Wspomnień Czar

1
- Hmm. A gdyby spróbować z włócznią Odyna?- Zaproponowałem rozsiadając się za biurkiem.- Nic innego nie przychodzi mi do głowy..- Zerknąłem na nią z ukosa.

- Włócznia Odyna? Skąd ja wytrzasnąłeś?

- O tym może kiedy indziej.

- Dobrze, wróćmy do tematu. Może to i by coś dało, ale pamiętaj nad czym pracujesz. Nie znam żadnego anioła, ani nic podobnego, co zgodziłoby się przybyć na wezwanie kogoś poza jego stwórcą i do tego służyć mu. Nawet jeśli ten ktoś posiada boski atrybut. żadnego! Z oficjalnych danych wynika, że każde aniołopodobne stworzenie, czy jak wolisz twór, posiada znacznie szersze pasmo postrzegania co do przyczyny i skutku, akcji i reakcji, tak więc osiągnięcie twojego zamiaru graniczy z cudem, albo po prostu będziesz miał szczęście.

-Ale przecież tu chodzi tylko o zwierzchnictwo. Chcę, żeby wykonywali dalej swoje zadania, lecz w razie potrzeby przybywali na wezwanie. Przecież mają własną wolę. Ich stwórcy nic nie muszą o tym wiedzieć. Gdybym wiedział na czym zależy im najbardziej mógłbym użyć tego jako waluty.

-Chyba nie rozumiesz zasady ich istnienia. To maszynki stworzone do służenia tylko swemu bogu. Od początku do...

Nieśmiałe pukanie powstrzymało jej wywód. Wywróciła oczami krzyżując ręce na piersi. Jak każda kobieta nie znosiła kiedy jej przerywano.

-Tak?

-Pańskie drinki sir.- Doniósł męski, dźwięczny głos zza drzwi.

-Wejdź.

Dębowe odrzwia lekko się rozwarły, w szczelinie pojawiła się taca, a za nią właściciel melodyjnego głosu. Fi zaniemówiła.

Uśmiechnąłem się do nowego majordomusa by dodać mu animuszu. Zauważył to najwyraźniej i rozpromienił się momentalnie prostując plecy. Skrzydłem zahaczył popielniczkę stojącą przy globusie, nieopodal wejścia, zrzucając ją z głuchym plaśnięciem na mój zielony dywan z Koviru.

Mam nadzieję, że była pusta.

- Najmocniej przepraszam sir, zaraz ją odstawię.- Wyraźnie przerażonym głosem.

Czyżbym był aż tak złym pracodawcą?

- Azrael?!- Wyjęczała odbierając drinka od anioła.

Na jej twarzy od kilku sekund gościło zaskoczenie z nutką podziwu. Warto było planować i knuć całymi miesiącami by to zobaczyć, a mało było rzeczy, które mogłyby ją zdziwić.

Siedziała tak z niemal otwartą buzią na miękkim fotelu wyścielanym kaszmirem, ze stopami pod sobą i szklaneczką w dłoni, którą, mogę się założyć, wypuściłaby z ręki gdyby trzymała ją kiedy wchodził służący. Płomiennorude fale włosów opadały kaskadami na jej odsłonięte ramiona, a kilka kosmyków przesłaniało szmaragdowe oczy o rozszerzonych teraz źrenicach. Mimo niewielkiej budowy i kokieteryjnego wyglądu damy do towarzystwa, lepiej było z nią nie zadzierać.

Anioł podał mi szklankę kiwając głową Fi i wyszedł, wcześniej stawiając popielniczkę na miejsce.

Zerknęła na mnie gdy klamka zapadła. Nie było już w tym spojrzeniu zaskoczenia. Uniosła się nieznacznie i wpatrywała nachalnie.

- Gadaj....

- O czym?- Zapaliłem papierosa nonszalancko. Liczyłem na dobrą kłótnię, a przynajmniej trochę krzyków i rzucania książkami.

- Gadaj jak ci się to udało?

- Ale co siostrzyczko?

- Jak doszedłeś do porozumienia z aniołem?!

- Mm.

- I to z jakim aniołem. Do licha, Brand! To Azrael! Mendo przebrzydła. Gadaj jak to zrobiłeś!- Syczała i niemal pluła jadem jak żmija, a twarz miała przy tym z kamienia. ściskała szklankę z taką siłą, że zsiniały jej palce. Ciekawe czy ją zmiażdży?

- A widzisz.- Wypuściłem ustami dym formując go w małego aniołka z harfą.- Umie się to i owo.

- Jesteś wstrętny. Zaprosiłeś mnie tutaj pod pretekstem pomocy przy badaniach. Przybyłam rozkoszować się twoją niemocą. Jesteś wstrętny. Wiedziałeś, że nie oprę się pokusie.

Wiedziałem. Pozostała część wypowiedzi też była prawdą, którą oboje akceptowaliśmy. Zdarzało się niejednokrotnie, że śmialiśmy się z naszej prawdomówności. Niestety, smutny fakt jest taki, że jesteśmy zbyt podobni do siebie by kłamać co do pobudek większości naszych działań.

Milczałem chwilę.

- W sumie nieważne. I tak wiem, że mi nie zdradzisz. To rozdanie wygrałeś.- Powiedziała już z całkowitym spokojem i... zrozumieniem?

Przeliczyłem się.

- To nie jest porozumienie.- Westchnąłem

- A więc zawładnięcie?- uśmiech triumfu.

- Można tak powiedzieć.

- A więc?

- Trochę to rozbudowałem i przekształciłem. Wymazałem mu pamięć i podrzuciłem wspomnienia wygodne dla mnie, kiedy był w mojej mocy.

Zaśmiała się.

- Jesteś niepoprawny. Zdajesz sobie sprawę, że Jahwe kiedy się o tym dowie rozpęta piekło?

- Tak.

- I?

- I nic.

- Jak to nic?

- Dokładnie tak- nic.

- Nie rozumiem.

- Nie musisz.

- Ale chcę.

- On już o tym wie.

- Dalej nie rozumiem. Rozwiń.

- Kiedy się o tym dowiedział wezwał mnie do siebie. Nie przyszedłem. Ponowił wezwanie. Nie zareagowałem.

- Dlaczego?

- Miałem ciekawsze sprawy.

- Jakie?

- Mam kontynuować, czy wolisz posłuchać o mojej kolekcji dywanów?

- Wybacz. Kontynuuj.

- Nie odpowiedziałem na drugie wezwanie. Trzeciego nie było. Wysłał kilku aniołów, aby upewnić się, że wiadomości dotarły. Swoja drogą nie wiem po co aż sześciu. Poszedłem z nimi. Rozmawiałem z nim krótko. Zażądał oddania Azraela pod groźbą śmierci, więc się zgodziłem i wróciłem pod eskortą ta samą, która mnie do niego przyprowadziła.- Urwałem.

- I co dalej?

- Nic wielkiego. Mam kilka nowych poduszek z piórami pierwszej jakości.- Wyszczerzyłem się od ucha do ucha i łyknąłem whiskey.

- I to koniec?- Wyglądała na nieco zawiedzioną.

- Nie koniecznie. Jakiś czas temu w trakcie kolacji pojawił się u mnie. Też nie poczęstowałem go herbatą. Chciał mnie najwyraźniej zgładzić, więc standardowo przyzwałem Logrus. Uwierz, że naprawdę mnie wtedy zirytował.

- No tak. To wyjaśnia skąd masz tę włócznię.

Pokiwałem powoli głową.

- Zastanawiam się co mieszkańcy tego cienia widzą w swoim bogu. Uważają go za niezwykle miłosiernego, wszechmocnego, wszechwiedzącego i jeszcze parę wszech. Przecież to tylko jedna z pomniejszych świadomych Potęg, ciężko go nawet nazwać wyższą inteligencją, bo stara się zniszczyć to czego nie zna. Nie wydaje mi się by było to zachowanie godne istot inteligentnych. Poza tym nawet go nie widzieli, a jeśli widzieli to tylko nieliczni i przez przypadek. Z reguły uznawano ich za obłąkanych i zamykano w odosobnieniu, a robili tak od wieków i nadal to robią. Uważają za normalne kiedy oni mówią do niego, lecz kiedy on odezwie się do nich, to musi to być objaw choroby psychicznej.- Do dziś bawi mnie wspomnienie kiedy rozmawiałem z największymi ponoć znawcami owego boga, a oni kiedy mówiłem im jaki ich bóg jest naprawdę i że znam go osobiście, próbowali mnie wsadzić do jednego z takich instytutów, gdzie jak mówili " pomogą mi wrócić do równowagi psychicznej". Czasami żałuję, że jestem taki nerwowy, bo chętnie dowiedziałbym się jaką chorobę by mi przypisali po badaniach

- Tak. Możliwe, że cię to zastanawia. Co teraz się z nim dzieje?

- Z Jahwe? Przeniosłem go do jednego z cieni, gdzie nie żyją istoty ze zdolnością abstrakcyjnego myślenia.

Znów się uśmiechnęła dotykając szklaneczką policzka jakby rozmyślając.

- Nie będzie tam mógł znaleźć wyznawców.- Stwierdziła beznamiętnie patrząc gdzieś przed siebie.- Straci przez to znaczną część zdolności.

- Pomyślałem o tym miejscu dokładnie z tych samych powodów.

- Stworzy sobie nowych i tam zbuduje swoje Niebo.

- Nie stworzy. Wiesz przecież, że moc tworzenia dusz mają tylko bogowie, ale tylko w cieniu, w którym powstaną.

- Stworzyłeś mu zatem piekło.- Zachichotała dźwięcznie odrzucając fale do tyłu.

- Starałem się jak mogłem.- Przyjąłem komplement z uśmiechem i dopiłem trunek.- A propos bogów. Dostałem list od Sav.

Siedziała przez chwilę bez ruchu badając mnie wzrokiem.

- Nie żartuj.- Spiorunowała mnie wzrokiem.

- Nie żartuję.

- Naprawdę?

Wysunąłem szufladę biurka i wyjąłem kopertę ze złamaną pieczęcią. Rzuciłem jej.

- Sama przeczytaj.

Złapała zgrabnie. Dokładnie obejrzała i wzięła się za czytanie. Z każdą chwilą uśmiechała się coraz szerzej. Dobrze, że list nie był długi.

- Wygląda, że to nie fałszerstwo, a zatem u Sav wszystko w porządku, a Drake sprawdza się jako mąż. Cieszę się.

Wiem, że powiedziała prawdę, bo ja też się cieszyłem.

Po dłuższej chwili najprawdopodobniej refleksyjnego obserwowania listu wymamrotała cicho z lekko zaszklonymi oczami.

- Przypomniał mi się statek: Sav, Drake, Nold, Neph, Nil... Ech. Czasem, kiedy mam czas, brakuje mi tamtych dni.

- Mnie również.- Odpowiedziałem cicho poddając się mackom wspomnień, które we mnie wzbudziła.





***



- Zabiję... Dorwę drani i wypruję im flaki! Jak mi bogowie mili nie odpuszczę im, dopóki ich czaszki nie będą robiły za popielniczki!- Kopnął potężnie ławę wyłamując jedną z sosnowych desek.

Prawie dwumetrowy osiłek krążył po gospodzie piekląc się, niszcząc co popadnie i wymachując mieczem. Trwało to już trzeci dzień i powoli mieliśmy tego dość. W każdym razie ja miałem.

- Kapitanie, uspokój się. Proszę. To naprawdę nic nie da.- Wstała z moich kolan i przeszła do szynku. Niewielka, młoda, radosna i o lepkich paluszkach.- Trzeba się z tym pogodzić i poczekać te kilka tygodni, aż odbudują statek. Myśl o powrocie na morze, to cię powinno uspokoić- Uśmiechnęła się dobrotliwie do mężczyzny, nabierając wina z beczki.

- Ale, do cholery! Właśnie to mnie wkurwia, bo powinniśmy teraz pływać, a nie siedzieć w tej zatęchłej norze i wąchać końskie łajno na ulicach!- Rąbnął pięścią w stół, a ten zaskrzypiał w proteście.

- Nie przesadzaj Drake. Nie jest tak źle. Morze masz niecałe ćwierć ligi stąd, a do najbliższego miasta prawie całą. Także mogło być gorzej.- Stwierdziłem, automatycznie czepiając się detali.

Spojrzałem znów na Nephę stojącą wciąż za szynkwasem. Uśmiechała się teraz do mnie. Uśmiechnąłem się i ja. Widząc jej uśmiech, tak promienny i szczery, ciężko było nie zrobić tego samego co ona. Nie wiem jednak czy zdążyła to zauważyć, bo uwagę wszystkich przykuł kolos rozwalający stołem ścianę. A może stół o ścianę? Nie wiadomo jaki był jego cel. Cieszyłem się jednak, że to nie ja będę płacił za szkody.

- Przestań czepiać się szczegółów!- Warknął na mnie.

- Ależ za to mi płacisz chłopcze.- Uśmiechnąłem się serdecznie, a twarz miałem wymalowaną ironią.

O mały włos nie dostałem nogą od stołu. Wolałem już nic nie mówić, tylko zająć się usuwaniem kawałków drewna i tynku z kamizelki.

Ciekawiło mnie często co człowiek w wielkim szale potrafi zrobić. Są przykłady ludzi mordujących, z wcześniejszym torturowaniem, swych ukochanych, albo jakichś nieznajomych na ulicy. Zawsze ofiarami są osoby, które ufały oprawcy, nie spodziewały się tego po nim, bądź go nie znały, czyli wszelkie możliwości.

Nie znoszę mieścić się w danych statystycznych.

- Niech no ja się tylko dowiem kto to zrobił, to...

- Tak wiemy: wyprujesz mu flaki, z czaszek zrobisz popielniczki, z oczu kolczyki, a ze skóry nową kurtkę...- Wstała powoli i majestatycznie, a kapitan na chwilę zamarł. Sav rzadko mówiła.- Drake, mam już tego dość.

Jak się okazało nie tylko ja..

- Wymyśl coś nowego, bo słyszę to już któryś dzień z rzędu i wierz mi- to wkurza.- Uśmiechnęła się nieznacznie.

Jednak tylko.

Savannah była wysoka i smukła o blond włosach i nordyckich rysach. Mężczyźni oglądali się za nią i wcale mnie to nie dziwi. Chociaż nie zazdrościłem pijanemu marynarzowi, któremu skręciła kark gdy ten nazwał ją lalunią- kochana pani bosman.

Poszła na górę bez słowa pożegnania.

- Spalony... Mój biedny statek.- Olbrzym usiadł wreszcie i wyglądał jakby miał się rozpłakać.- Pieprzony los. Przeklęty ten kto to zrobił!- Ryknął i kopniakiem przewrócił stół.

Jak na tak młodego człowieka Drake był nad wyraz wielki i silny. Nikt nie wie jakim cudem stał się kapitanem w wieku dwudziestu lat. Nikt też nie jest pewny czy w jego żyłach nie płynie krew jakichś olbrzymów. I nikt nie ma bladego pojęcia gdzie nauczył się walczyć. Za to pewnikiem jest, że nie ma w nim krztyny magii, opanowania i dobrych manier. Nic dziwnego, że Fiona z nim kręci. Ciągnie swój do swego.

Dla mnie tego było zbyt wiele. Późna godzina, mało wygodna sofa, kapitan w szale, a do tego wizja bardzo przyjemnej nocy u boku ukochanej dodały mi sił by zwolnić kanapę. Nie podarowałbym sobie jednak gdybym na odchodnym nie dolał oliwy do ognia.

- Dobranoc.- Puściłem oczko do Nephy.- Aha, Drake. Bądź tak dobry i zamknij się wreszcie. Dwie noce przez ciebie nie spaliśmy. Z góry dziękuję i do jutra.

Prawdę mówiąc nie Drake był powodem nieprzespanych nocy. Ruszyłem w stronę schodów udając ziewnięcie dla zachowania pozorów, które i tak tylko ja starałem się utrzymywać. Usłyszałem szurnięcie krzesłem i cichy jęk..

Odwróciłem się. Było to mądre posunięcie. Zadziałały chyba jakieś atawistyczne instynkty, a przynajmniej nawyki nabyte w domu rodzinnym i odruchowo wyciągnąłem miecz by zablokować. Udało mi się ta druga część planu gdyż połowa ostrza nadal tkwiła w pochwie, za to nikt nie rozpłatał mnie na pół. Trzeba mu przyznać, że jest szybki. Niebezpiecznie szybki. Iskry strzeliły na boki, a ja przez ułamek sekundy byłem zbyt zaskoczony i przestraszony by zafundować mu kontrę. Wzrok w tym czasie zarejestrował złodziejkę z otwartą buzią zastygłą w niemym krzyku, rządzę mordu w oczach mężczyzny, którego cios potrafił wgnieść nie jedną zbroję i dosięgnąć jej właściciela. Zablokowałem jednak.

Szermierzem jestem nienajgorszym, mimo to nigdy nie przywiązywałem zbytniej wagi do treningów, więc już dawno wyszedłem z formy. Podejrzewam, że gdybym nawet był w znacznie lepszej kondycji miałbym niemałe problemy z pokonaniem kapitana. Bardzo prawdopodobne wręcz, że moje szanse i tak byłyby niewystarczające by jeszcze trochę ponosić głowę na karku.

Musiałem coś zrobić. Nie miałem ochoty obliczać rachunku prawdopodobieństwa mojej wygranej, więc odepchnąłem jak najmocniej napastnika i zsunąłem pochwę z klingi.

- Nie bądź głupi Drake, to się nie skończy dobrze.- Stanąłem w pozycji en garde przywołując w pamięci dawno nakreślony, lecz przez wieki nieużywany schemat zaklęcia.

- Nie mów mi co mam robić!- Wrzasnął i trochę śliny wydostało się z ust lecąc w różnych kierunkach.

Ohyda.

Wyprowadził sztych pod splot słoneczny. Teoretycznie było to posunięcie niemal na równi niemądre co wbicie miecza w podłogę i próby jego wyciągnięcia. W praktyce jednak było zaskakujące, a co za tym idzie- potencjalnie niebezpieczne. Nikt nie spodziewałby się po szermierzu jego klasy tak prostego i łatwego do zasłonięcia (teoria) ataku. Chociaż nie spodziewałem się po nim też jakiegokolwiek ataku na moją osobę.

W pamięci zanotowałem " Do zapamiętania i zastosowania: spodziewać się niespodziewanego częściej niż dwa razy dziennie". Po dodaniu zmiennej jaką była obecna sytuacja, dodałem " O ile przeżyję" oraz " Nie robić notatek podczas walki".

Mało technicznie i niezbyt szybko zbiłem miecz w bok szepcząc dwa słowa. Na efekt nie musiałem czekać. Drake padł nieruchomy na podłogę, a obok jego półtorak.

Podszedłem i nachyliłem się nad sparaliżowanym. Starałem się wyglądać spokojnie i nie wyrwać mu serca za to co chciał zrobić przed paroma sekundami, a może i nadal chce, gdyż z tego co wiem nienawidził być celem dla zaklęć. Zwłaszcza moich.

- Poczekaj aż wróci Fi. Poszła wyciągnąć od ludzi trochę informacji, a wiesz, że jest w tym niezastąpiona. Będzie tu dziś, albo jutro i powie ci kto spalił statek. Wtedy tego kogoś dorwiesz, zrobisz z jego wnętrznościami i resztą ciała to co zamierzałeś, a następnie zrelaksujesz się w objęciach mojej siostrzyczki i wszystko będzie dobrze. Zgoda?- poklepałem go po ramieniu, bo akurat leżał prawie na boku w dość artystycznej pozie.- Zaklęcie usunę za dwadzieścia minut, a ty w tym czasie się uspokoisz, dobrze? Tak? Cieszę się.- Wyprostowałem się, uśmiechnąłem do Neph, która dalej stała nieruchomo za ladą i poszedłem na górę.

A tak łatwo mogłem się go pozbyć. Obym tego nie żałował.

- Fiona?- Spotkałem ją wychodzącą z pokoju.

- Tak, to ja.- Poprawiła torebkę i spojrzała na mnie.

W czarnej wieczorowej sukni wyglądała naprawdę świetnie. Czasem musiałem sobie powtarzać, że jestem już zajęty i że to moja siostra. Choć tego ostatniego żałowałem już od jej narodzin z różnych przyczyn.

- Jak długo tu jesteś?

- Wyczułam twoją magię. Coś się stało?

- Nic. Drake leży na ziemi i się nie rusza.

Zacisnęła zęby, a skórzana torebka pisnęła z bólu w jej dłoni. Dało się zauważyć jak wezwała moc... Dużo mocy..

- Spokojnie Fi, to tylko paraliż, zaraz mu minie. Odpowiedz na pytanie.

Odprężyła się. Czemu wszyscy najwyraźniej chcą mnie dzisiaj załatwić?

- Już prawie godzinę. Musiałam się odświeżyć i przebrać.- Zaśmiała się.- Starzejesz się skoro nie zarejestrowałeś mojego przybycia..

- Alkohol.

- Naturalnie. Muszę z tobą porozmawiać.

- Jutro.

- Dziś.

- Idź lepiej po swojego reproduktora, bo mogłem coś poplątać w zaklęciu.

Niema pogróżka w spojrzeniu, które mi posłała była nad wyraz jasna. Zeszła na dół niespiesznie.

Po wejściu do pokoju od razu przeprowadziłem taktyczne oblężenie łóżka. Do tej chwili nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo byłem wyczerpany i że sen pachnie lawendą.





- śpisz?- Słodki szept przywlókł świadomość, grożąc resztkom snu armagedonem.

Otworzyłem oczy powoli. Zaspany wzrok wyłapał kobiecą, drobną sylwetkę w ciemnościach i o ile ten wzrok się nie mylił, była w samej bieliźnie.

- Jeśli odpowiem, że tak, to uwierzysz?- Również szepnąłem.

Zaśmiała się ciut za głośno jak na mój gust. Ciemność miała to do siebie, że przyjemnie było w niej szeptać.

- A gdybym powiedziała, że jeśli nawet uwierzę to i tak cię zbudzę? Jak zareagujesz?

- Zależy w jakim celu miałbym się przebudzić. Potrafię naprawdę bardzo mocno spać. Naprawdę mocno.

- Wiem, pamiętam.- Usiadła na stopach w rogu łóżka.- Do tego dojdziemy później.- W głosie wyczuwalna była przekora i obietnica.

Zachichotałem i zamknąłem oczy. Czyżby aż tak nie lubiła mnie śpiącego? Zawsze śmiała się, że wyglądam rozkosznie i niewinnie. Po co niszczyć pozory, które tak skrzętnie podtrzymuję?

- A co będzie wcześniej?

- Chciałabym z tobą porozmawiać.

Westchnąłem w myślach. Nie zrozumcie mnie źle. Ja naprawdę uwielbiam gadać, zwłaszcza z ukochaną. To jedna z wielu moich pasji, ale w środku nocy z niemal nagą kobietą w łóżku skoncentrowanie się na konwersacji jest ciężkim zadaniem. Wiecie o czym mówię, prawda?

- Dobrze. Na jaki temat?

- O dzisiejszych wydarzeniach.

- Nic wielkiego się nie stało. Podejrzewam, że Drake nie chciał mnie zabić. Gdybym się mylił, to prawdopodobnie nie zdążyłbym zareagować na czas. Pewnie chciał tylko postraszyć i trochę się rozładować. Przyznaję, że to pierwsze wyszło mu świetnie.- Chciałem zobaczyć jaką ma minę, lecz ciemność pewnie by to uniemożliwiła, więc nawet nie próbowałem. Nie byłem do końca przekonany co do własnych słów. Właściwie to wyraziłem tylko nadzieję.

Nepha nienawidziła przemocy w każdej postaci. W domu przeszła szkolenie z zakresu gimnastyki, skradania się i wszystkich innych atrybutów potrzebnych zawodowemu złodziejowi. Tak, tak. Nepha pochodziła z klanu włamywaczy, w którym kultywowano ten zawód od pokoleń. Jak to jednak zwykle bywa część młodego pokolenia nie zgadza się z wartościami wpajanymi im przez rodzinę i ucieka. Podobnie było z Nią, jednak do kradzieży nigdy nie była negatywnie nastawiona. Wręcz przeciwnie- wyrażała się o swoim fachu z dumą i namaszczeniem, a była w nim znakomita. Widziałem jej Jadeitowe Wytrychy- nagrodę za zajęcie trzeciego miejsca w turnieju złodziejskim organizowanym przez zrzeszenie gildii włamywaczy z całego kontynentu, na którym wygrała stypendium na naukę w elitarnej katedrze owego zrzeszenia . Była naprawdę dumna z sukcesu.

Z domu uciekła po tym jak nie wykonała zadania, gdyż wiązało się to z zabiciem właściciela dóbr, które miał owy jegomość dzięki niej stracić.

Nie żeby mogła odejść bez problemu. Jej wcześniejsze zwycięstwo przyniosło rodzinie ogromny prestiż i falę zleceń za niebagatelne kwoty. Trzymano ją niemal w zamknięciu przez kilka miesięcy, aż któregoś popołudnia po prostu znikła. Nigdy nie powiedziała jak dokładnie to zrobiła. Powiedziała tylko:" Moja noga nigdy więcej nie postanie na Starnie ( wyspie, na której mieści się jej dom rodzinny). Za żadne skarby!". Stwierdzenie co najmniej dziwne jak na złodziejkę.

- Pewnie masz rację.- Mówiła cicho i niewyraźnie, jakby powstrzymywała się od płaczu.

- Nie wiem. Mam taką nadzieję. Nie chciałbym w trakcie śniadania uchylać się przed sztyletami.- Kiepskim żartem starałem się ją rozweselić. Jeśli nie żart, to może sama próba wywoła choćby nikły uśmiech... którego i tak nie dojrzę.

- Rozmawiałeś już z Fioną? Powiedziała ci coś?- Porażka.

- Jeszcze nie. Ty, jak się domyślam, już pewnie to zrobiłaś.

- Nie. Powiedziała tylko, że ma kilka poszlak i powie nam jutro po śniadaniu.- Mówiła urywanymi słowami i jeszcze ciszej niż wcześniej.

Serce mi się kroiło kiedy była w takim stanie. Najgorsze, że nie mogłem temu zaradzić, a nie chciałem jej hipnotyzować.

Przyciągnąłem ją do siebie. Plecami przylgnęła do mojego torsu. Otoczyłem ramieniem jej talię. Czułem jak jej drobne ciałko jest chłodne i napięte z nerwów.

Nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo tym wszystkim się przejmowała. Wszyscy poza nią pogodzili się z faktem, że statek spłonął. Nawet Drake to zaakceptował. Rozjuszenie budziła w nim raczej żądza zemsty i bezsilność. Do tego doszło znaczne ochłodzenie stosunków między załogantami, kilkoro znikło niewiadomo gdzie. Mnie wydawało się to normalne i niegodne uwagi. Ona najwyraźniej odbierała to inaczej. Była bardzo uczuciową istotą, pozytywnie nastawioną do życia. Takie zdarzenia następujące niemal jednocześnie mogły rzucić cień na jej światopogląd i wprowadzić chaos, zwłaszcza, że statek był jej domem, a załoga rodziną. Na pewno ciężko to przeżywa.

- Nie mówmy już o tym, proszę.- Powiedziała, a właściwie wydukała ledwo słyszalnym głosem, jakby wiedziała o czym myślę.

- Dobrze.

Miałem zamiar dotrzymać słowa. Po co inni mają wiedzieć, że Pierwszy Uśmiech Okrętu, jak okrzyknięto ją jeszcze przed moim przybyciem, przeżywa kryzys?

Przykryłem ją kołdrą i pocałowałem w główkę tuląc do siebie. Miałem nadzieję, że jutro będzie z nią lepiej.

Powiedziałem na dobranoc najbardziej tendencyjne zdanie jakie można powiedzieć smutnej kobiecie: "Wszystko będzie dobrze". Czasami jednak nie można powiedzieć nic więcej by nie skłamać.

Po chwili wyrównała oddech, więc chyba zasnęła. Postanowiłem zrobić to samo

Sen powrócił szybko, a ja wpadając w jego spragnione objęcia myślałem o trzech sprawach: samopoczucie Nephy, informacje Fiony i że śniadanie zjem w pokoju.





Nie było jej w łóżku kiedy się przebudziłem. Nie było jej także w pokoju.. Obie informacje dostarczyło mi niewielkie, acz bardzo użyteczne zaklęcie skanowania, które wykorzystuję codziennie zanim jeszcze otworzę oczy. Ostrożności nigdy za wiele. Nie raz ten czar mógł uratować mi skórę i nie raz to uczynił. Za oknem było jeszcze ciemno jeśli nie liczyć cienkiego, stopniowo poszerzającego się pasa jasności nad horyzontem.

Po porannych ablucjach, w czasie których układałem w głowie plan dnia, ubrałem się w bryczesy, koszulę khaki a na nią brązową kamizelkę. Na nogi tradycyjnie wciągnąłem botforty w kolorze grubego spiętego srebrną klamrą pasa i kamizelki. Przy boku wisiał Werewindle. Strój mało adekwatny do mego tymczasowo zajmowanego stanowiska marynarza, a według mody tego cienia jeszcze mniej odpowiedni jak na czarownika mojej klasy. Najstosowniej, jak twierdził pewien poznany jakiś czas wcześniej mag, byłoby gdybym nosił dziwnie skrojoną szatę, przypominającą sukienkę w księżyce i gwiazdki, a na głowie nosił stożkowaty kapelusz w ten sam wzór. A, do tego jeszcze jakiś wymyślnie rzeźbiony kostur, czy laskę i długą siwą brodę. Mówić powinienem enigmatycznie i nie na temat. Co cień to obyczaj.

Zszedłem na dol. ignorując przesadnie głośne chrapanie dochodzące z pokoju Drake'a. Może Neph jest na dole.

Nie było jej tam więc skorzystałem z okazji i wybrałem się do kuchni by sprawdzić co mamy w menu. Pomieszczenie, w którym wczoraj tak żywo wymieniałem z kapitanem uwagi wyglądało jak po przejściu huraganu, a przynajmniej jak po przejściu Drake'a. Wśliznąłem się cicho do spiżarni. Tu też ani żywego ducha. Palcami lewej dłoni wymacałem Spikarda. Pierścień ten był moim głównym dostawcą mocy i zaklęć, które czerpał z niezbadanej ilości źródeł w cieniach i był znacznie szybszy od standardowych procedur zakładania i przywoływania zaklęć, nie mówiąc o ich rzucaniu.

W ramach wyjaśnienia powiem, że jestem naprawdę świetnym magiem i przez całe milenia obywałem się bez spikarda i Werewindle. Jednak takie potęgi w rękach niedoświadczonego adepta sztuki mogłyby go zniszczyć, o ile umiałby je uruchomić, a przy tym cały jego cień i kilka przyległych, więc dla dobra ogółu i by ratować przed niechybną śmiercią miliardy istnień, musiałem Je przywłaszczyć i pilnować by te niepozorne przedmioty nie wpadły w ręce laika z przerostem ambicji. Naturalnie istnieje również teoria, że zdobyłem te potężne artefakty w pogoni za mocą i z chciwości, a życie istot, które mogłyby zginąć po ich niewłaściwym użyciu jest mi tak samo obojętne jak schemat ułożenia ziarenek piasku na plażach Wybrzeża Mieczy, a może i mniej. I jest to po części teza prawdziwa. Mimo to, ta pierwsza wersja brzmi ładniej, stawia mnie w lepszym świetle i poprawia mi samopoczucie, więc uznaję ją za oficjalną. Poza mną i prawdopodobnie Fioną nikt w tej okolicy nie zna prawdziwej natury owych przedmiotów i wolę by tak pozostało. Jak do tej pory udało mi się nie zdradzić ich wartości przed innymi. Moje obawy jednak koncentrują się na osobie szacownej siostry. Nigdy nie wiadomo jakie plany snują się w jej głowie i czy jestem w tych planach uwzględniony jako żywy, czy martwy.

Sięgnąłem wolą do pierścienia określając pragnienie, a ten nie każąc mi czekać wypuścił dwie nici łącząc się z ośrodkami mocy, do których prowadziły. Pojawiło się kilka możliwości, więc wybrałem świeże bułeczki, dzbanek kawy, jajecznicę z papryką i brokułami oraz szklankę soku. Zamówienie po chwili pojawiło się na blacie. Ułożywszy wszystko na tacy powoli wyszedłem z kuchni uważając by nic nie rozlać. Usiadłem w jednym z ocalałych foteli i rozłamałem parującą bułeczkę.

Kiedy jem najłatwiej mi się skupić. Dziś na szczęście nie miałem na głowie żadnych naglących spraw do załatwienia, pojedynków do stoczenia, czy światów do uratowania, tudzież zniszczenia. Powoli lecz systematycznie pochłaniałem śniadanie. Po posiłku, z nudów, posprawdzałem zaklęcia ochronne tego miejsca- styl Fi był aż nadto wyczuwalny. Czekałem na objawienie mojej nimfy Neph, patrząc na jaśniejące niebo nad młodym lasem, zaczynającym się kilka metrów za stajnią, której wejściowa część widoczna była z mojego miejsca. Takie sielankowe widoki jako jedne z niewielu wpisywały się w moją pamięć wielkimi literami. Przyjemnie było patrzeć w ciszy i samotności na brunatnozłociste, żółtoczerwone i płomiennopomarańczowe jesienne liście, skąpane w gęstym i lepkim jak lukier, szarawym świetle pochmurnego poranka. Nalałem kawy do kubka obserwując jak wiatr powoli i leniwie budzi się z nocnego odpoczynku rozganiając mgłę, a z opadłych liści tworzy malownicze wiry. Zainspirowany tą scenką obiecałem sobie samotniczy biwak w leśnej głuszy, żeby odnowić stosunki z matką Naturą, które nie chwaląc się, gdyż dżentelmen, którym naturalnie jestem, nie rozmawia o takich sprawach, kiedyś były dość częste.

Harmonię mojego obrazka zburzyła stojąca w lesie istota, która wyraźnie urosła i trzepotała niespokojnie sporymi, grafitowymi skrzydłami. Osłaniane mgłą i szalejącymi coraz szybciej na wietrze liśćmi stworzenie było zbyt daleko bym mógł zidentyfikować gatunek. Podszedłem do okna mrużąc oczy. Starałem się dostrzec jakieś szczegóły umożliwiające rozpoznanie rasy.

Po kilku chwilach udało mi się ustalić, że stworzenie stało na małej polance na tylnych łapach, albo nogach. Najprawdopodobniej gryf, lub młoda mantikora musiała się czegoś wystraszyć. Tylko czego? Z zaciekawieniem kontynuowałem obserwacje stwora. Moje wcześniejsze przypuszczenia co do gatunku legły w gruzach, kiedy dostrzegłem brak ogona, a sama postać nie ruszała się z miejsca. Uderzyła mnie myśl. Jestem magiem! Konstruowanie zaklęć, w sprzyjających warunkach trwa od kilku minut wzwyż zależnie od mocy i efektu jaki chcemy uzyskać, jednak mając tak rozległą bibliotekę na palcu jak mógłbym jej nie użyć? Posłałem na prędce określone zapotrzebowanie i pojawiło się kilka pozycji. Wybrałem najbardziej odpowiednią z pierwszych trzech by nie tracić czasu. Rzuciłem zaklęcie w momencie kiedy przedmiot obserwacji i cel dla czaru gwałtownie machnął skrzydłami tracąc spod nóg podłoże, odsłaniając tym samym zarys innego stworzenia. Mniej więcej sekundę później zdarzyła się rzecz dość niezwykła- rzadko, nawet w mojej profesji, widuje się skrzydlate stwory znikające w czymś co z daleka wyglądało jak fragment zatrzymanej w czasie błyskawicy. Druga istota również znikła, choć najprawdopodobniej w bardziej konwencjonalny sposób.

Odszedłem od okna obojętnie, zastanawiając się czy powinienem się tym przejmować, czy może był to kolejny pokaz absurdalnego zachowania Potęg?.

Wysłana kilka chwil wcześniej sonda wróciła z danymi, które miałem nadzieję wyjaśnią naturę niecodziennego zjawiska. Zamknąłem oczy pozwalając by informacje ułożyły się w obraz. Wizja w moim umyśle przypominała trójwymiarową, plazmową konstrukcję w srebrnym kolorze bez detali. Luźniejsza siatka przedstawiała polanę owalnego kształtu i kilka drzew na jej obrzeżu, zaś gęstsza dwa... co-to-do-cholery-jest? Zamiast dwóch stworzeń zaklęcie odczytało coś srebrnego, falującego równomiernie i powoli, węższego u podstawy, szerszego mniej więcej w połowie wysokości, na szczycie zaś strzępiło się nieregularnie jak poszarpana szmata falująca na wietrze wiejącym od podłoża. Drugim obiektem, który uznałem za owo skrzydlate stworzenie, była regularna walcowata kolumna unosząca się nad ziemią, której wypukłość została wessana do środka i został dodany kolejny wymiar. Spróbujcie sobie wyobrazić kulę, która was otacza, lecz nie jesteście w jej wnętrzu, a jednak dookoła was jest jedna kula. Wyglądało to mniej więcej podobnie, z tym, że był to walec.

Otworzyłem oczy i wpatrzyłem się w pająka pod parapetem, by skupić wzrok na czymś naturalnym. Nie miałem pojęcia czy tak działało pospiesznie wybrane zaklęcie, czy może nie miało czasu na pełne działanie i przesłało mi szczątkowe informacje, jakie udało mu się zebrać nim cel znikł. Jakkolwiek by nie było potwierdziło, że były tam dwie istoty, co gorsza dwie prawdopodobnie magiczne istoty.

Szybko przeprowadzone oględziny sytuacji doprowadziły mnie do wniosku, że takie manifestacje nie powinny zostać niezbadane. Po zanalizowaniu, jeśli okażą się groźne- zniszczyć lub wykorzystać do odpowiednich celów.

Odstawiłem kubek z kawą, który zapomniałem opróżnić i wyszedłem na zewnątrz kierując swe kroki ku polance. Na miejscu wezwałem logrusowe widzenie. Przed oczami zafalował Logrus- symbol chaosu, ukazując rzeczy z reguły niewidzialne dla gołego oka. Rozejrzałem się po terenie próbując wypatrzyć miejsce zniknięcia walca.

Działania magiczne zawsze zostawiają po sobie ślad, który odpowiednio przeszkolony adept może odszukać, a jeśli trop jest dostatecznie świeży nawet go zidentyfikować. Przestawiłem swoje zmysły na szukanie anomalii w otoczeniu. Znalezienie lekko jarzącej się linii łamanej mniej-więcej metr nade mną nie zajęło mi dużo czasu. Dostosowałem Logrus do moich potrzeb i wysłałem jedno z ramion w kierunku cienkiej jak drut nieregularnej kreski. Przeszył mnie chłód, kiedy czulsze od języka i odporniejsze od stali ramię dotknęło celu, po czym odebrałem wrażenie zasysania. Widziałem kiedyś coś podobnego podczas nauki u dziadka. Szczelina w strukturze cienia. To wyjaśniło w jaki sposób znikła istota. Z tego co pamiętam istnieje niewielka liczba istot posiadająca zdolność załamywania konstrukcji cienia, wykorzystywania tych pęknięć jako przejść do innych rzeczywistości. Jedną z tych istot byłem ja sam, jako dziecko Amberu.

Amberyci posiadają zdolność zmieniania cieni, przechodzenia z jednego do drugiego. Jednak jest to płynne przejście, bez powodowania pęknięć, gdyż nakładamy cel naszej podróży na krajobraz i zmieniamy go stopniowo. Mamy jeszcze wielkie arkana- Atuty służące do komunikacji i przemieszczenia się. Atuty powodują pęknięcia, które po skończonym kontakcie zostają całkowicie zamknięte, a ślad znika kiedy urywa się połączenie.

Rodzina zostaje wstępnie wykluczona.

Mając już wcześniej do czynienia z pęknięciem posłałem oba ramiona do szczeliny. Na moje nieszczęście była już prawie zasklepiona. Działając impulsywnie zebrałem przez spikarda ładunek czystej energii i cisnąłem nim w znikający świecący drucik z zamiarem wyrwania brzegów. Szczelina rozjarzyła się mocniej i poszerzyła o kilka cennych minimetrów. Napiąłem mięśnie z całych sił naciskając odgałęzieniami na pęknięcie. Moc zawirowała we mnie na wezwanie. Efekt był nikły, więc wzmożyłem wysiłek. Kropelki potu wystąpiły na twarz, a ja wciąż napierałem. Niełatwe zadanie nawet dla cieniomistrza.

Po kilku minutach zmagań pęknięcie było na tyle szerokie, bym mógł je utrwalić. Wolałem nie sprawdzać co jest po drugiej stronie korytarza, kto wie jakie niebezpieczeństwo mogę napotkać? Zabezpieczyłem dokładnie pęknięcie przed zasklepieniem. Teraz nie przedstawiało potencjalnego zagrożenia. Dookoła zamontowałem kilka pomniejszych zaklęć- pułapek i dwa alarmowe, gdyby coś z tamtej strony miało ochotę sprawdzić co jest po tej, a na koniec dość trudne zaklęcie maskujące, by nikogo nie korciło grzebanie w moich czarach. Odesłałem Logrus i ruszyłem w stronę budynków, w których powinno już się budzić życie.

Niemal zapomniałbym o czymś bardzo ważnym. Magiczne widzenie nie pokazuje rzeczy oczywistych, które można zaobserwować zwykłym wzrokiem. Jest to typowy błąd magów, którego staram się wystrzegać. Na mokrych liściach i trawie wygniecione były dwa komplety butów, co dało mi pewność, że były to istoty humanoidalne. Stanąłem obok jednego z odcisków. Był nieco mniejszy od mojego. Ukucnąłem starając się dostrzec jeszcze coś co pomogłoby mi w odgadnięciu kim był ten ktoś: włos albo pióro, może strzępek ubrania lub wizytówkę z nazwiskiem i adresem.

Nic. Właśnie się prostowałem kiedy kilka centymetrów przede mną świsnęła strzała. Rzuciłem się do tyłu w myślach wypełniając pragnienie mocą. Padłem na plecy ciskając w stronę skąd przyleciała strzała kilkanaście lodowych sopli z nadzieją, że chociaż jeden trafi celu.

Usłyszałem krzyk. Głos był znajomy, nie powstrzymało mnie to przed przygotowaniem kolejnego ataku..

- Aa! Brand, wyluzuj! To ja!

- Ja, czyli?- Ciągle leżałem. Jeśli łucznik stał na ziemi będzie miał niemałe problemy z trafieniem celu leżącego w trawie. Gorzej jeśli napastnik siedzi na drzewie.

- Nold! Chciałem tylko zwrócić twoją uwagę, żeby powiedzieć dzień dobry. Widziałem jak machasz rękami przez kilka minut to wolałem nie przeszkadzać.- Mówił z rozbawieniem, które mnie nie udzieliło się w najmniejszym stopniu.

Cholerny elf i jego zabawy. Wstałem otrzepując z siebie wilgotne liście i trawę, przez chwilę rozważając użycie na nim zaklęcia kuli próżni, której słowa cisnęły mi się na usta. Załoga z pewnością nie byłaby zachwycona widząc jego szczątki. Był też jednym z ulubieńców Fiony, której lepiej było nie drażnić, a jemu najwyraźniej to odpowiadało. Czemu Drake się na to godzi? No i Neph pewnie znienawidziłaby mnie za to, a tego bardzo bym nie chciał. Poza tym mimo wszystko go lubiłem.

- Udało ci się.

- Nic ci nie jest? Spudłowałem specjalnie.- I znów się zaśmiał, jakby jego postępek był świetnym dowcipem.

- Ja przypadkiem. Miło że pytasz, jestem cały.

- Mi też nic nie jest, chociaż prawie dostałem w udo. Mógłbyś uważać, bo w końcu zrobisz komuś krzywdę.- Spojrzał na mnie z pełną powagą podchodząc z wyciągnięta dłonią. Uścisnąłem ją.

- Dobrze, ale następnym razem najpierw mnie ostrzeż zanim będziesz zwracał moją uwagę.

- Załatwione.- Poklepał mnie po plecach z uśmiechem. Poszliśmy do uśpionego jeszcze zajazdu.







Zbyt wiele poszlak, zbyt wiele sprzecznych faktów i zbyt wielu kandydatów na stanowisko winnego.- Podsumowała niemal półtoragodzinny monolog Fiony, pani bosman.

- Mówiłam, że są to tylko plotki. Nikt nie wie na pewno kto, a jak wie to i tak nie powie z obawy o własną skórę.- Rzekła neutralnie Fi zakładając nogę na nogę z obojętną miną.- Wszystkie pogłoski jednak oscylują dookoła Roya, Mae, Nefre i Mela, a to zdecydowanie zawęża listę interesantów do wypatroszenia.

- Z tym wypatroszeniem mogą być problemy skoro winnym jest ktoś z nich. Nie ważne czy pojedynczo, czy w grupie to zrobili. Reszta z pewnością pomoże podpalaczowi w razie potyczki, także musimy się liczyć z całą czwórką na raz, a i pozostali ich sojusznicy zapewne nie będą siedzieli z założonymi rękoma. Swoją drogą to dość zabawne, nie uważacie, żeby spalić statek i to w tak oryginalny sposób jak otwarcie przejścia do sfery ognia.- Spojrzałem po nich szybko. Twarze nie wyrażały smutku, zamyślenia, za to z wielkim skupieniem, zmieszanym z rozdrażnieniem, ich właściciele obserwowali mnie. Zachichotałem i nabrałem kiszonej kapusty na widelec. Podskoczyłem usłyszawszy huk. Drake postanowił sprawdzić wytrzymałość stołu..

- Brand, k***a! Zamknij się, bo zrobię ci naprawdę poważną krzywdę.- Siedział nieruchomo z dłonią wciąż na blacie i wpatrywał się we mnie. Wytrzymałem to spojrzenie. Lepiej wziąć ostrzeżenie na poważnie. Mimo całej magii jaką władam, śmiertelny cios to śmiertelny cios, a lanie i tak boli jak cholera. Tylko rany goją się szybciej.

Kapusta, która mnie zaatakowała, kawałek po kawałku wracała na talerz. Nie słuchałem ich dalszej rozmowy zwłaszcza, że nie przyniosłaby żadnych nowych informacji, a to one odgrywały kluczową rolę w tym akcie. Najważniejsze powiedziano już dawno, a mnie martwiła absencja mojej miłej. Nie widziałem jej od naszej nocnej rozmowy, nie pojawiła się na śniadaniu, ani na zebraniu, nie dała mi w żaden sposób znać gdzie jest i co z nią jest. Miała mój atut, a ja miałem jej. Kiedy rozejdziemy się do swoich pokoi spróbuję. Straciłem apetyt i popijałem powoli wino pośród dyskusji i dedukcji. Po jakimś czasie zauważyłem, że w głowie przewijają mi się coraz czarniejsze scenariusze odnośnie zniknięcia Nephy. Nie było sensu zamartwiać się na zapas, więc odgoniłem siejące strach harpie złych wróżb od moich myśli.

Po naradzie atmosfera nieco się rozluźniła. Sav zajęła fotel przy kominku i popijając whiskey patrzyła na płomienie, Drake łaził w kółko z kuflem miodu, Nold majstrował coś przy strzałach nucąc w swoim języku, a Fiona usiadła obok mnie milcząca. Trwało to niestety tylko chwilę.

- Przed śniadaniem widziałam się z Neph- Oświadczyła cicho.

- Czemu dopiero teraz mi to mówisz?

- żebyś się nie martwił.- Powiedziała to tonem wskazującym zatroskanie moją osobą- prawie uwierzyłem.

- Co mówiła?

- że musi gdzieś jechać załatwić jakąś sprawę i o czymś pomyśleć. Wzięła konia ze stajni i odjechała.

- Mówiła gdzie, jaką i o czym?

- Nie.

- Daj spokój Fiona wiem, że jesteście przyjaciółkami i na pewno powiedziała.

- Owszem, ale obiecałam jej, że nikomu nic nie powiem. Także nie martw się o nią, obiecała, że wróci przed świtem. Podniosła się płynnym ruchem i podeszła do Drake'a, który zatrzymał się gdy stanęła obok. Rozmawiali cicho. Nie słuchałem, bo domyśliłem się o czym szeptali, pewności zaś nabrałem kilka chwil później, kiedy oboje poszli na górę z niewinnymi minami.

- Co o tym wszystkim myślisz?- Elf dosiadł okrakiem krzesło naprzeciw mnie, kładąc bezwładnie ręce na oparciu mebla.

- A o czym tu myśleć? Statek spłonął nie przypadkiem. Ktoś z wymienionych dzisiaj osób jest temu winien. Teraz dowiemy się kto i zapolujemy na niego bądź nią, aby zdobyć dla Drake'a materiały na nową garderobę.

Zachichotał.

- Lubię taki humor, ale pytam poważnie. Co naprawdę o tym myślisz?

- To co zwykle w takiej sytuacji. Całe to dochodzenie jest moim zdaniem bezcelowe. Drake lubi rozlew krwi, tak samo większość. Z nudów podczas czekania na odbudowę statku musimy się czymś zająć, a ta rozrywka nie gorsza jest od innych. Kapitan ma dar przekonywania i wie czego potrzebuje załoga. Jednak jak już wcześniej wspomniałem jest to bezcelowe chyba, że celem Drake'a jest toczenie konfliktu w nieskończoność, a zemsta za spalenie statku to oddanie ciosu z nadzieją na reakcję przeciwnika, który znów uderzy, potem znowu my, potem oni, potem...

- Pytałem kto według Ciebie to zrobił?- Patrzył na mnie lekko zdezorientowany.

- Roy.

- Dlaczego akurat on?

- Moim zdaniem to odwet za zatopienie jego zamku.- Zaśmiałem się na wspomnienie zamku na wzgórzu w wielkiej bańce wody. To zaklęcie pochłonęło mnóstwo mocy i czasu, ale warto było.- Chociaż Mae, Mel i Nefre też mieli swoje powody. Nie wykluczam spisku, jednak jako singla obstawiam Royalda. Najbardziej jednak martwi mnie, że niektórzy mogli przy tym ucierpieć, a wszystko to z powodu chorego zamiłowania naszego kapitana do walki, spisków i konfliktów.

- Przypominam ci Brand, ze to statek awanturników.- Oboje z Noldem spojrzeliśmy na Savannah, która wciąż patrząc w płomienie mówiła spokojnie, a głos jej bez względu na wolę docierał do świadomości.- Każdy doskonale wiedział w co się pakuje zanim wniósł swoje toboły na pokład. Fakt, że nikogo nie było na pokładzie jest zarówno szczęściem jak i pechem. Gdyby powiedzmy Fiona, albo Ty był na pokładzie, nie wątpię, że atak by się nie powiódł.

- Pozwól, że zrezygnuję z nominacji na pośrednio winnego i zgłoszę kandydaturę kapitana, który już od dość dawna nie pozwala na opieczętowanie statku pewnymi zabezpieczeniami, co z pewnością kilka dni temu uniemożliwiłoby spalenie okrętu bez względu na czyjąś obecność, bądź jej brak. Idąc dalej tropem tej myśli dochodzę do wniosku, że nie zależy mu na bezpieczeństwie załogi, czy samym statku, tylko na sposobności do kolejnych prywatnych konfliktów z istotami potężniejszymi od niego, których natury nie zna do...

- Milcz!- Warknęła co z reguły mnie i innych uciszało. Jednak nie dziś. Wreszcie powiem co myślę na ten i inne tematy. Zbyt długo siedzę cicho, a w końcu za gadanie mi płacą.

- Przypomnę choćby historię z Whisper.- Kontynuowałem.- Nie uwierzę, że nie wiedział kim ona jest ani dlaczego taka istota pragnie przyłączyć się do załogi.- Nold nieznacznie odsunął się ze swoim krzesłem patrząc to na mnie, to na Sav dość niepewnie.- Wręcz przeciwnie- jestem pewny, że wiedział i zrobił to celowo, dla rozrywki.

- Skoro tak przedstawiasz sprawę- odwróciła się w moją stronę. Nigdy nie wierzyłem, że zielone oczy mogą być lodowate... dopóki nie spotkałem jej.- to pozwól, że ja dokończę twój wywód. Drake również nie zna ciebie, a jednak przyjął cię do załogi i obdarzył zaufaniem i pewnymi względami. Nie wie o tobie wiele. Tylko tyle ile sam mu powiesz, albo Fiona, ale zdaje sobie doskonale sprawę, że w każdej chwili możesz sprzątnąć jego, załogę, statek i wszystko w promieniu wielu lig, a jednak nadal jesteś wśród nas na wysokim stanowisku. Zauważ też, że za każdym razem próbuje zniszczyć niebezpieczeństwo ostatecznie więc doszkala się i ćwiczy bez ustanku po to by wreszcie dać ochronę istotom, które w założeniu są wielokrotnie potężniejsze od niego. Powinieneś o tym wiedzieć, w końcu nie raz wyrywałeś go ze szponów śmierci. Przypomnij sobie, ile razy walczył z kimś we własnym interesie? Nie pamiętasz? Ja tak- ani razu. Jesteś z Fiona o całe milenia starszy od reszty i nie widzisz tak oczywistych faktów? Wracając do Whisper. Owszem, wiedział kim jest i co się szykuje, miał jednak nadzieję, że jej plany się zmienią, tak jak zmieniły się twoje, kiedy do nas przystałeś. Bo chyba nie powiesz mi, nie kłamiąc, że przystając do nas miałeś w planach nas polubić i zostać tak długo, a nie tylko usunąć swoją siostrę? Jak więc było?

Poczułem, że się rumienię. Miała rację w większości co powiedziała, a słabą ripostą byłoby wtrącać, że raz walczył o swój honor. Oczywiście nadal uważałem niektóre posunięcia kapitana za błędne, jednak zacząłem brać pod uwagę czynnik ludzki występujący w ludziach... i Drake' u. Nie był machina do kalkulacji, tylko bardzo młodym człowiekiem, który (jak wszyscy ludzie) nie mógł ustrzec się błędnych decyzji, zwłaszcza jeśli przyświecała mu jakaś idea, której chciał pozostać wierny.

- Przepraszam.- Powiedziałem cicho, lecz pewnie. Było to słowo, którego nie znosiłem i starałem się rzadko używać. Moment jednak był odpowiedni.

- Nie szkodzi.- Powiedziała ciepło i uśmiechnęła się do mnie, co zszokowało mnie jeszcze bardziej. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie jak wiele słów wypowiedziała na raz. Nold, siedział na schodach i dłubał w kołczanie starając się wyglądać jakby cały czas to robił, zdradzało go tylko nerwowe łypanie kątem oka w naszą stronę. Sav odwróciła się znów do ognia, a elf zaintonował jakąś balladę.



Wstałem z łóżka ocierając pot z czoła. Ostry, pulsujący ból umiejscowiony w okolicy czoła spowodował lekkie zawroty głowy. Profilaktycznie chwyciłem oparcie krzesła by utrzymać równowagę. Migrena- efekt zbyt długich, bezowocnych prób nawiązania kontaktu atutowego, powinna niedługo minąć. Dlaczego mnie blokujesz Nepha? Gdzie jesteś i co ważnego robisz, że nie pozwalasz do siebie dotrzeć? Mam się bać o ciebie, czy raczej uszanować twoją prywatność? Mogę zrozumieć, że świadomość innej osoby w głowie, kiedy chce się pobyć sam- na- sam ze swoimi myślami, może nie być do końca pożądana, ale... No właśnie... Co "ale"? Mogłem jej nie uczyć jak blokować kontakt. Tylko, że ona nie jest głupia i gdybym jej nie powiedział to doszłaby do tego bez problemu. Co mam teraz robić? Cały dzień przesiedziałem czekając na jakiś znak, a słowa Fiony zamiast uspokoić tylko zmartwiły. Nie mogłaś wybrać lepszego posłańca Promyczku? Sav wierzą wszyscy ( co może się kiedyś okazać fatalną pomyłką, w której brałem udział), Drake nie umie kłamać, a Nold... a Nold to Nold i kropka. Czemu nie zostawiłaś karteczki? Gdzie teraz jesteś i o czym rozmyślasz? Chyba się położę. Może nawet uda mi się zasnąć.

Patrzyłem przez okno długo aż świadomość, bez mojego udziału, zaczęła tańczyć z podświadomością w rytm liści szarpanych wiatrem. Pomarańczowe słońce, któremu chmury łaskawie pozwoliły rzucić kilka pożegnalnych promieni, rozpalało liście, a lasu nadawało mistycznego wyglądu. Jak błogo. Wyłączyłem się zupełnie napawając widokiem za oknem, żadna myśl nie zaprzątała mi głowy, albo tak wiele ich przebiegało przez nią tak szybko, że nie nadążałem z ich rejestrowaniem, nie mówiąc o bliższym się przyjrzeniu. Zamknąłem oczy.



Głazy rozbijają wodę... Tęcza... Mały człowiek z groteskowym uśmieszkiem... Tańczy... Złoto zalewane płynnym kryształem.... Huk wodospadu... Grom... Coś nie tak... Kolejny... Po chwili znów i znów, i znów....Chwila przerwy i ponownie... Wodospad znika... Grzmot zagłusza wodę... Nie.... Tylko błyskawice i grzmoty... Otwórz oczy.... Gdzie jesteś?... Coś szepcze... Oczy... Zbudzić się? Może nie... Głosu nie ma... Burza coraz głośniejsza... Brand! Ktoś krzyczy ledwie słyszalnie... Cisza i zygzak błyskawicy... Niespokojnie.... Coraz dalej.... BRAND!!!

Poderwałem się. Za oknem ciemno. Przetarłem twarz dłonią odrzucając niespokojne resztki snu. Szkoda. To był ciekawy sen, a leprikon ładnie tańczył. Co mnie obudziło? W pokoju niczego nie przybyło, ani nie ubyło. Pewnie to tylko moja paranoja. Wziąłem się do sondowania budynku. Kiedy przywołałem formułę zaklęcia poczułem silne mrowienie na całym ciele. Diagram Wzorca, w który wpisany był czar musiał obudzić do reszty zmysł odpowiedzialny za rozpoznanie magii. Dookoła mnie było mnóstwo energii, ale nie była to czysta rozrzucona moc, tylko opary konkretnego zaklęcia, a jego ognisko znajdowało się trochę poniżej podłogi. Kto mógłby...

- BRAND!!!

Ocknąłem się z rozmyślań rzucając w kierunku drzwi. Po chwili stałem na parterze przy schodach. Nold i Drake stali trochę przede mną patrząc w stronę, którą zasłaniała mi ściana. Dostrzegłem Fionę stojącą z uniesionymi rękoma. Palce miała rozłożone niczym pazury kota gotowego zrobić krwawą szachownicę z przeciwnika. Dookoła niej tańczyła moc. Przecisnąłem się miedzy chłopakami.

- Co jest

2
CIąG DALSZY OPOWIADANIA BRANDA



(...) a na gołej podłodze stały surowe krzesła i ława z drewna. Kilka metrów przede mną stała Fiona odwrócona do mnie bokiem. Musiała się przestraszyć, bo gwałtownie odwróciła ku mnie niespokojną twarz.

- Brand, dobrze. Udało mi się ją...- W tym momencie jedno z moich ulubionych zaklęć o nazwie "Stuknięcie Młoteczkiem" i sile uderzenia młotem bojowym przez olbrzyma, trafiło ją najprawdopodobniej w twarz, gdyż jej ciało poleciało za głową, do której było przytwierdzone, spory kawałek w jej prawą stronę i gruchnęło melodyjnie na kamienie pod ścianą.

- Zapewne siostrzyczko.

Odwróciłem się w lewo. Pod ścianą stała Mae i... Nepha!

- Dzięki wielkie- Uśmiechnęła się do mnie przystawiając złodziejce ostrze do gardła.

- Radzę ci ją zostawić!- Warknąłem na Mae posyłając potężne polecenie spikardowi.

- Oj... Nie zapytasz się co chcę za jej życie? Jaka szkoda....- Wybuchła śmiechem, cały czas bacznie mnie obserwując. Uspokoiła się po krótkiej chwili.- Po prostu odejdź stąd a nic się jej nie stanie. A swoją drogą, jak się tu dostałeś?

- Zostawiłaś coś na polance dziś rano. Maleńką rysę w przestrzeni. Zostaw ją Mae to nic ci nie będzie. Masz moje słowo.

Znów się zaśmiała.

- Bardzo zabawne. Mam twoją wybrankę, poza tym dzięki mnie odnosisz same korzyści. Co mi zaoferujesz?

- życie wystarczy?

- Po cóż mi twoje życie?

- Mówiłem o twoim.

Prychnęła pogardliwie.

- Co mi zaoferujesz? Dzięki mnie możesz się pozbyć tej tam - Ruchem głowy wskazała Fionę- a nikt z załogi nie będzie miał ci za złe. W końcu ich zdradziła, prawda? Odzyskasz Klejnot, mnie się on na nic nie przyda oraz te tutaj dziewoję. Zyskać możesz bardzo dużo, zaoferuj tylko cenę.

Spikard skończył operacje przedstawiając mi ich efekty.

- Kiedy indziej Mae.- Wypowiadając te słowa rzuciłem zaklęcie, a zaraz za nim drugie.

Znów ryzykowałem życiem, do tego nie własnym. Jeśli pierwsze zaklęcie nie przełamie barier Mae, to drugie nie ma szans podziałać, a wiem, że mogę wtedy oczekiwać najgorszego.

Sekundę później było po wszystkim. "Przebicie Zasłon" podziałało, a "Rozproszenie Materii" unieszkodliwiło ostrze, które rozsypało się w dłoni Mae. Broń rozpadając się zawyła dziko wieloma głosami. To chyba dusze uwięzione w kamieniach właśnie zostały uwolnione.

- Ty!...- Wściekła odepchnęła z zastraszającą siłą nieprzytomną Neph pod okno i wystawiła ku mnie ręce.- Jesteś mój...- Syknęła.

Z jej dłoni wystrzeliły w moją stronę dziesiątki małych zielonych igiełek. Widać była naprawdę nieźle przygotowana.

Może się niektórym wydawać, że jako amberycka, moja magia jest najsilniejsza ze wszystkich jej odmian i jest to poniekąd prawda. Są jednak magowie, rzadko spotykani, ale są, których zaklęcia mimo, że potrzebują więcej czasu by powstać i używają do tego gorszej jakości mocy, są równie dobre jak amberyckie, a często nawet lepsze. Do takich magów Mae zdecydowanie się zaliczała. Nie dysponowała takimi źródłami mocy jak ja i moja rodzina, ale przygotowana stanowiła naprawdę poważne zagrożenie i lekceważenie jej byłoby ostatnią głupotą w życiu.

Odskoczyłem najszybciej jak mogłem w prawo, co jednak nie uchroniło mnie przed dwiema strzałkami wbitymi w łydkę. Przetoczyłem się i wstałem, a Mae rzucała kolejny czar. Wirujące chaotycznie noże, miecze, topory, widelce, potłuczone butelki i inne ostre, niebezpieczne przedmioty zaatakowały moją przestrzeń osobistą. Uniosłem dłoń przywołując obronę i lekko falująca zasłona chaosu osłoniła mnie przed atakiem.

Wypluj się z zaklęć Mae, no dalej, ja jeszcze wytrzymam, myślałem przechylając w jej stronę kolumnę ognia, która wyrosła przed nią na moje polecenie. Uchyliła się i wiatrem przegnała ją w moją stronę. Zbliżające się płomienie splotły się ciaśniej w cienki bicz, przełamując napór wiatru strzelił w kobietę, którą osłoniła spieniona fala, załamując się przed batem i gasząc go. Zasłona chaosu wytrzymała napór fali i znikła. W ostatniej chwili odskoczyłem przed kamiennym słupem spadającym z sufitu dokładnie tam gdzie stałem. Kątem oka widziałem Fionę poruszającą się powoli. Dotknąłem podłogi i po chwili Mae straciła grunt pod nogami. Jej płaszcz podarł się błyskawicznie, a para czarnych skrzydeł, z wyglądającymi na ostre piórami, uniosły ją nad dziurę w podłodze. Utworzyła dookoła mnie wir powietrzny. Znalazłszy się w oku cyklonu nie mogłem wiele zrobić jak unieść się w powietrze za pomocą lewitacji. nim wychyliłem głowę z leja otoczyłem się lodowym tunelem osłoną przed ewentualnym atakiem, który nie nastąpił. Lód się rozprysnął obrzucając wszystko w okolicy ostrymi kawałkami wody.

- A, a, a...- Pogroziła palcem. Dopiero teraz zauważyłem, że telekinezą utrzymuje Neph za oknem z lewitującym nad jej karkiem toporem.- Radzę się zastanowić. A teraz wyląduj. Tak, bardzo dobrze. Zdejmij czar lewitacji. Pięknie, brawo. A teraz łap.- Cisnęła moją Neph w dół, a za nią spadał topór.

Zniknąłem.

Nie pamiętam co krzyknąłem po tym jak uwolniłem swoje ostatnie zaklęcie tuż przed opuszczeniem zamku. Paludis miał jeszcze jedną ciekawą funkcję, kiedy się go w jakiś sposób opuściło, na przykład znikając z niego, budowla znikała również i pojawiała się w innym, znanym tylko Mae miejscu.

Zjawiłem się obok Nephy i spadaliśmy oboje. Złapałem jej dłoń najpewniej jak mogłem. Przywołałem w myślach pokój i zapragnąłem znaleźć się w nim wraz z trzymaną osobą. Tak też się stało. W locie osiągnęliśmy niezłą prędkość, więc wbiliśmy się w materac głęboko i sprężyście.

Nepha nadal spała.

Podniosłem twarz. Cała trójka pozostawiona i zamknięta w moim pokoju przyglądała nam się zszokowana.

- Jak grom z jasnego nieba. Dobrze, że jesteście, gdzie Fiona?- Drake z powodu braku miecza drapał się niespokojnie po biodrze.- Co się stało? Gdzie byliście?

Sprawdzałem chwilę, czy złodziejka nie doznała obrażeń Na szczęście była cała. Ułożyłem ją wygodniej i przykryłem swoim płaszczem. Spojrzałem na drzwi, rozpieczętowałem je piorunem kulistym i wybiegłem. Miałem nadzieję, że portal nadal był tam gdzie go zostawiłem. Miałem pewną niedokończoną sprawę rodzinną.

Był! Wbiegłem do niego. Nic. Cholera....

Wróciłem wściekły do środka. Fotel, z którego kilkanaście minut temu wybiegłem na polankę nadal stał pusty. Usiadłem w nim z pragnieniem by nikt nie schodził na dół. Naprawdę nie chciałem nikogo z nich krzywdzić, ale emocje we mnie grały i na wszystko reagowałbym przemocą dopóki nie nadszedłby spokój.

Przez mniej więcej pół godziny siedziałem sam, niemal w ciszy. Wiedziałem, że Fiona jest w swoim pokoju poturbowana- wyczułem jej aurę, był też Werewindle i Klejnot. Słyszałem jak szeptem zatrzymuje Drake' a przed zejściem na dół. Mnie wchodzić się nie chciało. Miałem nadzieję, że Mae nie zginęła pod gruzami swojego zamku, o ile zaklęcie podziałało. Lubiłem ją mimo wszystko. Sav i Nold jak zwykle rozmawiali o czymś neutralnym cicho i bez emocji. Chyba o statku, bo dotarły do mych uszu słowa::" za kilka dni" i " na morzu" oraz "wreszcie". Pomyślałem o Fionie. Znów będziemy musieli wymazać załodze wspomnienie tego co tu zaszło. Który to już raz? Siódmy, ósmy? Kiedyś, jakimś sposobem się dowiedzą co wyprawiamy, jak ich narażamy w naszych prywatnych, trochę chorych rozgrywkach.

Ktoś schodził po schodach..

- Kochanie?- Usłyszałem najsłodszy głos jaki znam. Spokój nadszedł.





***

-Tak.... - Podsumowałem dopijając whiskey.

- Naprawdę za nimi tęsknię.- Patrzyła w dno wolno obracanej w smukłych palcach szklanki.

- Chodźmy na obiad, Fi. Elen nie mogła doczekać się twojego przybycia. Nie wiem czemu, ale bardzo cię lubi.

Zachichotała dźwięcznie i wstała z fotela, kiedy przysuwałem krzesło do biurka. Podałem jej dłoń, którą przyjęła z uśmiechem.

- A ja wiem... Ile ona ma już lat?- ciekawsko przechyliła głowę.

- Zdradzisz mi ten sekret? Dwadzieścia siedem.

- Może kiedy indziej. A co u Neph?

- Sama ją zapytasz. Dostałem informację, że właśnie wróciła z przejażdżki. Ucieszy się nie mniej niż Elen na twój widok.

- Naprawdę?

- W zasadzie to był jej pomysł, żeby cię zaprosić. A co u Nolda?

- Wyjechał do swoich krewnych, jakieś święto mają. Przybyłam więc sama.

- Cieszę się, że w ogóle ci się udało.

- Ja również.

Zamknąłem za nami drzwi.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Hmm... Niejasno chyba zrozumiałem ideę tego forum. Teksty do zweryfikowania, moim zdaniem, powinny byc weryfikowane. No chyba, że się mylę. Jakkolwiek, byłbym wdzięczny za jakieś wskazówki, wytknięcie błedów i propozycje ich poprawienia, ewentualnie pochwały (co jakoś ciężko jest mnie sobie wyobrazic), etc. Cokolwiek, ktokolwiek zasugeruje spotka się z pozytywnym odbiorem z mojej strony.

Dziękuję z góry
Zaufaj komuś,

a zostaniesz zdradzony.

Nie zaufaj,

a sam siebie zdradzisz.



R. Zelazny

4
Spokojnie, trochę cierpliwości. Przy takiej ilości tekstów trudno jest zweryfikowac wszystkie. Jeżeli chodzi o mnie to zaczynam od tych najstarszych. Jeżeli znajdę dzisiaj czas to ocenie Twój tekst, gdyz już część przeczytałem, ale wolę się wypowiedziec po lekturze całości.



Proszę nie pisz więcej takich prowokatorów do oceny, bo czasami to nie pomaga.



Wystarczy trochę zrozumienia, mamy przeciez życie prywtane, które trzeba pogodzić z "obowiązkami" (w cudzysłowiu, bo robimy to z własnej woli) na forum. Nie jesteśmy maszynami.



Tak więc jeszcze raz cierpliowści.



Pozdrawiam.



Czas oceniania.



Muszę przyznać, że w pewnym stopniu zainteresowałeś mnie ta historią. Jednak styl leży na całej długości. Nie jest bardzo dużo zdań, które należy zmienić, gdyż ich budowa pozostawia wiele do życzenia. Zdarzają się błędy interpunkcyjne, stylistyczne i logiczne. Momentami wydaje się, że pozjadałeś nie wyrazy a całe mysli.


Zawsze ofiarami są osoby, które ufały oprawcy, nie spodziewały się tego po nim, bądź go nie znały, czyli wszelkie możliwości.
Dla mnie to zdanie jest kompletnie nie potrzebne i bez sensu.
Zadziałały chyba jakieś atawistyczne instynkty, a przynajmniej nawyki nabyte w domu rodzinnym i odruchowo wyciągnąłem miecz by zablokować.
Co zablokować? Cios? wypadałoby o tym wspomnieć.
którego cios potrafił wgnieść nie jedną zbroję i dosięgnąć jej właściciela. Zablokowałem jednak.
Dlaczego to "zablokowałem jednak" jest osobnym zdaniem wisząc jakgdyby w powietrzu? Kolejne stwierdzenie nie mające sensu.
a obok jego półtorak.
Rozumiem, że to skrót od miecza półtoraręcznego? Nie podoba mi się wcale, gdyż jest to też stara moneta i miód pitny.
Podobnie było z Nią,
Czemu "nią" jest z dużej litery? Czy to imię, a może piszesz list?



Teraz to już moje odczucie, ale zawsze "szynk" wiązałem z klimatami śląskimi, więc trochę się zdziwiłem widząc je w tym opku w zestawieniu z marynarzami.



To takie kilka rzeczy z tych kłujących w oczy, zapewne ktoś jeszcze dopisze jakieś. Tego jest mnóstwo.



ćwicz styl i warsztat jak powiedziała Lan poniżej, bo bez tego opowiadanie wiele traci.



Pomysł:4-

Styl:3-

Schematyczność:4-

Błędy:3=

Ocena ogólna:3



Masz u mnie mocną trójkę.
Ostatnio zmieniony czw 02 sie 2007, 17:59 przez Weber, łącznie zmieniany 1 raz.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
Przeczytałam - choć muszę przyznać, że czytam na raty - strasznie to długie. Po pierwsze, rozumiem, że to nadal jest fragment czegoś większego, tak?

Po drugie, pomysł jest ciekawy - niewiele się jeszcze wyjaśniło, szczególnie, że większość tekstu jaki nam zaprezentowałeś to wspomnienia. Jak dla mnie, trochę niejasne jest, w jakim świecie dzieje się twoja opowieść. Wydaje mi się, że bohaterowie, podróżują po światach - ale (jeśli to prawda) powinieneś to wyraźniej zaznaczyć.

Co do stylu, tu musisz wyraźnie popracować, gdyż jest to jeden z większych minusów tego tekstu. Piszesz zbyt chaotycznie i mało "prawdziwie". Brakuje mi w tym tekście płynności, czegoś co by mnie poniosło, w czym można by się zatracić. Błędów było sporo, ale i tekst długi. Przede wszystkim źle zapisujesz dialogi(!) interpunkcji i literówek też sporo - tu apel, sprawdzaj tekst przed wysłaniem na forum. Ogólnie, wydaje mi się, że mogłoby to być coś ciekawego, ale wykonanie na to nie pozwala. Brak ci warsztatu i techniki, dlatego też musisz dużo ćwiczyć.
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

6
Dzięki za opinie i rady. Z pewnością spróbóję się do nich dostosowac. Z jakim skutkiem, to się okaże. Jedno jest pewne- będę musiał dużo trenowac.
Zaufaj komuś,

a zostaniesz zdradzony.

Nie zaufaj,

a sam siebie zdradzisz.



R. Zelazny
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”