Scrabble [short]

1
WWWNie roń (gdybyś taki miał zamiar) łez nad tą historią, ba, gdyby się polały, zapomnij o nich, bo nie godzisz się chyba na szantaż tanimi wzruszeniami.
WWWOna (Anna, powiedzmy) miała serce kruche jak kwarc, z którego spadały drobiny dobra, niczym płatki złotej miki, on (niech będzie Stanisław) jakby kadmem przytrute, rzec by można - guz mu raczej w piersi urósł, coś niedobrego z tego guza wypływało, owijając się smugą wokół ich chałupy. Ale to później, na początku się kochali, byli szczęśliwi, uprawiając swoją niwę, lenną nieomal (tak się we wsi śmiali), bo choć to była jej ziemia, wisiał na niej zapis dożywocia dla starej babki, mieszkającej w niewielkim obejściu za płotem, po sąsiedzku. Używali konia, pługa i kosy, żeby każdy ar tej ziemi rodził, kombajny jeździły gdzieś hen, po rozległych polach wiejskich bogaczy, albo stały w bazie byłego ośrodka maszynowego, wielkie, lśniące, nieosiągalne. Stanisław tylko się im przyglądał z daleka.
WWWDorobili się trójki dzieciaków, po wiejsku grzecznych, przyzwyczajonych do roboty na gospodarce, ale ciężko im było, cholernie ciężko, nieraz tygodniami jedli postną zalewajkę, przegryzaną starym chlebem, co go z samochodu skrzynkami sprzedawał kierowca z piekarni, dla kur i świń u tych bogatszych, tych od kombajnów. Porwana kurtka, czy dziurawe buty były dramatem, pociecha – bywało – całe tygodnie nie pokazywała się w szkole, a następny rozmiarem do ponaszania po starszych wypadał z kolejki.
WWWStanisław z początku uśmiechał się tylko, pocieszał siebie i Annę, potem posmutniał (serce miał już otumanione przeklętym kadmem niedostatku), wreszcie pękł, przełamał się w sobie, a w domu pojawiła się wóda, którą specjaliści w pobliskim miasteczku robili z kradzionego spirytu. Kupował ją Stanisław na targu, lub pokątnie, w melinie i przywoził utkniętą za pazuchą, żeby się jej nic nie stało podczas jazdy rozklekotanym rowerem. A jeszcze potem poszedł w dziki gon, do domu wracał tylko się przespać, zresztą i to nie zawsze. Hulać zaczął w miasteczku, po swojemu, biednie, z grupą takich, jak on, pił, gdzie się dało i co się dało – i tylko to picie miał w głowie. I w sercu, tym guzie, który wytwarzał mgłę obojętności, a przy okazji smród wódotrawienia połączony ze smrodem niemycia.
WWWA we wsi, powoli, mościło się nowe. Przyszło z miasteczka, najpierw rozglądało się nieśmiało, potem przycupnęło w kącie, wreszcie zaczęło się rozpychać łokciami. Już nie tylko te kombajny, czy satelitarne anteny, nie tylko krasnale i kolorowe łachy na kilogramy z eleganckimi metkami. Ludzie zaczęli jeździć. Nie, jak kiedyś, do Miasta, by w trzyzmianowej męce wytwarzać brzydkie, nikomu niepotrzebne towary, kraść na zakładzie mydło, papier toaletowy i ubrania robocze, tylko dalej. Za granicę. W świat. Zarabiać prawdziwe pieniądze.
WWW- Ej, Stasiu – mówiła Anna, kiedy udało jej się wedrzeć w godzinę, gdy mąż podnosił się i siadał na krawędzi łóżka, już nie pijany, a jeszcze nie trzeźwy, mrużąc zapuchnięte oczy. – Jedź z Kazkiem od Lasotów, nie liż tylko życia przez sklepowe szyby. Konia najwyżej sprzedamy, wydoli się na bilet, przecie tyrać umiesz, póki cię wódka nie zamroczy – wykładała swoje racje. - Nie wij się już na tym barłogu, zrób coś rozumnego, bo się wszyscy boimy, że na zatracenie idziesz, a my razem z tobą.
WWWZa którymś razem dał się namówić. Może nie był jeszcze całkiem, do cna zły, może przyszło nań opamiętanie, a może już się zmęczył; albo piciem, albo tym jej gadaniem. Pojechał. A potem tyrał Stanisław na budowach w dumnym Albionie i choć wolnego czasu miał niedużo – zresztą nie pragnął go, bo „czas to pieniądz”, tę lekcję szybko sobie przyswoił – przyglądał się światu, co go teraz otaczał.
WWWWidział grubasów w melonikach, z parasolem zakończonym elegancką rączką z ciemnego drewna, gdy wypluwały ich eleganckie limuzyny, a oni niknęli w przeszkleniach błyszczących wieżowców. Widział, jak jacyś łysi biją w metrze Żyda, krew z rozbitej twarzy barwiła mu tałes błyszczącą czerwienią, skapując ciężkimi kroplami z tych śmiesznych frędzli na buty. Widział umalowane kobiety, bezwstydnie obnażające pępki z wpiętymi w nie błyskotkami. I hipsterów (choć ci dopiero zaczynali się tak wzajemnie nazywać) w hamakach rozpiętych między drzewami w parku, z okularami jak czułki owadów, z wielkimi kubkami parującej kawy w rękach. I twarze – białe, brązowe, czarne, żółte, każda jak książka, gdyby tylko ktoś chciał ją przeczytać...
WWWOdbierając co tydzień czek, w myślach przyglądał się funtom, które ten oznaczał, dzielił na kupki: to na życie, to do wysłania, to, żeby się napić. Bo pił, ale już grzeczniej, tylko w łykend, z nie-całkiem-rozumienia tego, co widział, czasem z tęsknoty za ugnojonym podwórkiem, a czasem – bo tak. Pewnie to picie było rodzajem modlitwy, zastępczym „Ojcze nasz”, bo jego słowa tylko czasem przychodziły przed zaśnięciem do obolałej, jak całe ciało, głowy. A inną modlitwę odprawiał nad automatem telefonicznym i listami, tymi, które dostawał i tymi, które sam, niewprawną ręką, pisał.
WWWNie zdążył mi opowiedzieć całej reszty, gdy spotkaliśmy się, połączeni sąsiadującymi fotelami w samolocie, już tanim i dostępnym dla każdego. Nie poznałem dalszego ciągu dramatu, jeśli to był dramat, bo może wcale nie, może dalej wszystko potoczyło się jak w romantycznej komedii. Przerwana uderzeniem kół o beton lotniskowego pasa opowieść tak już została, niedokończona, zawieszona w punkcie, z którego mogła się dowolnie rozwinąć, a on powędrował gdzieś w stronę, gdzie zatrzymują się busy z nazwami miast wypisanymi flamastrem na kawałku tektury.
WWWZresztą może to wcale nie on opowiadał, może był to inny Wojciech czy Józef, z tych, co wypełniają sale odpraw europejskich portów, lekko podpici, często krzykliwi, w modnie dziurawych dżinsach i tanich adidasach. Tych, co stojąc, lub idąc trzymają podręczny bagaż - reklamówki z marketów o niewiadomej zawartości – w sękatych dłoniach blisko boku. Tych, co siedząc, chronią te torby między zaciśniętymi czujnie kolanami.
WWWMoże wreszcie sam gadałem ze sobą, lecąc, w półśnie, ukołysany miarowym buczeniem potężnych silników, w nozdrzach mając wytęskniony zapach sieni w domu, do którego wracałem. Może?...

Scrabble [short]

3
Bardzo dobry szort. Nie napiszę już dzisiaj nic konkretnego, bo trzeba iść zaraz spać, ale powiem Ci, że w Twojej historii czuć duszę. Jutro rozłożę tekst na łopatki, chociaż za wiele tu "łopatek" nie będzie.
Bo lubię pisać.

Scrabble [short]

4
Bardzo.
Bardzo mi się podoba i bardzo dobre.
Upleciona w kilku zdaniach historia z żywymi ludźmi.
Miałam wrażenie przechodzenia z jednej epoki do drugiej - z tej przed wylotem - zupełnie dawnej, do tej z samolotem - już naszej.
Bardzo.
gosia

„Szczęście nie polega na tym, że możesz robić, co chcesz, ale na tym, że chcesz tego, co robisz.” (Lew Tołstoj).

Obrazek

Scrabble [short]

5
ithilhin pisze: Miałam wrażenie przechodzenia z jednej epoki do drugiej - z tej przed wylotem - zupełnie dawnej, do tej z samolotem - już naszej.
Tak, to jest niesamowite! Zupełnie płynne przejście. Bardzo ciekawy efekt. I jak miło zobaczyć tekst Leszka na forum :)

Scrabble [short]

6
Z komentarzy wnioskuję, że to pierwszy tekst Leszka. I od razu taki dobry? To się nie godzi!
Bardzo dobre pióro, uch, tak dobre, że aż żal, że człowiek tak nie potrafi...
Nie ma się czego doczepić, czyta się jakby się jechało pociągiem - jednostajny, przyjemny stukot, żadnej nierówności, żadnej źle ustawionej zwrotnicy, żadnego gwałtownego hamowania...
Jakby co, to ja z tego pociągu nie wysiadam.

Added in :[/color]
Z komentarzy wnioskuję, że to pierwszy tekst Leszka. I od razu taki dobry? To się nie godzi!
Bardzo dobre pióro, uch, tak dobre, że aż żal, że człowiek tak nie potrafi...
Nie ma się czego doczepić, czyta się jakby się jechało pociągiem - jednostajny, przyjemny stukot, żadnej nierówności, żadnej źle ustawionej zwrotnicy, żadnego gwałtownego hamowania...
Jakby co, to ja z tego pociągu nie wysiadam.

Scrabble [short]

7
Doskonale napisane, wciągające, autentyczne, nostalgiczne jakieś, przeczytałem przysłowiowym jednym tchem; szkoda, że urwało się na tej płycie lotniska, taka Niedokończona Symfonia Schuberta.
Może jednak pociągniesz coś dalej.
Może?...

Scrabble [short]

8
Leszek Pipka pisze: Nie roń (gdybyś taki miał zamiar) łez nad tą historią, ba, gdyby się polały, zapomnij o nich, bo nie godzisz się chyba na szantaż tanimi wzruszeniami.
na sznurowadle w SB mówiłam - tu coś mi się nie podoba.
Ok, mam narratora auktorialnego (dystans autorski) jako pierwszy skład scrabble'a . Oto przychodzi Autor i wraca się do czytelnika. Tu się rozgrywa o duszę - gra ma tezę, to będzie "szantaż tanimi wzruszeniami" kontra dramat prawdy (łzy).
Mam z tym narratorem problem - podwójny dystans, może nawet potrójny, spiętrzony i przez do niepokojący. Myślę - KIM jest narrator?
patrzę w klauzuli:
Leszek Pipka pisze: Może wreszcie sam gadałem ze sobą, lecąc, w półśnie, ukołysany miarowym buczeniem potężnych silników, w nozdrzach mając wytęskniony zapach sieni w domu, do którego wracałem. Może?...
i czuję, że coś mi zafałszowało, gdzieś oszukaństwo - gdzie łzy autorskie, gdzie ironia losów, gdzie szyderstwo czasów?

Ostatni ruch - i literki wyciągnięte z kieszeni! A ja chciałam wygrać!
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

Scrabble [short]

10
Leszek Pipka pisze: Nie roń (gdybyś taki miał zamiar) łez nad tą historią, ba, gdyby się polały, zapomnij o nich, bo nie godzisz się chyba na szantaż tanimi wzruszeniami.
Jasne, że się nie godzę. Podejrzliwie też traktuję zapowiedzi gry autora z czytelnikiem, ale skoro to Scrabble...
Leszek Pipka pisze: Ona (Anna, powiedzmy) miała serce kruche jak kwarc, z którego spadały drobiny dobra, niczym płatki złotej miki, on (niech będzie Stanisław) jakby kadmem przytrute, rzec by można - guz mu raczej w piersi urósł, coś niedobrego z tego guza wypływało, owijając się smugą wokół ich chałupy.
Oj. Ona ma serce jak z kamienia, lecz kruche i w pewien sposób piękne (płatki złotej miki), a on? "Kadmem przytrute", a więc jak najbardziej cielesne, chociaż uszkodzone. Do tego miejsca wszystko mi gra. Dalej - niekoniecznie. "Guz mu raczej w piersi urósł": tak, tyle że guzy w piersi rosną różne i na ogół nie mają nic wspólnego z sercem, więc jeśli pozostajemy przy obrazie serce <=> guz, widziałabym tu raczej jakby kadmem przytrute, rzec by można - w guz przekształcone, z którego coś niedobrego wypływało. Może niekoniecznie słowo w słowo, ale bardziej tak. A smugę wokół chałupy bym sobie darowała.
Leszek Pipka pisze: Porwana kurtka, czy dziurawe buty były dramatem, pociecha – bywało – całe tygodnie nie pokazywała się w szkole, a następny rozmiarem do ponaszania po starszych wypadał z kolejki.
1. Stylizujesz tekst na opowieść plebejską, więc tu raczej nie dramat by pasował, lecz nieszczęście.
2. "Wypadanie z kolejki" kojarzy mi się z sytuacjami innymi (nie przyszedł, nie zgłosił się, nie podpisał listy, wypadł z kolejki). Tu bym widziała coś w rodzaju: daremnie czekał na swą kolej.
Leszek Pipka pisze: (serce miał już otumanione przeklętym kadmem niedostatku
Umysł można mieć otumaniony, a serce? Nie jestem pewna.
Leszek Pipka pisze: wreszcie pękł, przełamał się w sobie,
A nie mógł się po prostu załamać? "Przełamać się" budzi skojarzenia z sytuacją upokarzającą (poszedł na żebry; wyznał jakąś tajemną winę i błaga o litość), a picie wódy nigdy w Polsce za taką nie uchodziło.
Leszek Pipka pisze: pojawiła się wóda, którą specjaliści w pobliskim miasteczku robili z kradzionego spirytu.
Specjalistami oni byli na pewno, ale skoro wóda i spiryt, bardziej by mi tu pasowali fachmani.
Leszek Pipka pisze: Za którymś razem dał się namówić. Może nie był jeszcze całkiem, do cna zły, może przyszło nań opamiętanie, a może już się zmęczył; albo piciem, albo tym jej gadaniem. Pojechał. A potem tyrał Stanisław na budowach w dumnym Albionie i choć wolnego czasu miał niedużo – zresztą nie pragnął go, bo „czas to pieniądz”, tę lekcję szybko sobie przyswoił – przyglądał się światu, co go teraz otaczał.
No i tu mi czegoś zabrakło. Bardzo. Wysyłasz faceta wprost od roli do Albionu i ani słowem nie wspominasz, w jaki sposób i w ogóle z kim on tam się dogaduje. A przecież to jest prawdziwy szok: stanąć wśród ludzi i nie rozumieć, co mówią, patrzeć na napisy i nie wiedzieć, co oznaczają. Napisałbyś choćby jedno zdanie, że trzymał się tego Kazka od Lasotów, który już nie pierwszy raz tam był i wiedział, jak się z majstrem dogadać, czy coś podobnego. Istnieją przecież ludzie, którzy nie są w stanie przebrnąć przez ten etap, nawet nie uczenia się języka, tylko zwykłego oswajania się z obcością. Załamują się, wracają, albo staczają na samo dno.
A potem już mi tylko hipsterzy zazgrzytali, chociaż sam narrator z nich się tłumaczy :)
A zakończenie? Znowu robisz oko do czytelnika, że to może jednostkowy los, a może przetworzenie róznych historii, a może opowieść wysnuta z fantazji narratora, który jest jedyną osobą wracającą do domu - lecz przyjmuję to z dobrodziejstwem inwentarza. Jest coś ujmującego w Twoim sposobie podejścia do bohatera - trochę dystansu, trochę wyrozumiałości, plus świadomość, że to tylko jeden z możliwych wariantów opowieści. Wprawdzie świat mężczyzn czujnie strzegących dobytku w reklamówkach to nie moja bajka, lecz tę, którą nam tu zaprezentowałeś - kupuję.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Scrabble [short]

11
O raju, jak mi miło. Tyle komentarzy...Wszystkim pięknie dziękuję, zwłaszcza, że te komentarze takie aprobujące. Znaczy, człowieka lubią, a TWA działa (no, no, bez foszenia, żarcik taki :-P ) To ja już sam powiem, jak było, całkiem po dobroci. Będzie długo i nudno :-)

Nie piszę. Pisarzem nie zostanę. I to nie jest żadna kokieteria, brak mi podstawowej umiejętności literata – przetwarzania widzianego, zasłyszanego i przeżytego w zwarte, sensownie skomponowane fabuły. Nie mam po prostu pomysłów. Bari by mnie zrozumiał, gdyż prezentuje przeciwny biegun, rzygając (jak wulkan lawą) milionami błyskotliwych bon motów, z których każdy, po rozwinięciu, mógłby się stać przynajmniej opowiadankiem. Ale czasem tak coś człowieka weźmie... Wzięło mnie przy scrabblach. Ci, którzy grywają, wiedzą, iż układane wyrazy czasem formują się w przedziwne konstelacje, połączone raz oczywistą, a raz całkiem pokrętną logiką.

No i tak się razu pewnego stało, „bili” „pili” i „wóda” w utworzyły oś, do której jakoś przypasowały się inne, choć absolutnie nie wszystkie. Pomyślałem, że to fajne wyzwanie, z ponad trzydziestu słów zrobić coś, mającego jakąś narrację. Sednem wyzwania stało się użycie słów całkowicie wiernie, tak, jak zapisały się na planszy, poodmienianych przez przypadki, osoby, tryby i liczby. Zadanie okazało się bardzo wciągające głównie przez problem doczepienia w sposób możliwie nieinwazyjny wynalazków w rodzaju „hipsterów”, „tałes” „gon”, czy „kadm”. Chyba nie wyszło najgorzej, skoro pochwalili :-)

A największą cholerą było nieszczęsne „roń”, które nijak nie chciało się wpasować – ani w opis, ani w dialog, a że miałem jeszcze „polały” i „ba” wymyśliłem taką oto inwokację. I oczywiście przyszła Czepialska Natasza i zaraz swoim szkiełkiem i okiem wyczaiła dysonans. Zaraz potem przydreptała Mądra Pani Rubia i wykonała wiwisekcję z figurami tańcem łączonymi – no i masz, wszystko zepsuły :-P

Serio – pewnie, że wszystkie sugestie są jak najbardziej na miejscu i jestem za nie wdzięczny. Może „przełamania” bym bronił, tak mi wyszło ze stylizacji, „złamanie” jakieś jest techniczno-medyczne, a „załamanie” dla odmiany - jak z karty chorego w szpitalu psychiatrycznym, albo akt sądowych. Z kolei zadziwienie i zawrót głowy w miejscu opka, które Rubia sugeruje nie były mi potrzebne, dwa następne akapity pośrednio mówią o pewnym nieprzystosowaniu Stanisława. A radzić sobie musiał, bo przecież nie wrócił. Obie Panie zauważyły migotanie narratora – to efekt trudności ze skleceniem fabuły. Jakbym był pisarzem, to bym wszystko poprawił i może...? Ale to tylko zabawa.

No i nie ma mowy o kontynuacji – wyrazy się skończyły, a wraz z nimi wena :-) Sorki, Gorg, Justyna i Szymandero.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za lekturę i opinie.
Już. Kooooniec.

Scrabble [short]

12
No to poznaliśmy kulisy powstawania shorta Scrabble :D Mnie zastanowił tytuł, ale ponieważ jest to gra, którą łatwo zmetaforyzować, nawet do głowy mi nie przyszło, że punktem wyjścia dla Twojego tekstu stała się rzeczywista układanka. Co znaczy, że opowiadana historia wypadła przekonująco - nie widać szwów ani złączy konstrukcyjnych, umieszczania pewnych elementów "na siłę", o co łatwo w takim przypadku. Kadm obudził moją czujność, przemknęło mi przez głowę: dlaczego nie arsen, który ma znacznie gorszą sławę? Ponieważ jednak kadm jest trujący jak diabli, uznałam, że to taka autorska inwencja w poszukiwaniu skojarzeń niebanalnych :wink:
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

Scrabble [short]

13
Ano, biedziłem się trochę z tytułem, wybrałem taki właśnie ze względu na szkatułkowość z genezą utworu w ostatniej. Jakoś mi się to wydało zabawne :/ I już naprawdę kończąc te zwierzenia artysty taka drobna refleksja: jeśli upośledzony fabularnie młotek jest w stanie dojrzeć tworzywo samo wchodzące w oczy, znaczyłoby to, że bardziej pod tym względem utalentowani mają źródeł inspiracji tyle, co gwiazd na niebie. Zupełnie nie potrzebują mrówczego światotworzenia a la Tolkien :-P

Scrabble [short]

14
Dobra, zjechałeś mnie przynajmniej dwa razy (sensownie, więc się nie obraziłem), więc przynajmniej będziesz wiedział, że nie uskuteczniam TWA.

To, co mi się u Ciebie podoba, to język i sposób w jaki go używasz. Twój tekst nie jest napisany wyszukanym językiem, jest prosty, ale taki powinien być. Używanie naukowych pojęć, pojęć specjalistycznych tylko zaszkodziłoby "Scrabblom". Świetnie skonstruowałeś akcję, a i "urwałeś " ją w bardzo naturalny sposób, co liczę oczywiście na plus. Opowiadałem zresztą dzisiaj dziewczynie o Twoim tekście (możesz się zarumienić) i mówiłem, że mogłaby zerknąć w tramwaju, czy autobusie - bo ten short właśnie taki jest. Każdy z nas słyszał podobną historię; czy to jadąc autobusem na zadupie do rodziców, czy pociągiem nad morze, czy lecąc na samotne wakacje gdzieś w Tajlandii. Sam pamiętam, gdy dla zabicia nudy rozmawiałem z nieznajomą w czasie jazdy pociągiem do Sławna. I tak jak tutaj, nasza rozmowa skończyła się nagle, urwana zgrzytem kół.

Tutaj nie chodzi o fabułę, ale o jej sposób poprowadzenia. Udało Ci się, nic większego nie schrzaniłeś. Jakieś tam literówki, przecinki owszem, wyłapałem. Ale jeśli po wyjściu z kina zaczynasz przypominać sobie błędy, które widziałeś w filmie - to już się nie liczy. W trakcie seansu ich nie widziałeś.

Trochę ogólnie ta opinia wyszła, może trochę aż nazbyt. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza ;) Natomiast wyróżnię raz jeszcze Twoją końcówkę - jest dokładnie taka, jaka powinna być. Ode mnie leci duża okejka!
Bo lubię pisać.

Scrabble [short]

15
Okejka doleciała :-) Wiesz, dość daleko mam do panienki, reagującej rumieńcem dziewiczego wstydu, jak ją życie wezwie do tablicy :-P Ale niewątpliwie po takiej ocenie zrobiło mi się jaśniej na duszy, zwłaszcza, że pora roku ciemna i zimna.

Tumi, z nieodgadnionego powodu najwyraźniej tych kilka zdań dotarło do jakiejś czułej struny w Twojej duszy. Żadna w tym moja pisarska zasługa, ot, zdarzyła się taka kosmiczna koincydencja. Jednak pozwoliłeś mi otrzeć się o odczucie, jakie zapewne miewają prawdziwi literaci, gdy otrzymują pozytywny feedback. To fajna nagroda za wysiłek wkładany w formułowanie komunikatu, który ma dotrzeć do kogoś nieznanego po drugiej stronie kartki, czy ekranu czytnika, o czym mogłem się dzięki Tobie przekonać. Dzięki, jestem za to bardzo wdzięczny.

Ukłony dla dziewczyny. Nie męcz jej, biduli ;-)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron