Łąka
wwwTu lokomotywa zawsze zwalnia, kolebie wagonami, aż posapują z wysiłku. Może obudzi się kilku pasażerów, którzy dostrzegą kawał betonowej rampy i pordzewiałą tablicę z ledwie czytelną nazwą miejscowości. Ale nim zdążą się jej przyjrzeć, skład bez ostrzeżenia ruszy dalej, bez gwizdu konduktora, ani trzasku zamykanych drzwi. Pociąg podmiejski zatrzymuje się tu raz dziennie, bardziej z przyzwyczajenia, bo prawie nigdy nikt nie wysiada. Potem wraz z ciszą na stację powraca spokój, zatrzymany światłocieniem w nasyconych barwach fotografii, lecz nadal słyszę stukot kół, wpisany w pamięć jak w obraz. Wiem, że ledwie widoczna za moimi plecami zarośnięta dróżka prowadzi do opuszczonej dawno wsi. Umierające chałupy toną w bujnej trawie, wystawiając po ratunek sztachety niskich, szczerbatych płotów.
www Wiosną, kiedy mój Paweł szukał dobrego pleneru fotograficznego, dużo jeździł podmiejską kolejką, czytał rozkłady i sprawdzał na mapie, aż odnalazł to miejsce. Wysiadł i spędził cały dzieñ na spacerach po okolicy, łapał w obiektyw leżące odłogiem pola, błotniste drogi i koty wyglądające z każdej dziury we wsi. Dałam mu pragnienie powrotu, zagadki kolein światła o brzasku nad torami, niepokój w drżących promieniach słońca, przeprószonych przez futro na pałąkowatym grzbiecie syczącego kota. Potem odjechał, z głową pełną planów i pomysłów, w wagonie, o brudnych ścianach, z twardymi plastikowymi ławkami i pozostawił mnie w świecie pomiędzy torami a wioską.
www Czekałam. Budowałam obrazy.
www Chciałam, żeby w nocy śnił o łące. Niech stoi w pełnym słońcu, z dłonią podniesioną do czoła. Pod zaimprowizowanym daszkiem zmruży oczy, jakby się śmiał, bo to utworzy w kącikach oczu delikatną siatkę zmarszczek. Zbłąkane w jasnych włosach światło wykreśli aureolę, na zawsze zatrzyma, wzbudzone wiatrem pyłki dmuchawców. Na pierwszym planie zdjęcia niedbale położona na pylistej drodze torba z obiektywami, dopełnia brązem i fakturą znoszone traperskie buty Pawła.
www Wyobrażam sobie, że zapamiętuje dokładnie całe ujęcie. W łazience długo patrzy w lustro, jakby w nieregularnej niebieskości swoich tęczówek wypatrywał odcieni tamtego nieba. Dłonie opiera o krawędź umywalki, napięte mięśnie ramion lekko drżą. Gdybym stanęła blisko, mogłabym przytulić policzek do jego pleców, poczuć pachnącą nocą i snem skórę, pozwoliłabym dłoniom powędrować w dół, aż pokrytych drobnymi włoskami ud. Potrafię dokładnie zobaczyć, jak dreszcz spina mu kark i Paweł prostuje się, wolno przechylając głowę raz w jedną raz w drugą stronę, rozciera bark. Przygląda się swojej twarzy, próbuje ułożyć włosy tak, jak na zdjęciu ze snu. Jeszcze są za krótkie o kilka centymetrów, żeby swobodnie opadać na ramiona. „Ale mam czas” – myśli. “Urosną do lata”. Zamykam oczy i powtarzam szeptem razem z nim. „Urosną”. Czuję obietnicę pulsującą we mnie, wypełniam nią kolejne dni Pawła. Teraz on też czeka.
www Kolejne poranki, popołudnia i wieczory mijają jak przewijane szybko klatki filmu. W moich myślach Paweł zaczyna ćwiczyć ustawienia aparatu i samowyzwalacza, tak, żeby każde zdjęcie realizowało zamysł, powtarza wciąż na nowo wszystkie parametry. Wpada niemal w obsesję, poświęcając każdą wolną chwilę na szkicowanie planu ujęcia. Po pierwszym sukcesie z właściwymi nastawami i kadrowaniem autoportretu, śnimy następny sen. Tym razem Paweł siedzi wśród wysokiej trawy, lekko odchylony, podparty na rękach. Rękawy białej koszuli ma podwinięte do łokci, słońce zachodzące za jego plecami okala jasną linią skórę na przedramionach. On patrzy prosto w obiektyw, lekko ściągając brwi, dwie grubo narysowane kreski. Błękitne rozetki chabrów wydobywają intensywną barwę oczu. Wyczuwam jakąś niecierpliwość i rankiem Paweł ma mieszane uczucia, ale notuje wizję, tak jak wszystkie te, które nadejdą później.
www W każdym nowym śnie podchodzę nieco bliżej - oswajam Pawła z rolą modela. Musi czasem uważnie przyjrzeć sięswojemu lustrzanemu odbiciu, nim zdecyduje, że podoba się sobie w różnych ujęciach. W końcu pozuje nago, pozwalając słońcu pieścić miodowy odcień swojej skóry. Przed lustrem znikają wszelkie wątpliwości. To będą autoportrety, a któż by tam, na naszej łące, go podejrzał? Koty?
www Już znam go na tyle, by wiedzieć, że zazwyczaj stroni od ludzi i nie lubi rozmawiać o swojej fotograficznej pasji. Opowiada obrazem to, czego nie umie zapisać w słowach. Zamyka światło w kadrze, układa w filtrach i w prostych kompozycjach podkreśla piękno chwili. Do końca wiosny mamy wszystko zaplanowane. Uśmiecham się zalotnie kącikami ust, kiedy przegląda zapiski, zaintrygowany, że jak dotąd nie ma nic pomiędzy ujęciem w pełnym słońcu z pierwszego snu a aktem, który wykona w nocy, podczas pełni księżyca: profil całej sylwetki, na palcach z rękoma wyciągniętymi nad głową, wyprostowany jak struna. Srebrna kula w jednej trzeciej lewej strony kadru, lekki poblask na skórze. „Srebro i czerń” notuje obok. Po próbach wie już dokładnie, jaki wybrać czas naświetlania i ustawienia przesłony. Sprawdza, kiedy księżyc będzie widoczny na niebie. Szacuje, że potrzeba kilkunastu powtórzeń, ale to tylko wzmaga emocje.
www W końcu nadchodzi to lato ze snu i nasza pełnia księżyca. Prognozy nie zapowiadają deszczu. Pewnie jest podekscytowany, gdy obładowany plecakiem ze stelażem wsiada do podmiejskiego pociągu. Cała podróż to kilkanaście stacji, ale czas mija zdecydowanie zbyt wolno. Przegląda swój zeszyt i jak przed pierwszą randką nie może skupić się na niczym konkretnym. Z jednej strony zaplanowane ma najdrobniejsze szczegóły, z drugiej nie wie, co go spotka. Ostatnie przystanki niecierpliwie spędza na korytarzu. Nie czeka, aż znudzony maszynista zatrzyma skład, jak tylko pociąg dostatecznie zwalnia bieg, rzuca plecak, a potem obciążony jedynie torbą fotograficzną, skacze na zapiaszczony beton stacji. Pociąg odjeżdża, unosząc ze zdumionym stukotem spojrzenia podróżnych. Z ostatnich drzwi wychyla się konduktor.
www- Już tu jutro nie stanie! - krzyczy. - Likwidujemy przystanek!
www Paweł wzrusza odruchowo ramionami. Ma przecież mnie. Teraz nie muszę już śnić. Jest tutaj. Obserwuję go, jak poprawia plecak, oddycha głębiej i czeka, aż ucichną odgłosy pociągu. W końcu otacza nas tylko brzęczenie pszczół i trzmieli, rojących sięw trawach, wśród pogniecionych płatków czerwonych maków, żółtych środków rumianków, poszarpanej niebieskości chabrów i dalekie odgłosy żerującego ptactwa. Paweł rusza, szczęśliwy, że jest tutaj, z dala od miasta, na progu naszego snu. Śmieje się, radośnie i głośno, zachwycony lekkością, jaką odkrył. Po drodze do wioski mija łąkę porośniętą dmuchawcami i spontanicznie zbiera pełną garść. Patrzy wokół i spiesznie wyjmuje z torby zeszyt i na podstawie notatek dobiera pasujący obiektyw i filtr. Statyw. Jeszcze mierzy światło. Ustawia kadr. Strzela kilka próbnych fotografii, półgłosem licząc kroki i gesty, niezbędne, żeby uchwycić właściwą pozycję. Kiedy nabiera pewności, że zadbał o wszystko, nastawia samowyzwalacz, zdmuchuje wszystkie uzbierane mniszki i wchodzi w powstałą chmurę pyłków. Trzy kroki, lewą ręką osłania oczy. Jeszcze spojrzenie na ukos w stronę aparatu. Kciuk prawej ręki zaczepia o szlufkę dżinsów. Pięć sekund oczekiwania. Trzask migawki. Jest. Ale... Chyba ma wrażenie, że za późno. Że większość szarych drobinek zdążyła opaść. Zaniepokojony uruchamia podgląd i przewija do ostatniego kadru. Jest! Tak, jak trzeba. Idealny początek. Mimo to zastanawia się, czy nie powtórzyć ujęcia. “Dla porównania – może tłumaczyć sobie w myślach - spróbuję też później, bliżej zachodu, kiedy światło jest miękkie”. Dopiero teraz czuję, jak bije mu serce. Zbiera sprzęt i idzie dalej szuka miejsc na rozstawienie namiotu i kolejne ujęcia. Jestem tuż za nim.
www Pod samotnym drzewem na skraju łąki rozstawia namiot, zabiera aparat i torbę i ruszamy do wioski. Na pierwszy rzut oka od ostatniej wizyty nie zaszły tu większe zmiany, tylko rozbujała latem roślinność niemal całkowicie objęła w posiadanie opuszczone chałupy. Po wypełnionym odgłosami owadów polu tutaj wydaje się aż nazbyt cicho. Nieśmiało wskazuję mu srokę, siedzącą na gałęzi jednej ze zdziczałych jabłoni. Ptak spogląda raz jednym, raz drugim okiem, niezdecydowany, czy zagrożeniem jestem ja, czy mój gość. Pod drzewem, trwając w bezruchu, obserwuje nas czarno-biały kot. Chłopak kuca z wizjerem aparatu, przyłożonym do oka, a w momencie, kiedy pstryka zdjęcie, zwierzęta zerkają jedno na drugie. Sroka odlatuje z furkotem skrzydeł, a futrzak skacze nagle w jego stronę, wyginając grzbiet i sycząc. Paweł w ostatniej chwili nastawia ostrość i chwyta słońce przesiane przez nastroszoną sierść. „Kolejny dobry znak” - myślę. Tymczasem kot bezszelestnie znika.
www Podążam dalej śladem Pawła, patrząc z fascynacją, jak zmienia się wyraz jego twarzy, gdy uważnie przeczesuje wzrokiem otoczenie. Kolejna fotografia ma przedstawiać wnętrze chaty, ze smugami światła, przecinającymi postać skuloną pośrodku pomieszczenia, więc zagląda do środka domków. Wybiera ten, który pamięta z naszego snu. Kiedy wchodzi do środka, na parapecie okna dostrzega niebieski dzbanek. Identyczny! Waha się na progu, a ja czuję, jak przenika go dreszcz strachu, kłujące zimno niepokoju pełznie wzdłuż kręgosłupa. Ale sen zwycięża. Pomiar światła, ustawienie statywu. W oknie wiesza kawałek przyniesionej pasiastej, półprzezroczystej tkaniny. Słońce od razu zaplątuje się w jej ciemniejsze fałdy, rysując niespokojne prostokąty na zakurzonej podłodze. Paweł jeszcze raz liczy kroki. Kilka ujęć pustego kadru, próbuje różne nastawy i kąty, sprawdza czy zdąży zająć zaplanowaną pozycję.
www Gdy zadowolony podrywa się, z zamiarem włączenia samowyzwalacza, jestem tuż obok wężyka spustowego.
www To tylko wyciągnięcie ręki.
www Pstryk.
www On najpierw zamiera w pół ruchu, potem niepewnie podchodzi do aparatu i włącza ekran. A jednak zdjęcie tam jest. Migawka złapała go w trakcie wstawania, z jedną rękę opartą jeszcze o podłogę, jak w trakcie szamańskiego tańca. Pasiasta firanka potęguje nierzeczywistość obrazu, przywodząc na myśl zasłonę namiotu. Wycofuję się wystraszona. Słyszę, jak Paweł zgrzyta zębami i widzę jak przestawia statyw o kilka kroków. Pewnie dostrzegł, że do sfotografowania skulonej sylwetki lepszy będzie szerszy kadr. Tym razem wszystko zgodnie z planem. Paweł z ulgą składa sprzęt. Wychodzi..
www Spacer w jasnym słońcu rozproszy jego strach. Tak chcę.
www W obozie, w cieniu drzewa przygotowuje kilka kanapek. Obserwuję z bezpiecznego oddalenia wyważone ruchy, jego skupienie, kiedy wolno przeżuwa kęsy. Z przymkniętymi oczami pije kawę z termosu i kiedy przełyka, jabłko Adama sunie pod gładką skórą. Znów kartkuje notatki, choć zna je na pamięć. Jestem przekonana, że Paweł wie, że jak dobre jest światło, żeby spróbować innych ujęć na łące i w lesie...
www Przegląda kadry na ekranie aparatu i smutnieje, gdy zatrzymuje obraz dłużej na tym przypadkowym zdjęciu w chatce. Boję się, że nagle całe przedsięwzięcie uzna za niepotrzebne. Tygodnie przygotowań, prób. Jakby zniechęcony opada na plecy, lekko opierając głowę o pień dzikiej jabłonki i bezmyślnie śledzi białe smugi obłoków na błękitnym niebie. Czekam napięta, aż zmorzy go sen i będę mogła wyjść z gorącego letniego powietrza, upleść siebie w rzeczywistości Pawła z odcieni światła nad łąką i szumu wiatru. Ostrożnie kładę się obok, daję mu pewność, że jest we właściwym miejscu. Skórę na karku ma ciepłą, lekko słonawą od potu. Zasypiam z nim, ukołysana jednostajnym buczeniem pracowitych owadów i zapachem kwiatów, wychylających główki z połaci zieleni.
www Kiedy się budzimy, jest późne popołudnie. Słońce straciło jaskrawość, wydłużając cienie, smużąc miękkim światłem. Paweł siada zdezorientowany, przeciera oczy. Sięga machinalnie po butelkę wody i płucze wyschnięte gardło. Zauważam, że potarł miejsce na szyi, które naznaczyłam pocałunkiem. Nie jest zachwycony, że przespał tyle czasu, ale z drugiej strony teraz ma idealne światło, aby zrobić portret na łące. Nie ma już zamiaru porzucać projektu, więc oddycham z ulgą. Zaczyna kompletować potrzebne rekwizyty.
www- Witaj - teraz mogę się odezwać. Mój głos jest dziewczęcy, podszytym śmiechem. Kiedyś powie, że światłem, ale teraz to porównanie uznaje za zbyt banalne, za bardzo chłopięce. Stoję przed nim w jasnej, zwiewnej sukience na cienkich ramiączkach, która prześwietlona od tyłu słońcem ukazuje wyraźny zarys nagich bioder, smukłe nogi i cienką talię. Widzę, jak mimowolnie oblizuje usta, zupełnie nieprzygotowany na jakiekolwiek spotkanie, onieśmielony czystością i pięknem chwili. Podchodzę bliżej, żeby zauważył kilka ciemniejszych plamek na zielonych tęczówkach, bo takie szczegóły zawsze przyciągały jego uwagę.
www- Dzień dobry – mówi niezręcznie. - Pani tu mieszka?
www- W okolicy. Co fotografujesz? - Chcę go uspokoić bezpośrednim pytaniem.
www- Hmm, różnie. Właściwie to serię autoportretów. Myślałem, że nikogo tu nie spotkam. – Pokazuje w kierunku wsi.
www Podaję mu dłoń, a on miękkim ruchem podnosi ją do ust. Przesuwam palce, kciukiem poznając lekką szorstkość jego podbródka. Dreszcz ożywia moją skórę, biegnie milionem igiełek wzdłuż ręki, napina piersi, spada drżeniem do pępka wypełniając podbrzusze. Chętnie bym przedłużyła tę chwilę, ale Paweł, speszony odsuwa się o krok.
www- Opowiesz mi o portrecie, który miałeś teraz robić? - Przechylam głowę, żeby ciemne loki musnęły jasną, nietkniętą słońcem skórę ramienia. Wiem, że lubi kontrasty.
www- Oczywiście – odpowiada z ulgą i przechodzi do opisu ujęcia objaśniając mi, do czego służą poszczególne elementy podróżnego zestawu. Mówiąc, zacina się nieco, chyba sam zdumiony, jak chętnie zdradza tajemnice. Aparat jest gotowy w ostatnim momencie, na złapanie właściwego światła. Ustawia samowyzwalacz i siada w zaplanowanej pozie, z lekko odchyloną głową i wyciągniętymi nogami. Chłonę całą scenę zachwycona pewnością ruchów i spokojem, jaki do niego powrócił, kiedy zajął się fotografowaniem. Zaraz po pstryknięciu migawki podchodzę i z ciekawością zerkam na wykonane przed chwilą zdjęcie.
www- Zobacz – podbiegam i podając mu aparat, siadam okrakiem na jego udach – dokładnie tak jak chciałeś!
www Całkowicie zaskoczony lekko chrząka. Wiem, że zerka na widoczne pod cienką bawełną sukienki małe, skulone brodawki moich piersi i czuje lekko kwiatowy, rozgrzany słońcem zapach skóry. Ogląda fotografię nieuważnie, niewiele zapamiętując. To moja chwila, mój zatrzymany czas. Nachylam się, lekko rozchylając usta i delikatnie muskam skórę wzdłuż szczęki, łapię jego dolną wargę zębami, aż jęczy zaskoczony nagłym wybuchem przyjemności. Czuję, jak drgają mu napięte mięśnie ud. Mruczę, naciskając mocniej, językiem wytyczając drogę pocałunku. Przyciąga mnie w odpowiedzi, plącząc mi włosy, miękkimi wargami smakuje niecierpliwie szyję, cienką skórę na obojczykach. Coraz szybciej zagrania dłońmi moje ciało, pokrytego teraz drobnymi kropeczkami gęsiej skórki. Pożądanie wzbiera aż do gardłowego pomruku. Traci kontrolę. Lecimy oboje raz w dół raz w górę, w gorąco i ciemność. Zachłannie biorę wyśnione marzenie. Mój sen. Nasz.
www Końcowy kadr, oblany słońcem, uchwycił nasze zaciśnięte powieki, pod którymi żyłki światła odznaczały kręte ścieżki, niczym stemple rozkoszy.
www Zbudził go pierwszy brzask i chłód rosy. Paweł leżał na brzuchu, wprost na zrudziałej trawie, z głową nakrytą koszulą. Gdzieś dalej dostrzegł dżinsy i traperki, dalej torbę fotograficzną z porozrzucaną zawartością. W głowie mu łupało, kark bolał. Chłopak zaklął, nie mogąc przez chwilę zlokalizować lustrzanki. Odnalazł w końcu aparat zaplątany w spodnie. Nie troszcząc się o ubranie, włączył podgląd zapisanych fotografii, chcąc odnaleźć ostatnią.
www W tym ujęciu stał na palcach, z rękoma wyciągniętymi nad głową, wyprostowany jak struna, nagi, ze srebrnym poblaskiem księżyca wokół sylwetki. Pełnia zajmowała jedną trzecią górnej części wykonanego z dołu zdjęcia. Patrzył w ekran, nie wierząc w to, co widzi. Sięgnął do schowka w torbie, żeby przejrzeć zeszyt z notatkami, ale znalazł w nim tylko czyste kartki. Wrócił do wyświetlacza. Cofnął do wcześniejszych obrazów, ale nie było tam żadnego, jakie pamiętał. Tylko jakieś niewyraźne smugi we wnętrzu starej chaty, kiczowaty zachód słońca nad łąką, dzika jabłoń w zaniedbanym sadzie i wirujące w słońcu pyłki dmuchawców. Nic szczególnego. Sny, zapiski, długie tygodnie planowania… I wszystko na nic?
www Tylko ostatnia fotografia miała wartość. Siedział tak jeszcze długo, patrząc w czarno-srebrne zdjęcie. Nie miał odwagi wyłączyć aparatu. Przeczuwał, że kadr zniknie jak reszta ujęć, jak zapiski w brulionie, jak dziewczyna z łąki. Wpatrywał sięw ekran, aż do wyczerpania baterii i potem w zgasły prostokącik wyświetlacza, nie rejestrując upływającego czasu, zagubiony w tęsknocie, której nie umie nazwać, niepewności tego, co go spotkało i co będzie dalej.
www Wypił resztki wody z butelki. Ubrał spodnie, koszulę, nałożył buty. Niedbale pozbierał namiot i pozostały ekwipunek. Powlókł się w kierunku stacji, na której już nie stawały już pociągi. Nie o tej porze dnia. Ale miał szczęście: skład właśnie wolno przetaczał się przez peron, a maszynista zwolnił z przyzwyczajenia. Paweł wskoczył w biegu w otwarte drzwi wagonu i nie patrząc wokół, rzucił plecak na pierwszą z brzegu ławkę.
www- Witaj - usłyszał. Głos miły, dziewczęcy, podszyty śmiechem. Światłem, wyśniłam nam kiedyś.
[/size]
www Wiosną, kiedy mój Paweł szukał dobrego pleneru fotograficznego, dużo jeździł podmiejską kolejką, czytał rozkłady i sprawdzał na mapie, aż odnalazł to miejsce. Wysiadł i spędził cały dzieñ na spacerach po okolicy, łapał w obiektyw leżące odłogiem pola, błotniste drogi i koty wyglądające z każdej dziury we wsi. Dałam mu pragnienie powrotu, zagadki kolein światła o brzasku nad torami, niepokój w drżących promieniach słońca, przeprószonych przez futro na pałąkowatym grzbiecie syczącego kota. Potem odjechał, z głową pełną planów i pomysłów, w wagonie, o brudnych ścianach, z twardymi plastikowymi ławkami i pozostawił mnie w świecie pomiędzy torami a wioską.
www Czekałam. Budowałam obrazy.
www Chciałam, żeby w nocy śnił o łące. Niech stoi w pełnym słońcu, z dłonią podniesioną do czoła. Pod zaimprowizowanym daszkiem zmruży oczy, jakby się śmiał, bo to utworzy w kącikach oczu delikatną siatkę zmarszczek. Zbłąkane w jasnych włosach światło wykreśli aureolę, na zawsze zatrzyma, wzbudzone wiatrem pyłki dmuchawców. Na pierwszym planie zdjęcia niedbale położona na pylistej drodze torba z obiektywami, dopełnia brązem i fakturą znoszone traperskie buty Pawła.
www Wyobrażam sobie, że zapamiętuje dokładnie całe ujęcie. W łazience długo patrzy w lustro, jakby w nieregularnej niebieskości swoich tęczówek wypatrywał odcieni tamtego nieba. Dłonie opiera o krawędź umywalki, napięte mięśnie ramion lekko drżą. Gdybym stanęła blisko, mogłabym przytulić policzek do jego pleców, poczuć pachnącą nocą i snem skórę, pozwoliłabym dłoniom powędrować w dół, aż pokrytych drobnymi włoskami ud. Potrafię dokładnie zobaczyć, jak dreszcz spina mu kark i Paweł prostuje się, wolno przechylając głowę raz w jedną raz w drugą stronę, rozciera bark. Przygląda się swojej twarzy, próbuje ułożyć włosy tak, jak na zdjęciu ze snu. Jeszcze są za krótkie o kilka centymetrów, żeby swobodnie opadać na ramiona. „Ale mam czas” – myśli. “Urosną do lata”. Zamykam oczy i powtarzam szeptem razem z nim. „Urosną”. Czuję obietnicę pulsującą we mnie, wypełniam nią kolejne dni Pawła. Teraz on też czeka.
www Kolejne poranki, popołudnia i wieczory mijają jak przewijane szybko klatki filmu. W moich myślach Paweł zaczyna ćwiczyć ustawienia aparatu i samowyzwalacza, tak, żeby każde zdjęcie realizowało zamysł, powtarza wciąż na nowo wszystkie parametry. Wpada niemal w obsesję, poświęcając każdą wolną chwilę na szkicowanie planu ujęcia. Po pierwszym sukcesie z właściwymi nastawami i kadrowaniem autoportretu, śnimy następny sen. Tym razem Paweł siedzi wśród wysokiej trawy, lekko odchylony, podparty na rękach. Rękawy białej koszuli ma podwinięte do łokci, słońce zachodzące za jego plecami okala jasną linią skórę na przedramionach. On patrzy prosto w obiektyw, lekko ściągając brwi, dwie grubo narysowane kreski. Błękitne rozetki chabrów wydobywają intensywną barwę oczu. Wyczuwam jakąś niecierpliwość i rankiem Paweł ma mieszane uczucia, ale notuje wizję, tak jak wszystkie te, które nadejdą później.
www W każdym nowym śnie podchodzę nieco bliżej - oswajam Pawła z rolą modela. Musi czasem uważnie przyjrzeć sięswojemu lustrzanemu odbiciu, nim zdecyduje, że podoba się sobie w różnych ujęciach. W końcu pozuje nago, pozwalając słońcu pieścić miodowy odcień swojej skóry. Przed lustrem znikają wszelkie wątpliwości. To będą autoportrety, a któż by tam, na naszej łące, go podejrzał? Koty?
www Już znam go na tyle, by wiedzieć, że zazwyczaj stroni od ludzi i nie lubi rozmawiać o swojej fotograficznej pasji. Opowiada obrazem to, czego nie umie zapisać w słowach. Zamyka światło w kadrze, układa w filtrach i w prostych kompozycjach podkreśla piękno chwili. Do końca wiosny mamy wszystko zaplanowane. Uśmiecham się zalotnie kącikami ust, kiedy przegląda zapiski, zaintrygowany, że jak dotąd nie ma nic pomiędzy ujęciem w pełnym słońcu z pierwszego snu a aktem, który wykona w nocy, podczas pełni księżyca: profil całej sylwetki, na palcach z rękoma wyciągniętymi nad głową, wyprostowany jak struna. Srebrna kula w jednej trzeciej lewej strony kadru, lekki poblask na skórze. „Srebro i czerń” notuje obok. Po próbach wie już dokładnie, jaki wybrać czas naświetlania i ustawienia przesłony. Sprawdza, kiedy księżyc będzie widoczny na niebie. Szacuje, że potrzeba kilkunastu powtórzeń, ale to tylko wzmaga emocje.
www W końcu nadchodzi to lato ze snu i nasza pełnia księżyca. Prognozy nie zapowiadają deszczu. Pewnie jest podekscytowany, gdy obładowany plecakiem ze stelażem wsiada do podmiejskiego pociągu. Cała podróż to kilkanaście stacji, ale czas mija zdecydowanie zbyt wolno. Przegląda swój zeszyt i jak przed pierwszą randką nie może skupić się na niczym konkretnym. Z jednej strony zaplanowane ma najdrobniejsze szczegóły, z drugiej nie wie, co go spotka. Ostatnie przystanki niecierpliwie spędza na korytarzu. Nie czeka, aż znudzony maszynista zatrzyma skład, jak tylko pociąg dostatecznie zwalnia bieg, rzuca plecak, a potem obciążony jedynie torbą fotograficzną, skacze na zapiaszczony beton stacji. Pociąg odjeżdża, unosząc ze zdumionym stukotem spojrzenia podróżnych. Z ostatnich drzwi wychyla się konduktor.
www- Już tu jutro nie stanie! - krzyczy. - Likwidujemy przystanek!
www Paweł wzrusza odruchowo ramionami. Ma przecież mnie. Teraz nie muszę już śnić. Jest tutaj. Obserwuję go, jak poprawia plecak, oddycha głębiej i czeka, aż ucichną odgłosy pociągu. W końcu otacza nas tylko brzęczenie pszczół i trzmieli, rojących sięw trawach, wśród pogniecionych płatków czerwonych maków, żółtych środków rumianków, poszarpanej niebieskości chabrów i dalekie odgłosy żerującego ptactwa. Paweł rusza, szczęśliwy, że jest tutaj, z dala od miasta, na progu naszego snu. Śmieje się, radośnie i głośno, zachwycony lekkością, jaką odkrył. Po drodze do wioski mija łąkę porośniętą dmuchawcami i spontanicznie zbiera pełną garść. Patrzy wokół i spiesznie wyjmuje z torby zeszyt i na podstawie notatek dobiera pasujący obiektyw i filtr. Statyw. Jeszcze mierzy światło. Ustawia kadr. Strzela kilka próbnych fotografii, półgłosem licząc kroki i gesty, niezbędne, żeby uchwycić właściwą pozycję. Kiedy nabiera pewności, że zadbał o wszystko, nastawia samowyzwalacz, zdmuchuje wszystkie uzbierane mniszki i wchodzi w powstałą chmurę pyłków. Trzy kroki, lewą ręką osłania oczy. Jeszcze spojrzenie na ukos w stronę aparatu. Kciuk prawej ręki zaczepia o szlufkę dżinsów. Pięć sekund oczekiwania. Trzask migawki. Jest. Ale... Chyba ma wrażenie, że za późno. Że większość szarych drobinek zdążyła opaść. Zaniepokojony uruchamia podgląd i przewija do ostatniego kadru. Jest! Tak, jak trzeba. Idealny początek. Mimo to zastanawia się, czy nie powtórzyć ujęcia. “Dla porównania – może tłumaczyć sobie w myślach - spróbuję też później, bliżej zachodu, kiedy światło jest miękkie”. Dopiero teraz czuję, jak bije mu serce. Zbiera sprzęt i idzie dalej szuka miejsc na rozstawienie namiotu i kolejne ujęcia. Jestem tuż za nim.
www Pod samotnym drzewem na skraju łąki rozstawia namiot, zabiera aparat i torbę i ruszamy do wioski. Na pierwszy rzut oka od ostatniej wizyty nie zaszły tu większe zmiany, tylko rozbujała latem roślinność niemal całkowicie objęła w posiadanie opuszczone chałupy. Po wypełnionym odgłosami owadów polu tutaj wydaje się aż nazbyt cicho. Nieśmiało wskazuję mu srokę, siedzącą na gałęzi jednej ze zdziczałych jabłoni. Ptak spogląda raz jednym, raz drugim okiem, niezdecydowany, czy zagrożeniem jestem ja, czy mój gość. Pod drzewem, trwając w bezruchu, obserwuje nas czarno-biały kot. Chłopak kuca z wizjerem aparatu, przyłożonym do oka, a w momencie, kiedy pstryka zdjęcie, zwierzęta zerkają jedno na drugie. Sroka odlatuje z furkotem skrzydeł, a futrzak skacze nagle w jego stronę, wyginając grzbiet i sycząc. Paweł w ostatniej chwili nastawia ostrość i chwyta słońce przesiane przez nastroszoną sierść. „Kolejny dobry znak” - myślę. Tymczasem kot bezszelestnie znika.
www Podążam dalej śladem Pawła, patrząc z fascynacją, jak zmienia się wyraz jego twarzy, gdy uważnie przeczesuje wzrokiem otoczenie. Kolejna fotografia ma przedstawiać wnętrze chaty, ze smugami światła, przecinającymi postać skuloną pośrodku pomieszczenia, więc zagląda do środka domków. Wybiera ten, który pamięta z naszego snu. Kiedy wchodzi do środka, na parapecie okna dostrzega niebieski dzbanek. Identyczny! Waha się na progu, a ja czuję, jak przenika go dreszcz strachu, kłujące zimno niepokoju pełznie wzdłuż kręgosłupa. Ale sen zwycięża. Pomiar światła, ustawienie statywu. W oknie wiesza kawałek przyniesionej pasiastej, półprzezroczystej tkaniny. Słońce od razu zaplątuje się w jej ciemniejsze fałdy, rysując niespokojne prostokąty na zakurzonej podłodze. Paweł jeszcze raz liczy kroki. Kilka ujęć pustego kadru, próbuje różne nastawy i kąty, sprawdza czy zdąży zająć zaplanowaną pozycję.
www Gdy zadowolony podrywa się, z zamiarem włączenia samowyzwalacza, jestem tuż obok wężyka spustowego.
www To tylko wyciągnięcie ręki.
www Pstryk.
www On najpierw zamiera w pół ruchu, potem niepewnie podchodzi do aparatu i włącza ekran. A jednak zdjęcie tam jest. Migawka złapała go w trakcie wstawania, z jedną rękę opartą jeszcze o podłogę, jak w trakcie szamańskiego tańca. Pasiasta firanka potęguje nierzeczywistość obrazu, przywodząc na myśl zasłonę namiotu. Wycofuję się wystraszona. Słyszę, jak Paweł zgrzyta zębami i widzę jak przestawia statyw o kilka kroków. Pewnie dostrzegł, że do sfotografowania skulonej sylwetki lepszy będzie szerszy kadr. Tym razem wszystko zgodnie z planem. Paweł z ulgą składa sprzęt. Wychodzi..
www Spacer w jasnym słońcu rozproszy jego strach. Tak chcę.
www W obozie, w cieniu drzewa przygotowuje kilka kanapek. Obserwuję z bezpiecznego oddalenia wyważone ruchy, jego skupienie, kiedy wolno przeżuwa kęsy. Z przymkniętymi oczami pije kawę z termosu i kiedy przełyka, jabłko Adama sunie pod gładką skórą. Znów kartkuje notatki, choć zna je na pamięć. Jestem przekonana, że Paweł wie, że jak dobre jest światło, żeby spróbować innych ujęć na łące i w lesie...
www Przegląda kadry na ekranie aparatu i smutnieje, gdy zatrzymuje obraz dłużej na tym przypadkowym zdjęciu w chatce. Boję się, że nagle całe przedsięwzięcie uzna za niepotrzebne. Tygodnie przygotowań, prób. Jakby zniechęcony opada na plecy, lekko opierając głowę o pień dzikiej jabłonki i bezmyślnie śledzi białe smugi obłoków na błękitnym niebie. Czekam napięta, aż zmorzy go sen i będę mogła wyjść z gorącego letniego powietrza, upleść siebie w rzeczywistości Pawła z odcieni światła nad łąką i szumu wiatru. Ostrożnie kładę się obok, daję mu pewność, że jest we właściwym miejscu. Skórę na karku ma ciepłą, lekko słonawą od potu. Zasypiam z nim, ukołysana jednostajnym buczeniem pracowitych owadów i zapachem kwiatów, wychylających główki z połaci zieleni.
www Kiedy się budzimy, jest późne popołudnie. Słońce straciło jaskrawość, wydłużając cienie, smużąc miękkim światłem. Paweł siada zdezorientowany, przeciera oczy. Sięga machinalnie po butelkę wody i płucze wyschnięte gardło. Zauważam, że potarł miejsce na szyi, które naznaczyłam pocałunkiem. Nie jest zachwycony, że przespał tyle czasu, ale z drugiej strony teraz ma idealne światło, aby zrobić portret na łące. Nie ma już zamiaru porzucać projektu, więc oddycham z ulgą. Zaczyna kompletować potrzebne rekwizyty.
www- Witaj - teraz mogę się odezwać. Mój głos jest dziewczęcy, podszytym śmiechem. Kiedyś powie, że światłem, ale teraz to porównanie uznaje za zbyt banalne, za bardzo chłopięce. Stoję przed nim w jasnej, zwiewnej sukience na cienkich ramiączkach, która prześwietlona od tyłu słońcem ukazuje wyraźny zarys nagich bioder, smukłe nogi i cienką talię. Widzę, jak mimowolnie oblizuje usta, zupełnie nieprzygotowany na jakiekolwiek spotkanie, onieśmielony czystością i pięknem chwili. Podchodzę bliżej, żeby zauważył kilka ciemniejszych plamek na zielonych tęczówkach, bo takie szczegóły zawsze przyciągały jego uwagę.
www- Dzień dobry – mówi niezręcznie. - Pani tu mieszka?
www- W okolicy. Co fotografujesz? - Chcę go uspokoić bezpośrednim pytaniem.
www- Hmm, różnie. Właściwie to serię autoportretów. Myślałem, że nikogo tu nie spotkam. – Pokazuje w kierunku wsi.
www Podaję mu dłoń, a on miękkim ruchem podnosi ją do ust. Przesuwam palce, kciukiem poznając lekką szorstkość jego podbródka. Dreszcz ożywia moją skórę, biegnie milionem igiełek wzdłuż ręki, napina piersi, spada drżeniem do pępka wypełniając podbrzusze. Chętnie bym przedłużyła tę chwilę, ale Paweł, speszony odsuwa się o krok.
www- Opowiesz mi o portrecie, który miałeś teraz robić? - Przechylam głowę, żeby ciemne loki musnęły jasną, nietkniętą słońcem skórę ramienia. Wiem, że lubi kontrasty.
www- Oczywiście – odpowiada z ulgą i przechodzi do opisu ujęcia objaśniając mi, do czego służą poszczególne elementy podróżnego zestawu. Mówiąc, zacina się nieco, chyba sam zdumiony, jak chętnie zdradza tajemnice. Aparat jest gotowy w ostatnim momencie, na złapanie właściwego światła. Ustawia samowyzwalacz i siada w zaplanowanej pozie, z lekko odchyloną głową i wyciągniętymi nogami. Chłonę całą scenę zachwycona pewnością ruchów i spokojem, jaki do niego powrócił, kiedy zajął się fotografowaniem. Zaraz po pstryknięciu migawki podchodzę i z ciekawością zerkam na wykonane przed chwilą zdjęcie.
www- Zobacz – podbiegam i podając mu aparat, siadam okrakiem na jego udach – dokładnie tak jak chciałeś!
www Całkowicie zaskoczony lekko chrząka. Wiem, że zerka na widoczne pod cienką bawełną sukienki małe, skulone brodawki moich piersi i czuje lekko kwiatowy, rozgrzany słońcem zapach skóry. Ogląda fotografię nieuważnie, niewiele zapamiętując. To moja chwila, mój zatrzymany czas. Nachylam się, lekko rozchylając usta i delikatnie muskam skórę wzdłuż szczęki, łapię jego dolną wargę zębami, aż jęczy zaskoczony nagłym wybuchem przyjemności. Czuję, jak drgają mu napięte mięśnie ud. Mruczę, naciskając mocniej, językiem wytyczając drogę pocałunku. Przyciąga mnie w odpowiedzi, plącząc mi włosy, miękkimi wargami smakuje niecierpliwie szyję, cienką skórę na obojczykach. Coraz szybciej zagrania dłońmi moje ciało, pokrytego teraz drobnymi kropeczkami gęsiej skórki. Pożądanie wzbiera aż do gardłowego pomruku. Traci kontrolę. Lecimy oboje raz w dół raz w górę, w gorąco i ciemność. Zachłannie biorę wyśnione marzenie. Mój sen. Nasz.
www Końcowy kadr, oblany słońcem, uchwycił nasze zaciśnięte powieki, pod którymi żyłki światła odznaczały kręte ścieżki, niczym stemple rozkoszy.
www Zbudził go pierwszy brzask i chłód rosy. Paweł leżał na brzuchu, wprost na zrudziałej trawie, z głową nakrytą koszulą. Gdzieś dalej dostrzegł dżinsy i traperki, dalej torbę fotograficzną z porozrzucaną zawartością. W głowie mu łupało, kark bolał. Chłopak zaklął, nie mogąc przez chwilę zlokalizować lustrzanki. Odnalazł w końcu aparat zaplątany w spodnie. Nie troszcząc się o ubranie, włączył podgląd zapisanych fotografii, chcąc odnaleźć ostatnią.
www W tym ujęciu stał na palcach, z rękoma wyciągniętymi nad głową, wyprostowany jak struna, nagi, ze srebrnym poblaskiem księżyca wokół sylwetki. Pełnia zajmowała jedną trzecią górnej części wykonanego z dołu zdjęcia. Patrzył w ekran, nie wierząc w to, co widzi. Sięgnął do schowka w torbie, żeby przejrzeć zeszyt z notatkami, ale znalazł w nim tylko czyste kartki. Wrócił do wyświetlacza. Cofnął do wcześniejszych obrazów, ale nie było tam żadnego, jakie pamiętał. Tylko jakieś niewyraźne smugi we wnętrzu starej chaty, kiczowaty zachód słońca nad łąką, dzika jabłoń w zaniedbanym sadzie i wirujące w słońcu pyłki dmuchawców. Nic szczególnego. Sny, zapiski, długie tygodnie planowania… I wszystko na nic?
www Tylko ostatnia fotografia miała wartość. Siedział tak jeszcze długo, patrząc w czarno-srebrne zdjęcie. Nie miał odwagi wyłączyć aparatu. Przeczuwał, że kadr zniknie jak reszta ujęć, jak zapiski w brulionie, jak dziewczyna z łąki. Wpatrywał sięw ekran, aż do wyczerpania baterii i potem w zgasły prostokącik wyświetlacza, nie rejestrując upływającego czasu, zagubiony w tęsknocie, której nie umie nazwać, niepewności tego, co go spotkało i co będzie dalej.
www Wypił resztki wody z butelki. Ubrał spodnie, koszulę, nałożył buty. Niedbale pozbierał namiot i pozostały ekwipunek. Powlókł się w kierunku stacji, na której już nie stawały już pociągi. Nie o tej porze dnia. Ale miał szczęście: skład właśnie wolno przetaczał się przez peron, a maszynista zwolnił z przyzwyczajenia. Paweł wskoczył w biegu w otwarte drzwi wagonu i nie patrząc wokół, rzucił plecak na pierwszą z brzegu ławkę.
www- Witaj - usłyszał. Głos miły, dziewczęcy, podszyty śmiechem. Światłem, wyśniłam nam kiedyś.
[/size]