Rodzinny mężczyzna
Martynka pojawiła się w biurze niedawno, fakturzystka z Ciechanowa, przestraszona, trochę nieporadna, ale śliczna jak świeży podmuch w skwarze miejskiego popołudnia.
– Mój wietrzyku – szeptał, wodząc palcem po linii jej łona. Nie goliła się tam i szukając spragnionym dłońmi studni, przeczesywał młodą, dziewiczą trawkę. Rozkosznie!
Marek drugi raz zignorował nieśmiałe pytanie dziewczyny o zabezpieczenie.
– Tak jest rozkoszniej! Zobaczysz – zaśmiał się.
Laura przygarnęła dziecko tym pięknym gestem, którego uczą się kobiety w ciąży przez miesiące oczekiwania i ból porodu. Na szarej, przedwcześnie zwiędłej twarzy matki nie było jednak słońca.
– Zrób badania! – prosiła Justyna. – Będzie pewność.
– Ja mam pewność! On też wie. Zresztą! Niech ją Marek raz zobaczy! Kocha tamtych synów.
Marek odsłuchał telefoniczną sekretarkę. Wiadomości od Laurki wykasował, do żony oddzwoni potem z samochodu.
Chwilę równał oddech i wybrał numer asystentki.
– Kamilko, zgłoś jutro awarię klimy, dobrze? Zapomniałem powiedzieć w biurze.
– Jak spotkanie?
– Szedłem jak wicher! – śmiał się głośno.
– Cudownie! Widzimy się dziś? – W łaszącym głosie Kamili nie było buntu. Od dawna.
– Wisienko, kochanie! Dziś nie. Syn dostał się do liceum. Rozumiesz sama, rodzinna kolacja.