Wrzesień. Złote liście, jarzębina. I do tego ten pogrzeb. Dobrze, że trumna była zamknięta. Nie chciałam patrzeć. Nie dlatego, że wolałam zapamiętać zmarłą taką, jaka była za życia. Po prostu… Po prostu nie chciałam patrzeć i już.
I tak nie pamiętałam za dobrze cioci. Kontakt urwał się jakiś czas temu. Mama coraz rzadziej z nią rozmawiała. Jak to przy chorobie, im gorzej człowiek się czuje, tym bardziej ucieka przed światem. Ciocia nie była wyjątkiem.
Nie wiem, kiedy ostatni raz ją widziałam. Pod koniec nie przyszłam się nawet z nią pożegnać. Bo co miałam powiedzieć? Będzie dobrze? Do widzenia? Pamiętasz te zabawki, które mi kupowałaś, kiedy byłam mała? Odprowadziłam tylko mamę pod szpital.
Zresztą, lekarze, zapach lekarstw… Sama niedawno chorowałam i to wszystko źle mi się kojarzyło.
Teraz na pogrzebie czułam się niezręcznie. Współczułam mamie. Ale sama nie byłam smutna. Mechanicznie przyglądałam się kuzynce, córce cioci. Moja rówieśnica. Drobna, niemal tonęła w czarnym płaszczu. Za duże okulary przeciwsłoneczne zasłaniały jej pół twarzy. Ręce miała spracowane – wysuszona, popękana skóra. Nie mogłam oderwać wzroku od jej dłoni. Miętosiła w nich chusteczkę do nosa.
Ksiądz coś mówił, ludzie pochylali głowy. A ja potrafiłam myśleć tylko o tym, że Ola powinna używać kremu do rąk. Może jej kupić? Może moja mama jej kupi. Teraz, kiedy Ola jest sama…
Krem do rąk, krem do rąk. Myśli galopowały bez sensu. Uspokoiłam się dopiero chwilę przed składaniem kondolencji. Ale kiedy przyszła moja kolej – uciekłam, nie chciałam nikogo ściskać, nic mówić.
Minął tydzień, może dwa. Jesień zaczęła przypominać lato. Zamiast deszczu – słońce. Powietrze było rozgrzane, a niebo tak niebieskie, że aż bolały oczy. Liście też nie chciały spadać z drzew. Mieniły się tylko na złoto, czerwono, brązowo.
Patrzyłam tępo przez okno. Obok mnie siedziała Ola. Rozmawiały z moją mamą przyciszonymi głosami. Żadna z nich nie zwracała na mnie uwagi. Równie dobrze, mogłoby mnie tam nie być. Gdybym nagle zniknęła pewnie nawet by nie zauważyły. Pokazywały sobie zdjęcia na telefonie. Te ostatnie. Robione kiedy ciocia już była w szpitalu – opuchnięta twarz, otoczona rurkami.
- Wychodzę – nie wytrzymałam.
Mama nawet się nie odezwała. Skinęła mi tylko głową. Chyba skinęła, może to był po prostu przypadkowy ruch. A wzrok Oli prześlizgnął się po mnie jakbym była powietrze. Wyszłam cicho, zamykając za sobą drzwi.
Powlekłam się na najbliższy przystanek. Na ławeczce siedziały dwie sąsiadki. Obie przysadziste, koło pięćdziesiątki, obładowane torbami. Ten typ, co zawsze wszystko wie, skrytykuje.
Mruknęłam „dzień dobry”, ale zajęte rozmową mnie zignorowały. Tak jak każdy ostatnio.
Papierosy, tego było mi trzeba. Wymacałam paczkę w kieszeni i schowałam się za wiatą. Chcąc nie chcąc słyszałam dalszą część rozmowy.
– Ale ta spod piątki to ma pecha.
Odwróciłam głowę, nasłuchując. Mama mieszkała pod piątką.
– Tak. Tyle nieszczęścia. Najpierw córka, potem siostra.
Znieruchomiałam.
Najpierw córka, potem siostra.
Liście spadają jesienią
3Bardzo ładnie zbudowana miniatura. Podobało mi się.
Liście spadają jesienią
4A wiesz, że pomyślałam o tym, zanim doczytałam do końca? 
Podobało mi się. Lubię takie niewymuszone pisanie, bez zbędnego patosu i wymyślnych metafor. Tylko zdania, wg mnie, za bardzo pourywane. Wplotłabym pomiędzy nie coś dłuższego.

Podobało mi się. Lubię takie niewymuszone pisanie, bez zbędnego patosu i wymyślnych metafor. Tylko zdania, wg mnie, za bardzo pourywane. Wplotłabym pomiędzy nie coś dłuższego.
Liście spadają jesienią
5Kilka szczegółów warto dopracować, a trafił do mnie tekst, bo byłem w podobnej sytuacji, miałem ciocię .
Nie ma rzeczy bardziej niewiarygodnej od rzeczywistości.
Liście spadają jesienią
6Jedno z lepszych krótkich czytadeł, jak dla mnie, które ostatnim czasem tutaj przeczytałem. I tyle.
Liście spadają jesienią
7Ktoś tu oglądał "Szósty zmysł" 
Fajne i przyjemne, no i efekt zaskoczenia był.

Fajne i przyjemne, no i efekt zaskoczenia był.
Liście spadają jesienią
8Treść opowiadania bliska memu sercu.
Chociaż minie już za miesiąc 13 lat.
Wiele wtedy na cmentarzu mi do głowy przychodziło.
Zderzenie realności z wiecznością.
A może ucieczka przed wiecznością w realizm?
Chociaż minie już za miesiąc 13 lat.
Wiele wtedy na cmentarzu mi do głowy przychodziło.
Zderzenie realności z wiecznością.
A może ucieczka przed wiecznością w realizm?
Liście spadają jesienią
9Dziękuję Wam bardzo za opinie. Nie spodziewałam się, że będą aż tak pozytywne. :oops:
Tekst pisany trochę na podstawie własnych doświadczeń, urywek z życia. No, może pomijając elementy nadnaturalne. :wink:

Pierwotnie tekst miał zaczynać się od nie-życia i być bardziej surrealistyczny, więc podobieństwa nie było. Ale miniatura za bardzo by się rozrosła, więc wyszło, jak wyszło. 
Tekst pisany trochę na podstawie własnych doświadczeń, urywek z życia. No, może pomijając elementy nadnaturalne. :wink:
Dzięki za zwrócenie uwagi. Chyba mam taki styl, ale spróbuję się temu przyjrzeć i trochę nad tym popracować.

Faktycznie może się z tym kojarzyć. Szczerze mówiąc trochę bałam się takich porównań


Liście spadają jesienią
10Kurczę, strasznie mi się ta miniaturka spodobała. Nie przeszkadzają mi wcale te zdania (nieco pourywane). Jest krótka, ale "napakowana" treścią i emocjami, niczym Bagatele Antona Weberna - te na kwartet smyczkowy. Chyba zacznę pisać podobnie (tzn. spróbuję pisać w podobnym duchu: lapidarnie, treściwie i z pointą). Zresztą jest taka zasada generalna, która głosi: "Wielka księga wielkie zło; mała księga małe zło" (czy jakoś tak podobnie). Poza tym, wg mnie, z "Liści spadających..." można by było spróbować zrobić krótki film poetycki, eksperymentalną nieco etiudę. I tyle z mej strony! Dzięki!
Liście spadają jesienią
12Konkretne, mocne zakończenie to jedna z najlepszych możliwości jakie dają krótkie teksty. W tym przypadku, wykorzystana elegancko.
Mam wrażenie, że takie zakończenia najczęściej pojawiają się w fantastyce, antologiach. Right?
Mam wrażenie, że takie zakończenia najczęściej pojawiają się w fantastyce, antologiach. Right?