Cameraman - może prolog?

1
wwwTo, co skusiło Carlssona do pojęcia pracy w nowo-powstałym studio EyeImage, to przede wszystkim położenie w niedalekiej odległości od centrum Londynu, praktycznie kilka przecznic od dzielnicy, w której mieszkał. Drugą istotną sprawą był ciekawy scenariusz, zakładający pierwszy miesiąc ujęć w studio, a potem kilkanaście tygodni zdjęć nocnych. Po śmierci żony Luigi cierpiał na bezsenność i ta praca spadła mu jak prezent z nieba. Poza tym Luigi Carlsson lubił pracować z początkującymi filmowcami. Tacy nie mądrzyli się zbyt mocno i nie wtrącali w jego pracę. Zdarzało się, nie tak wcale rzadko, że przyjmował wyrazy wdzięczności za uwagi i rady, których czasem udzielał. Nie narzucał się oczywiście, ale kiedy sytuacja wymagała interwencji, bezlitośnie kreślił na czerwono przygotowany przez kierownika planu skrypt oświetlenia.
wwwDziś wszystko wyglądało na prostą, studyjną robotę. Carlsson przyszedł jak zwykle przed czasem i sprawdził czy zamówione wczoraj lampy są na swoim miejscu. Były. Wystarczyło, że popodłącza wszystko sam, jego chłopaki przydadzą się później. Ustawił główny reflektor według scenariusza i przeszedł do światła kontrującego. No tak. Młody operator, to wydaje mu się, że świat zwojuje wymyślnym filtrem. I dodatkową lampą z góry. Powariował. Luigi postanowił nie włączać tej propozycji do naświetlenia scen, a rozpisany zestaw filtrów pominąć wyrozumiałym milczeniem. Uśmiechnął się pod nosem i założył neutralny, podejrzewając, że gość, świeżo po szkole i tak tego nie odnotuje. Gotowe.
wwwZ poczuciem wypełnionej misji i kubkiem gorącej kawy usiadł na taborecie pod ścianą i obserwował schodzących się ludzi. Te momenty także lubił. Zaczynał się zwykły dzień zdjęciowy. Chaos, bieganina, nieporządek - wszystko, co go uspokajało i naprowadzało na właściwe tory. Dźwiękowcy rozwijali zwoje kabli, przygotowywali potrzebne mikrofony, asystenci operatora ustawiali kamery, a między nimi wszystkimi biegali scenarzyści pomstując na psucie idealnego kadru.
wwwZdążył wypić już połowę swojej porannej czarnej, kiedy kątem oka zauważył wysokiego blondyna, majstrującego przy jego oświetleniu. Luigi westchnął ciężko i powoli zbliżył się do śmiałka. Nie miał pojęcia kiedy go przyjęli.
– Nowy jesteś? – rzucił półgłosem.
– Uhm. – Chłopak dopasowywał filtr i nawet nie raczył się obejrzeć. Całkiem przypadkowo był to ten filtr, który Luigi odrzucił.
– I co robisz? – drążył cierpliwie.
– Ustawiam światło. Bo technik coś spieprzył. – Być może Carlsson się przesłyszał, ale w głosie młodego pobrzmiewały nuty rozbawienia.
– Aha. Światło. A można wiedzieć kto ci kazał?
– Reżyser. Ten ważniejszy, od światła. – Tym razem nieznajomy wyraźnie parsknął śmiechem.
wwwPoirytowany Luigi odstawił kubek i stanął z rękoma na biodrach, na szeroko rozstawionych nogach. Sapnął, szykując się do dłuższej przemowy na temat idiotów wtryniających nos w nie swoje sprawy.
– Skąd ci przyszło do głowy, żeby to mi przestawiać? – zapytał siląc się na spokój.
wwwChłopak przyglądał mu się z uśmiechem, kciukiem pocierając mały garb u nasady nosa. Mógł mieć dwadzieścia kilka lat, nie więcej. Pewnie jego pierwsza praca, szybko ocenił Luigi. Kolejny zdobywca kariery.
– W skrypcie tak jest. – Młody kiwnął głową w niekreślonym kierunku.
– A kiedy widziałeś skrypt?
– Dziś rano.. jakoś. – Kolejne wzruszenie ramion.
– Uhm. To zobacz młody – Carlsson pokazał wyciągniętą z tylnej kieszeni wranglerów kartkę, na której wcześniej zanotował swoje korekty – gdzie tu widzisz ten idiotyczny filtr? Weźmiesz teraz poprzestawiasz wszystko, a następnym razem meldujesz się u mnie zanim wleziesz w światło, zrozumiano? – Ostatnie słowo warknął krótko, po wojskowemu, niemal słysząc pokorne „Tajest!”, w wykonaniu aroganckiego blondyna.
– Nie, Luigi – odezwał się ten cicho, szybko, nie dając staremu wyjadaczowi szans na zastanowienie się skąd on u licha zna jego imię. – Znajdziesz czysty egzemplarz notatek i ustawisz wszystko według tego co zaplanowałem.
– McDermoth! – domyślił się w końcu Carlssona. Głównego operatora nie było na żadnym spotkaniu, ponoć z powodów rodzinnych. Tak tłumaczył reżyser. – To ty tu odpowiadasz za zdjęcia!
– James. – Szkot wyciągnął dłoń. Uścisk miał mocny. – Za zdjęcia i za światło. Zaufaj mi.
– Młody, przecież to co tu rozpisałeś nie ma najmniejszego sensu. Chcesz rozpieprzyć pierwszą scenę, bo miałeś wizję po zakrapianej imprezie?
– Zrobiłem zdjęcia próbne. Z różnymi wariantami. Wybrałem to. Teraz ci lepiej? I to jest ostatni raz kiedy ci się tłumaczę, stary i tylko dlatego, że bez twojej ekipy sam nocnych plenerów nie poustawiam – uśmiechnął się.
– Jak chcesz. – Luigi machnął ręką i poszedł zainstalować lampę, z której samowolnie zrezygnował. Jakoś podejrzewał, że ten dziwny James na pewno to zauważy.
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 08:38 przez ithi, łącznie zmieniany 1 raz.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

2
ithilhin pisze:Drugą istotną sprawą był ciekawy scenariusz, zakładający pierwszy miesiąc ujęć w studio, a potem kilkanaście tygodni zdjęć nocnych.
nie bój się powtórzeń, zwłaszcza jeśli przez to robisz błędy merytoryczne- semantyczne: ujęcia i zdjęcia to nie to samo - zdjęcia to określenie pracy kamerzysty, np.: robię zdjęcia do Rambo 8. ujęcie to sposób przedstawienia danej sceny, jedna akcja, np.: ucieczkę Rambo robię ujęciem z najazdu.
ithilhin pisze:jak prezent z nieba.
jak manna z nieba - trzeba mieć naprawdę dobry powód i jeszcze lepszy pomysł na gmeranie przy związkach frazeologicznych, tu jest fatalny kiks
ithilhin pisze:To, co skusiło Carlssona do pojęcia pracy w nowo-powstałym studio EyeImage, to przede wszystkim położenie w niedalekiej odległości od centrum Londynu, praktycznie kilka przecznic od dzielnicy, w której mieszkał. Drugą istotną sprawą był ciekawy scenariusz, zakładający pierwszy miesiąc ujęć w studio, a potem kilkanaście tygodni zdjęć nocnych. Po śmierci żony Luigi cierpiał na bezsenność i ta praca spadła mu jak prezent z nieba. Poza tym Luigi Carlsson lubił pracować z początkującymi filmowcami.
wprowadzanie i operowanie informacjami personalnymi jest tu dziełem przypadku czy masz jakąś metodę? (jeśli masz, to ją zmień na inną), poza tym skoro sam jest doświadczony to skąd domniemanie, że w nowopowstałym studiu będą żółtodzioby tylko? - takie skróty (o ile to skrót, a nie niedoróbka) są śliskie
ithilhin pisze:Tacy nie mądrzyli się zbyt mocno i nie wtrącali w jego pracę. Zdarzało się, nie tak wcale rzadko, że przyjmował wyrazy wdzięczności za uwagi i rady, których czasem udzielał. Nie narzucał się oczywiście, ale kiedy sytuacja wymagała interwencji, bezlitośnie kreślił na czerwono przygotowany przez kierownika planu skrypt oświetlenia.
metody pracy wyglądałyby lepiej poprzedzone/zastąpione ogólnym przedstawieniem zawodowych kompetencji bohatera, bo teraz i tak jest ogólnikowo i ni z gruszki ni z pietruszki mieszasz wdzięczność z kreśleniem, poza tym - drewno
ithilhin pisze:Dziś wszystko wyglądało na prostą, studyjną robotę.
przecinek zbędny - przecinki między przymiotnikami nie są obligatoryjne, a robią różnice jak robienie laski i łaski:
prosta studyjna robota - znaczy: prosta studyjna robota (przedstawienie studia jest tu neutralne- robota może być w nim i prosta i trudna, dziś akurat będzie prosta)
prosta, studyjna robota - znaczy: prosta (tylko dlatego, że w studiu) robota (w domyśle: w plenerze jest trudna robota) (przecinek ma tu znaczenie spójnika "bo")
ithilhin pisze:Uśmiechnął się pod nosem i założył neutralny, podejrzewając, że gość, świeżo po szkole i tak tego nie odnotuje.
uśmiech pod nosem świadczy o protekcjonalności, a ta wymaga czegoś więcej niż tylko podejrzenia
ithilhin pisze:Chaos, bieganina, nieporządek - wszystko, co go uspokajało i naprowadzało na właściwe tory. Dźwiękowcy rozwijali zwoje kabli, przygotowywali potrzebne mikrofony, asystenci operatora ustawiali kamery, a między nimi wszystkimi biegali scenarzyści pomstując na psucie idealnego kadru.
w pierwszym zdaniu charakteryzujesz ogólnie plan, a w drugim doprecyzowujesz, w efekcie wychodzi wielkie nic - albo albo - albo rzucasz jedno zdanie typu: na planie panował zwyczajowy rozgardiasz - i jego wyobrażenie zostawiasz czytelnikowi, albo przedstawiasz plan tak, jakby czytelnik nie miał o tym pojęcia i pokazujesz mu to od a do z - nie ma drogi pośredniej (co najwyżej można dać zdanie ogólne plus jakieś wybitnie charakterystyczne dla tego akurat planu szczegóły).
ithilhin pisze:– Ustawiam światło. Bo technik coś spieprzył. – Być może Carlsson się przesłyszał, ale w głosie młodego pobrzmiewały nuty rozbawienia.
– Aha. Światło. A można wiedzieć kto ci kazał?
– Reżyser. Ten ważniejszy, od światła. – Tym razem nieznajomy wyraźnie parsknął śmiechem.
didaskalia przyciężkie, jakoś nie potrafię sobie tego parsknięcia w tym miejscu wyobrazić
ithilhin pisze:– McDermoth! – domyślił się w końcu Carlssona. Głównego operatora nie było na żadnym spotkaniu, ponoć z powodów rodzinnych. Tak tłumaczył reżyser. – To ty tu odpowiadasz za zdjęcia!
– James. – Szkot wyciągnął dłoń. Uścisk miał mocny. – Za zdjęcia i za światło. Zaufaj mi.
– Młody, przecież to co tu rozpisałeś nie ma najmniejszego sensu. Chcesz rozpieprzyć pierwszą scenę, bo miałeś wizję po zakrapianej imprezie?
to samo, poza tym co za wióry, poza tym brak psychologicznej podbudowy ich rozmowy - dwa byczki chcą ustalić hierarchię w stadzie - jeden przez politykę faktów dokonanych, drugi dąży do konfrontacji pozwalając brnąć pierwszemu w mylnym przekonaniu o swej wyższości - tę rozmowę obaj przeprowadzili najpierw wewnętrznie, każdy wyszedł z niej zwycięsko, ale realnej rozmowie Luigi przegrał- jego alfa-zapędy zostały wykastrowane - i co? - pozwalasz tak zwyczajnie odejść swojemu głównemu bohaterowi? tak po prostu- jakby gadali o pogodzie? Luigi wyraźnie emocjonował się w tej rozmowie (są przynajmniej dwie wzmianki o tym), więc i jej podsumowanie musi z tym korespondować.

masz dobre panowanie nad melodyką zdań, więc zupełnie nie rozumiem skąd takie złe maniery przy dialogach, poza tym same dialogi są najsłabszym punktem textu
:hug:

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 08:37 przez Smoke, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Cameraman - może prolog?

3
Oj, oj - jakby to powiedziała moja córcia, grożąc małym paluszkiem ;) Odniosę się głównie do treści, bo kilka rzeczy trochę pomieszałaś.
ithilhin pisze:Drugą istotną sprawą był ciekawy scenariusz, zakładający pierwszy miesiąc ujęć w studio, a potem kilkanaście tygodni zdjęć nocnych.
Pierwszą istotną sprawą jest, że scenariusz może i być arcyciekawy, natomiast nie jest rozpiską planu produkcji, a to właśnie ten definiuje co, gdzie i w jakiej kolejności jest kręcone.
Dwa: ujęcie i zdjęcie to nie to samo, ale Smoke również trochę mija się z prawdą pisząc:
Smoke pisze:ujęcie to sposób przedstawienia danej sceny, jedna akcja, np.: ucieczkę Rambo robię ujęciem z najazdu.
Ujęcie to najmniejsza część danej sceny, przy czym scena może składać się z jednego ujęcia, jak i kilkudziesięciu. Generalnie ujęcie to to, co mieści się między dwoma cięciami montażowymi (choć należy pamiętać, że ujęcia mogą przechodzić jedno w drugie także w inny sposób, np. na przenikaniu).
ithilhin pisze:Poza tym Luigi Carlsson lubił pracować z początkującymi filmowcami. Tacy nie mądrzyli się zbyt mocno i nie wtrącali w jego pracę. Zdarzało się, nie tak wcale rzadko, że przyjmował wyrazy wdzięczności za uwagi i rady, których czasem udzielał.
Generalnie jest trochę odwrotnie: młodzi filmowcy zwykle mają Wizję i współpraca z nimi jest trudniejsza, choćby dlatego, że nie chcą uwierzyć na słowo, że prościej znaczy lepiej ;)
ithilhin pisze:Ustawił główny reflektor według scenariusza i przeszedł do światła kontrującego.
Scenariusz ponownie nie ma tu nic do rzeczy. Prędzej scenopis obrazkowy, a już na pewno wytyczne kierownika planu (które bohater tak nonszalancko kreśli na czerwono, pewnie w celu utraty pracy na drugi dzień ;)) i przede wszystkim reżysera stanowią podstawę do takich działań.
ithilhin pisze:Dźwiękowcy rozwijali zwoje kabli, przygotowywali potrzebne mikrofony, asystenci operatora ustawiali kamery, a między nimi wszystkimi biegali scenarzyści pomstując na psucie idealnego kadru.
I znów to samo: co ma scenarzysta do kadru? Scenariusz zawiera akcję, dialogi i sensy, kadry ustala się na poziomie scenopisu obrazkowego i robi to ktoś inny (zwykle reżyser ze swoimi asystentami, ew. operatorem), a scenarzyście nic już do tego. Scenariusz jest bazą, która reżyser i/lub producent dla osiągnięcia wcześniej wytyczonych celów produkcyjnych, może modyfikować wedle potrzeby (zmieniać sceny miejscami, wyrzucać je, przestawiać/zmieniać/usuwać dialogi). Praca scenarzysty jest zakończona wraz z przyjęciem ostatecznej wersji scenariusza przez producenta. Oczywiście są wyjątki. Np. w sitcomach, czy nagraniach z publicznością, gdzie ta ma żywiołowo reagować na akcję/dowcipy, rzeczywiście scenarzyści są obecni na planie, żeby mogli (wraz z pozostałą ekipą) proponować np. ulepszone wersje dialogów. Niemniej nadal z kadrowaniem mają niewiele wspólnego. Mamy na forum scenarzystę, możesz podpytać ;)
Przy okazji nie pomyl w przyszłości kadru z planem, bo to dwie sprawy. Można powiedzieć np., że mamy dwie postaci w kadrze, w planie pełnym :)
ithilhin pisze:W skrypcie tak jest.

Znów ten nieszczęsny scenariusz... A dwa nie siedzi mi to, że nagle wprowadzasz kalkę z angielskiego.

Na koniec jeszcze moja wątpliwość, co do tych filtrów. Z tego, co napisane, nie wynika w jakich dokładnie czasach osadzona jest akcja, niemniej obecnie odchodzi się od stosowania filtrów/efektów bezpośrednio na planie i takie rzeczy załatwia na etapie postprodukcji, ponieważ jest taniej i bezpieczniej (mając dobrze, czyli poprawnie bez prześwietleń/niedoświetleń, zrobiony materiał, można go już niemal dowolnie modyfikować). Wystarczy np. porównać zdjęcia plenerowe z GOT z efektem finalnym i widać od razu, że charakter oświetlenia był zmieniany komputerowo w postprodukcji.

Aha, na koniec, zgodzę się z przedmówcą: dialog wyszedł rzeczywiście słabo. Brakuje w nim wewnętrznego napięcia - przecież tam powinny lecieć iskry! :)

zatwierdzona weryfikacja - Gorgiasz
Ostatnio zmieniony śr 03 lut 2016, 08:37 przez Aktegev, łącznie zmieniany 1 raz.
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

4
Zdarzało się, nie tak wcale rzadko, że przyjmował wyrazy wdzięczności za uwagi i rady, których czasem udzielał.
Nie podoba mi się to zdanie, szczególnie fraza „nie tak wcale rzadko”.
Młody operator, to wydaje mu się, że świat zwojuje wymyślnym filtrem.
Lepiej zabrzmi „zawojuje”.
Powariował.
Napisałbym „Zwariował”, „Oszalał”. To określenie stosuje się raczej w liczbie mnogiej: „Powariowali” i tutaj brzmi trochę dziwnie.
a między nimi wszystkimi biegali scenarzyści pomstując na psucie idealnego kadru.
Przecinek przed „pomstując”.
– Reżyser. Ten ważniejszy, od światła. – Tym razem nieznajomy wyraźnie parsknął śmiechem.
Napisałbym: – Reżyser. Ten ważniejszy, od światła. – Nieznajomy parsknął śmiechem.
Względnie:
– Reżyser. Ten ważniejszy, od światła. – Mówiąc to, nieznajomy parsknął śmiechem.
Ustawiam światło. Bo technik coś spieprzył. – Być może Carlsson się przesłyszał, ale w głosie młodego pobrzmiewały nuty rozbawienia.
– Aha. Światło. A można wiedzieć kto ci kazał?
– Reżyser. Ten ważniejszy, od światła. –
Za dużo „światła”.
– Uhm. To zobacz młody – Carlsson pokazał wyciągniętą z tylnej kieszeni wranglerów kartkę,
Kropka po „młody” się zapodziała.
– James. – Szkot wyciągnął dłoń. Uścisk miał mocny. – Za zdjęcia i za światło. Zaufaj mi.
Zrezygnowałbym z „Zaufaj mi”. Jeden z najgorszych sloganów, jakie znam.
I to jest ostatni raz kiedy ci się tłumaczę, stary i tylko dlatego, że bez twojej ekipy sam nocnych plenerów nie poustawiam – uśmiechnął się.
– Jak chcesz. – Luigi machnął ręką i poszedł zainstalować lampę,
Ta szybka kapitulacja jest absolutnie nienaturalna i niewytłumaczalna na bazie dotychczasowej treści. Brakuje emocjonalnej reakcji. Teoretycznie powinien być mocno wkurzony i dać jakoś temu wyraz, nawet w sposób czysto formalny czy symboliczny (ale lepiej, jakby dał w zęby), skoro nie miał „mocy” (dlaczego?) aby postawić na swoim. Cały dialog jest zresztą nazbyt ugrzeczniony i szkolny, tak faceci (przede wszystkim Luigi) nie rozmawiają, zwłaszcza zawodowcy w obszarze obejmującym ich kompetencje (w przenośni - terytorium, którego instynktownie będą bronić). Luigi wyszedł na ostatnią ofermę, ale może taki w założeniu ma być. Tyle, że należało to jakoś uwiarygodnić; na początku fragmentu nic tego nie zapowiada.

A tytuł dałbym „Kamerzysta”; przynajmniej jak na razie nic nie tłumaczy angielskiej nazwy.

To nietypowy dla Ciebie tekst i muszę przyznać, iż stanowczo wolałem poprzednie. No, ale może się rozkręci. Jako - raczej nie tyle prolog, noszący z definicji pewne cechy autonomiczne – ale jako wstęp, jak najbardziej się nada. Co prawda, trudno stwierdzić na tym etapie, w jakim kierunku akcja się potoczy. I jeśli ma to być preludium – takie czy inne – do czegoś dłuższego, to rozwinąłbym i dał więcej szczegółowych informacji w dwóch pierwszych akapitach – o głównym bohaterze, jego pracy, samym studio, zamierzonym filmie czy spektaklu itp.

I jeszcze odnoszę wrażenie (być może mylne), że – przynajmniej w jakimś stopniu – jest to stylizacja na lata dwudzieste lub trzydzieste. Coś mi się skojarzyło z kryminałami Raymonda Chandlera.

5
Dziękuję wszystkim!
Celowo nie napisałam żadnych wyjaśnień, bo chciałam zobaczyć jak jest odbierana ta scena i czego brakuje.
Głównym bohaterem dalszej części ma być nie Luigi, tylko McDermoth i to miało być wprowadzenie jego osoby poprzez scenę rodzajową.
Smoke pisze: ujęcia i zdjęcia to nie to samo

Aktegev pisze:Ujęcie to najmniejsza część danej sceny, przy czym scena może składać się z jednego ujęcia, jak i kilkudziesięciu. Generalnie ujęcie to to, co mieści się między dwoma cięciami montażowymi (choć należy pamiętać, że ujęcia mogą przechodzić jedno w drugie także w inny sposób, np. na przenikaniu).
A jak mamy scenariusz, w którym jedno ujęcie jest kręcone w studio, reszta zdjęć w nocy, na ulicy (na przykład?)
Scenariusz to oczywiście uproszczenie, to co widział Luigi było na pewno tym co jemu potrzebne do pracy i decyzji. Czyli powinnam użyć pojęcia "plan produkcji"?
Smoke pisze:poza tym skoro sam jest doświadczony to skąd domniemanie, że w nowopowstałym studiu będą żółtodzioby tylko? - takie skróty (o ile to skrót, a nie niedoróbka) są śliskie


Fakt, to że dowiedział się tego w rozmowie wstępnej mogłam doprecyzować.
Aktegev pisze:Generalnie jest trochę odwrotnie: młodzi filmowcy zwykle mają Wizję i współpraca z nimi jest trudniejsza, choćby dlatego, że nie chcą uwierzyć na słowo, że prościej znaczy lepiej
Fakt, pewna nielogiczność, a raczej niedoprecyzowanie (ponownie). Chodziło o to, że jemu było łatwiej żółtodziobów przekonać do swoich racji.
Aktegev pisze:Scenariusz ponownie nie ma tu nic do rzeczy. Prędzej scenopis obrazkowy, a już na pewno wytyczne kierownika planu (które bohater tak nonszalancko kreśli na czerwono, pewnie w celu utraty pracy na drugi dzień ) i przede wszystkim reżysera stanowią podstawę do takich działań.
.

To co ma Luigi to plan jak ma być rozmieszczone oświetlenie. Spotkałam się z nazwą i skrypt i scenariusz. Luigi podlega reżyserowi "od zdjęć" i jego działka to oświetlenie.
Aktegev pisze:I znów to samo: co ma scenarzysta do kadru?
Hm. A ta ekipa co ma za zadanie "zabudować" plan zdjęciowy? Toć od nich zależy co będzie w kadrze. I jak. A jak ktoś im to przestawia czy przekłada, bo coś ta, to się wkurzają.
Aktegev pisze:Na koniec jeszcze moja wątpliwość, co do tych filtrów. Z tego, co napisane, nie wynika w jakich dokładnie czasach osadzona jest akcja, niemniej obecnie odchodzi się od stosowania filtrów/efektów bezpośrednio na planie i takie rzeczy załatwia na etapie postprodukcji, ponieważ jest taniej i bezpieczniej (mając dobrze, czyli poprawnie bez prześwietleń/niedoświetleń, zrobiony materiał, można go już niemal dowolnie modyfikować).


Tak, akcja ma się toczyć w czasach, kiedy takie rzeczy robiono na planie.
Aktegev pisze:Aha, na koniec, zgodzę się z przedmówcą: dialog wyszedł rzeczywiście słabo. Brakuje w nim wewnętrznego napięcia - przecież tam powinny lecieć iskry!
Gorgiasz pisze:Ta szybka kapitulacja jest absolutnie nienaturalna i niewytłumaczalna na bazie dotychczasowej treści. Brakuje emocjonalnej reakcji.
Luigi się przed momentem zorientował, że rozmawia ze swoim szefem. A sam James jest spokojny i raczej rozbawiony. I pod tą siłą spokoju kapituluje Luigi.

I na pewno to nie miał być kryminał ;)

Tylko mnie męczą te dialogi, mi się wydawało w miarę ok. :(
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

6
ithilhin pisze:A jak mamy scenariusz, w którym jedno ujęcie jest kręcone w studio, reszta zdjęć w nocy, na ulicy (na przykład?)
Powtórzę raz jeszcze: w scenariuszu nie ma mowy o ujęciach. Scenariusz to słowny zapis akcji, dialogu i sensu w sposób uporządkowanych scen. Informacja o scenie w scenariuszu wprowadzana jest np tak:

1. PLENER. WIEŚ. PRZED DOMEM ZIELARZA. DZIEŃ.

Gdzie numer to numer sceny, dalej miejsce, potem warunki lub uszczegółowienie.
Tutaj jeszcze zależy według jakiej formatki pisany jest scenariusz. Trochę inaczej to wygląda przy produkcji z aktorami, inaczej przy filmie animowanym.
Potem opisywana jest akcja, wraz dialogami bohaterów. Potem kolejna scena z nagłówkiem jak wyżej i tak dalej, aż z układu następujących po sobie scen powstaje dramaturgia i sens filmu (lub jego brak, to wtedy scenariusz ląduje w koszu albo poprawia się go dziesiąt razy ;))
Dla technika oświetlenia to żadna informacja, ponieważ...

Gotowy scenariusz ląduje u reżysera, który to interpretuje go ze słowa na obraz, mając przy tym dość duży zakres swobody. Taką interpretacją jest zwykle scenopis obrazkowy, gdzie to, co zostało zapisane słowami jest już przedstawione graficznie właśnie w formie scen zawierających następujące po sobie ujęcia, plus opis ze wstępnymi uwagami dla dźwiękowców, dekoratorów, aktorów, operatora itp. I tu, uwaga!, scenopis wcale nie musi się zgadzać z zapisami w scenariuszu. Potem scenopis wraz ze wszystkimi wskazówkami/uwagami reżysera idzie dalej. Np do scenografów, którzy na tej podstawie opracowują charakter dekoracji, ale wszystko jest zawsze konsultowane i akceptowane przez reżysera.
Stąd również uwaga, że taki technik od oświetlenia raczej nie powinien wprowadzać samowolnych zmian na planie. Jeśli operator podaje, że potrzebuje takiego a takiego światła (w sensie natężenia, kierunku, barwy), technik to wykonuje, może jedynie coś zasugerować.
ithilhin pisze:Scenariusz to oczywiście uproszczenie, to co widział Luigi było na pewno tym co jemu potrzebne do pracy i decyzji. Czyli powinnam użyć pojęcia "plan produkcji"?
Raczej tak.
ithilhin pisze: To co ma Luigi to plan jak ma być rozmieszczone oświetlenie. Spotkałam się z nazwą i skrypt i scenariusz. Luigi podlega reżyserowi "od zdjęć" i jego działka to oświetlenie.
To może poprzestań na nazwaniu tego neutralnie instrukcją lub wytycznymi? I jeśli komuś podlega, to na pewno nie może ot tak sobie skreślać reżyserskich wytycznych, nawet jeśli uważa, że jego korekty byłyby lepsze. To funkcjonuje na zasadzie drabinki.
ithilhin pisze: Hm. A ta ekipa co ma za zadanie "zabudować" plan zdjęciowy? Toć od nich zależy co będzie w kadrze. I jak. A jak ktoś im to przestawia czy przekłada, bo coś ta, to się wkurzają.
To co będzie ostatecznie w kadrze zależy finalnie od reżysera. On ma prawo przyjść i w każdym momencie powiedzieć "nie podoba mi się, trzeba to zrobić inaczej", wkurzyć się i zwyzywać wszystkich wokół, zanim producent zwyzywa reżysera, że posypał się harmonogram produkcji ;)
W uproszczeniu droga do finalnego kadru wygląda tak:
1. Scenariusz informuje o tym, co ma się dziać w scenie.
2. Reżyser interpretuje "dzianie się" na układ ujęć, ustala kadry i plany w tych kadrach (np. we wnętrzu dwie postaci gadają w planie amerykańskim). Narzuca również ogólną koncepcję artystyczną.
3. Wytyczne reżysera wraz ze scenopisem idą dalej do scenografa. Ten przekłada szkic lub wytyczne reżyserskie na to np. w jakim stylu są ubrane postaci, w jakim stylu są wnętrza. Powstają projekty dekoracji, strojów, które ponownie lądują do reżyserskiej akceptacji.
4. Na podstawie zaakceptowanych projektów dekoratorzy (wraz z osobami technicznymi np. stolarze, murarze, krawcy) tworzą wygląd pomieszczenia lub w pewnych jego fragmentach umieszczają green box, gdzie będą dekoracje dodane cyfrowo.
5. Przychodzi reżyser (najpewniej z operatorem) analizuje wszystko i ustala, czy coś nie zasłoni kluczowej gry aktorów, co ewentualnie jest do poprawy/przestawienia (tu np. technik oświetlenia może dodać swoje sugestie), albo bierze się zdjęcia próbne.
Aktegev pisze:Tak, akcja ma się toczyć w czasach, kiedy takie rzeczy robiono na planie.
Ok, tylko ustal dokładnie moment i zapoznaj się z historią kręcenia filmu od strony technicznej, bo to się zmieniało/zmienia, np. na początku mojej edukacji w tym zakresie podstawową proporcją kadru było 4:3, teraz powszechnie obowiązuje 16:9. Nie mówiąc już w ogóle o różnicy w pracy z taśmą filmową a materiałem branym cyfrowo.

Powodzenia
"Kiedy autor powiada, że pracował w porywie natchnienia, kłamie." Umberto Eco
Więcej niż zło /powieść/
Miłek z Czarnego Lasu /film/

7
Aktegev, dzięki bardzo. Ewidentnie pomyliłam scenopis ze scenariuszem :D

I jasne, że reżyser może wszystko rozpindrzyć ;) ale jednak są ludzie od ustawiania dekoracji i zwykle mają na to ścisłe wytyczne?
Teraz widzę ,że zbyt duże skróty są - czyli to co sugerował Gorgiasz, trzeba rozbudować.
No, a Luigi jasne, że nie powinien kreślić. Ale to robił, co ja poradzę :D

A co z tymi dialogami?
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

8
Gorgiasz pisze: I jeszcze odnoszę wrażenie (być może mylne), że – przynajmniej w jakimś stopniu – jest to stylizacja na lata dwudzieste lub trzydzieste. Coś mi się skojarzyło z kryminałami Raymonda Chandlera.
Ja cyrkluję na 80 - 90
Autorka podaje, że są to czasy w których uzywa się filtrów, ok.
Gosia zdradź nam proszę, chciałbym zobaczyć jak trafiliśmy z Gorgiaszem:)

10
Przeczytałem tekst i późniejsze opinie. Mając już większe rozeznanie (i o jeden zarzut więcej) piszę nie jako ekspert literacki, ale potencjalny czytelnik powieści.
Początek to był straszny chaos, zmuszający mnie do wolnego przemyślenia każdego zdania z trudem łącząc je w spójną całość. To bardzo źle, bo zdecydowanie wolę, kiedy czytany tekst sam mi się w głowie układa tylko pod wpływem słów. Zmęczyłem się strasznie, a mimo to w zasadzie powinienem przeczytać to jeszcze raz, bo nie wszystko udało mi się ogarnąć.
Liczyłem trochę na dialogi, bo czasem potknięcia narracyjne rekompensują ciekawe rozmowy bohaterów. A tu się okazało, że było jeszcze gorzej, bo nudno i niewiarygodnie. Czytałaś sobie na głos te dialogi? Tu często potrzeba trochę aktorstwa, posłuchania siebie, w jakie tony uderzasz, jakie emocje może wywołać u rozmówcy dana kwestia. U Ciebie całość brzmiała papierowo.

I wiesz, co? Chyba bym to jakoś przetrawił, raz idzie lepiej, raz gorzej, a zresztą wszyscy się cały czas uczymy. No właśnie - dlatego drugi zarzut jest poważniejszy...

Zrobiłem w życiu sporo fajnych rzeczy i chętnie o tym piszę i mówię. Jeszcze większej ilości nigdy nie robiłem, a wiedzę o nich czerpię z książek. Liczę tu na ich autorów, że jeśli nawet nie przeżyli danej sytuacji sami, to przynajmniej zagłębili się w temat i np. skonsultowali go z kimś kto go zna.
O robieniu filmów nie mam pojęcia, ale jeśli już opisujesz plan zdjęciowy, pewne prace, działania - chciałbym, abyś podała mi prawdziwe, wiarygodne informacje. Nie będę nigdy robił za eksperta w dziedzinie, o której czytałem w nienaukowej książce, ale przynajmniej w luźnej rozmowie kiedyś przy okazji nie chciałbym zrobić z siebie durnia.

Kiedyś jakiś czytelnik zarzucił mi błąd merytoryczny. Napisałem o czymś, czego byłem absolutnie pewien, ale nie naukowo lecz intuicyjnie. Nie miałem argumentów w rozmowie. Później skonsultowałem się z elektronikiem, który potwierdził, że w zasadzie obaj mieliśmy rację, choć on tylko w teorii, bo w praktyce, ze względu na inne czynniki byłoby zawsze tak jak ja to opisałem. Ale w tamtej dyskusji przegrałem, bo nie miałem wiedzy.

Wybacz, że tak negatywnie, ale całość jak dla mnie do przeróbki i to gruntownej.
Pozdrawiam!
Dariusz S. Jasiński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”