
Dzwonię do jednego z wydawnictw, spytać czy łaskawie mogliby się określić, czy interesuje ich moja propozycja (wysłana w kwietniu), bo chcę sobie porządek zrobić w tabelce. Przedstawiam się, ale pan mi przerywa.
Odpowiada: (jedzie standardową formułką, już ją słyszałam przy poprzedniej propozycji) ale ja tu jestem pionkiem, proszę zadzwonić do szefowej (podaje numer komórki).
Ok, dzwonię. Pani prosi, żeby za godzinę.
Ok. Czekam, dzwonię za godzinę. Przedstawiam się i pytam co z propozycją, ale nie mówię tytułu).
Pani: ale ja nic nie wiem, bo nie jestem w biurze, muszę zadzwonić do kolegi, który jest w biurze, bo on wie. I on pani odpisze.
Aha, to pewnie ten pionek - myślę.
Pytam, czy ona wie, o co ja pytam (w sensie: czy pani wie, o którą propozycję mi chodzi?)
Pani, że nie wie, bo nie jest w biurze i że kolega wie, i ona spyta.
Aha

Rozłączyłam się.
Śmiech do teraz.
Nie lepiej powiedzieć: spie.... kobieto, bo nie mam czasu i nie jestem zainteresowana?
I jeszcze filmik: