Dzisiaj znowu nawiedziła mnie we śnie. Dawniej odczuwałbym radość na jej widok, nawet jeżeli jedyne, co dane mi widzieć, to senna mara, zjawa, której ani dotknąć, ani kochać już nie mogę. Śliczna, jak wówczas, gdy wracając ze szkoły pierwszy raz ujrzałem jej lico. Wlała we mnie natchnienie, a ono nazajutrz kazało mi mknąć w nieznane w nadziei, że ją zobaczę. Zrozumiałem wszystko, gdy było za późno. Spojrzenia znaczą tyle, co nieśmiałe popatrywanie na pasażerów w metrze. Dotyku nic nie odróżnia od ścierania kurzu. Słowa to tylko znaki i dźwięki poskładane w logiczną całość wartą tyle, co wiersz, którego nikt nie napisał. Odeszła do innych, mówiąc na do widzenia: "Podobałeś mi się, ale nie miałam odwagi Ci tego wyznać". A teraz przyszła...
Gdzie byłaś, kiedy mogłem oddać ci całego siebie, serce, duszę, ciało, życie? Gdzie? Dopiero dziś dręczysz, rozdzierasz rany, które od dawna nie krwawią. Bawi cię to? Och, miałaś ubaw w swoim czasie, prawda? Kiedy wyłem do księżyca jak ranny zwierz błagający Niebiosa o rychły koniec, chłonęłaś jęki jak najpiękniejszą kompozycję klasyków wiedeńskich. Grałaś na moich uczuciach z wprawą godną Chopina. Dla ciebie walcem, przy którym szłaś w tany, stąpając po łzach, dla mnie Marszem Żałobnym. A teraz ponownie przychodzisz dla zabawy roztrzaskać duszę pieczołowicie składaną w całość, mimo że odeszłaś dawno temu.
Dlaczego nie zostałaś tam, gdzie twoje miejsce? Myślałem, że po raz ostatni żegnam cię, składając białą lilię na hebanowej trumnie. Chciałem, by płacz bliskich zagłuszył twój śmiech od lat kaleczący mój słuch. Wbiłem ci nóż w serce, które oddałaś wszystkim, prócz mnie, choć zarzekałaś się, że nigdy więcej, że dość i prędzej przekroczysz bramy zakonu, niż wpadniesz w ramiona mężczyzny? A może miałaś na myśli moje ramiona? Odniosłaś sukces, nigdy nie byłaś i nie będziesz moja. Zadbałem o to.
We śnie twoje wyszczerzone w uśmiechu zęby szarpały moje ciało, krew barwiła ci wargi niczym szminka tego dnia, gdy pozbawiłem cię życia. Uśmiech, co potrafi zabijać i ożywiać. Uśmiercił we mnie strach i stworzył nieznane mi dotąd emocje, a wraz z nimi demony. Zabiłem cię jeszcze raz i przysięgam – zrobię to znów, jeśli tylko ośmielisz się nękać mnie zza grobu. Żywa czy martwa, już cię nie chcę, zrozum i zostań tam, gdzie jesteś. Dziś moje szczęście ma to samo imię, ale inną twarz.