To tylko deszcz

1
Zgliszcza ciała mojego wspólnika leżały u moich stóp. Stałem w bezruchu, niczym słup soli, zdruzgotany masakrą, która zaledwie przed kilkoma minutami rozegrała się przed moimi oczyma. W tym momencie nawet potworny ból w wybitym barku i rozcięciu na piersi, wydawał się być niczym. Niczym, w porównaniu z ich spojrzeniem. Stałem oko w oko z diabłem.
Było ich dwóch - obydwaj zachowywali bezpieczny dystans, przyglądając się mi badawczo swymi gadzimi oczami i szepcąc między sobą nieznanym mi językiem. Ich smukłe, wysmagane przez ogień sylwetki górowały nad gruzami, do niedawna potęgi przemysłowej, White City. Pomimo ilości brudu i czarnej posoki, która zdobiła ich skórę, byli wręcz olśniewający. Zupełnie tak, jakby byli kawałkami szkła - odbijali złociste światło. Jeden z nich, ten wyższy, miał długie, białe włosy i czarne oczy z pustymi źrenicami. Jego partner był nieco niższy, ale za to posiadał niezwykle gładki blond włos i miodowe oczęta bez źrenic. Gdybym nie wiedział, kim tak naprawdę są, uznałbym ich za najpiękniejszych ludzi, jakich do tej pory było mi dane zobaczyć.
Uporczywe milczenie było pełne napięcia, które z każdą kolejną sekundą przybierał na sile. Nie ruszali się. Jedynie obserwowali mnie, a ich lekko spiczaste uszy były jak radary, gdy tylko wykonałem lekki ruch, od razu stawały sztorcem.
Spojrzałem jeszcze raz na zwęglone szczątki Phila. Nikt mi nie wmówi, że to co dostrzegłem, wyglądało jak człowiek. Powoli i ostrożnie wstukałem w palmtopie kod na pomoc. SOS - błagam, niech ktokolwiek mnie usłyszy. Druga z moich dłoni zaciskała się na pistolecie naładowanym srebrnymi nabojami z ornamentami celtyckimi. Wystarczy tylko jeden płynny ruch i będzie po nich - skup się, Ethan. Skup się i... Oddychaj.
Wtedy jeden z nich wykonał ruch, a mianowicie dystyngowanym krokiem ruszył w moją stronę. Nie chcąc go prowokować, nie odzywałem się, ani nie ruszałem. W obawie i pełen najgorszych wyobrażeń. Tymczasem był coraz bliżej i wykonał kolejny ruch - wdeptując w miękkie truchło, które cuchnęło słodką zgnilizną, obwąchał mnie. Zacisnąłem palce na spuście. Jeszcze tylko moment i sobie pójdzie. Na pewno.
Blondyn nie miał jednak zamiaru odchodzić. Po bezczelnym zmierzeniu mnie wzrokiem, rzucił w swoim języku.
- Hshi etryish. - Jego towarzysz momentalnie pojawił się obok i gniewnie na mnie spoglądając, mruknął:
- Xishiy. - Nie znałem ich języka, więc jedynie w oczywistych sytuacjach oigłem rozgryźć zdanie z samego kontekstu. Czarnowłosy chwycił zwłoki mego przyjaciela i przystąpił do jej konsumpcji. Poczułem jak zbiera mi się na wymioty. Tym razem nie dałem rady powstrzymać odruchu i zwróciłem zawartość mojego żołądka wprost pod nogi złotookiego.
- Exotsher. - Wyszeptał, skupiając spojrzenie na Krzyżu spoczywającym na mojej piersi. - Samael. Li'tsher.
Jego partner uniósł na moment piękną twarz od resztek ludzkiego truchła i spojrzał na mnie z nienawiścią. W tym samym momencie, jego czaszkę przeszyła kula. Zaczął skwierczeć, wrzeszcząc w spazmatycznym bólu i rzucając się po mokrym podłożu. Jego towarysz zauważył, że coś się kroi i uciekł szybko, przygarbiony jak hiena.
Opadłem na kolana z trudem opanowując oddech i trzepot serca. Zwłoki Phila były zmasakrowane bardziej, niż przedtem, krew powoli kapała do kałuży, barwiąc ją na szkarłatny odcień.
Greg położył dłoń na moim ramieniu i wyszeptał kilka pocieszających słów. Załkałem, a łzy spływające po moich policzkach mieszały się z deszczem, który dogaszał.pożary.
- Płaczesz? - Zapytał.
- Nie. - Odparłem.cicho. - To tylko deszcz.
Diabeł jest naprawdę straszny.
Ostatnio zmieniony śr 29 lip 2015, 18:38 przez LinOleUm, łącznie zmieniany 2 razy.
Jedyne co chciałem, to wyrazić siebie we wszystkim, co kocham - nieważne, w jak sprośny i ordynarny sposób.

2
Zgliszcza ciała mojego wspólnika leżały u moich stóp.
„mojego” i „moich” to powtórzenie.
W tym momencie nawet potworny ból w wybitym barku i rozcięciu na piersi, wydawał się być niczym.

„W tym momencie” lepiej opuścić. Brzmi trochę jak kolokwializm i nie wnosi niczego nowego – wiadomo, że dalszy ciąg zdania dotyczy „tu i teraz”.
Było ich dwóch - obydwaj zachowywali bezpieczny dystans, przyglądając się mi badawczo swymi gadzimi oczami i szepcąc między sobą nieznanym mi językiem.
Powtórzone „mi”. Napisałbym: Było ich dwóch - obydwaj zachowywali bezpieczny dystans, przyglądając się mi badawczo swymi gadzimi oczami i szepcąc między sobą w nieznanym języku.
Pomimo ilości brudu i czarnej posoki, która zdobiła ich skórę, byli wręcz olśniewający. Zupełnie tak, jakby byli kawałkami szkła - odbijali złociste światło.

Powtórzone „byli”. Pierwsze można zastąpić przez (na przykład) „wyglądali”.
Jeden z nich, ten wyższy, miał długie, białe włosy i czarne oczy z pustymi źrenicami. Jego partner był nieco niższy, ale za to posiadał niezwykle gładki blond włos i miodowe oczęta bez źrenic.

Wskazanie „ten” - zbędne.
Powtórzone „źrenice”.
Niepotrzebnie zaznaczasz, że drugi był nieco niższy. Skoro pierwszy był wyższy, to drugi – niejako automatycznie - niższym być musiał.
Gdybym nie wiedział, kim tak naprawdę są, uznałbym ich za najpiękniejszych ludzi, jakich do tej pory było mi dane zobaczyć.
„tak” - zbędne.
Uporczywe milczenie było pełne napięcia, które z każdą kolejną sekundą przybierał na sile.

„przybierało”
Jedynie obserwowali mnie, a ich lekko spiczaste uszy były jak radary, gdy tylko wykonałem lekki ruch, od razu stawały sztorcem.
Radary raczej sztorcem nie stają, porównanie niezbyt trafne.
Wtedy jeden z nich wykonał ruch, a mianowicie dystyngowanym krokiem ruszył w moją stronę.
To nie jest dobre zdanie. Powtórzony „ruch” i „a mianowicie” zdecydowanie do usunięcia. Należy przeredagować.
Nie chcąc go prowokować, nie odzywałem się, ani nie ruszałem.
Powtórnie powtarza się derywat ruchu. Może: „nawet nie drgnąłem”.
W obawie i pełen najgorszych wyobrażeń.
Nie chcąc go prowokować, pełen obaw i wyobrażając sobie najgorsze, nie odzywałem się, ani nawet nie drgnąłem.
Nie znałem ich języka, więc jedynie w oczywistych sytuacjach oigłem rozgryźć zdanie z samego kontekstu.
„ oigłem” - ?
Czarnowłosy chwycił zwłoki mego przyjaciela i przystąpił do jej konsumpcji.
„ich konsumpcji”
Tym razem nie dałem rady powstrzymać odruchu i zwróciłem zawartość mojego żołądka wprost pod nogi złotookiego.
„mojego” - niepotrzebne; za dużo zaimków.
- Exotsher. - Wyszeptał, skupiając spojrzenie na Krzyżu spoczywającym na mojej piersi.

- Exotsher - wyszeptał, skupiając spojrzenie na Krzyżu spoczywającym na mojej piersi.
Jego towarysz zauważył, że coś się kroi i uciekł szybko, przygarbiony jak hiena.
Trudno było nie zauważyć.
„towarzysz”
Greg położył dłoń na moim ramieniu i wyszeptał kilka pocieszających słów.
Kim jest greg i skąd się wziął?
który dogaszał.pożary.
który dogaszał pożary.
- Płaczesz? - Zapytał.
- Nie. - Odparłem.cicho. - To tylko deszcz.
- Płaczesz? - zapytał.
- Nie - odparłem cicho. - To tylko deszcz.

Jest to opis pewnego epizodu, sprawiającego wrażenie, że wyrwano go z szerszego kontekstu. I co więcej, właściwie nic z niego nie wynika. Sporo błędów; odnoszę wrażenie, że nie poświęciłeś mu należytej uwagi. Następnym razem będzie lepiej.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”