Gra [+18 wulgaryzmy]

1
Na początek ogromne przeprosiny - nie było mnie bardzo długo, wiele relacji, które nawiązałem na tym forum ucięło się, jakby uderzone piorunem. Kiedyś, jeśli kogoś będzie to obchodzić, wyjaśnię. Historia na długie, ciężkie opowiadanie. Można by rzec - życie.

A to tekst.


Kolejny dzień ten sam. Godzina dziesiąta wstaję. Godzina jedenasta jestem po śniadaniu. Piętnaście mokrych minut w łazience i jestem gotowy. Na co? Nie wiem co dzisiejszy dzień przyniesie, ale na pewno nie będzie żadnych zmian. Trzeba posprzątać, powtórzyć może jakiś materiał z ostatnich ćwiczeń. A nie, zaraz. Przecież dopiero co skończyła się sesja. Czuję dziwną pustkę, trochę nie ma w co włożyć rąk. Dziwne uczucie, bo przecież miałem tak mnóstwo planów na wakacje. Bo wiadomo, że w czasie roku studenckiego nie będę ćwiczył. Bo wiadomo, że w czasie roku studenckiego jest czas na fejsbuka, żeby się odstresować. Kwejk, demoty, onet. Piwko z kolegami, jakiś film z kinomana i lecimy dalej. Zajęcia, fejsbuk, piwko, fejsbuk, spanie, fejsbuk. Nie zapominaj o Agnieszce. Zamknij mordę. Serio, to nie jest zabawne.
Agnieszka? Dawno nie miałem tak porytej relacji z dziewczyną. Ogólnie, nigdy nie przepadałem za angażowaniem się w związki. Znajomi mówili, że mam powodzenie, ale co z tego, skoro żadna nigdy nie przyszła i nie oznajmiła – „Mateusz, chcę z tobą być!”. Śmieszne? Zupełnie. Ale wracając. Do Agnieszki. Poznaliśmy się na studiach, ot koleżanka z grupy od notatek. Tylko ładna. Więc raz wziąłem od niej notatki, drugi raz notatki i numer. Trzeci raz notatki, i wziąłem, tym razem ją, na lody do Wiszących Ogrodów. To takie centrum handlowe w naszym mieście. No i trochę się nią nakręciłem, nie powiem. Ona chyba jeszcze bardziej. Spotkaliśmy się parę razy i nagle, tak z niczego, przestała mi się podobać. Napisała raz, ja nie odpisałem. Napisała drugi raz – nie odpisałem. Dzwoniła. Nie odbierałem. Byłem idiotą, bo przecież mamy ćwiczenia z wizualizacji ogrodów razem. Czekała przed zajęciami na mnie, w tym obskurnym korytarzu. Niby najbardziej prestiżowa uczelnia, a nie stać ich na gładź i dobrą farbę. Ale nie o tym. Czekała, trzymała ręce założone na piersiach, a w nich podręcznik Volska o kwiatach doniczkowych. Nigdy za nim nie przepadałem, facet miał dziwny styl pisania. Ten Volsk. I patrzy na mnie, Agnieszka, tym pytającym, świdrującym wzrokiem. A ja tylko, że „to koniec”. Ty pojebie. Zamknij się! O czym to ja… A tak. „To koniec”. Ona w płacz i biegnie. Nie, nie do sali na zajęcia, tylko przed siebie. To było tuż przed końcem roku, z miesiąc temu? No i od tamtej pory nie mamy kontaktu. Ale po co ja o tym…
No i mamy 28 czerwca. Dzięki Bogu, że nie mam żadnych poprawek, to coś kinda cud. Bo było cienko. Szczególnie z pasów zieleni i architektury. Ale udało się. Agnieszka ci pomogła, ty zerze. UDAŁO się. A więc wakacje. Jakie miałem plany na wakacje? Tak serio, to nawet nie pamiętam. Eh, kłamię. Pamiętam, ale co z tego. Nie będę ćwiczył w taki upał. Idę na dwór. Do Wiszących.
Godzina 16:00. W Wiszących tłum ludzi. Jakby nie mieli co robić. Sam tu jesteś… Mnóstwo lasek, niektóre się patrzą, inne są sprytne i udają, że się nie patrzą. Jakiś koleś w budce z lodami się na mnie gapi. Może mam coś na mordzie? Fryzura okay? Szybko wskakuję do łazienki, fajnie, że nie śmierdzi. To rzadkość. Lustro – okay wszystko. Może to był gej? Pieprzyć go. Wychodzę z łazienki i lecę do Stahp’a. To taki sklep odzieżowy dla młodych. Ale i takie dwudziestolatki jak ja też się w nich ubierają. Dorosły, kurwa… Patrzę do portfela – trzy stówy, resztki po ostatnim przelewie od mamy. Cienko, bo tu ceny od bańki wzwyż. No ale może jakaś fajna koszulka. Już jak wyszedłem z domu, to może coś kupię.
-Mateusz? Mati!
O fuck, kto to. Patrzę za plecy – ziomki z zajęć. Cholera, nie pamiętam imion. Jeden to chyba Wojtek, a drugi?
- Siema – serio nie pamiętam imion!
- Zaliczyłeś wszystko? – pyta ten brunet. Wojtek?
- No pewnie, wszystko do przodu. Wy?
- No Krzysiek ma poprawkę z archi – okay, Krzysiek. – A ja do przodu wszystko.
Jak ich zbyć?
- Oj, bo ten koleś z wykładów był jakiś popieprzony, te zadania na egzaminie – tłumaczy się, Krzysiek.
- No ja też ledwo dałem radę, tych zadań nie robiliśmy – rzucam od niechcenia. Niech idą już.
- Robiliśmy mistrze, tylko was nie było. Na laski się łaziło i piwo przyswajało, zamiast siedzieć na uczelni – śmieje się ten drugi. Ten co zaliczył.
- No może i coś w tym jest – zastanawia się Krzysio. Ouh, men, co przymuł.
- No a co u tej twojej laski Mati? – docie, kurwa, kliwy Krzysio.
- A spoko, raz lepiej, raz gorzej.
- Chujowo, ale stabilnie? – śmieje się Krzysio.
- No coś w ten deseń – co za zryty tekst. Dobra, koniec. – Ja lecę chłopaki, umówiony jestem, a jeszcze zakupy muszę zrobić, więc sorry, ale…
- Spoko, my też lecimy, do klubu zaraz trzeba wpadać – o 17? Popieprzyło ich? Ale spoko. Niech idą choćby i na pocztę wysłać sobie pocztówkę do mamy.
- No to na razie.
- Eloszka!
Wreszcie. Wchodzę do sklepu, ekspedientki podbiegają od razu i pytają czy pomóc. Jakie to jest wkurzające.
- Nie, dzięki… - chociaż ta jest ładna.
Oglądam te ich ciuchy, jakaś przecena, ale nic specjalnego. Zielony t-shirt. Fajny, ale pedalski nadruk. Dzwonek telefonu . Agnieszka? Chciałbyś. Zastrzeżony numer. Nie odbieram. Niech wie, że z zastrzeżonego… Znów dzwoni. Cholera, o co chodzi. Wyciszam. Idę dalej, oglądam ciuchy. Przymierzam parę koszulek, ale nic specjalnego. Zobacz telefon. Co? GÓWNO. Zobacz telefon. O cholera. Trzydzieści sześć nieodebranych połączeń. Od jednego typa, tego zastrzeżonego. I znów dzwoni. Odbierać?
- Halo?
Cisza w słuchawce, tylko jakiś przyśpieszony czyjś oddech.
- Halo?!
- Tylko ty wiesz jak to zmienić –kobiecy głos, ładny, ale jakiś przerażający. – Tylko ty wiesz jak to odkręcić. Zapisz sobie numer.
- J… jaki numer? – jestem serio przerażony. Noga mi się telepie?
- Pięć, dwa, cztery, osiem.
- Pięć, dwa, cztery, osiem?
- Tak… Przyda ci się.
- Co? Kim jesteś? – ekspedientki się patrzą, ale mam wysrane na to. Mój głos musi brzmieć jak baba. – Mów!
- Lepiej… lepiej wróć na stancję. Mati.
Mieni mi się przed oczami. Lepiej pamiętaj - pięć, dwa, cztery, osiem. Pamiętam, ale o co tu kurwa chodzi?! Serce mi się telepie jak nie wiem… O co chodzi?! Stoję tak jak debil przez minutę, dwie i nie wiem co robić. Wychodzę ze sklepu, nogi mam jak z galarety. Ktoś robi sobie jaja, tłumaczę sobie, ale niezbyt przekonująco to brzmi. Na pewno ktoś robi sobie jaja… Trochę się uspokajam. Wyjmuję z kieszeni telefon, muszę zadzwonić do matki. Ona zawsze mnie uspokaja. Wykręcam numer… Sygnał, dwa. Cisza. Co jest?
- Mamo?
- Mmmm….. – kurwa, to nie jest głos mojej mamy!
- Halo!
- Mówiłam ci – idź na stancję. Mama ci nie pomoże. Nikt ci nie pomoże, tylko ty sam. Idź tam.
Telefon wypada mi z rąk. Ludzie dookoła patrzą się, słyszę śmiech jakiejś dziewczyny. Powoli schylam się po aparat. Działa. Sprawdzam wybrany wcześniej numer – to numer mamy… Skąd ta… babka miała telefon mojej mamy. Muszę upewnić się, że z mamie nic nie grozi… To jest chore… T…. Tadek… Tata. Jest. Dzwonię.
Sygnał. Drugi.
- Przepraszamy, twoje połączenie nie może być zrealizowane.
Co?! Wpatruję się jak głupi w telefon. Nagle sms od taty. Nie, nie od taty, od tej babki, ale z jego numeru. I nie jeden sms, a siedem. S. T. A. N. C. J. A. Naprawdę jestem przerażony. Idź na stancję. Nie, muszę iść na policję. Muszę gdzieś to zgłosić.
Wybiegam pędem z Wiszących, patrzę na zegarek – 19. Co?! Mniejsza z czasem, biegnę na przystanek metra. Wbiegam po marmurowych schodach na stację Centrum i jadę na Wilczą Górę. Metro się spóźnia, ale w końcu przyjeżdża. Niewiele osób, dobrze. Wsiadam. Trzynaście minut i jestem na miejscu. Zaraz. Co jest kurwa?! Jestem na stacji Centrum?! Patrzę na komórkę. SMS od taty. Znów. STANCJA. Nie… to jest chore. Muszę znaleźć jakiegoś policjanta.
19:37
Dlaczego nigdzie nie ma policji jak jest potrzebna?! Rozglądam się dookoła, ale nadal nie widzę. Tylko jacyś ludzie, roześmiani, jakby nie wiedzieli co się dzieje. Zaczepiam jednego faceta. Wygląda poważnie, w garniturze.
- Przepraszam… ja… - cholera, co mu powiedzieć? Że ktoś mnie prześladuje? Że grozi mi niebezpieczeństwo?
- Tak? – patrzy na mnie tą poważną twarzą. Nadal nie wiem co powiedzieć. Nagle facet zdejmuje marynarkę, podaje mi i nachylając się do ucha szepcze:
- Stancja.
Wpatruję się w niego jak ciele w malowane wrota i nie przechodzi mi nic przez gardło. Facet jakby nigdy nic odwraca się na pięcie i odchodzi. Oprzytomniawszy, chcę za nim pobiec, ale moje nogi związane są rękawami marynarki, którą mi włożył do rąk… Nie utrzymuję równowagi, padam na twarz. Marynarka znika i facet też. Dotykam twarzy, ale nie czuję krwi. Co się kurwa dzieje?! Nie wiem co robić. Kompletnie. Stancja… Chyba tak, ale jestem przerażony.
20:16
Dochodzę do drzwi swojego bloku. Dziwnie pusto i cicho. Nawet na placu nie ma dzieciaków, a lato przecież. Pewnie przed kompem siedzą. Cały się telepię, nie mogę znaleźć kluczy. Są. W końcu otwieram drzwi. Na klatce dziwnie ciemno, chyba światło nie działa. Pierwsze piętro. Drugie. Nogi odmawiają posłuszeństwa. Siadam. I znowu telefon dzwoni. Nawet nie pamiętam kiedy wyłączyłem mu tryb cichy… Wyłączałem w ogóle? Zastrzeżony numer… Odbieram, ale nie odzywam się. Po paru sekundach słyszę śmiech.
- Dobrze, możemy tak się bawić. Bylebyś wszedł do mieszkania. A metro ostatnio szwankuje w Metropolii Trzydzieści Dwa, więc nie dziw się. Pozdrawiam. I pamiętaj o numerze…

EDITED: Nie przeniósł mi kursywy z Word'a ;p [poprawione]
Ostatnio zmieniony pn 12 paź 2015, 15:42 przez Bloo, łącznie zmieniany 1 raz.
Miało nic nie być, ale może podziała na panel Avatara? *hopefully* Podziałało! Wdzięczny, pozostawiam : )

2
Dziwne uczucie, bo przecież miałem tak mnóstwo planów na wakacje.
„tak mnóstwo” – nie jest zbyt poprawne. Albo samo „mnóstwo”, albo na przykład „tak wiele”
Ogólnie, nigdy nie przepadałem za angażowaniem się w związki. Znajomi mówili, że mam powodzenie, ale co z tego, skoro żadna nigdy nie przyszła i nie oznajmiła – „Mateusz, chcę z tobą być!”. Śmieszne? Zupełnie.
Powtórzone „nigdy”.
Owszem, trochę śmieszne, a może w większym stopniu naiwne; bo nie jest to rolą dziewczyny, a w każdym razie trudno chyba oczekiwać takiego zachowania, w tak bezpośredniej formie.
Spotkaliśmy się parę razy i nagle, tak z niczego, przestała mi się podobać.
Powtórzone „się”.
No i mamy 28 czerwca. Dzięki Bogu, że nie mam żadnych poprawek, to coś kinda cud.
No i mamy dwudziesty ósmy czerwca.
„mamy” - „mam”: powtórzenie
UDAŁO się.
Jak już, to napisałbym całość dużymi: UDAŁO SIĘ.
Godzina 16:00.
Godzina szesnasta.
-Mateusz? Mati!
- Mateusz? Mati!
- Siema – serio nie pamiętam imion!
- Siema. – Serio nie pamiętam imion!
/Zakładam, że jego odpowiedź, to tylko „Siema”/
- Oj, bo ten koleś z wykładów był jakiś popieprzony, te zadania na egzaminie – tłumaczy się, Krzysiek.
Przecinek przed „Krzysiek” niepotrzebny.
- No a co u tej twojej laski Mati? – docie, kurwa, kliwy Krzysio.
- No a co u tej twojej laski Mati? – Docie – kurwa – kliwy Krzysio.
Z tym rozbiciem słowa to nietypowa sytuacja, można różnie, ale zapisałbym ją jak wyżej.
- No coś w ten deseń – co za zryty tekst. Dobra, koniec.
- No coś w ten deseń. – Co za zryty tekst. Dobra, koniec.
/Zakładając, że na kropce kończy się wypowiedź bohatera, bo tak to rozumiem./
- Spoko, my też lecimy, do klubu zaraz trzeba wpadać – o 17?
„siedemnastej”
Niech idą choćby i na pocztę wysłać sobie pocztówkę do mamy.
Niech idą, choćby i na pocztę, wysłać sobie pocztówkę do mamy.
Wreszcie. Wchodzę do sklepu, ekspedientki podbiegają od razu i pytają czy pomóc. Jakie to jest wkurzające.
- Nie, dzięki… - chociaż ta jest ładna.
Ekspedientki podbiegły w liczbie mnogiej. „chociaż ta jest ładna” - przechodzisz na pojedynczą, no i nie wiadomo do kogo się ona odnosi.
Trzydzieści sześć nieodebranych połączeń.
Skąd się wzięły? Nie było o nich mowy.
Cisza w słuchawce, tylko jakiś przyśpieszony czyjś oddech.
„czyjś” - niepotrzebne. "jakiś" właściwie również.
- Tylko ty wiesz jak to zmienić –kobiecy głos, ładny, ale jakiś przerażający.
- Tylko ty wiesz jak to zmienić. – Kobiecy głos, ładny, ale jakiś przerażający.
- J… jaki numer? – jestem serio przerażony. Noga mi się telepie?
- J… Jaki numer? – Jestem serio przerażony. Noga mi się telepie?
Znak zapytania na końcu raczej zbędny. I ta fraza z nogą, trochę dziwna i trudna do wytłumaczenia.
- Co? Kim jesteś? – ekspedientki się patrzą, ale mam wysrane na to. Mój głos musi brzmieć jak baba. – Mów!
- Co? Kim jesteś? – Ekspedientki się patrzą, ale mam wysrane na to. Mój głos musi brzmieć jak baba. – Mów!
Trochę się uspokajam. Wyjmuję z kieszeni telefon, muszę zadzwonić do matki. Ona zawsze mnie uspokaja.
„uspokajam” - „uspokaja”: powtórzenie.
- Mmmm….. – kurwa, to nie jest głos mojej mamy!
- Mmmm….. – Kurwa, to nie jest głos mojej mamy!
Nagle sms od taty. Nie, nie od taty, od tej babki, ale z jego numeru.
Skąd wie, że to „od tej babki”?
Nie, muszę iść na policję. Muszę gdzieś to zgłosić.
Trochę nieracjonalny pomysł. Musi? I co ma zgłosić? Że dostał siedem sms-ów? Młody człowiek, student, a zachowuje się jak rozhisteryzowana panienka z kiepskiego romansu.
Wybiegam pędem z Wiszących, patrzę na zegarek – 19.
Godziny wszędzie słowami.
Wbiegam po marmurowych schodach na stację Centrum i jadę na Wilczą Górę. Metro się spóźnia, ale w końcu przyjeżdża.
Najpierw (już) jedzie, a potem metro się spóźnia (więc chyba nie jechał)?
- Przepraszam… ja… - cholera, co mu powiedzieć?
- Przepraszam… ja… - Cholera, co mu powiedzieć?
- Tak? – patrzy na mnie tą poważną twarzą.
- Tak? – Patrzy na mnie tą poważną twarzą.
Nagle facet zdejmuje marynarkę, podaje mi i nachylając się do ucha szepcze:
- Stancja.
Wydaje mi się, że to przesada. Odbierasz fabule resztki racjonalności. Zbyt ostre przejście do całkowitej fantazji (ułudy). Przychodzi do głowy czytelnikowi, że koleś może jest naćpany – czyli nic ciekawego. Opowiadanie traci grunt, to jest związek z normalnością, światem realnym. Czynniki irracjonalne trzeba wprowadzać z wyczuciem i odpowiednio wpasować w istniejącą rzeczywistość („Trzeba to robić precyzyjnie” /”Mistrz i Małgorzata”/). Bo teraz już wszystko może się wydarzyć. Czyli nic.
Wpatruję się w niego jak ciele w malowane wrota i nie przechodzi mi nic przez gardło. Facet jakby nigdy nic odwraca się na pięcie i odchodzi.
Powtórzone „nic”.
Oprzytomniawszy, chcę za nim pobiec, ale moje nogi związane są rękawami marynarki, którą mi włożył do rąk… Nie utrzymuję równowagi, padam na twarz. Marynarka znika i facet też. Dotykam twarzy, ale nie czuję krwi. Co się kurwa dzieje?! Nie wiem co robić. Kompletnie. Stancja… Chyba tak, ale jestem przerażony.
Zastrzeżenia jak wyżej. Jednak przedawkował – takie wrażenie, choć wiem, że nie o to Ci chodziło.
A metro ostatnio szwankuje w Metropolii Trzydzieści Dwa,
Co znaczy „Metropolii Trzydzieści Dwa”?

Jak na mój gust, zbyt krótkie, urywane, żeby nie powiedzieć poszarpane zdania, co między innymi źle wpływa na płynność. Mnie akurat bardzo to przeszkadza w odbiorze, aczkolwiek, pomijając ten aspekt, styl jest ciekawy i dość nieszablonowy. Pewne chropowatości, powtórzenia, a nawet błędy (na przykład „się patrzy”), przyjmuję jako zamierzone, świadome i mające nadać charakter narracji. W jakim stopniu dialogi odzwierciedlają żywy język środowiska, trudno mi ocenić, ale podejrzewam, że co najmniej w znaczącym. Czyta się nieźle, a przede wszystkim wciąga. Tylko to udziwnienie na końcu razi, może należałoby wprowadzić je trochę delikatniej i lepiej wkomponować w rzeczywistość, do której zresztą bohater nadspodziewanie (i bez wyjaśnień) łatwo wraca, dochodząc do drzwi swojego bloku. Ostatnia część tego fragmentu wydaje się też być nader powierzchowna; można by to trochę rozwinąć, znajdując przy okazji bardziej wiarygodny sposób osadzenia w fabule dziwnych wydarzeń.

3
Dzięki wielkie Gorgiasz. Te godziny pisane liczbowo to moje przeoczenie totalne, za poprawianie w dialogach wielkie dzięki, nigdy tego do końca nie rozumiałem :) Rozjaśniłeś mi to.

Jeśli chodzi o tę fikcję i abstrakcję... Hmm... Nie pomyślałem o tym. Początek miał być taki "wow", żeby jakoś wciągnąć w akcję czytelnika, ale może faktycznie przesadzone. Na pewno zgrzyta ta końcówka. Gdy, po Twojej uwadze, znów ją przeczytałem, to faktycznie poniosło mnie o parę(naście) linijek za daleko.

Poprawię, wrzucę dalszą część i zobaczymy jak to wyjdzie :)

P.S. Przepraszam za tak długą nieobecność, studia strasznie angażują ^^
Miało nic nie być, ale może podziała na panel Avatara? *hopefully* Podziałało! Wdzięczny, pozostawiam : )
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”