomocą kluczy otwierających czasoprzestrzeń.
I oto siedziała za sterem wypożyczonej maszyny, gdzie wszystko działało na słowo honoru. Uliczka zaś, na której się zatrzymali, zapraszała w gościnę równie serdecznie jak ostra stal jej mieszkańców. Iris przypuszczała, że dwaj obecni współtowarzysze podróży mogli wypełznąć właśnie z takich miejsc, lub co najmniej czuć się w nich swobodnie.
WWW– Dobra, lisiczko! Gotowe, możesz dźwignąć ten złom w górę, ruszamy dalej! – oznajmił szerokousty wspólnik. Tak nazwała go w myślach, bo przy każdej okazji zagadania do dziewczyny chwalił się ubytkami jamy ustnej. Jakby wierzył, że uśmiech kogoś takiego wystarczy, by pozyskać niewieście względy.
WWW– Byłeś kiedykolwiek w Wolnej Strefie, że wiesz jak wygląda lis?
WWW– Hę? – Szerokousty zmarszczył brwi, a pilotka prawdopodobnie rozwinęła swoją wypowiedź, lecz warkot włączonych silników zagłuszył słowa. Statek rozjarzył się od spodu blaskiem rozpalanych ogniw. Na ich tle wolno chowały się nogi pojazdu. Maszyna wzniosła się na znaczną wysokość i poszybowała wzdłuż budynków.
WWW– Daj znać, gdy będziemy się zbliżać do portalu, podam ci adres – oznajmił Rez, drugi z mężczyzn, zapierając się chudymi ramionami o wejście kabiny.
WWW– Znam adres, Główna Świątynia w sąsiednim sektorze – odparła.
WWW– Heh, no, nie bardzo. Kierownictwo zmieniło plany. Podam ci przed portalem.
WWW– Chcę wiedzieć, gdzie lecę – nalegała, czując, że ten dzień nie będzie należeć do udanych.
WWW– Nie bój się, dziecino, dostaniesz coś ekstra za fatygę.
Iris zacisnęła usta. Ostrożnym ruchem kliknęła na powiększenie widoku z kamer. Na zapleczu miała czwórkę wychudzonych dzieci.
WWW– Miały być nie cztery, a trzy sztuki. Pełnoletnie.
WWW– Ależ są! Widzę, że masz coraz większy problem, co?
Pilotka spojrzała na siedzącego obok Szerokoustego. Skomentował sytuację milczeniem współwinowajcy i zwrócił głowę do okna.
WWWZbliżali się do ścian rozpostartej nad miastem kopuły ochronnej. Przeźroczysta bariera przypominała ogromne, wypukłe szkło kontaktowe. Zawieszony pod nią portal czasoprzestrzenny wyglądał jak duża, świetlista rana, przez którą dziesiątki pojazdów, niczym krwinki, wypływały na zewnątrz lub kursowały do innych sektorów. Poniżej znajdowały się peryferie miasta, stare zakłady i fabryki.
WWW– Mamy portal.
WWW– Świetnie, w takim razie skieruj nas na sektor pięćdziesiąty czwarty, dom madame Bernett.
WWW– Idiotka... – warknęła gniewnie na siebie.
Szarpnęła sterem ostro w prawo, Szerokousty spadł z siedziska, a Rez odleciał na tyły statku. Z paki transportera rozległy się piski i płacz.
WWW– Co jest, kurwa?
WWW– Własne dzieci też byś do burdelu sprzedał, skurwielu? – krzyknęła, pikując statkiem ostro w dół. Rez doskoczył do fotela. Chłodna stal głowni przylgnęła do bladej szyi Iris.
WWW– Zawracaj, dziwko, ale już!
Zawahała się, lecz tylko przez chwilę. Złagodziła i po chwili wyprostowała kąt lotu.
WWW– Co wy robicie?!
WWW– Zamknij się! - Rez zwrócił się do kolegi. To wystarczyło, Iris uderzyła w czerwony przycisk, komputer powiadomił o odbezpieczeniu ładunku. Pokaźna skrzynia wyleciała ze statku, by po chwili zawisnąć na spadochronie.
Zaskoczony mężczyzna ścisnął mocniej nóż. Z niedowierzaniem zerknął do tyłu. Gdy tylko odwrócił głowę, Iris wyszarpnęła plastikowy drążek ze steru i cisnęła za siebie. Napastnik stracił równowagę, upadając trzymał się za nos. Krzyknął do drugiego, lecz zdezorientowany Szerokousty tylko spojrzał na pilotkę.
WWW– Uwielbiam niezdecydowanych facetów – błyskawicznie uniosła się z miejsca i zdzieliła mężczyznę po twarzy kolbą swojej broni plazmowej. Upadł bezwładnie. Nie dbając o statek posadziła maszynę jak najszybciej tuż pod ciągiem starych fabryk. Szarpnęła drzwi, z ulgą opuściła pojazd czując, że jej sumienie znów zajęło właściwe miejsce.
WWWZdążyła zrobić kilka kroków od transportera, gdy silna łapa chwyciła ją za włosy. Ściana statku szybko zbliżyła się do twarzy. Oszołomiona Iris padła na ziemię, słysząc przekleństwa Reza. Szumiało jej w głowie, patrzyła na swoje dłonie, próbowała dźwignąć ciało ze żwiru. Daremnie, but napastnika z powrotem przygwoździł dziewczynę do gruntu. Mężczyzna przewrócił ją na plecy, zaczął szarpać ubranie. Nie docierało do niej, co chce zrobić, rejestrowała głównie jego wściekłość. Odrzucił rękę dziewczyny w bok i rozerwał bluzkę. Chłodny wiatr przeleciał po nagich piersiach, przywracając na moment trzeźwość umysłu. Zacisnęła dłoń na kamieniu, a wyprostowane ramię dźwignęła sztywno jak katapultę. Uderzyła w skroń. Drgnęła, gdy krew naznaczyła wszystko wokół. Leżała w szoku pod świeżym trupem. Gdy zaczęła rozumieć, co się stało – spanikowana próbowała odsunąć od siebie zwłoki Reza. Przetarła twarz, jakby zgarniała pot z czoła, nie zdając sobie sprawy, że wygląda jak krwawa Nemezis. Spojrzała gwałtownie w tył, pozbawione okien ruiny budynków zdawały się mieć oczy. Mimo zawrotów głowy szybko podniosła się na nogi. Jakaś sylwetka oderwała się od ściany i przebiegła na drugą stronę żwirowej drogi. Iris, obserwując okolicę, wolno cofała się w stronę statku i pospiesznymi ruchami wymacała broń koło siedzenia pilota. Z mroku bramy wychynęło trzech oprychów, kolejnych dwóch stanęło na drodze. Pilotka ruszyła biegiem, kierując się wąskim przesmykiem między budynkami na wprost transportera. Nie musiała się oglądać, wiedziała, że są z tyłu. Kilku prawdopodobnie zajęło się "łupem". Przed lądowaniem próbowała zapamiętać okolicę, w której spadła skrzynia. Miała nadzieję, że posadziła statek możliwie najbliżej celu. Biegła co tchu, ładunek musiał zwrócić uwagę tubylców, ścisnęła mocniej broń, wymacała palcami zabezpieczenie. Przeciągły, rosnący gwizd sygnalizował aktywację pocisków. Ponad grzbietem usypiska dostrzegła róg kontenera. Przerzuciła broń na ramię i zaczęła się wspinać po gruzie. Skrzynia osiadła nierówno na jednym ze wzniesień otaczających nieduży plac. Tak jak myślała, przy zamkach majstrowało już kilku łachmaniarzy. Strzeliła dwa razy w odstępie około sekundy. "Raz – dla ostrzeżenia, drugi – dla podkreślenia" – wspomniała pod nosem słowa ojca.
Hieny miały przy sobie tylko noże, więc wycofywali się niechętnie. Dziewczyna odczekała chwilę, aż znikną z placu. Obserwowała przez lunetę upiorne rusztowania. Założyła, że nie jest na celowniku i ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę kontenera.
WWW– Odsuńcie się od wejścia! – odpowiedział jej płacz i piski. Przymierzyła broń, lecz drobne piąstki zaczęły walić w stalową ścianę. Zrezygnowała, podeszła bliżej.
WWW– Hej, no już, uspokójcie się, będzie dobrze. Jak macie na imię? – zdobyła się na łagodny ton dobrotliwej guwernantki.
Nagle rozległ się znajomy warkot. Ponad jej głową przeleciał statek wojskowy, z oddali dobiegał ryk silnika jakiegoś naziemnego pojazdu i zbliżającego się motłochu. Iris uderzyła w kontener:
WWW– Odsunąć się, kurwa, od drzwi, albo tak was spiorę, że zapomnicie jak wyglądały wasze matki! – ryknęła, po czym strzeliła w zamek. Wychudzone cienie przywitały ją płaczem, cofając się pod przeciwległą ścianę. Dziewczyna spojrzała raz jeszcze w tył, nie widziała tłumu, lecz słyszała narastający gwar. Lada moment ujrzy pierwszych łachmaniarzy. Weszła do środka i zaryglowała drzwi, znajdując się niemal w całkowitej ciemności. Sięgnęła do zamocowanej na biodrach torebki. Odpaliła świetlik, zwracając się do dzieci. Najstarsze mogło mieć dziesięć lat. Były mocno zaniedbane, wychudzone i prawdopodobnie przepracowane. Iris poczuła jak ściska ją w środku.
WWW– Masz, mały, potrzymaj – podała świetlik najniższemu chłopakowi, odwracając twarz.
Z zewnątrz dochodził odgłos lądującego śmigłowca. Iris podniosła broń, gdy rozległy się strzały.
WWW– Na ziemię, ale już! – rozkazała reszcie. Wpatrywała się w słabo oświetlony zarys drzwi. Sekundy przeciągały się w nieskończoność, a z zewnątrz nie dobiegał żaden odgłos poza pracą śmigła. Nagle wywarzono drzwi, jeden łomot i prostokąt światła.
WWW– Nie strzelać! – rozległo się jak grzmot. – Iris! Iris El Griffin! - Obcy, pewny głos przypomniał dziewczynie jak ma na imię niczym przebłysk rozumu w szaleństwie. Otrzeźwiała.
WWW– Czego chcesz?!
WWW– To ja, twój kuzyn. Wysłałem ci wiadomość tydzień temu. Myślałem, że ją otrzymałaś?
Iris ze zdumienia odsunęła broń od twarzy. Miała wrażenie, że do jej koszmaru puka inna rzeczywistość.
WWW– Seth? – zawahała się. – Nie, nie wierzę, pokaż się, tak żebym widziała ręce. – Starała się, by ochrypły głos brzmiał stanowczo, zawroty głowy jednak powróciły. Patrzyła jak wolno zbliżająca się sylwetka mężczyzny kołysze się na tle wpadającego światła.
WWW– Nie musisz się obawiać. Wiem, że od dłuższego czasu masz kłopoty. Ci tutaj ludzie pracują ze mną, zajmą się dziećmi, możesz opuścić broń. Nic ci już nie grozi, Iris. – Z uniesionymi rękami zbliżył się niemal pod samą lufę.
WWW– Czyżby? – Poczuła, że od zawrotów głowy ściska ją w żołądku. Tylko dlatego opuściła broń, łapiąc się za brzuch. Uzbrojeni po zęby towarzysze Setha uznali to za znak i zaczęli wyprowadzać dzieci.
WWW– Coś ci dolega? Jesteś cała we krwi.
Dziewczyna odskoczyła w bok i zwymiotowała.
WWW– Nie jest moja – wycedziła, krztusząc się i klęcząc na kolanach.
WWW– Grożono mi nożem, próbowano roztrzaskać łeb o ścianę i zgwałcić. Zabiłam dziś człowieka... – opuściła głowę.
Mężczyzna nie próbował podnosić jej z klęczek ani pocieszać. Podsunął jedynie chusteczkę.
WWW– Wyjdźmy na zewnątrz. Dobrze ci to zrobi – bardziej oświadczył niż zaproponował.
WWWPodczas lotu do miasta nie zamienili ani jednego słowa, unikali też swoich spojrzeń. Ratownik medyczny z grupy specjalnej, którą dowodził Seth, opatrzył twarz Iris. Nos nie był złamany. Miała lekkie wstrząśnienie mózgu, obity policzek, łuk brwiowy i sporo szczęścia jak stwierdził uzbrojony po czubek głowy mężczyzna. Dziewczyna, pociągając co chwilę nosem i ocierając oczy, zdawała się wciąż przeżywać na nowo ostatnie zdarzenia. Siedzący naprzeciw Seth zwrócił głowę do okna. Obserwował jednak kuzynkę z ukosa, jakby analizując i nie do końca wierząc w jej skruszoną postawę. Nie podniosła na niego spojrzenia. Wpatrywała się tylko w swoje brudne od krwi dłonie.
WWWW trakcie podróży przekroczyli kilka portali. Wylądowali w jednym z miast, którego nie znała. Gdy tylko ich wysadzono, statek natychmiast ruszył dalej. El Griffin zdawał się dobrze znać okolicę. Z niewielkiego placyku otoczonego domami mieszkalnymi wskazał drogę na przód, ku przydrożnej restauracji z wystawionymi na zewnątrz stolikami.
WWWPo wyjściu z toalety Iris minęła ladę i zerknęła na uśmiechniętą ekspedientkę. Tuż przed pchnięciem oszklonych drzwi zatrzymała się i przyjrzała czekającemu na zewnątrz mężczyźnie. Kawa na stole stała już od dłuższej chwili, mimo to Seth spacerował wzdłuż stolika, paląc papierosa.
WWW– Rozumiem, że w przeciwieństwie do mnie znasz miłe osoby, jak ta kasjerka. Miała dobre oko. Ubrania, które mi podarowała pasują jak ulał – oznajmiła weselszym tonem. Wyrwany z zamyślenia mężczyzna, wypuszczając dym rzucił okiem na schludniejszy wygląd kuzynki. Usiedli razem do stolika, pojawiła się przy nich kobieta z baru i postawiła przed dziewczyną miskę zupy. Odchodząc mrugnęła do Setha i uśmiechnęła się dwuznacznie. Mężczyzna nie drgnął ani o grymas. Na jego twarzy niezłomnie malował się wyraz czujnego psa.
WWW– Wierzysz mi? – wypalił nagle.
WWW– W co?
WWW– Że jestem twoim krewnym? Tak po prostu?
WWW– Masz rude włosy tak samo jak wujek, nosy w rodzinie El Griffinów byłyby zgrabne, gdyby nie drobny wzgórek. A ty i ja byliśmy do siebie bardzo podobni w dzieciństwie, no, może poza kształtem oczu. Nie wiem, komu miałoby zależeć, żeby aż tak mnie zwieść skoro jestem tylko podrzędnym pilotem. Nie mam też jakiś niezwykłych znajomości, kilku przeciętnych opryszków z miasta, to wszystko. Dostałam niedawno twoją wiadomość, jednak chciałam ją zignorować i wyruszyć do zupełnie innego sektora. Mam swoje plany i... – Iris zawiesiła głos widząc, że Seth obserwuje coś ponad dachami budynków.
WWW– Jeśli chcieliście dziś podróżować to nic z tego – odezwała się doniośle kobieta, jakby odgadując wątpliwości Setha. – Radzę znaleźć nocleg i przeczekać co najmniej do świtu.
WWW– Dziękuję, Maddet.
Oboje patrzyli na uaktywniającą się kopułę ochronną rozpostartą nad miastem. Świetliste zygzaki przebiegały między jej warstwami, przypominając pioruny w chaotycznym tańcu. Nad centralną, najwyższą częścią bariery zbierał się mrok. Mieszkańcy znali ten widok, gromadzące się chmury zapowiadały nadejście atmosferycznego upiora, który przez noc będzie próbował dostać się do miasta.
WWW– Cholerny Pielgrzym – mruknął Seth.
WWW– Widziałeś go z bliska? Znaczy, no, na terenach Wolnej Strefy? Ponoć tam jest dotkliwiej odczuwalny?
WWW– Natknąłem się raz na niego, będąc na otwartej przestrzeni. Daleko od jakiejkolwiek cywilizacji, jej szczątek czy choćby głazu, pod którym można by się skryć. Życie uratowała mi manetka od airmoto, w której od producenta sprzętu dorzucony był jednorazowy całun anty-atmosferyczny, działający przez kilkadziesiąt godzin. Przeleżałem pod nim dzień i noc, słysząc skrobanie w zesztywniałą część maskowania. Bałem się poruszyć, choć miałem w kieszeniach prowiant. Sama świadomość, że huragan skrywa w swoich odmętach jakieś istoty, które pragną dorwać się do żywych – nie pozwalała na wzięcie większego haustu powietrza. Otaczały mnie, popiskiwały, ocierały o całun. Leżałem tam, będąc przekonanym, że oddech i bicie mojego serca są za głośne. Gdy wycie huraganu zelżało, a odgłosy watahy TEGO CZEGOŚ oddaliły się ode mnie – zasnąłem. Wtedy skażona strachem wyobraźnia i podświadomość płatały mi figle. Śniłem wtedy najgorsze koszmary w życiu, będąc więźniem Pielgrzyma. Mówią, że ten huragan nie czyni materialnych zniszczeń: pozostawia budynki nietknięte, lecz zabiera życie mieszkańców. Niektórzy gadają, że tylko tych, którzy mają coś na sumieniu.
WWW– Przerażające, mogłeś postradać zmysły.
WWW– Tak, ale dopisało mi szczęście. Następnego dnia znalazła mnie ekipa ratunkowa z sąsiedniego miasta. Zanim wszystko się zaczęło zdążyłem wysłać impuls z prośbą o pomoc. – Szybkim ruchem wychylił ostatni łyk kawy. – Nie smakuje ci zupa? – spytał, widząc zbyt długie i melancholijne mieszanie łyżką.
WWW– Nie, ja... Ja nie jem mięsa – odparła z pewnym zakłopotaniem. Seth, mając cały czas nieufny grymas na twarzy, teraz nie krył zdziwienia.
WWWWynajęli na noc dwuosobowy pokój, niedaleko restauracji. Iris siedziała na łóżku i zajadała się górką gotowanych warzyw maczanych w sosie. Za oknem, ponad miastem rozgrywała się batalia światła i cienia. Idealne tło dla poskładania myśli w ciszy. Mimo to Seth starał się ignorować głośne mlaskanie, dziewczynie zaś przeszkadzało ostre światło hologramu z komputera, na którym pracował mężczyzna.
WWW– Za pierwszym razem, gdy przejrzałam wiadomość od ciebie myślałam, że to jakiś głupi żart. Dawno jednak nikt nie próbował mnie rozbawić, więc odczytałam ponownie. Pisałeś, że jesteś biologiem, a za twoimi plecami stoi poważna organizacja. Zdziwiło mnie jednak, że pracujesz z dala od miasta, w zapomnianym przez bogów sektorze. W ogóle całość brzmiała tak oficjalnie i powściągliwie. Z drugiej strony nie spodziewałabym się po tobie innego tonu. Dobrze było zobaczyć znajome pismo.
Seth siedział nieopodal przy stole, wpatrzony w rzędy informacji przepływające po tafli holoekranu. W ciemnych goglach, przebierając nieprzerwanie palcami po klawiaturze wyglądał bezwyrazowo jak robot.
WWW– Wiesz, przez chwilę poczułam zazdrość, że umiałeś poukładać sobie życie. Ostatni raz widziałam was ponad dziesięć lat temu, podczas ewakuacji miasta. Rodzice wsadzili was do osobnej kapsuły, sami postanowili walczyć, prawda? Cóż, mój ojciec podziwiał bohaterstwo wuja i ciotki. Sam jednak stwierdził, że nie chce bym została sierotą. Na czas wojny zamieszkaliśmy w domu jego przyjaciela i były to najszczęśliwsze chwile jakie zapamiętałam. Tam nauczył mnie sterowania maszynami. Potem chciał dołączyć do tych, którzy pomagali przy odbudowie miast i opiece nad ofiarami z innego sektora. W ten sposób znaleźliśmy się w deszczowej, ponurej wsi. Nieustanna wilgoć nie sprzyjała pacjentom, a mieszkańcy byli mało przyjaźni dla obcych, jakby podszyci strachem. Ciągle obawiali się kolejnego ataku. I mieli rację. W ciągu jednej nocy wymarła cała wioska oprócz jednej osoby. Tylko ja nie spróbowałam zatrutego mięsa z podłożonej dostawy. – Iris zrobiła pauzę, mężczyzna zwolnił tempo stukotu i zwrócił lekko głowę w jej stronę. Żadnych łez, dopatrzył się jedynie zadumy i przygnębienia.
WWW– Miasto, któremu podlegała wioska, nie wiedziało, co ze mną zrobić. Burmistrz udzielił mi więc jednorazowego, finansowego wsparcia. Szybko zebrały się sępy z ośrodków wychowawczych gotowych mnie przygarnąć. Wiedziałam, że chodzi o kasę, wiec zwiałam. W odległym sektorze opłaciłam godziny szkolenia do licencji pilota, by zacząć na siebie zarabiać. Czasy przyszły złe i brałam coraz podlejsze zlecenia, takie jak to dzisiaj. Dopiero widok dzieciaków z przemytu w transporterze szarpnął moje sumienie – zaszlochała nagle, zasłaniając dłonią usta.
WWW– Zapewniam cię, że nie trafią do żadnych sępów. Zostaną otoczone profesjonalną opieką – pospieszył z wyjaśnieniem, używając nieco urzędniczego tonu.
WWW– Wiem – odparła przez łzy – organizacja, która posiada wyszkoloną ekipę do zadań specjalnych, wyposażoną w najlepszy sprzęt z pewnością ma sieć kontaktów i znajomości w różnych miejscach. Seth, ja... Ja pierwszy raz zabiłam człowieka! Bez względu na to w jak szemranych interesach brałam udział, nigdy nie zamierzałam kogoś krzywdzić – zamilkła, a mężczyzna zdjął gogle i rozmasował zmęczone oczy.
WWW– Wątpię, by tamten drań, porzucając zgwałcone zwłoki żałowałby cię choć w jednej dziesiątej jak ty jego teraz.
WWW– Nnno, tak – przyznała z pewnym zażenowaniem. – Wiesz, chciałam podziękować za wyciągnięcie z kłopotów. Pewnie trochę ci zajęło odnalezienie kogoś takiego jak ja.
Seth wstał wolno z krzesła i stanął przed oknem, odwracając się do dziewczyny plecami.
WWW– Szczerze mówiąc, nie był to mój zamiar. Ona kazała mi tak postąpić. Szamanka z naszego obozu. Mi zależy na odnalezieniu braci, ale nalegała żebym wpierw dotarł do ciebie.
WWW– Masz do dyspozycji wyszkolony oddział z metropolii, a spełniasz rozkazy jakiejś szamanki?
Spytała niezrażona tak szczerym wyznaniem.
WWW– Gdy poznasz Uttę, sama się przekonasz.
WWW– Nie mam zamiaru nikogo poznawać. Dziękuję za uratowanie tyłka, ale dzień był szalony i pełen wrażeń, chyba wezmę podwójną dawkę swoich leków, by zasnąć.
WWW– Bierzesz leki? – odwrócił się z ożywieniem.
WWW– Tak, a... Co się stało? – Patrzyła jak mężczyzna dobiega do swojej torby rzuconej koło łóżka. Przez chwilę nerwowo czegoś szukał. Nagle doskoczył do niej, chwycił za ramiona i głowę.
WWW– Połknij, a nic ci nie będzie – warknął, wpychając do ust palce z tabletką. Dziewczyna próbowała się opierać, lecz Seth odchylił jej głowę do tyłu, prowokując odruch przełykania. Odskoczyła od niego, gdy tylko rozluźnił uścisk i rozkaszlała się, nie tracąc napastnika z oczu.
WWW– Popij, to przestanie drażnić. – Wyciągnął ku niej rękę, dziewczyna błyskawicznie sięgnęła do buta po nóż. Seth zastygł w miejscu z uniesionymi rękoma.
WWW– Przepraszam, nie wiedziałem czy zdołam cię namówić, byś udała się ze mną do Kamiennego Kręgu. Dosypałem coś do jedzenia. Nie miałem pojęcia, że bierzesz leki, przysięgam, inaczej nie ryzykowałbym.
WWW– Chrzań się! – wycharczała, gdy w końcu zdołała zapanować nad oddechem.
WWW– Dobrze, w takim razie powiem ci teraz nastąpi: pójdziesz do łazienki i zwrócisz to, co zjadłaś. Potem po prostu się położysz, zaśniesz i jakoś to będzie.
WWW– Spierdalaj, sukinsynu! Nie wiem, kto cię podstawił i ile ci płaci, ale prędzej dostaniesz mnie martwą. – Tuż po tych słowach puściła nóż, padła na kolana i złapała się za gardło. Seth do niej doskoczył i zaciągnął do łazienki. Ułożył ciało nad muszlą, odgarniając włosy i przytrzymując ramiona.
WWW– Nie jestem twoim wrogiem, tylko jedynym krewnym jakiego teraz masz. No, dalej. Przestań walczyć i daj sobie pomóc. – Odruch wymiotny ścisnął znów wnętrzności. Spędzili w łazience dłuższą chwilę, potem mężczyzna ułożył dziewczynę na łóżku. Iris starała się nie usnąć, ściskając nóż pod poduszką, niestety organizm odmawiał posłuszeństwa. Czuła, że ten wstrętny intrygant wpatruje się cały czas w jej plecy ze swojego posłania.
2
hi hi - sobie dodałam: Oczy Iris patrzyły przez przednią szybę na okolicę czekając, aż do transportera zostanie załadowany towarZith pisze:Smukłe palce ze zniecierpliwieniem stukały o poręcz fotela. Reszta ciała pilotki nie zdradzała najmniejszego zdenerwowania.
jakoś tak się Ci Irys rozleciała na części

Zith pisze:zleceniodawcy przyślą jej obecne narzędzie pracy i adresy
tak niefajnie to określenie
Zith pisze:nie reagowała na zbyt mocne trzaskanie drzwiami.
w kontekście to trzaskanie drzwiami rakiety jest ....komiczne.
to znaczy, że nie miał części tej jamy?Zith pisze:chwalił się ubytkami jamy ustnej.
z kontekście otwierającej się kluczem czasoprzestrzeni jest też z innej bajkiZith pisze:pozyskać niewieście względy
gdzie leci z nami narrator? Przedtem wie, że Iris miała np. marzenia, a teraz o niej pisze (narrator) z punku widzenia silnikaZith pisze:a pilotka prawdopodobnie rozwinęła swoją wypowiedź, lecz warkot włączonych silników zagłuszył słowa.
ech... Szerokousty jest też niegrzeczny, nie tylko ma ubytki w jamieZith pisze:Skomentował sytuację milczeniem współwinowajcy
?Zith pisze:wypukłe szkło kontaktowe.
że co to jest? to szkło? Z TVN? Chodzi o soczewki kontaktowe, jakie do oczu??
cdn.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
3
Opisuję tak jak sobie wyobrażam, czyli trochę na zasadzie kadrów z komiksu czy filmu. Ale nie wiedziałam, że tak nie można.Natasza pisze:hi hi - sobie dodałam: Oczy Iris patrzyły przez przednią szybę na okolicę czekając, aż do transportera zostanie załadowany towarZith pisze:Smukłe palce ze zniecierpliwieniem stukały o poręcz fotela. Reszta ciała pilotki nie zdradzała najmniejszego zdenerwowania.
jakoś tak się Ci Irys rozleciała na części![]()
I nie Irys, Róża, Jagoda czy inny ładny chabaź, tylko Iris taka z mitologii greckiej. A co do rozczłonkowania to polecam opowieść o tym jak egipski bóg Seth nękał Ozyrysa.
Jest tam nawet fragment o przyszywaniu figi w miejsce genitaliów.
Natasza pisze:Zith napisał/a:
nie reagowała na zbyt mocne trzaskanie drzwiami.
w kontekście to trzaskanie drzwiami rakiety jest ....komiczne.
Nie wiem, Natasza, skąd wyciągnęłaś tę rakietę :wink: ale na pewno nie z mojego skromnego tekstu. Wspomniałam o transporterze, ew. statku. Nawet gdyby był to kosmiczny statek, to rakieta służyłaby do wyniesienia go w kosmos, ale nie postawiłabym takiego bydlęcia na uliczkę, którą miałaby obserwować bohaterka. No i jak mogłaby wtedy słyszeć trzaskanie drzwiami i rynsztokowe odzywki wspólników?

Co do drzwi, to miałam na myśli drzwi przesuwne. Na prawdę to musi być wszystko takie dosłowne? Uznałam, że raczej nie trzeba tłumaczyć i określać co to statek powietrzny i jakie ma drzwi w dobie Awengersów, Matrixa, Lema, P. Dicka (chociaż odpuszczam tych ostatnich, skoro w literaturze jest teraz moda na wampiry i wilkołaki).
Tak. Uzębienie to część jamy ustnej, ale pominęłam dosadność i to jest pewnie złe.Natasza pisze:Zith napisał/a:
chwalił się ubytkami jamy ustnej.
to znaczy, że nie miał części tej jamy?
Tak, to błąd. Określenie jednak występuje też wśród wymienianego asortymentu sklepów, które sprzedają soczewki.Natasza pisze:Zith napisał/a:
wypukłe szkło kontaktowe.
?
że co to jest? to szkło? Z TVN? Chodzi o soczewki kontaktowe, jakie do oczu??
No, trudno. Nie chcę uprawiać głupotologii, ale na tekście mi zależy, zwłaszcza, że mam tego sporo.
Dzięki za czas.
4
Myślę, że lepiej byłoby, gdybyś napisała: "chwalił się ubytkami w jamie ustnej"Zith pisze:Tak. Uzębienie to część jamy ustnej, ale pominęłam dosadność i to jest pewnie złe.Natasza pisze:Zith napisał/a:
chwalił się ubytkami jamy ustnej.
to znaczy, że nie miał części tej jamy?

"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/
5
Przypomniałem sobie opowieści o Freudzie, który palił dwadzieścia cygar dziennie (czyli chyba bez przerwy!), zachorował na raka jamy ustnej i miał kilkadziesiąt operacji.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett
Double-Edged (S)words
Double-Edged (S)words
6
Dzięki za odzew, rozumiem, że feralny tekst z jamą ustną zniechęca do dalszego czytania?
A tak serio, to nie wiem czy prosić o dalszą recenzję. Napisałam już całość, a i tak wychodzi na to, że mam książkę pełną bzdur. Zastanawiam się czy poprawić ten początek i wrzucić ponownie, czy też zamieścić kolejną część.
Pozdrawiam.

A tak serio, to nie wiem czy prosić o dalszą recenzję. Napisałam już całość, a i tak wychodzi na to, że mam książkę pełną bzdur. Zastanawiam się czy poprawić ten początek i wrzucić ponownie, czy też zamieścić kolejną część.
Pozdrawiam.