Nie zapomnij

1
Gdy tylko dostrzegłem błysk ponurego światła na rozwidleniu dróg w lesie, zorientowałem się, że tak naprawdę nie potrafię nic. Dotarło do mnie, jak cudownym darem i jednocześnie jak srogą karą jest życie. Od kiedy jesteś aż tak wielkim tchórzem, co, Daniel? Sam nie wiem... Wszystko, co miałem pod kontrolą nagle zaczęło żyć swoim własnym życiem i krzyżować mi plany, które wiązałem z tym przedsięwzięciem. Z przedsięwzięciem, które teraz chętnie umieściłbym na pograniczu kategorii szaleństwa i absurdu, a może nawet głupoty.
Co mnie do tego podkusiło? Żyło mi się przecież niezwykle dobrze - miałem dobre wyniki na egzaminach, lada dzień i dołączyłbym do grona absolwentów prawa. Co więc sprawiło, że niezłomny Daniel Thowner zgodził się na zmienienie jego życia w czyste szaleństwo?
Od kiedy tylko pamiętam, zawsze chciałem zostać prawnikiem. Lekarz, czy też architekt - zawody, o których marzyli wszyscy moi znajomi, zdecydowanie nie wchodziły w grę. Wyobrażenie mnie, jako statecznego prawnika rozochociło mnie na tyle, że do tego kierunku lgnąłem jak ćma do światła latarni. Nie brakowało mi niczego - zgodna rodzina, przyszłościowy zawód, piękna dziewczyna, która chciała zostać tą jedyną przy moim boku... I nagle wszystko zniknęło. Rozsypało się jak domek z kart.
Podrapałem się po karku, zahaczając paznokciami o stalową obrożę. Zapiekło niemiłosiernie, gdyż naruszyłem i tak już liche i osłabione połączenia z tkankami. Gwałtownie zatrzymałem się i skręciłem w lewo, tym samym wbiegając w gęste, leśne chaszcze. Igły świerków smagały moje półnagie ciało, zostawiając na nim krwawe pręgi, które po kilkunastu sekundach znikały, ustępując miejsca nowym. Dlaczego uciekałem? Przecież to i tak nie miało sensu - przemknęło mi przez głowę, Przed oczami stanął mi obraz setek ludzkich ciał, ułożonych jedno na drugim. Każde z nich mnie wołało - błagało o ratunek i jednocześnie przeklinało mnie, z przyczyny mojego wyboru.
Wybrałem wieczne życie - i co zyskałem? Piękne, cudowne ciało, pieniądze, idealny umysł i... Kalectwo. Zostałem niemową. Wszyscy byli niemi - tylko po to, by nikt nie słyszał wyrzutów, krzyków i płaczu naiwnych głupców, którzy zaprzedali swoją duszę przysłowiowemu diabłu. Tym, którzy mieli nadzieję na ogromną zmianę w ich życiu - na przełom, rewolucję.Skoro nic mi nie brakowało, to dlaczego podpisałem ten cholerny "cyrograf"? Zwyczajnie mi się nudziło - niepotrzebnie szukałem sobie jakiejkolwiek rozrywki.
Potknąłem się o wystający korzeń, uderzając twarzą prosto w brudną taflę kałuży. Woda wdarła się do moich ust i nozdrzy, a piasek zachrzęścił mi między zębami. Poczułem słono-metaliczny smak krwi, która momentalnie zmieszała się z deszczówką, barwiąc ją na czerwono. Czym prędzej podniosłem się z ziemi i ocierając usta, ponowiłem bieg.Za późno. Dwoje tytanowych rąk chwyciło moje nadgarstki i wykręciło mi ramiona tak, że zakwiczałem, padając na kolana. Poczułem chłód kajdanek, które skuły moje przeguby, a także silne szarpnięcie, które poderwało mnie do pionu.
- Tu jest. - Crono, który patrzył na mnie swymi białymi ślepiami, ledwo poruszał ustami podczas wypowiadania słów. - Co mam z nim zrobić, Panie Gilbercie?
Szarpnąłem do przodu, co poskutkowało jedynie nasileniem się bólu i dyskomfortu. Zadyszałem z wycieńczenia, a moje mokre blond włosy oblepiły twarz. W chłodnych oczach Gilberta dostrzegłem odbicie swoich - o miodowym odcieniu i szerokich źrenicach z czerwonawymi obwódkami. Mężczyzna wyszczerzył w ponurym uśmiechu swoje zjedzone przez próchnicę zęby, po czym rzekł ze stoickim spokojem:
- Nie robimy tak, Axel... - pogładził delikatnie moje włosy, a jego dotyk sprawił, że przebiegł mnie dreszcz obrzydzenia.Chciałem powiedzieć, że nazywam się inaczej. Chciałem zaprotestować - wiedziałem jednak, że bez języka, jest to zwyczajnie niemożliwe. Gilbert poklepał mnie po policzku, przyglądając się mi badawczo. - Wiesz, jakie są zasady. My odbieramy ci życie i dajemy nowe, sto razy więcej warte, niż to poprzednie. Za to ty słuchasz nas i jesteś posłusznym, grzecznym chłopcem. Prosty układ, czego tu się więcej dopatrywać? - Zaśmiał się szyderczo, po czym poprawił swój melonik. - Crono, naucz go posłuszeństwa.
- Jak sobie pan życzy, panie Gilbercie. - posłuszny android ścisnął moje ramię i pociągnął mnie za sobą. Prawie wlokłem się po ziemi, moje nogi co chwila zahaczały o podłoże. - Niegrzeczny syn musi zostać ukarany...
Zakwiliłem żałośnie, gdy krępy biomechanoid przycisnął mnie do betonowej ściany i zacisnął palce na mojej szyi. Dławiłem się. Czułem, jak powietrze z niesamowitą prędkością ucieka mi z płuc, a przed oczami zaczynają tańczyć czarne kleksy. W tym momencie uścisk zelżał, a kajdanki zostały przytwierdzone do tytanowego pręgierza. Gdy bicz pierwszy raz smagnął moje plecy, zacisnąłem mocno zęby. Piekło jak cholera - w dodatku podczas zrastania się rany czułem nieprzyjemne mrowienie. Pierwsze dziesięć razów wytrzymałem, bez wydawania z siebie jakichkolwiek dźwięków - nie chciałem marnować sił. Wiedziałem, że prawdziwe piekło dopiero się zaczyna.
Widząc mój spokój, skonfundowany Crono obrócił mnie na drugą stronę i wymierzył mocny cios w kierunku mojego brzucha. Tym razem nie dałem rady ignorować bólu, który wstrząsnął moim ciałem. Po moich policzkach pociekły pierwsze łzy, które zmieszały się z krwią, pokrywającą moje oblicze. Kolejne razy były coraz bardziej brutalne - oprawca dał się ponieść swojej fantazji i uderzał nie tylko dotkliwie, ale też piekielnie skutecznie.
- Dosyć na dziś, niegrzeczny synu. - Powiedział, wpatrując się we mnie pusto; jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. - Czas do domu.
Rozkuł mnie, po czym pogonił strzałem bicza tuż obok mojego ucha. Wzdrygnąłem się ze zgrozą i pokuśtykałem przed siebie. Moje ciało - mimo iż nie naznaczone ani jedną, paskudną szramą - piekło mnie niemiłosiernie. Czułem, że jest mi niedobrze, a żołądek zaczął wykonywać swój taniec rozpaczy. Zwróciłem zawartość dzisiejszej wieczerzy. Gdy Crono zatrzasnął drzwi od mojej celi, opadłem na twardą, stalową prycz. Spojrzałem w lustro, wiszące na przeciwległej ścianie pomieszczenia.
Dostrzegłem w nich pięknego dwudziestolatka, o zgrabnym ciele, wyrazistych brwiach, a także różanych, bladych ustach. Jego blond włosy i skóra były pokryte skorupą błota, trawy i innych elementów ściółki leśnej. Nie miałem sił na kąpiel. Serce powoli wracało do swojego standardowego rytm. Przesunąłem opuszkami palców po stalowej obroży na mojej szyi. Zabolało znowu. Tak bardzo się bałem.
Ostatnio zmieniony sob 20 cze 2015, 17:42 przez LinOleUm, łącznie zmieniany 1 raz.
Jedyne co chciałem, to wyrazić siebie we wszystkim, co kocham - nieważne, w jak sprośny i ordynarny sposób.

2
Rozumiem, że to jest fragment, dlatego nic nie rozumiem ;)

To zajmę się czymś, co rozumiem, dlaczego nie rozumiem:
LinOleUm pisze: zorientowałem się, że tak naprawdę nie potrafię nic. Dotarło do mnie, jak cudownym darem i jednocześnie jak srogą karą jest życie. Od kiedy jesteś aż tak wielkim tchórzem, co, Daniel? Sam nie wiem... Wszystko, co miałem pod kontrolą nagle zaczęło żyć swoim własnym życiem i krzyżować mi plany, które wiązałem z tym przedsięwzięciem. Z przedsięwzięciem, które teraz chętnie umieściłbym na pograniczu kategorii szaleństwa i absurdu, a może nawet głupoty.

Kto z kim tu gada? I o czym?
Życie (dar i kara) zaczęło żyć swoim własnym życiem??
Jakim przedsięwzięciem, na Boga?
LinOleUm pisze:Wyobrażenie mnie, jako statecznego prawnika rozochociło mnie na tyle, że do tego kierunku lgnąłem jak ćma do światła latarni.
niedobrze. Kto sobie wyobrażał wyobrażenie?
stateczny prawnik się rozochocił? i lgnął jak ćma do wyobrażenia?
LinOleUm pisze:zaprzedali swoją duszę przysłowiowemu diabłu.
no tak - diabły są przysłowiowe często ;)
LinOleUm pisze:Wszyscy byli niemi
ale przedtem
LinOleUm pisze:Każde z nich mnie wołało - błagało o ratunek i jednocześnie przeklinało mnie, z przyczyny mojego wyboru.


bywa że niemi wołają
LinOleUm pisze:Crono obrócił mnie na drugą stronę i wymierzył mocny cios w kierunku mojego brzucha.
a to mnie rozśmieszyło - jak to "obrócił na drugą stronę" ? Czy Cono walnął w brzuch, czy tylko w kierunek walił?


Piszesz wyobraźnią, ale język nie nadąża na nią. Czytelnik też.
Poczytaj. Dużo. Posłuchaj innych literackich opowieści, posłuchaj fraz, różnorodności temp i rytmów zdań . Usłysz to.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

3
Uwzględniając Twój wiek, uważam, że radzisz sobie zupełnie nieźle. Tekst jest dość ciekawy, ma swoją dynamikę, zawiera pewne przemyślenia, opisy, interpunkcja nieźle. Jednak błędów również trochę się znajdzie, co zresztą jest zupełnie naturalne i czym nie należy się zrażać. W każdym razie rokowania na przyszłość, wydają się być dobre.

Popatrzmy, co można poprawić:
Gdy tylko dostrzegłem błysk ponurego światła na rozwidleniu dróg w lesie, zorientowałem się, że tak naprawdę nie potrafię nic.
Pierwsze zdanie jest bardzo ważne, gdyż wraz z kilkoma następnymi, wystawia świadectwo całości. Wiele osób ocenia utwór na ich podstawie i jeśli ocena nie wypadnie najlepiej, rezygnują z dalszej lektury.
„ponure światło” - niby może takie istnieć, ale nie brzmi to najlepiej, zwłaszcza na początku, bez uzasadnienia. Lepiej napisać: „Gdy tylko dostrzegłem błysk światła na rozwidleniu dróg w lesie,...”
Ale jest tu coś ważniejszego. Na czym polega związek przyczynowo – skutkowy między dostrzeżeniem światła (ponurego czy też nie), a konstatacją, że się nie potrafi nic? Jego brak, będący jednocześnie brakiem logiki, oddziałuje negatywnie na odbiorcę, gdyż „na dzień dobry” nie bardzo wiadomo o co chodzi. Być może w Twoich zamierzeniach czy założeniach taki związek istnieje, ale nie został tu pokazany.
Wszystko, co miałem pod kontrolą nagle zaczęło żyć swoim własnym życiem i krzyżować mi plany, które wiązałem z tym przedsięwzięciem.
Przecinek po „kontrolą”.
Żyło mi się przecież niezwykle dobrze - miałem dobre wyniki na egzaminach, lada dzień i dołączyłbym do grona absolwentów prawa.
„dobrze – dobre”: powtórzenie
Określenie „niezwykle” niezbyt tu pasuje. Może być na przykład: „całkiem”, „wyjątkowo”.
Co więc sprawiło, że niezłomny Daniel Thowner zgodził się na zmienienie jego życia w czyste szaleństwo?
Zamiast „zmienienie” lepiej napisać „zmianę”.
Wyobrażenie mnie, jako statecznego prawnika rozochociło mnie na tyle, że do tego kierunku lgnąłem jak ćma do światła latarni.
Powtórzone „mnie”. Trzeba przeredagować. Można napisać (i lepiej zabrzmi) „Wyobrażenie siebie”, ale to też będą dwa bliskoznaczne zaimki w jednym zdaniu.
Może tak: Wyobrażenie siebie, jako statecznego prawnika było tak podniecające, że do tego kierunku lgnąłem jak ćma do światła latarni.
Nie brakowało mi niczego - zgodna rodzina, przyszłościowy zawód, piękna dziewczyna, która chciała zostać tą jedyną przy moim boku...
To zdanie jest tematycznie związane z:
Żyło mi się przecież niezwykle dobrze - miałem dobre wyniki na egzaminach, lada dzień i dołączyłbym do grona absolwentów prawa.
Sens się powtarza. Powinny się znaleźć obok siebie, nic nie usprawiedliwia rozdzielenia. Należałoby całość przeredagować.
Rozsypało się jak domek z kart.
Podrapałem się po karku, zahaczając paznokciami o stalową obrożę.

Tutaj mamy dwa „się” w bezpośrednim sąsiedztwie.
Napisałbym: „Rozpadło jak domek z kart.”
która chciała zostać tą jedyną przy moim boku...
„tę jedyną”
Przecież to i tak nie miało sensu - przemknęło mi przez głowę, Przed oczami stanął mi obraz setek ludzkich ciał,

Powtórzone „mi”.
Każde z nich mnie wołało - błagało o ratunek i jednocześnie przeklinało mnie, z przyczyny mojego wyboru.
Powtórzone „mnie”.
I nie wiemy o jakim wyborze mowa.
Tym, którzy mieli nadzieję na ogromną zmianę w ich życiu - na przełom, rewolucję.Skoro nic mi nie brakowało, to dlaczego podpisałem ten cholerny "cyrograf"?
Brak spacji przed „Skoro”. W innych miejscach, też się zdarza.
Potknąłem się o wystający korzeń, uderzając twarzą prosto w brudną taflę kałuży.

„prosto” - niepotrzebne.
Woda wdarła się do moich ust i nozdrzy, a piasek zachrzęścił mi między zębami.
Za dużo zaimków. Tutaj oba można usunąć.
Dwoje tytanowych rąk chwyciło moje nadgarstki i wykręciło mi ramiona tak, że zakwiczałem, padając na kolana. Poczułem chłód kajdanek, które skuły moje przeguby,
Skąd wiedział z jakiego metalu były wykonane? I tytan jest chyba zbyt drogi, aby wytwarzać z niego kajdanki.
Poczułem chłód kajdanek, które skuły moje przeguby, a także silne szarpnięcie, które poderwało mnie do pionu.

Napisałbym tak: Poczułem chłód kajdanek, które skuły moje przeguby. Silne szarpnięcie poderwało mnie do pionu.
Szarpnąłem do przodu, co poskutkowało jedynie nasileniem się bólu i dyskomfortu.

„się” do usunięcia.
Zadyszałem z wycieńczenia, a moje mokre blond włosy oblepiły twarz.
Napisałbym: Dyszałem z wycieńczenia...
W chłodnych oczach Gilberta dostrzegłem odbicie swoich
Chłodne były kajdanki. Może „w zimnych”?
W chłodnych oczach Gilberta dostrzegłem odbicie swoich - o miodowym odcieniu i szerokich źrenicach z czerwonawymi obwódkami. Mężczyzna wyszczerzył w ponurym uśmiechu swoje zjedzone przez próchnicę zęby, po czym rzekł ze stoickim spokojem:

„swoich – swoje”: powtórzenie.
Za to ty słuchasz nas i jesteś posłusznym, grzecznym chłopcem.
„słuchasz – posłusznym”; to jednak jest powtórzenie, choć słowa mają dość odległe znaczenia, to jednak są derywatami „słuchu”.
- Jak sobie pan życzy, panie Gilbercie. - posłuszny android ścisnął moje ramię i pociągnął mnie za sobą.
Po kropce, duża litera: „Posłuszny”.
gdy krępy biomechanoid przycisnął mnie do betonowej ściany i zacisnął palce na mojej szyi.
„mojej” - niepotrzebne. Wiadomo, o kogo chodzi, no i zaimków zawsze za dużo.
Czułem, jak powietrze z niesamowitą prędkością ucieka mi z płuc, a przed oczami zaczynają tańczyć czarne kleksy.

Z tą „niesamowitą prędkością”, to przesada. Wystarczy: Czułem, jak powietrze ucieka mi z płuc,
Piekło jak cholera - w dodatku podczas zrastania się rany czułem nieprzyjemne mrowienie.

To rana zrastała się natychmiast po uderzeniu?
który wstrząsnął moim ciałem. Po moich policzkach pociekły pierwsze łzy,
Powtórzone „moim”. Z drugiego można zrezygnować.
- Dosyć na dziś, niegrzeczny synu. - Powiedział, wpatrując się we mnie pusto;
To jest bezpośrednia wypowiedź; bez kropki i „powiedział” małą literą.
Rozkuł mnie, po czym pogonił strzałem bicza tuż obok mojego ucha.
„mnie – mojego”. Z „mojego” można zrezygnować.
Moje ciało - mimo iż nie naznaczone ani jedną, paskudną szramą - piekło mnie niemiłosiernie.

Nie bardzo rozumiem, co tu szramy (ślady po dawnych ranach) mają do rzeczy. Piec mogły rany, powstałe w wyniku otrzymanych przed chwilą uderzeń.

4
Goriasz pisze:Uwzględniając Twój wiek, uważam, że radzisz sobie zupełnie nieźle. Tekst jest dość ciekawy, ma swoją dynamikę, zawiera pewne przemyślenia, opisy, interpunkcja nieźle. Jednak błędów również trochę się znajdzie, co zresztą jest zupełnie naturalne i czym nie należy się zrażać. W każdym razie rokowania na przyszłość, wydają się być dobre.
Podpisuję się pod tym. Twoim problemem są głupie, pojedyncze błędy, które powinny zniknąć po tym, jak posłuchasz rady Cioci Nataszy z tym czytaniem ;)

Rozumiem to, co chciałeś przekazać (motyw z oddaniem wolności za nieśmiertelność), przeczytałam do końca, nie zauważyłam jakiś rażących błędów- czy to interpunkcyjnych, czy gramatycznych.
Śmiesznie połączone wyrazy, niepotrzebne słowa ("przysłowiowy" diabeł), powtórzenia, błędy logiczne- nad tym pracuj.

5
hmmm... Ten facet- Daniel- ucieka przed "złymi", prawda?
I ma czas na rozważanie sensu życia? I w ogóle robi to dopiero wtedy?
Człowiek, który ucieka, skupia się tylko na przetrwaniu.
Wiesz, to kwestia ewolucji i przystosowania organizmu do unikania zagrożeń za wszelką cenę.
Albo myślisz, albo uciekasz. Jak sprzęgło i gaz :) na zmianę.

Czepiam się. W sumie dla zabawy, bo wszystko, co bym mogła napisać, zostało już napisane.
Dobrze Ci idzie pisanie, nie rezygnuj.
Jeżeli za­bałaga­nione biur­ko jest oz­naką za­bałaga­nione­go umysłu, oz­naką cze­go jest pus­te biur­ko? Albert Einstein
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”