Łełeł

1
WWWPo wypadku, jaki mi się zdarzył, zastanawiałem się, czy w stajni, w której jeżdżę jestem największym debilem. W trakcie postoju, chciałem klapnąć na fotel pasażera w swojej kajucie, ale trafiłem dupą na zatrzask do zapinania pasów i w efekcie zgniotłem kość ogonową. Oczywiście refleksja przyszła do mnie później. Najpierw przez dobre pół godziny, na klęczkach, ze łzami w oczach studziłem ból.

WWWNo ale przypomniałem sobie drajwera Wieśka. Wiesiek, jak to Wiesiek - wieczorem, po trasie uchlał się niczym bąk i polazł spać. Standard. Tyle, że na górną koję, zwanej gałęzią. Gdy w nocy obudził go pęcherz, w pijanym widzie zapomniał, że śpi na górze, wstał i się zdupczył. Mordą o kokpit. Złamał nos i szczękę - i taki połamany wracał do Polski.

WWWNa razie nic zabawnego, ale od czego są telefony. Bo gdy się do Wieśka dzwoniło, ten nie potrafił wyartykułować niczego poza bełkotem, brzmiącym mniej więcej jak "łełełe". Na początku nie zajarzył, że wszyscy robią to tylko po to, żeby kwiczeć ze śmiechu. Kiedy wreszcie to do niego dotarło, obraził się śmiertelnie i przestał odbierać. Tylko, że już było za późno. Dostał ksywę Łełeł - i tak już zostało.
Miszcz.

WWWGdzie mi tam do Wieśka...

Łełeł

3
Zawsze mnie zastanawia używanie anglicyzmów, zapożyczeń i tak dalej. I spolszczone w pisowni słowa typu "drajwer" czy "kejs".
Wydaje mi się, że można stosować, jeśli pasuje. A tu nie pasuje, choć widzę jaki był zakładany efekt.
Subiektywna ocena, wiadomo.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”

cron