Zastanawiałeś się nad tym, że gdy wsiadasz do autobusu to bezgranicznie zawierzasz panu kierowcy? Nie? Ja tak, właśnie w tej chwili o tym rozmyślam. Siedzę w jeszcze luźnym pojeździe /kilka osób/ i sobie beztrosko tak myślę. Jak to tak, bez żadnego upewnienia się czy bezpiecznie dotrzemy do zamierzanego celu oddajemy się w ręce nieznanemu człowiekowi? Mieć taką wiarę bezgraniczną...
Albo czy myślałeś o tym, że życie to jest ciągłe wsiadanie w odpowiedni pociąg? Gdzie dotrzesz, zależy od tego w który się zdecydujesz wsiąść.
Sęk w tym, że tych pociągów w naszym życiu jest całe mnóstwo. Co chwila są podstawiane i wcale nie chcą na nas czekać. Czasem to trzeba w biegu do nich wskakiwać. A czy wiesz o tym, że w zasadzie tak na prawdę to wsiadamy do nich w ciemno? Zakrawa na paradoks: jadąc do Warszawy robimy dokładne rozpoznanie, a w naszym życiu nic w zasadzie nie robimy. Mówisz, że to nie prawda? A ja ci mówię, że to jednak prawda. Oddajesz się w ręce Pana Maszynisty i ślepo jemu zawierzasz. Tak ślepo, że nawet o tym nie myślisz.... Ale co tam... Lepiej o tym nie rozmyślać. Chociaż dla zabicia czasu...
No tak dwa dni wolnego, pełny luz bez patrzenia na wizerunek mojego starego.
Z radością wracam do znanych mi z dzieciństwa okolicznych pagórków, okrytych śnieżną powłoką. Drzemią sobie w najlepsze snem zimowym. Pies na mój widok radośnie ogonem merdał i jakaś radość w jego ślepiach się pojawiała...
święta te najważniejsze bo roczne, tak mawiano w moich stronach. A kto najbardziej je przeżywa jak nie dzieciaki?
Gdzie byś ucha nie nadstawił, zewsząd dochodziły odgłosy uderzeń cepa. Z każdej stodoły, przez szpary w ścianach wyłaziło blade światełko naftowych latarek. To miejscowi gospodarze szykowali ziarno na mąkę. Wiadomo, roczne święta tuż, a i plany dla państwa trzeba oddać. Nocna grudniowa cisza słuchała tych uderzeń i była smutna. Te kłosy zbóż, które jeszcze w sierpniu, radośnie się wygrzewały w słońcu i nabierały złocistego koloru i które były ogarniane troszczącym się okiem gospodarzy co to mawiali, że święte są i z łaski Boga tak na polach falują i, że dać się zmarnować choćby jednemu z nich – to grzech, to lekceważenie Pana. Teraz ci sami zawzięcie walą pałami po tych kłosach. Popluwają w dłonie i narzekają, że tyle z tego korzyści co kot napłakał. Już nie chwalą Boga. Teraz chwalą swoje cepy, że mocne, że pasowne i dobrze biją.
Grudniowa cisza słuchała tych uderzeń, wzdrygała się przed chłopskimi przekleństwami. Gwiazdy po swojemu od dawien dawna, jednakowo mrugają. Jedynie księżyc zda się być poważny i cepy go nie interesują. On wie, że dziecię które się narodzi, czy to w dostatku, czy w biedzie i tak pójdzie swoją drogą, by na przekór utartym poglądom, budować lepszy świat...
W wigilię świąt Bożego Narodzenia, daremnie gwiazdy wypatrywać. Od rana niebo zasnuło się powłoką chmur i zaczęły opadać, wielkie płaty śniegu. Początkowo spadały powolutku, jakby się zastanawiały w którym miejscu wylądować i wyglądało na to, że to tylko poloty na mróz. Ale po kilkunastu minutach, płatki sypały jakby kto tam w górze pierzynę rozerwał i pierzem sypnął. Wielka to była inwazja białego puchu. Gromadnie, pokrywały stare brudy, poupychane w zakamarkach w śniegowe pryzmy. Od tej cicho spadającej bieli, tak jakoś świątecznie się zrobiło i w sercu i wokoło. Jak tu nie mówić o tym, że dziecię które ma się narodzić na ten świat, przynosi temu światu, radość niebiańską.
Jeszcze przed zaśnięciem, ojciec udał się do obory. Odwiedził konie, krowy. Rzucił na nie gospodarskim okiem. To dzięki tym zwierzakom, może on utrzymać swoją rodzinę, a w zamian za ich ciężką pracę mają one opiekę i dach nad głową: zgodna koegzystencja zwierząt i ludzi. Zwierzęta żyją po to aby utrzymywać ludzi przy życiu, a nie po to aby były zjedzone przez ludzi.
Jest biednie, ciężko. Dopiero kilka lat po wojnie, ale już lepiej niż przed paroma laty, kiedy to
nocami trzeba było pilnować ostatniej krowy mlecznej z narażeniem życia. Nocą już nie przychodzą i w imię jakiejś ideologii, nie kradną. Będzie lepiej, byle tylko zdrowie było i zgoda w rodzinie. Dzieci dorosną, też będą miały w życiu lepiej. Któryś z synów obejmie to gospodarstwo. Piękny majątek. Kawał ziemi w jednym miejscu. Gdzie nie spojrzysz, twoje. Tu ci kura nie wejdzie w szkodę sąsiadowi. Pagórki, te koło domu, zasadzi sosną i będzie kiedyś las na miejscu. Dolinę zasieje trawą i będzie siano dla krów. Czego więcej trzeba? To nie to co u innych - wszędzie daleko, krowy trzeba pędzić kilometrami. Tu wychodzisz z domu, z podwórka i jesteś na swoim jak okiem sięgnąć. Jedziesz na pole drogą własną, przez własny majątek. To jest właśnie skarb największy, nieprzemijający. Bogactwo materialne, dokładniej pieniądze, dziś są jutro ich nie ma i znowu są, a tak położone gospodarstwo będzie ci służyć zawsze – z pokolenia na pokolenie, o ile będziesz je miłował. Musowo tą ziemię pokochać bardziej od własnego ciała. Twoje ciało może być zaniedbane, brudne, odarte, ale twój majątek musi być zadbany, w poszanowaniu. To poszanowanie przejawia się w sposobie uprawy ziemi, w zasiewaniu, w zbiorze tego, co na tej ziemi urosło. To wszystko ma ci dawać radość, pomimo własnego zmęczenia i braku poszanowania przez innych. To nic, że chwilowo jest ciężko i wyżyć trudno Ale ty ziemi po swoich ojcach nie marnuj, bo to jest twój wielopokoleniowy zakład pracy, z historią i z tradycją. Ty też budujesz historię tego zakładu pracy. Czy chcesz zapisać się w tej historii twojego rodu jako ten, który doprowadził do ruiny i do zmarnotrawienia tego, na co pracowały całe pokolenia? To wszystko decyduje o tym, że zawód twój który uprawiasz, jest najbardziej męski, ludzki, uczciwy i najbliższy Bogu, bo najbliższy naturze.
Gorliwość do pracy na roli, móc przekazać swoim następcom. Oto jeden z najważniejszych zadań ojca. Przekazać swój dorobek synowi nie jest problemem. Problemem jest, aby razem z tym dorobkiem, została przekazana spadkobiercy miłość do tego co on od swoich rodziców otrzymuje.
Ale to już chyba trzeba wcześniej dokonywać w umyśle tego, który ma przejmować po nas pałeczkę.
W pierwszy dzień świąt, niebo od rana się czerwieniło. Jeszcze słońce inne krainy oświetlało, a tu już obwieszczało, że za chwilę, zanim zdążysz obrządzić swój inwentarz - również zawita. Stąpałeś po, co dopiero przegarniętych na podwórku, ścieżkach. Zmrożony śnieg skrzeczał pod butami. Jakby lamentował nad swoim losem. Nie dość, że jest jemu zimno, to jeszcze depczą po nim.
Spojrzałeś na wschód, na równinę, na pagórki porośnięte młodymi zagajnikami, okrytymi wczorajszym, puszystym śniegiem. świat wydał się, a może jest on na prawdę taki, piękny. Przez tą nieskazitelnie białą powłokę zdawał się czysty, a wszelkie zło na tym świecie było chyba w ten dzień zamrożone i nie mogło ono nikomu krzywdy uczynić.
W izbie, pachnącej wypranymi zasłonami i białym nowym obrusem, na stole już stało gotowe świąteczne śniadanie. Dzieciaki rozbudzone, kręciły się wokół stołu gotowe zasiąść do niego w każdej chwili. Czekały tylko na pozwolenie matki. Jedyną przeszkodą ku temu, była przedłużająca się nieobecność ojca. Co prawda mamusia tłumaczyła im, że ojciec dzisiaj szczególnie starannie obrządza dobytek, ponieważ w ten sposób chce wyciągnąć od krów, koni, co mówiły w noc wigilijną o swoim gospodarzu.
Usprawiedliwienie ojca sensowne, ale to nie satysfakcjonowało dzieci i niecierpliwiły się coraz bardziej, kiedy w końcu zasiądą przy świątecznym stole. Przecież na taką atrakcję czekały już od świąt Wielkiej Nocy. Wtedy też był świąteczny stół, ale nie tak czarodziejski jak na święta Bożego Narodzenia. Mamusia tłumaczyła, że ważniejsza od świątecznego śniadania była wczorajsza wieczerza wigilijna, ale dzieciaki nie chciały w to wierzyć. Jak to? Wczorajsze postne potrawy, mają być ważniejsze i lepsze od dzisiejszego śniadania na którym jest kiełbasa, szynka i inne mięsne przysmaki?
Kiedy już słońce nieco wzniosło się nad horyzont, a mróz zelżał, dzieciaki powyciągały z zakamarków ojcowskich zabudowań sanki, narty przeróżnych własnych konstrukcji i udały się na pobliską górę. Tam urządzały zawody kto dalej zjedzie. Próbowały różnych sposobów na pobicie rekordu. Jedne zjeżdżały z rozbiegiem, inne w trakcie zjeżdżania, żeby dalej być od innych,
popychały się, co z kolei było powodem do sprzeczek, że tak nie można, że taki zjazd się nie liczy. Dyskusje narastające na tym tle, stawały się tak gorące, że mróz przy tej temperaturze sprzeczek, nie miał żadnych szans i dzieciaki na buziach porobiły się czerwone a z pod czapek zaczynał spływać pot. To nic, że w butach śnieg się rozpuszczał a końcówki nogawek spodni stawały się sztywne od mrozu. Rywalizacja z kolegami sąsiadów, po każdym kolejnym zjeździe, stawała się coraz to bardziej zaciekła. żadna ze stron nie dawała za przegraną. Bo jak to kończyć zawody w momencie dla siebie najmniej korzystnym? Nie wypada. Przecież kolejny zjazd mógł być bardziej udany.
Już słońce powoli zbliżało się do linii horyzontu, czerwone zapowiadało kolejny mroźny dzień, a nasi mali bohaterowie nadal walczyli między sobą. Zapewne jeszcze długo trwały by, świąteczny gwar i zjazdy, ale zniecierpliwione głosy matek, stawały się coraz bardziej nakazujące i dzieciaki rad nie rad, powoli zaczęły schodzić z góry i wracać do swoich domów. Przed tym jednak umówiły się na następny świąteczny dzień, przyrzekając sobie, że jutro, jego, tamtego, sanki dalej pojadą...
Przerwa świąteczna się skończyła szybko, i ci starsi zarzucali na swoje skromne barki kanciaste tornistry i gęsiego, maszerowali do szkoły. Przodem szedł najstarszy zostawiając za sobą ślady młodszemu od siebie, a na końcu człapał najmłodszy który co prawda miał już przed sobą pierwsze ślady na sypkim, głębokim śniegu, ale cóż to za ścieżka kiedy i tak śnieg w buty się nasypywał a nogi się zapadały. Ale dzięki temu młody organizm się rozgrzewał i tęgi mróz w chwili kiedy słońce właśnie wstawało nie był straszny.
W szkole pan woźny już ponapalał w kaflowych piecach i można było, zanim się zaczęły lekcje, stanąć przy rozgrzanym piecu i się ogrzewać.
2
Przeczytałem. Zacznę od oceny ogólnej, a później dorzucę coś jeszcze.
Otóż, nie poruszyła mnie twoja historia. Jest po prostu kolejną mało refleksyjną opowiastką. Pomysł wogóle mnie nie zachwycił. Wykonanie również.
Oto kilka błędów:
Dalej, "Pan Maszynista" - nie lubię czegoś takiego. Można zaznaczyć wyższą, ponadnaturalną rolę w inny sposób niz ten zaprezentowany przez ciebie.
"Zawierzasz, zawierzasz" - domyślasz się o co mi chodzi? To dodaj do tego "bezgranicznie" i "wsiadanie" - a to dopiero pierwszy akapit.
Przecinki leżą na całej długości tekstu. Nie ma ich przed większością "które", "co" i wielu innyc miejscach, w których powinny się znaleźć.
Nie wkleję ich tutaj, bo równie dobrze mógłbym wkleić cały tekst, a nie o to tutaj chodzi.
Zanim wrzucisz opowiadanie do oceny sprawdź je kilka razy lub wrzuć do worda.
Pomysł:3
Styl:3
Schematyczność:3
Błędy:3=
Ocena ogólna:3-
Wcześniejszy tekst był chyba lepszy, co znaczy, że to mogę zaliczyć do słabszej formy. Oby.
Pozdro.
Otóż, nie poruszyła mnie twoja historia. Jest po prostu kolejną mało refleksyjną opowiastką. Pomysł wogóle mnie nie zachwycił. Wykonanie również.
Oto kilka błędów:
wsiadasz do autobusu to bezgranicznie zawierzasz panu kierowcy? Nie? Ja tak, właśnie w tej chwili o tym rozmyślam. Siedzę w jeszcze luźnym
Zacznijmy od pierwszego zdania przytoczonego powyżej. Odzywa się moje czepialstwo, ale "siedzę" mogłeś sobie śmiało darować.Pana Maszynisty i ślepo jemu zawierzasz
Dalej, "Pan Maszynista" - nie lubię czegoś takiego. Można zaznaczyć wyższą, ponadnaturalną rolę w inny sposób niz ten zaprezentowany przez ciebie.
"Zawierzasz, zawierzasz" - domyślasz się o co mi chodzi? To dodaj do tego "bezgranicznie" i "wsiadanie" - a to dopiero pierwszy akapit.
Efekt kłócących się dzieci.Mówisz, że to nie prawda? A ja ci mówię, że to jednak prawda
Przecinki leżą na całej długości tekstu. Nie ma ich przed większością "które", "co" i wielu innyc miejscach, w których powinny się znaleźć.
Nie wkleję ich tutaj, bo równie dobrze mógłbym wkleić cały tekst, a nie o to tutaj chodzi.
Zanim wrzucisz opowiadanie do oceny sprawdź je kilka razy lub wrzuć do worda.
Pomysł:3
Styl:3
Schematyczność:3
Błędy:3=
Ocena ogólna:3-
Wcześniejszy tekst był chyba lepszy, co znaczy, że to mogę zaliczyć do słabszej formy. Oby.
Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
3
Niestety, nie przeczytałem do końca. Bo znudziło mnie. Tekst wydaje się takim nie wiadomo czym. Najpierw niebłyskotliwe czegoś tam do wsiadania do taksówki i zawierzania kierowcy. Potem opowieść, raczej nudna. Bez dialogów.
Wyłapałem na początku dwa błędy ort: "naprawdę" powinno być", łącznie, i "nieprawda", także łącznie.
Dodane po 1 minutach:
Niebłyskotliwe PORóWNANIE czegoś tam... (...)" - tak winno być powyżej. Szkoda, że nie można edytować postów.
Wyłapałem na początku dwa błędy ort: "naprawdę" powinno być", łącznie, i "nieprawda", także łącznie.
Dodane po 1 minutach:
Niebłyskotliwe PORóWNANIE czegoś tam... (...)" - tak winno być powyżej. Szkoda, że nie można edytować postów.
4
Nie podobają mi się te //. Nawias byłby bardziej na miejscu.Siedzę w jeszcze luźnym pojeździe /kilka osób/ i sobie beztrosko tak myślę.
IMHO ,,Mieć tak bezgraniczną wiarę" brzmiałoby lepiej.Mieć taką wiarę bezgraniczną...
No zaraz, przed chwilą były autobusy i pan kierowca (z małych liter!).Albo czy myślałeś o tym, że życie to jest ciągłe wsiadanie w odpowiedni pociąg? (...) Oddajesz się w ręce Pana Maszynisty i ślepo jemu zawierzasz.

Za Słownikiem języka polskiego: polot - łatwość, lekkość w sposobie rozumowania, myślenia, wyrażania się itp. Zatem...?wyglądało na to, że to tylko poloty na mróz.
(SKREEE!) Skrzeczał? :]Zmrożony śnieg skrzeczał pod butami.
Jemu? Głupio to z deczka brzmi... ,,mu" by wystarczyło.Nie dość, że jest jemu zimno
W ocenie ogólnej posłużę się przykładem z życia. Na akademii z okazji 65. rocznicy istnienia AK, w której brałam udział, wiekowy weteran i były komendant wygłosił uroczystą mowę. Mówił baaardzo powoooli... Skończył jedną stronę, już myśleliśmy, że to koniec, a tu przewraca i czyta kolejną... a potem jeszcze jedną i jeszcze jedną, i jeszcze jedną... Początkowo wszyscy słuchali, ale potem nie wiem, czy ktoś tak naprawdę był na tym skupiony. Z tym tekstem było podobnie. Nudny...
Wydaje mi się, że miejscami przeskakujesz w czasach, ale już nie chce mi się tego sprawdzać. Zdania mają dziwny szyk, np. ,,Pies na mój widok radośnie ogonem merdał". Trochę patetyczne. Temat? święta, gospodarstwo i... co z tego? Już to wszystko wiemy.
Pomysł: 3=
Styl: 3-
Schematyczność: 2
Błędy: 4-
Ogólnie: 2+ (nisko, ale ja zawsze wyciągam średnią)
Pozdrawiam i powodzenia.

Z powarzaniem, łynki i Móza.
[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]
לא תקחו אותי - אני חופשי
[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]
לא תקחו אותי - אני חופשי