Arnizon- Fantasy, Fragment, wulgaryzmy

1
WWWJeszcze przez moment był huk, a potem otworzyłem oczy. Nie byłem na

swoim statku to pewne. Do tego ból głowy, który rozpierdala na łopatki. Światło i przeniesienie.

Wywalili mnie z własnego statku. Ech. Pierwszy raz, mam nadzieję, że ostatni. Otworzyłem oczy i

gapiłem się w niebo, a raczej sufit upstrzony miotającymi gwiazdkami, ściany też łącznie z zimną

podłogą. Oj jak fajnie głowa mniej boli, to jeden plus. Zerwałem się szybko i zaraz tego pożałowałem,

a że chuj jeden. Grzmotnęło mnie w ceber tak, że ułożyłem się z powrotem na podłodze. Dobra liczę do

pięciu. Odwróciłem głowę, widzę swoich, leżą, jeszcze nieprzytomni, chociaż Taris już dźwierga i

zanim zdarzę ostrzec. Puszcza wiązankę godna Taurońskiego Wartownika. Ha, ha. Leży jak długi i klnie

jak szewc.

- Wiesz, że to ci nie pomoże.
- Spierdalaj.
- Sam se idź, pobiegaj. Wolę poleżeć.- Flame zakaszlała w tym momencie i zaraz poczułem ciepełko.- nie pluj ogniem słoneczko.
- Przypomnę ci to kiedyś.- chyba usiadła, długo jej to zajęło.- głowa mnie boli do tego jakieś sarkofagi.
- Gdzie?- szarpnąłem i zaraz zakląłem, a potem jeszcze raz podniosłem głowę, teraz mniej gwałtownie.
- Tam.- kiwała dłonią. Leżała niedaleko Solaris. Ona akurat wstawała.- złotko uważaj na głowę, bo wali jak na haju.- Adromeda złapała mnie za dłoń i się wykrzywiła.
- Tak znam ten ból.- chciałem podrapać się po ręce, ale ciężko było.
- Zaraz- rzekła Sol.- wstanę i załatwię tego kaca. Gdzie mój syn!?- huknęła w jednym momencie.- czemu on leży na piedestale w centrum tych sarkofagów?
- Nie wiem.- Taris wstawał już trzeci raz, chyba się zaciął, bo za każdym razem, kiedy siada tak samo się krzywi.
- Zaraz niedźwiedziu.- Sol syknęła jak w jej stylu. Wstała, zgarbiła się i już miała siadać, gdy wyprostowała się nagle, mając nadal zamknięte oczy. Otworzyła je i zobaczyłem dwa słońca. Albo jedno zwie się tak jak ona. Energia wypełniła mnie i już mogłem wstać.
- Zega?- Luknąłem za siebie, gdy Sol się odezwała, ta w najlepsze śpi.- Wstawaj!- znowu huknęła, a ta otworzyła jedno oko.
- Ciszej. Akurat rozbieram machinę i uczę się kolejnej kombinacji...- z Sol nie ma żartów, gapiła się na nią jednym okiem, zaraz wstała.- no co, nie czarujcie- rozejrzała się.- fajne kolumny.- tak kolumny w centrum eliptycznego pomieszczenia, a między nimi sarkofagi.- zajebistość. To ja poszukam wyjścia.- pokręciła palcami i kroczyła do ściany. Poprawiła pięknotkę, no pięć macek poprawniej to ramiona, które ma na głowie zamiast włosów, a każda z nich ma imię. Lubo mają na tym punkcie hopla. Zaraz obmacywała ściany placami.- tu jej nie ma, idę dalej.- kręciła się obok nich. Wpatrywałem się w nią, co wyczynia, a zaraz potem w Sol.
- To pułapka.- odparłem.
- Tak. Ale mój synek leży tam, gdzie go nie powinno być.- poprawiła swoje długie czarne włosy.- zabiorę go i co będzie?
- Wiesz może lepiej to przedyskutować.- Kira przykucnięta obok jednego kręciła palcami.
- A czemu?- Taris w końcu wstał, jego srebrny płaszcz zalśnił. Potarmosił swoje czarne warkoczyki i kroczył w kierunku dziewczyny, zanim znieruchomiał.- nie.- boi się. Taris się boi, to chyba musi być cholernie duże i złe.
- Co nie?- kręciłem palcami po kolumnach z misternie rzeźbionymi twarzami pełnymi grozy. Tworzyłem miny na ich modłę.
- To nie. Zega?
- Czego?- jest uprzejma w szczególności, gdy przeszkadzasz.- szukam, daj mi spokój.
- Pospiesz się.
- A co ja na wakacjach jestem?- uderzyła w ścianę.- chyba coś mam.- zgrzytanie paznokciami.
- Zega.- teraz to już wszyscy.
- Inaczej się nie dało. O odpadło.- luknąłem na nią, ale widziałem tylko jakąś płytkę, a ona obok siedziała i już robiła swoje.
- Cześć Mija.- Xenga potarła swój kudłaty łeb o moje nogi. To ją potarmosiłem.
- Duży problem. Duży jak huj.
- Mój czy twój?- zapytałem kolegę, ten podrapał się po brodzie.
- Śmiej się, ale jak to wystrzeli, to będziesz miał pietra.- oparłem palcami o sarkofag. Z misternie rzeźbionymi złotymi znakami. Nie znam ich. Zawijasy wyglądają na bardzo stare.
- Możesz powiedzieć co, ciebie tak przeraża?- powiedziałem to samo z moją kobietą. Popatrzaliśmy sobie w oczy i uśmiech zaraz zagościł na ustach.
- Gołąbki gruchu, gruchu. A my.- westchnął tylko Sol podeszła do swojego synka.- Zega.- normalnie wrósł w ziemię i wpatrywał obłędnym wzrokiem w sarkofagi.
- Co to jest?- zapytałem teraz dziewczyny. Kira chyba była bardziej zorientowana.
- Symbioty.- Taris dyszał głośno, przechodziło co rusz w skrzek umierającej żaby.
- Spokojnie znajdziemy na nie sposób.- Sol wzięła synka z piedestału, ten otworzył swoje błękitne oczy i zaraz zamknął.- Taris odsuń się od tego!- słowo wykonawcze musi zostać wykonane. Widziałem, jak lekko się przesunął.- Taris w tej chwili się odsuń!- jeszcze mocniej, ja bym już to zrobił, by nie słuchać tego głosu. Zdradza władzę oraz rozkazy w jednym. No jak na Władczynie to moc głosu jest bardzo przekonywająca. Bo teraz się, odsunął.- teraz się uspokój, jesteś nam potrzebny!- jego obłęd znikał. Ta kobieta wie jak do niego dotrzeć.
- Co to są symbioty?- moja Adromeda stała obok to, ją objąłem, obronię ją. Tylko złapała mocniej moją dłoń. Była ciekawa, niezdenerwowana.
- Symbioty to niechciany lokator w ciele.- mężczyzna był spokojny, ale mu głos drżał.
- Takie coś, co masz na dłoni?
- Nie kochanieńka.- oblizał usta.- to mogę zdjąć, kiedy chcę, a tego już nie. Jak wlezie w kogokolwiek, podporządkowuje go sobie. Wtedy to jest były przyjaciel, który zabija.- wziął głęboki wdech.- Zega?!
- Już, już. Medytuję.- zaburczała.
- Ty jesteś bezpieczny.- Solaris odparła, jej rękawy zafalowały.- posiadasz Pośredniczkę.- pogapiłem się na złoty grawerowany sygnet z czerwoną literą P.
- Ta zapominałem jakiś atut.
- Może nie atakuje..- przyjaciel gapił się na mnie, ciemnymi brązowymi oczami, po czym utkwił je na Sol. Zeszła z piedestału wtedy sarkofagi zabrzęczały.

WWWGdzieś pod spodem cała maszynka zazgrzytała i włączył się zegar. Tik,

tak, tik, tak kilka razy i cisza. Dymek buchnął z sarkofagów i nie wiem, o co chodzi, ale to duże i

złe jest wielkości mojej dłoni. Wygląda jak ona, ale złączona z tysięcy maleńkich trójkątów. Gdy

schodziły z sarkofagów, odsuwaliśmy się machinalnie, moje serce zaczęło napierdalać. Jeszcze tego nie

widziałem. Maleństwo a tyle może zrobić. Gdy się ruszała, ciągnęła za sobą wielobarwne ślimaczki,

które łączyły się w kształt dłoni, gdy tylko stanęła. Chodziły bardzo szybko, do tego otoczka, która

znikała, gdy ruszały się, powiększała ją podwójnie.
WWWPierwsza zaatakowała Tarisa, ten stał sparaliżowany. Kira była

szybsza, jej siła woli przejęła nad nią kontrolę, zaraz trzymała w dłoniach jak zabawkę. Puściła i

nakazała ochronę Solaris. Sterczała przed nią i żadna inna nie podchodziła do niej. Niczym pies

patrolujący. Mój teren a ty spadaj, bo ci jaja odgryzę. Taris ocknął się i wyjął swój miecz. Czarny

wykuty ręcznie przez Krety w kopalni. Słucha się swego pana i jest wierny jak pies. Przypomina mi

kieł zakończony podwójnym ostrzem. Przepołowił bliższą rękawicę, a ta poskładała się i ruszyła na

Zege. Flame skończyła modlitwę o ukojenie i rzuciła kulą ognia w symbiota. Wyglądało to tak, że

złapała muchę w powietrzu i rzuciła nią w delikwenta, a ten rozpłynął się w powietrzu.
WWWW międzyczasie złapałem w dłonie kolejną sztukę, po czym zmiażdżyłem

i paprochy się rozsypały. Kilka symbiontów stało niedaleko Adromedy, ta uniosła się lekko nad ziemią

i zaraz napęczniali. Wyglądały jak kwadratowe bańki mydlane i podobnie pękły. Zega w zatem czas

klęczała i darła się na drzwi tylko w swoim znanym języku. Wydobyła z niej konsolę i podpięła

komputerek, krzyczała, aż zaczęła się śmiać. Zawołała po nas wtedy, gdy zza drzwi wyłonił się koleś,

który złapał ją za szyję. Przestała wrzeszczeć tylko zaczęła wierzgać. Zrobiła się fioletowa na

twarzy.
WWWKoleś prawie całkowicie pokryty trójkątnym kombinezonem jest

zarażonym. Tak oto wychodzi człowiek do pokoju pełnego symbiontów. Dostaje kombinezon i nowa fuchę.

Ja raczej widzę brak perspektyw w tym kierunku, no ale jak kto lubi. Koleś szczerzył się jakoś tak

nienaturalnie. Może dla symbiontów jest typowe. Mija, rzuciła się na niego i odgryzła feralną rękę.

Zaraz Zega poczłapała kawałek, dysząc, a Xenga powaliła delikwenta jeszcze na plecy. Jest ciężka.

Dwieście kilo żywej wagi. Co jak co. Przecież to Xenga, zaraz odskoczyła z niego, wpędzając go w

poślizg, który skończył się na piedestale. Głową zrobił łup. Wykrzywiłem się tylko. Odgryziona ręka

kroczyła w kierunku delikwenta. No to w nogi.
WWWDrzwi zostały zablokowane i to był błąd. Przed nami stał cały tuzin

zarażonych. Ich oczy były szalone, kręcili ciałami na boki i gapili się na nas. Albo bardziej na

rączkę, która stałą przed nami, to ta sama, którą Kira dorwała. Chyba nas broni albo coś, bo stoją i

się gapią. Dziwne uczucie, przyszły do mnie mdłości. Coś w powietrzu, nie wiem co. Zega zniknęła w

kącie. Zaraz Mija, zacharczała.

- Nie na nas. Tam.- wskazałem ręką na zarażonych i zaraz spłynęli posoką żołądka Xengi. Wyprostowali się, a oczy się uspokoiły. Wpatrywały się w Xengę, której mina mówiła. Lepiej. Coś bym zjadła.
- Zadziałało?- Taris ledwie powiedział.

WWWZaraz stanął obok kolumny, które biegły wzdłuż tego pomieszczenia i

wyleciał z niego cały obiad. Wtedy każdy z nas się oddalił. Ulga, ale fetor obrzydliwy. Chyba efekt

uboczny dzikiej teleportacji. Zerknąłem w kierunku zarażonych. Nie było po nich śladu. Więc

ruszyliśmy tyłki, w kierunku jak się nam zdawało wyjścia. Uczucie obrzydliwe przez zapach chciało się

jeszcze raz załatwić.
WWWTen hol to był kiedyś kompleks. Tak był, bo całkowicie zniszczony,

zapewne pracowali tutaj naukowcy, co mogę wnioskować na temat papierów oraz podkładek i innych

śmieci. Wszystko stare i rozwalone. Do tego pełno kart i chipów. Zega złapała jedną, ale zaraz

westchnęła, nie nadawała się już do niczego. W kilku miejscach walały się ubrania i coś, co kiedyś

było jedzeniem, trudno określić. Nie podchodziłem tylko...

- Mija.- Xenga złapała zapewne kiedyś niniejszą kanapkę i splunęła, gdzie popadnie.
- Nie pod nogi.- Sol odsunęła się, gdy spało przed nią. Przekroczyła to.- czemu odeszli?
- Zapytaj Miji.- Adromeda odezwała się, wpatrując w kolejny śmieć, który trzymała Zega.
- Owszem.- wyszczerzyłem zęby i wskazałem paluchem na niebiesko czarnego kundla, podpalanego białym. Teraz zrobiła swoimi oczami maślaki. Tak mówi na to Adromeda.- Xenga ich obrzygał. Ja bym uznał to za najważniejszy powód. Sam bym wtedy sobie poszedł.- zaraz zabrałem jej z łapy kolejną pseudo przekąskę.- ale ty do tej japy nie musisz brać niczego.- wyrzuciłem, a ona pobiegła za tym- rozumem ty nie grzeszysz.- westchnąłem.
- To jest pułapka. Oni nie mogli nas tak zostawić.- Taris z pretensjami wywalił dłonie i zaraz skierował go w kierunku korytarza, z którego przyszliśmy.- czekali, aż puścimy pawia, a potem umrzemy z głodu?
- Jak chcesz, to możesz wrócić i się posilić.- usłyszałem pomruk niegodziwości.- no co?- wzruszyłem ramionami i wyszczerzyłem do ukochanej. A ona sprzedała mi paluszek pod żeberko, a zaraz potem dostałem z łokcia od Flame.
- Ktoś za nimi tęskni. Niedawno zdychałeś a teraz.- trzeba było zobaczyć ten wzrok, mężczyzna stanął naprzeciw Kiry, ale między nimi wsunęła się Flame, kręcąc głową na nie.
- Dobrze.- księżniczka ma dar łagodzenia sporów.- jesteśmy na tej planecie, czyli gdzie?- skierowała wyraźnie pytanie do Zegi. Bo może zna odpowiedź. Skoro jest mechanikiem. Zaraz potem poprawiła swój warkocz i ją przytuliłem.
- Na planecie Era.- kręciła palcami na komputerku wmontowanym w nadgarstek. Wyświetlały się dane, które tylko ona mgła odczytać.- tylko nie wiem, od czego dostaliśmy kopa, że nas przeniosło. Nie znalazłem źródła, a według starych planów powinno być pod nami.- gadała jak nakręcona, chodząc po pomieszczeniu.- przydałaby się jakaś konsola.- Zaraz usiadła na kawałku ściany i westchnęła. Lekko się zgarbiła. Chyba jest zmęczona. Gapiliśmy się na nią przez chwilę dziwnym wzrokiem.
- Twój zwierzak zje wszystko.- Flame wskazała na Miję, aktualnie znowu coś wypluła i ruszyła po kolejny kąsek.- ale ich nie bo jej nie smakują.- wskazała na rączkę, która jest pod kontrolą Kiry.- kwas chyba im nie zaszkodził?
- Prawda.- Sol trzymała maluszka. Obudził się i zaczął kichać.- ojej opatulę cię bardziej, bo tutaj jest chłodno.- zajęła się synkiem.- może nie chodzi o to, co się tam wydarzyło. Tylko o niego.- kiwnęła głową na symbiota.- przecież kazałaś mu mnie pilnować.- Kira kiwała głową i coś jej chyba przyszło na myśl. Jej oczy zrobiły się różowe. Ten paskudny wzrok to ja znam.- stał przed nami, może porozumiewa się z nimi i nas ominęły.- pobujała maluszka w rękach, zaczął ziewać. Adromeda podeszła i pogłaskała go po twarzy.
- Śliczny jesteś.- patrzyła na malucha, a ja na nią. Jak ona jest piękna.
- Możemy sobie takiego zrobić.- wyszczerzyłem się, jej opadły ręce, a reszta zaczęła się śmiać.- no co?
- Ostatnio jesteś nieswój.- Kira oderwała się od swoich paskudnych myśli. Zaraz zerknąłem na Tarisa, stał z głową uniesioną do góry. Czegoś nasłuchiwał.
- Tarisie czemu nic nie mówisz?
- Cicho. Coś wali po rurach. Więc zamknijcie się na chwilę.

WWWMiarowy i odległy odgłos. Stuk, stuk. Gdyby Zega szła i uderzała

kluczem, to bym zwalił na nią, ale ona swój klucz zostawiła na statku. Zaraz zabrzęczało. Wejrzałem

do pobliskiego pokoju. Równie zrujnowany, jak wszystko tutaj. Tylko że miało okno. Za nim wielka

maszyna niczym gruba bania. Była pusta lub wpadł do niej kamień, bo to on wydawał te dziwne odgłosy.

Mnóstwo torów oraz lin. Pełno haków pod sufitem. W nich wory. Z jednego wysunęła się ręka. Przeszedł

mnie dreszcz. A maszyna niebyła używana od dawna wskazywały na to ślady rdzy oraz pęknięć czy braki w

wystroju pomieszczenia. Na dole stały dwa humanoidy. Wyglądało to tak, jakby dwa światy zostały

oddzielone od siebie szybą.
WWWWlazłem na Tarisa, gdy wychodziłem, nie zwracał na mnie uwagi, w

kolejnym pomieszczeniu akcja na dole ruszyła dalej. Już miałem większe towarzystwo. Kira i Mija, ale

ta druga szukała jedzenia. Rozmawiali dyskusja była żwawa, aż przerodziła się w fochy, bo jeden z

nich wyszedł. To wyszedłem z pokoju, może w kolejnym będzie... właśnie przede mną i Tarisem pojawiły

się humanoidy w kitlach. Miały worek. Pojawiła się kolejna osoba i wszyscy zachichotali. Zaraz znikli

stojąc przed zamkniętymi drzwiami. Dotknąłem tych drzwi, które naruszył ząb czasu, nawet nie drgnęły.

Tylko coś ze środka próbowało się wydostać, nienaturalne wybrzuszenia oraz ślady pazurów. Wtedy

księżniczka krzyknęła.

- Arni!- Ruszyłem z kolegą i zobaczyłem jak Adromeda, wskazuje na okno.

WWWTam coś się działo. Ponownie stały tam osoby w kitlach, tym razem

były podenerwowane, bo na drzwi ktoś napierał. Tworzył nienaturalne ślady i wybrzuszenia. Skrzypiały

przy tym niemiłosiernie. Lekarze próbowali schować się za maszynami. Zaraz, gdy drzwi puściły, okno

zafalowało, zwinęły się jak rolety i znikły. Gapiliśmy się w ścianę, dźwięk znikł. W kolejnych

pokojach było to samo i zanim się obejrzałem Zega podeszła do jedynych zamkniętych drzwi i grzebiąc w

konsoli, otworzyła je.
Stałem przed ścianą mroku. Nie było nic, co mogło odbijać światło, które miga nad nami,

wkurwiając. Sol pokręciła dłonią i uleciała z niej kula światła. Wleciała do środka, ale mrok pchał

do niego łapy i zjadał tę moc. Zaraz Flame rzuciła kulę ognia, zapalając nikłe światło, a mrok

uciekał i zaczynał się chować. Ten mrok żył, to niebyły zwidy każdy z nas to widział. Czarne macki,

które chowają się za zniszczonymi meblami.
WWWPomieszczenie laboratoryjne, wózki, szafki, lekarstwa, papiery, oraz

jeszcze większa liczba papierów. Za to cud był jeden, że Flame nie podpaliła żadnego. Mrużyłem oczy,

nic. Czułem, jakby to ludzie chowali się przed nami, a nie cienie. Tylko że nadal coś mi w głowie

gadało, że to nie są ludzie. Czyli co to jest? Nie wszedłem do środka, stałem przed drzwiami i się

gapiłem. Z lewej strony, było pełno krwi, chyba krwi, tak mi mówiło w głowie, że czarne zeschnięte

coś mogło nią kiedyś być. Nieco dalej były zwłoki. Nie rozkładały się, był to zarażony, w dziwnej

pozycji, od dłuższego czasu martwy. I to była ta kobieta, którą widziałem, a w kilku miejscach kości.

Pewnie mężczyzn tych, co weszli. Worek z symbiontem i impreza gotowa.

- Tak się dzieje.- Taris wskazał na to palcem.- gdy symbiont zaatakuje i wejdzie w nosiciela, a ktoś inny chce mu pomóc.- po czym wszedł.

WWWOdniosłem wrażenie, że to tylko ja widziałem tę grę świateł i cieni.

Przecierał oczy i robił dziwne miny. Wpatrywał się w nas, ale nie widział. Oczy szukały jakiegoś

punktu, ale nie było żadnego. Staliśmy cicho, może jakiś hałas, bo go do nas zawrócił? Cienie

wirowały, odwrócił się ponownie, szukał czegoś, zaraz zaczął się wycofywać. Kopnął czaszkę,

podleciała w naszym kierunku, Sol wypuściła kolejną kulę, a Flame ją zapaliła. Poczułem się głupio,

że przyjaciel wlazł tam i teraz tak się zachowuje.


- To pewnie gaz.- Flame oparła się o framugę. Wskazała na kolegę.- nawdychał się i teraz ma zwidy.

WWWPatrzyłem na dziewczynę przez chwilę i podrapałem się po zarośniętej

brodzie, krótko przystrzyżona jak lubię, a moją kobietę kręci. Wlazłem do niego. Zaraz go szarpnąłem

i zwalił się chłopisko na ziemię. Walnął. Kurwa mać. Przypierdolił mi w szczękę, ale słabo. Zaraz

jego rozkojarzone oczy skupiły się na mnie i wpatrywały z otwartą szczęką. Przywaliłem mu, musiałem

oddać. Tauronowie biją jak szaleni mało, że głowa nie odpadnie, boli przez miesiąc, teraz i tak mam

szczęście. Zaraz jego oczy zrobiły się normalne.

- Przepraszam, musiałem sprawdzić.
- Spoko dobrze, że lekko.- wykrzywił się i szarpnąłem go, by wstał. Pomacałem się po szczęce, ślad zostanie przez kilka dni, dobrze, że nie boli tak mocno.

WWWWyrzuciłem kolegę z pomieszczenia, a sam kiwałem szczęką. Boli, może

przez chwilę nic nie będę mówił. Cienie, nie widziałem już drzwi tylko cienie, a pomieszczenie

zaczynało się odnawiać jak za swojej świetności. Symbiont ze stołu wstał, poskładał do kupy i kroczył

w moim kierunku. Kości poturlały w kilka kierunków i zaraz łączyły się i obrastały skórą. Wyglądali

jak ci kolesie co stali przed. Tylko że to same kości obleczone skórą. Wpadłem. Nie widziałem wyjścia

ani wejścia, jakichkolwiek drzwi. Nikt nic nie mówił, słyszałem tylko ich. Odwróciłem się, zobaczyłem

kogoś. Stał przede mną i się szczerzył, nie był podobny do nikogo, taki zamazany, zanim ekran

nabierze ostrości.

- Dobrze się czujesz?- pokiwał przede mną dłonią i pstryknął w ucho, lekko się uchyliłem.
- Dobrze. Kim ty jesteś?
- Dobrze się czujesz?
- Dobrze.
- Dobrze się czujesz?
- Przecież już pytałeś.- koleś zamienił się we mnie.
- Dobrze się czujesz?

WWWW jednej chwili widziałem twarze całej mojej ekipy. Wszyscy pytali

się o to samo. Otworzyłem oczy, byłem przerażony. Jeśli teraz ja wpadłem, to jak mam stąd wyjść?

Rzeczywiście może być to gaz albo inne cholerstwo. Tylko jak ja mam wyjść? Zobaczyłem dziecko Sol.

Maluch unosił się nade mną, zaraz zmienił się w moją głowę i pękł. Wzdrygałem i straciłem równowagę.

Leżało na mnie coś dziwnego.
WWWWyglądała jak Mija z wybałuszonymi trzema parami oczu. Językiem

fioletowym, który non stop jej grzebał w wyciągniętych uszach. Zaraz owinął się wokół mojej szyi i

zrobiłem się mokry. Plask, zamknąłem odruchowo oczy, byłem coraz bardziej mokry. Tak to moja Mija.

Chlap, przyłożyła mi jakaś dłoń. Dwa razy, a ja oddałem, za drugim razem przeciąłem powietrze. Zaraz

mną wstrząsnęło i uderzyło o podłogę. Przyjrzałem się, mrok uciekł. Tylko z jednego powodu. Flame, z

siniakiem na twarzy trzymała mnie za końcówki płaszcza przyczepione do ramienników, jej oczy i włosy,

płonęły. Cholera narazić się gorącej kobiecie. Chyba jej nie uderzyłem? Zaraz mną szarpnęła i

wyrzuciła z pokoju, podeszła do mnie.

- Zamknijcie tamte drzwi!- Zega posłusznie to zrobiła.- czego ty tam...- wpatrywała się we mnie i oblizała pęknięte usta- tam nawdychał?- przetarła twarz, a ogień przeszedł po skaleczeniu.- masz szczęście, że jesteś mi winny przysługę.- ogień znikł, a twarz miała jak nową.

WWWOdeszła kawałek i usiadła pod ścianą, zapewne pomyśleć. Albo

pomedytować. Zaraz sam usiadłem i oparłem się o ręce, bolała mnie twarz, dostać trzy razy i to

jednego dnia w lewą szczękę. Księżniczka podeszła i położyła moją głowę na swoje kolana, zaczęła mi

masować skronie. Moc wody, oceanu. Uśmierzał ból i koił, czułem się, że odpływam, jestem na pięknej

wyspie tylko z nią. Zaraz patrzyłem na Tarisa, oczy mi odpływały non stop. A on siedział otępiały

przy ścianie, a Sol mówiła do niego, dotykała jego brązowej twarzy. Wielki facet chłop ma ponad dwa

metry wzrostu, ja metr osiemdziesiąt pięć, a sięgam mu do pachy. Zaraz oprzytomniał się na tyle, by

kiwać głową w rytmie fal. Pogapił się na mnie.

- Dzięki.- zaraz potarmosił się po swoich misternie splecionych warkoczykach, sięgają mu do połowy pleców. Twarz z tatuażem przedstawiający szpiczaste góry. Dwa, na jednym, trzeci na drugim, do tego usiana kilkoma bliznami, w tym jedna, którą mu zadałem, ale to dawno temu.
- Od tego ma się przyjaciół.- wstałem razem z moją kobietą, jej długi brązowy warkocz ułożył się na lewym ramieniu, więc pogłaskałem go.- przepraszam.- zwróciłem wzrok na Flame. Ta siedziała z zamkniętymi oczami i medytowała. Przez dłuższy czas była cisza.
- Spoko. I tak walnęłam cię dwa razy ty mnie raz.- wyszczerzyła się i popatrzyła spod łebka.- wiesz jaka satysfakcja.- jedną ręką oparta o kolano, drugą bawiła się linijką.- walnąć paladyna.- oblizała usta. Opadły mi ręce. Pochrząkiwania dochodziły z kilku stron, ale nikomu nie przyszło do głowy zrobić cokolwiek więcej. Cała Flame, bezczelna.
- Dobra jak chcesz. Dzięki.- pokiwała ramionami.
- Spoko.- patrzyłem jak Xenga, wdeptała rączkę w ziemię. Zaraz walnęła się na nią plecami i zaczęła czochrać. Symbiont cały płaski ledwie wyszedł spod niej. Napęczniał i uciekł do Kiry.
- Zniknęliście.- Taris zaczął.- pojawiła się tamta trójka sprzed drzwi, zaczęli walczyć. Rozsypywali się na kawałki. Zaraz odwróciłem się i zobaczyłem samego siebie. Potem ty mnie powaliłeś.- popatrzył się na mnie- i wywaliłeś. A jak zobaczyłeś samego siebie w lustrze, zacząłeś się kłócić.- pokręcił głową. Musiało to fajnie wyglądać. Zamknąłem oczy, Adromeda przytuliła mnie.- Xenga chciała cię wyciągnąć, ale Flame zaczęła bić. Resztę znasz,- wyszczerzył się. Popatrzyłem na Solaris. Nuciła dziecku kołysankę i go bujała. Uśmiechała się do niego, to do nas. Jej lejąca biało złota suknia tańczyła wraz z nią jak woda. Odbijała miotające światło niczym gwiazdy.
- Musimy znaleźć inną konsolę i stąd wyjść- Kira objęła swoje nogi i patrzyła na mnie tęczowymi oczami, teraz dominowała w nich czerwień.- tutaj coś jest i trzeba się stąd wyrwać.
- Zega?- dziewczyna kopała ściany i szukała.
- Szukam, szukam.- przejechała dłonią po ścianie niedaleko Tarisa.- tutaj jest coś kable.- głaskała ją.- głęboko.- Taris odsunął ją i wyjął swój Kieł. Wbił go, zarznął nim i zaraz wbił obok. Zrobił kwadrat. Kopnął dwa razy i wyjął kawał ściany. Ukazały się grube rury i mniejsze, niektóre uszkodzone. Dziewczyna przykucnęła- dajcie mi chwilę.- wyjęła kabelki i łączyła z rurami.- może coś znajdę.- światło na chwilę zgasło, by znowu migotać, a Zega zaskwierczała i podskoczyła. Zaczęła się lekko świecić. Sol pokiwała ręką i powróciła do normy, wzięła głęboki wdech i wydech. Kichnęła była tylko osmolona.- mam coś.- kable tkwiły w rurach.- Arnizon wydaj rozkaz, odbieram słaby sygnał.
- Jaki?
- Jakikolwiek, żeby statek się odezwał.- wytarła twarz w rękaw, ale i tak rozmazała swój nowy makijaż.
- Jesteś jakiś dziwny.- Taris wpatrywał się we mnie, a całą reszta skupiła na nas wzrok.- jesteś inny, nietypowy. Chyba nam ciebie podmienili albo coś jeszcze.- popatrzył się na Flame.- chce się upewnić. Idź, znokautuj go jeszcze raz, bo chyba się mu przestawiło co nieco w głowie.- dziewczyna szczerzyła zęby. Zaraz westchnęła, ja gapiłem się jak na idiotę. A ona wzrokiem utkwiła we mnie i w nim, a potem w ścianę. Mówiąc.
- Idźcie się pozabijać gdzieś indziej. A potem przyjdźcie, to pogadamy.
- Ałła.- podskoczyłem, księżniczka mnie uszczypnęła w rękę.
- Przepraszam, ale musiałam się upewnić. Reagujesz jak swój. Mnie się zdaje, że jesteś po prostu zmęczony.- wytrwała się we mnie swoimi niebieskimi oczami z kawałkami złotego.
- Chyba tak.- podrapałem swoje brązowe włosy, które mam zwinięte w kucyk, mają tendencję do skręcania i na dodatek szybko rosną. Zaraz Mija, usiadła za mną okrakiem i położyła łapy na barkach. Potem się zgarbiłem i usiadłem, jej pysk większy od mojej głowy dwukrotnie, wylądowała na niej. Wywołała przy tym aplauz śmiechu, a jej fioletowy długi język zwisał mi między oczami i kapał.- Mija, zejdź ze mnie, daj myśleć.- ziewnęła i raczej nie miała ochoty tego robić.
- Wydaj jakikolwiek rozkaz.- Zega z uśmiechem ponaglała.
- Statek. Powiedz, gdzie się znajdujemy?
- O coś było, jeszcze raz.- patrzyła na swoją rękę.
- Andromeda gdzie my jesteśmy?- cisza.
- Nic.- westchnienia.- czekaj, był impuls. Chwila.- zaraz klikała coś na komputerku.- dawaj.
- Statek możesz nawiązać połączenie z Zegą?
- Nie.
- Co nie?
- Nie może nawiązać połączenia.- konsternacja.- połączył się ze mną i nie może nawiązać połączenia?
- Może źle czytasz komunikaty?
- Nie. Zadaj inaczej pytanie.
- Statek czy możesz nas namierzyć?
- Tak. Może, o matko.- zachwyciła się dziewczyna, prawie przy tym odłączyła komputerek, ale przestała machać rękami.- o cholera?
- Co?- Taris był szybszy.
- Jesteśmy bardzo wysoko w kompleksie.
- Ile?
- Nie chcesz wiedzieć.
- Statek czy ktoś znajduje się na twoim pokładzie?- ponowiłem pytanie.
- Nikt.
- Adromeda gdzie my jesteśmy?
- 2900 metrów od niego na północny zachód, w komnatach 3D. Kod czerwony, teren podlega kwarantannie z powodu gazu. Cały kompleks nie pracuje, tylko awaryjne zasilanie działa. Wykryto obiekty wielkości dziesięciu centymetrów. Symbioty kod czarny.- spauzowała.- rozlazły się po całym zabudowaniu.- oblizała usta i popatrzyła się na rączkę, która trzymała się kurczowo Kiry.
- Nie tylko gaz, ale i robactwo?- bawił się linijką.- zapytaj, czy jeszcze coś tutaj jest oprócz nas?
- Powinniśmy udać się schodami w dół.- Zega nawijała.- schody.- obejrzała się na zamknięte drzwi.- są tam.- kiwała głową. Popatrzyłem się na kolegę. Ten zaklął pod nosem i załamał linijkę.
- Ja tam nie idę.- powiedzieliśmy jednocześnie, przez chwilę gapił się na mnie, a ja na niego. Xenga walnęła się na plecy i zaczęła czochrać, zaraz wstała i poczłapała, węsząc. A jednak może coś znajdzie do jedzenia.
- Żadnej innej drogi nie ma.- kiwała ramionami. Poprawiła swoje brązowe pasy przepasane na krzyż przez plecy, nosi tam kaburę, w której ma klucz, no teraz nie ma. Brązowy osmalony golf lekko opięty z paskiem nad talią i obcisłe osmalone fioletowe spodnie, jeśli ktoś lubi płaskie dziewczyny, ta jest w sam raz.
- Statek czy istnieją inne formy życia w tym kompleksie?
- Ja pierdolę.- zaklęła i to głośno.
- Mów.- komunikat szedł z ust Solaris.
- Potwierdzam, my, kilku ludzi. Do tego Symbioty. Atlanta i Syriusze.- Taris aż zagwizdał, zdumiony.
- Żywi czy martwi?- zaraz zagadał.
- Żywi.- złapał drugą linijkę i zaczął ją gnieść, tylko kawałki drewna wylatywał z jego garści, te wielkie dłonie i tyle potencjału. Marnuje je na linijce, niech poczeka do starcia.
- Ilu?
- Dziesięciu.- zasyczała. Moja głowa momentalnie opadła. Jednak zostanę. Taris szukał kolejnej linijki. Flame oddała swoją. Zaczął ją łamać, ale teraz uderzał pięściami.
- Poczekaj, aż do nich dojdziemy, teraz marnujesz tylko siły.- nie słuchał, gniótł dalej, aż placek to za mało, by powiedzieć na połamaną linijkę. Kawałki, pyłek. Ech. Westchnąłem.
- Taris.- Solaris odparła. Popatrzył się na nią spod byka.- uspokój się. Arnizon ma rację. Poczekaj na starcie. Nie wiemy co i jak, Zega czy jest jeszcze coś?- patrzyła na niego spod byka, a ten oparł się o ścianę i zaraz walnęła się Xenga mu na kolana. Unieruchomiony na chwilę, zaczął ją głaskać.
- Ja tam nie idę.- oznajmił. Wytrzepał ręce i głowę oparł o ścianę.
- Oni wysłali sygnał i statek, to odebrał. Teraz stoi i nikogo nie wpuszcza. Więc przenieśli nas w najdalsze miejsce, a sami kręcą się obok statku.
- To, jaki jest plan?- Kira patrzyła na podłogę na siedzącą rączkę, wyglądała dziwnie.
- Jednak nadal tego nie naprawiliście?- Flame zaburczała, wpatrywała się teraz we mnie, czułem swąd spalonych włosów. Ma swój kombinezon, lustrzany. Tak go nazywa. Uszyty z brązowo czarnej skóry w pasy wzdłuż. Ma lustra raczej wzmocnienia na strategicznych miejscach i jak płomienie ją ogarniają, to się nie spala. Nie pamiętam, z jakiego stwora go zdjęła, bo zwykle jej ubrania spalały się po bliższym kontakcie z ogniem. Na głowie ma gogle z minerału też jest odporne, a raczej nie używa ich, tylko podtrzymują jej grube kręcone kasztanowe włosy i czasami wygląda, jakby jej przywalił piorun. No gogle zabrała wartownikowi, jak uciekaliśmy z Piekła, ale to dawno.
Ostatnio zmieniony pt 11 mar 2016, 09:22 przez Słoneczko12, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Ciężko aż w pełni powiedzieć, jak brutalny gwałt na języku polskim się tutaj dokonał.
Już trzecie zdanie dyskwalifikuje dla mnie ten tekst :
Do tego ból głowy, który rozpierdala na łopatki
Czy naprawdę masz tak ubogie słownictwo, że nie jesteś w stanie znaleźć innego słowa zamiast ,,rozpierdala'' ? Czy może docelową grupą czytelników są gimnazjaliści-dresiarze?

Zerwałem się szybko i zaraz tego pożałowałem, a że chuj jeden
Jak wyżej. I takich przykładów jest pełno.


Nazwy, jak Solaris czy Andromeda to zbyt wymyślne nie są.


- Dobrze się czujesz?- pokiwał przede mną dłonią i pstryknął w ucho, lekko się uchyliłem.
- Dobrze. Kim ty jesteś?
- Dobrze się czujesz?
- Dobrze.
- Dobrze się czujesz?
- Przecież już pytałeś.- koleś zamienił się we mnie.
- Dobrze się czujesz?
Po tym fragmencie mam ochotę o to samo zapytać autora.


Ogólnie cały ten fragment jest naszpikowany błędami, których nawet nie chce mi się wytykać - tak samo jak autorowi nie chciało się nad tym tekstem w ogóle myśleć. Powtórzenia, lakoniczne,prostackie zdania, wulgaryzmy itd.
Jedyne co mogłoby Cię wyratować, to na przykład fakt, że należysz do przedziału wiekowego 8-12 lat ( ale wtedy te przekleństwa stałyby się jeszcze bardziej niepokojące) - bo tak właśnie dla mnie wygląda ten tekst - jak napisany w pośpiechu, przez ucznia podstawówki.

Re: Arnizon- Fantasy, Fragment, wulgaryzmy

3
Słoneczko12 pisze:Jeszcze przez moment był huk
To kolokwializm. Huk można usłyszeć, raczej.
, a potem otworzyłem oczy.
Z tego zdania wynikać może, że otwarcie oczu spowodowało, że huk "zniknął"
Nie byłem na swoim statku PRZECINEK to pewne.
sufit upstrzony miotającymi gwiazdkami
chyba migotającymi
ściany też łącznie z zimną podłogą.
Zdanie zaskakuje i jest bardzo źle sformułowane.
Oj jak fajnie głowa mniej boli, to jeden plus.
ALbo tam brakuje przecinków, albo nie rozumiem, jak głowa może fajnie boleć.
Grzmotnęło mnie w ceber tak, że ułożyłem się z powrotem na podłodze.
Ceber to raczej wiadro.
Taris już dźwierga i zanim zdarzę ostrzec.
Co robi Taris??? Ponadto kropka na końcu zdania wygląda, jak postawiona kompletnie przypadkowo. Zdanie w całości nie ma sensu. Przeczytaj je proszę na głos: "Taris już dźwierga i zanim zdarzę ostrzec." Kropka. Jak to brzmi?

Nie czytałem już dalej, bo ilość błędów w pierwszym akapicie jest zbyt duża, by można było dyskutować o tekście. Mieszasz czasy - czasami jest to uzasadnione, ale dopiero wtedy, kiedy reszta warsztatu jest w porządku. Póki jesteś początkujący (a jesteś), to unikaj tego rodzaju eksperymentów.

Wulgaryzmy w tekście bywają uzasadnione, ale muszą być z sensem. Narrator w powieści współczesnej, młodzieżowej, kryminalnej - czemu nie. W fantasy brzmi to dość średnio. Łamie konwencję - a łamać konwencję też trzeba umieć. Wulgaryzmy u ciebie wyglądają na wprowadzone tylko po to, by były, jakby zabrakło ci odpowiedniego słownictwa, i nie robią wrażenia zamierzonego chwytu stylistycznego.

W tej chwili jesteś na bardzo niskim poziomie. Napisz (po regulaminowych siedmiu dniach) coś krótkiego, góra kilkaset słów, jakąś miniaturkę, wtedy możemy wspólnie popracować nad podniesieniem poziomu twojego warsztatu. Obawiam się, że większość z nas nie będzie miała ochoty czytać twoich dłuższych utworów.

4
Dzięki Szopen.
Tak wiem jest dużo błędów. Arniego zaczęłam pisać trzy lata temu by go porzucić. W tamtym roku postanowiłam skończyć powieść. pisałam aż do stycznia. Po tym poprawki i jest to jedna z większych jakie dokonałam. Teraz skupiam się dalej, a gdy dobrnę do ostatniego rozdziału zacznę ponownie. Wiele rzeczy w nim się zmienia, non stop idzie dalej, zanim napiszę finalną wersję zmieni się jeszcze więcej.
Dzięki.

6
Oj nie wiem, czy warto pisać długą formę, gdy jest naszprycowana tyloma błędami. Powieść, która ma dużo lepszy warsztat można poprawiać długo i mozolnie, a co dopiero takie coś. I szczerze, Ty chyba nie powinnaś takiej długiej formy poprawiać, bo już po tym fragmencie widać, że wielu rzeczy się nie nauczyłaś, inaczej byś większości błędów nie popełniła, gdyż są bardzo oczywiste. Nawet z niedbalstwem ciężko byłoby je przeoczyć. Uczenie się na krótkich opowiadaniach to bardzo dobra rada. Ze wspomnianym czytaniem oczywiście.

Przebrnęłam przez większość tekstu, udając, że nie widzę koszmarków, i braku wyobraźni zarzucić Ci nie można, ale przyznam, że miejscami nie wiedziałam o czym czytam.
Będę śniła swoją baśń
Powrócę tutaj znowu
W mrocznych zamkach skryty skarb
Lecz jak?

7
pan_ruina pisze:
Słoneczko12 pisze:Arniego zaczęłam pisać trzy lata temu by go porzucić.
Słoneczko, poza pisaniem czytasz coś jeszcze?


Czytam, czytam. zjadam ich kilkanaście miesięcznie. Do stu stron dziennie daję radę przeczytać, tak na dzień dzisiejszy. :P

9
Niestety, nie jest to dobry tekst. Przede wszystkim, ze względu na jego język. Dużo błędów od samego początku. Jak choćby tu:
Słoneczko12 pisze:Do tego 1. ból głowy, który rozpierdala na łopatki. Światło i przeniesienie.
Wywalili mnie z własnego statku. Ech. Pierwszy raz, mam nadzieję, że ostatni. Otworzyłem oczy i
gapiłem się w niebo, a raczej 2. sufit upstrzony miotającymi gwiazdkami, ściany też łącznie z zimną
podłogą. Oj jak fajnie głowa mniej boli, to jeden plus. Zerwałem się szybko i zaraz tego pożałowałem,
a że chuj jeden. Grzmotnęło mnie w ceber tak, że ułożyłem się z powrotem na podłodze. Dobra liczę dopięciu. Odwróciłem głowę, widzę swoich, leżą, jeszcze nieprzytomni, chociaż 3. Taris już dźwierga i 4 i 5 zanim zdarzę ostrzec. Puszcza wiązankę godna Taurońskiego Wartownika. Ha, ha. Leży jak długi i klnie
jak szewc.
1. Można rozpierdolić coś na coś. Na przykład - głowę na kawałki. Nie można rozpierdolić na łopatki, gdyż łopatki nie są elementem, który powstaje w wyniku rozpierdolenia czegokolwiek. Jest idiom rzucić/powalić na łopatki, ale idiomy mają to do siebie, że lepiej przy nich nie majstrować, gdyż wówczas tracą sens.
2. Można miotać coś albo miotać się. W jednym i drugim przypadku czegoś tu zabrakło.
3. Co robi Taris?
4. Chyba zanim zdążę.
5. Raczej powinno być zanim zdążę ostrzec, puszcza wiązankę godną... Rozbijanie zdań na kawałki wbrew logice składni jest zabiegiem stylistycznym i bywa stosowane np. w monologach wewnętrznych, ale to wyższa szkoła jazdy.

Nie jest to początek, który zachęcałby do czytania. Ale co tam, spróbujemy dalej.
Słoneczko12 pisze:- Przypomnę ci to kiedyś.- chyba usiadła, długo jej to zajęło.
Długo to trwało albo dużo czasu to jej zajęło. Nie zmienia się związków frazeologicznych.
Słoneczko12 pisze:Popatrzyłem na Solaris. 1. Nuciła dziecku kołysankę i go bujała. Uśmiechała się do niego, to do nas. Jej 2. lejąca biało złota suknia tańczyła wraz z nią jak woda. 3 i 4 Odbijała miotające światło niczym gwiazdy.
1. Skoro to dziecko, to JE bujała. W języku polskim istnieje coś takiego, jak rodzaj nijaki i ma to swoje konsekwencje.
2. Można lać (coś) - np. wodę albo lać się np. woda lała się z kranu. Do tej drugiej kategorii zaliczamy również lejące się tkaniny. Czyli może istnieć lejąca się, biało-złota suknia. W przeciwnym razie nasuwa się pytanie: co lała suknia?
3. Miotające światło? Czy nie mylisz przypadkiem miotające i migoczące?
4. Odbijała... niczym gwiazdy. Gwiazdy nie odbijają żadnego światła, mają własne. A może miało być: Odbijała światło, migoczące niczym gwiazdy?
Słoneczko12 pisze:- Taris.- Solaris odparła. Popatrzył się na nią spod byka.- uspokój się.
A tego już nie będę rozkładać na czynniki pierwsze.

Przy tym poziomie braku sprawności językowej traci znaczenie fabuła i bohaterowie. Niestety, nie wystarczy wymyślać światy, rasy oraz bohaterów, uwikłanych w dramatyczne wydarzenia. Trzeba jeszcze opisać to w taki sposób, żeby wzrok i umysł czytelnika nie potykały się co chwila na koślawych zdaniach.

Pisz małe formy. Krótkie opowiadania, w których będziesz mogła poćwiczyć narrację, opisy i dialogi. To absolutna podstawa, żeby pójść dalej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron