Siedzę i pichcę sobie moją opowieść. I nachodzą mnie myśli, czy to aby da się strawić? Mi smakuje, ale co na to inni? Pisałem o tym kulinarnym dylemacie w moim dzienniku. Wrzuciłbym wszystko, ale wtedy nic już nie będę mógł z tym dalej zrobić. Wrzucę fragment losowy i dzięki Gorgiaszowi będzie świetnie poprawny (

Wymyśliłem więc, że wrzucę fragmenty, ale precyzyjnie dobrane, i okraszone wstępem, który wyjaśni o co was bym prosił. A więc:
Nuda. Bierzesz losową książkę z półki. Otwierasz na chybił trafił. Czytasz co pierwsze w oko wpadło. Cholera, myślisz. Opis. Opisy są nudne. Ma być akcjaakcjaakcja. Ale może, jednak...?
Tu jest opis. Opis ma wprowadzać klimat i nie być nudny. Jest? Nie jest? Wprowadza? Czytałbyś dalej?
****
Szynk „Król Minos” znany był z trzech rzeczy. Po pierwsze, ze swej labiryntowej struktury. Najpierw mieścił się ów przybytek w piwnicy, do której schodzono po sześciu wytartych kamiennych schodkach. Właściciel, o którym za chwilę, miał jednak ambicje i na jednej marnej suterenie nie poprzestał. Wykupił wnet piwniczkę obok, a potem następną i kolejną. Gdzie wykupić nie mógł, tam rył w ziemi jak kret, łącząc wcześniej osobne pomieszczenia. Aż w końcu powstał labirynt korytarzy, tuneli, komnat i izb, w którym chyba tylko wtajemniczeni kelnerzy i sam posesjonat umieli bezbłędnie się połapać. Skoro mowa już o właścicielu, to na chrzcie dano mu Maurycy. Nikt już jednak tak na niego nie wołał. Od byczej postury i temperamentu, oraz z niezwykłą dla ulicy znajomością mitologii, wołano na niego Minotaur. To on był drugim powodem do sławy „Króla Minosa.”
Trzecim był natomiast fakt, iż w tym szynku, jak w żadnym innym, łatwo było dostać w mordę. Czy to przez fakt, że labirynt przejść źle wpływał na psyche gości, czy, że sam Minotaur skory był do bitki, czy, że klientela do najbardziej wyszukanej nie należała – tego nie wie nikt. Plac Świętego Wita, pod którym większość szynku się znajdowała, stanowił więc swego rodzaju barometr miejskiej eksperiencji. Gdy spod bruku dochodziły wrzaski, złorzeczenia i jęki, doświadczonym mieszczuch wzruszał tylko ramionami, a jedynie prowincjusze bledli i żegnali się nabożnie.
W czasie jednej z owych karczemnych awantur, do piwnicy, po sześciu wytartych kamiennych schodkach, schodził szary, niepozorny człowiek.
****