Uginasz się pod strzechą wielu rzęs.
Wpatrują się w ciebie szklane półkola,
błyszczące obrotem w listkach promieni.
Nie ma czerwieńszych gałęzi olśnienia
od tych przybitych na twarzy jesieni.
Surowy, bez smaku wciąż bywasz dobry,
niesiony wspomnieniem startych owoców.
Przyprawiasz siebie nierozpoznaniem,
jabłkowym sokiem nacierasz policzki.
Nie ma już siły przy tobie i w tobie.
Zostały ci liście, przyprawy i zioła.
2
Ma cośw sobie. Podoba mi się surowość w tym wierszu.
A końcówka - bardzo!
tu coś mi nie gra.eris234 pisze:Przyprawiasz siebie nierozpoznaniem,
jabłkowym sokiem nacierasz policzki.
A końcówka - bardzo!