My obcy

1
Obcym nie jest ten,

kto odmiennym być się wydaje.

Obcość nosimy w sobie.

Wychodzi z nas czasem,

niczym paskudne zielone robaki.

Opuszczając trzewia umysłów,

pożerają resztki naszego człowieczeństwa.











My Obcy









Obcy, istota obca…. Alex przymknął oczy i wyobraził sobie wielkiego zielonego robaka pełznącego po ścianie groteskowo potrząsającego czułkami.

– Co za debil pozwolił na publikację tego artykułu?? – Parsknął zirytowany.

Odłożył Science, wstał ze staromodnego skórzanego fotela, za który zapłacił majątek i poszedł w kierunku okna. Poprzez otwarte okiennice do pokoju dyskretnie wpływał wieczorny zapach sadu. ścięta trawa, kwiaty na drzewach i roje zielonych potworów zajadających się liśćmi w jego warzywniaku.

– Obcy, też mi coś!!!

Słońce ostatkiem sił zabarwiło horyzont purpurą, przechodzącą w ciemny fiolet, a następnie w czerń. Alex zamknął okno. Przeszyty nagłym chłodem wieczoru wrócił do fotela i przerwanej lektury o obcych.

Lubił swoją pracę. Płacono mu, jak to ładnie określili, za śledzenie kierunku rozwoju myśli ludzkiej w zakresie obcych cywilizacji.

Czytał więc przez ostatnie dwadzieścia lat czasopisma naukowe, szukając historii o obcych. Dwadzieścia długich lat. Wieczory spędzane na lekturze czasopism, poranki w ogrodzie, samotne obiady. Stracone lata.

Nie mogę tak myśleć, upomniał sam siebie. Przecież osiem lat temu trafił na coś interesującego. Zgłosił to pod numer telefonu, który mu podano, gdy został zwerbowany. Sześć cyfr. Nauczył się ich na pamięć, i miał nadzieję, że się nie pomyli. Nie pomylił się. Autor nie publikował więcej swoich prac. Nigdzie.

Włączył lampkę na stoliku. Jej żółte światło padło na Science.

- Trzeba dokończyć ten artykuł. – Mruknął i wziął gazetę do rąk.

Litery zaczęły rozmazywać się przed oczami. Wyrazy pełzały po kartce niczym robaki. Odwracały do niego swoje małe główki i potrząsały czułkami. Wykrzykiwały coś piskliwymi głosikami, jednak nie mógł ich zrozumieć. Wędrując po kartce, zaczęły budować z siebie litery, by w końcu ułożyć wyraz. MORDERCA.

Ocknął się z drzemki. Wieczór pochłonął ostatnie promienie słońca. Gazeta leżała na jego kolanach, a wyrazy były na swoich miejscach.

- Herbaty. Muszę napić się herbaty.

Herbata zawsze go uspokajała. Była jedną z tych rzeczy, dla których warto było tu mieszkać. Zszedł do kuchni. Po kilku minutach usłyszał, jak woda gaworzy w czajniku. Zalewając kubek, zauważył na szybie gąsienicę uparcie przesuwającą się na swoich króciutkich nóżkach do wylotu wywietrznika w oknie. W pierwszym odruchu złapał ścierkę, by ją zabić.

- Nie wariuj, człowieku. Nie wariuj. – Wyszeptał do siebie.

Odłożył ścierkę i z herbatą w kubku wrócił do swojego ulubionego fotela. Gazeta czekała na niego cierpliwie, lecz on jakoś nie mógł się za nią zabrać. Opróżnił połowę kubka, a gazeta wciąż leżała na stoliku koło lampy.

Musiał użyć całej siły woli, by wziąć ją do rąk i kontynuować przerwaną lekturę.

”…dzięki zbliżeniu się pól elekromagnetycznych światów równoległych, zachodzi możliwość przenikania obcych ras…”

– Hm, a jednak coś ciekawego. Może i przesadził z robakami, jako nie rzucającymi się w oczy agentami wywiadu, ale to brzmi bardzo sensownie. Zbyt sensownie.

Artykuł zrobił się ciekawy. Wzory, wyliczenia, podane przykłady występujących anomalii. Notatnik Alexa pokryły drobne literki jego pisma. Ciąg znaków co jakiś czas przerywały dziwne wzory czy też parę słupków. Tekst w gazecie zabarwił się od kolorowych zaznaczeń. Jedno ze zdań zakreślone było podwójną czerwoną ramką.

”…dzięki zmniejszeniu natężenia pól, poprzez skierowanie wyładowań atmosferycznych na zewnętrzną powłokę fotonową…”

Zaraz obok widniała notatka – to wszystko prawda.

Alex sięgnął po telefon. Sześć cyfr. Drżącą ręką wybrał numer. Po trzecim sygnale usłyszał kobiecy głos.

– Usługi transportowe, czym mogę służyć?

– Chciałbym przewieźć sadzonki.

– Jakie?

– Owocowe, do mojego sadu.

– Proszę czekać, łączę z działem zbytu.

Idiotyczna procedura. W słuchawce usłyszał szum aparatury sprawdzającej połączenie. Badali, czy linia jest czysta. Zegar na ścianie odmierzał sekundy wydające się wiecznością. Każdy przeskok mechanizmu zegara rozrywał jego głowę na setki kawałków. W końcu głos w słuchawce przywrócił go do rzeczywistości.

– Halo, jest pan tam? łączę.

Następne dwa sygnały. Po chwili przywitał się z nim męski głos.

– Witaj A5 PXJ475

– Alex.

– Tak, Alex. A więc… witaj Alex. Długo się nie kontaktowałeś.

– Nie było takiej potrzeby.

– Rozumiem, że teraz jest?

– Musiał nastąpić przeciek. To jest zbyt prawdopodobne!

– Chciałeś mi powiedzieć o tym artykule w Science? Spokojnie. Pracujemy nad tym. Ten kawałek o robakach, setnie się ubawiłem. Miał facet wyobraźnię. Teraz słuchaj. Sytuacja jest dość nietypowa. Przesłuchaliśmy go i okazało się, że on to po prostu odkrył. Nic wielkiego gdyby nie to, że swoje notatki przekazał komuś o imieniu Nell. Nic więcej niestety nam nie powiedział. Nie zdążył, a szkoda. Zjawi się u ciebie B8 DHK749. Beeorn. Ugość go.

– Tak, dobrze. Dlaczego pan mi to wszystko mówi?

– No właśnie, dlaczego? Sam nie wiem. żegnaj A5 PXJ475.

– Alex.

– Tak, Alex. A więc… żegnaj. Alex.

Rozmówca odłożył słuchawkę, w której niczym syreny ogłaszające nalot, rozległo się ponure beeeeeep. To żegnaj zabrzmiało strasznie ostatecznie.

Cała rozmowa była jakaś dziwna. Po co do niego ma przyjechać ten cały Beeorn? No i jak go znajdzie? Przecież nie znają adresów. On zresztą też nie. Tylko numer telefonu. Spojrzał na aparat telefoniczny.

– Namierzyli mnie przez telefon. – podrapał się po nieistniejącym zaroście na twarzy – Dlatego mówił od rzeczy. Potrzebowali czasu żeby ustalić jego adres. Tylko w jakim celu?!?

Niesprecyzowany niepokój po raz kolejny ścisnął jego serce.



***



Dwa dni później, koło południa, przed jego dom zajechał Mercedes rocznik 1925. Marzył o takim. Piękne, karmazynowe cacko ze lśniącymi niklami.

Wyszedł z niego człowiek o pociągłej, idealnie ogolonej twarzy. Szare, bez wyrazu oczy obiegły podwórze i zatrzymały się na firance okna na piętrze, która lekko drgnęła. Potężny, dwumetrowy mężczyzna bez ruchu obserwował budynek. Jego paznokcie przypominały szpony, a dłonie raz po razie zaciskały się niczym łapy kota śniącego o złapanej ofierze. Jednak najbardziej intrygujące były jego oczy. Zimne i puste, wypatrujące celu.

Alex wyglądając zza firanki poczuł ssanie w dołku. Mężczyzna podszedł do bagażnika i zaczął wyciągać torby. Ruchy nieznajomego były dziwnie sztywne, przypominające brodzenie bociana szukającego żaby na łące.

– Kogo oni zatrudniają?!? – Aleks potarł brodzę – mogli chociaż zapłacić za porządne protezy.

Odwrócił się od okna, zamierzając otworzyć drzwi, bo jak przypuszczał, był to zapowiedziany przed dwoma dniami gość. Uratowało mu to życie. W miejscu, gdzie przed chwilą była głowa, framuga okna rozstrzępiła się od uderzenia pocisku. Alex rzucił się na ziemię, podczołgał do okna i wyjrzał na zewnątrz. Nieznajomy zniknął, na podjeździe stał tylko Mercedes z otwartym bagażnikiem oraz porzucona torba. Wychylił bardziej głowę i poczuł nagle stalowe palce zaciskające się na jego szyi. Mężczyzna jedną ręką wyciągał go przez okno, nogami przytrzymując się okapu dachu. W drugiej ręce Alex zauważył broń wycelowaną w jego skroń. W panice odepchnął się od podłogi i z brzękiem wybijanego okna spadł z nieznajomym na trawnik.

Napastnik skręcił kark. Zamortyzował wprawdzie upadek Alexa, jednak nie potrafił się ruszyć, zabrakło mu tchu w piersiach. Nagły skurcz żołądka przekręcił go na bok. Zwymiotował. Beeorn, o ile był to on, leżał na ziemi i wpatrywał się w niego martwymi oczami. Ponowne konwulsje raz jeszcze szarpnęły jego wnętrznościami.

– To nie ja, to nie byłem ja – niemal wykrzyczał zamykając drżącą ręką oczy nieznajomemu, – to był wypadek!!

Z marynarki trupa zaskrzeczał głos rozmówcy Alexa z przed dwóch dni.

– Beeorn, misja wykonana? Beeorn?

Znów zapadła cisza. Nawet świat wokół zamarł, jakby oczekując na ostateczne rozwiązanie. Alex miał wrażenie, że wszystko dookoła patrzy się na niego z wyrzutem, by nagle wybuchnąć wrzawą w jego umyśle, krzycząc jedne, jedyne słowo. MORDERCA.

– B8 DHK749 jesteś tam??

Otrząsnął się ze swoich myśli. W wewnętrznej kieszeni marynarki jego niedoszłego kata znalazł małe bakelitowe pudełko, z którego dochodził głos. Popatrzył na nie niewidzącymi oczami. Po chwili przytknął je do ust.

– Tak – szepnął cicho.

Z pudełka wydobywały się jakieś trzaski przerywane chwilami ciszy. Brzmiało to jakby szybka dyskusja w niezrozumiałym dla Alexa języku. Nie minęło jednak wiele czasu gdy ponownie usłyszał spokojny, męski głos.

– To dobrze, adres znajdziesz w schowku. Po wykonaniu zadania wracasz do domu.

Głos zamilkł, a Alex pchany jakąś niezwykłą siłą podszedł do samochodu. Usiadł za kierownicą i spojrzał na schowek w kokpicie. Zamek puścił z lekkim trzaskiem. W środku leżała zalakowana koperta. Pieczęć pochodziła ze stacji CG6. Jego stacji. Przełamał ją i wyciągnął ze środka kartkę zapisaną pięknym, stylowym pismem.



Nell Blackwell

42 Brush Alley

North Bridge



Nic mu to nie mówiło. North Bridge leżało siedemdziesiąt mil stąd i nigdy tam nie był. Gdy tak siedział na fotelu kierowcy, niby grom z jasnego nieba poraziła go myśl. Oni chcieli go wyeliminować!!! Rozumiał, że trzeba to zrobić z tym całym Nell’em, ale on? Dlaczego?

Pytania bez odpowiedzi kłębiły się w jego głowie. Czyżby z powodu artykułu? Doszło oczywiście do przecieku, jednak głos w słuchawce zapewniał, że to nic takiego. Zresztą Alex nie miał przecież z tym nic wspólnego. Chyba nie podejrzewają, że to on…? Niedobrze się stało, że Beeorn zginął. To musiała być jakaś pomyłka, nieporozumienie.

Wahał się jeszcze przez chwilę, ale gdzieś w głębi serca wiedział już, że decyzję podjął zanim wszedł do samochodu. Musiał koniecznie spotkać się z Nell’em Blackwell. Spróbować coś ustalić, wyjaśnić.

Zacisnął ręce na kierownicy. Miał także świadomość, że musi dokończyć zadanie Beeorna. Cokolwiek się działo, przede wszystkim liczyło się dobro całości.



***



Podróż do North Bridge samochodem Beoorna okazała się przyjemnością, jakiej już dawno nie zażywał. Jego stary Ford wyciągał zaledwie pięćdziesiątkę.

Ciało Beeorna zaciągnął do szamba i zalał zasadą, zgodnie z procedurą ujawnienia. Beeorn nie miał aktualizowanego tatuażu tak więc w stacji musieli dokonać nowego naboru agentów. A może zmienili zasady. Ostatni raz w stacji był przed dwudziestu laty.

Alex pozamykał dom i wyjechał szukać Nell’a. Wiedział, że już tu nie wróci. Tak na prawdę żal mu było tylko fotela. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy nie zapakować go do Mercedesa, ale zrezygnował.

Mijając po drodze rozkwitające sady i przeorane pola, delektował się zapachem ziemi. Cudowne miejsce. Już niedługo skończą się badania , a wtedy będzie mógł spotkać się z rodziną. Może zechcą tu zamieszkać?

Jadąc drogą stanową minął wielki zielony znak „North Bridge”. A więc jest.

Niewielkie miasteczko otoczone ogrodami zdawało się leniwie drzemać w cieple popołudniowego słońca. Liście drzew poruszane delikatnym wietrzykiem, rzucały świetlne refleksy na drogę. Gruby kot przystanął na chwilę przepuszczając karmazynowy samochód. Czarnymi ślepiami śledził go, aż ten zniknął na pobliskim podjeździe.

Pod nr 42 przy Brush Alley stała mała willa ukryta pomiędzy zagajnikiem brzózek i kępą czarniej jagody. Alex zaparkował przed domem. Stadko ptaków, wydziobujące coś ze żwiru na podjeździe wzbiło się w niebo, głośno protestując. Starannie utrzymane rabaty wokół chodnika cieszyły oko swoją harmonią. Idąc ścieżką do wejścia domu, podziwiał wysiłek włożony w utrzymanie takiego porządku.

Stanął przed drzwiami, nie wiedząc jak postąpić. Co zrobić, co powiedzieć? Zdenerwowany pociągnął za sznurek dzwonka, którego głos rozległ się echem po sieni budynku. Drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku ze starannie zaczesanymi włosami.

– Dzień dobry – Alex całą drogę układał w myślach to zdanie. – Nell Blackwell?

– Pan Beeorn? – Było to raczej stwierdzenie niż pytanie. – Ojciec jest w gabinecie. Czaka na pana.

Alexa zaniepokoił ten fakt. Dotknął broni w kieszenie marynarki, którą zabrał prawdziwemu Beeornowi. Uspokojony jej obecnością podążył za kobietą.

Nell Blackwell okazał się sędziwym mężczyzną o bystrych, przenikliwych oczach.

Siedział w fotelu przy biurku, na którym leżało ciało jakiegoś robaka. W ręku trzymał pokaźnych rozmiarów lupę. Staruszek musiał być entomologiem, gdyż na ścianach wisiało pełno gablot z preparowanymi owadami.

Na skraju biurka stał słój, w który zamknięta była gąsienica. Owad leżał na plecach i przebierał zabawnie nóżkami.

Alexowi przypomniał się artykuł, z powodu którego się tu znalazł. Nie bądź śmieszny, pomyślał. Jednak gąsienica przykuwała jego wzrok. Machinalnie zaczął liczyć odnóża owada. Dwa, cztery, osiem. Tak, osiem nóżek wirowało w powietrzu.

Gospodarz widząc zainteresowanie Alexa włączył rzutnik i na ekranie wiszącym na ścianie, zmaterializował się obraz gąsienicy. W denku słoja musiała być umieszczona jakaś kamera, gdyż wyświetlał się obraz właśnie z jego wnętrza.

Przyjrzał się dokładnie robakowi. Kilku centymetrowy owad zamienił się w metrowego potwora. Nie potrafił oderwać wzroku od tego obrazu. W oczach gąsienicy lśniła niepokojąca go świadomość. Gdy zauważyła, że się jej przypatruje, uśmiechnęła się do niego pokazując dwa rzędy kłów. Dopiero po chwili Alex zauważył, że ma na sobie kombinezon. Jaskrawozielony kombinezon. Każde odnóże kończyło się butem zakończonym ostrym pazurem.

Gąsienica pomachała Alexowi jedną z nóżek. Mógłby przysiąc, że otwór gębowy owada ułożył się w krótkie cześć.

- To…, to, niemożliwe – wyjąkał.

Oderwał wzrok od ekranu i zmusił się do skupienia uwagi na człowieku siedzącym za biurkiem.

– Pan Beeorn, jak rozumiem – staruszek odezwał się pierwszy, wskazując wolny fotel naprzeciwko biurka. – Myślałem, że przyjedzie pan wcześniej.

Wyciągnął przed siebie słoik z owadem i wskazał na zawartość.

– To jest to, o czym rozmawiałem z pana przełożonym. Nie rozumiem, po co wam to paskudztwo i dlaczego tyle za nie płacicie. Ale to wasza sprawa.

– Obraz na ścianie, – głos zadrżał Alexowi, musi bardziej nad sobą panować, – to tylko żart, prawda?

– Chciałbym, niestety tak nie jest. Niech pan zwróci uwagę, że zewnętrzna budowa owada przypomina ubiór. Zdarzają się w przyrodzie przypadki naśladownictwa, ale to jest wyjątkowo realne. Mój brat twierdzi, że z nią gada. – Blackwell uśmiechnął się, a w jego głosie zabrzmiała ironia. – Nawet to spisał.

– No właśnie, miałem zabrać również notatki… – Alex improwizował mając w pamięci rozmowę z przed dwóch dni.

– A tak, tylko widzi pan, jest pewien kłopot.

– Tak?

– Są w banku, będzie pan musiał pojechać tam z moją bratanicą. Widzę, że czeka na pana przy samochodzie.

Faktycznie, za oknem młoda dziewczyna przyglądała się jego samochodowi.

– Rocznik 25, fantastyczny model. Musiał kosztować majątek. Ale wracając do rzeczy, gdzie oferowana zapłata?

– Tutaj.

Alex znał procedurę i wiedział w jakim celu Beeorn miał odwiedzić tego człowieka. Sięgnął do kieszeni. Wystrzelony pocisk zrobił z twarzy Nella'a Blakcwell'a czerwoną miazgę, na widok czego zrobiło mu się słabo.

– Wybacz, ale musiałem to zrobić. – Powiedział w kierunku czegoś co prze chwilą było jeszcze głową Blackwell'a. Nienawidził siebie, ani tego co robi. – Dla dobra wszystkich.

Dla dobra wszystkich kontynuował zadanie Beeorna, pomimo, że ten chciał zrobić to samo jemu. Widać uznali go za zagrożenie, tylko dlaczego?!? Rozmowa z Blackwell'em nic nie wniosła. Jedynie robak w słoiku był wielką zagadką. Czyżby myśleli, że w nie uwierzył i przez to sam stał się zagrożeniem?

Zabrał z biurka słoik z robakiem i spokojnie wyszedł z gabinetu staruszka. Po drodze wstąpił do kuchni, gdzie kobieta w średnim wieku obierała ziemniaki. Nie zwróciła uwagi na dziwny przedmiot w ręku nieznajomego. Nie zdążyła wydać z siebie żadnego odgłosu, jej martwe ciało osunęło się na podłogę. Ze zdziwieniem zauważył, że kolejny trup nie zrobił na nim wrażenia.

– A więc do wszystkiego można się przyzwyczaić. – Uśmiechnął się do swoich myśli, tak że nawet wszystkie jego komórki wykrzykujące MORDERCA nie zdołały wyprowadzić go z równowagi. Z pewną przyjemnością pomyślał nawet, że następna będzie ta dziewczyna przy samochodzie. Zreflektował się. – To niemożliwe. Nie mogę tak myśleć. Jeśli chcę tu mieszkać, nie mogę. NIE MO Gę!!!

Walcząc ze swoją prawdziwą naturą, stał nad zamordowaną przed chwilą kobietą i wtedy poczuł coś, co zdarzyło mu się po raz pierwszy od dwudziestu lat. Na policzku paliły go łzy. A jednak nienawidził siebie za to, co zrobił. Poczuł chęć wybiegnięcia z tego domu przed siebie do nikąd. Ucieczka byłaby dobrym rozwiązaniem. Ucieknie i ukryje się. Nikt go nie znajdzie, nikt go nie będzie szukał. Ale co z resztą? Co z tymi wszystkimi, którzy czekają na możliwość przybycia tutaj? Spojrzał jeszcze raz na zwłoki kobiety. Wiedział już, że bycie mordercą nie sprawia mu przyjemności, nie miał jednak wyboru.

- Dla dobra wszystkich – powtórzył sobie chowając broń do kieszeni marynarki.

Wyszedł przed budynek. Dziewczyna przy samochodzie wyglądała na szczęśliwą. Z wyrazem podniecenia na twarzy przyglądała się desce rozdzielczej jego samochodu.

– Jest wspaniały, teraz już takich nie robią. Kiedy go kupiłeś? – Obdarzyła Alexa promiennym uśmiechem.

– Tak naprawdę nie jest mój. Pożyczyłem go od znajomego, – mimowolnie odwzajemnił uśmiech. – Słyszałem, że masz mnie zabrać do banku. Chcesz poprowadzić?

Chciała. Podskoczyła z radości a następnie z powagą i dostojeństwem usiadała za kierownicą i odpaliła dwunastocylindrowy silnik.

- To nie daleko, zaraz będziemy – oznajmiła ruszając.

W trakcie jazdy rozmowa nie kleiła się. Dziewczyna zakomunikowała mu, że ma na imię Rosa, a następnie oddała się przyjemności prowadzenia samochodu. Alex miał wrażenie, że jechali dłuższą trasą, gdyż miejscowy kościół mijali dwukrotnie, za każdym razem z innej strony.

Bank okazał się być drewnianym budynkiem z kratami w oknach. Kasjer, gdy ujrzał Rose bez słowa oddał jej klucz do sejfu i wyszedł z pomieszczenia.

- To bank wujaszka, – wyjaśniła Rosa widząc zdziwienie w oczach Alexa.

Z sejfu wyciągnęła szarą, metalową skrzynkę i postawiła prze Alexem. W środku znajdował się zeszyt zapisany skomplikowanymi wzorami oraz kilku stronicowy list. Alex drżącymi rękami czytał notatki.

- Teraz mnie zabijesz? – Dziewczyna zapytała Alexa wpatrując się w jego twarz.

– Czemu uważasz, że chciałbym zrobić coś takiego? – Alex oderwał się od lektury i spojrzał na spiętą twarz Rosy.

- Ona mi powiedziała.

- Jaka ona?

– Gąsienica, którą znalazłam, która opowiedziała wszystko mojemu ojcu, – wskazała głową zeszyt w ręku Alexa – i którą trzymasz teraz w kieszeni.

Alex wyciągnął z kieszeni słój i spojrzał na przyglądającą mu się gąsienicę.

- Nie rozumiem, o czym mówisz. Dlaczego miałbym cię zabić?

- Bo nie jesteś człowiekiem.

Roześmiał się. Jego śmiech był szczery i niewymuszony. Napięcie ostatnich dni i godzin, prysło jak przekuta mydlana bańka. Ktoś po raz pierwszy od dwudziestu lat powiedział mu prawdę i Alex poczuł się wolny, a przez to naprawdę szczęśliwy. Nie musiał niczego ukrywać. Lęk i niepewność na twarzy dziewczyny ustąpiły miejsca zdziwieniu. Reakcja Alexa zaskoczyła ją. Mocniej ścisnęła coś w torebce.

– Pokażę ci coś. – Alex, który zdążył się już uspokoić, wyciągnął mały, kolorowy przedmiot z kieszeni marynarki.

– Co to jest? – Rosa skupiła uwagę na dziwnym przedmiocie.

– Taka… zabawka. Zobacz – W pewnym momencie w jej kierunku wyleciał strumień wielobarwnego światła przypominający zorzę, o której tyle opowiadał jej wujek. To jest naprawdę piękne, pomyślała zanim straciła świadomość.

Odgłos upadającego ciała wywołał z zewnątrz kasjera. Gdy wszedł do pomieszczenia, zobaczył Alexa pochylającego się nad ciałem dziewczyny. Usłyszał dziwny świst i upadł tuż obok.

- Dla dobra wszystkich – zamruczał pod nosem.

Alex przyglądał się jeszcze chwilę martwym ciałom zastanawiając się, w jaki sposób się ich pozbyć. Musiał wrócić także do willi, aby pozbyć się ciał Nell’a Blackwell’a i jego córki w kuchni. Jak zabrać te ciała, żeby nie zwracać na siebie uwagi? Może zadzwoni pod numer?

Ze słoja, który ustawił na kontuarze usłyszał dziwne stukanie. Gąsienica najwyraźniej dawała mu znaki, żeby ją wypuścił. Alex zaintrygowany otworzył słój i zielony robak wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się dookoła i pokiwał główką.

- Morderca – rzucił krótko.

- Słucham? – Alex poczuł dreszcz na całym ciele.

- Nie musiałeś zabijać tej dziewczyny. Takie marnotrawstwo.

– Kim jesteś?!? – Alex wpatrywał się osłupiały w małego zielonego robaka gadającego do niego z kontuaru.

- Jak powiadają ludzie, gąsienicą. – Robak wyszczerzył swoje potworne zęby w uśmiechu.

- No, ale skąd…, jak…. Nie rozumiem.

– Nie ma nic do rozumienia. Zaczęliście kolonizować świat, który jest już skolonizowany. – potworny uśmiech znów zakwitł na "ustach" gąsienicy. – Przez nas. Trochę trwało zanim rozpracowaliśmy to wszystko. Te wasze Przejścia. Następnie przyszła kolej na wasz świat i twoich pobratymców, których zjedliśmy. Pozostało pięcioro, licząc z tobą. Ciężko było was namierzyć, dopóki nie doszliśmy do protokołów o eliminacji obiektów grożących ujawnieniem. No i jesteś tu.

Alexowi powoli wszystkie elementy zaczynały układać się w całość jednak nie mógł, a raczej nie chciał uwierzyć w to, co wydawało się jedynym logicznym rozwiązaniem całej sytuacji.

– No, ale po co ta cała maskarada? Dlaczego nie zabiliście mnie w domu, albo tam, u Blackwell'a? Bo przecież o to wam chodzi, prawda?

– Dobre pytanie. W zasadzie nie musiałbym tego opowiadać, ale chyba ci się to należy. Bardzo trudno zapanować nad systemem nerwowym waszego gatunku. Twój towarzysz, resztą swojej świadomości ostrzegł cię strzelając w puste okno, a potem dał się zabić. Nie przypuszczał, że będziesz tak durny i przyjedziesz do nas sam. – Znów uśmiech zakwitł w otworze gębowym gąsienicy. – Natomiast my byliśmy pewni, a przynajmniej prawie pewni. Istniało oczywiście niebezpieczeństwo, że zwiejesz i zaczniesz się rozmarzać… . A Balckwell, cóż, nie wszyscy nadają się do zasiedlenia. Jakby to powiedzieć, są zbyt dobroduszni. Ludzie powiedzieliby, że nie mają wypaczonych serc. śmieszne. W każdym razie ich system nerwowy nie pozwala na kontrolę nad nimi. Tak więc nie moglibyśmy zrobić tego tam, bo doszłoby do ujawnienia.

– Przecież cię widział?

– Ale nie gadał ze mną. Tak naprawdę uważał swojego braciszka za wariata. Zresztą, ludzie nie zdają sobie sprawy, że uwiliśmy sobie w nich gniazdka. My sami nie wiemy, który z nich jest nosicielem. Myślę, że byłaby to niebezpieczna informacja, nawet przy tak ograniczonej wolności dokonywania przez nich wyboru. Jej ujawnienie mogło by się źle dla nas skończyć. Pomimo swojej prostoty potrafią być niebezpieczni.

– A koperta? W schowku była koperta. – Alex nie dawał za wygraną, ta farsa musiała się skończyć.

– Plan B. Zawsze jest jakiś plan B.

Alexa cała ta absurdalna sytuacja zaczynała irytować. Dał się wmanewrować, a może to test? Próba lojalności.

- Zajęli…, zniszczyli…. – Powtarzał te słowa niczym tekst modlitwy.

- Co tam mruczysz?

- Jak to, zjedliście nas?

- A tak to.

Gdy gąsienica wypowiadała te słowa, jej głowa powiększyła się kilkaset razy wystawiając na widok dwa rzędy białych, ostrych niczym rzeźnicze noże kłów, które z dokładnością gilotyny zamknęły się na głowie Alexa. Reszta ciała upadła na podłogę.

– Mogę wyjść? – z ciała kasjera dobiegł cichy, piszczący głosik.

– Bghrrrrrgh, przepraszam – gąsienica na kontuarze, wyglądająca teraz jak wielka zielona piłka, lekko się zarumieniła i odnóżami starała się zakryć otwór gębowy. – Jasne, że możesz. Już po wszystkim.

– Jak ja nie lubię tej roboty. – Druga gąsienica wypełzła z pomiędzy tego, co zostało z głowy kasjera – o, rozwalił twoją nosicielkę. Takie marnotrawstwo. Szkoda dobrze utrzymanego człowieka.

– Ano szkoda.

– Jeszcze tylko czterech. Pomysł z artykułem był fantastyczny, tylko jak namierzyć resztę?

– Może i był, ale tak jak ty nie lubię tej roboty. Co zrobimy z nosicielami?

– Jak to co?!? Przecież nie mogą się zmarnować. A swoją drogą skąd weźmiemy nowych ludzi?? Tak trudno teraz znaleźć coś odpowiedniego, a na czarnym rynku uzyskują horrendalne ceny. Mam nadzieję, że firma nam to zrekompensuje.

– Taa, dostaniesz jakiegoś wywłoka.

– Pewnie masz rację. A więc jemy?

– JEMY!







Bytem tego świata nie jest to, co widoczne,

tylko to, co nosimy w sobie.









KONI℈C
słowa tną głębiej niż miecze

2
Pomysł: 4-

najbardziej mi się podobał robak, który powiększa swą głowę, by zszamać człowieka. Trochę to groteskowe takie. bardzo ciekawy "wiersz" na początek i koniec utworu < tu pytanko, twój, czy zapożyczony z czegoś?>

Mimo wszystko zdarzało się, że gubiłam się w akcji, yzn. w rozumieniu kto tu jest kim/kosmitą/człowiekiem/robakiem



Styl: 3

cóż, styl nie zachwyca, Poczatkowo było nawet ciekawie, potem wszystko potoczyło się odrobinę za szybko. widzę w twoim tekście poważne braki językowe.



Schematyczność: 3

może robaki, to nie jest szczególnie schematyczne (chodź wydaje mi się, że w którymś MIB było jakieś galaktyczne robactwo. ale sam temat kosmitów walczących o "wpływy" na ziemi, jest dość powszechny



Błędy: 2+

tu niestety, całkiem sporo. Wypisuję tylko przykładowe


Obcy, istota obca…. Alex przymknął oczy i wyobraził sobie wielkiego, zielonego robaka pełznącego po ścianie. groteskowo potrząsającego czułkami.

wstał ze staromodnego, skórzanego fotela, za który zapłacił majątek, i poszedł w kierunku okna.
wiesz dlaczego? Bo on wstał i poszedł, a to, że majątek zapłacił za fotel to wtrącenie


Zalewając kubek,
mimo wszystko, wydaje mi się, że nie zalał tego kubka... chyba, że był to kubek z opcją nurkującą. Zalać mógł torebkę herbaty, <choć niektórzy uważają, że można też zalać robaka ;)>


Nie wariuj. – Wyszeptał do siebie.
zły zapis. nigdy nie stawiaj kropki po dialogu. powinno być: Nie wariuj - wyszeptał do siebie. przy czym wyszeptał koniecznie z małej litery


Napastnik skręcił kark. Zamortyzował wprawdzie upadek Alexa, jednak nie potrafił się ruszyć, zabrakło mu tchu w piersiach. Nagły skurcz żołądka przekręcił go na bok.


przeczytaj sobie to zdanie... brzmi komicznie wręcz. Napastnik skręcił kark, zmotoryzował upadek Alexa, ale nie mógł się ruszyć... (cóż, zawsze mi się wydawło, że jak ktoś skręci kark to umiera, ale może się myle ;)) oczywiście wiem, o co ci chodziło, ale tak nie może to być napisane


i zaczniesz się rozmarzać
rozmarzać, czy rozmnarzać?



Ogólnie: 3+

ogólnie to trochę mi się podobało (mimo iż nie przepadam za "kosmicznymi" tekstami)



Jestem na... małe tak
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

3
Lan pisze:

bardzo ciekawy "wiersz" na początek i koniec utworu < tu pytanko, twój, czy zapożyczony z czegoś?>




Moje :]
słowa tną głębiej niż miecze

4
Kiepskie. Już ci mówię dlaczego... Początek był dość obiecujący, więc błędy, od których w tekście się roi, tak strasznie nie raziły. Mam wrażenie, że czym byłeś dalej w pisaniu, tym mniej się starałeś. Wygląda, jakbyś chciał to wszystko jak najprędzej zakończyć - a to nie tędy droga. Język masz obiecujący, nienajgorsze opisy. Na tym jednak kończą się pozytywne aspekty twojego tekstu. Oto moje zastrzeżenia, których zresztą znalazłbym o wiele więcej, ale nie mam teraz czasu drugi raz czytać tekstu w poszukiwaniu błędów.


beeorn pisze: - Trzeba dokończyć ten artykuł. – Mruknął i wziął gazetę do rąk.


Zła konstrukcja dialogu. Powinno wyglądać następująco:

"- Trzeba dokończyć ten artykuł - mruknął i wziął gazetę."

Traktujemy to jako jedno zdanie, nie rozdzielajmy na dwa... Rozdzielić można w takim przypadku...

" - Trzeba dkończyć ten artykuł. - Wziął do ręki gazetę."


beeorn pisze:
Dlatego mówił od rzeczy. Potrzebowali czasu żeby ustalić jego adres. Tylko w jakim celu?!?


Po prostu drażniące pomieszanie wykrzykników i znaków zapytania. Osobiście proponuję "!"; "?"; "?!"; "!?"; "???"; "!!!" - inne kombinacje są rzadko używane i szkaradne.


beeorn pisze:
Musiał koniecznie spotkać się z Nell’em Blackwell.


Nazwiska nie odmieniasz?




beeorn pisze:
– Jest wspaniały, teraz już takich nie robią. Kiedy go kupiłeś? – Obdarzyła Alexa promiennym uśmiechem.


Małe pytanko. Ta kobieta nie usłyszała strzałów, którze przed chwilą powinny nosić się echem po całej okolicy? Jeśli pistolet był wyposażony w tłumik, wypadałoby poinformować o tym czytelnika.









Jak mówiłem błędów jest jeszcze na pęczki!

"Naprawdę" - pisze się łącznie... Raz napisałeś poprawnie, raz oddzielnie. Może pomyliło ci się z "Na pewno" ???

Jakiś klawisz ci się zacina... chyba "d" bo w kilku miejscach zjadłeś literkę tę właśnie.

Dialogi są trochę... nieprawdopodobne. Masa niejasności, masa!



Jeszcze wracając do konstrukcji - pisząc dialog w dziwnych miejsach umieszczasz przecisnki. Zdanie kończymy kropką.

Jeśli kończysz trzykropkiem (...) to pisz tak:

bla bla bla... bla bla bla

A nie tak:

bla bla bla... , bla bla bla



Robisz za dużo akapitów. Piszesz prozą czy wierszem, bo niekiedy się nad tym zastanawiałem. A może w słupku?









Pomysł: 3---

Pomysł na tróje z długim minusem. Trochę to dziecinada, jak dla mnie... Czasem i dziecinada daje do myślenia i przekazuje pozytywne wartości.

Nie tym razem. Może to wina błędów? Zredukuj, a pogadamy.



Styl: 2+

Wyeliminuj błędy, posiedź nad tekstem trochę dłużej, przeczytaj przed wrzuceniem do na forum. Szanuj nas, czytelników.



Schematyczność: 2

Nie muszę wyjaśniać.



Błędy: 1+

Masakra.







Pisz dalej, bo zapowiadasz się - pomimo mojej ostrej krytyki :wink: - dość przyzwoicie. W porównaniu z innymi tekstami, które tu się czasem trafiają jest dobrze... Ponad przeciętną. Tylko te błędy... :evil: Człowieku, cierpilowść to chyba podstawa. Posiedź dłużej nad tekstem i nie gniewaj się na mnie za tego posta. Czym większa krytyka, tym lepiej dla ciebie :D Pradaoksalnie brzmi, ale święta prawda.

Dodane po 3 minutach:

Jeszcze jedno.

Póki co jestem na NIE
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”