Leży na brudnoszarym materacu w kącie, nie odbiera telefonów. Nie odpisuje na wiadomości, których i tak już nie dostaje. Wycofał się z życia towarzystkiego w stronę czegoś innego.
Nie jest już do końca człowiekiem. Je, pije, wydala i (niestety) masturbuje się, jest coraz bardziej zgarbiony, nosi coraz bardziej szarą bluzę z kapturem. Wewnątrz nic nie ma, przestał myśleć.
Mieszkanie ma wysokie (przedwojenne trzy metry) stropy i duże okna, ale nic więcej nie zostało po ludziach, którzy je zbudowali. Już nic nie ma. Bywają takie dni, gdy, naprawdę, jedyne, co robi, to patrzy na to, co jest przed nim, i to dla niego jest wszystko, co istnieje, nie ma już żadnych abstrakcji ani historii.
Jednak coś tu jest.
Przez większość czasu mimo wszystko siedzi w jego głowie jakiś obserwator, który patrzy na niego. Ten obserwator docenia, zauważa, zgłasza poprawki i wyraża osądy, jak każdy inny. Nic tu nie zmienia to, że tym obserwatorem jest on sam.
Chciałby, żeby ten sobie poszedł, ale za nic nie chce sobie iść. Zaczyna się bać. Nie może go tak zostawić, nie chce, żeby cierpiał lub się nim znudził. Ze strachu zaczyna chować się wzdłuż ścian i pod stołem, czołgać się, zwijać się w kłębek i leżeć w kącie, odwrócony do wszystkiego. Niech go już wreszcie zostawi.
Skoro sobie nie idzie, to znaczy, że mu się tu podoba, prawda? Więc jednak nie jest tak źle, nie musi się dla niego zmieniać, może być sobą i być zaakceptowanym. Zaczyna być bardziej pewny siebie, chodzi pełnymi krokami, mniej pije, czasami czyta. Ale coś się psuje, dlatego jednak pije więcej.
Nadal nie jest z siebie zadowolony. Czego ty właściwie chcesz?
Więcej czyta. Wprawdzie musi się zmuszać do zwracania uwagi na tekst, ale potem czuje się dobrze z tym, że coś przeczytał. Dociera do niego, jak bardzo wszędzie śmierdzi, ale nie ma siły się umyć, więc póki co tylko wietrzy. Podoba mu się wykonywanie tych wszystkich czynności: mycie naczyń, sprzątanie podłogi i łazienki. Czuje, że coś robi, jest sprawnie działającą częścią świata, elementem jakiegoś większego systemu, bez którego wszystko funkcjonowałoby mniej efektywnie.
Decydującego wieczoru podłączył telefon do prądu; okazało się, że dostał w tym czasie całkiem dużo wiadomości.
2
Cześć
Nie znam się co prawda zbytnio na weryfikacji, ale według mnie tekst jest taki... bardzo... nieporadny - pewnie z resztą jak i moja następująca weryfikacja:
Tak naprawdę, jedyna rzecz, która mi się podoba w tym tekście, to zdanie:
Na Twoim miejscu postarałabym się napisać ten tekst na nowo, zwracając uwagę na to, by każde zdanie miało jakiś sens, by tekst trzymał się kupy. No, ale jak już mówiłam, mogę się mylić, poczekaj więc lepiej na opinię weryfikatorów i innych użytkowników. :wink:

bodek pisze: Je, pije, wydala i (niestety) masturbuje się
Nie podobają mi się te nawiasy. Niestety się masturbuje... niestety dla kogo/bo co? Bo się robi brudniej? Bo bohater jest leniwy i mu się nie chce, a musi? Ten drugi nawias też bym usunęła, jakoś tak zaburza to zdanie. Mógłbyś, równie dobrze, zawrzeć tę myśl normalnie w pełnym zdaniu, zamiast w nawiasie.bodek pisze:Mieszkanie ma wysokie (przedwojenne trzy metry) stropy i duże okna
Pokazujesz nam później, że bohater ma jednak jakieś myśli w głowie. Czemu miałby nie być już człowiekiem? Przez to zdanie zaczęłam wyobrażać sobie bohatera jako Golumabodek pisze:Wycofał się z życia towarzystkiego w stronę czegoś innego.
towarzystkiego - literówka, usuń "t"
To zdanie także mi się niezbyt podoba. Pierwsza część jest, według mnie, ok, ale druga jest nijaka. Wycofał się w stronę czego?
bodek pisze:Nie jest już do końca człowiekiem. Je, pije, wydala i (niestety) masturbuje się, jest coraz bardziej zgarbiony, nosi coraz bardziej szarą bluzę z kapturem. Wewnątrz nic nie ma, przestał myśleć.

A no właśnie. To możemy uznać go znów za człowieka?bodek pisze:Jednak coś tu jest.

Tak naprawdę, jedyna rzecz, która mi się podoba w tym tekście, to zdanie:
Znam pewną osobę, która kilka lat temu miała stan psychiczny podobny do stanu Twojego bohatera. To zdanie jest według mnie celne, realne, oddaje to, co oddawać ma i naprawdę mi się podoba. A reszta... to takie trochę kluchy z olejem, zdania jakby nie przemyślane, mające mieć ładny wydźwięk, ale sens już nie konieczne.bodek pisze:Dociera do niego, jak bardzo wszędzie śmierdzi, ale nie ma siły się umyć, więc póki co tylko wietrzy.
Na Twoim miejscu postarałabym się napisać ten tekst na nowo, zwracając uwagę na to, by każde zdanie miało jakiś sens, by tekst trzymał się kupy. No, ale jak już mówiłam, mogę się mylić, poczekaj więc lepiej na opinię weryfikatorów i innych użytkowników. :wink:
4
O tym raczej nie myślałam, ale kto wie, może coś w tym jestpan_ruina pisze:Onanizujący się Golum..? no no panienko tosiu, sam Tolkien by na to nie wpadł:)

Sobie poszedł, sobie iść, tak mi się jakoś rzuciło jeszcze przypadkiem w oczybodek pisze:Chciałby, żeby ten sobie poszedł, ale za nic nie chce sobie iść.
5
Ciężko wychwycić ten stan depresyjny kiedy zdania są zagmatwane, przerywane, a wprowadzenie pozwala na interpretację podmiotu dwojako (leży - kto, co?). Dopiero trzecie zdanie w tym akapicie wprowadza "jego". Ale nieokreślenie podmiotu i przy okazji wprowadzenie kolejnego, czyli obserwatora też nie ułatwia wejścia w tekst, czyli poczucie tego "doła".
Przemeblowałbym początek.
Wycofał się z życia towarzyskiego w stronę czegoś innego: leży w kącie na brudnoszarym materacu, nie odbiera telefonów. Nie odpisuje na wiadomości, których i tak już nie dostaje.
Przy czym ostatnie zdanie zamieniłbym na dwa: Nieodpisuje na wiadomości. I tak ich nie dostaje.
Znów małe przemeblowanie:
Mieszkanie ma wysokie stropy i duże okna, ale nic więcej nie zostało po ludziach, którzy je wybudowali. Nie ma już nic.
Tu z kolei nie bardzo rozumiem tej luźnej wzmianki o mieszkaniu i powiązaniu ich z historią i ludźmi, którzy je wybudowali - czy podmiot zauważa tylko to? Dlaczego więc narrator nie rozwinie tej obserwacji, tylko natychmiast przechodzi do... historii, która jednak została zauważona. Więc jest. Coś...
[2] - I wychodzi, tak po prostu, że tym obserwatorem jest on. Czyli sam siebie ocenia. Dałoby się to zapisać prościej.
[2] - ... w tym miejscu dwa nieokreślone podmioty zaczynają się mocno mieszać, przez co każda linijka staje się głęboka na siłę. Myślę, że określenie na początku, a potem konsekwentne trzymanie się łatwego schematu poczyniłyby dobro dla całości.
[3] - niepotrzebny zaimek.
I teraz, czytając pierwszy akapit i ostatni widać wielką sprzeczność
Nazwałbym tutaj jakoś obserwatora - w nim tkwi więcej mocy sprawczej, niż u narratora. Może, poprzez odniesienie do swojego właściciela wydusić więcej z tej dramatycznej historii niż tylko kilka obserwacji.
Całość nie przypadła mi do gustu. Puenta uciekła, dramat zarysowany słabo, wykonanie mało poprawne.
PS: Bardzo dawno nic nie czytałem i nie oceniałem więc jeśli wygląda to chaotycznie, to przepraszam.
Przemeblowałbym początek.
Na:Leży na brudnoszarym materacu w kącie, nie odbiera telefonów. Nie odpisuje na wiadomości, których i tak już nie dostaje. Wycofał się z życia towarzystkiego w stronę czegoś innego.
Wycofał się z życia towarzyskiego w stronę czegoś innego: leży w kącie na brudnoszarym materacu, nie odbiera telefonów. Nie odpisuje na wiadomości, których i tak już nie dostaje.
Przy czym ostatnie zdanie zamieniłbym na dwa: Nieodpisuje na wiadomości. I tak ich nie dostaje.
Powyżej wprowadzasz zdanie-tajemnicę, ale okazuje się, że to tylko niezręczność w nazywaniu rzeczy po imieniu albo w odpowiedniej tonacji nadania im metaforycznego znaczenia. U ciebie człowiek, który nie jest do końca człowiekiem, tak naprawdę jest człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz nie funkcjonuje jak normalny człowiek. I tak bym to nazwał - czasem prościej znaczy skuteczniej.Nie jest już do końca człowiekiem. Je, pije, wydala i (niestety) masturbuje się, jest coraz bardziej zgarbiony, nosi coraz bardziej szarą bluzę z kapturem. Wewnątrz nic nie ma, przestał myśleć.
Znów małe przemeblowanie:
Mieszkanie ma wysokie (przedwojenne trzy metry) stropy i duże okna, ale nic więcej nie zostało po ludziach, którzy je zbudowali. Już nic nie ma. Bywają takie dni, gdy, naprawdę, jedyne, co robi, to patrzy na to, co jest przed nim, i to dla niego jest wszystko, co istnieje, nie ma już żadnych abstrakcji ani historii.
Mieszkanie ma wysokie stropy i duże okna, ale nic więcej nie zostało po ludziach, którzy je wybudowali. Nie ma już nic.
Tu z kolei nie bardzo rozumiem tej luźnej wzmianki o mieszkaniu i powiązaniu ich z historią i ludźmi, którzy je wybudowali - czy podmiot zauważa tylko to? Dlaczego więc narrator nie rozwinie tej obserwacji, tylko natychmiast przechodzi do... historii, która jednak została zauważona. Więc jest. Coś...
(?) - inny obserwator, człowiek? Kto jest tym podmiotem?Przez większość czasu, mimo wszystko, siedzi w jego głowie jakiś obserwator, który patrzy na niego. Ten obserwator docenia, zauważa, zgłasza poprawki i wyraża osądy, jak każdy inny (?) . [2]Nic tu nie zmienia to, że tym obserwatorem jest on sam.
[2] - I wychodzi, tak po prostu, że tym obserwatorem jest on. Czyli sam siebie ocenia. Dałoby się to zapisać prościej.
[1] - Podmiot (który) chce, aby ktoś sobie poszedł. I...[1]Chciałby, żeby ten sobie poszedł, ale za nic nie chce sobie iść. [2]Zaczyna się bać. Nie może go tak zostawić, nie chce, żeby cierpiał lub się nim znudził. Ze strachu zaczyna chować się wzdłuż ścian i pod stołem, czołgać się, zwijać [3]się w kłębek i leżeć w kącie, odwrócony do wszystkiego. Niech go już wreszcie zostawi.
[2] - ... w tym miejscu dwa nieokreślone podmioty zaczynają się mocno mieszać, przez co każda linijka staje się głęboka na siłę. Myślę, że określenie na początku, a potem konsekwentne trzymanie się łatwego schematu poczyniłyby dobro dla całości.
[3] - niepotrzebny zaimek.
tutaj zastosowałeś jakiś wyjątkowy skrót narracyjny - nic nie robi, a nagle robi to i tamto, i jest z tego zadowolony.Dociera do niego, jak bardzo wszędzie śmierdzi, ale nie ma siły się umyć, więc póki co tylko wietrzy. Podoba mu się wykonywanie tych wszystkich czynności: mycie naczyń, sprzątanie podłogi i łazienki.
I teraz, czytając pierwszy akapit i ostatni widać wielką sprzeczność

Nazwałbym tutaj jakoś obserwatora - w nim tkwi więcej mocy sprawczej, niż u narratora. Może, poprzez odniesienie do swojego właściciela wydusić więcej z tej dramatycznej historii niż tylko kilka obserwacji.
Całość nie przypadła mi do gustu. Puenta uciekła, dramat zarysowany słabo, wykonanie mało poprawne.
PS: Bardzo dawno nic nie czytałem i nie oceniałem więc jeśli wygląda to chaotycznie, to przepraszam.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
6
Kurczę, dobrze!
Literacki minimalizm w praktyce. W kilku zdaniach całkiem porządny portret wycofania z równie porządnym tłem psychologicznym, moim zdaniem wiarygodnym, opisanym prosto, rzeczowo, bez patosu rodem z „Młodego Wertera”, za to okraszonym sporym ładunkiem ironii.
I ta ironia podoba mi się najbardziej. Narrator puszy się, wpycha w kadr, nie chce być mistrzem drugiego planu. Wbija szpile, pozwala sobie na komentarze i puszcza oko do czytelnika, kontrując skądinąd poważne stany psychiczne, czy filozoficzne przemyślenia bohatera.
Albo coś takiego
Jest coś nieuchwytnie fajnego w tym tekście, jakiś rodzaj bystrości w obserwacji i formułowaniu myśli i niejednoznaczności w wydźwięku, widocznego w finale, który pewnie wcale nie jest finałem, a nawet, gdyby był, to daje się go odczytać na kilka sposobów.
Byłoby jeszcze fajniej, gdyby było precyzyjniej.
Na przykład -
albo
albo
Mnie się podobało.
Pytanie, czy równie smacznie byłoby na dłuższym dystansie. Nie wiem. Może będzie okazja się przekonać.
Nat: Zatwierdzam jako weryfkę
Pięknie dziękujemy 
Literacki minimalizm w praktyce. W kilku zdaniach całkiem porządny portret wycofania z równie porządnym tłem psychologicznym, moim zdaniem wiarygodnym, opisanym prosto, rzeczowo, bez patosu rodem z „Młodego Wertera”, za to okraszonym sporym ładunkiem ironii.
I ta ironia podoba mi się najbardziej. Narrator puszy się, wpycha w kadr, nie chce być mistrzem drugiego planu. Wbija szpile, pozwala sobie na komentarze i puszcza oko do czytelnika, kontrując skądinąd poważne stany psychiczne, czy filozoficzne przemyślenia bohatera.
To jest w ogóle świetne zdanie.bodek pisze:Je, pije, wydala i (niestety) masturbuje się, jest coraz bardziej zgarbiony, nosi coraz bardziej szarą bluzę z kapturem.
Albo coś takiego
Nawet dialogujące drugie ja (czyli coś bardzo ważnego dla każdej jednostki ludzkiej) zostanie przeleciane brudną ścierką za pomocą sprawozdania podszytego delikatnym jadem.bodek pisze:Mieszkanie ma wysokie (przedwojenne trzy metry) stropy i duże okna, ale nic więcej nie zostało po ludziach, którzy je zbudowali.
Jest coś nieuchwytnie fajnego w tym tekście, jakiś rodzaj bystrości w obserwacji i formułowaniu myśli i niejednoznaczności w wydźwięku, widocznego w finale, który pewnie wcale nie jest finałem, a nawet, gdyby był, to daje się go odczytać na kilka sposobów.
Byłoby jeszcze fajniej, gdyby było precyzyjniej.
Na przykład -
gdzie „tu” nie odnosi się do niczego.bodek pisze:Jednak coś tu jest.
albo
gdzie mowa pozornie zależna ucieka z gorsetu formy, tracąc na klarowności przekazubodek pisze:Zaczyna się bać. Nie może go tak zostawić, nie chce, żeby cierpiał lub się nim znudził.
albo
gdzie pospolite wyrażenie z telewizji - "nie do końca" psuje narrację.bodek pisze:Nie jest już do końca człowiekiem
Mnie się podobało.
Pytanie, czy równie smacznie byłoby na dłuższym dystansie. Nie wiem. Może będzie okazja się przekonać.
Nat: Zatwierdzam jako weryfkę


Ostatnio zmieniony pt 22 sty 2016, 07:10 przez Leszek Pipka, łącznie zmieniany 1 raz.