dzien z życia - obyczaj/fragment. wulgaryzmy, powyżej 18 (?)

1
Wyrżnął ją w twarz z taką siłą, że poczuł pod pięścią zgrzyt pękającej szczęki. Dziwka runęła w tył, na stolik do kawy, dzbanek, filiżanki – porcelanowe, Villeory&Boch, po siedemdziesiąt pięć za sztukę – fiknęła jak artystka, rozwierając ramiona w pustym geście obejmującym uciekający świat. Huk drewna, brzęk szkła i głuchy łomot ciała wbijającego w dywan iluzję elegancji zirytował go i zepsuł przyjemność. Mogłaby, głupia kurwa, być ciszej, przecież ostrzegał, że boli go głowa. Od rana, odkąd lekarz podsunął pod nos wyniki badań i z pseudowspółczującym wyrazem twarzy zręcznie obrócił pod sufitem słownik gwary medycznej.

Nic nie zrozumiał.

Siedział z wyrazem twarzy recepcjonistki z jego biura, gdy mówił, że nie ma czasu na kolejne spotkanie – otwarta buzia, oczy zesztywniałe zdumieniem i, był pewny, drgający mięsień lewej dolnej powieki. To zdarzało mu się wcześniej – stres. Taka robota. Czasem wystarczyło rozmasować, niekiedy sięgał po palinkę, której kilka butelek miał w barku w swoim biurze, kieliszek albo dwa i tik mijał, oddając Leszkowi władzę nad ciałem.

Lekarz nie dał się rozmasować, a informacja i wyniki zapić.

Pamiętał, jak patrzył na wachlarzowaty niczym pawi ogon układ papierów pokrytych informacjami jak dojść do piekła. Bo na niebo szans nie miał od dawna.

Dziwka jęknęła, zbierając się z ruin stylizacji buduarowej, złożyła nogi miedzy którymi pół godziny temu doszedł po trzech ruchach, sturlała się na dywan, podparła rekami, podnosząc na czworakach i wypluła krew.
Powoli.
Ostrożnie, bo – tego był pewny – dolna szczeka poszła w diabły, cud, że nie wbił żuchwy do mózgu. Wyskamlała coś niewyraźnie – przynajmniej w końcu pojęła, że mówił poważnie, prosząc o ciszę. Z cieniem zaskoczenia zauważył, że nie płakała. Może nie pierwszyzna, w tym zawodzie trafia się różnych ludzi, niektórzy, jak on, mają bliżej do wściekłych szympansów niż domowych psów.

Przyglądał się jak uniosła rękę, delikatnie obmacując twarz, jakby chciała wepchnąć kości na właściwe miejsca, chociaż oboje wiedzieli, że bez drutów i słomki się nie obejdzie. Nie po tym ciosie. Nie po tańcu z jego frustracją.

- Zabiorę cię do szpitala – zdecydował.

Spojrzała na niego z wyrzutem. Pokazała środkowy palec. Pomyślał, że dobrze, że nie mogła mówić, bo – był pewny – nawsadzałaby mu jak gruba przekupka na Wolumenie kradnącemu pomarańcze żulikowi. Dopędzić takiego nie dałaby rady, zresztą, kto by jej w tym czasie kramu pilnował, ale słowa mają moc, zaklinają rzeczywistość, wyginają umysły i oblepiają winowajcę jak gumowe, kleiste frędzle.

Dziwka, jego dziwka, milcząc z wyrzutem klęła wzrokiem i ruchem dłoni. Wypięta, wciąż na czworakach, powoli wypuściła z ust kolejną strużkę śliny zmieszanej z krwią. A on poczuł, jak mu staje. Mimo zmęczenia, bólu głowy i wyrzutów sumienia, które gdzieś w pobliżu żołądka rozkręcały dyskotekę, krew zdecydowanym pulsowaniem wędrowała w dół, omijając mózg szerokim kołem, podobnie jak skurcze tańcujących pomiędzy dwoma ośrodkami decyzyjnymi dywagacji o poczuciu winy i zadośćuczynieniu, niżej, w podbrzusze, gdzie władzę przewrotem obejmowała biologia, spychając garnitur cywilizacji na południowy zachód.

Podszedł do kobiety, zadarł krótką spódniczkę i wrócił w miejsce, które nie tak dawno oznaczył przeniesieniem i rozładowaniem emocji. Szarpnęła się w proteście, odwróciła, patrząc na niego z wyrzutem, ale nie protestowała. W każdym razie nie werbalnie, za to nawet nie drgnęła, zachowując się jak każda plastykowa lalka do dmuchania, do tego stopnia, że czuł, jak z każdym ruchem coraz mniej mu się to podoba.
Zaklął, czując, że nic z tego nie będzie.

- Dobra – zdecydował rozczarowany, zapiął rozporek. – Ubierz się, jedziemy.

Błysnęła wściekłością, oczami, ruchem ciała i wulgarnymi gestami, które opisały go równie sprawnie jak słowa. Jego i jego przodków do piątego pokolenia wstecz. Robaki ujeżdżane prze Erynie użarły mocniej. Pomyślał, że powinien się jednak napić, później, jak wrócą.
Założyła majtki.

- Ubezpieczenia możesz nie brać – mruknął.

Uśmiechnął się złośliwie, bo nie odpowiedziała, a wiedział, że miała ochotę – nie dawała sobie w kaszę dmuchać; gdy dwie godziny temu poznali się w Polonia Palace wziął ją za turystkę – była dobrze ubrana, błyskotliwa, zabawna. Zbiła kilka jego aroganckich docinków, dwa czy trzy tak, że mu w pięty poszło, no, ale po ciężkim poranku był wrażliwszy niż zwykle – onkolog odwrócił go na plecy, zmusił, żeby pokazał podbrzusze i zaskomlał. To zabolało bardziej niż diagnoza. Nie zdążył postawić firewalla, a cios przeszedł przez bariery jak zęby przez gotowaną ośmiornicę – Leszek poczuł tylko jak jego system obronny ugina się, rozszczelnia i wpuszcza uderzenie głębiej niż kiedykolwiek ktoś zdołał się przebić. Włącznie z Agatą – jego ex, która kosztowała go okrągłe dwa miliony złotych i dom na Mazurach. Teraz, gdy o tym myślał, cieszył się, że nie mieli dzieci, bo chyba by go szlag trafił, gdyby kobieta, która nie potrafiła zapamiętać godzin spacerów z psem, dostała prawo opieki nad jego synem lub córką.
Poczuł mocne szturchniecie w ramię.

- Natasza?

Dziwka skinęła głową. Była gotowa.
Zeszli do samochodu, dotarcie do kliniki zajęło niecałe piętnaście minut, potem oddał kobietę w ręce personelu medycznego, a sam poszedł do swojego biura. Sekretarka przyniosła kawę – taką, jak lubił – białą, z cukrem – i bez zaproszenia rozsiadła się w fotelu vis a vis biurka.

- Co się stało? – spytała. – Postanowiłeś wpędzić mnie do grobu?

Wzruszył ramionami. Dopiero teraz przypomniał sobie, ile spotkań zawalił, włącznie z comiesięcznym boarding meetingiem – gdzie szefowie klinik zdawali raporty finansowe.

Odwrócił się od okna.

- Zjeżdżaj – poradził lodowato.

Marta westchnęła zaskoczona – widział, jak unosi się, niemal jak napełniany powietrzem balon – biorąc pod uwagę, ile kosztowały jej implanty, porównanie bardzo na miejscu – pomyślał. No, cycki miała niezłe – dostała je w ramach premii świątecznej, razem z odsysaniem tłuszczu z brzucha i bioder. Kłopot, że zanim uzyskała wymarzone kształty wodził za nią wzrokiem głodnego psa obserwującego modelkę z hamburgerem, po operacji stracił całe zainteresowanie. Zamiast atrakcyjnej dziewczyny widział przypadek medyczny – w głowie obracały mu się trybiki kosztów, dawek, obraz rury z igłą, jaką usuwał jej rozbity tłuszcz, i pojemnik, do którego spływała biało-różowa masa. Waga implantów, pamiętał konsultacje przedoperacyjne – chciała znacznie większe, ale zdołał ją przekonać, że będzie z nimi wyglądać jak dziwka z pornosa, i namówił na nieznaczną zmianę – z tego, co słyszał od samej zainteresowanej niektórzy mężczyźni nie orientowali się nawet, że piersi są sztucznie powiększone. No, ale w końcu był najlepszym we wschodniej europie specjalistą chirurgii estetycznej.

Był.

Upił łyk kawy.

- Leszek?

- Chcę być sam.

- Coś się stało? – Podeszła, odsuwając brązowe włosy za uszy.

- Nic się nie stało. – Kłamanie zawsze dobrze mu szło.

– Mogę pomóc?

Zaklął w duchu – jakim cudem wystarczyło kilka godzin, żeby spruć wizerunek tkany latami? Gobelin z podobizną lokalnego twardziela, obraz podziwiany na rautach i w buduarach. Nie podobało mu się współczujące spojrzenie sekretarki, bo przywodziło na myśl odwiedzających schronisko ludzi, którzy wybierając jednego psa, mają świadomość, że nie mogą ocalić wszystkich. A on czuł się jak najgorszy szczeniak z miotu – taki, którego zostawia się, nikt go kupić ani adoptować nie chce, bo na zakup ma za dużo wad, a na adopcję jest niewystarczająco uroczy. Od rana, od dziewiątej trzydzieści, był zagubionym kundlem.

- Nie możesz.

- Ale…

- W zabiegowym jest kobieta. Sprawdź, co z nią.

Marta odetchnęła głęboko, cofnęła się o krok.

- Twoja znajoma?

- Dziwka, która pobiłem.

Parsknęła śmiechem.

- Jasne. Akurat ty byś był zdolny do bicia kobiet. – Sekretarka pokręciła głową. – Jesteś najmilszym…

- Zjeżdżaj już.

- Jasne, szefie. Będziesz mnie potrzebował, wiesz, gdzie jestem.

Przytaknął nieartykułowanym pomrukiem, niemal natychmiast tracąc zainteresowanie pracownicą, chociaż kusa, obcisła spódnica podkreślająca zgrabny tyłek powinna zwrócić jego uwagę.
Ale nie dziś. Dziś już przejebał swój czas, więc tym razem nawet mu nie stanął.
Wyjął z teczki znajomy wachlarz i ponownie wbił się w wyniki.

-Rak - mruknął cicho. Zawahał się. - Kurwa.

Nie był pewny od czego ma zacząć.
(...)
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 09:08 przez ravva, łącznie zmieniany 4 razy.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

2
"Spojrzała na niego z wyrzutem. Pokazała środkowy palec. Pomyślał, że dobrze, że nie mogła mówić, bo – był pewny – nawsadzałaby mu jak gruba przekupka na Wolumenie kradnącemu pomarańcze żulikowi. Dopędzić takiego nie dałaby rady, zresztą, kto by jej w tym czasie kramu pilnował, ale słowa mają moc, zaklinają rzeczywistość, wyginają umysły i oblepiają winowajcę jak gumowe, kleiste frędzle. "

Ja to bym tak ciut zmieniła :)

Spojrzała na niego z wyrzutem i pokazała środkowy palec. Pomyślał: "Dobrze, że nie może mówić". Był pewny, że nawsadzałaby mu jak gruba przekupka żulikowi kradnącemu pomarańcze na Wolumenie. Dogonić takiego nie sposób, zresztą kto by w tym czasie pilnował jej kramu? A słowa też mają moc: zaklinają rzeczywistość, wyginają umysły i oblepiają winowajcę jak gumowe, kleiste frędzle.


Szczerze mówiąc jakoś mi to ostatnie zdanie nie gra. Z jednej strony ciekawe bardzo te frędzle, z drugiej chyba zbyt filozoficznie ujęte, zwłaszcza w kontekście kradzieży owoców. No ale może się nie znam :D , bo jak powszechnie wiadomo: specjalizuję się w literaturze lekkiej, łatwej i przyjemnej ;)

"Siedział z wyrazem twarzy recepcjonistki z jego biura, gdy mówił, że nie ma czasu na kolejne spotkanie – otwarta buzia, oczy zesztywniałe zdumieniem i, był pewny, drgający mięsień lewej dolnej powieki. To zdarzało mu się wcześniej – stres. Taka robota. Czasem wystarczyło rozmasować, niekiedy sięgał po palinkę, której kilka butelek miał w barku w swoim biurze, kieliszek albo dwa i tik mijał, oddając Leszkowi władzę nad ciałem."

Siedział, a jego twarz przypominała swoim wyrazem minę recepcjonistki z jego biura, gdy powiedział, że nie ma czasu na kolejne spotkanie: otwarte usta, oczy zesztywniałe zdumieniem, a u niego dodatkowo drgający mięsień pod lewą dolną powieką. To ostatnie zdarzało mu się już wcześniej: stres. Taka robota... Czasem wystarczyło rozmasować. Niekiedy sięgał po palinkę, której kilka butelek trzymał w barku w swoim biurze. Kieliszek albo dwa i tik mijał, oddając Leszkowi władzę nad ciałem.

[ Dodano: Czw 25 Cze, 2015 ]
Ogólnie mi się podobało, ale troszkę bym się tym tekstem pobawiła.
Zwłaszcza zdania wielokrotnie złożone można by nieco dopieścić.
Nie wiem, czy po złamaniu szczęki nie traci się przytomności?
Trzeba sprawdzić.
Tak czy owak twarda sztuka ;)

3
Fajne, bardzo mocne słowa, momentami jakby zbyt oczywiste. Jasne, nawet człowiek bogaty i wykształcony może być sukinsynem (powiedziałabym, że zwłaszcza). Zabrakło mi czegoś, co mogłoby uargumentować to, jaki jest. Podałaś powody w zdawkowej informacji, przeskoczyłaś od razu do złości i agresji na cały świat, a ja chciałabym zobaczyć właśnie ten przeskok, to co się dzieje w jego głowie. Może opowiadanie straciłoby na tym swoją "męskość" i stało się łagodniejsze. Na razie jest jakby relacją wk*rwionego narratora o wk*rwionym bohaterze.
O jedno tylko proszę:
ravva pisze:Wyrżnął ją w twarz z taką siłą,
wyrżnął JEJ :D

4
Augusta pisze:Ja to bym tak ciut zmieniła :)
masz rację ad te zdania, z deka pokręcone są. ot, dzień na twisted mind :-P
Szczerze mówiąc jakoś mi to ostatnie zdanie nie gra. Z jednej strony ciekawe bardzo te frędzle, z drugiej chyba zbyt filozoficznie ujęte, zwłaszcza w kontekście kradzieży owoców. No ale może się nie znam :D , bo jak powszechnie wiadomo: specjalizuję się w literaturze lekkiej, łatwej i przyjemnej ;)
coś by tu trzeba yntelygentnie, ale się nie da, bo fredzle są zdecydowanie od czapki. zdaje się, ze powinny być "macki" :-D
augusta pisze:Ogólnie mi się podobało, ale troszkę bym się tym tekstem pobawiła.
Zwłaszcza zdania wielokrotnie złożone można by nieco dopieścić.
true.
Nie wiem, czy po złamaniu szczęki nie traci się przytomności?
Trzeba sprawdzić.
mąż mówił, że nie :-)
Tak czy owak twarda sztuka ;)
prof :-)
Fajne, bardzo mocne słowa, momentami jakby zbyt oczywiste. Jasne, nawet człowiek bogaty i wykształcony może być sukinsynem (powiedziałabym, że zwłaszcza). Zabrakło mi czegoś, co mogłoby uargumentować to, jaki jest. Podałaś powody w zdawkowej informacji, przeskoczyłaś od razu do złości i agresji na cały świat, a ja chciałabym zobaczyć właśnie ten przeskok, to co się dzieje w jego głowie. Może opowiadanie straciłoby na tym swoją "męskość" i stało się łagodniejsze.
myślisz, ze powinno być łagodniejsze? ;>
uwaga z uzasadnieniem zachowania leszka - celna, masz rację.
Na razie jest jakby relacją wk*rwionego narratora o wk*rwionym bohaterze.
łyli? widac wk*rwienie narratora? ojej. :shock:
cru pisze:O jedno tylko proszę:
ravva pisze:Wyrżnął ją w twarz z taką siłą,
wyrżnął JEJ :D
alez wodzu, co wódz>>??

jej?

dziewczyny, dzięki za uwagi :-)
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

5
ravva pisze:
cru pisze:O jedno tylko proszę:
ravva pisze:Wyrżnął ją w twarz z taką siłą,
wyrżnął JEJ :D
alez wodzu, co wódz>>??

jej?

dziewczyny, dzięki za uwagi :-)
Tak, bo... wyrżnąć komuś... a wyrżnąć kogoś... i to w twarz...
Byłoby to do zrobienia... ale... zostawię Was z tym radosnym wyobrażeniem. :piwo: peace & love

6
Zawsze można bohaterce wyrżnąć migdałki :P
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

7
cru pisze:Tak, bo... wyrżnąć komuś... a wyrżnąć kogoś... i to w twarz...
Byłoby to do zrobienia... ale... zostawię Was z tym radosnym wyobrażeniem
Ja też, jak czytałam "wyrżnął JĄ w twarz" wyobraziłam sobie raczej jak "ZERŻNĄŁ ją w twarz"... :p

8
tosia pisze:
cru pisze:Tak, bo... wyrżnąć komuś... a wyrżnąć kogoś... i to w twarz...
Byłoby to do zrobienia... ale... zostawię Was z tym radosnym wyobrażeniem
ale "wyrżnąć kogoś" - czy "komuś"? kurde, trzeba było napisac "walnął" :-P
Ja też, jak czytałam "wyrżnął JĄ w twarz" wyobraziłam sobie raczej jak "ZERŻNĄŁ ją w twarz"... :p
to się akurat da zrobić :-P

swoja drogą ale macie skojarzenia, mościa panno :szatan:
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

9
nie mamy skojarzeń, po prostu czytamy ze zrozumieniem :D
I jeszcze, żebym nie musiała się wstydzić za powyższy komentarz...
ravva pisze:myślisz, ze powinno być łagodniejsze? ;>
Gdybyś zaczęła argumentować jego zachowanie, jakkolwiek prawdziwie by nie brzmiało, znalazłby się ktoś, kto by Ci powiedział, że to jest mało prawdopodobne. Trochę poszłaś na łatwiznę, po prostu opisałaś wydarzenie, podałaś info o dwóch życiowych porażkach (rozwód i rak), reszty mamy się domyślać sami. Tak więc mamy na bohatera widok z lotu ptaka, i to bohatera zgubionego w wielkim kanionie, w którym możemy zmieścić własne, dowolne powody, przemyślenia, motywacje, rozterki. Z tej odległości ich nie widzimy. Nie musi nas to wszystko obchodzić. Ale ja lubię, kiedy mnie obchodzi.

10
Niektóre porównania zabijają płynność.
Teraz, gdy o tym myślał, cieszył się, że nie mieli dzieci, bo chyba by go szlag trafił, gdyby kobieta, która nie potrafiła zapamiętać godzin spacerów z psem, dostała prawo opieki nad jego synem lub córką.
1. "jego" jest raczej niepotrzebne
2. jakby było wyróżnienie, np. "prawo opieki nad synem. Lub córką" - albo odwrotnie - to już nadałoby jakiś drobny rys charakterologiczny do postaci, to co prawda szczegół, ale warto go wykorzystać.

Dwa akapity zaczynają się od tego, że dziwka coś robi z wyrzutem, a to patrzy, a to milczy.

Takie tam pierdoły ode mnie.
//generic funny punchline

11
cru pisze:(...)opisałaś wydarzenie, podałaś info o dwóch życiowych porażkach (rozwód i rak), reszty mamy się domyślać sami. Tak więc mamy na bohatera widok z lotu ptaka, i to bohatera zgubionego w wielkim kanionie, w którym możemy zmieścić własne, dowolne powody, przemyślenia, motywacje, rozterki. Z tej odległości ich nie widzimy. Nie musi nas to wszystko obchodzić. Ale ja lubię, kiedy mnie obchodzi.
no i mi sie trafił wrażliwy czytelnik :-)

rozgrzebanie faceta na tym poziomie chyba jest nieco przedwczesne, wyłożenie kawa na ławę wszystkiego, co w życiu zawalił i osiągnął na dzień dobry zarżnie efekt. tak sobie myślę, że w sumie i tak sporo inf poszło na jego temat w tym urywku.
ZviR pisze:Dwa akapity zaczynają się od tego, że dziwka coś robi z wyrzutem, a to patrzy, a to milczy.
fakt. do korekty.
ZviR pisze:
ja pisze:Teraz, gdy o tym myślał, cieszył się, że nie mieli dzieci, bo chyba by go szlag trafił, gdyby kobieta, która nie potrafiła zapamiętać godzin spacerów z psem, dostała prawo opieki nad jego synem lub córką.
1. "jego" jest raczej niepotrzebne
hmm.
ZviR pisze:2. jakby było wyróżnienie, np. "prawo opieki nad synem. Lub córką" - albo odwrotnie - to już nadałoby jakiś drobny rys charakterologiczny do postaci, to co prawda szczegół, ale warto go wykorzystać.
a tego nie rozumiem - co za róznica: syn czy corka?

dzięki za komentarz.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

12
Co za różnica, syn czy córka?
Ech, no dobrze, zacznijmy od początku...

:D

Dobra, dobra, a teraz serio: wiesz, tutaj możesz wykorzystać ten mały fragment, aby napisać co bohater ma na myśli, jak myśli o swoim dziecku, którego nie ma. Czy chciałby dziecko w ogóle, czy koniecznie syna, czy koniecznie córkę (mój kuzyn ma 3 córki i nie ustaje w staraniach o syna :D).
//generic funny punchline

13
ZviR pisze:Dobra, dobra, a teraz serio: wiesz, tutaj możesz wykorzystać ten mały fragment, aby napisać co bohater ma na myśli, jak myśli o swoim dziecku, którego nie ma. Czy chciałby dziecko w ogóle, czy koniecznie syna, czy koniecznie córkę .
albo później, jak już się upije i będzie wspominał stare, dobre czasy ;-)
ZviR pisze: (mój kuzyn ma 3 córki i nie ustaje w staraniach o syna :D).
bo to trzeba umieć - że klasyka zacytuję :szatan:
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

15
A.Vox pisze:Co to jest ten 'Wolumen'?
Bazar na wawrzyszewie: http://www.gieldawolumen.pl/
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”