Ostatnie kuszenie (opowiadanie)

1
Stanął przed jej drzwiami, spojrzał na wycieraczkę z prowokacyjnym napisem „to znowu ty?”. Zawsze się uśmiechał patrząc na nią. Gdyby wycieraczkom nadawano imiona, to ta nosiłaby imię jego kochanki, tak samo zadziorna i smutno-śmieszna. Głęboki wdech, wydech. To nie będzie miła rozmowa, a właściwie pożegnanie. Te nigdy nie są przyjemne, ale niekiedy konieczne. Zapukał do drzwi, raz, drugi. Nikt nie odpowiadał. Nacisnął na klamkę i wszedł do środka. Stanął w progu, zobaczył ją, stała przy kanapie w salonie, trzymała w dłoni kieliszek czerwonego wina. Wyglądała pięknie – długie ciemne włosy, czerwone usta, opalone ciało. Miała na sobie tylko krótki, czarny szlafrok z delikatną koronką. Tworzyła obraz poważnej, wyniosłej kobiety, która nie ma nic do stracenia. Wydawała się być opanowana, jednak po chwili - dopijając ostatni łyk wina - ze wściekłością w oczach rzuciła w niego pękatym kieliszkiem. W ostatniej chwili odbił od siebie szkło, które rozleciało się na małe kawałki. Krew. Mała rana na dłoni.

– Zwariowałaś?! Chcesz mnie zabić? – wrzasnął z przejęciem.

– Gdyby nie groziło mi więzienie, zrobiłabym to bez wahania – powiedziała, cedząc słowa beznamiętnie.

Wiedział, że to prawda. Wiedział jak bardzo go kocha. Wiedział, że nie mogą być razem. Na dodatek to on wszystko zaczął – zabiegał o nią, kupował kwiaty, dzwonił w każdej wolnej chwili, myślał bez przerwy o jej słodkich ustach i wymownym, zimnym spojrzeniu. Jego żona, artystka, wiecznie zabiegana i zamyślona, niczego nie podejrzewała. Krucha, łatwowierna, naiwnie szczera. Nie mógł już dłużej tego robić. Tłumaczył, że to było silniejsze od niego, popłynął, przepadł na chwilę, ale wraca. Zawsze wracał.

– Wiesz po co przyszedłem – zrobił krok w jej stronę.

– Ty idioto. Nie potrafisz nawet załatwić sprawy do końca. Wiem, co chcesz powiedzieć: „to już koniec, nie mogę tego dłużej robić, mam żonę, jestem odpowiedzialnym facetem…” bla bla bla. Tak, o to chodzi?

– Proszę, nie ironizuj. To dla mnie trudne.

– A dla mnie jeszcze trudniejsze! Zmarnowałam kilka lat dla Ciebie! Zerwałam z nim, poświęciłam swoją przyszłość. A Ty? Jesteś tchórzem!

Pod ręką miała już tylko stos poduszek na kanapie, zaczęła rzucać w niego po kolei, chciała go zranić, zniszczyć, zabić. Tak bardzo go kochała.

– Uspokój się! – Pobiegł do niej szybko, złapał za ręce. Wyrywała się, rzucała głową na boki jak rozwścieczone zwierzę – Boże, jaka ona piękna – pomyślał. W końcu poddała się, nie miała siły już walczyć. Nadal trzymał ją za ręce. Spojrzeli na siebie, zdyszani. Rzucili się sobie w ramiona, przylgnęli wargami, gorącymi ciałami. W amoku – pięknym, namiętnym szale uniesień. Zdarł z niej szlafrok, nadrywając kawałek rękawa. Rzucił na kanapę. Ona – bezbronna, spragniona. Nie potrafiła mu się oprzeć. Silnymi ramionami zamknął ją w uścisku. Wdech, wydech. Coraz mocniej i silniej. Pchnięcie, jedno, drugie, trzecie… Krew. Spływała jej po udzie. Rana na dłoni otworzyła się, spływając lepką cieczą po nadgarstku, przechodząc na jej ciało… Ostatni wydech.

Zostawił ją. Wyszedł. Kopnął w śmietnik.

Spojrzał na swój samochód. Długa rysa na krwistym lakierze. Szlag by to trafił. Pędził do domu jak szalony, nie wiedział co robić, chciał tylko pomyśleć chwilę w samotności, napić się whisky, odpocząć… Zaparkował przed domem. Coś jest nie tak. Czarny SUV żony stał krzywo zaparkowany na trawniku, prawie wbity w furtkę, nawet nie wjechała do garażu. Spojrzał na uszkodzony prawy reflektor, samochód otwarty. Co do cholery się stało? Miała wrócić później.

Wbiegł do domu. Stanął w progu, zobaczył ją, siedziała skulona przy kanapie w salonie, trzymała w dłoni biały ręcznik – cały we krwi. Trzęsła się, patrzyła martwo w jeden punkt. Rękaw jej czarnej sukienki był naderwany, wystawało tylko kościste ramię. Krew. Spływała jej po udzie. Na ten widok serce podeszło mu do gardła, sparaliżowało ciało i odjęło mowę. Spojrzał pytająco ze łzami w oczach, podniosła na niego wzrok, otworzyła usta – zostałam zgwałcona.
Ostatnio zmieniony wt 14 lip 2015, 17:48 przez Jotka, łącznie zmieniany 2 razy.
- Dlaczego Pani zawsze ubiera się na czarno?
- To żałoba po moim życiu.
(Anton Czechow - Mewa)

3
Angeligue, dziękuję za odpowiedź! Taki zabieg był celowy, chciałam żeby opowiadanie było dynamiczne, a nie rozwlekłe. Kiedyś miałam tendencję do przesadnie długich zdań - to jest zależne od tego jaki chcę nadać rytm. Nie wiem czy w dobrą stronę zmierzam, dlatego wszelkie sugestie mile widziane :)
- Dlaczego Pani zawsze ubiera się na czarno?
- To żałoba po moim życiu.
(Anton Czechow - Mewa)

5
Opisana historia nie jest zbyt odkrywcza, mówiąc dosadniej, standardowa i banalna, forma i styl również niczym nie zaskakują, za to doskonałe, kontrastujące z nią zakończenie, które ratuje całość. Przemknął mi cień Cortazara („Dla wszystkich ten sam ogień”).
No i wypadałoby trochę poprawić:
Stanął w progu, zobaczył ją, stała przy kanapie w salonie, trzymała w dłoni kieliszek czerwonego wina. Wyglądała pięknie – długie ciemne włosy, czerwone usta, opalone ciało. Miała na sobie tylko krótki, czarny szlafrok z delikatną koronką. Tworzyła obraz poważnej, wyniosłej kobiety, która nie ma nic do stracenia. Wydawała się być opanowana, jednak po chwili - dopijając ostatni łyk wina - ze wściekłością w oczach rzuciła w niego pękatym kieliszkiem.
Siedem razy „ła”.
Popatrzmy, czy da się inaczej:

Stanąwszy w progu, zobaczył ją, stojącą przy kanapie w salonie, z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni. Uderzyło go jej piękno – długie ciemne włosy, czerwone usta, opalone ciało, oprawione jedynie w krótki, czarny szlafrok z delikatną koronką – tworzyły obraz poważnej, wyniosłej kobiety, która nie ma nic do stracenia. Wydawała się być opanowana, jednak po chwili - rzucony z niepohamowaną wściekłością pękaty kieliszek, poszybował w jego kierunku.

To nie znaczy, że sugeruję, abyś usunęła wszystkie te końcówki, absolutnie nie ma takiej potrzeby. Należy tylko zredukować ich liczbę. A chciałem pokazać, że można się bez nich obejść, zawsze jest jakiś sposób.
– Gdyby nie groziło mi więzienie, zrobiłabym to bez wahania – powiedziała, cedząc słowa beznamiętnie.
Może lepiej: - odparła, cedząc beznamiętnie słowa. To jest riposta.
Nie mógł już dłużej tego robić.

To sformułowanie nie brzmi najszczęśliwiej. Może: Nie mógł dłużej tak żyć (tak postępować).
– Wiesz po co przyszedłem – zrobił krok w jej stronę.
Teoretycznie powinno być: – Wiesz po co przyszedłem. – Zrobił krok w jej stronę.
– Uspokój się! – Pobiegł do niej szybko, złapał za ręce.
Raczej „Podbiegł do niej...”
Wyrywała się, rzucała głową na boki jak rozwścieczone zwierzę
Wyrywała się, rzucając głową na boki jak rozwścieczone zwierzę
Rzucili się sobie w ramiona, przylgnęli wargami, gorącymi ciałami.
„wargami – ciałami”: powstał niepotrzebny, wewnętrzny rym.
Silnymi ramionami zamknął ją w uścisku.
„ją” - do usunięcia
Coraz mocniej i silniej.

Usunąłbym „i silniej”. „Mocniej” i „silniej” to właściwie synonimy.
Spływała jej po udzie. Rana na dłoni otworzyła się, spływając lepką cieczą po nadgarstku, przechodząc na jej ciało…

Powtórzone „jej”. Rozumiem, że niezbędne jest zaznaczenie, że to jej udo, ale lepiej będzie: „Spływała po jej udzie.” I kolejne powtórzenie: „Spływała – spływając”. I to „przechodząc” - nie pasuje. Może „plamiąc”. Ale cały ten fragment należałoby przeredagować.
Trzęsła się, patrzyła martwo w jeden punkt.
Trzęsąc się, patrzyła martwo w jeden punkt.
Rękaw jej czarnej sukienki był naderwany,
„jej' – niepotrzebne. Wiadomo czyjej sukienki rękaw.
wystawało tylko kościste ramię.
„kościste” zamieniłbym na „nagie”.

I zgadzam się z Angeligue, że przynajmniej w niektórych miejscach (szczególnie w pierwszych fragmentach), dłuższe zdania stworzyłyby lepszy efekt. Ale nie wszędzie. Na przykład tutaj jest w porządku: „Zostawił ją. Wyszedł. Kopnął w śmietnik.” Owszem, to dobry pomysł na zdynamizowanie akcji, ale zastosowany w nadmiarze, na przestrzeni całości, przestaje być tak odbierany, raczej sprawia wrażenie ubóstwa, a czasem wręcz nieporadności.

6
Gorgiasz, bardzo dziękuję za uwagi! Zgadzam się z powyższym, w niektórych miejscach warto rozbudować zdania. Jak widać pomysł to nie wszystko, a nad formą popracujemy :)
- Dlaczego Pani zawsze ubiera się na czarno?
- To żałoba po moim życiu.
(Anton Czechow - Mewa)

7
Stanął przed jej drzwiami, spojrzał na wycieraczkę z prowokacyjnym napisem „to znowu ty?”.
Zdanie brzmiałoby dużo lepiej, gdyby zamiast przecinka było "i".
W obecnym brzmieniu, czytelnik oczekuje, że zdanie będzie rozwinięte, a tu - BACH - kropka.
Zawsze się uśmiechał patrząc na nią.
Do krótkich zdań zazwyczaj (podkreślam, żeby ktoś nie pomyślał, że to magiczna reguła) bardziej pasują czasowniki osobowe. W tym wypadku: Zawsze się uśmiechał, gdy na nią patrzył.
Głęboki wdech, wydech
Tutaj z kolei można na dwa sposoby:
Głęboki wdech i wydech.
Głęboki wdech. Wydech.

Drugie zdanie uwypukla długość procesu (u Ciebie, nad przecinkiem przechodzi się prawie bez pauzy).
Te nigdy nie są przyjemne, ale niekiedy konieczne.
Wyrzuciłbym to zdanie. Mówi o oczywistości. Jeśli jednak uprzesz się, żeby je zostawić, to radzę połączyć je ze zdaniem poprzednim.
Zmarnowałam kilka lat dla Ciebie!
Szyk - czytaj zdania i słuchaj, jak brzmią lepiej. W tym wypadku (przynajmniej dla mnie), lepiej brzmi: Zmarnowałam dla ciebie (małą literą, dużą możesz zostawiać w cytowanych listach itp.) kilka lat!
stos poduszek na kanapie
Albo bez na kanapie, albo z dookreśleniem leżących na kanapie (zdanie wtedy lepiej brzmi).
Zdarł z niej szlafrok, nadrywając kawałek rękawa. Rzucił na kanapę. Ona – bezbronna, spragniona. Nie potrafiła mu się oprzeć.
Tutaj jak najbardziej pasują krótkie zdania, ale mam uwagę dotyczącą podkreślonego.
Aż prosi się o opozycję: Ona - taka a taka. On - taki a taki.
Jeśli nie tak, to połączyć z kolejnym zdaniem (idealnie nada się średnik).
Spływała jej po udzie. Rana na dłoni otworzyła się, spływając lepką cieczą po nadgarstku
1. Powtórzenie.
2. Wg logiki zdania rana spływała cieczą po nadgarstku.
Pędził do domu jak szalony [...] Zaparkował przed domem [...] Wbiegł do domu.
Krew. Spływała jej po udzie.
Tutaj kropka robi więcej szkody niż pożytku.
Na ten widok serce podeszło mu do gardła, sparaliżowało ciało i odjęło mowę.
Znów o podmiocie: tutaj wychodzi na to, że serce sparaliżowało ciało i serce odjęło mowę (w Twoim zamyśle zapewne na ten widok sparaliżowało ciało i odjęło mowę).
Wyrywała się, rzucała głową na boki jak rozwścieczone zwierzę

Wyrywała się, rzucając głową na boki jak rozwścieczone zwierzę
Tutaj jest delikatna różnica w tych zdaniach.
Silnymi ramionami zamknął ją w uścisku.

„ją” - do usunięcia
Nie zgodzę się - w tym wypadku „ją" w niczym nie przeszkadza i zdanie brzmi zgrabniej.
wystawało tylko kościste ramię.

„kościste” zamieniłbym na „nagie”.

Kościste niesie ze sobą więcej znaczeń niż nagie. Kościste, czyli też chude. Przez to jedno słowo wiemy dużo więcej o bohaterce.

Tekst nie jest zły, ale, powiem wprost, skopałaś zakończenie.
Pomysł był dobry, jest porównanie kochanki i żony, ale na samym końcu zbytnio śpieszyłaś się, żeby przekazać wszystko co masz do przekazania.

Musisz też popracować nad powtórzeniami, bo widzę, że w dłuższym tekście byłoby ich sporo.

Ale najważniejsze: nie śpiesz się z narracją. Tam, gdzie to potrzebne (i ma wywołać złudzenie stresu/pośpiechu/ucieczki), jak najbardziej możesz nie rozwijać wątków i rwać narrację. Jednak taka lektura jest męcząca. Niech będzie w tym wszystkim też trochę spokoju i harmonii.

Powodzenia.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”