WULGARYZMY!
-----------------------------------------------------
Improwizacja napisana na zasadzie - siadam do klawiatury, zaczynam pisać co mi wpadnie do głowy, a po jakiejś godzinie pisać kończę.
-------------------------------------------------------
Gdy się obudził, Coś siedziało na parapecie i wlepiało weń żółte, okrągłe ślepia, przekrzywiając nieproporcjonalnie dużą głowę. Klemens zamrugał gwałtownie, potem zamknął oczy i na powrót je otworzył, chcąc się przekonać, czy to nie zwidy.
Coś wciąż tam było.
Rozejrzał się po pokoju. Ślady całonocnej imprezy były aż nadto wyraźne. Puszki po piwie, zawartość popielniczki rozsypana na dywanie i…
Czerwone majtki na klamce.
Potrząsnął głową. Mniejsza z majtkami, pomyślał, mniejsza z kacem, co to, kurwa jest, to Coś na parapecie?
Widział kiedyś podobne zwierzę, tylko w tej chwili nie mógł przypomnieć sobie nazwy. Miało takie same oczy, uszy, tak, to musiało być to. Tylko skąd się u diabła wzięło w jego mieszkaniu?
Coś nie przestawało mu się przyglądać. Podniosło łapę o długich, chudych palcach, jeden z nich wsadziło sobie w ucho.
Usiadł na łóżku, powoli przesunął się do jego krawędzi, jednocześnie opierając dłoń na obolałej głowie. Gdy tylko stopy dotknęły chłodnej podłogi, nieprzyjemny dreszcz wstrząsnął całym ciałem.
- Szlag by to… - wymamrotał, rozglądając się za kapciami, skarpetkami, czymkolwiek, co pozwoliłoby uniknąć kontaktu stóp z podłożem.
- Sprawdź pod łóżkiem – odezwał się piskliwy głosik.
- Co… kto? – spojrzał w kierunku wciąż siedzącego na parapecie dziwadła.
Coś zamrugało i rozejrzało się, jakby w poszukiwaniu tego, na czym skupiła się uwaga gospodarza.
- Ty to powiedziałeś? – spytał Klemens. – Tak, paskudo, do ciebie mówię.
- No i po co te wyzwiska? – zirytował się stwór.
Klemens usiadł na łóżku, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
- Ale… jak to? W jaki sposób ty…
- A co w tym dziwnego? – zapytało Coś. – Też gadasz i jakoś nie robię z tego sensacji.
- Ale… Nie, to musi być sen – powiedział Klemens.
Naciągnął na siebie kołdrę, zacisnął oczy i leżał tak przez dłuższą chwilę.
W końcu nie wytrzymał. Spojrzał w stronę okna.
- Nie wierzę – wyszeptał.
Coś wyglądało przez okno, jednocześnie bębniąc palcami po szybie. Po chwili zdało sobie jednak sprawę, że jest obserwowane i zwróciło się ku Klemensowi z pytającym spojrzeniem.
- To…
- Czy ten wyraz twarzy to u ciebie norma?
- Co? Ja… Nie. To reakcja na ciebie.
- Poważnie? – zdziwiło się Coś.
- E, gdzie tam – odrzekł Klemens – jaja sobie robię.
Stwór przyglądał mu się badawczo. Wyraz jego pyska zdradzał zakłopotanie i niepewność.
- Nieważne – mruknął gospodarz, a będąc już niemal pewnym, że niespodziewany gość to jednak nie zwidy, zapytał: – Długo tu jesteś?
- Jakoś tak od północy. Mniej więcej.
Klemens zmarszczył brwi.
- I nikt cię nie widział? Impreza trwała do samego świtu, a potem…
- Co takiego?
- Byłeś…. Tutaj?
Stwór kiwnął głową.
- Byłeś tutaj, gdy właścicielka… tego – wskazał wiszące na klamce majtki. – Co się tu właściwie stało?
- Kopulowałeś z przedstawicielką własnego gatunku – odpowiedziało Coś. – Nie masz powodów do zmartwienia, to normalne. Nie wiem tylko skąd kłopoty z pamięcią.
- Alkohol…
- Słucham?
- Nieważne. – Klemens skrył twarz w dłoniach.
Wciąż nie był pewien kim była właścicielka czerwonych majtek, a niespodziewany gość mógł rzucić na sprawę nieco światła, tyle tylko, że to wszystko zdawało się być popieprzone bardziej niż Edek z parteru, który swego żółwia stepowego wyprowadzał przed blok na smyczy i w kagańcu.
Wyrak, przemknęło mu nagle przez myśl, tak się to cholerstwo nazywało. Tyle tylko, że to było znacznie większe niż…
- Jesteś wyrakiem? – spytał niepewnym głosem.
Coś spoglądało na niego z rezygnacją wymalowaną na pysku.
- No co? – spytał Klemens.
- No nic. Nie jestem żadnym wyrakiem, czymkolwiek by to nie było.
- Tak myślałem – przyznał Klemens – musiałem się upewnić. No to kim w takim razie jesteś?
- Czy to ważne?
- Załóżmy, że tak. Bo widzisz, tu u nas nie jest rzeczą normalną, by ktokolwiek poza ludźmi porozumiewał się za pomocą...
- Ach, o to chodzi? Nie przejmuj się, nie gadam w ten sposób na co dzień, musiałem się dostosować do otoczenia, nikt tu nie rozumie mojego języka i…
- Czyli – przerwał mu Klemens – nie jesteś stąd?
- Jak do tego doszedłeś?
Lekka nutka pogardy i pobłażliwe spojrzenie stwora wyprowadziły Klemensa z równowagi.
- Dobra – warknął. – Dość tego, kimkolwiek byś nie był, wypieprzaj z mojego parapetu.
Stwór, którego Klemens, wbrew jego zapewnieniom, w myślach już nazywał wyrakiem, usłuchał wezwania i zeskoczył na łóżko.
- Teraz lepiej? – spytał, posyłając gospodarzowi zakłopotane spojrzenie.
- Nie – zaprzeczył Klemens – zjazd z łóżka!
Pseudowyrak zeskoczył na podłogę, po czym, raz jeszcze zerknąwszy na swego rozmówce, poczłapał w kierunku drzwi do przedpokoju. Zatrzymał się w progu, zerknął na klamkę.
- Niczego sobie była ta twoja samiczka – przyznał. – Pełna zapału i entuzjazmu, szkoda, żeś się nie popisał.
- O czym ty kur… - Klemens urwał w pół słowa, odetchnął głęboko, zmienił ton. – Czekaj no, powiedz mi, jak wyglądała.
Boże, myślał, przyglądając się wielkim oczom stwora. Niech to nie będzie Jolka.
- Miałem chyba wypieprzać – stwierdził pseudowyrak. I wyszedł.
- Czekaj! – krzyknął za nim Klemens, potem zerwał się z łóżka i przemknął przez pokój w dwóch susach. Wyrak, czy cholera wie, co to właściwie było, stał już przy drzwiach wyjściowych i bez powodzenia usiłował dosięgnąć klamki. Słysząc kroki gospodarza, odwrócił się i powiedział:
- Mógłbyś?
- I dokąd pójdziesz? – spytał Klemens.
- Nie mam pojęcia – przyznał stwór. – Pierwszy raz jestem w tej okolicy, poszukam miejsca, gdzie można coś zjeść.
- Poszukasz?
- No, spytam kogoś o drogę.
- Czekaj, wiesz jak ludzie zareagują na gadającego wyraka?
- Nie jestem…
- Mniejsza z tym. To się nie skończy dobrze. Lepiej mi powiedz coś za jeden, jak tu trafiłeś, no i jak wyglądała ta od czerwonych majtek, a ja tymczasem zrobię jajecznicę i herbatę.
Klemens mówił to z takim spokojem w głosie, jakby robienie jajecznicy dla gadającego wyraka było najnormalniejszą rzeczą w świecie. Sam się sobie dziwił.
- Jestem Klemens – przedstawił się. - Jak mam się do ciebie zwracać?
- Hmm… moje imię będzie dla ciebie zbyt trudne do wymówienia.
- Przekonajmy się.
W odpowiedzi wyrak wydał z siebie dziwaczny dźwięk, będący połączeniem kichnięcia z beknięciem i chrząknięciem.
- No dobra – zgodził się Klemens – to może jakiś przydomek, alias?
- Ładnie - ucieszył się pseudowyrak. - Może być.
- Ale co? – zdziwił się Klemens
- Alias. Podoba mi się, możesz mnie tak nazywać.
- Ale… dobra, nieważne, niech będzie. Alias.
Stwór kiwnął głową, jednocześnie przybierając specyficzną minę, która chyba miała być uśmiechem. Tak się przynajmniej Klemensowi zdawało.
- Siadaj tam – wskazał mu stojący przy kuchennym stole taboret.
Alias usłuchał i wskoczył na wskazane miejsce. Nie przestawał przy tym śledzić wzrokiem gospodarza, który właśnie podszedł do kuchenki i postawił patelnię na gazie.
- No to jak to z tobą było? – spytał, rozbijając pierwsze jajko. Kac jakby zelżał, a okoliczności sprawiały, że Klemens właściwie już o nim zapomniał.
- Trudno powiedzieć – odrzekł Alias. – W środku nocy obudziłem się na twoim parapecie. Nie mam pojęcia jak tam trafiłem, ani, tym bardziej, jak mam wrócić do domu.
- Do domu? A gdzie to jest?
Alias wydał z siebie dziwny dźwięk, nieco podobny do jego imienia.
- No tak – odrzekł Klemens – to wiele wyjaśnia.
- Jaja sobie robisz? – spytał pseudowyrak.
- Dokładniej rzecz biorąc – odrzekł gospodarz – sobie i tobie.
Obejrzał się przez ramię. Pseudowyrak szczerzył zęby w makabrycznym uśmiechu.
- Nie wiem, jak ci wytłumaczyć, co się stało – powiedział po chwili – bo sam nie mam bladego pojęcia. Szczerze mówiąc, wolałbym być teraz gdzie indziej. Bez urazy.
- Domyślam się, że byś wolał – przyznał Klemens. – Ale skoro już tu jesteś, możemy się wspólnie zastanowić jak zaradzić naszym problemom, na początek…
- Jasne, długie włosy, średniego wzrostu, niebieskie oczy, miała coś na ustach.
- Słucham?
- Ta od czerwonych majtek. Miała coś na ustach.
- Może szminkę?
- Nie znam się na tym – odrzekł sucho Alias.
- Blondynka, mówisz… - Klemens sięgnął po talerz, nałożył jajecznicę, postawił półmisek przed nosem gościa. Alias wybałuszył oczy, wpatrując się w talerz.
- Co to jest?
- Jajecznica. Zaczekaj, gorące.
- Zrobiłeś to z jajek? Po co?
- Wolę tak, niż surowe – odrzekł Klemens.
- Ja nie. Mogę dostać surowe?
Gospodarz westchnął z rezygnacją, podszedł do lodówki. Po chwili na półmisku przed Aliasem leżało całe jajko. Uporał się z nim w mgnieniu oka.
- Smakowało?
Pseudowyrak kiwnął głową.
- Dołożyć?
- Czemu nie.
- Przynajmniej już wiem, że to nie była Jolka – powiedział Klemens, ni to do siebie, ni to do gościa.
- Co proszę? – spytał Alias.
- Ta panna. Wiem już, że to nie ta, która od paru tygodni usiłuje mi się wepchać do łóżka. Bałem się już, że…
- Że co?
- Że dopięła swego. No ale jeśli to nie ona, to zostają dwie możliwości, Ewka i Natalia, obie pasują do podanego przez ciebie rysopisu, nie wiem tylko jak teraz dojdę do tego, która…
- Pieprzyk na pośladku – stwierdził z powagą w głosie Alias. - Czy to pomoże?
- Cóż, szczerze powiedziawszy, wątpię. Poznałbyś ją, gdybyś ją zobaczył?
- Oczywiście – potwierdził Alias. – A, i jeszcze jedno, nosiła coś na oczach. Założyła, gdy było już po sprawie.
- Okulary – bardziej stwierdził niż spytał Klemens – No, to w takim razie wszystko jasne. Natalia. Chyba powinienem się cieszyć.
- To czemu się nie cieszysz? – zainteresował się Alias,
- Bo coś innego mnie absorbuje – burknął Klemens. – I nie wiem co z tym zrobić.
- Że niby ja? – pseudowyrak otworzył oczy jeszcze szerzej.
- Że niby ty – potwierdził Klemens.
- Nie bój żaby – odparł Alias – skończę śniadanie i już mnie nie ma, zdaje się, że załatwiłem tu już, co miałem do załatwienia.
- Słucham?
- Problemy z pamięcią, zwidy, brałeś coś na tej imprezie?
- Nie… czekaj, Darek coś przyniósł, wspominał, że niezły po tym odlot… ale kazałem mu to zabrać i…
- Zrobił to?
Oczy pseudowyraka zdawały się mienić wszystkimi kolorami tęczy. W ich szklistej powierzchni Klemens widział biegnące ku górze bąbelki.
Jak w szklance z piwem.
Poczuł zawroty głowy, przez moment zdawało mu się, że na taborecie siedzi Natalia, na dodatek całkiem goła. Niestety, już po chwili było tam tylko to Coś z parapetu, a potem nic. Pustka. Rozejrzał się wokół ale nikogo nie dostrzegł.
- Alias?!
Przechylił się w bok, wyrzygał gwałtownie i otworzył oczy. Zobaczył kałużę wymiocin na podłodze i własną dłoń w samym jej środku. Przez chwilę miał wrażenie, że spada, szarpnął się, przewrócił na bok. Zatrzymał wzrok na parapecie. Zmrużył oczy.
Czy tam czasem nie powinien siedzieć… chwila…
Zerknął w stronę drzwi.
Czerwone majtki wisiały na klamce.
Może by tak zadzwonić? Tak, pomyślał, trzeba będzie, ale to może później, jak już zdoła stanąć na nogach.
Jutro.
Albo za tydzień.
Coś na parapecie
1
Ostatnio zmieniony sob 14 lis 2015, 14:04 przez Vercenvard, łącznie zmieniany 1 raz.
Siedzący na ławeczce dziadunio spojrzał w kierunku łowców, mrużąc oczy i jednocześnie, uniósłszy dłoń w niemal czarnoksięskim geście, zaczął dłubać w nosie.
http://narreweid.blogspot.com/
http://narreweid.blogspot.com/