Dulce y leche [śladowe ilości wulgaryzmów]

1
— Jak było tam, w Gwaju? — spytała, jej biust się dusił w żakiecie. Niby tu nie wolno palić, ale powinienem właśnie teraz sięgnąć po papierosa, zakurzyć. Spojrzałbym w przestrzeń i zaczął historię.
Miała skórę koloru kawy, dwie ciemniejsze wyspy chętnych sutków. Słodkie. Nie, nie kawy, tam w Paragwaju mają takie coś, trochę jak karmel, bardziej pasuje w kolorze. Dulce y Leche, tak to nazywali. Heh, bardziej pasuje w semantyce. Schyliłem się sprawdzić, że pasowałyby w smaku. Jebany hattrick metafory. Dłońmi błądziłem po nierównych jej plecach. Ojciec, pierwszy chłopak, taki jeden cham na koncercie, czytałem ją Braillem.
— Ale kochasz?- spytała później. — Nie zostawisz? — dodała.
Tak, mówiłem jej, tak.
— No, to jak było? — ponowiła pytanie, mleczny biust, w żakiecie wciąż dusi się słodko.
— Nic wielkiego, raz zbłądziłem do slumsów. — Odpowiadam, nie podnosząc wzroku.
Następnego dnia miałem lot, na dobre wróciłem do Polski.

Dulce y leche [śladowe ilości wulgaryzmów]

2
Fajne. Bardzo fajne. Ale znowu - niestarannie. Bari, tak się nie da. Przeszkadza niedbałość, odbija się czkawką.
Zobacz:
Baribal pisze: Schyliłem się sprawdzić, że pasowałyby w smaku.
"... sprawdzić, CZY pasowałyby w smaku."
"...potwierdzić, ŻE pasowałyby w smaku".
To są rzeczy, które powinny wywoływać u Ciebie alarm, gdy piszesz w poprzek utrwalonych związków.
Albo tu:
Baribal pisze: — No, to jak było? — ponowiła pytanie, mleczny biust, w żakiecie wciąż dusi się słodko.
PONAWIA. Niechże się trzyma kupy narracja.
Pięknie wymyślasz małe formy. Smutno - że nie stawiasz kropki nad i.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”