Kallo

1
Fabryka chemiczna ADPO w Kallo nie wyróżnia się swoim wyglądem nad innymi tego typu. To nieduża faktoria, zaledwie kilka ulic nad którymi zawieszona jest pajęczyna instalacji przewodów rur, rurek, zegarów i zaworów na stalowych szkieletach między rzędami zbiorników z
materiałami wybuchowymi, łatwopalnymi palnymi, trującymi i żrącymi. Gazy, rozpuszczalniki, żywice i kwasy - siarkowe, chlorooctowe, solne, mrówkowe – mmm, pyszotka, same smakołyki. Dookoła słychać pobrzękiwania, stuki i syki. Czasami przy ziemi z odstojników buchnie kłąb pary dając upust z nadmiaru ciśnienia w obwodach. Mieszanina resztek substancji po rozładunkach czy załadunkach tworzy w powietrzu charakterystyczną ostrą woń. Cały ten tankpark położony jest nad kanałem Morza Północnego zapewniając bezpośredni dostęp do transportu po nim. Obszar ADPO ma swoją zatokę. Zakotwiczone tam były dwa chemikaliowce i kilka holowników. Ciekawy widok z daleka. Poszedłem się przejść brzegiem. Od dziecka wędkuję. Korci mnie żeby zabierać za granicę wędkę i w wolnych chwilach dawać upust tym fantastycznym pierwotnym instynktom. Brakuje mi tego. Ota Pavel zabierał, kiedyś na pewno i ja się skuszę. Uwielbiam ryby w każdej postaci, jak widzę pływające w rzece czy jeziorze to nie mogę oderwać wzroku, zawsze się oblizuje i przełykam ślinę. Już sobie wyobrażałem jak wyciągam sandacza na brzeg, jak czyszczę, dzwonkuję i wieczorem kładę na skwierczący olej patelni… Woda przy brzegach w porcie była gęsta i miała wszystkie kolory tęczy. Dawno nie widziałem takiego ścierwa. Usiadłem na brzegu patrząc w ten kożuch i wróciłem myślami do Nedre Dalalven przy miejscowości Hedemora w Szwecji, jak przy piaszczystym dnie między splotem zielonych moczarek ganiały ławice okoni za płociami, zapach otaczającego lasu, szum drzew i śpiew ptaków. O świtach wyciągałem stamtąd piętnastokilogramowe szczupaki spiningując blaszką wahadłową pod nenufarami w zatokach Havranu w kryształowej wodzie. Jakie były emocje i radość jak przynosiłem je do domu i jak moja ciocia Reginka kulinarna czarodziejka zapiekała je w piekarniku z pomidorami na wieczorne uczty z rodziną, a przy nich opowieści na jakie sposoby można jeszcze przyrządzać ryby. O tym mogliśmy rozmawiać w nieskończoność. Nie chciałem wracać do rzeczywistości Kallo – musiałem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”